Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Fluor

*Yiś*

-Co ty robisz!?-Usłyszałem oburzony głos Senseia i natychmiast wypuściłem szczotkę z rąk.

-Chciałem trochę pomóc w porządkach...-Speszyłem się i powoli podniosłem narzędzie,krzywiąc się z bólu.

-Przecież ty jesteś w stanie ledwo się schylić,a co dopiero sprzątać!-Sensei podszedł do mnie i zabrał mi szczotkę.-Poza tym Soraka mówiła,że masz się nie nadwyrężać.

-Nic mi nie jest...-Spojrzałem na niego.Wyglądał jakby chciał na mnie nakrzyczeć ale wyraźnie się powstrzymywał.

-Tydzień temu zdjęto Ci gips...Nie denerwuj mnie,bo wezmę Cię za nogi i zaciągne na kanapę...

Westchnąłem z kapitulacją.
-Tak jest,panie szefie.-Zrobiło mi się smutno.-Chciałem tylko pomóc...

Twarz Senseia stała się trochę łagodniejsza.

-To możesz mi pomóc,kosztując mojej zupy...
Uśmiechnąłem się lekko.

-Ciekawy pomysł...

Skończyło się na tym,że rozmawialiśmy aż do wieczora,Sensei napalił się na pokazanie mi swojego ulubionego serialu.Nie jest zły...chociaż...wolę komedie romantyczne...

-Przysypia Ci się,Yi...-Sensei dotknął mojego policzka,a ja natychmiast rozejrzałem się wokoło.

-Wcale nie...-Odparłem przymulonym tonem.

-Wcale tak.-Sensei popatrzył na mnie.Ja ze zmęczeniem gapiłem się raz na niego,raz na telewizor.

-Nieprawda...

-Zanieść Cię do łóżka?

-Tak...-Mruknąłem i pozwoliłem mu wziąć się w ramiona.I chyba nawet zasnąłem...

*Yas*

Obudziłem się niezadowolony,bo spałem jakieś dwadziescia minut.Rzuciłem wzrokiem na Yi.Skręcał się z bólu...Soraka coś wspominała...chyba coś o żebrach...o tej porze wyleciało Mi to z głowy.

-Yi...-Obróciłem się do niego i zdjąłem mu włosy z twarzy.

-Boli...-Wyszeptał.Miał łzy w oczach...

-Przykro Mi to słyszeć.-Podniosłem się z poduszki.-Wątpię,żeby moja zupa tutaj pomogła...-Chciałem mu Trochę poprawić humor.

Yi zaśmiał się cicho,a Po chwili syknął z bólu.Położyłem jego głowę na kolanach i głaskałem delikatnie po włosach.Nie umiałbym zasnąć,kiedy cierpi...

-Niedługo przejdzie...-Starałem się go pocieszyć.-Spróbuj usnąć.

-Tak bardzo boli...-Jęknął,a ja Pogłaskałem go po głowie.

-Ciii...Nie nadwyrężaj się już.-Nakryłem go szczelniej kołdrą i zacząłem coś nucic.

Długo się z tym męczył,a ja czuwałem obok.W końcu poczułem jak jego oddech się spowalnia.Zasnął.Spojrzałem na zegarek.

-Piąta rano!?-Starałem się być cicho.Czyli za godzinę muszę wstać...Cóż,lepsza godzina niż nic...Padłem na swoją poduszkę i natychmiast usnąłem...

************************************
Poczułem kopniaka w kolano i rozbudziłem się leniwie.

-Um?-Mruknąłem,nie otwierając oczu.

-Wstawaj!-Głos Yi przeszedł mi przez uszy.

-Jeszcze pięć minutek...-Otuliłem się kołdrą,a potem poczułem jak spadam z łóżka na podłogę.

-A przypadkiem nie masz teraz lekcji?-Yi spojrzał na mnie wymownie,a ja podrapałem się po głowie i spojrzałem na zegarek.

-O nie...-Wskazywał na dziewiątą.-Zaspałem...-Zerwałem się z podłogi i zacząłem grzebać w szafie,w poszukiwaniu czegoś do ubrania.-Dobrze,że mnie obudziłeś.-Spojrzałem na Yi,a on pokiwał głową.

-Do usług.

Ubrałem się ekspresowo i poszedłem do łazienki się ogarnąć.Włosy jak na złość nie chciały się układać.

-Kurwa...-Szepnąłem,próbując je rozczesać i spiąć w kucyka.Nie chciały mnie słuchać...-Durne włosy!-Cisnąłem szczotką o zlew ze zdenerwowaniem.Po chwili ujrzałem głowę Yi zza drzwi łazienki.
Gapiliśmy się w siebie kilka sekund.

-Moje włosy się zbuntowały...-Westchnąłem,podnoszac szczotkę ze zlewu.

-Hmm...Może pomogę?-Uśmiechnął się lekko.

-Jak chcesz to zrobić?-Pokiwałem głową,a on wyjął mi szczotkę z rąk.

-Wystarczy mi chwila.-Złapał moje włosy i zaczął mnie czesać.

-Chyba nie jest źle...-Wziął się pod brodę,kończąc zabawę z moimi włosami.

-Żartujesz?Jest świetnie.-Spojrzałem w lustro,widząc starannego warkocza.

-To dobrze.-Yi uśmiechnął się lekko.-Wstawić kawę?

-Nie zdążę.-Machnałem ręka.-Potem coś zjem.

Yi wyglądał jakby miał mi zaraz zrobić kanapki i wpakować do sniadaniówki...

-W porządku...-Chyba się przed tym powstrzymał.

-To ja się zbieram.-Uśmiechnąłem się do niego.-Nie rób niczego głupiego.

-Postaram się.-Yi zachichotał.

-I niczego nie potłucz.-Posłałem mu wymowny uśmiech i ubrałem płaszcz.

Powinienem znaleźć jakąś wymówkę dla mojego spóźnienia...Zed pewnie mnie przykryje...

************************************
Wleciałem do budynku i poprawiłem Po drodze jeszcze lekko rozpiętą koszulę.W sumie mogłem wziąć coś do jedzenia...
Wszedłem do nauczycielskiego,a Zed zmierzył mnie z zaskoczeniem i czymś w rodzaju ulgi.

-No,no.-Machnął ręka.-Ten co się nigdy nie spóźnia...-Złożył gazetę,a ja położyłem swoją torbę na stolik.

-Ponad godzinę stałem w korku...-Skłamałem,szykujac kubek na kawę.-Myślałem,że kierownicę odgryzę...

-Nie martw się.-Zed uśmiechnął się lekko.-Zdążyłem w tym czasie uratować Ci zadek.

-Przykryłeś mnie?-Odetchnąłem z ulgą i zalałem kawę.-Zed mój ty aniele...

-To w nagrodę ja też chcę kawy.-Rozłożył się na krzesełku.Wywalił nogi ma stół ale w pobliżu sekretarka gadała z Irelką.

-Zgoda.Zasłużyłeś...-Zrobiłem drugi kubek kawy.

-Nowa fryzura?Bedziesz tak teraz chodził?-Zed zmierzył mnie,a ja złapałem końcówkę warkocza w dłoń i przewijałem ją teraz między palcami.

-Awaryjna.-Wzruszyłem ramionami z uśmiechem.-Moje włosy są dziś w buntowniczym nastroju...-Zaśmiałem się niepewnie.

-Kto Cię czesał?-Zed podniósł brew.-Ty nie lubisz się babrać w takich rzeczach,więc ktoś musiał Cię czesać...

Poczułem jak twarz robi mi się czerwona...Średnio chciałem się przyznawać że Yi prawie pół roku ze mną mieszka...

-Ah.Rozumiem.-Zed machnął ręka,a ja trzymałem nerwowo kitkę warkocza.-Strzała Amora ma się rozumieć?

-Chyba tak...-Odparłem nieśmiało,zasłaniając się kubkiem z kawą.

-Najwyższa pora!-Zed zachichotał.-Przyda Ci się druga połówka.Może będziesz mniej marudny...

Mówił to na cały regulator...Tylko czekam aż Irelka...

-Oooo!Yas,nie mówiłeś że kogoś masz!

No nie...Tylko nie ona.

-Nie miałem okazji...zresztą nie wiem czy to tak...

-Muszę poznać Twoją nową dziewczynę!Chyba,że już się znamy to jeszcze lepiej!-Irelka nakręciła się tym jak Zed...

-Ja chyba muszę już iść.Zaraz mam lekcję...-Speszyłem się,jednym siorbnięciem Dopiłem kawę i wziąłem swoją torbę ze stołu.

-W sumie mam pewne podejrzenia...-Irelka wzięła się pod boki.-Ostatnio wozisz się z Soraką...

-Coś w tym jest...-Zed również się zamyślił.-Podobne zainteresowania...Wzory kwasów karboksylowych też razem układacie?

-Ale to n...

-O,Soraka miała zastępować pielęgniarkę w szkole przez jakiś czas,to spytam Jak wam się układa!-Irelka klasnęła w dłonie.

-Nie jestem z Soraką...-Westchnąłem ze zdenerwowaniem i wziąłem swoje rzeczy.

-W takim razie z kim?-Irelka nie chciała odpuścić.

-Potem o tym porozmawiamy.-Zbyłem ją i podszedłem do drzwi.

-Ta Twoja nowa dziewczyna strasznie na Ciebie wpływa...-Zed wzruszył ramionami.-Strasznie nieśmiały się zrobiłeś.

-Nieprawda...-Przewrocilem oczami i wyszedłem z pokoju.

Na lekcjach nie mogłem się skupić,bo chciało mi się spać jak diabli,a dodatkowo zgubiłem się we własnych uczuciach...

************************************
Przekręciłem zamek w drzwiach i westchnąłem głośno,wchodząc do pomieszczenia.Zdjąłem buty i plaszcz.Jakos dziwnie cicho...Cholera,może zemdlał albo coś gorszego...

-Yi?-Zawołałem,chowając buty i ubrania do szafy.

-Tu jestem...-Jego głos był słaby.Pewnie źle się czuł...

Poszedłem za jego głosem.Kulił się na fotelu,trzymając w ręce książkę od biologii.Zatłukę go normalnie.

-Co mówiliśmy o uczeniu się?-Zmierzyłem go,a on podniósł wzrok i pospiesznie otarł oczy.

-Chciałem ponadrabiać...-Odparł słabo.Ledwo co trzymał tą książkę.

-Daj mi ją.-Wziąłem książkę w ręce.-Jeszcze zdążysz się pouczyć.Popatrz na siebie.Zwijasz się z bólu.-Wyciągnąłem z szafki koc.-Lepiej się połóż i odpocznij.

Wziął niepewnie koc w dłonie.Drżały.

-To chyba dobry pomysł...-Otulił się nim ale się nie położył.Nadal siedział skulony w fotelu.

-Jadłeś coś?-Spojrzałem na niego,przy okazji wyciągając rzeczy z torby.

-Tak...

-Kłamiesz.-Zmierzyłem go wymownie.-Talerze są tak jak je układałem.Ty zawsze mylisz półki...

-Nie mam sił by jeść...-Spuścił głowę.

-Ale masz siłę by się uczyć?

-Nie jestem głodny...

-Musisz coś zjeść!-Wziąłem się pod boki.-Nie jadłeś od rana!

-Przepraszam za kłopoty...-Yi wyglądał jakby miał się rozpłakać.

-Kłopoty?-Spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem.-Przynajmniej mam pretekst by gotować.Przebiorę się w coś wygodniejszego i zaraz Idę zrobić Ci obiad.

Yi popatrzył na mnie z zaskoczeniem ale zdobył się na słaby uśmiech.

Ja ogarnąłem się i zabrałem za gotowanie.

Zdecydowałem się na pieczeń,bo dawno jej nie robiłem,a poza tym można zrobić do niej więcej dodatków.Mam nadzieję,że Yi mi tu nie umrze z głodu.

-Mam nadzieję,że teraz zgłodniałeś.-Podszedłem do niego z jedzeniem,a on spojrzał na mnie.Wyglądał na bardzo słabego.

-Pięknie pachnie ale nie wiem czy znajdę w sobie tyle siły by go zjeść...

-Dlatego Cię nakarmię.-Wziąłem sztućce w dłonie.-Masz chyba siłę,żeby gryźć...

-Już nie wiem...-Pokiwał głową.-Brzuch mnie boli.

-To pewnie z głodu.-Nałożyłem jedzenie na widelec.-No,leci samolcik.

Wziął niepewnie pierwszy kęs i zaczął powoli żuć.

-Kaczka...

-To chyba nie problem?-Spojrzałem na niego,lekko unosząc brew.

-Jest pyszna...

Uśmiechnąłem się lekko,widząc jak je.

-A mówiłeś,że nie jesteś głodny...-Nadal go karmiłem i patrzyłem mu w oczy.

-Sam już nie wiem...-Dotknął koca,którym się owinął i wziął kolejny kęs posiłku.

-Ty zawsze szukasz sposobu żeby nie jeść.Niejadek.

-Może trochę...-Uśmiechnął się słabo.

Gdy zjadł,ja poszedłem umyć naczynia.Po powrocie Yi usnął.To dobrze...
Usiadłem obok,okryłem go kocem i uśmiechnąłem się lekko.

-Milych snów...

Miałem w planach sprawdzanie testów ale jakoś mi się odechciało.Pokręciłem się po domu i stwierdziłem,że chyba pogrzebie w internecie...

*Yi*

Obudziło mnie ciche mruknięcie.Na początku myślałem,że to ja Ale nie...Otworzyłem oczy.Sensei siedział przy laptopie z dość skupioną miną.Grał w jakaś grę...

-O,obudziłeś się.-Spojrzał na mnie szybko,a ja potarłem skroń.

-Taak...-Przeciągnąłem się leniwie i zsunąłem z siebie koc.-Chyba wezmę prysznic...

Sensei pokiwał tylko głową,a ja poszedłem do łazienki.Woda była przyjemnie ciepła dla mojego zziębniętego ciała.W sumie Prysznica właśnie potrzebowałem...Umyłem się szybko i zawinąłem w ręcznik,szukając wzrokiem ubrań.Czyżbym ich nie zabrał?
Faktycznie tak chyba było.

-No nie...-Westchnąłem z niezadowoleniem i uchyliłem drzwi,żeby szybko pójść po te ciuchy.Sensei akurat musiał siedzieć naprzeciwko łazienki...

Gapiliśmy się w siebie moment,a ja poczułem że moje policzki są ogniście czerwone.Miałem wrażenie,że jestem zupełnie nagi.Bez ręcznika...

-Ja tylko po ubrania...-Speszyłem się i poszedłem do szafki...

-Mhm.-Pokiwał tylko głową.W sumie też był lekko czerwony...-Rozrzuciłeś je w nieładzie,więc położyłem je na szafce.

-Dziękuję...-Nadal czułem się nago,więc szybko chwyciłem poskładane w kostkę ubrania i wróciłem do łazienki.Ubrałem się natychmiastowo i wyszuszyłem włosy.Chciało mi się trochę spać ale jednocześnie byłem pełen energii...Wyszedłem z łazienki,a Sensei gapił się ze znudzeniem w telewizor.Usiadlem obok i przeciągnąłem sie leniwie.

-Ua.Chyba nic ciekawego?

-Same głupoty...Możemy poszukać jakiegoś serialu...

-Dobry pomysł.-Uśmiechnąłem się lekko.

Sensei przewijał kanały,kiedy nagle dostrzegłem coś interesującego.

-Och,to chyba komedia romantyczna!

-Ooooooo niee...-Sensei zmierzył mnie.

-Proszę,prooooszę.-Uśmiechnąłem się do niego,a on wzruszył ramionami.

-Niech Ci będzie...-Westchnął cicho.

-Dziękuje!-Pocałowałem go w policzek.Chyba odrobinę się speszył...

-To będzie baaardzo nudne...-Zaśmiał się,a ja mimowolnie wtuliłem się w jego piers.

Komedia wciągnęła mnie bez reszty.Była śmieszna i urocza zarazem.Aż chciałbym być w roli głównej bohaterki...

-Sensei...-Mruknąłem do niego.Wtulił się w poduszkę i spał.Uroczo.Uśmiechnalem się i poprawiłem mu rozwalone włosy z warkocza.

-Kochany...-Ponownie się uśmiechnąłem,a on skrzywił się i poruszył głową.

-Zed,kurwiu miałeś kupić niebieskie kwiatki!-Chyba śniło mu się coś ciekawego...

Zaśmiałem się cicho,położyłem głowę na jego kolanach i Nakryłem nas kocem.

Dość przyjemnie spać obok...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro