Chrom
*Yas*
-Na pewno wszystko w porządku?-Spojrzałem na Yi,który zmierzył mnie lekko poirytowanym spojrzeniem.
-No tak...Czy wyglądam jakbym był chory?
-Przypominam Ci,że prawie trzy tygodnie leżałeś półżywy w łóżku...-Obrzuciłem go spojrzeniem matki,która karci wybrzydzające dziecko.
-No przecież muszę iść do szkoły...-Yi przewrócił oczami.
-W sumie...I tak mam Cię na oku...-Skwitowałem,ustępując mu.A jak mnie wkurzy,to zrobię mu kartkówkę...
************************************
-Mówię Ci Zed.Ta pogoda jest beznadziejna.Siedlisko bakterii.-Pokiwałem głową,poprawiając czerwony szalik na szyi.
-A co?-Wf-ista uśmiechnął się.-Czy Ciebie dopadła ta słynna nauczycielska chrypa?
-Możliwe.-Pokiwałem niechętnie głową.-Od samego rana napierdziela mnie gardło.
-Od czego jest zwolnienie,kolego...
-No nie mogę.Fiora mnie zabije jak zacznę się zwalniać na początku roku...
-Przestań.Ona Cię uwielbia.-Zed upił łyk herbaty.-No kurwa no.Miałeś mi słodzić cukrem,nie miodem.
-Skończył się.-Wzruszyłem ramionami.Ciesz się,że przyniosłem miodek na gardło,bo piłbyś gorzką.
-Idź się zapytaj byłej,niech Ci da urlop.Latasz ze słoikiem miodu do pracy.We łbie Ci się pojebało.
-Daj sobie z tym już spokój...
-Oooo,ale gustowny szalik Jasiu.-Głos Irelki wyrwał mnie od chęci zabicia Zeda słoikiem miodku.
-Dzięki.-Mruknąłem.
-Oho.Jasiek traci głos.Zobaczysz za kilka godzin.-Uśmiechnęła się.
-Spadajcie.-Burknąłem,dopijając herbatę.-Obowiązki mnie wzywają.
-Powodzenia.-Irelka machnęła ręką.
-Przyda się...-Mam wrażenie,że gardło zaczęło boleć mnie bardziej...
************************************
Przyznam,że kilka lekcji które miałem były przeokropne.Przy ostatniej ledwo mogłem już mówić...Twarz Yi sugerowała,że chyba się o mnie martwił,bo momentami nie zapisywał notatek.Aż miałem ochotę mu zdzielić...
Wtłukłem się jakoś do nauczycielskiego,patrząc na zdziwioną Irelkę.
-Czy to już się zaczęło?-Zmierzyła mnie z uśmiechem.
-Spier-da-laj.-Rzuciłem chrypliwie,a ona klasnęła w dłonie.
-Ha!Bastion zdobyty,śmieszku.Straciłeś głos!
-Zauważyłem...-Naprawdę wolałem się nie odzywać ale nie miałem wyjścia.Praca nauczyciela na tym polega.
-Chcesz herbaty?-Zmierzyła mnie z politowaniem.
-Poproszę.-Pokiwałem głową,siadając na krzesełku.
-I co,za półtora miesiąca wolne,co?
-Jakbym ja mogła zostawić moje zbłąkane aniołki!?-Irelka zmierzyła mnie z uśmieszkiem.-Będę was codziennie odwiedzać.
-Fajnie.Chętnie poznam Twojego szkraba.-Do tej pory nie ciężko było mi się przyzwyczaić,że Irelka jest w ciąży...
-O,słyszę chrypiącą sowę!-Zed zarechotał,wchodząc i od razu psując mi humor.
-To nie jest zabawne...
-Nadal jest.-Irelka zawtórowała.
Rozległ się dzwonek,więc miałem okazję spierniczyć z miejsca zdarzenia.
Przyznam,że ta lekcja była najgorszą z możliwych,chyba łapała mnie jakaś gorączka,a w dodatku łamał mi się głos.Prawie wylałem herbatę na komputer,przez co dostałbym klepę ale tylko prawie.Odetchnąłem chyba bardziej niż uczniowie,kiedy skończyło się to wszystko i miałem chwilę przerwy.
Korytarz wydał mi się przerażająco jasny,bo bolały mnie oczy.Pewnie już ze zmęczenia.Wcisnąłem się w róg pomieszczenia,opierając się na parapecie.
-Ooo,Yas.Jakaś pac...Wszystko w porządku?-Znajomy głos kazał mi się obrócić i gapiłem się na Fiorę jak debil na słoik ogórków.
-T-tak.W najlepszym.-Skłamałem,zdejmując ręce z parapetu.Mój głos brzmiał beznadziejnie.
-Nie wyglądasz dobrze.-Pokiwała głową.-Chciałam powiedzieć,że jakaś paczka do Ciebie przyszła...
-Pewnie ktoś pomylił adresy...-Drżąco machnąłem ręką.
-Nie,no ja nie mogę na Ciebie patrzeć.Jesteś w beznadziejnym stanie.Wracaj do domu.
-Ale mam jeszcze dwie l...
-Twój mózg to teraz pewnie galaretka i raczej ich teraz niczego nie nauczysz.-Pokiwała głową.-Idź,zanim nas pozarażasz.
-Dzięki...-Odparłem cicho,marząc o kocu i rozgrzewającej herbacie.
-No dalej,dalej.Idź,bo Cię zawinę w firankę.
Szczerze mówiąc,to cieszę się że pozwoliła mi wyjść wcześniej.Mój mózg to teraz zagotowany budyń i jedyne o czym myśli,to fotel w salonie na który z całego serca pragnę się walnąć...
*Yiś*
Czyli Senseia jednak rozwaliło...Zaniepokoiło mnie głównie to,że zwolnili nas z ostatniej lekcji,która była właśnie z nim...
Wróciłem spokojnie do domu,trochę martwiąc się o zaginionego nauczyciela.Obym go tu zastał.Przekręciłem zamek w drzwiach i rozejrzałem się po pustym korytarzu.Zdjąłem buty i płaszcz,wchodząc głębiej w mieszkanie.Znalazłem go w salonie.Drzemał niespokojnie,skulony w fotelu,blady i przykrtyt kocem.
Aż zrobiło mi się go żal...
-Heej.Chodź,położysz się na łóżku.-Rozbudziłem go,ostrożnie dotykając ramienia.-Musisz się wygrzać i odpocząć.
-Yi...-Mruknął,unosząc zaspany wzrok,a ja pomogłem mu się podnieść.Dotarliśmy do sypialni.Było w niej trochę chłodniej.Zamknąłem okna i pomogłem mu usiąść na łóżku.
-Chodź,ubierzemy Ci coś wygodniejszego.-Pomogłem mu zdjąć koszulę i ubrać zwykły T-shirt.Powoli wgramolił się w piżamę i ułożył na poduszce.Drżał.Widać,że coś go brało.
-Ojj...Chyba masz gorączkę.-Dotknąłem jego czoła.Był w cholerę gorący.
Westchnął osłabiony i wtulił się w poduszkę.
-Nic mi nie będzie.Podaj mi kartki.-Wskazał na biurko z jakimiś dokumentami.
-O,nie,nie,nie.-Pokręciłem głową.-Zdrzemnij się.Rozchorowałeś się i musisz odpocząć.
-Przestań.-Kaszlnął,podnosząc ciało do góry.-Zaraz zrobię obiad...
-Leż.-Zablokowałem go rękami.-Dziś ja się Tobą poopiekuję.
Zamrugał kilkukrotnie ale po chwili uśmiechnął się słabo.
-Jesteś aniołem Yi.
-Herbatki?-Zmierzyłem go,odpowiadając uśmiechem.
-Czemu nie...-Pokiwał głową i znów upadł na poduszkę.
Przyniosłem mu napój,a on chwiejnie złapał kubek z herbatą.
-Może coś zjesz?-Dotknąłem jego piersi,grubo okrytej kołdrą.
-Podziękuję...Jestem wykończony.-Mruknął ochryple.
-To się zdrzemnij.-Otuliłem go mocniej kołdrą i delikatnie pocałowałem w czoło.
Wtulił się w poduszkę,a ja cichutko wyszedłem z pokoju.
-Oooo...-Telefon dzwoni.-Odebrałem,słysząc głos ciotki.-Czeeeeść ciociu...
-Yiuś,brzmisz jakoś smutno.
-Co...ja...?A,trochę kiepsko się czuję...Chyba się przeziębiłem.
-Ojoj...-Biedny.Mam nadzieję,że Twoja luba się Tobą zajmuje.
-Nooo...Jest problem.Niedawno zerwaliśmy...
-Ojej,Po prostu na Ciebie nie zasługiwała...
-Nooo i teraz mieszkam u kumpla.
-Ooo!Może do was wpadnę!?Przyniosę Ci syropek,żebyś się nie rozchorował.
-Ciociu ale...
-Bez gadania.Jutro u Ciebie będę.Ktoś musi Cię pocieszyć.Brzmisz beznadziejnie.-Rozłączyła się.
Cholera...Nie mogła wymyślić innego terminu?
Pobiegłem do Yasa.Spał...Kurde.Nie chciałem go budzić...
************************************
Usłyszałem dzwonek do drzwi i drgnąłem.Kto to może być?Otworzyłem drzwi i ujrzałem ciotkę z walizkami.Jak ona się tutaj dostała...
-Yiuś!-Ciotka wtuliła się we mnie,prawie dusząc.-Aaale się cieszę,że Cię widzę!
-Ja też.Ale trochę mnie dusisz...-Odparłem cicho,a ona mnie puściła.
-Nooo...-Im rzadziej Cię widzę,tym przystojniejszy się robisz...
-Nieee słodź już ciociu,tylko wchodź.-Zaśmiałem się speszony.
Weszła powoli,rozglądając się.
-Jaaak tu ładnie.-Klasnęła w dłonie.-Pewnie ty tu urządzałeś.-Szturchnęła mnie w ramię.
Nagle z pokoju wyszedł Yas.Wyglądał beznadziejnie...
Blady,rozczochrany...Zamrugał kilkukrotnie,gdy zobaczył rozweseloną babkę na środku pokoju.
-Należą Ci się wyjaśnienia,Jasiu.-Od razu przystąpiłem do uspokojenia go.-Moja ciocia postanowiła do nas przyjechać.
-Ooo,to ty jesteś tym kolegą Yiusia,o którym tyle opowiadał?-Zamrugała kilkukrotnie,patrząc na Yasa.-Co Ci się stało?Wyglądasz jak rak...
-Zgadza się.-Pokiwał głową.-Przepraszam za siebie.Jestem trochę chory...
-Ojoj.Całe szczęście wzięłam mój niezawodny syropek!-Zaśmiała się.- Z czosnkiem!
-Tylko nie to....-Yas westchnął zdołowany.
-Najpierw zjedzmy śniadanie.-Zmieniłem temat.
-Ooo!Dobry pomysł!Ciotunia zgłodniała po podróży.-Ciotka pochwaliła mój plan i wpadliśmy do kuchni.
-Masz,okryj się.-Nałożyłem na Yasa swoją bluzę,by mógł trochę zapanować nad gorączką.
-Dzięki...-Otulił się nią.
-Yiuś.Daj mu mój syropek.On pomoże.
-Może najpierw coś zjedzmy?-Machnąłem ręką.
-Ooo!Yi nam ugotuje coś świetnego...-Ciotka klasnęła w dłonie.-To prawdziwy talent.
-Oj ciociu...-Zarumieniłem się.-Jaś jest lepszym kucharzem.Gdybyś spróbowała jego dań.
-Brzmi ciekawie.-Uśmiechnęła się lekko.
Yas nadal siedział skulony pod kocem.Wyglądał tak beznadziejnie.Nawet rozmowa o gotowaniu go nie rozruszała...
-Ooo,to mówisz że chodzicie razem do szkoły?-Ciotka spojrzała na Jasia,uśmiechając się do niego przyjaźnie.Raczej go polubiła...
-Noo tak.Tak się składa.-Pokiwałem głową.
-Aaaa na jaki profil?-Naciskała dalej.-Czy do klasy też chodzicie razem?
-Nie,nie.On na chemiczny.Wiesz,zapalony naukowiec.-Poklepałem go przyjaźnie po plecach.Wolałem,żeby ciotka go już nie męczyła.Jednak ona nie zamierzała przestać.
-Chyba jesteś starszy od Yiusia,prawda?
-Mhm.-Pokiwał głową.-Troszeczkę.
-Może zrobię herbatkę?-Próbowałem ją jakoś odwrócić od Yasa,który był zmęczony ale grzecznie odpowiadał na jej pytania.
-Dobry plan,Yiuś.Idź sobie,ja pogadam z Twoim kolegą.
No świetnie...Ona chce go zamęczyć...
Stałem w kuchni,robiąc herbatę ale nadal trzymałem rękę na pulsie i podsłuchiwałem jak tylko mogłem.
-Aaaa skąd jesteś,skarbie?-Zadała kolejne pytanie.Wypytuje go jak na komisariacie.
-Eee no z Północy.-Yas naprawdę chyba nie miał ochoty na rozmowy.
-Ooo.No w sumie to by się zgadzało.Masz niespotykaną tutaj urodę,tak sie zastanawiałam.Masz może jakąś młodszą siostrę?
Yas zamrugał kilkukrotnie,jakby moja ciotka zamierzała go zgwałcić.
-Yiusia rzuciła dziewczyna,pewnie już o tym wiesz.Sądzę,że potrzebuje kogoś dobrego,kto go pocieszy...
-Eeee...Z pewnością.Ale musi mieć czas,żeby dojść do siebie.
-O,a ty kogoś masz?Jakby Yi był dziewczyną,to bym Ci go może podrzuciła.Wiesz o co chodzi...
Ciotka naprawdę przesadza z tym wywiadem...
-Jest taka jedna osoba.-Rzucił okiem w dal,łapiąc moje spojrzenie.
-Oooo,to fajnie.Ale Yiusiowi trzeba kogoś znaleźć.Znowu się zamknie w pokoju i będzie składał samoloty...
Zarumieniłem się,a Yas zaśmiał się cicho.
-Musi mi to kiedyś pokazać...
-Wróciłem!-Przerwałem to przesłuchanie,przynosząc herbatę.-Jaś chyba powinien pójść do łóżka.Nie wygląda najlepiej.
-W sumie.Gdzie mój syropek?-Ciotka zaczęła grzebać w torbie.
-Chyba podziękuję...
-Akurat w tym przypadku jej zaufaj.Serio stawiają na nogi,wiem co mówię.-Starałem się go jakoś uspokoić.
-Znalazłam!
-Rozrobię Ci go w herbatce.Nic nie poczujesz.-Szepnąłem mu do ucha.-Ja to musiałem brać na surowo...
Pokiwał ufnie głową,a ciotka dała mi słoik z tym pomiotem szatana.
-Wygodnie Ci w takich długich włosach?-Zmierzyła Yasa,który poprawiał akurat włosy,latające mu po twarzy.-Nie wolisz ich ściąć?
-One zostają ze mną na wieki wieków...Tradycja rodzinna.-Pokręcił głową.
-Oooo,ciekawe.Wiecie co,ja się chyba powinnam gdzieś rozpakować...
-Ciociu,poczekaj.Zaprowadzę Cię do pokoiku.-Podbiegłem szybko,biorąc jej torby.
-Jaakie z Ciebie dobre dziecko.-Uśmiechnęła się,tuląc mnie tak że prawie płuca wyszły mi oczami.
-A ty leżeć.-Szepnąłem do Yasa,chwiejnie stojącego na dywanie.
Jak zobaczę,że stoi to go ukatrupię.Wsadzę mu kij w dupsko i wywlekę do łóżka.
************************************
-Yas?-Wszedłem do pokoju,w którym panował półmrok.-Odsłoń te rolety.Masz alergię na słońce,czy co?
-Wypalasz mi oczy...-Mruknął,osłaniając czoło ręką.
-Wpuść tu trochę światła,marudo.-Uśmiechnąłem się lekko.-Ale powiem ,że kolorki Ci bardziej wróciły.Widzisz,syropek pomaga.
-Może.-Odłożył książkę na bok.
-Wystraszyła Cię,co?-Uśmiechnąłem się lekko.
-Jest bardzo miła ale trochę nachalna...
-Trochę?-Zaśmiałem się.-Policjant pod przykrywką.
-A właśnie,gdzie wyparowała?-Yas podniósł się z poduszki i zaczął przeczesywać włosy rękoma.
-Poszła na zakupy.
-Ooo...Chwila spokoju.
-Taaa...
-Szybki seks zanim wróci?
-O,nie,nie,nie.Jesteś chory,zapomniałeś?-Pokiwałem palcem.
-No i co?-Przewrócił oczami.-Yiii...nooo...
-Nie ma mowy.Poza tym.Ciotka nas pewnie nakryje.
-Zanim ona wróci,to zdążysz dojść z piętnaście razy...-Po chwili złapał się za głowę.-Kurwa...mój łeb.
-Kładź się.Żadnego seksu,dopóki nie będziesz zdrów jak rybka.
Znów walnął się na poduszkę z lekko skwaszoną miną.
-Dobra,kurwa...
-Grzeczny chłopiec.-Pocałowałem go delikatnie w czoło i nagle usłyszałem drzwi.-Policja wróciła.Może się prześpij?
-Tooo...może być całkiem dobry pomysł...-Yas pokiwał głową,a ja poleciałem w stronę ciotki pomóc z zakupami.
************************************
-Czekaj ciociu,pomogę Ci.-Podbiegłem,biorąc jej zakupy w ręce.
-Ojej.Jakiś ty kochany...-Uśmiechnęła się szeroko.
Rozpakowaliśmy wszystkie zakupy i zdecydowaliśmy się na herbatkę i pogaduchy.Przynajmniej kiedy Yas śpi.
-Wiesz co?Miły ten Twój kolega,Yiuś.Gdybym była trochę młodsza...
Zarumieniłem się speszony.Czy ciotka właśnie podrywa mi faceta?
Upiłem grzecznie herbaty,czekając aż znowu zacznie rozmowę.
-Przypomniało mi się jak byłeś takim maluszkiem...Cholera ale ten czas leci...
Wzięło ją na wspominki...
W sumie...Pamiętam jak byłem takim małym zagubionym ośmiolatkiem....
*Retrospekcja*
-Yi ,wstawaj!-Ktoś uderzył mnie poduszką i momentalnie się ocknąłem,ściskając Królisia w rękach.
Tylko jedna osoba tak budzi...
-Ciociu?-Mruknąłem,siadając zaspany na łóżku.Wstawanie wcześnie rano to zło.
-No dalej.Szykuj się.Chyba nie chcesz się spóźnić pierwszego dnia do szkoły?
Przetarłem oczy i sięgnąłem po okulary,leżące na półce.
-Uh...Już idę!-Pisnąłem,biegnąc w stronę łazienki.Trochę boję się tego całego pierwszego dnia.Nikogo tam nie znam...
-Idziesz na śniadanie?-Ciocia zmierzyła mnie,gdy rozmyślałem,stojąc w piżamie przed lustrem.
-Już,już.Tylko Króliś umyje zęby.-Spojrzałem na nią,a ona pokiwała głową.Zrobiłem to bardzo szybko,żeby zdążyć i spokojnie coś zjeść.
Zjadłem szybko,żeby mieć jeszcze chwilę dla siebie.Nie wiem czemu ale nadal się stresowałem....
Tak się złożyło,że ciocia sądziła,że się zgubię więc podwiozła mnie pod szkołę.Trochę się bałem ale ucieczka nie wchodziła w grę,prawda?
*********************************
Zacząłem rozgorączkowany szukać Królisia.Miałem iść do domu ale bez niego...Po prostu wyparował!?
-Królisiu!-Łzy cisnęły mi się do oczu,kiedy w kolejnych miejscach także go nie było...
Biegałem po korytarzu,szukając pluszaka.Może ktoś sobie go po prostu zabrał...
Usiadłem na ławce,czując się totalnie bezsilny.Łzy spływały mi po policzkach.Czułem się tak beznadziejnie...Już miałem iść zupełnie zdołowany.Musiał zaginąć...Albo nie chciał być już moim przyjacielem...
Nagle poczułem,jak ktoś dotyka mojego ramienia...
-Ej mały.To chyba Twoje.-Obróciłem się,widząc jakiegoś starszego dzieciaka z moim Królisiem w ręce.Zamrugałem kilkukrotnie zaskoczony tą sytuacją...
-D-dziękuję...-Wydukałem z siebie tylko te słowa i przycisnąłem pluszaka do siebie.Starszy gapił się na mnie ale po chwili odszedł.Miał baardzo dziwną fryzurę...
**********************************
-Byłeś słodkim dzieciakiem.-Ciocia uśmiechnęła się wesoło.-Nawet wiersze pisałeś.
-Zdarzało się...-Westchnąłem zarumieniony.Cały czas przez głowę przewijał mi się ten dzieciak.Czuję się jakbym go znał...
Nagle w pokoju pojawił się Yas.Wyglądał trochę lepiej...
Chociaż...Ten błysk w oczach wyglądał znajomo...
Dziwnie,dziwnie znajomo...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro