Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8


Fala gorąca uderzyła mnie w twarz. Adrenalina rozszerzyła moje źrenice. Wyjęłam jedną ze strzał. Nałożyłam ją na cięciwę. Naciągnęłam. Wciągnęłam powietrze i powoli je wpuściłam razem ze strzałą. Strzała przecinała powietrze mknąc ku mojemu celowi. Trafiony. Agent Hydry upadł na ziemię, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Ruszyłam dalej. Do uczniów, którzy byli uwięzieni. Strzały raz po raz trafiały w nieprzyjaciela. Poczułam pieczenie na ramieniu. Spojrzałam na nie. Z rany postrzałowej powoli sączyła się krew. Rozejrzałam się. Błysk na dachu szkoły wskazywał na snajpera. Skupiłam się na celu. Ostatni raz wymierzyłam punkt, w który chciałam trafić. Strzeliłam, ale nie jestem pewna, czy go przypadkiem nie zabiłam. Na moim koncie chciałam mieć, tylko jedno morderstwo. Tak, do tej pory nie zabiłam jeszcze nikogo.

Odwróciłam się i pobiegłam dalej w kierunku uczniów. Przy takiej ilości napastników, którzy mnie atakowali ciężko było używać łuku, więc jedynym wyjściem była walka wręcz i sporadyczne używanie łuku jako takiego miecza, czy coś w tym stylu. Poczułam, jak zwilgotniały mi oczy. Łzy, które pojawiły się w kącikach moich oczu od razu odgoniłam. Nie mogłam być słaba. Nie po to tyle przeszłam, by teraz to wszystko stracić. Nie po to walczyłam tyle czasu, nie po to cierpiałam, nie po to liczyłam te wszystkie rany, których się nabawiłam w czasie poszukiwań Zimowego Żołnierza, żeby teraz przegrać.

Krew pulsowała w moich żyłach. Czułam, jak płynęła. Moje spocone ciało wręcz domagało się tego, żeby przestać. Ale nie mogę. To jeszcze nie koniec. Napięłam wszystkie mięśnie. Wir walki szalał dookoła mnie, a ja i tak biegłam w ich stronę. Omiotłam ich wzrokiem, by sprawdzić, czy nie są ranni. Dwójka miała rozwalone łuki brwiowe, trójce leciała krew z nosa, a dwie dziewczyny były tak przerażone, że gadały coś pod nosem i wyglądały całkiem jak wariatki, które uciekły z psychiatryka.

— Wstawać! — Krzyknęłam do nich przy okazji odparowując ataki agentów Hydry, ale oni nic, siedzieli jak wmurowani. — Czy ja mówię, do cholery, po chińsku? Wstawać albo ja was zastrzelę.

A tak na serio, to bym tego nie zrobiła. Chciałam po prostu, żeby ruszyli te swoje cztery litery szybciej. Nie zamierzam dostać ponownie kulką przez nich. Wiecie, jak nie po dobroci to siłą... albo groźbą śmierci.

Kilka minut później uczniowie zniknęli za drzwiami szkoły. Gdybym nie chciała mieć na koncie, tylko jednego morderstwa, to Fury już dawno byłby martwy. Przysięgam.

Energia nadal we mnie buzowała. Spostrzegłam, że jednej z agentów Hydry próbował zaatakować Czarna Wdowę od tyłu, którą była właśnie zajęta innym agentem. Potrząsnęłam głową, by dogonić zmęczenie. To jeszcze nie koniec, powtarzałam sobie. Nałożyłam strzałę na cięciwę. Wypuściłam ją. Trafiła w agenta prosto w krzyż. Cóż, nie będzie mógł chodzić, ale będzie przynajmniej żył. Sekundę później Wdowa obróciła się i zobaczyła nieprzytomnego napastnika. Rozejrzała się. Gdy mnie zauważyła, skinęłam głową i ona również jakby w podziękowaniu. Potem w końcu przyjechali agenci T.A.R.C.Z.Y. i zajęli się pozostałymi agentami Hydry. Usiadłam pod ścianą szkoły. Byłam zmęczona. Płuca paliły mnie żywym ogniem. Ciężko oddychałam. Chciałam położyć się w łóżku i odpocząć.

Przyjechały karetki i policja, jakby ci drudzy byli potrzebni teraz. Jeszcze nigdy tak bardzo się nie zmęczyłam podczas walki. W sumie to już dawno nie brałam udziału w takiej walce. W tej chwili zdałam sobie sprawę, co razem z Avengersami zrobiłam. Zamknęłam oczy, a promienie słoneczne padały na moją twarz. Kilka kosmyków moich włosów przykleiło mi się do twarzy. Błogie chwilę odpoczynku coś przerwało, a raczej ktoś. Otworzyłam lekko jedno oko.

— Blondyn z młotkiem, weź się trochę przesuń, słoneczko mi zasłaniasz — powiedziałam nie otwierając oczu. — Jak Barton? Będzie żył? — Zapytałam delektując się słońcem.

Nie to, że się martwiłam, czy coś, ale miałam mu do oddania łuk.

— Przeżyje — powiedziała Natasha. — Dziękuję za ratunek.

Otworzyłam szeroko oczy i pochyliłam się do przodu opierając ręce na kolanach.

— Ty dziękujesz? — Zapytałam z niedowierzaniem.

— Nie zdarza się to często, ale tak — powiedziała Romanoff. — Twoja rana nie wygląda za dobrze.

Spojrzałam na moją ranę. Faktycznie, nie wyglądała za dobrze. Krew nadal się z niej sączyła, ale jakoś nie za bardzo się nią przejmowałam, nawet jej nie czułam. Głęboko westchnęłam. Wstałam na równe nogi. Podałam Natashy łuk oraz kołczan, w którym już niestety nie było strzał.

— Oddajcie to Bartonowi, a teraz pozwólcie, że udam się do jednego z ratowników, który opatrzy moją ranę — powiedziałam i odeszłam w stronę karetek.

Lekarz z pogotowia nalegał, abym pojechała do szpitala na szycie, ale odmówiłam. Opatrzył mi ranę i puścił. Biorąc plecak ze szkoły, który tam został podszedł do mnie Kapitan.

— Dziękuję za pomoc. Gdyby nie ty, nie dalibyśmy im rady — powiedział Kapitan.

— Nie ma za co — odpowiedziałam i miałam już wychodzić z budynku szkoły, gdy znowu odezwał się Rogers.

— Fury skontaktuje się z tobą.

— Jakżeby inaczej — odpowiedziałam i ruszyłam do domu.

Gdy tylko weszłam do swojego mieszkania poszłam do sypialni, gdzie od razu rzuciłam się na łóżko. Bez mycia, bez zmiany opatrunków. Obudziłam się przez dzwonek, który nieustannie dzwonił. Pewnie pani Crough przyszła znowu wziąć ode mnie jakieś produkty, których rzekomo zabrakło jej do ciasta. Robiła to regularnie odkąd się wprowadziłam. Westchnęłam i zwlokłam się z łóżka.

— Pani Crough, ja naprawdę nie mam już, co pani pożyczać — powiedziałam otwierając drzwi.

— Wybacz, ale kto to jest pani Crough? — Zapytał Thor.

— To znowu wy. Czego chcecie? — Zapytałam.

— Czy ty w ogóle byłaś pod prysznicem od wczoraj? Bo wybacz, ale śmierdzisz — powiedziała Wdowa.

— Miła jak zawsze — odpowiedziałam. — Nie, nie byłam. Coś nie pasuje? Czego chcecie?

— Możemy wejść? — Zapytała Wdowa.

— Jeśli musicie — powiedziałam i otworzyłam szerzej drzwi, by dwójka Avengers mogła wejść do środka. — Kawa, herbata, woda?

— Nie, dziękujemy. Przyszliśmy pogadać — powiedziała Natasha stając w salonie razem z Thorem.

Oparłam się o ścianę salonu.

— Nie, dziękuję — powiedziałam od razu.

Natasha zmarszczyła brwi.

— Skąd wiesz, co chcemy? — Zapytała Romanoff.

— Dobrze wiem, czego chcecie. Chcecie, abym weszła do waszej grupy — odpowiedziałam. — To nie dla mnie. Jeśli nie macie nic więcej do powiedzenia, to idźcie już. Moja decyzja jest ostateczna.

— Fury chce się z tobą widzieć — powiedziała dodatkowo Natasha.

— Kiedy? — Zapytałam.

— Teraz — powiedział Thor.

— Powiedzcie mu, że zjawię się za dwie godziny, bo jak widzicie i czujecie muszę się ogarnąć — odpowiedziałam. — Do widzenia.

No i wyszli. Westchnęłam. A co jeśli popełniłam duży błąd zgadzając się na wizytę w Stark Tower? A co jeśli potem będzie, tylko gorzej? A co jeśli dowiedzieli się, kim tak naprawdę jestem? Do bani. Wzięłam szybki prysznic i wypiłam kawę, aby trochę się rozbudzić. Zamknęłam drzwi i zeszłam na dół, po czym wsiadłam do mojego samochodu, który bezpiecznie stał sobie w moim garażu. Ostatnio zbyt dużo go używam, więc nie ma sensu, żeby stał teraz u Logana.

***

— Jestem umówiona z panem Nicholasem Fury'm — powiedziałam do strażnika, gdy podjechałam pod wieżę miliardera.

— Powiadomiono nas o pani przybyciu. Zaraz podniesiemy szlaban — rzekł strażnik.

Zaparkowałam i skierowałam się do wejścia do wieży, gdzie czekał na mnie Stark. Oni mają jakieś ustalone kolejki, który albo która po mnie albo do mnie przychodzi albo wychodzi?

— Chodźmy — powiedział Stark.

Weszliśmy do windy, a Anthony nacisnął guzik z numerem dwunastego piętra. Gdy winda się zatrzymała wysiedliśmy, a moim oczom ukazała się ogromna sala konferencyjna. Część krzeseł przy wielkim stole zajęli już Avengersi. Wszyscy. Oraz Fury. Czy tylko ja zaczynam się trochę bać? Widok ich wszystkich z poważnymi minami jest odrobinę przerażający.

— To o czym chciał pan rozmawiać, panie Fury? — Zapytałam siadając na jednym z krzeseł.

— Masz bardzo dużo umiejętności. Skąd? — Zapytał jednooki.

— Nauczyłam się. I lepiej, żeby taka odpowiedź panu wystarczyła — powiedziałam poważnie. — Kolejne pytanie?

— Anonimowa osoba wysłała nam to — powiedział Fury i rzucił w moją stronę teczkę.

Otworzyłam ją. Szczerze? Nie spodziewałam się tego, co było w środku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro