Fluor
*Yiś*
-Co ty robisz!?-Usłyszałem oburzony głos Senseia i natychmiast wypuściłem szczotkę z rąk.
-Chciałem trochę pomóc w porządkach...-Speszyłem się i powoli podniosłem narzędzie,krzywiąc się z bólu.
-Przecież ty jesteś w stanie ledwo się schylić,a co dopiero sprzątać!-Sensei podszedł do mnie i zabrał mi szczotkę.-Poza tym Soraka mówiła,że masz się nie nadwyrężać.
-Nic mi nie jest...-Spojrzałem na niego.Wyglądał jakby chciał na mnie nakrzyczeć ale wyraźnie się powstrzymywał.
-Tydzień temu zdjęto Ci gips...Nie denerwuj mnie,bo wezmę Cię za nogi i zaciągne na kanapę...
Westchnąłem z kapitulacją.
-Tak jest,panie szefie.-Zrobiło mi się smutno.-Chciałem tylko pomóc...
Twarz Senseia stała się trochę łagodniejsza.
-To możesz mi pomóc,kosztując mojej zupy...
Uśmiechnąłem się lekko.
-Ciekawy pomysł...
Skończyło się na tym,że rozmawialiśmy aż do wieczora,Sensei napalił się na pokazanie mi swojego ulubionego serialu.Nie jest zły...chociaż...wolę komedie romantyczne...
-Przysypia Ci się,Yi...-Sensei dotknął mojego policzka,a ja natychmiast rozejrzałem się wokoło.
-Wcale nie...-Odparłem przymulonym tonem.
-Wcale tak.-Sensei popatrzył na mnie.Ja ze zmęczeniem gapiłem się raz na niego,raz na telewizor.
-Nieprawda...
-Zanieść Cię do łóżka?
-Tak...-Mruknąłem i pozwoliłem mu wziąć się w ramiona.I chyba nawet zasnąłem...
*Yas*
Obudziłem się niezadowolony,bo spałem jakieś dwadziescia minut.Rzuciłem wzrokiem na Yi.Skręcał się z bólu...Soraka coś wspominała...chyba coś o żebrach...o tej porze wyleciało Mi to z głowy.
-Yi...-Obróciłem się do niego i zdjąłem mu włosy z twarzy.
-Boli...-Wyszeptał.Miał łzy w oczach...
-Przykro Mi to słyszeć.-Podniosłem się z poduszki.-Wątpię,żeby moja zupa tutaj pomogła...-Chciałem mu Trochę poprawić humor.
Yi zaśmiał się cicho,a Po chwili syknął z bólu.Położyłem jego głowę na kolanach i głaskałem delikatnie po włosach.Nie umiałbym zasnąć,kiedy cierpi...
-Niedługo przejdzie...-Starałem się go pocieszyć.-Spróbuj usnąć.
-Tak bardzo boli...-Jęknął,a ja Pogłaskałem go po głowie.
-Ciii...Nie nadwyrężaj się już.-Nakryłem go szczelniej kołdrą i zacząłem coś nucic.
Długo się z tym męczył,a ja czuwałem obok.W końcu poczułem jak jego oddech się spowalnia.Zasnął.Spojrzałem na zegarek.
-Piąta rano!?-Starałem się być cicho.Czyli za godzinę muszę wstać...Cóż,lepsza godzina niż nic...Padłem na swoją poduszkę i natychmiast usnąłem...
************************************
Poczułem kopniaka w kolano i rozbudziłem się leniwie.
-Um?-Mruknąłem,nie otwierając oczu.
-Wstawaj!-Głos Yi przeszedł mi przez uszy.
-Jeszcze pięć minutek...-Otuliłem się kołdrą,a potem poczułem jak spadam z łóżka na podłogę.
-A przypadkiem nie masz teraz lekcji?-Yi spojrzał na mnie wymownie,a ja podrapałem się po głowie i spojrzałem na zegarek.
-O nie...-Wskazywał na dziewiątą.-Zaspałem...-Zerwałem się z podłogi i zacząłem grzebać w szafie,w poszukiwaniu czegoś do ubrania.-Dobrze,że mnie obudziłeś.-Spojrzałem na Yi,a on pokiwał głową.
-Do usług.
Ubrałem się ekspresowo i poszedłem do łazienki się ogarnąć.Włosy jak na złość nie chciały się układać.
-Kurwa...-Szepnąłem,próbując je rozczesać i spiąć w kucyka.Nie chciały mnie słuchać...-Durne włosy!-Cisnąłem szczotką o zlew ze zdenerwowaniem.Po chwili ujrzałem głowę Yi zza drzwi łazienki.
Gapiliśmy się w siebie kilka sekund.
-Moje włosy się zbuntowały...-Westchnąłem,podnoszac szczotkę ze zlewu.
-Hmm...Może pomogę?-Uśmiechnął się lekko.
-Jak chcesz to zrobić?-Pokiwałem głową,a on wyjął mi szczotkę z rąk.
-Wystarczy mi chwila.-Złapał moje włosy i zaczął mnie czesać.
-Chyba nie jest źle...-Wziął się pod brodę,kończąc zabawę z moimi włosami.
-Żartujesz?Jest świetnie.-Spojrzałem w lustro,widząc starannego warkocza.
-To dobrze.-Yi uśmiechnął się lekko.-Wstawić kawę?
-Nie zdążę.-Machnałem ręka.-Potem coś zjem.
Yi wyglądał jakby miał mi zaraz zrobić kanapki i wpakować do sniadaniówki...
-W porządku...-Chyba się przed tym powstrzymał.
-To ja się zbieram.-Uśmiechnąłem się do niego.-Nie rób niczego głupiego.
-Postaram się.-Yi zachichotał.
-I niczego nie potłucz.-Posłałem mu wymowny uśmiech i ubrałem płaszcz.
Powinienem znaleźć jakąś wymówkę dla mojego spóźnienia...Zed pewnie mnie przykryje...
************************************
Wleciałem do budynku i poprawiłem Po drodze jeszcze lekko rozpiętą koszulę.W sumie mogłem wziąć coś do jedzenia...
Wszedłem do nauczycielskiego,a Zed zmierzył mnie z zaskoczeniem i czymś w rodzaju ulgi.
-No,no.-Machnął ręka.-Ten co się nigdy nie spóźnia...-Złożył gazetę,a ja położyłem swoją torbę na stolik.
-Ponad godzinę stałem w korku...-Skłamałem,szykujac kubek na kawę.-Myślałem,że kierownicę odgryzę...
-Nie martw się.-Zed uśmiechnął się lekko.-Zdążyłem w tym czasie uratować Ci zadek.
-Przykryłeś mnie?-Odetchnąłem z ulgą i zalałem kawę.-Zed mój ty aniele...
-To w nagrodę ja też chcę kawy.-Rozłożył się na krzesełku.Wywalił nogi ma stół ale w pobliżu sekretarka gadała z Irelką.
-Zgoda.Zasłużyłeś...-Zrobiłem drugi kubek kawy.
-Nowa fryzura?Bedziesz tak teraz chodził?-Zed zmierzył mnie,a ja złapałem końcówkę warkocza w dłoń i przewijałem ją teraz między palcami.
-Awaryjna.-Wzruszyłem ramionami z uśmiechem.-Moje włosy są dziś w buntowniczym nastroju...-Zaśmiałem się niepewnie.
-Kto Cię czesał?-Zed podniósł brew.-Ty nie lubisz się babrać w takich rzeczach,więc ktoś musiał Cię czesać...
Poczułem jak twarz robi mi się czerwona...Średnio chciałem się przyznawać że Yi prawie pół roku ze mną mieszka...
-Ah.Rozumiem.-Zed machnął ręka,a ja trzymałem nerwowo kitkę warkocza.-Strzała Amora ma się rozumieć?
-Chyba tak...-Odparłem nieśmiało,zasłaniając się kubkiem z kawą.
-Najwyższa pora!-Zed zachichotał.-Przyda Ci się druga połówka.Może będziesz mniej marudny...
Mówił to na cały regulator...Tylko czekam aż Irelka...
-Oooo!Yas,nie mówiłeś że kogoś masz!
No nie...Tylko nie ona.
-Nie miałem okazji...zresztą nie wiem czy to tak...
-Muszę poznać Twoją nową dziewczynę!Chyba,że już się znamy to jeszcze lepiej!-Irelka nakręciła się tym jak Zed...
-Ja chyba muszę już iść.Zaraz mam lekcję...-Speszyłem się,jednym siorbnięciem Dopiłem kawę i wziąłem swoją torbę ze stołu.
-W sumie mam pewne podejrzenia...-Irelka wzięła się pod boki.-Ostatnio wozisz się z Soraką...
-Coś w tym jest...-Zed również się zamyślił.-Podobne zainteresowania...Wzory kwasów karboksylowych też razem układacie?
-Ale to n...
-O,Soraka miała zastępować pielęgniarkę w szkole przez jakiś czas,to spytam Jak wam się układa!-Irelka klasnęła w dłonie.
-Nie jestem z Soraką...-Westchnąłem ze zdenerwowaniem i wziąłem swoje rzeczy.
-W takim razie z kim?-Irelka nie chciała odpuścić.
-Potem o tym porozmawiamy.-Zbyłem ją i podszedłem do drzwi.
-Ta Twoja nowa dziewczyna strasznie na Ciebie wpływa...-Zed wzruszył ramionami.-Strasznie nieśmiały się zrobiłeś.
-Nieprawda...-Przewrocilem oczami i wyszedłem z pokoju.
Na lekcjach nie mogłem się skupić,bo chciało mi się spać jak diabli,a dodatkowo zgubiłem się we własnych uczuciach...
************************************
Przekręciłem zamek w drzwiach i westchnąłem głośno,wchodząc do pomieszczenia.Zdjąłem buty i plaszcz.Jakos dziwnie cicho...Cholera,może zemdlał albo coś gorszego...
-Yi?-Zawołałem,chowając buty i ubrania do szafy.
-Tu jestem...-Jego głos był słaby.Pewnie źle się czuł...
Poszedłem za jego głosem.Kulił się na fotelu,trzymając w ręce książkę od biologii.Zatłukę go normalnie.
-Co mówiliśmy o uczeniu się?-Zmierzyłem go,a on podniósł wzrok i pospiesznie otarł oczy.
-Chciałem ponadrabiać...-Odparł słabo.Ledwo co trzymał tą książkę.
-Daj mi ją.-Wziąłem książkę w ręce.-Jeszcze zdążysz się pouczyć.Popatrz na siebie.Zwijasz się z bólu.-Wyciągnąłem z szafki koc.-Lepiej się połóż i odpocznij.
Wziął niepewnie koc w dłonie.Drżały.
-To chyba dobry pomysł...-Otulił się nim ale się nie położył.Nadal siedział skulony w fotelu.
-Jadłeś coś?-Spojrzałem na niego,przy okazji wyciągając rzeczy z torby.
-Tak...
-Kłamiesz.-Zmierzyłem go wymownie.-Talerze są tak jak je układałem.Ty zawsze mylisz półki...
-Nie mam sił by jeść...-Spuścił głowę.
-Ale masz siłę by się uczyć?
-Nie jestem głodny...
-Musisz coś zjeść!-Wziąłem się pod boki.-Nie jadłeś od rana!
-Przepraszam za kłopoty...-Yi wyglądał jakby miał się rozpłakać.
-Kłopoty?-Spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem.-Przynajmniej mam pretekst by gotować.Przebiorę się w coś wygodniejszego i zaraz Idę zrobić Ci obiad.
Yi popatrzył na mnie z zaskoczeniem ale zdobył się na słaby uśmiech.
Ja ogarnąłem się i zabrałem za gotowanie.
Zdecydowałem się na pieczeń,bo dawno jej nie robiłem,a poza tym można zrobić do niej więcej dodatków.Mam nadzieję,że Yi mi tu nie umrze z głodu.
-Mam nadzieję,że teraz zgłodniałeś.-Podszedłem do niego z jedzeniem,a on spojrzał na mnie.Wyglądał na bardzo słabego.
-Pięknie pachnie ale nie wiem czy znajdę w sobie tyle siły by go zjeść...
-Dlatego Cię nakarmię.-Wziąłem sztućce w dłonie.-Masz chyba siłę,żeby gryźć...
-Już nie wiem...-Pokiwał głową.-Brzuch mnie boli.
-To pewnie z głodu.-Nałożyłem jedzenie na widelec.-No,leci samolcik.
Wziął niepewnie pierwszy kęs i zaczął powoli żuć.
-Kaczka...
-To chyba nie problem?-Spojrzałem na niego,lekko unosząc brew.
-Jest pyszna...
Uśmiechnąłem się lekko,widząc jak je.
-A mówiłeś,że nie jesteś głodny...-Nadal go karmiłem i patrzyłem mu w oczy.
-Sam już nie wiem...-Dotknął koca,którym się owinął i wziął kolejny kęs posiłku.
-Ty zawsze szukasz sposobu żeby nie jeść.Niejadek.
-Może trochę...-Uśmiechnął się słabo.
Gdy zjadł,ja poszedłem umyć naczynia.Po powrocie Yi usnął.To dobrze...
Usiadłem obok,okryłem go kocem i uśmiechnąłem się lekko.
-Milych snów...
Miałem w planach sprawdzanie testów ale jakoś mi się odechciało.Pokręciłem się po domu i stwierdziłem,że chyba pogrzebie w internecie...
*Yi*
Obudziło mnie ciche mruknięcie.Na początku myślałem,że to ja Ale nie...Otworzyłem oczy.Sensei siedział przy laptopie z dość skupioną miną.Grał w jakaś grę...
-O,obudziłeś się.-Spojrzał na mnie szybko,a ja potarłem skroń.
-Taak...-Przeciągnąłem się leniwie i zsunąłem z siebie koc.-Chyba wezmę prysznic...
Sensei pokiwał tylko głową,a ja poszedłem do łazienki.Woda była przyjemnie ciepła dla mojego zziębniętego ciała.W sumie Prysznica właśnie potrzebowałem...Umyłem się szybko i zawinąłem w ręcznik,szukając wzrokiem ubrań.Czyżbym ich nie zabrał?
Faktycznie tak chyba było.
-No nie...-Westchnąłem z niezadowoleniem i uchyliłem drzwi,żeby szybko pójść po te ciuchy.Sensei akurat musiał siedzieć naprzeciwko łazienki...
Gapiliśmy się w siebie moment,a ja poczułem że moje policzki są ogniście czerwone.Miałem wrażenie,że jestem zupełnie nagi.Bez ręcznika...
-Ja tylko po ubrania...-Speszyłem się i poszedłem do szafki...
-Mhm.-Pokiwał tylko głową.W sumie też był lekko czerwony...-Rozrzuciłeś je w nieładzie,więc położyłem je na szafce.
-Dziękuję...-Nadal czułem się nago,więc szybko chwyciłem poskładane w kostkę ubrania i wróciłem do łazienki.Ubrałem się natychmiastowo i wyszuszyłem włosy.Chciało mi się trochę spać ale jednocześnie byłem pełen energii...Wyszedłem z łazienki,a Sensei gapił się ze znudzeniem w telewizor.Usiadlem obok i przeciągnąłem sie leniwie.
-Ua.Chyba nic ciekawego?
-Same głupoty...Możemy poszukać jakiegoś serialu...
-Dobry pomysł.-Uśmiechnąłem się lekko.
Sensei przewijał kanały,kiedy nagle dostrzegłem coś interesującego.
-Och,to chyba komedia romantyczna!
-Ooooooo niee...-Sensei zmierzył mnie.
-Proszę,prooooszę.-Uśmiechnąłem się do niego,a on wzruszył ramionami.
-Niech Ci będzie...-Westchnął cicho.
-Dziękuje!-Pocałowałem go w policzek.Chyba odrobinę się speszył...
-To będzie baaardzo nudne...-Zaśmiał się,a ja mimowolnie wtuliłem się w jego piers.
Komedia wciągnęła mnie bez reszty.Była śmieszna i urocza zarazem.Aż chciałbym być w roli głównej bohaterki...
-Sensei...-Mruknąłem do niego.Wtulił się w poduszkę i spał.Uroczo.Uśmiechnalem się i poprawiłem mu rozwalone włosy z warkocza.
-Kochany...-Ponownie się uśmiechnąłem,a on skrzywił się i poruszył głową.
-Zed,kurwiu miałeś kupić niebieskie kwiatki!-Chyba śniło mu się coś ciekawego...
Zaśmiałem się cicho,położyłem głowę na jego kolanach i Nakryłem nas kocem.
Dość przyjemnie spać obok...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro