Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3.12

Po intensywnym spotkaniu w sali konferencyjnej zaczęliśmy planować szczegóły operacji. Każdy miał swoje zadanie i odpowiedzialność, a ja czułam, że napięcie między nami zaczyna się rozluźniać. Zespół działał jak jeden organizm, mimo wcześniejszych tarć. Dominic skupił się na zabezpieczeniu logistyki, a Romanoff przygotowywała szczegółowy plan infiltracji. Stark zajął się technologią, a Fury koordynował całość z chłodną precyzją.

Wieczorem, gdy siedziałam samotnie w swoim pokoju, przeglądając jeszcze raz pliki od Luki, poczułam niepokój. Coś w tych danych wciąż mnie martwiło. Informacje były zbyt precyzyjne, jakby ktoś celowo chciał, żebyśmy znaleźli tę bazę. Wiedziałam, że Hydra nie jest organizacją, która pozwala sobie na takie uchybienia. A jeśli to pułapka? Postanowiłam skontaktować się z Luką. Użyłam jednorazowego telefonu, którego numer mi podał, i wybrałam jego numer. Odpowiedź przyszła po kilku sygnałach.

— Sky, wiedziałem, że się odezwiesz — powiedział spokojnie. — Coś cię niepokoi?

— Skąd te dane, Luca? — zapytałam bez ogródek. — Nie wierzę, że udało ci się je zdobyć bez żadnych konsekwencji. Co się za tym kryje?

Przez chwilę panowała cisza, jakby ważył każde słowo.

— Masz rację, Sky. To nie było łatwe. Musiałem użyć swoich starych kontaktów w Hydrze, żeby zdobyć te informacje. Ryzykuję życie, żeby wam pomóc. Ale musisz mi zaufać. To wasza szansa, żeby ich osłabić.

— A jeśli to pułapka? — naciskałam, nie chcąc dać się zwieść jego spokojnemu tonowi.

— To nie jest pułapka — zapewnił stanowczo. — Jeśli nie chcesz wierzyć mi, to uwierz faktom. Wszystko, co jest w tych plikach, pokrywa się z tym, co już wiesz o Hydrze. To miejsce istnieje i jest kluczowe dla ich operacji. Ale decyzja należy do ciebie.

Westchnęłam, czując narastający ciężar odpowiedzialności. Musiałam podjąć decyzję, a czasu było coraz mniej.

— Dobrze, Luca. Dziękuję za informacje. Jeśli okażą się prawdziwe, może to być początek końca Hydry.

Rozłączyłam się i odłożyłam telefon. Jutro miałam dowiedzieć się, czy postąpiłam słusznie. Patrząc na rozświetlone miasto za oknem, czułam, że ten moment będzie jednym z najważniejszych w naszej walce. Wszystko zależało od tego, co znajdziemy w podziemiach zamku. Nazajutrz, tuż przed świtem, byliśmy gotowi. Każdy w zespole był uzbrojony i przygotowany na każdą ewentualność. Dominic, stojąc obok mnie, spojrzał na mnie poważnie.

— Wiesz, że damy radę, prawda? — zapytał cicho.

Skinęłam głową, chociaż w środku wciąż miałam wątpliwości.

— Zrobimy to, Dominic. Razem. — Uśmiechnęłam się lekko, a on odpowiedział tym samym.

Ruszyliśmy w drogę, gotowi na wszystko. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale mieliśmy cel, determinację i siebie nawzajem. To była nasza szansa, by pokazać Hydrze, że nie damy się złamać. Podróż do Czech przebiegła w milczeniu. Każdy był pogrążony w swoich myślach, analizując plan i przygotowując się na różne scenariusze. W końcu dotarliśmy na miejsce – stary, zniszczony zamek, ukryty w gęstym lesie, z dala od ludzkich osiedli. Mgła otulała ruiny, nadając im jeszcze bardziej złowieszczy wygląd.

— To tutaj? — zapytała Romanoff, wpatrując się w zamek przez lornetkę.

— Według danych z pendrive'a, podziemia są wyposażone w nowoczesny sprzęt. To ich laboratorium i archiwum — odpowiedział Stark, sprawdzając coś na swoim tablecie. — Ale wygląda na to, że wokół zamku nie ma żadnej aktywności.

— Coś mi tu nie pasuje — mruknął Dominic, zakładając ochronne rękawice. — Zbyt spokojnie.

— Hydra rzadko pozostawia coś bez nadzoru — dodała Romanoff. — To może być zasadzka.

— Albo mają systemy zabezpieczeń, których nie widzimy — wtrąciłam, starając się utrzymać spokój w głosie. — Idziemy według planu. Stark, Romanoff, jesteście odpowiedzialni za dezaktywację systemów. Dominic, tato, osłaniacie tyły. Reszta, idziecie ze mną.

Weszliśmy do zamku, przemieszczając się ostrożnie korytarzami pełnymi pajęczyn i gruzu. Mimo opuszczonego wyglądu, coś tu było nie tak. Atmosfera wydawała się zbyt ciężka, a cisza niemal dzwoniła w uszach.

— Znaleźliśmy wejście do podziemi — powiedziała Romanoff przez komunikator. — Stark już zajmuje się zamkami elektronicznymi. Dajcie nam kilka minut.

Czekając na ich sygnał, poczułam, jak napięcie narasta. Dominic stał obok mnie, jego dłoń spoczywała na rękojeści broni. Nasze spojrzenia się spotkały.

— Gotowa? — zapytał cicho.

— Zawsze — odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.

Nagle w komunikatorze odezwał się Stark.

— Jesteśmy w środku. Droga wolna, ale musicie się pośpieszyć. Mamy tu sporo zaawansowanego sprzętu, który wymaga czasu na zneutralizowanie.

— Ruszamy — odpowiedziałam, dając znak reszcie zespołu.

Podziemia były ogromne. Ściany lśniły od metalicznych paneli, a światło neonowych lamp odbijało się w polerowanych powierzchniach. Laboratorium było pełne sprzętu, który wyglądał jak wyjęty z futurystycznych filmów. Ale to nie to przykuło moją uwagę. W jednym z pomieszczeń znajdowały się rzędy kapsuł, w których trzymano ludzi.

— Boże... — szepnęła Romanoff, stając obok mnie. — To są więźniowie.

— Hydra testowała na nich swoje eksperymenty — powiedział Stark, skanując jedną z kapsuł. — Wygląda na to, że próbowali stworzyć coś w rodzaju superżołnierzy.

Cisza, która zapadła, była gęsta od emocji. Fury wydał rozkaz uwolnienia więźniów, ale to było bardziej skomplikowane, niż się wydawało. Kapsuły były podłączone do systemu obronnego, który mógł zainicjować autodestrukcję.

— Mamy problem — oznajmił Stark. — Jeśli spróbujemy je otworzyć, system może uruchomić ładunki wybuchowe. Potrzebuję więcej czasu.

— Nie mamy czasu — powiedziałam stanowczo. — Hydra może w każdej chwili wrócić. Musimy działać szybko.

— Sky, musisz mi zaufać — odpowiedział Stark, nie odrywając wzroku od swoich narzędzi. — Zróbcie to, co mieliście zrobić. Ja zajmę się kapsułami.

— Dominic, idziesz ze mną — powiedziałam, kierując się w stronę głównego archiwum. Reszta zespołu pozostała na miejscu, zabezpieczając laboratorium i osłaniając Starka.

W archiwum znaleźliśmy stosy dokumentów, dyski twarde i komputer centralny. To było serce operacji Hydry w tej części Europy. Dominic natychmiast przystąpił do kopiowania danych, podczas gdy ja czuwałam nad bezpieczeństwem.

— Sky, mamy problem! — odezwała się Romanoff przez komunikator. — Czujniki ruchu wykryły zbliżające się oddziały. Macie może pięć minut, zanim dotrą.

— Przyspieszaj, Dominic! — rzuciłam, czując, jak adrenalina zaczyna pulsować w moich żyłach.

— Jeszcze chwila — odpowiedział, wpatrując się w ekran. — Nie mogę przerwać transferu.

— Nie mamy chwili! — syknęłam, odbezpieczając broń.

Pięć minut zamieniło się w wieczność. Słyszałam przez komunikator, jak reszta zespołu przygotowuje się na konfrontację. Wiedziałam, że musimy zakończyć tę misję tu i teraz, inaczej stracimy wszystko, co udało nam się zdobyć. Transfer danych wydawał się trwać całą wieczność, mimo że Dominic robił wszystko, by przyspieszyć proces. Kroki nadchodzących oddziałów Hydry odbijały się echem w mojej głowie, choć fizycznie ich jeszcze nie słyszałam. Czas uciekał.

— Dominic, ile jeszcze? — zapytałam przez zaciśnięte zęby, nie spuszczając wzroku z wejścia do archiwum.

— Minuta. Może mniej. Musisz mnie osłaniać — odpowiedział, pracując z intensywnością, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziałam.

W tym momencie rozległ się odgłos eksplozji. Wstrzymałam oddech, słysząc przez komunikator głos Romanoff:

— Hydra w ataku! Mamy tu ciężki ostrzał, potrzebujemy wsparcia!

— Stark, co z kapsułami? — wtrącił Kapitan.

— Jeszcze chwila, próbuję obejść zabezpieczenia! Nie naciskajcie mnie! — odpowiedział, jego głos przepełniony frustracją.

Dominic nagle się wyprostował.

— Gotowe. Mamy wszystko. Teraz musimy się stąd wynosić.

— W końcu — rzuciłam, chowając komputer przenośny do plecaka. — Idziemy!

Wybiegliśmy z archiwum, próbując wrócić do reszty zespołu. Korytarze, które wcześniej wydawały się puste, teraz wypełniły się dźwiękami kroków i wybuchów. Hydrę czuć było na każdym kroku. Zaraz za zakrętem natknęliśmy się na pierwszy oddział. Ich mundury i uzbrojenie lśniły w neonowym świetle. Otworzyli ogień, zmuszając nas do skrycia się za kolumnami.

— Nie mamy czasu na zabawę! — krzyknęłam, wymieniając ogień z jednym z żołnierzy. — Dominic, trzymaj się blisko mnie!

— A jakby to powiedzieć... Wolę żyć, więc się słucham! — odkrzyknął, wystrzeliwując kilka celnych strzałów.

Po intensywnej wymianie ognia udało się przebić do głównej sali, gdzie reszta zespołu była w pełni zaangażowana w walkę. Stark właśnie kończył neutralizować systemy kapsuł, a Romanoff broniła jego pozycji. 

— Sky, Dominic, co macie? — zapytał Stark, uchylając się przed kolejną serią strzałów.

— Wszystkie dane — odpowiedziałam, rzucając mu dysk twardy. — Ale mamy problem. Hydra ma przewagę liczebną, a nie mamy wyjścia ewakuacyjnego.

— Stark, daj mi dobre wieści! — krzyknął Kapitan.

— Kapsuły otwarte. Więźniowie są w stanie ewakuacji, ale potrzebujemy korytarza — odpowiedział Stark.

— Nie mamy korytarza! — warknęła Romanoff, uderzając jednego z żołnierzy Hydry. — Musimy stworzyć własny.

W tym momencie poczułam w kieszeni wibrację. Była to mała detonatorowa bomba, którą wcześniej wzięłam jako zapas.

— Mam pomysł — rzuciłam, wychodząc na środek pola bitwy.

— Sky, co ty robisz?! — Dominic próbował mnie powstrzymać, ale byłam już w ruchu.

— Przygotujcie się do wycofania! Ja otworzę nam drogę.

Biegłam przez salę, unikając kul, aż dotarłam do jednego z filarów podtrzymujących konstrukcję podziemi. Przytwierdziłam ładunek do ściany i ustawiłam krótki czas opóźnienia.

— Macie pięć sekund! — krzyknęłam przez komunikator, biegnąc z powrotem w stronę zespołu.

Eksplozja wstrząsnęła podziemiami, otwierając prowizoryczne wyjście przez zawaloną ścianę. Światło dzienne zalało pomieszczenie, oferując nam drogę ucieczki.

— Na zewnątrz, już! — wrzasnęłam, osłaniając ewakuację.
Więźniowie, choć osłabieni, poruszali się szybko, prowadzeni przez Kapitana i Romanoff. Stark i Dominic zamykali pochód, a ja zostałam na końcu, by upewnić się, że nikt nie został. Gdy tylko upewniłam się, że wszyscy przeszli przez wyłom w ścianie, ruszyłam w stronę wyjścia. Ale coś mnie zatrzymało. Poczułam czyjąś obecność. Odwróciłam głowę. I wtedy go zobaczyłam. 

Dragovich.

Stał w cieniu, otoczony przez kilku żołnierzy Hydry, ale to jego wzrok przykuł moją uwagę. Patrzył na mnie z czymś, co przypominało mieszankę wyzwania i... rozczarowania? Czas na moment zwolnił. Jego ciemne oczy, pełne zimnej determinacji, zdawały się przeszywać mnie na wskroś.

— Sky! Ruchy! — Dominic krzyknął z daleka, wyrywając mnie z transu.

Dragovich uniósł lekko kącik ust w ironicznym uśmiechu. Wiedział, że nie miałam czasu. Wiedział, że musiałam uciekać. Ale nie musiał mówić niczego, by przekazać swoją wiadomość: To nie koniec. Zacisnęłam szczękę, wciągając głęboko powietrze.

— Jeszcze się spotkamy — wyszeptałam pod nosem, zanim odwróciłam się i ruszyłam w stronę transportu.

Na zewnątrz powitało nas chłodne powietrze i spokój lasu. Ale to nie był czas na oddech.

— Wsiadajcie do pojazdów! — rozkazał Kapitan, wskazując na zamaskowane transportery, które czekały w ukryciu.

W ostatniej chwili zdążyliśmy odjechać, zanim siły Hydry mogły nas dopaść. Kiedy w końcu zyskaliśmy dystans, pozwoliłam sobie na chwilę ulgi, opadając na siedzenie. Ale ten wzrok... Wciąż czułam go na sobie, jakby Dragovich był tuż za mną. Nie mogłam się go pozbyć. Zrozumiałam jedno: to spotkanie było tylko preludium do czegoś znacznie większego.  

— To było blisko — powiedział Stark, przecierając czoło.

— Zbyt blisko — odparła Romanoff, spoglądając na mnie. — Ale dobra robota, Sky.

Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się lekko.

— Nie było innego wyjścia.

— Teraz zaczyna się prawdziwa praca. Znalezione dane muszą nam dać przewagę, jeśli mamy pokonać Hydrę - powiedział Stark.

Wszyscy zrozumieliśmy wagę tego, co udało nam się zdobyć. Ale wiedzieliśmy też, że to dopiero początek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro