Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Beryl

Ocknąłem się,mając mgłę za oczami.Spojrzałem na zegar.Dopiero wczesny poranek...Chciałem się podnieść ale zupełnie mi to nie wychodziło.Nie miałem sił.Mimo,że przespałem większość nocy to czułem się niewyspany.Obróciłem się,starając jeszcze pospać ale jak na złość nie mogłem zmrużyć oka. Sensei spał obok mnie...Czuję tak ie jakieś...dziwne uczucie?

Próbowałem sięgnąć po książkę z półki ale było mi bardzo trudno się poruszyć.Dźwignąłem się z łóżka,natychmiast straciłem równowagę,przewróciłem się i strąciłem książki.Po chwili poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę...

-Co ty robisz,Umaki?-Sensei spojrzał na mnie lekko zaspanym spojrzeniem.

-Przepraszam...Chciałem trochę poczytać...-Poczułem się teraz strasznie głupio,że go obudziłem.

-Nie wyglądasz najlepiej...-Sensei uważnie obserwował moją twarz.-Wracaj do łóżka,ledwo się trzymasz.

Oparłem się na poduszce i westchnąłem ze zmęczeniem.

-Zjesz coś?

-Jakoś nie mam ochoty...-Kiwnąłem głową,obracając się na bok.-Chyba jeszcze się trochę prześpię...

-W porządku.-Sensei nadal badał mnie wzrokiem.-Tylko zjedz coś potem,dobrze?Jesteś osłabiony.-Wziął kilka rzeczy z półki i książkę.-Ja nie mogę Cię dopilnować,bo mam swoje obowiązki.-Lekko się uśmiechnął,podchodząc do drzwi.-Muszę zrobić Twojej klasie kartkóweczkę...

-Ach tak...-Uśmiechnąłem się lekko na myśl,że mi się upiekło.

-Nie licz,że Cię to ominie.-Znów się do mnie uśmiechnął.-Dorwę Cię w inny sposób.

Wyszedł z pokoju,a ja otuliłem się kołdrą i o dziwo szybko usnąłem...

************************************

Tym razem ocknąłem się dość powoli.Sensei już dawno wyszedł,więc jest tu pusto...

Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na książkę od chemii.Właśnie opuszczam wykłady na samym początku roku...Zginę przez to w połowie semestru...Wstałem z łóżka i wziąłem kilka książek w ręce,wsadziłem je do torby.Wiem,że robię coś głupiego ale nie mam zamiaru strzelać sobie w kolano na początku studiów...

Przyznam,że zaczęło mi się kręcić w głowie.Od słońca bolały mnie oczy i miałem wrażenie,że przed oczami mi się mnoży...Było dość chłodno jak na początek jesieni i wiało.Miałem wrażenie,że zaraz ten wiatr mnie przewróci...

Jakimś cudem złapałem autobus i nie musiałem iść pieszo...Całe szczęście.Szybkim krokiem dotarłem na miejsce i miałem wrażenie,że ledwo stoję ale w budynku było o wiele cieplej niż na zewnątrz.

-Cholera,Umaki co ty tu robisz!?-Akurat Sensei musiał spacerować sobie z kawą...Pewnie ma okienko.

-Nie chciałem opuszczać zajęć...-Pokiwałem głową i próbowałem być pewny swojego postanowienia ale czułem się coraz gorzej.

-Przecież ty ledwo stoisz na nogach!-Sensei wziął się pod boki,a ja miałem wrażenie że zaraz upadnę nosem w kafelki ale ostatecznie załamały się pode mną kolana.-Już nawet stać nie masz siły...

-Ale...

-Nie ma żadnych ale.-Sensei zmierzył mnie stanowczo i podał rekę,podnosząc mnie z podłogi.-Zaraz wrócisz do łóżka,tam gdzie Twoje miejsce.

Nie protestowałem,bo nie miałem siły się odezwać...albo zemdlałem?Sam już nie wiem...

************************************

-Umaki,chcesz zupki?-Sensei spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.

-Nie jestem głodny...-Obróciłem się w drugą stronę.

-Musisz coś zjeść.Nie jadłeś od rana.Tak nie można.

-Nie mam ochoty na jedzenie.-Pokiwałem głową.

-Umaki...Współpracuj...-Sensei zmierzył mnie,nabierając zupę na łyżkę.-Bo będę zmuszony Cię nakarmić siłą...

-Nie Umaki,tylko Yi.-Spojrzałem na niego trochę chłodno.Denerwuje mnie,jak tak mówi do mnie po nazwisku...

Sensei chyba lekko się speszył,z resztą sam nie wiem.

-Y-yi.-Lekko się zawahał,wypowiadając moje imię.-Musisz zjeść choć trochę.

-Nie mogę tego zrobić potem?Nie chcę jedzenia...-Pokręciłem głową jak małe dziecko.Naprawdę nie chce mi się jeść.

-Inaczej nie dostaniesz ziółek i nie pójdziesz na wykłady...-Usmiechnął się lekko.-To jak?

-Zgoda...-Westchnąłem przegrany,siadając na łóżku.

-Grzeczny chłopiec.-Zabierał się za to by mnie nakarmić ale ja wyrwałem mu miskę i łyzkę z rąk.

-Potrafię jeść sam...-Czułem się naprawdę głupio,że tak wokół mnie lata.Wrąbałem mu się praktycznie w życie...

Pokiwał głową,a ja spojrzałem na miskę z zupą.Dopiero teraz poczułem,że tak naprawdę jestem cholernie głodny...

-Chyba jednak chciało Ci się jesć...-Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem,a ja rzuciłem na niego okiem,dziubiąc w misce.

-Może trochę...-Mruknąłem,czując przyjemne ciepło i uczucie sytości.

-Mówiłem Ci,że musisz coś zjeść.Od razu lepiej wyglądasz.-Roześmiał się lekko,a ja sięgnąłem po książkę ze stolika.

-Chyba trochę poczytam...-Jęknąłem cicho.

-W porządku.-Sensei pokiwał głową.-Krzycz jakbyś czegoś potrzebował.Ja muszę zająć się paroma rzeczami.

-Czyżby te kartkóweczki?-Uśmiechnąłem się lekko,myśląc o tych umęczonych duszach,które obmyślały tysiące sposobów jak się pozbyć tego człowieka,który stał przede mną.

-Może.-On też się uśmiechnął.-A co,też chcesz napisać?

-Może kiedy indziej.-Machnąłem ręką i otworzyłem książkę.

-Trzymam za słowo.-Sensei zmierzył mnie z rozbawieniem i wyszedł z pokoju.

Miałem czytać,a zasnąłem...znowu...

*Kayn*

-Ciekawe gdzie Yi...-Hiruki zaczął temat,gapiąc się bez celu w okno.-Może wiesz gdzie się podziewa?

Jakoś nie chciałem się chwalić,że zezgonował na mojej imprezie i nie mam pewności,że jeszcze żyje...

-Nie mam pojęcia.-Teatralnie wzruszyłem ramionami.

-Dawno nie było go w szkole...A nie wygląda na takiego,co często opuszcza zajęcia...

-Zaraz spóźnimy się na w-f...-Przewróciłem oczami.Hiruki lata wokół Yi jak niania wokół dziecka.W normalnym przypadku zacząłbym ich shipować ale nie...coś mi tu nie pasuje.-Nie możemy potem o tym porozmawiać?

-No tak,zaraz w-f!-Hiruki wyglądał jak zaskoczony debil i szybko zaczęliśmy zmierzać w stronę hali.

Ciekawe co Zed powie jak mnie zobaczy...

************************************

-Ruszacie się dziś jak muchy w smole!-Zed zmierzył grupkę jakichś kolesi,a ja gapiłem się w niego jak debil.Nie to,że mi się podoba...pociąga mnie.Czy to dziwne poczuć coś do nauczyciela?

Wpatrywałem się w niego za każdym razem,gdy zmieniał kąt patrzenia bym mógł to robić incognito.Gdy powracał wzrokiem na mnie starałem się pokazywać to co najlepsze. (Kajaczek wypina pośladki xdd!)Czy to można nazwać uwodzeniem?Jeśli tak to jest to debilnie proste...Skończyliśmy rozgrzewkę.Zed sprawiał wrażenie twardego prawie na każdej lekcji.W rzeczywistości był pogadany,zabawny...tylko trzeba do niego dotrzeć...

Spytał nas w co chcemy zagrać,a jakaś grupka upośledzeńców stwierdziła,że marzą o koszykówce...Świetnie.Żeby to była moja pasja...ale...Jest to jakiś sposób by Zed mnie zauważył...Wybraliśmy drużyny i zaczęliśmy grę.Zupełnie nie chciało mi się grać.Łapałem spojrzenia Zeda i za każdym razem posyłałem mu uśmiech.Wyglądam dziwnie?Tak szczerząc się bez przyczyny...W końcu dostałem piłkę.Zatrzymałem się na chwilę.Doskonale wiedziałem,że Zed na mnie patrzy.Wypiąłem się trochę i rzuciłem piłką do jakiegoś typa z mojej drużyny.Nie pamiętam jeszcze wszystkich imion.Znów znajome spojrzenie.Czemu ciągle sprawdzam czy patrzy?To chyba oczywiste.Jeszcze nie wie,że jest mój ale jest.

Ta gra ciągnęła się jakiś czas,aż w końcu dotarła do końca.Całe cholerne szczęście.Nie cierpię takich gierek.Grupka gości ma latać za piłką jak debile i ułomki,potykając się i gryząc po kolanach.Gdzie tu jest gracja?Już wolałbym durny balet...

Zed postanowił,że dziś sobie coś zaliczymy. (Spokojnie,nie Kayna xDDD)Dwutakt...Lepszego pomysłu nie było?Skrzywiłem się z niezadowoleniem ale jakie mam wyjście?Pierwsi zaliczali ci wieeelcy miłośnicy w-f.Pies ich jebał.Potem jeszcze jakichś kliku.Ja trzymałem się końca.Może nie ostatni,bo wszyscy będą się patrzeć ale coś koło tego.W końcu usłyszałem swoje imię i popatrzyłem na Zeda.Mierzyliśmy się chwilę,a ja wziąłem piłkę do ręki.Ja tak doskonale widzę,że jest mój.Już się wkupiłem w jego łaski...Zacząłem skakać jak durna małpa wokół tego kosza,co jakiś czas patrząc na Zeda albo obok.Ciamkał delikatnie ustami długopis,a na mojej twarzy wykwitł uśmieszek.Może trochę zalotny...Ale teraz na pewno jest mój.Zwłaszcza,że ssie długopis,patrząc na mnie.Czemu mi się to wydaje słodkie?Nie wiem.Usmiechnąłem się jeszcze szerzej i wypiąłem pośladki,skacząc do kosza.

To zabawny sposób na uwodzenie...

*Jiś*

-Uma...to znaczy Yi...-Usłyszałem Senseia i otworzyłem oczy,podnosząc książkę z twarzy.-Chodź,wypijesz ziółka.Mogą być trochę gorzkie ale trochę Ci ulżą.

Popatrzyłem na niego i wziąłem ciepły kubek z brunatna cieczą.

-Trochę gorzkie?-Skrzywiłem się,biorąc kilka łyków.-Może z cukrem byłoby lepsze...

-Etam.Z cukrem będą jeszcze gorsze.Aż takie są niedobre?

-Nie są złe.-Upiłem kolejny łyk.-Tylko trochę za mocne.

-Mocne to znaczy lepsze.-Sensei uśmiechnął się lekko.-Co tam masz?

-Próbuję nadgonić materiał ale za nic mi to nie wychodzi...-Pokiwałem głową,trzymając w ręce książkę z chemii.

-Przecież mogę Cię poduczyć.

-Naprawdę?-Poczułem jak moje policzki robią się czerwone.-Jej...dziękuję...

Sensei zaczął mi tłumaczyć ostatni materiał,starałem się zrozumieć ale zupełnie mi to nie wychodziło.Do głowy wchodziła mi tylko część jego słów...

-Rozumiesz,Yi?-Spojrzał na mnie oczekująco,a ja pokiwałem głową.

-Nie do końca...-Miałem ochotę się rozpłakać,widząc jak bardzo jestem w tyle...

Chyba zauważył moją zdołowana minę.

-No to spróbujemy jeszcze raz.-Odparł spokojnie,jakby nic się nie stało,a ja Skupiłem się jeszcze bardziej.Nic...Tylko trochę...

-Nie potrafię...-Poczułem się tak zestresowany,że z oczu pociekły łzy.Ukryłem je ale płaczliwy ton mnie zdradził.-Przepraszam,że zmarnowałem tyle czasu...

Sensei popatrzył na mnie jakby chciał coś powiedzieć,a ja mimowolnie się do niego przytuliłem.Nie wiem dlaczego...Po prostu potrzebuję się wypłakać?

Sensei drgnął ale po chwili pogłaskał mnie po głowie i przytulił mocniej do siebie.Starałem się nie płakać ale to było bardzo trudne.

-Spokojnie...Wszystko jest do opanowania.-Złapał mnie za brodę,tak bym spojrzał mu w oczy.-Może spróbujemy czegoś prostszego?

Pokiwałem głową i zaczął mi powoli tłumaczyć temat,w którym czułem się lepiej.

W pewnym momencie poprostu zacząłem odpływać...

Ja przepraszam za ten rozdział.Wiem,że lipny ale mam syndrom martwego artyzmu wewnętrznego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro