Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Glin

*Yiś*

Zjedliśmy razem śniadanie.Czułem się trochę pewniej.

-Może Cię podwieźć?-Sensei spojrzał na mnie,a ja pokiwałem głową.To o wiele lepszy pomysł niż przejażdżka autobusem w tak deszczową pogodę.Teraz znowu nawiedził mnie stres.Przed szpitalem poczułem lekki dreszcz.

-Wierzysz we mnie,prawda?-Spojrzałem na niego,odwracając się.

-Jak sobie nie poradzisz,to wystawię Ci zagrożenie z chemii.-Zaśmiał się.To było okropne pocieszenie ale wiem,że żartował.

Uśmiechnąłem się lekko i wszedłem do budynku.Trochę się martwiłem,że się zgubię ale trafiłem tam gdzie mi kazano.Stanąłem przed drzwiami i niepewnie zapukałem.Otworzyła mi ta koleżanka Senseia.

-Dzień dobry...-Zacząłem niepewnie.

-O,to ty!-Od razu się ożywiła.-No,widzę że zwarty i gotowy.Chodź,pokażę Ci co i jak.

Poszedłem za nią dość niepewnie ale mimo to czułem determinację.Ciekawe Jak to się uda...Pewnie na początku będę robił za tragarza ale to nic...

Soraka pokazała mi co i jak.Szybko zrozumiałem.To wydaje się proste.
Najpierw kazali mi przynieść kilka rzeczy.Jakoś sobie radziłem,trochę nogi mi się trzęsły ale dawałem radę.

-Uff...-Otarłem czoło,siadając na krzesełku. Akali postanowiła się do mnie dołączyć.

-Jak Ci się podoba?-Odparła,popijając kawę.

-Całkiem nieźle.Nie spodziewałem się,że to będzie takie męczące...-Uśmiechnąłem się lekko.

-A.-Machnęła ręką.-Zrobili z Ciebie chłopca na posyłki.-Zaśmiała się.Kawa dodawała mi energii.

-Yi! Możesz tu na chwilkę!?-Usłyszałem głos Soraki i westchnąłem cicho.

-Spodziewałem się,że nie będę popijał lodowatej kawy...-Pobiegłem najszybciej jak mogłem.

-Co się stało?-Spojrzałem na Sorakę z zaciekawieniem.Obróciła się do mnie natychmiastowo.

-Musisz mi przynieść kilka rzeczy dla pacjentki.-Pokiwała głową.-Kilka leków i szklankę.Tylko szybciutko.

-Tak jest,szefowo.-Uśmiechnąłem się i poszedłem po to o co prosiła.

Zgarnąłem to ekspresowo i zacząłem pospiesznie wracać.

-Jestem sp...-Rzuciłem i poczułem,że upadam.Wszystko wyleciało mi z rąk.Co za ciota...

-Ojej.-Soraka złapała się za głowę.-Wszystko w porządku?-Pomogła mi wstać.

-Taaak...-Podniosłem się.-Przepraszam.Straszna ze mnie niezdara...

-W porządku.-Pokiwała wyrozumiale głową.-Każdemu mogło się zdarzyć.

Rzuciłem okiem na pobite szklanki,leżące na podłodze.

-J-ja to posprzątam!-Odparłem,łapiąc za zmiotkę i zamiatając pobite naczynia.

Soraka uśmiechnęła się lekko.

-Zdaje się,że doktor Shen ma chyba dla Ciebie jakiegoś pacjenta.

Zaniemówiłem na moment i przerwałem sprzątanie.Czuję się jeszcze bardziej zdeterminowany...Mam nadzieję,że tego nie zawalę...

-Dla mnie?-Odparłem cicho,kończąc sprzątanie.

-Lepiej szybko do niego zajrzyj,bo nie lubi czekać.-Soraka rzuciła,wracając do pracy.

Postanowiłem,że zrobię jak kazała chociaż chciałem spokojnie dopić kawę.Shen pewnie mnie zatłucze,jeżeli go nie posłucham i nie przyjdę...
Poleciałem tam w podskokach i prawie wpadłem na drzwi,bo Shen w nich stał.Trochę się speszyłem ale szybko odzyskałem rezon.

-O,tu jesteś.-Zaczął.-Będziesz miał pacjenta.

-Słyszałem o tym.-Pokiwałem głową.

-Pewnie tak.-Machnął ręka.

-Kim będzie mój pacjent?-Spytałem,czując coraz większą ciekawość.

-Nazywa się Vladimir.Ma zakażenie krwi.Podaliśmy mu odpowiednie leki ale trzeba go ciągle mieć na uwadze,bo jego stan może się pogorszyć.

-Rozumiem.To gdzie on jest?-Zapytałem,rozglądając się.

-Za Tobą...

-Co...O cholera!Wampir!-Odskoczyłem i schowałem się za Shenem.

-No wiesz,dzięki.-Przewrócił oczami,a potem zwrócił się do Shena.-Doktorze,niech Pan nie mówi że to on będzie się mną zajmował.

-Eh.Nie marudź.Krzywdy Ci nie zrobi...Chyba...-Shen teatralnie się uśmiechnął,a ja zbladłem.

-No ja tam nie wiem.-Vladimir pokiwał głową.-Widzisz jaki jest blady?

-To nic takiego.-Poprawiłem ubranie i starałem się uspokoić.

-Poradzisz sobie.-Shen uśmiechnął się lekko.-Narazie chodźmy.Vladimir potrzebuje odpoczynku.

Posłuchałem i powoli poszedłem za Shenem.

************************************
Postanowiłem zajrzeć do tego mojego pacjenta.Leżał na łóżku i grzebał w telefonie.

-Jak się pacjent czuje?-Probowałem ukryć lekki niepokój.

-Po ludzku...

-No ja nie wiem czy po ludzku...-Szepnąłem,a potem spojrzałem na niego.-To bardzo się cieszę.Przyszły już wyniki krwi.Co robiłeś,żeby dopuścić do takiego zakażenia?!

-No nie wiem...Tak jakoś...-Wzruszył ramionami.-Może wysysanie krwi dziewic było kiepskim pomysłem...

Na moment mnie ścięło.Otrzepałem się i chciałem ukryć zniesmaczenie.

-Oddychaj,bo robisz się niebieski.-Wampir odparł,a ja chciałem się uspokoić.-A,mam prośbę.-Na moment spojrzał mi w oczy.-Jeżeli umrę,powiedz mojemu ojcu że był kijowy,bo wybrał swoje kruki zamiast mnie.-Utkwił wzrok w oknie.-I,że wiem o jego łóżkowych przygodach z kruczycą Beatą...

-Eeee...No skoro chcesz...Ale chyba jeszcze trochę pożyjesz.-Zdobyłem się na uśmiech i nagle zadzwonił telefon.
Prawie go wypuściłem,odbierając.

-D-dzień dobry...-Wydukałem,słysząc znajomy głos.

-Jak Ci idzie Yi?-Sensei chyba miał dobry humor.Ja czułem się trochę dziwnie.

-Dość dobrze...Chyba.-Zacząłem cicho.-Dostałem pacjenta....tylko,że...-Wyszedłem z pokoju.-To jakiś dziwny wampir,który gada że jego ojciec piepszy się z krukami....

Cichy śmiech w głosie.

-Dasz sobie radę.

Trochę mnie to podniosło na duchu i mniej się bałem...

-Chyba nie będzie tak źle...-Zacząłem cicho,licząc na pocieszenie.Czułem się tak beznadziejnie...

-Brzmisz na trochę zmartwionego.-Zaczął,a ja probowałem go odwieść od tych myśli.

-To nic takiego.-Starałem się brzmieć pewnie.-Lekkie zmęczenie,nic więcej.

-Mam nadzieję...-Chyba już muszę kończyć,bo Zed wylał kawę na podłogę i Irelkę...-Westchnął,a ja cicho się zaśmiałem.

-Do zobaczenia.-Odparłem na pożegnanie.

Wspomniał o kawie...Pragnę kubka takiej dobrej i ciepłej...

*Yas*

Yi nie brzmiał jakoś dobrze...Był trochę...zmartwiony.

Postanowiłem zadzwonić do Shena.

-Halo?-Odebrał po kilku razach.-Coś się stało?

-Pytam tylko co z Yi.-Zacząłem,a Shen cicho się zaśmiał.-Jakoś sobie radzi.-Odparł,a w tle usłyszałem krzyki.

-Co się tam dzieje?-Byłem pewnien,że to krzyki Yi.

-A,Yi tak sobie krzyczy...-Shen rzucił szybko.-Rozlał kawę.

-O.-Nadal czułem lekki niepokój.-Pozdrów go i sprawdź czy się nie poparzył.

-Postaram się.O ile się nie połamie.-Cichy śmiech w głosie.

Ale mi nie było do śmiechu.Chyba zajrzę do Yi...

*Yiś*

-Ojej...-Odparłem,czując że czerwienią mi się policzki.-Bardzo przepraszam,że pomyliłem te pudełka...Wyglądały tak samo...

-W porządku.-Akali uspokoiła mnie.-Idź po te właściwe.

Ruszyłem po nie szybko ale po drodze spotkałem kogoś znajomego.

-O,Yi.-Lekki uśmiech.Miałem na moment problem z rozpoznaniem osoby.-Jednak jesteś cały.

Przetarłem oczy.

-Sensei...-Spojrzałem na niego i lekko się uśmiechnąłem.-Co tu robisz?

-Pomyślałem,że Cię odwiedzę.Trochę się stęskniłem...

-To słodkie.-Czułem ciepło w sercu.

Po chwili usłyszałem wołającą mnie Sorakę.Przeprosiłem Senseia i Pobiegłem do niej.Chciała,żebym jej pomógł z pacjentem.Naprawdę nie mam wytchnienia...

Pomęczyła mnie trochę i w końcu wybłagałem dla siebie przerwę,bo powiedziałem że padam z nóg.

*Yas*.

-Chyba nie jest aż tak beznadziejny?-Zacząłem, popijając kawę.

-Ujdzie ale...-Akali westchnęła.-Nie do końca mu wychodzi...

Uśmiechnąłem się z litością.
Biedny Yi,tak go dręczą...

-Nauczy się.-Chciałem ją uspokoić ale pokiwała głową.

-No ja tam nie wiem...-Westchnęła.Kątem oka dostrzegłem Yi na korytarzu.Nie zauważył mnie.Pospiesznie zniknął w innym pokoju.Pewnie ma dużo pracy...

Akali też zaczęła się zbierać,bo Shen prosił ją o pomoc.Dopiłem kawę i zastanawiałem się czy zostać czy uciekać...

*Yiś*

Wpadłem do przygotowawczego.Zacząłem rozmyślać o kąpieli i ciepłej wannie...Usłyszałem dziwny odgłos i obróciłem się.To ten dziwny wampir.
Miałem przeczucie,że teraz mnie zabije i wyssie ze mnie krew...
Kolana się pode mną załamały i osunąłem się na ziemię,czując że słabnę i tracę świadomość...

************************************
-No Jezu...-Zdenerwowany głos.

-Ojej.-Ten trochę bardziej ciepły.

-I to ma być lekarz!?-Znów ten ostry głos.

-Kreeew...-Jescze inny głos.

Otworzyłem oczy i ujrzałem przed sobą zaskoczoną Sorake,Akali i Vladimira.
Czułem się dziwnie...

-Co się stało?-Szepnąłem.

-Straciłeś przytomność.-Soraka zaczęła,a ja powoli podniosłem się do siadu.

-Może powinieneś już wrócić do domu.-Odparła z troską.-Jesteś strasznie blady.

-Co tu się dzieje?-Do pokoju wpadł Sensei,a ja czułem się jak debil.

-Yi zemdlał.-Soraka spojrzała na mnie.-Sądzę,że powinien się z Tobą zabrać i wrócić do domu.

Miałem wrażenie,że chyba się rozpłaczę ale się powstrzymałem.
Spojrzałem na Senseia,czujac czerwień na twarzy.

-Zabierz mnie stąd proszę...-Szepnąłem tak cicho,że tylko on usłyszał...

-To chyba dobry pomysł.-Przejął pałeczkę i wrócił do rozmowy z Soraką.Pokiwała tylko głową.Ja poczułem ramię obejmujące mnie...

************************************
-Nie wyglądałeś na zadowolonego...-Sensei zaczął,a ja speszyłem się lekko ale odważyłem się mu spojrzeć w oczy.

-Stres...-Pokiwałem głową.Czułem się beznadziejny...-Chyba trochę zawaliłem...

-Przestań.To Twój pierwszy dzień.Jutro będzie lepiej,zobaczysz.-Uśmiechnął się lekko,a ja poczułem pocieszenie.

-Jestem taki zmęczony...-Szepnąłem,a Sensei spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.

-Może zrobić Ci kąpiel?-Poczułem jak się rumienię...-Pewnie Ci się przyda po całym dniu pracy...

-Ojej.-Odparłem cicho.-Dziękuję.

-Do usług.-Uśmiechnął się i zniknął w łazience.Ja nie miałem sił by się ruszyć.Bolało mnie wszystko ale jednocześnie czułem wstyd...Nie wiem dlaczego...

-Yi.-Usłyszałem głos Senseia i natychmiast Pobiegłem do łazienki.Było tam okropnie gorąco.

-Dziękuję.-Odparłem,stojąc niesmiało w drzwiach.

-Chyba woda nie jest za ciepła...-Zaczął,a ja dotknąłem jej ręka.Czy on tutaj latał z czajnikiem?

-Ale to jest wrzątek...-Zacząłem ale perspektywa ciepłej kapieli była zbyt kusząca.Jak wyjdzie trochę schłodzę tę wodę.-Ale jest w porządku.

-Na pewno?

-Tak...-Zapewniłem go,a on pokiwał głową i wyszedł z łazienki.
Ciepła kąpiel to świetna rzecz zwłaszcza że moje mięśnie błagają o litość.Woda sprawiała,że trochę się rozluźniłem.Naprawdę było bardzo przyjemnie.W pewnym momencie czułem,że zamykają mi się oczy...Mam wrażenie,że tutaj usnę...

************************************
Obudziło mnie szarpnięcie,które sprawiło że wpadłem pod wodę i zorientowałem się że jestem w wannie.

-Co jest!?-Pisnąłem,rozglądając się wokoło.

-Zasnąłeś,więc Cię jakoś obudziłem.-Sensei uśmiechnął się,a ja odgarnąłem włosy z czoła.

-Faktycznie jestem zmęczony.-Mruknąłem cicho.

Po chwili uświadomiłem sobie,że jestem zupełnie nagi...Wyleciałem z wanny jak oparzony i otuliłem się ręcznikiem.

-Kolacja czeka.-Sensei zachichotał,a ja czułem jak woda scieka mi po plecach.Znowu się rumienie.Niech to...

Sensei wyszedł,a ja mogłem w spokoju się ubrać.To słodkie,że zrobił mi kolację...Szybko włożyłem na siebie ciuchy,bo czułem nieprzyjemny głód.Gdy wszedłem do kuchni to mnie zamurowało.Świece...Kolacja przy świecach,a ja w dresie i to jeszcze do spania...Co za cymbał...

-Może ja się przebiorę...-Zacząłem,chcąc pobiec do pokoju.Zostałem zatrzymany.

-Siadaj,siadaj.Widzę jaki jesteś głodny.-Sensei uśmiechnął się,a ja momentalnie zrobiłem jak kazał.Czułem się jak w jakiejś beznadziejnej komedii romantycznej...

Gapiłem się w stół bez słowa,czując narastające ciepło.

-Uroczo się rumienisz.-Sensei uśmiechnął się,a ja natychmiast Zasłoniłem twarz.Tak się wstydzę...

-Co tak ładnie pachnie?-Zacząłem,chcąc przerwać tę niezręczną ciszę.

-Indyk.-Sensei uśmiechnął się,a ja poczułem jeszcze większy ucisk w brzuchu.

-Mmm...-Mruknąłem.-Aż zgłodniałem.

Po chwili miałem wspaniałe jedzenie przed sobą.Znów ta smętna cisza.

-Źle wyglądasz...-Sensei spojrzał mi w oczy,a ja o mało nie wypuściłem widelca z rąk.Chyba powinienem się wyżalić.

-Jestem okropnym materiałem na lekarza...-Zacząłem.

-Znów przejmujesz się tym stażem...

-Jak wiele rzeczy można popsuć jednego dnia?Tylko ja jestem taką Niezdarą...Chodzącą katastrofa...

-To się zmieni,zobaczysz.-Sensei uśmiechnął się krzepiąco.-Mogę Cię pocieszyć i opowiedzieć Jak prawie podpaliłem pracownię chemiczną,a potem do tego wylałem kawę na dyrektorkę.I jeszcze weź wytłumacz uczniowi,że nie może skonstruować bomby wodorowej na zajęciach...-Westchnął,a ja uśmiechnąłem się lekko.

To faktycznie brzmi jak coś zabawnego...

Teraz mieliśmy temat do rozmowy.Czułem się o niebo swobodniej.Dość szybko zjedliśmy.Jedzenie było wspaniałe.Nic dziwnego.Zawsze takie jest.

-Smakowało Ci?-Sensei uśmiechnął się lekko,a ja odpowiedziałem tym samym.

-Gdybym nie był pełen to poprosiłbym o dokładkę...

-Cieszę się.

-O!Teraz leci dobra komedia romantyczna.-Ożywiłem się.

-Yi,błagam Cię...Tylko nie to...-Sensei złapał się za głowę.

-Prooooooooooszę...-Jęknąłem.

-Ech.Dobra,ale wiedz że będę Ci marudził.

-To dostaniesz knebel.-Pokazałem mu język.

Serial był całkiem ciekawy.Nie taki typowy jak większość.Mimo to narastające zmęczenie dręczyło mnie niemiłosiernie.

*Yas*

Poczułem jak głowa Yi upada na moje ramię.Zasnął.To słodkie.Uśmiechnąłem się lekko i podniosłem go,zabierając do łóżka.Wtulił się w poduszkę,a ja poszedłem pod szybki prysznic.Gdy wróciłem do sypialni to od razu spojrzałem na Yi.Szukał mnie dłonią,wodząc po łóżku...
Uśmiechnąłem się lekko i położyłem się obok,całując jego dłoń.Mruknął przez sen...

************************************
Obudził mnie krzyk Yi.Spojrzałem na niego z przerażeniem.

-Yi,do cholery!Co się stało!?-Złapałem go i spojrzałem mu w oczy.

-Ty...ty żyjesz!-Krzyknął i wtulił się do mnie.

-A czemu mam nie żyć!?-Zdziwiłem się.

-Bo miałem koszmar...Koszmar,że nie żyjesz...

-Jestem tu i mam się świetnie...-Przytuliłem go do siebie,uspokajając.

Na szczęście ponownie usnął...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro