Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.18.


Całe życie spędziłam w przerażeniu. Przestraszona rzeczy, które mogą pójść nie tak. Rzeczy, które mogą się zdarzyć albo nie wydarzyć w ogóle. Ale z czasem przekonałam się, że to strach jest prawdziwym wrogiem. Lecz w tej chwili nic już nie ma znaczenia. Hydra padnie przede mną na kolana. To oni po części stworzyli mnie, więc sami sobie zgotowali tej los. W końcu wygram i nieważne do czego będę musiała się posunąć, by to zrobić.

Zaparkowałam niedaleko kancelarii. Wysiadłam z samochodu i wdychając zimne, wieczorne powietrze ruszyłam w jej kierunku. Wiedziałam, że obaj prawnicy są w środku, sprawdziłam to wcześniej, zanim tu przyjechałam. Ich jedyną ochroną była ochrona budynku, która liczyła siedem osób, i którą pokonam z łatwością. Problemem był prąd w budynku, dzięki któremu mogą namierzyć mnie bardzo szybko, ale wystarczyło tylko zrobić spięcie i po sprawie. Zastanawiałam się, jak pozbawić ich zasięgu, by nie mogli do nikogo zadzwonić po pomoc. Wyjście znalazło prawie od razu. Wybrałam numer do Starka.

— Oddawaj samochód — usłyszałam w słuchawca, na co mimowolnie się uśmiechnęłam.

— Też cię lubię Tony — odpowiedziałam. — Mam prośbę. Mógłbyś odciąć zasięg w budynku, gdzie znajduje się kancelaria Miltona i Hayesa? Chciałabym z nimi zamienić parę słów.

— Nawet nie pytam, co ty robisz tam o tej porze — oznajmił mężczyzna. — Daj mi kilka chwil. Albo czekaj, zanim to zrobię. Przysłać ci kogoś do pomocy? Wiesz, że Natasha uwielbia przesłuchiwać ludzi.

— W sumie to nie taki zły pomysł. Przekaż jej, że będę czekać w parku naprzeciwko kancelarii. Jeśli nie dotrze w ciągu pięciu minut — co nie powinno być problemem, bo wieża jest bardzo blisko niej — wchodzę sama, a ona może dołączyć.

— Już jej mówię — powiedział Stark. — Okej, powiedziała, że będzie za cztery.

Wygodnie rozsiadłam się na ławeczce przy wejściu do parku. Automatycznie spojrzałam na sam budynek. Nic nadzwyczajnego. Wykonany z czerwonej cegły z dwoma piętrami, a także z przeszklonym wejściem od ulicy. Nad wejściem wielki, złoty napis Milton&Hayes. Zapewne od tyłu miał minimum jedno wyjście. Światło paliło się na obu piętrach, a po parterze zauważyłam przechadzających się dwóch ochroniarzy.

Dwie minuty później pojawiła się Natasha.

— Dzisiaj wróciłaś z Wakandy, a już działasz — powiedziała, gdy wstałam.

— Wróg nigdy nie śpi, on cały czas idzie do przodu — odpowiedziałam. — Chcę zakończyć to, jak najszybciej, więc nie tracę czasu. Chodźmy.

W drodze do budynku napisałam do Starka, aby wyłączył im zasilanie i odciął zasięg. Gdy przekroczyłyśmy próg kancelarii dookoła zrobiło się ciemno.

— Kim jesteście?! — krzyknął jeden z ochroniarzy świecąc na mnie latarką.

Bez większych ceregieli podeszłam do niego i w dwóch uderzeniach powaliłam na ziemię. Rzuciłam okiem na Natashę, poradziła sobie tak samo jak. Wzięłam broń nieprzytomnego ochroniarza. Tak, byłam szalona, że przyszłam tu nieuzbrojona, ale cóż począć, że robię większość rzeczy, gdy tylko o nich pomyślę? Po wyjściu od Angelo wiedziałam od razu, że moim kolejnym przystankiem będzie to miejsce.

— Za chwilę będzie tu jeszcze czwórka, zajmiesz się nimi? Chcę powitać naszych prawników — oświadczyłam cicho.

— Dołączę za kilka minut — szepnęła Romanoff.

Skierowałam się w stronę schodów, którymi dotarłam na piętro. Ostrożnie stawiałam kroki, by nie wydać żadnego głośnego dźwięku. W oddali usłyszałam cichą kłótnię pomiędzy prawnikami. Nagle z pomieszczenia, w którym byli wydobyło się nikłe światło, zapewne z latarek w telefonach. Podeszłam bliżej drzwi.

— Spróbuj ponownie skontaktować się z Joe — powiedział Hayes.

— Jak, do cholery?! Nie ma zasięgu! — odpowiedział Milton.

— Joe nie odpowie — powiedziałam z jak największą obojętnością w głosie. Miałam nadzieję, że nabiorą się na to, że pozostałam w trybie Zimowego Żołnierza. — Jest nieprzytomny.

— Ty... — zaczął Hayes.

— Uciekłam od Avengers. Szukam drogi do powrotu do domu. Przełożeni wspominali, że jesteście synami Hydry — oznajmiłam. Z bólem serca wypowiadałam te słowa, ale musiałam jakoś do nich podejść. — Hail Hydra.

— Hail Hydra — powiedzieli wspólnie.

— Czy zechcą panowie mnie pokierować? — zapytałam podchodząc jak najbliżej nich się dało, czyli bardzo blisko, byli na wyciągnięcie mojej ręki.

— Musimy opuścić budynek, aby zadzwonić. Odcięłaś nam zasilanie i prąd — stwierdził z podejrzliwością Hayes.

— Środki ostrożności. Tak mnie uczono — odpowiedziałam.

— Rozumiem — powiedział Milton. Od razu wyczułam, że to on był tym trochę mniej ogarniętym. Uwierzył w moją lojalność po pierwszych słowach. — Chodźmy zatem.

Broń trzymałam w dłoni za plecami w gotowości, która właśnie nadeszła. Odbezpieczony pistolet wystawiłam w ich kierunku.

— Obawiam się panowie, że nie możemy wyjść — oznajmiłam chłodno.

— Dostałaś zlecenie na nas? Od kogo? — zapytał Milton.

Prychnęłam. Był tak głupi jak osioł. Czego on nie rozumiał? Wiedział, że Avengers mnie złapali i myślał, że pozwolą, abym dalej stwarzała zagrożenie?

— Nie dostała żadnego zlecenie od nikogo — powiedział Hayes. — Ona sama na nas je wydała.

— Brawo, panie Connor — rzuciłam. — Jestem zleceniodawcą i egzekutorem, panie Jacob. Jedną z ostatnich osób, które zobaczycie przed śmiercią. Siadać. — Wskazałam na krzesła za nimi.

Natasha dotarła.

— Jesteś zdrajczynią i dziwką, która nie powinna żyć — powiedział pewny siebie Hayes.

Rozległ się strzał, a sekundę później krzyk. Kulka trafiła w tego gnojka, który przed chwilą się odezwał. Strzał nie padł z broni, którą trzymałam ja.

— Dziękuję Natasho — powiedziałam.

— Myślicie, że nikt tego nie usłyszał? — odezwał się Hayes. — Ktoś na pewno zadzwonił już na policję.

Odwołuję swoje słowa, że tylko Milton jest głupi jak osioł, Hayes właśnie do niego dołączył.

— Connor, jesteśmy z Tarczy i Avengers, myślisz, że policja zareaguje na to? — powiedziałam. — A teraz porozmawiamy na poważnie. Co planuje Hydra?

— Możesz mnie zabić. Nic ci nie powiem — syknął Connor tamując krwawienie z ramienia.

Natasha musiała trafić w ważną żyłę, bo człowiek krwawi jak świnia po zarżnięciu.

— Panie Milton, a pan zajmie to samo stanowisko, co pański wspólnik, czy jednak zachce coś nam powiedzieć? — zapytałam.

Jego lęk i przerażenie aż wylewa się z oczu. Może jest dobrym prawnikiem, ale nie na pewno dobrym żołnierzem Hydry. Zbyt słabo go wyszkolili.

***

Wraz z Natashą wróciłam do wieży. Posprzątaniem w kancelarii zajęła się Tarcza. Byłam w cholerę zmęczona tym dniem. Lot z Wakandy, rozmowa z Loganem, Angelo i Sullivanem oraz akcja u Miltona i Hayesa kompletnie mnie to wszystko wykończyło. Choć przyznam, że wizyta u tych ostatnich okazała się bardzo owocna. Poprosiłam Romanoff, aby wszystkie dane przekazała Fury'emu oraz drużynie, a ja udałam się do swojego pokoju. Czułam po prostu, że rano to nawet i kawa nie pomoże mi się obudzić do końca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro