Argon
*Yiś*
Ocknąłem się,patrząc na śpiącego Senseia.Uśmiechnąłem się,czując jego ciepło.Wyglądał spokojnie.Przymknięte powieki,delikatnie uniesiona ręka,powoli unosząca się pierś...
Pamiętam jak wczoraj ratował mi życie...
Wtuliłem się delikatnie,dotykając jego spokojnej piersi.Wybudził się...
Otworzył oczy i spojrzał na mnie z usmiechem.
-Wstajesz o tak wczesnej porze?-Zmierzył mnie z uśmiechem.Kolejnym...
-Jakoś nie mogłem spać.-Także się uśmiechnąłem,wodząc palcami po jego piersi.Oddychał szybciej niż zazwyczaj.
-To może zrobimy coś innego?-Sensei nachylił się nade mną,a ja wtuliłem się w jego szyję.Teraz trzymamy się za ręce.
-Proponujesz coś?-Odparłem zalotnie z rumieńcem na twarzy.
-Może?-Pocałował mnie lekko,a ja oddałem się w jego objęcia.
Tuliliśmy się,a ja mruczałem mu delikatnie do ucha.Czułem,że moglibyśmy się nawet kochać...
Serce łomotało mi jak szalone.Czułem się taki otwarty...
-Tak z rana?-Otarłem oczy,przeciągając się.Sensei uśmiechnął się lekko.
-Czy to jakiś problem?-Zmierzył mnie,mrugając delikatnie.Chciałem by tulił mnie cały dzień.Muskał moją skórę,otulał...Już nawet może dusić mnie włosami.
-A czy ja coś mówię?-Uśmiechnąłem się szeroko,dotykając lekko jego ramion.Moja mina mówiła jedno.Chcieliśmy tego oboje...
Tylko czy to jest dobre...
Powinniśmy?Przecież to nic takiego...
Wtuliłem się do Senseia,a on drgnął jakby dziwił się że go dotykam.Po chwili jednak rozluźnił się i objął moje plecy.Leżałem na nim,słuchając jak cicho oddycha.Czasem przyjemnie jest się budzić o czwartej nad ranem...
-Zdążymy?Mam na ósmą do pracy...-Rzuciłem cicho,lekko zawstydzony.
-Chłopie mamy cztery godziny.-Sensei uśmiechnął się lekko.-Mam Cię przez cztery godziny przemęczyć?Będziesz błagał bym skończył...
-A może będę prosił o więcej?-Uśmiechnąłem się zalotnie,gładząc jego włosy.
-No zobaczymy...-Zaczął mnie całować dość namiętnie,a ja czułem rumieńce na mojej twarzy.Całowaliśmy się przez dłuższy moment,a ja słyszałem szaleńcze uderzenia mojego serca.
Szukałem sposobu by się wtulić,znaleźć jeszcze więcej ciepła...
Mimo wszystko czułem lekki chłód ale to pewnie przez otwarte okno.
-Dygoczesz...-Sensei od razu zauważył,a ja tylko zamrugałem kilkukrotnie.
Jest taki szybki...Od razu wyczuł,że mi zimno...
-Może to tylko tak troszkę przez ten wiatr...-Odparłem cicho,a Sensei podniósł się na moment i zamknął okno.Ogarnęło mnie chwilowe uczucie pustki.Chciałem mieć go przy sobie...
Stanął nad łóżkiem,a ja pociągnąłem go do siebie rękami,tak że prawie upadł na mnie ale na szczęście wylądował obok...
-Mały terrorysta.-Uśmiechnął się lekko i przycisnął mnie swoim ciałem do poduszki.Mruknąłem nieśmiało.Oddałem się w jego dłonie,leżąc oczekująco i czekając na to co zrobi...
Najpierw lekko się uśmiechnął,a potem uniósł delikatnie moją szyję do góry.Poczułem falę delikatnych pocałunków.Zacząłem chichotać,unosząc głowę do góry,odsłaniając jeszcze więcej szyi...
-Co jest?-Sensei podniósł brew,a ja dotknąłem jego policzka.Wyglądał uroczo,tak skołowany moim śmiechem...
-Mam łaskotki...-Zachichotałem cicho.Twarz Senseia rozjaśniła się zrozumieniem i wrócił do poprzedniego zajęcia...
Napełniała mnie ochota jednoczesnego jęku i śmiechu.
Sensei zniżał się coraz bardziej,a ja drgnąłem lekko.
Całował mnie po brzuchu...Tak delikatnie...
Nadal chichotałem,czując gilgotanie.Dopiero teraz spostrzegłem że jestem bez koszulki.
Złapałem Senseia lekko za spodnie,sprzedając mu klapsa w tyłek.Zmierzył mnie unosząc jedną brew,a ja od razu się speszyłem.
-To było głupie...
Zasłonił mi palcem usta i wrócił do całowania.Był jeszcze niżej...
Wiedziałem co zamierza i trochę się obawiałem...
-Tam też mam się wybrać?-Uśmiechnął się zalotnie,a ja zrobiłem się cały czerwony.Jakbyśmy robili coś zakazanego...
Pokiwałem niepewnie głową,zasłaniając nieśmiało dłonią usta...
Sensei zjechał dalej...
Całował mnie przez samym kroczem,a jedyne co go od niego dzieliło to spodnie...I tak niedługo przełamie tę barierę...
-No dalej...-Zachęciłem go nieśmiało,a on nie był mi dłużny i zdjął moje spodnie zębami...
Czemu się teraz tak wstydzę?
Może dlatego,że leżę teraz przed nim kompletnie nagi,zasłaniając tylko usta ręką.
Zacząłem szukać innych ust do pocałunku i nie trwało to długo.Sensei jednak myślał po przodu,więc musiałem bo jakoś przywołać do tyłu.
-A,a,a.-Pokiwałem palcem,a Sensei na moment znieruchomiał.-Dlaczego ty się nie rozbierasz,co?-Zmierzyłem go z uśmiechem,a on otrząsnął się i pokiwał głową.
-To zrób to.-Rzucił,a mi nie trzeba było dwa razy powtarzać...
Moja nieśmiałość całkowicie zniknęła...To takie zabawne...
Patrzyliśmy się na siebie w chwilowej ciszy.Trochę niezręczna.Bałem się,że zaraz będzie ósma i spóźnimy się...
Uśmiechnąłem się i pchnąłem Senseia na poduszki.Patrzył na mnie z lekkim zdziwieniem...Chyba domyślał się co chcę zrobić...
Spojrzałem mu w oczy,nachylając się lekko.
Zbliżyłem się do jego męskości i wziąłem ja ostrożnie w dłonie.Przez kolejny moment patrzyliśmy sobie w oczy.Zrobiłem to,czego oboje pragnęliśmy...
Sensei jęknął cicho,dotykając moich włosów.Ssałem powoli jego męskość,patrząc mu w oczy i lekko trzepocząc rzęsami.Wiem,że to lubi...
Wciąż lekko trzymał mnie za włosy i uśmiechał słabo...
Po chwili uniósł moją głowę i zmuszając do pocałunku.Uśmiechnąłem się lekko i pozwoliłem unieść głowę do góry,wymieniając namiętny pocałunek...
Nadal delikatnie tarmosił mnie za włosy...
-Co powiesz na coś innego?-Sensei uśmiechnął się szeroko i pchnął mnie na poduszki.Ten uśmiech znaczył jedno...
Moje serce waliło jak szalone...Znowu...Patrzyłem mu w oczy po raz kolejny...
-Kołdra się przyda...-Uśmiechnąłem się lekko i położyłem na brzuchu.Byłem gotowy...
Sensei machylił się nade mną i nakrył nas kołdrą.-Tylko delikatnie...
-Ty się nie martw...-Musnął moją szyję i zrobił to czego chciałem...
Jęknąłem cicho,wtulając się w poduszkę.Po chwili poczułem palce w moich ustach,więc zacząłem je delikatnie ssać.W tym momencie czas nie miał dla mnie znaczenia...
Chciałem by ta chwila trwała wiecznie...
Tuliłem się w poduszkę,mrucząc jakieś niezrozumiałe słowa.Po chwili poczułem dziwne uczucie chłodu...
-U-ups...-Jęknąłem przejęty,kiedy zrozumiałem że doszedłem w pościel...
-Pierzesz mi pościel.-Sensei zaśmiał się,a ja speszyłem,czując dziwne uczucie...
Po krótkim momencie Sensei zrobił to samo co ja.Padłem nieśmiało w pościel,czule tuląc się do jego piersi.
-Chcesz jeszcze poleżeć?-Uśmiechnął się,a ja pokiwałem ostrożnie głową.
Leżeliśmy przez dłuższy moment,przykryci tylko kołdrą i słuchaliśmy swoich oddechów i bicia serc...
-Jak u ciotki?-Sensei spytał,a ja lekko drgnąłem.Co mam mu powiedzieć...
-Aaaa...Zemdlało mi sie tylko.Tak to wszystko w porządku...-Odparłem na szybko,tuląc się do włosów Senseia.Były takie miękkie i ciepłe...
Leżeliśmy tak jeszcze przez dłuższą chwilkę,a nasze serca biły coraz mocniej.Chciałem tak leżeć przez cały dzień.
-Może zrobię śniadanie?-Sensei zaproponował,a ja pokiwałem głową.
-Potem...-Mruknąłem leniwie.Jednak Sensei już się uparł.
-Zrobię śniadanko,a ty jeszcze poleżysz,co?Wiem,że chcesz.-Uśmiechnął się szeroko i wstał z łóżka.
-No...dobra...-Odpałem cicho,przciągając się i otulając kołdrą.Może jeszcze chwilę poleżę...
Sensei wyszedł z pokoju,a na mnie napadło mocne uczucie senności...
*Yas*
Tooo...Był bardzo miły poranek...
Ogarnąłem się,zrobiłem jedzenie i poszedłem po Yi,bo jak tak dalej pójdzie to się spóźnimy...
W pokoju było niezwykle cicho.
Yi uciął sobie jeszcze drzemkę,a najbardziej rozbawił mnie jego goły tyłek wystający z pościeli.Klepnąłem go w pośladek,aż podskoczył.
-Wstawaj!-Uśmiechnąłem się,a Yi zerwał się z piskiem i wyskoczył z łóżka.
Po chwili okrył się kocem z lekką żenadą.
-Pójdę się przyszykować...-Rzucił cicho i pobiegł do łazienki.
Poszedłem nałożyć mu śniadanie,żeby już było ciepłe.
Yi szybko się przygotował ale niedokładnie.Zmęczony?Krzywo zapięta koszula mówiła sama za siebie.
-Chyba się nie wyspałeś...-Odparłem,poprawiając mu koszulę.
-Ty chyba też.-Uśmiechnął się lekko.-Krzywo się ogoliłeś.
-Co?Gdzie?Jaja sobie robisz.-Pobiegłem do lustra.Faktycznie...
-Może Cię ogolić?-Uśmiechnął się,a ja Przewróciłem oczami.
-Popatrz na siebie.Sam się nie goliłeś szmat czasu...-Zmierzyłem go,a on nagle się speszył.
-Jeżeli Ci się nie podoba,to mogę to zrobić...
-Nie...-Uśmiechnąłem się czule.-Tak wyglądasz seksowniej...-Pogłaskałem jego lekki zarost na brodzie,a Yi się zarumienił.
-Mieliśmy tu golić Ciebie...
-No dobra.-Uśmiechnąłem się lekko,a Yi zaciągnął mnie do łazienki,wyciągając maszynkę.
Zaczął mnie delikatnie golić.
-Tutaj masz krzywo.-Rzucił cicho,a ja uśmiechnąłem się lekko.-Nie ruszaj się,bo Cię skaleczę.
-No już,już.-Umilkłem,patrząc na Yi gdy powoli mnie golił.Potem wróciliśmy do kuchni na śniadanie.Szybko zjedliśmy i podwiozłem Yi.Sam udałem się do szkółki,a widząc na podjezdzie Zeda od razu się rozpromieniłem i przy kawie gadaliśmy o nowych grach,w które kiedyś zagramy.
************************************
Pierwsze lekcje mijały całkiem w porządku,nawet aż tak nie stresowały.Jakoś je przetrwałem,nie dostając nerwicy.Przynajmniej z jedną klasą bardzo przyjemnie mi się pracuje.Same dziewczyny...Tak się dobrały...
Jednak ze mną było coraz gorzej...Zaczęło się od niewinnego bólu głowy,do którego dorzuciły się jej zawroty,dreszcze i uczucie zimna.Może to taki dzień...
Przy wejściu do sali od razu zaliczyłem niezgrabnego faila...
Prawie wylałem kawę na komputer ale na szczęście udało mi się złapać kubek przed upadkiem i nie wywołałem kosmicznego zwarcia...
Rzuciłem okiem na grupkę skołowanych dziewczyn i uprzątnąłem szybko,zaczynając lekcję.Trochę drżały mi ręce.
-Panie Profesorze...Wszystko z Panem w porządku?
-T-tak.W jak najlepszym.-Odparłem szybko,grzebiąc w książce.Starałem się skupić na zajęciach.
Przeprowadziłem tę lekcję,modląc się by Juz się skończyła i gdy usłyszałem dzwonek,to odetchnąłem z ulgą.
Poszedłem wolnym krokiem do nauczycielskiego.
Przed stołem,poczułem jak w głowie zaczyna mi świdrować i kolana uginają się w doł.Głos Irelki przeciął powietrze ale mieszał się z echem w powietrzu.Ból i otępienie.I te wrzaski Irelii,żeby Zed wzywał karetkę...
*Yi*
Prawie dostałem zawału,gdy usłyszałem że przywieźli Senseia karetką spod szkoły...Co się mogło stać...
Zająłem się pacjentem i szybkim krokiem poszedłem do Senseia na oddziale pogotowia.
Siedział na łóżku i gadał z Soraką.Wyglądał kiepsko...Blady,podkrążone oczy,drżące ręce...
Pobiegłem do pomieszczenia bez słowa.Oboje zamilkneli,a ja rzuciłem się do przodu.
-Co się stało?-Spojrzałem na Senseia ze zmartwieniem.
-Aaah...Po prostu mi się zasłabło i rozwaliłem policzek o stół.-Machnął ręką,jakby nic się nie wydarzyło...
-Po prostu?-Skrzyżowałem ramiona.Naprawdę się zmartwiłem.-Wyglądasz jak wrak człowieka!
-Chyba złapałem jakieś przeziębienie...-Rzucił,wzruszając ramionami..
-Zabierz go do domu.-Soraka odezwała się.-Jest w tym ziarno prawdy.Kiedy konczysz pracę?
-Za chwilę,muszę tylko posegregować kilka papierów...-Odparłem.-Zaraz się tym zajmę.Pilnuj tego głupka...
Uporałem się szybko z papierami i wróciłem do Senseia.Wyglądał jeszcze gorzej.Zmęczona twarz,nieuczesane włosy...Widać,że był osłabiony...
Spał sobie,a mimo że nie chciałem go budzić to musiałem...Zmierzył mnie ze zrozumieniem,kiedy tłumaczyłem że musimy iść.
Dotarliśmy do domu,a ja od razu wywaliłem Senseia pod koc.Wyglądał jak wrak siebie...
-Zrobię Ci herbatkę...-Zaproponowałem,a on pokiwał głową.Miał gorączkę.Zapowiadała się jakaś choroba...
Usiadłem obok,patrząc jak kuli się pod kocem.Musiałem go przytulić,bo wydawał się taki słaby i zziębnięty.
Wtulił się we mnie bez słowa,tak że czułem jego ciepło...Bijące i silne...
Oglądałem serial,a Sensei patrzył tylko półokiem.Drżał czasami z zimna,a ja tylko głaskałem go po głowie albo podawałem herbatę.W końcu poczułem jedno drgnięcie.Usnął.To dobrze.Sen pomaga na gorączkę.Zerwałem się delikatnie i ostrożnie zaniosłem go do łóżka.Na szczęście spał dalej.Otuliłem go kocem i kołdrą.Sam poczułem zmęczenie,więc stwierdziłem że chyba też się położę...
Zdjąłem koszulę i od razu rzuciłem się do łóżka.Naprawdę chciało mi się spać...
-Yi...-Usłyszałem słaby głos i od razu się podniosłem.
-Coś się stało?-Odparłem z przejęciem.
-Mogę się przytulić?
-No pewnie!-Zbliżyłem się,podsuwając się do Senseia,a on położył się bardzo blisko.
Ponownie usnął,kładąc mi rękę na piersi.
Po chwili ja też usnąłem...
*Yas*
Ocknąłem sie dość obolały ale mimo wszystko czułem się lepiej niż wczoraj.Patrzyłem na twarz Yi,uśpioną na poduszce.Nie chciałem go budzić.Wygląda na zmęczonego.
Wstałem powoli z łóżka i pomyślałem o jakichś zakupach.Brakuje mi kilku składników do gotowania.Czułem się dość dobrze,więc zakupy wydały mi się dobrym pomysłem.Yi nie zauważy jak zniknę na chwilkę.Wszedłem jeszcze na moment do pokoju,by sprawdzić czy spi.Było tak.Lekko pocałowałem go w czoło,a on mruczał coś przez sen.Słodko spał...
************************************
W sklepie był rozpiździaj,bo inwentaryzacja i ciężko było coś znaleźć ale trudno.Jakoś zrobiłem te zakupy,przeżyłem kolejke w kasie i nagle usłyszałem jakieś wrzaski,kiedy wychodziłem na ulicę.
-Proszę Panią!Zostawiła Pani szampon!-Jakiś dzieciak darł się w niebogłosy,a ja zacząłem szukać kluczyków do auta.Niech ten dzieciak przestanie tak zawodzić.Obróciłem się i instynktownie złapałem chłopaczka za rękę.Prawie jebło go auto.Gdybym go nie złapał.
-Patrz jak łazisz,dzieciaku!Prawie wpadłeś pod auto!-Zmierzyłem go,a dzieciak przekrzywił głowę,jakby zobaczył konia z głową człowieka...
-Oooo...To jednak Pani jest Panem...-Dzieciak Speszył się lekko.-Zostawił Pan szampon.-Wręczył mi butelkę.
-Yyy...Dzięki...-Chwyciłem szampon i nagle usłyszałem jeszcze więcej wrzasków.
-Savir!Do cholery!
-Eee...Tata...-Dzieciak zrobił wielkie oczy i obrócił się w kierunku głosu.
Przez parking leciał jakiś koleś,ojciec tego dzieciaka.Trochę przypominał mi kogoś...Kogoś kto zniknął dawno temu...
-Przepraszam za niego.-Zwrócił się do mnie,a ja bez słowa pokiwałem głową.-Jest trochę żywiołowy.-Sięgnął wzrokiem gdzieś daleko.-Trochę jak mój młodszy brat.-Utkwił na mnie spojrzenie,aż przeszły mnie dreszcze.-W sumię to Pan go przypomina...-Jego głos brzmiał tęskno.Wziął dzieciaka za rękę i skierował się do odejścia.
Gapiłem się na to,czując coraz dziwniejsze uczucie w środku...Ten facet...Czy to na cholerę był Yone?Nie wierzę w cuda...
-Y-Yone...-Rzuciłem instynktownie,a ten koleś nagle zatrzymał się.Stał tak pare minut,a ja zastanawiałem się czy nie wskoczyć do auta i spierdolić zanim coś powie.
Po chwili poczułem uścisk.Czy to naprawdę on?
-Wyrosłeś,głupi dzieciaku...-Rzucił,a ja teraz wiedziałem że to on.Moje ręce opadły na jego ramiona i także się przytuliłem.Dziecek ciągnął go za nogę.
Po tylu latach...Już myślałem,że Yone nie żyje...
-A ty jesteś jeszcze starszy.Ciekawe czy tak samo marudny jak kiedyś?-Odgryzłem się z lekkim uśmiechem.
I pomyśleć,że gdybym został w domu to bym go nie spotkał...
-Haha.Zaraz dam Ci w łeb.-Odparł.-Tylko może nie tutaj.Jak wpadniesz do mnie na kawę,to z chęcią Ci wpierdolę.Muszę nadrobić stracone lata.
-Tatooo...-Nagle odezwał się dzieciak,ciągnąc ojca za rękaw.Chyba średnio wieszał co się dzieje.-A co to w końcu za Pan.
-Twój wujek.Pomożesz mi go potem skopać.-Yone zaśmiał się,ja przewróciłem oczami,a dziecek zrobił zdziwioną minę.
-Twój syn pomylił mnie z kobietą...-Rzuciłem udając urażonego,a Yone zaczął rechotać.
-W sumie...To z tyłu wyglądasz jak kobieta.-Nadal się chichrał się jakw z dobrego,żartu a ja tylko kiwałem głową.Czyżbym stał się poważniejszy?
-Nie znacie się.-Mruknąłem.-Ja moich włosów nigdy nie zetnę...
-Już kosiarka raz to zrobiła.-Yone przewrócił oczami.
-To nie moja wina...-Speszyłem się.-Potem odrosły...
-Będziemy tu tak stać?-Zmierzył mnie uśmiechem.
-A no tak,miałeś mi kawę zrobić.-Rzuciłem.Yi na pewno nie będzie miał mi za złe tej wizyty.
************************************
-No,no.Nieźle się urządziłeś.-Uśmiechnąłem się,rozglądając.
Teraz zastanawiałem się co z Yi.Może już się obudził...
-No,to teraz klepa brat.-Yone zaśmiał się,a dzieciak poleciał do zabawy.
-Oooo wreszcie poznam Twojego brata!-W pokoju pojawiła się kobieta,pewnie żona.-Zaraz wam zrobię herbatkę!
Gapiłem się na bawiącego dzieciaka.Nie zwracał na mnie uwagi.
-Dalej będziesz się śmiał z moich włosów?-Zmierzyłem brata z usmiechem,a on pokiwał głową.
-To nie ja,tylko kosiarka.-Zarechotał,a ja wziąłem się pod boki.
-Zostaw tę kosiarkę już w spokoju...-Przewróciłem oczami.-Włosy mi odrosły.
-A pamiętasz,jak chciałeś jeździć na jeleniu?-Znów zmierzył mnie z szerokim uśmiechem.
-Stare dzieje...-Speszyłem się.
-No co...
-Czekaj,telefon mi dzwoni...-Przerwałem,wyciągając komórkę.
Yi...
Wyszedłem na balkon i usłyszałem jego szloch.
-Gdzie ty co cholery się szlajasz?-Rzucił z wyrzutem,a ja starałem się go uspokoić.
-Oj nie martw.Wpadłem na drobną wizytę...
-Gdzie?Do kogo?-Usłyszałem jego bek.Wydawał się bardziej rzeczywisty.
Rzuciłem okiem przed siebie.Co za ironia losu...Yi szedł chodnikiem zapłakany.Mój brat pojawił się z tyłu balkonu,gadając coś że kosiarka stoi w pokoju i na nas czeka,a Yi rzucił do góry okiem...
Wyglądał,jakby miał zamiar tu przyjść...Może to zrobi...Byłoby ciekawie.Poznałby się z moim bratem...
Znowu robię Polsat,ja też Was kocham xd
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro