Chlor
*Yas*
-Czyli dzisiaj idziemy do miasta...-Irelka zmierzyła mnie,a ja westchnąłem popijając kawę.
-Tia...-Mruknąłem,starając się rozbudzić.-Jestem wykończony.
-Było spać,a nie myszy łapać.Bułkę sobie zjedz,to Ci pomoże.-Irelka przewróciła oczami,a ja jakoś nie czułem się głodny ale zmusiłem do jedzienia.
Szybko zjadłem śniadanie i poszedłem do pokoju się ogarnąć.Przy okazji wpadłem na Yi.
-Dobrze się czujesz?-Zmierzył mnie zmartwiony.Książki trzymał tak mocno,że widać było kostki na palcach.
-T-Tak.-Po prostu mało spałem.-Starałem się go jakoś uspokoić.-Szykuj się na wycieczkę.
Pokiwał posłusznie głową i zniknął w pokoju,a ja w miarę się ogarnąłem i polazłem do Irelki.Wygrzebywała ciuchy z szafy jakw to ona.
-A ty co,na herbatkę?-Zmierzyła mnie z uśmiechem.
-Może być.Na pogaduszki też mogę wbić.
-Dziś mi się ciężko spało,mówię Ci.-Przewróciła oczami.-Ktoś się ruchał po nocach tam na górze...Normalnie...Krew zalewa...
Zarumieniłem się lekko,bo przecież Irelka ma pokój pode mną...
-Cóż...-Wzruszyłem ramionami.-Po prostu miałaś pecha...Pokój w złym miejscu...
-Niestety...Tak wyszło...-Westchnęła urażona.-Co za wstyd,żeby się tak pierdolić w miejscu publicznym!?
-Szykuj się na wycieczkę,a nie marudź.-Uśmiechnąłem się lekko.
-A ty to co?-Obudziła się.-Wypierdalaj do pokoiku się szykować!
-Już,już pani generał.-Zarechotałem i wyszedłem z pokoju.
Przygotowałem wszystko i wyszedłem na zbiórkę.Yi akurat siedział i czytał książkę...Chciałem się przysiąść ale zebrała się cała reszta grupy i Irelka...
Droga do miasta była całkiem przyjemna.Chęć snu trochę ustąpiła.Czułem się ciut lepiej.Co jakiś czas gapiłem się na Yi.Irelka gadała o jakichś kosmetykach,więc tylko kiwałem głową...
Łaziłem tak z Irelką aż do czasu gdy zatrzymaliśmy się na środku rynku.Irelka zarządziła jakiś tam czas wolny.Już wolałbym posiedzieć na ławce się zdrzemnąć...
Pokrążyłem trochę bez celu po chodniku.Irelka gapiła się na mnie przez dłuższy moment,aż wreszcie zatrzymała mnie ręką.
-Z pewnością potrzebujesz kawy...
-Ehh...To chyba dobry pomysł.Rano nie zdążyłem jej zaparzyć,bo ktoś się wypierdolił i wylał herbatę na podłogę...
Chciało mi się tak cholernie spać...
Irelka pokiwała głową i odeszła,a ja rozsiadłem się oczekująco na ławce,obserwując gołębie walczące o chleb.Dzisiaj nie jest dobry dzień na wycieczkę dla niewyspanej osoby z migreną...
Kawa Irelki trochę mi pomogła i przy okazji zabiła trochę czasu,bo Irelka już zaczęła robić zbiórkę.Ależ ich musztruje...Pewnie podobnie wyglądają jej lekcje.
-Jasiek.-Zmierzyła mnie,a ja przeciągnąłem się i spojrzałem na nią.
-C-co?
-Uczeń nam się zgubił.
Zamrugałem kilkukrotnie zbity z tropu ale tylko na chwilę.
-Coo...-Westchnąłem.-Pewnie chodzi o Yi.
-Mhm.-Pokiwała głową.
-No dobra...Zaraz go poszukam.-Zacząłem.
Mam nadzieję,że ten pacan się w nic nie wpakował...
************************************
Zaskoczył mnie deszcz i padał coraz mocniej.Czułem Jak włosy nasiąkają mi wodą i nie podobało mi się to.Nawet bardzo.Coś Jak Irelka z okresem...
Yi jak zniknął,tak zniknął...
-Cholera...Jak go dorwę...-Mruknąłem,przecierając twarz mokrą od deszczu.Nagle poczułem uderzenie,odbicie ode mnie i chłopięcy pisk, połączony z chlupotem wody.
Pewnie jakiś dzieciak nie umie chodzić...
Podniosłem wzrok z ciekawości i ujrzałem Yi,który obolały podnosił się z kałuży.Był podobnie przemoczony jak ja...
-Oooh!Jak to dobrze!-Wtulił się do mnie,a ja przyjąłem go delikatnie,głównie dlatego że palce miałem lekko przemarznięte.-Padł mi telefon...Już myślałem,że poszliście beze mnie...
-Zmokłeś.-Mruknąłem,dotykając jego grzywki.
-Ty też.Pewnie nie jesteś zachwycony tym,że masz mokre włosy...-Uśmiechnął się słabo,ocierając mokrą twarz.
-Wkurwia mnie to niesamowicie.-Westchnąłem.Wracajmy już.
-Doskonale wiesz kto mnie zatłucze...-Yi spuścił wzrok.
-Nie zatłucze.Obronię Cię.-Uśmiechnąłem się lekko,chcąc go jakoś pocieszyć.
Gdy Irelka nas zobaczyła,jej spojrzenie paliło wzrokiem jak lasery.Akurat Juz nie padało ale my nadal byliśmy mokrzy.
-W końcu.-Westchnęła,a Yi natychmiast się speszył.
-Bardzo przepraszam!
Na szczęście nic mu nie zrobiła,więc wróciliśmy do ośrodka głównie ze względu na nas,bo byliśmy mokrzy.
Wysuszyłem się tam i przy okazji trochę zdrzemnąłem,chociaż deszczowi udało się mnie rozbudzić...
*Yiś*
Położyłem się do łóżka,bo długim i przyjemmym prysznicu,jednocześnie czując ból w nogach.
Planowałem dziś skończyć książkę,którą kupiłem ostatnio.Fabuła naprawdę mnie wciągnęła,a ja cały dzień czekałem by czytać.
Kajak zamknął się w łazience,Hiruki gadał z kimś przez telefon.Co innego miałem dość roboty?
Wczytałem się w powieść.W tym czasie Kajak zdążył już wrócić,a Hiruki skończył rozmawiać.Czy powinienem iść spać?Czuję lekkie wyczerpanie...
-Yi grasz z nami?-Kajak zmierzył mnie,a ja pokiwałem głową.
-Muszę jeszcze dokończyć powieść.-Odparłem przepraszająco.
-Dobra.-Kajak machnął wyrozumiale ręką.-To Hiruki zagramy se w pokera.Ja będę wygrywał,a ty przegrywał.
Hiruki zaśmiał się i zaczał tasować karty.
Książka skończyła się szybko.Za szybko.
Chłopacy nadal grali...
Czy powinienem dołączyć...Sen jest mi teraz bardziej milszy ale podświadomość myśli o czymś innym.
-Mogę dołączyć?-Zacząłem nieśmiało.
-O,skonczył.-Kajak uśmiechnął się.-Wiecej mamony.
-Gracie na kasę?
-Ta-Hiruki westchnął.-Już mnie zdążył z dychy oskubać.
Zaśmiałem się, patrząc na jego minę.Wyssana depresja.
-Czyli Kaynuś zarobi więcej.-Kajak roześmiał się i zaczał tasować karty.Tak się stało,że jednak z nim przegrałem.
-No i co,chojraku?-Kajak zarechotał,dumnie unosząc głowę.-Wolisz w gotówce czy naturze?
Zacząłem grzebać w kieszeniach.No tak,zapomniałem wypłacić dziś pieniędzy...
-Emmm...Tak się złożyło,że zapomniałem podejść do bankomatu.-Uśmiechnąłem się przepraszająco.
-No to klepa.-Hiruki uśmiechnął się lekko.
-O mam dla Ciebie misję dodatkową.Wyruchaj Hirukiego,a ja sobie popatrzę.-Kajak zarechotał,a Hiruki oburzony wziął się pod boki.
-Zaraz Cię wyrucham nogą od stołu,flecie!
Jakoś nie miałem ochoty na ich pogadanki...
-Ohoho...Chodź Yi,wyruchamy go wspólnie.-Kajak zaczął rechotać.Uśmiechnąłem się tylko z grzeczności.
Nagle Kajak wyskoczył ze święcie poważną miną.
-Ehe,chłopaczki.-uśmiechnął się lekko.-Wy ponoć Bi jesteście,tak?-Znów ten uśmiech.-Co powiecie na trójkącik?
Ja i Hiruki gapiliśmy się na niego jak na debila,a Kajak nagle podszedł bliżej i złapał mnie za policzek.
-Wiecie,pobawimy się.
Sparaliżowało mnie z zaskoczenia.Że też Kajak ma takie pomysły.
-To nie żaden wstyd.-Uśmiechnął się i nachylił nade mną,jakby chciał mnie przekupić pocałunkiem.
-NOOO...KURWA!-Głośny okrzyk zzaw ściany zasygnalizował,że albo Sensei się czymś zdenerwował albo uderzył w mały palec u stopy...
Kroki?Czyżby do nas?
Kajak na chwilę mnie puścił.Tak jednak do nas.
Sensei wyglądał jak przez okno,wściekły jak osa i jeszcze ta szopa na głowie...
-To wy tak napierd...Ekhem...To znaczy...Walicie tymi drzwiami jak pokopani?-Zmierzył nas.
-N-nie.-Odparliśmy autentycznie zaskoczeni.
-Zdaje mi się,że to chyba ma dole.-Hiruki rzucił,a ja przytaknąłem.
Sensei zrobił znajomą minę mordu brutalnego i bolesnego.
-Irelka...-Mruknął wychodząc na korytarz.-Dobranoc.-Rzucił.
Musiał być ostro wkurwiony...
Ale uratował mnie do tej niezręcznej sytuacji i fantazji Kajaka.Prędko wskoczyłem do łóżka,udając że śpię.
Trochę boję się zasnąć...
*Jakiś czas potem*
-To mówisz,że jutro jedziesz na to wesele?-Sensei zmierzył mnie,a ja pokiwałem głową biorąc swoje rzeczy.
-Mhm.Postaram się wrócić jak najszybciej,bo będę tesknił...
-Też będę tęsknił...-Sensei uśmiechnął się lekko i przytulił mnie.-Nie rób nic głupiego.
Tuliliśmy się przez dłuższy moment.Wsłuchiwałem się w nasze serca.
-Będę się zbierał.-Zacząłem,zarzucając torbę na ramiona.-Żebym nie spóźnił się na pociąg...Ciotka mnie wtedy zabije...-Muszę jeszcze skoczyć po Rin...
-Zadzwonisz potem?-Sensei spojrzał na mnie,trzymając koc w dłoniach.
-Oczywiście.-Uśmiechnąłem się szeroko.-Do Ciebie zawsze.
-Baw się dobrze.-Pogłaskał mnie po głowie.-I weź to.-Podał mi koc.Nie miałem siły mu go oddawać.Raczej nie będzie potrzebny ale...To jego sporzenie...
-Dziękuję.-Ja także się uśmiechnąłem.
Pożegnaliśmy się czułym pocałunkiem,a potem pędem poleciałem na dół,co chwilę patrząc na zegarek.
************************************
-Kiedy będziemy?-Rin spojrzała na mnie znad książki z lekkim uśmiechem,a ja spojrzałem na zegarek.
-Hmmm...Coś około dwóch godzin...
-Rozumiem.-Pokiwała głową.-Ale trochę się już nudzę.
-Oj ja też.-Westchnąłem.Wdaliśmy się potem w ciekawą rozmowę o fizyce jądrowej i czas zleciał nam błyskawicznie.
-Dojeżdżamy.-Odparłem pocieszony,szykując się do wyjścia.Trzeba rozprostować nogi.Jestem ciekaw reakcji cioci.Dawno się nie widzieliśmy...
Po dłuższej chwili w końcu docieramy przed dom mojej cioci,w którym spędziłem jakieś pół życia...
-To tutaj.-Oznajmiłem,patrząc na wypielone kwiatki.Ciotka już harcowała w ogrodzie.-Ale muszę Cię ostrzec,że ciotka jest trochę specyficzna...
-Yiuś!!-Głos ciotki rozległ się zza drzwi.Musiała mieć otwarte okna albo mnie zauważyć.Wybiegła z domu i widząc mnie od razu rzuciła mi się na szyję,miażdżąc przy okazji.Potem zmierzyła mnie uważnie.-Aleeee zmężniałeś!Tylko czy ty jesz,co?
Nawet nie dała mi odpowiedzieć.
-Ale to nic...Zaraz Cię ciocia dokarmi.Mam pieczeń w piekarniku i ziemniaczki na gazie.-Po chwili zmierzyła Rin.-Aaaa to pewnie Twoja wybranka,prawda?-Uśmiechnęła się szeroko.Od razu zauroczyła się moją towarzyszką,a ja czułem się teraz źle,że ją oszukuję...Od razu się zapoznały.Byłem troje otępiały po przytulasach.
-Yiuś no wiesz co!?-Usłyszałem swoje imię i od razu spojrzałem na ciocię.-No co za brak manier!-Wzięła się pod boki.-Żeby kobieta tyle walizek nosiła...No dalej,dalej pomóż trochę Rin!Co z Ciebie za dżentelmen!?Pół roku Cię nie było i już się jak małpa zachowujesz...
Gapiłem się raz na ciotkę raz na Rin i posłusznie wziąłem torby.Były okropnie ciężkie...Co te baby tam noszą...
Weszliśmy na przedpokój.Zupełnie nic się tutaj nie zmieniło.Kot leniwie stąpał po posadzce.
-Chyba będziecie musieli dzielić razem pokój,bo przyjechała moja ciotka i też gdzieś musi spać.-Ciocia machnęła ręką i uśmiechnęła się.-Ale chyba wam to nie przeszkadza moje gołąbeczki.
Natychmiast zaczerwieniły mi się policzki ale zgodziłem się na pomysł cioci i zaprowadziłem Rin do pokoju.Tutaj także nic się nie zmieniło,oprócz braku rzeczy które pozabierałem na studia.
Wdaliśmy się w ciekawą rozmowę ale nagle wpadła ciotka,proponując łyk herbaty.To dobry pomysł po drugiej podróży.
Ciotka do razu rzuciła się do gadania.
-To jak sobie radzicie?-Wyszczerzyła się zauroczona,a ja trochę jej poopowiadałem,słowem nie wspominając o Senseiu.Co miałbym jej wtedy powiedzieć?Że śpię ze swoim nauczycielem?
Nagle przypomniało mi się coś bardzo bardzo ważnego...
-Zapomniałem go wypuścić!-Poleciałem do pokoju,podchodząc do klatki i lekko się uśmiechnąłem.
-Przepraszam...Wyleciało mi to z głowy...-Szepnąłem do ptaka,a on natychmiast ożywił się i wskoczył na moją dłoń.Pewnie się stęsknił...
-Pójdziemy do ciotki,bo dostanę opieprz...-Uśmiechnąłem się lekko,idąc do kuchni.
-Wiedziałam,że po niego idziesz.-Ciotka uśmiechnęła się lekko.
-Musiałem się przywitać.-Pokiwałem głową,a ptak wesoło zaćwierkał.
-Trzymasz jaskółkę w domu?-Rin zmierzyła mnie z zaskoczeniem,a ja poczułem że czerwienią mi się policzki.
-Oj,bo to jego dzieciątko.-Ciotka w sumie wyręczyła mnie i zaczęła gadać.-Przyniósł raz pisklaczka i niańczył i niańczył.Do tej pory go nie wypuścił.
-Nie wypuszczę oswojonego ptaka na wolność.-Oburzyłem się.-Nie poradzi sobie.
-No dobra już,dobra.-Ciotka machnęła ręką.-Ja się na tym nie znam.
Nagle do pokoju weszła kuzynka.Rozpromieniłem się na jej widok.Zarzuciliśmy przytulasa.Naprawdę dawno się nie widzieliśmy.Zaczęły się zwyczajowe uprzejmości Rin i mojej kuzynki.Chyba się dogadały...Jak to kobiety...
Spojrzałem na ptaka,siedzącego na moim ramieniu i słuchającego rozmowy.Wymyśliłem mu już tyle imion ale każde odrzucał.Zupełnie na nie nie reagował...Chyba najbardziej lubi być nazywany po prostu koleżką...
Rozmowa przy stole zeszła na typowo kobiece tematy.Popijałem herbatę nie rozumiejąc nic.Ptak skakał mi ze znudzeniem po ramieniu.
Nagle poczułem wibracje i spojrzałem na swój telefon.O nie...Sensei...Że też ten telefon leży tak blisko cioci...
-Yiuś,ktoś do Ciebie dzwoni.-Ciotka mówi,wpatrując się w telefon.Dlaczego nazwałem własnego nauczyciela Rakowym Malinkojebcą...
-A...To...To tylko kolega.-Odparłem szybko,biorąc telefon w dłonie i wybiegając z pokoju.
-Wybrałeś kiepski moment by dzwonić...-Zacząłem,a ptak zaczął piszczeć na moim ramieniu.-Ej kolego.-Odepchnąłem go.-Nie teraz.
Sensei mruczy tylko skołowany.
-Mój ptaszek jest chyba zazdrosny...-Cholera jak to głupio zabrzmiało...
Sensei roześmiał się cicho.
-Rozumiem.To w takim razie póki nie patrzy,to gadaj co u Ciebie.
-Aaaa...W porządku.Jestem otulony babskim rozmowami...
Znów delikatny śmiech.Ten,który mnie onieśmiela...
-Cieszę się,że Ciotka nie urwała Ci głowy.-Znów lekki,pełen gracji śmiech.
Serce zabiło mi mocniej...
Gdybym mógł teraz spojrzeć mu w oczy...-Trochę tu pusto bez Ciebie.Już zapomniałem jak to jest mieszkać samemu...
Serce prawie dostawało ataku.Już miałem wołać ciotkę,krzycząc że mam zawał...
-Co robisz?-Spytałem z ciekawością.
-A,gotuję,wystawiam sobie ocenki...-Odparł radośnie.
-Ocenki?
-Ciebie zostawię sobie na koniec.-Znów ten śmiech...
Wspaniały śmiech...
-Yiuś!
-Ops,Ciotka mnie woła...
-Aaa,rozumiem.Babskie rozmowy się po Ciebie upomninają.Cóż,potem Cię Dopadnę...-Wiem,że teraz się uśmiecha...
-Kocham...-Mruknąłem.
-Ja też.Zrobię Ci zapas ryżu jak wrócisz.-Uśmiechnąłem się lekko,gdy skończył.Nagle ciotka wparowała.
-Musisz coś zobaczyć!-Była rozpromieniona.
Przeglądały zdjęcia wiązanek weselnych...Jak to kobiety...
-Faktycznie ładne...-Pochwaliłem szczerze ale z mniejszym entuzjazmem niż one.
Potem zaczęły cieszyć się dzisiejszym wieczorem panieńskim.
-A ty,Yiuś?-Ciotka zmierzyła mnie.
-To wieczór panieński.Same baby.-Pokiwałem głową.
-I zostaniesz całkiem sam w domu?-Ciotka zrobiła zaskoczoną minę,a ja uspokoiłem ją.
-Będę tu sobie grzecznie czytał.-Uśmiechnąłem się lekko.
-Skoro chcesz.-Ciotka pokiwała głową i wróciła do rozmowy.
-Nie macie nic przeciwko jeśli odejdę od stołu,prawda?-Speszyłem się lekko.-Dziwnie się czuję przy temacie makijażu.
-Idź,idz skarbie.-Ciotka uśmiechnęła się.-Widzę po Twojej minie,że chcesz uciec.
Podziękowałem i rozłożyłem się na łóżku.Było mi trochę zimno.
-A może tak prysznic...-Mruknąłem sam do siebie.Odpowiedziało mi dzwieczne ćwierkanie.Zostawiłem ptakowi coś smakowitego i zaszyłem się w łazience.Jednak zdecydowałem się na kąpiel.Ciepła woda była tym czego pragnąłem.Wtuliłem się w róg wanny,starając zrelaksować.Myślałem teraz o Senseiu.Co gdyby tutaj ze mną był...Nagle do pokoju wbiła ciotka,a ja prawie wskoczyłem z wanny.
-Ciociu!?
-Oooojoj...Przepraaaszam Yiuś.-Ciotka speszyła się,gapiąc na mnie.-Nie za mało czasem jesz?
-Ciociu wyjdź...-Poprosiłem,tuląc się ramionami.
-Oooo...Już,już przepraszam.-Wyleciała z łazienki.
Odetchnalem z ulgą ale przyspieszyłem kąpiel.
Zwlokłem się do pokoju.W tym czasie dziewczyny zdążyły już wyjść.Zakopałem się w łóżku i szybko udało mi się usnąć...
************************************
-Yi,wstawaj!-Głos Rin wybudził mnie ze snu.Rozejrzałem się ospale.Już przygotowywała się do wesela.Nie rozumiem tego przesadzania...
Zwlokłem się z łóżka i poszedłem do kuchni po ciutkę ciepłej kawy.Dziewczyny szykował się,przymierzały sukienki...
Zaparzyłem kawę i rozsiadłem się przy stole.Trochę dzwoniło mi w głowie ale o dziwo czułem się wyspany.Zacząłem leniwie smarować chleb masłem.Ciotka latała po pokojach i dyrygowała.Okropnie się przejęła...
-Yiuś!Co ty tutaj tak siedzisz jak kwoka!?-W końcu dorwała i mnie.-Szykuj się...
-Już,już...-Machnąłem ręką.-Zjem tylko.
-To jedz i wkładaj garniak,bo się pogniewamy.-Zmierzyła mnie z lekkim uśmiechem,a ja wypiłem duszkiem kawę,zagryzając ją chlebem.Zła ciotka,to niedobra ciotka...
Poleciałem do łazienki i zacząłem się w miarę ogarniać,czesać.Włosy jak na złość się buntowały...W końcu udało mi się je ujarzmić.
Zdjąłem ubrania z wieszaka i przymierzyłem.Ciotka pędem wpadła do pomieszczenia.
-No,no.-Skwitowała.-Wyprostuj się.-Poklepała mnie po plecach.-Przystojniacy się nie garbią.-Podrapała się po brodzie.-Coś Ci włosy odstają...
-No wiem ale nic na to nie poradzę.-Pokiwałem głową.-Nie chcą się ułożyć.
-Ojojoj.Ciotka Ci zaraz pomoże.-Poleciała po jakiś dziwny spray,wymachując nim tak że kilka razy prysnęła mi w twarz.-Teraz jest chyba dobrze.-Pokiwała głową,a ja wykaszlałem tonę tego sprayu i spojrzałem w lustro.
-Całkiem,całkiem...
-No,to chociaż Ciebie mamy z głowy.-Odetchnęła z ulgą.
-A pannę młodą pokażesz?-Spojrzałem na ciocię,a ona pokiwała głową.
-Zobaczysz jak będzie na to pora.-Machnęła ręką.-W sumie wyznaczyła sobie Ciebie,żebyś jej welon targał.
-Naprawdę?-Ożywiłem się trochę ale ciotka już zniknęła w innym pokoju i darła się na kota,żeby nie łaził po stole.
W końcu wszystko było gotowe.Czułem się trochę znudzony oczekiwaniem ale bawiło mnie to całe dyrygowanie ciotki...Czy na tym weselu też zamierza taka być?
************************************
Rin w sumie przez cały czas wytykała mi,że popłakałem się cztery razy podczas ceremonii ale ja zbywałem ją za każdym razem,udając że nic się nie wydarzyło i nikt nie słyszał.Teoretycznie wyłem razem z ciotką ale ona rozpłakała się tylko raz.Dobrze,że nie wyrąbałem się z tym welonem na środku dywanu.To byłby dopiero wstyd...
Gapiłem się na gości,czekając na zewnątrz.Ciotka zaraz pojawiła się obok.
-To teraz czekam na jeszcze jedno wesele...-Ciotka szturchnęła mnie w ramię,a ja niezręcznie zająłem się różem.
-Poczekajmy jeszcze z tym...-Odparłem spokojnie ale mój wyraz twarzy to było jedno wielkie zdenerwowanie.
Potem zaczęły się zwyczajowe weselne uprzejmości i gratulacje.Trochę trwały ale skończyły się szybciej niż przypuszczałem.
-Czy mozem...
-Yiuś,cicho.-Ciotka zbyła mnie.-Młoda rzuca bukietem.Leć tam między druhny może złapiesz.
-Stoję zaraz przed nimi.Po co mam tam lecieć...
-Bo jak złapiesz bukiet to od wesela się już nie będziesz mógł wywinąć.-Zaśmiała się,a ja zmierzyłem ją czując się lekko niezręcznie.
Czy uznałaby to,że jestem z mężczyzną?
Bukiet poleciał,a druhny leciały za nim jak piłki do rugby.Mimo iż nie chciałem go złapać,to wylądował w moich dłoniach.Wszyscy na mnie patrzyli.Miałem wrażenie,że policzki mi płoną.Ciotka była uradowana,a druhny zabijały mnie wzrokiem.
-Mówiłam,że niedługo będzie kolejne wesele.-Zaśmiała się radośnie,a ja starałem się uśmiechać mimo że nogi drżały mi jak galaretka.
Zebraliśmy się do sali,która była świetnie urządzona.Znów zaczęły się życzenia i uprzejmości.Siedziałem przez ten czas i ciekawie gadałem z Rin.Ciotka latała wokół gości jak pokopana.Musiała się wygadać i wyszaleć...Impreza trwała w najlepsze.Wszyscy gadali i zarzucali poczęstunek.Młodzi siedzieli grzecznie i się uśmiechali.Nagle ktoś zaczął wykrzykiwać,że jest gorzko i musieli się całować.Nie spodziewałem się tego co zaraz nastąpiło.
-Mamy tu jeszcze jedną parę,która powinna posłodzić.-Kuzynka zmierzyła mnie,a ja zamarłem kiwając przecząco głową.-Oj no nie wstydź się.Gorzko się robi.
-Emmmm...-Speszyłem się,a Rin podobnie.Wszyscy byli zdania mojej kuzynki...
-Będziemy to mieli z głowy...-Rin zmierzyła mnie przepraszajaco.
Jakoś nie chciałem się na to godzić ale nie było wyjścia.Pocałowała mnie,a ja czułem się naprawdę dziwnie...To jak zdrada ale nie do końca.
Odegraliśmy scenę,a ja siedziałem teraz speszony aż ciotce nie chciało się tańczyć.Meczyła mnie,a jej nie powinno się odmawiać...
I w ten sposób Przetańczyłem jakieś dwie godzinyz różnymi osobami...
Wolałbym trochę odsapnąc.
Trochę też wypiłem i chciało mi się jeść...W końcu wybłagałem sobie chwilę przerwy.Czułem się wykończony tymi ciągłymi tańcami ale jednocześnie pointrgowany tak wielkim kobiecym zainteresowaniem...
Ilość alkoholu w mojej krwi się zwiększyła i czułem,że powoli osiągam swoją granicę.Zaczyna się od migreny...Potem bedzie tylko gorzej...Mimo to jeszcze trochę w siebie wlałem.Tak z grzeczności.I to był błąd...
Przez jakąś godzinę walałem się zemdlony po pomieszczeniu,patrząc na szczęśliwych gości.Przewracało mi się w żołądku.Byle nie zwymiotować...
Może świeże powietrze pomoże...Opierałem się teraz o barierkę,trochę chwiejąc się...Wyglądałem jak pijak...
W pewnym momencie zrobiło mi się zbyt duszno i padłem do tyłu.Pokręciło mi się jeszcze w głowie,a potem odpłynąłem...
Pierwszym co Usłuszałem po przebudzeniu było zawodzenie ciotki.Darła się,żeby przynieść wody albo wezwać karetkę.
-Nie...trzeba...-Jęknąłem,podnosząc lekko powieki.
-Yiuś!Cholera jasna!Ale mi strachu narobiłeś!-Ciotka musiała odchodzić od zmysłów.Trochę mi teraz głupio,że zepsułem uroczystość.
-Przepraszam...-Wymruczałem,gapiąc się na ciotkę,której daleko było to spokoju.
-Odwieźć Cię do domu?Odwiozę Cię,bo jesteś blady jak kartka...-Ciotka była rzeczywiście zmartwiona,a ja srednio miałem siły się podnieść.Jednak się udało...
************************************
Zemdliło mnie tylko jeden raz.Krążyłem po domu,nadal drżąc i szukając pustym wzrokiem czegoś ciekawego...Zadzwoniłbym do Senseia ale ta pora...Z pewnością śpi...
A może jednak nie...
Wykręciłem numer do niego.
Odebrał.
Jednak przeczucie mnie nie myliło...
-Yi?Co tak późno?-Sensei odparł ze zdziwieniem w głosie.-Właśnie miałem iść spać.
-Po prostu potrzebuję towarzystwa...-Mruknąłem.-Opowiedz mi o swoim dniu...-Mój głos był słaby.Wiedziałem,że wyczuł problem...Zaczął mi jednak opowiadać co robił.Kręciło mi się w głowie ale jednak zacząłem robić coś niespodziewanego.
-Dyszysz.-Sensei zauważył,a ja nie odpowiadałem pieszcząc się po kroczu.
-To tylko zmęczenie...-Kontynuowałem,dysząc głośniej.
-Doskonale wiem co robisz.-Sensei odparł nagle.Wydaje mi się,że trochę zalotnie.
Tym razem jęknąłem cicho,czując też ciutkę zawstydzenia.
Ciągle mruczałem mu,że tęsknię a on jakby wpasował się do sytuacji i mnie zachęcał.Głównie przez ton głosu...Ten ton mnie onieśmiela...
Nie chcę by to się skończyło...
Mógłby być tutaj...
Moglibyśmy robić różne rzeczy,kiedy ciotki nie ma w domu...
************************************
Obudziłem się bardzo wcześnie i dostrzegłem na spodniach plamę,wspomnienie poprzedniego wieczora.Na szczęście wszyscy spali,więc mogłem spokojnie się przebrać.
Wyszło na to,że musiałem wszystkich obudzić,bo trzeba się szykować do powrotu.Ciotka od rana we łzach...Trochę mi głupio tak wyjeżdżać ale mam zajęcia...
Ciotka wyściskała mnie na pożegnanie jak mogła i musiałem jej obiecać na paluszek,że przyjadę na wakacje...
Podróż przeciągnęła się dłużej i wróciłem do domu dopiero późnym wieczorem.Otworzyłem drzwi.Ciekawe czy Sensei czeka.A może już śpi.
Nie spał.
Siedział na kanapie w kapciach królikach i to jeszcze moich,popijał chyba jakieś wino i gapił się w telewizor.To bardzo niecodzienny widok.
-Wróciłem.-Oznajmiłem,a on od razu obrócił głowę.
Podszedł,a potem jakby coś go sparzyło,bo nie chciał okazywać więcej uczuć.Coś złego zrobiłem.
-Hm?-Zmierzyłem go zbity z tropu.
-Pachniesz kobietą.-Gapił się na mnie jakoś dziwnie.Zazdrość?Może dowiedział się,że go oszukałem.
Patrzyłem na niego dokładnie.Zachowywał się jak nie on...-Chyba się już położę.-Obrócił się na pięcie i poszedł do sypialni.
Stałem jak wryty...
To pewnie perfumy ciotki.Wyściskała mnie jak tubkę pasty...
Odczekałem z godzinę i sam poszedłem do sypialni.Położyłem się i probowałem wtulić do Senseia ale odpychał mnie przez sen...O co jest zły.
Poczułem się głupi i nachalny,więc poszedłem spać na poddasze.Lepiej to przeczekać.Może jutro mu przejdzie...
************************************
Siedziałem na ławce przed szkoła,gapiąc się na nogi.Sensei zniknął z samego rana.Widziałem go z daleka ale wygląda na to,że mnie unika.A ja Nawet Juz nie wiem co zrobiłem...
Najchętniej schowałbym się gdzieś daleko...
Przed chemią czułem jeszcze większy stres i impuls spowodował,że zwinąłem się z tej chemii.Muszę iść do jakiegoś osamotnionego miejsca...pomyśleć...
*Yas*
To mnie teraz zaskoczyło.Yi spierdolił ze szkoły...
Gdyby jeszcze nie było Kajaka i tego kolegi drugiego,to bym rozumiał że to namówili ale tak sam...
Może coś się stało...
Myślałem o tym cały czas,aż prawie wywaliłem sobie kawę na komputer...
Powinenem go poszukać...
Po lekcjach przeczesałem miejsca w których często bywa.Nic.Cóż.Pewnie wróci wieczorem.
Próbowałem dzwonić ale nie odbiera...
Nie mam złych przeczuć w tym przypadku...
Późnym wieczorem nadal go nie było...Cholera jasna...Kolację to ma już zimną...
A jak ktoś go porwał...Nie wiem...Co on znowu odwalił...
Zerwałem się z fotela tak po prostu i poleciałem na poszukiwania.Półtora godziny nie były owocne aż do odwiedzenia parku.Yi siedział sobie na kamieniu jakby nigdy nic i gapił się w jezioro.
-Yi!Do cholery,wiesz która jest godzina!?-Zawołałem,a on drgnął.Wpadł do jeziora.
Przecież on pływać nie umie,a przy takim upadku to już pewnie nie będzie mógł wypłynąć...
Rzuciłem się tak jak stałem do wody i złapałem Yi.Tak,stracił już przytomność.Udało mi się go jakoś wyczłapać z wody.Nadal się nie ocknął.
Robiłem mu usta-usta tak długo,że aż robiło mi się słabo.W pewnym momencie zaskoczył i odzyskał przytomność.
Teraz trochę się zdenerwowałem.
-Dlaczego mi to robisz!?Wiesz jak się o Ciebie martwiłem,pacanie!?-Zdrowo go opieprzyłem na dzień dobry.Yi nagle się rozbeczał i zaczął przepraszać.Nie mogłem się na niego gniewać.
Wtuliłem się w niego.Chciałem go jakoś uciszyć.Uspokoił się po kilku minutach.
-Siedziałeś tu tyle czasu?-Zmierzyłem go z zaskoczeniem.
-Byłeś na mnie zły.-Yi pokiwał głową.-Nie chciałem Cię denerwować...
-To skąd ten zapach damskich perfum?-Podniosłem lekko brew,otrzepując przemoczone włosy.
-Ciotka...-Yi mruknął nieśmiało,a ja gdyby nie leżał obok to zacząłby się napierdalać w czoło.Jaki ja jestem głupi i zazdrosny...
Miałem minę jak karp przed Wigilią przez jakieś bite pięć minut.
-Wczoraj miałem dziwny nastrój.-Wtuliłem się do niego.-Przepraszam...
-Leżenie na trawie w środku nocy jest romantyczne...-Yi uśmiechnął się lekko,gapiąc w gwiazdy.
-Ale nie kiedy jest się przemoczonym...-Podniosłem go w ramiona.-Kiedyś zabiorę Cię na taki spacer...
Znów lekko się uśmiechnął,a ja ledwo go niosłem,bo przepłynięcie prawie kilometra w dziesięć sekund wypruło mnie z energii.
Ale to nic.Ważne,że się nie utopił,tylko teraz leży w moich ramionach i się uśmiecha.Mały głupek...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro