Krzem
*Yiś*
Ocknąłem się i wyłączyłem budzik w telefonie.Sensei sobie spał.Pewnie dziś ma na późniejszą godzinę.Albo ma wolne.Nie chciałem go budzić,więc zniknąłem w kuchni i przygotowałem śniadanie dla nas obojga.Mam nadzieję,że w tym szpitalu nikt przeze mnie nie umrze...
************************************
-Yi!-Soraka wpadła jak oparzona do pomieszczenia,a ja zrobiłem wielkie oczy.
-Co się stało?-Zacząłem,a Soraka złapała mnie za rękę.
-Akali pomaga Shenowi w operacji.-Prowadziła mnie korytarzem.-Yi,musisz mi astystować przy porodzie.Szybko.
-Ja...-Szepnąłem zaskoczony.-Ja i poród!?
-Nie mamy czasu.Kobieta juz ma skurcze!-Zmierzyła mnie.Nawet nie zauważyłem,że stoimy przed porodówką...Czułem się spięty Jak nigdy dotąd.Soraka zajrzała do środka
-Yi!-Soraka zabiła mnie wzrokiem,gdy wróciła do mnie.-Uspokój się i przestań panikować!-Złapała mnie za ramiona.-Musisz wziąć się w garść!
-Ale ja nie dam rady...-Speszyłem się.-Ręce mi drżały.
-Jeszcze raz to powiesz,a Cię spoliczkuję!Zepnij się,do cholery!
Yi,ta kobieta ma skurcze co minutę!
-Eeee...
Złapała mnie i wepchnęła do sali.Czułem się okropnie dziwnie.
-Proszę przeć.-Soraka szybko rzuciła do tej kobiety.Ja zupełnie nie wiedziałem co czynić.W życiu nie odbierałem porodu,raz widziałem tylko jak ptak składa jajko i potem zwymiotowałem do śmietnika,więc miałem wrażenie że zrobię to zaraz tutaj na podłodze.
-Yi pomóż mi.-Zmierzyła mnie.Ręce trzęsły mi się jak przy Parkinsonie.-Proszę przeć...
Soraka skakała wokół tej kobiety.Widać,że wiele razy odbierala porody.Nie wiem po co ja jej tu jestem...
-Jeszcze chwilę.-Soraka pokierowała sytuacją.-Proszę przeć,jeszcze trochę.
-O...Widać główkę...
-Jeszcze chwilą.Już wychodzi.-Soraka spojrzała na mnie,a mi zrobiło się słabo.
Nagle po pomieszczeniu rozległ się dziecięcy płacz.
-Jeju...Chyba dwoi mi się w oczach...-Szepnąłem i osunąłem się na podłogę.Zaskoczona Soraka zamroczyła się przede mną...
************************************
-Dobrze,że się ocknąłeś.-Nade mną pojawiła się znajoma twarz.-Już miałam Cię na SOR wynosić...
-Co z tamtą panią?-Mruknąłem,podnosząc się z ziemi.
-Urodziła zdrowego synka.-Soraka uśmiechnęła się,a ja potarłem twarz.-Za to ty padłeś jak po odstrzale zaraz kiedy go zobaczyłeś.
Byłem teraz w przygotowawczym i czułem otępienie.
-Może do niej zajrzę...-Czułem,że muszę to zrobić.
-Tylko nie mdlej,bo ona Cię tu nie zaniesie.
************************************
-D-dzień dobry...-Speszyłem się,widząc kobietę leżącą w łóżku.-Przepraszam za tą całą akcję...Nieszczególnie chciałem mdleć...-Czułem,że muszę ją przeprosić.To nie było profesjonalne zachowanie lekarza...
-Oj,nic się nie stało.-Machnęła ręka.Musiała być zbyt szczęśliwa,by się na mnie złościć.Trzymała w rękach dziecko.Pomyślałem nagle,że chciałbym mieć młodszego brata,którym mógłbym się opiekować...
Uśmiechnąłem się do dziecka,które trzymało swoją mamę za kciuk.
-Jakie śliczne maleństwo.-Mruknąłem,czując jakieś dziwne ciepło...
Kobieta też lekko się uśmiechnęła.
-Jestem pewna,że pan też będzie się uśmiechał do swoich dzieci.
Poczułem dziwne mrowienie w brzuchu.Trochę zrzędła mi mina ale ukryłem to.
-Muszę już iść.-Odparłem.-Zatłuką mnie kijem. Dowidzenia.-Wróciłem do przygotowawczego.O dziwo niczego ode mnie nie chcieli,więc mogłem chwilę odpocząć.Zrobiłem herbaty i oparłem rękę o stół.Trochę chciało mi się spać...
Nagle pojawił się Shen.Wyglądał na zmeczonego.W końcu chyba z sześć godzin operował...Przypomniało mi się,że chyba powinienem zajrzeć do mojego pacjenta...
Ciekawe co robi Sensei i ile już jedynek postawił?To zabawne.Uśmiechnąłem się pod nosem.
*Yas*
Wyszedłem z klasy i wpadłem na Irelkę.
-Prawie Wylałeś na mnie kawę.-Zmierzyła mnie z uśmiechem.-Jak nie Zed,to ty.
-Uważaj,bo przechylę kubeczek.-Zaśmiałem się.Zmierzaliśmy do nauczycielskiego.
-Jestem ciekawa reakcji uczniów,jak się dowiedzą że będą przeprowadzać sekcję zwłok.-Irelia wstawiła wodę na herbatę.
-Psujesz mi śniadanie.-Zmierzyłem ją.-Dobrze,że nie uczę biologii...
-Siema zgredy.-Na sąsiednim krzesełku usiadł Zed.Pokiwałem witająco głową.
-To w końcu powiesz mi z kim jesteś?-Irelka spojrzała na mnie.
Mam wrażenie,że nagle zbladłem.
-Na pewno z kimś szczególnym...-Zed uśmiechnął się,a ja zabiłem go wzrokiem.
-To ty coś wiesz,cholero!?-Zmierzyła go zabójczo.
-Tajemnica państwowa.-Zed puścił mi oczko.Już myślałem,że się wygada.
-Wy chuje.-Zmierzyła nas.-I tak się dowiem.
W sumie to czułem teraz tęsknotę za Yi.Brakowało mi go na szkolnym korytarzu.Pusta ławka w klasie...Cholera.W szkole tak rzadko go widzę.Została mi jeszcze jedna lekcja.Może go odwiedzę?
Ta lekcja była cholernie ciężka.Znowu chcieli skonstruować bombę wodorową...Co za młodzież...Mam wrażenie,że wyczekiwałem dzwonka bardziej niż uczniowie...W końcu wyrwałem się ze szkoły.W głowie siedzi mi myśl,by odwiedzić Yi.Wpadłem na moment do domu,żeby zrobić jakiś obiad.Ciekawe co Yi dziś odwalił?
*Yiś*
-Co się stało,Panie Doktorku?-Vladimir zmierzył mnie,gdy wchodziłem w korytarz.
-Ech...-Podszedłem bliżej.-Prawie zdjąłem pacjenta,bo mu przypadkiem odłączyłem aparaturę,jak sprzątałem...
Wampir zmierzył mnie z uśmiechem.
-A to ciekawe...Pewnie dostałeś opieprz...
-I to jaki...-Mruknąłem.-Najgorszy lekarz na świecie to właśnie ja...
-Nie jesteś dla siebie za surowy?-Podniósł brew.
-Nie mogę sobie pozwalać na takie błędy...-Załkałem.
-Oj przestań.-Poczułem jak dotyka mnie po plecach.Drgnąłem.-Za bardzo się tym przejmujesz.Jak będziesz ciągle się ganić to jeszcze gorzej będzie Ci szło...
Nagle usłyszałem wołanie Soraki.Akurat w takim momencie...
-Na mnie już czas.-Wyszedłem z pomieszczenia.Prosiła mnie o kilka rzeczy dla jakiegoś pacjenta.Wyleciałem na korytarz i znowu poczułem zderzenie z podłożem...
*Yas*
Pierwszym co zobaczyłem to wejściu był Yi,który zaliczył glebę.Całkiem uroczy widok...
-Cześć Yi.-Podałem mu rękę,a on z przestrachem się podniósł.Rumieniec.
-Cooo ty tu robisz?
-Przyszedłem Cię odwiedzić.-Uśmiechnąłem się do niego.-Słyszałem,że odebrałeś poród.
-Właściwie...To zemdlałem...-Zaczerwienił się.
To było takie urocze.
-Słodko się rumienisz.-Puściłem mu oczko.
Jeszcze bardziej się zarumienił.
-Aaa...Jadłeś coś?-Zacząłem.Yi zjeżył się.
-Taaak...
-Kłamiesz.-Zmierzyłem go stanowczo.
Speszył się i spojrzał mi w oczy.
-Nie miałem kiedy...Przepraszam...
-Mogłeś powiedzieć.Przyniósłbym Ci obiad...-Złapałem się za szyję.
-Oj tam.Za niedługo kończę...
-Yi!
-Oj,wołają mnie.-Uśmiechnął się przepraszajaco.
-Do zobaczenia.-Musnąłem jego rękę palcami.Spojrzał na mnie z zakłopotaniem.W sumie to całkiem uroczo wygląda w stroju lekarza.Nadal ma tą malinkę na szyi,którą tak próbuje ukryć.Słodkie...
*Yi*
-Uff...-Przyszedłem do środka,ocierając czoło.Czułem zmęczenie i ból w nogach po całodziennym bieganiu.Sensei siedział przy stole i sprawdzał jakieś testy.Chyba mnie nie zauważył.
-Wróciłem.-Zacząłem,a Sensei podniósł głowę.
-Jak się cieszę,że wróciłeś.Zrobiłem kolację.
-Miło.-Uśmiechnąłem się szeroko.
-W końcu Cię dopadłem i coś zjesz.
Zarumieniłem się lekko.To takie dziwne uczucie.
-Tylko się przebiorę.-Rzuciłem i zniknąłem w innym pokoju.Ubrałem koszulę i wygodniejsze spodnie.Trochę wystawały mi obojczyki...Czy robię to specjalnie?
Gdy wróciłem to w kuchni roztaczał się znakomity zapach jedzenia.
-Pięknie pachnie.-Pochwaliłem dania na stole.Zaczęliśmy jeść.
-Jak praca zagaił.
-W porządku.-Zarumieniłem się.
-Mam dla Ciebie wieści.-Zamachał widelcem w powietrzu.-Nie wiem czy Ci się spodobają.
-Co się stało?-Zamarłem.
-A tam...Irelka mówi,że będziecie się bawić w sekcje zwłok czy coś.Nie znam się.Ja tu tylko uczę chemii.
-O nie.-Jakoś dziwnie się poczułem.-Musisz mówić mi o tym przy jedzeniu?
-To następnym razem powiem Ci,że jadowity pająk Odgryza Ci nogę.
-Co!?
-Żart.-Zaśmiał się,a ja zmarkotniałem.
-Bo wylądujesz w kącie.
-Haha jasne.Chyba raczej ty.
Chciałem wstać po wodę ale wylała mi się na koszulę.
-O nie!-Pisnąłem.-Przepraszam...
-Nic się nie stało.-Sensei uśmiechnął się z litością.-Chodź,zaradzimy katastrofie.-Zaczął prowadzić mnie do łazienki.Chciał zafundować mi kąpiel?
Zdjąłem koszulę,a Sensei rozwiesił ją na kaloryferze.
-Prysznic...O tym marzę...-Westchnąłem.
Sensei uśmiechał się lekko.
-Co powiesz na wspólny prysznic?
-W-wspólny?-Zająłem się czerwienią.Tego się nie spodziewałem.Chyba zauważył,że się wstydzę...
-Może nie powiniem pytać...-Jego głos był cichy.
-Nie...nie...W porządku.-Ręce mi zadrżały.-Po prostu mnie to zaskoczyło...
Gapiliśmy się na siebie w niezręcznej ciszy.
-Ciepła woda brzmi zachęcająco...-Szepnąłem cicho.
Dziwne uczucie tak się rozbierać...
Długo to nie trwało i znaleźliśmy się pod prysznicem.
Nie mogłem się ruszyć...Czułem się taki speszony.Gapiłem w ściekającą wodę.
-Dobrze się czujesz?-Na dźwięk głosu podniosłem głowę.Słowa w moim gardle zamarły.Gapiłem się na Senseia.
Jezu święty...Jego mięśnie są idealne...
-T-Tak...-Szepnąłem i dotknąłem jego piersi.Skóra wilgotna i ciepła...
Patrzyłem mu głęboko w oczy.Cisza między nami...Miałem wrażenie,że serce wyjdzie mi z piersi...
Gapiliśmy się coraz dłużej i dłużej.Poczułem,że muszę go pocałować...Delikatnie musnąłem w usta.Jego mokre włosy opadły mi na ramiona.Westchnąłem cicho.Czułem się jednoczenie niezręcznie Jak i pewnie.Woda ściekała mi po plecach.Przez to drżałem...
Nasze pocałunki przybierały na namiętności.Czułem Jak serce mi wali.Oplotłem się wokół jego szyi.Usta wilgotne i zimne...
-Skąd masz tę bliznę?-Dotknąłem jego nosa powoli i delikatnie.
Złapał moją dłoń.
-Ah to...-Zaczął.-To burzliwy okres z czasów liceum.
-Ojej...
-Tak się składa,że potłukłem się z Twoim nauczycielem WF-u.Nie zawsze się przyjaźniliśmy.
Patrzyłem na niego w krótkiej ciszy.Znowu drżały mi palce.
Delikatnie pocałowałem go w nos...
-Czuję się taki beznadziejny...-Szepnąłem.
-Dlaczego tak mówisz?-Sensei nagle zrobił zaskoczoną minę.
-Wszystko co dotykam zamienia się w nieszczęście.-Załkałem.
Przytulił mnie delikatnie.Moje usta mimo bólu lekko wygieły się w uśmiech.
-Za to ty przynosisz szczęście.-Szepnął mi do ucha.
Wtuliłem się do niego jeszcze mocniej.
-To dla mnie wiele znaczy...
Trwaliśmy moment przytuleni do siebie.To było takie miłe...
-Trochę mi zimno...-Odparłem cicho.
Sensei pokiwał głową i umyliśmy się do końca.
-Masz ręcznik,bo cały dygoczesz.-Dał mi mięciutki biały ręcznik.Cichutko podziękowałem i zawinąłem się w niego.Uczucie chłodu trochę ustąpiło.
-Szczerze mówiąc,to chce mi się spać...-Otarłem oko.
-Nie dziwię się.-Sensei uśmiechnął się i Zawinął sobie ręcznik na biodrach.-Po tylu godzinach opieprzania przez Sorakę.
Zaśmiałem się cicho.
-Dziękuję za kąpiel...
Sensei pokiwał głową z lekkim uśmiechem i zaczął suszyć włosy.Pewnie długo mu to zajmie.Takie włosy to nie lada wyzwanie.
Poczekałem aż moje ciało trochę się zagrzeje i postanowiłem poszukać jakichś ubrań.Przyjemnie będzie wskoczyć w piżamkę...
Następnego dnia:
Obudziłem się kompletnie niewyspany i zamroczony.Sensei jeszcze spał,więc postanowiłem go obudzić.Głupio będzie jak się spozni do pracy...
-Pobudka.-Zacząłem rozczesywać jego włosy palcami,licząc że to go szybko obudzi.
Mruknął tylko i obrócił na drugi bok.
-Jeszcze pięć minut...
-Wstaawaj...-Położyłem się mu na plecach.-Wstaawaj!
-Złaź ze mnie.-Strzepał mnie i podniósł do siadu.-Nie dasz się wyspać...
-Zrobię Ci śniadanie na przeprosiny.-Uśmiechnąłem się lekko.
-Brzmi zachęcająco.-Też się uśmiechnął.
-W takim razie lecę do kuchni.-Wstałem z łóżka i Pobiegłem do kuchni.
Chwilęp potem znowu byliśmy we dwoje.
-Dzisiaj będziecie się pewnie świetnie bawić razem z Irelką.-Sensei zachichotał.
-Nawet mi nie mów.-Odparłem,rozgrzewając patelnie.-Jak tam nie zemdleję to będzie cud.
-E tam,dasz radę.-Machnął ręka.-Ja się będę znowu z kims pewnie kłócił na radzie,bo zacznie marudzić...
-To lepsze niż,to co mnie czeka...-Westchnąłem.
-Kłóciłbym się.-Puścił mi oczko.-A tak właściwie,to co tam gotujesz?
-Jajka.-Odparłem,zajęty robieniem jedzdnia.
-W końcu nie naleśniki.-Sensei zachichotał.
-Bo dostaniesz jajkiem w łeb.-Pokazałem mu język.
-A ty będziesz szedł z buta do szkoły.
-Pff..
Po chwili zaczęliśmy się śmiać.
Skończyłem gotować i moglismy w końcu zjeść śniadanie.
Po jedzeniu poleciałem się szybko ogarnąć,żeby jakoś wyglądać.Czuję się taki zmęczony.Chyba muszę wcześniej chodzić spać...
Zanim się wyszykowałem,to Sensei stał przy drzwiach,ze znudzeniem machając kluczykami od samochodu.Jeju,jak on to wszystko robi.
Pendolino ekspres z miotłą na masce...
************************************
-Weź nie pierdol.-Kajak wzruszył ramionami.-Nie ciekawiło was to zawsze?Ja Jak byłem mały to chciałem być koronerem ale nie wyszło...
-Nie jestem zwolennikiem grzebania w trupach...-Zacząłem niepewnie.Czułem jakiś dziwny niepokój...
Nagle biolożka zaczęła coś tłumaczyć.Kayn Jak zwykle wszystko zagłuszał bo komentował każde jej słowo.Mógłby sobie dać czasem spokój...
-Chyba tutaj nie zemdlejesz?-Hiruki poklepał mnie po plecach,bo pewnie zrobiłem się biały Jak kartka.
-Mam nadzieję.-Westchnąłem cicho.-Głupio by było tak zemdleć...
-Jeszcze pomyślą,że zszedłeś i Ciebie pokroją.-Kayn zachichotał,a ja miałem wrażenie,że zaraz zwymiotuję...
-Kayn!-Hiruki ochrzanił go,a ja otrzepałem się,próbując pozbyć się smaku żółci z gardła.
-No to kto chce nam to ładnie prezentować od strony technicznej?-Nauczycielka zmierzyła naszą grupkę.Zwróciła na nas uwagę,bo pewnie za głośno gadaliśmy...Co za niefart...
-O!Ja chcę!-Kayn krzyknął entuzjastycznie.Teraz mam wrażenie,że chyba ma coś nie po kolei w głowie...
Nauczycielka kiwnęła głowa i Kayn poleciał do niej jak na skrzydłach.Może mnie to nie będzie czekać...Albo sam zejdę...
-Anatomia w podstawowym stopniu jest już wam pewnie znana.-Kobieta zaczęła.-Teraz przejdziemy do czegoś bardziej złożonego...
Na moment się wyłączyłem.Powinienem czuć obrzydzenie ale odziwo go tutaj nie ma.Jakaś dziwna pustka...
-Podsumujmy.-Nauczycielka prowadziła dalej prezentację,a Kayn chyba cieszył się ze może kroić trupa.-Ciało smoliste na plucach wskazuje długolenie palenie.-Kontynuowała.-Widzicie te białe ślady?Zaczątki raka.
Napdawde nie miałem ochoty by tutaj siedzieć...
Gadanie o rakach i wszystkim mnie przeraża...
Nagle zadzwonił telefon.Akurat w takim momencie?
Wyleciałem na moment z pomieszczenia.Ciekawe czemu Sensei dzwoni?
-Coś się stało?-Zacząłem.
-Akurat tak.-Jego głos był jakiś dziwny.-Yi,chyba złamałem nogę...
-Chyba żartujesz!?-Nogi prawie się pode mną załamały...Jak to mozliwe.
-A Brzmię jakbym żartował?
-Nie martw się!Zaraz do Ciebie przyjadę!I nie rób głupot...-Miałem wrażenie,że zaraz się rozrycze...
Tylko jak teraz wyjaśnić biolożce,że muszę spieprzyć z zajęć...
Jest coraz gorzej...
-Pani profesor!?-Podleciałem do niej z totalnie załamaną miną.Była szczera.Przynajmniej widać,że coś się stało.
-Ojej,czemu tak wrzeszczysz?-Zmierzyła mnie z zaskoczeniem.
-Dzwonili do mnie z domu i mówią,że moja ciocia ma zawał!-Skłamałem.-Muszę tam pojechać!Jak umrze,to sobie nie wybaczę że przy niej nie byłem!-Myślałem,że się rozpłaczę ale chyba kupiła kit z ciocią.
-W porządku.-Odparła.-Leć szybko.
-Bardzo dziękuję!-Wybiegłem z sali,czując jeszcze większe zmartwienie.Powinienem zadzwonić do Soraki...
Wpadliśmy z Soraką do domu jak oparzeni.Myślałem,że się wywalę...
-O nie!-Krzyknąłem,widząc Senseia.Myślałem,że zemdlał z bólu ale na szczęście nie.Podbiegłem do niego,prawie wywalając się na progu.
Soraka zrobiła to samo tylko trochę wolniej.
-Faktycznie złamana...-Musiało być tak źle,że oceniła to wzrokiem?
-Nie utną nu nogi prawda?-Obawiałem się najgorszego...
-Aj,ty już chcesz nogi obcinać,spokojnie.-Starała się mnie uspokoić.-Będzie dobrze...
-Obiecujesz?-Spojrzałem jej w oczy.
Westchnęła.
-Tak.Będzie dobrze.
-Czy możecie mnie już zabrać do szpitala?-Sensei wtrącił się ze zniecierpliwieniem w głosie.
-Oj no tak...Przepraszam!-Krzyknąłem i ukryłem twarz w dłoniach.-Przecież Cię boli!Totalny ze mnie idiota!
Soraka kazała mi się uspokoić i tak też zrobiłem.Jeny ale jestem roztrzęsiony...
************************************
-I co z nim?-Prawie nie mogłem oddychać,a kubek latał mi w rękach.
Myślałem,że dostanę drgawek.
-Spokojnie,bo zaraz zemdlejesz a tego nie chcemy.-Soraka poklepała mnie po plecach.-Złamanie w czterech miejscach ale nie jest tak źle.Wysiedzi się w gipsie i noga jak nowa.
-Złamania w czterech miejscach!?-Złapałem się za głowę.
-Ale nie poważne,tutaj Cię pocieszę...-Uśmiechnęła się lekko.
-Mogę go zobaczyć?-Ręce nadal mi drżały.
-Tak,ale musieliśmy go uśpić,bo wiesz jak to z nim jest...Waleczny.Jeszcze komuś rękę odgryzie...
Na ten opis lekko się uśmiechnąłem.
-Soraka!Masz coś do jedzenia!-Znajomy głos.
-O...Wilku mowa...-Westchnęła.
-Czyli mogę go zobaczyć!-Poleciałem za głosem.
Soraka poszła za mną.
Sensei nie wyglądał aż tak źle,bo marudził że jest głodny ale ta biedna unieruchomiona noga...
-To macie coś do jedzenia?
-On was tu zadręczy.-Stwierdziłem.-Mogę go zabrać ze sobą?-Zaproponowałem.
-Jeśli tak,to...żadnej pracy i szkoły.Będziesz z nim Wtedy siedział.
-Bardzo się cieszę.-Uśmiechnąłem się lekko.
-Ja też.Ale będę szczęśliwszy jak dostanę jedzenie.-Sensei zmierzył nas,jakbyśmy go ciągle głodzili.To było zabawne.
-No dobra.Ale jakby coś się działo,to chcę was tu widzieć.
-Zaraz zrobię jakiś dobry obiad.-Odparłem z entuzjazmem.
-Hura, obiad!-Sensei zachichotał.
************************************
-Jak to się stało,że złamałeś nogę?-Usiadłem obok Senseia,który siedział w łóżku i gapił się w okno.Po chwili spojrzał na mnie i wzruszył ramionami.
-Mokra podłoga w łazience załatwiła sprawę...
-I przeczołgałeś się aż do kuchni to telefon!?-Zrobiłem wielkie oczy.
-Może.-Odparł,myśląc że chyba go skarcę.
-Wiem jak poprawić Ci ten beznadziejny dzień.-Uśmiechnąłem się wesoło.
-Hm?-Podniósł brew.
-Wyczeszę Ci włoski!Wiem,że to lubisz!
-Wcale nie!Nie znoszę jak ludzie dotykają moich włosów!-Oburzył się.
-A ja wiem co innego.-Zmierzyłem go z uśmiechem.
-A niby skąd!?
-Jak spałeś to uśmiechałeś się,gdy to robiłem...
-Dotykałeś moich włosów przez sen!?
-I to nie raz...-Uśmiechnąłem się i wziąłem szczotkę w dłoń,przejeżdżając po długim pasemku.Rumieniec na twarzy Senseia?
-Mówiłem,że to lubisz.-Szepnąłem mu do ucha.
-Niech Cię diabli...-Westchnął przegrany.
Jednak wiedziałem,że pod nosem się uśmiecha...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro