Glin
*Yiś*
Zjedliśmy razem śniadanie.Czułem się trochę pewniej.
-Może Cię podwieźć?-Sensei spojrzał na mnie,a ja pokiwałem głową.To o wiele lepszy pomysł niż przejażdżka autobusem w tak deszczową pogodę.Teraz znowu nawiedził mnie stres.Przed szpitalem poczułem lekki dreszcz.
-Wierzysz we mnie,prawda?-Spojrzałem na niego,odwracając się.
-Jak sobie nie poradzisz,to wystawię Ci zagrożenie z chemii.-Zaśmiał się.To było okropne pocieszenie ale wiem,że żartował.
Uśmiechnąłem się lekko i wszedłem do budynku.Trochę się martwiłem,że się zgubię ale trafiłem tam gdzie mi kazano.Stanąłem przed drzwiami i niepewnie zapukałem.Otworzyła mi ta koleżanka Senseia.
-Dzień dobry...-Zacząłem niepewnie.
-O,to ty!-Od razu się ożywiła.-No,widzę że zwarty i gotowy.Chodź,pokażę Ci co i jak.
Poszedłem za nią dość niepewnie ale mimo to czułem determinację.Ciekawe Jak to się uda...Pewnie na początku będę robił za tragarza ale to nic...
Soraka pokazała mi co i jak.Szybko zrozumiałem.To wydaje się proste.
Najpierw kazali mi przynieść kilka rzeczy.Jakoś sobie radziłem,trochę nogi mi się trzęsły ale dawałem radę.
-Uff...-Otarłem czoło,siadając na krzesełku. Akali postanowiła się do mnie dołączyć.
-Jak Ci się podoba?-Odparła,popijając kawę.
-Całkiem nieźle.Nie spodziewałem się,że to będzie takie męczące...-Uśmiechnąłem się lekko.
-A.-Machnęła ręką.-Zrobili z Ciebie chłopca na posyłki.-Zaśmiała się.Kawa dodawała mi energii.
-Yi! Możesz tu na chwilkę!?-Usłyszałem głos Soraki i westchnąłem cicho.
-Spodziewałem się,że nie będę popijał lodowatej kawy...-Pobiegłem najszybciej jak mogłem.
-Co się stało?-Spojrzałem na Sorakę z zaciekawieniem.Obróciła się do mnie natychmiastowo.
-Musisz mi przynieść kilka rzeczy dla pacjentki.-Pokiwała głową.-Kilka leków i szklankę.Tylko szybciutko.
-Tak jest,szefowo.-Uśmiechnąłem się i poszedłem po to o co prosiła.
Zgarnąłem to ekspresowo i zacząłem pospiesznie wracać.
-Jestem sp...-Rzuciłem i poczułem,że upadam.Wszystko wyleciało mi z rąk.Co za ciota...
-Ojej.-Soraka złapała się za głowę.-Wszystko w porządku?-Pomogła mi wstać.
-Taaak...-Podniosłem się.-Przepraszam.Straszna ze mnie niezdara...
-W porządku.-Pokiwała wyrozumiale głową.-Każdemu mogło się zdarzyć.
Rzuciłem okiem na pobite szklanki,leżące na podłodze.
-J-ja to posprzątam!-Odparłem,łapiąc za zmiotkę i zamiatając pobite naczynia.
Soraka uśmiechnęła się lekko.
-Zdaje się,że doktor Shen ma chyba dla Ciebie jakiegoś pacjenta.
Zaniemówiłem na moment i przerwałem sprzątanie.Czuję się jeszcze bardziej zdeterminowany...Mam nadzieję,że tego nie zawalę...
-Dla mnie?-Odparłem cicho,kończąc sprzątanie.
-Lepiej szybko do niego zajrzyj,bo nie lubi czekać.-Soraka rzuciła,wracając do pracy.
Postanowiłem,że zrobię jak kazała chociaż chciałem spokojnie dopić kawę.Shen pewnie mnie zatłucze,jeżeli go nie posłucham i nie przyjdę...
Poleciałem tam w podskokach i prawie wpadłem na drzwi,bo Shen w nich stał.Trochę się speszyłem ale szybko odzyskałem rezon.
-O,tu jesteś.-Zaczął.-Będziesz miał pacjenta.
-Słyszałem o tym.-Pokiwałem głową.
-Pewnie tak.-Machnął ręka.
-Kim będzie mój pacjent?-Spytałem,czując coraz większą ciekawość.
-Nazywa się Vladimir.Ma zakażenie krwi.Podaliśmy mu odpowiednie leki ale trzeba go ciągle mieć na uwadze,bo jego stan może się pogorszyć.
-Rozumiem.To gdzie on jest?-Zapytałem,rozglądając się.
-Za Tobą...
-Co...O cholera!Wampir!-Odskoczyłem i schowałem się za Shenem.
-No wiesz,dzięki.-Przewrócił oczami,a potem zwrócił się do Shena.-Doktorze,niech Pan nie mówi że to on będzie się mną zajmował.
-Eh.Nie marudź.Krzywdy Ci nie zrobi...Chyba...-Shen teatralnie się uśmiechnął,a ja zbladłem.
-No ja tam nie wiem.-Vladimir pokiwał głową.-Widzisz jaki jest blady?
-To nic takiego.-Poprawiłem ubranie i starałem się uspokoić.
-Poradzisz sobie.-Shen uśmiechnął się lekko.-Narazie chodźmy.Vladimir potrzebuje odpoczynku.
Posłuchałem i powoli poszedłem za Shenem.
************************************
Postanowiłem zajrzeć do tego mojego pacjenta.Leżał na łóżku i grzebał w telefonie.
-Jak się pacjent czuje?-Probowałem ukryć lekki niepokój.
-Po ludzku...
-No ja nie wiem czy po ludzku...-Szepnąłem,a potem spojrzałem na niego.-To bardzo się cieszę.Przyszły już wyniki krwi.Co robiłeś,żeby dopuścić do takiego zakażenia?!
-No nie wiem...Tak jakoś...-Wzruszył ramionami.-Może wysysanie krwi dziewic było kiepskim pomysłem...
Na moment mnie ścięło.Otrzepałem się i chciałem ukryć zniesmaczenie.
-Oddychaj,bo robisz się niebieski.-Wampir odparł,a ja chciałem się uspokoić.-A,mam prośbę.-Na moment spojrzał mi w oczy.-Jeżeli umrę,powiedz mojemu ojcu że był kijowy,bo wybrał swoje kruki zamiast mnie.-Utkwił wzrok w oknie.-I,że wiem o jego łóżkowych przygodach z kruczycą Beatą...
-Eeee...No skoro chcesz...Ale chyba jeszcze trochę pożyjesz.-Zdobyłem się na uśmiech i nagle zadzwonił telefon.
Prawie go wypuściłem,odbierając.
-D-dzień dobry...-Wydukałem,słysząc znajomy głos.
-Jak Ci idzie Yi?-Sensei chyba miał dobry humor.Ja czułem się trochę dziwnie.
-Dość dobrze...Chyba.-Zacząłem cicho.-Dostałem pacjenta....tylko,że...-Wyszedłem z pokoju.-To jakiś dziwny wampir,który gada że jego ojciec piepszy się z krukami....
Cichy śmiech w głosie.
-Dasz sobie radę.
Trochę mnie to podniosło na duchu i mniej się bałem...
-Chyba nie będzie tak źle...-Zacząłem cicho,licząc na pocieszenie.Czułem się tak beznadziejnie...
-Brzmisz na trochę zmartwionego.-Zaczął,a ja probowałem go odwieść od tych myśli.
-To nic takiego.-Starałem się brzmieć pewnie.-Lekkie zmęczenie,nic więcej.
-Mam nadzieję...-Chyba już muszę kończyć,bo Zed wylał kawę na podłogę i Irelkę...-Westchnął,a ja cicho się zaśmiałem.
-Do zobaczenia.-Odparłem na pożegnanie.
Wspomniał o kawie...Pragnę kubka takiej dobrej i ciepłej...
*Yas*
Yi nie brzmiał jakoś dobrze...Był trochę...zmartwiony.
Postanowiłem zadzwonić do Shena.
-Halo?-Odebrał po kilku razach.-Coś się stało?
-Pytam tylko co z Yi.-Zacząłem,a Shen cicho się zaśmiał.-Jakoś sobie radzi.-Odparł,a w tle usłyszałem krzyki.
-Co się tam dzieje?-Byłem pewnien,że to krzyki Yi.
-A,Yi tak sobie krzyczy...-Shen rzucił szybko.-Rozlał kawę.
-O.-Nadal czułem lekki niepokój.-Pozdrów go i sprawdź czy się nie poparzył.
-Postaram się.O ile się nie połamie.-Cichy śmiech w głosie.
Ale mi nie było do śmiechu.Chyba zajrzę do Yi...
*Yiś*
-Ojej...-Odparłem,czując że czerwienią mi się policzki.-Bardzo przepraszam,że pomyliłem te pudełka...Wyglądały tak samo...
-W porządku.-Akali uspokoiła mnie.-Idź po te właściwe.
Ruszyłem po nie szybko ale po drodze spotkałem kogoś znajomego.
-O,Yi.-Lekki uśmiech.Miałem na moment problem z rozpoznaniem osoby.-Jednak jesteś cały.
Przetarłem oczy.
-Sensei...-Spojrzałem na niego i lekko się uśmiechnąłem.-Co tu robisz?
-Pomyślałem,że Cię odwiedzę.Trochę się stęskniłem...
-To słodkie.-Czułem ciepło w sercu.
Po chwili usłyszałem wołającą mnie Sorakę.Przeprosiłem Senseia i Pobiegłem do niej.Chciała,żebym jej pomógł z pacjentem.Naprawdę nie mam wytchnienia...
Pomęczyła mnie trochę i w końcu wybłagałem dla siebie przerwę,bo powiedziałem że padam z nóg.
*Yas*.
-Chyba nie jest aż tak beznadziejny?-Zacząłem, popijając kawę.
-Ujdzie ale...-Akali westchnęła.-Nie do końca mu wychodzi...
Uśmiechnąłem się z litością.
Biedny Yi,tak go dręczą...
-Nauczy się.-Chciałem ją uspokoić ale pokiwała głową.
-No ja tam nie wiem...-Westchnęła.Kątem oka dostrzegłem Yi na korytarzu.Nie zauważył mnie.Pospiesznie zniknął w innym pokoju.Pewnie ma dużo pracy...
Akali też zaczęła się zbierać,bo Shen prosił ją o pomoc.Dopiłem kawę i zastanawiałem się czy zostać czy uciekać...
*Yiś*
Wpadłem do przygotowawczego.Zacząłem rozmyślać o kąpieli i ciepłej wannie...Usłyszałem dziwny odgłos i obróciłem się.To ten dziwny wampir.
Miałem przeczucie,że teraz mnie zabije i wyssie ze mnie krew...
Kolana się pode mną załamały i osunąłem się na ziemię,czując że słabnę i tracę świadomość...
************************************
-No Jezu...-Zdenerwowany głos.
-Ojej.-Ten trochę bardziej ciepły.
-I to ma być lekarz!?-Znów ten ostry głos.
-Kreeew...-Jescze inny głos.
Otworzyłem oczy i ujrzałem przed sobą zaskoczoną Sorake,Akali i Vladimira.
Czułem się dziwnie...
-Co się stało?-Szepnąłem.
-Straciłeś przytomność.-Soraka zaczęła,a ja powoli podniosłem się do siadu.
-Może powinieneś już wrócić do domu.-Odparła z troską.-Jesteś strasznie blady.
-Co tu się dzieje?-Do pokoju wpadł Sensei,a ja czułem się jak debil.
-Yi zemdlał.-Soraka spojrzała na mnie.-Sądzę,że powinien się z Tobą zabrać i wrócić do domu.
Miałem wrażenie,że chyba się rozpłaczę ale się powstrzymałem.
Spojrzałem na Senseia,czujac czerwień na twarzy.
-Zabierz mnie stąd proszę...-Szepnąłem tak cicho,że tylko on usłyszał...
-To chyba dobry pomysł.-Przejął pałeczkę i wrócił do rozmowy z Soraką.Pokiwała tylko głową.Ja poczułem ramię obejmujące mnie...
************************************
-Nie wyglądałeś na zadowolonego...-Sensei zaczął,a ja speszyłem się lekko ale odważyłem się mu spojrzeć w oczy.
-Stres...-Pokiwałem głową.Czułem się beznadziejny...-Chyba trochę zawaliłem...
-Przestań.To Twój pierwszy dzień.Jutro będzie lepiej,zobaczysz.-Uśmiechnął się lekko,a ja poczułem pocieszenie.
-Jestem taki zmęczony...-Szepnąłem,a Sensei spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
-Może zrobić Ci kąpiel?-Poczułem jak się rumienię...-Pewnie Ci się przyda po całym dniu pracy...
-Ojej.-Odparłem cicho.-Dziękuję.
-Do usług.-Uśmiechnął się i zniknął w łazience.Ja nie miałem sił by się ruszyć.Bolało mnie wszystko ale jednocześnie czułem wstyd...Nie wiem dlaczego...
-Yi.-Usłyszałem głos Senseia i natychmiast Pobiegłem do łazienki.Było tam okropnie gorąco.
-Dziękuję.-Odparłem,stojąc niesmiało w drzwiach.
-Chyba woda nie jest za ciepła...-Zaczął,a ja dotknąłem jej ręka.Czy on tutaj latał z czajnikiem?
-Ale to jest wrzątek...-Zacząłem ale perspektywa ciepłej kapieli była zbyt kusząca.Jak wyjdzie trochę schłodzę tę wodę.-Ale jest w porządku.
-Na pewno?
-Tak...-Zapewniłem go,a on pokiwał głową i wyszedł z łazienki.
Ciepła kąpiel to świetna rzecz zwłaszcza że moje mięśnie błagają o litość.Woda sprawiała,że trochę się rozluźniłem.Naprawdę było bardzo przyjemnie.W pewnym momencie czułem,że zamykają mi się oczy...Mam wrażenie,że tutaj usnę...
************************************
Obudziło mnie szarpnięcie,które sprawiło że wpadłem pod wodę i zorientowałem się że jestem w wannie.
-Co jest!?-Pisnąłem,rozglądając się wokoło.
-Zasnąłeś,więc Cię jakoś obudziłem.-Sensei uśmiechnął się,a ja odgarnąłem włosy z czoła.
-Faktycznie jestem zmęczony.-Mruknąłem cicho.
Po chwili uświadomiłem sobie,że jestem zupełnie nagi...Wyleciałem z wanny jak oparzony i otuliłem się ręcznikiem.
-Kolacja czeka.-Sensei zachichotał,a ja czułem jak woda scieka mi po plecach.Znowu się rumienie.Niech to...
Sensei wyszedł,a ja mogłem w spokoju się ubrać.To słodkie,że zrobił mi kolację...Szybko włożyłem na siebie ciuchy,bo czułem nieprzyjemny głód.Gdy wszedłem do kuchni to mnie zamurowało.Świece...Kolacja przy świecach,a ja w dresie i to jeszcze do spania...Co za cymbał...
-Może ja się przebiorę...-Zacząłem,chcąc pobiec do pokoju.Zostałem zatrzymany.
-Siadaj,siadaj.Widzę jaki jesteś głodny.-Sensei uśmiechnął się,a ja momentalnie zrobiłem jak kazał.Czułem się jak w jakiejś beznadziejnej komedii romantycznej...
Gapiłem się w stół bez słowa,czując narastające ciepło.
-Uroczo się rumienisz.-Sensei uśmiechnął się,a ja natychmiast Zasłoniłem twarz.Tak się wstydzę...
-Co tak ładnie pachnie?-Zacząłem,chcąc przerwać tę niezręczną ciszę.
-Indyk.-Sensei uśmiechnął się,a ja poczułem jeszcze większy ucisk w brzuchu.
-Mmm...-Mruknąłem.-Aż zgłodniałem.
Po chwili miałem wspaniałe jedzenie przed sobą.Znów ta smętna cisza.
-Źle wyglądasz...-Sensei spojrzał mi w oczy,a ja o mało nie wypuściłem widelca z rąk.Chyba powinienem się wyżalić.
-Jestem okropnym materiałem na lekarza...-Zacząłem.
-Znów przejmujesz się tym stażem...
-Jak wiele rzeczy można popsuć jednego dnia?Tylko ja jestem taką Niezdarą...Chodzącą katastrofa...
-To się zmieni,zobaczysz.-Sensei uśmiechnął się krzepiąco.-Mogę Cię pocieszyć i opowiedzieć Jak prawie podpaliłem pracownię chemiczną,a potem do tego wylałem kawę na dyrektorkę.I jeszcze weź wytłumacz uczniowi,że nie może skonstruować bomby wodorowej na zajęciach...-Westchnął,a ja uśmiechnąłem się lekko.
To faktycznie brzmi jak coś zabawnego...
Teraz mieliśmy temat do rozmowy.Czułem się o niebo swobodniej.Dość szybko zjedliśmy.Jedzenie było wspaniałe.Nic dziwnego.Zawsze takie jest.
-Smakowało Ci?-Sensei uśmiechnął się lekko,a ja odpowiedziałem tym samym.
-Gdybym nie był pełen to poprosiłbym o dokładkę...
-Cieszę się.
-O!Teraz leci dobra komedia romantyczna.-Ożywiłem się.
-Yi,błagam Cię...Tylko nie to...-Sensei złapał się za głowę.
-Prooooooooooszę...-Jęknąłem.
-Ech.Dobra,ale wiedz że będę Ci marudził.
-To dostaniesz knebel.-Pokazałem mu język.
Serial był całkiem ciekawy.Nie taki typowy jak większość.Mimo to narastające zmęczenie dręczyło mnie niemiłosiernie.
*Yas*
Poczułem jak głowa Yi upada na moje ramię.Zasnął.To słodkie.Uśmiechnąłem się lekko i podniosłem go,zabierając do łóżka.Wtulił się w poduszkę,a ja poszedłem pod szybki prysznic.Gdy wróciłem do sypialni to od razu spojrzałem na Yi.Szukał mnie dłonią,wodząc po łóżku...
Uśmiechnąłem się lekko i położyłem się obok,całując jego dłoń.Mruknął przez sen...
************************************
Obudził mnie krzyk Yi.Spojrzałem na niego z przerażeniem.
-Yi,do cholery!Co się stało!?-Złapałem go i spojrzałem mu w oczy.
-Ty...ty żyjesz!-Krzyknął i wtulił się do mnie.
-A czemu mam nie żyć!?-Zdziwiłem się.
-Bo miałem koszmar...Koszmar,że nie żyjesz...
-Jestem tu i mam się świetnie...-Przytuliłem go do siebie,uspokajając.
Na szczęście ponownie usnął...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro