2.17.
— Gotowy na kolejną wojnę? — zapytałam cicho, gdy stałam na zewnątrz, tuż obok króla.
— To ta sama wojna, Sky. Tylko wróg jest inny — odpowiedział mężczyzna, po czym zwrócił się ku wejściu do środka pałacu. — Szykuj się do wylotu.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Po raz pierwszy od bardzo dawna miałam czysty umysł. Nie byłam już więźniem Hydry. Nie mieli już nade mną władzy. Byłam wolnym człowiekiem z prawem wyboru do popełniania czynów świadomych. Zostałam uwolniona od demonów, które trzymały moją duszę w swoich łapskach. Czułam, że mogę zrobić wszystko. I tak było. Dzięki wyzwoleniu się od tych przeklętych słów nie musiałam już się bać, że oni przyjdą po mnie i zabiorą do przywódców wbrew mojej woli. Nie musiałam już uciekać i oglądać się na każdym kroku. Teraz w pełni decydowałam o sobie. Połączyłam życie dawnej Aidy, Zimowego Żołnierza i Sky w jedno. A Hydra powinna zacząć się obawiać, że nie dorwała mnie wcześniej.
***
Samolot wylądował. Wróciłam do Nowego Jorku, aby dokończyć to, co zaczęłam, tylko tym razem nie sama. Ojciec zaprowadził króla i jego świtę do ich pokoi, a ja zjechałam do podziemnego garażu Tony'ego, aby pożyczyć bez jego zgody jego samochód. Ten pomarańczowy, który uwielbiał. Wiedziałam, że to go wkurzy, ale pewne rzeczy po prostu się nie zmieniają. Czyli wkurzanie Starka. Wyjechałam na ulice miasta i pomknęłam do Logana. Miałam nadzieję, że nie będzie miał mi za złe, że nie zajęłam się tamtego dnia warsztatem.
— Miałaś już więcej mi tego nie robić — oznajmił mi Axe na wejściu.
— Przepraszam — odpowiedziałam jedynie.
— Już wszystko w porządku? — zapytał Logan.
Spojrzałam mu prosto w oczy. Wiedziałam, że on wie, że przed Wakandą nie było ze mną dobrze. Wiedział, że próbuję ukryć przed wszystkimi to, co czuję. Ale nic nie powiedział, bo wiedział, iż nie ma sensu tego robić. Logan był tym typem człowieka, któremu wystarczy tylko jedno spojrzenie i wie, co dzieje się z daną osobą.
— Z głową? Absolutnie. Z ludźmi przez których to wszystko przeszłam? Absolutnie nie w porządku — powiedziałam.
— Jesteś pewna, że chcesz rozpętać wojnę? — zapytał z pewną dozą obawy.
— Zabrali mi wszystko. Teraz nadszedł czas, abym odzyskała to, co moje — odpowiedziałam z całkowitą obojętnością, co sprawiło, że zabrzmiało to strasznie złowieszczo.
— Więc niechaj rozpocznie się wojna — rzucił Logan. — Cokolwiek będziesz potrzebować, a tamci nie będą w stanie tego załatwić, przyjdź do mnie.
— Już teraz mam dla ciebie zadanie — rzuciłam poważnie, — Chcę, abyś uruchomił wszystkie swoje kontakty, te obecne i te stare, i dowiedział się, co tylko możesz o Hydrze. Zrób wszystko, aby zdobyć informacje.
— Naprawdę rozpętujesz prawdziwą wojnę, Sky — powiedział Logan.
— Hydra zadarła nie z tą osobą, co trzeba, i teraz zapłacą za wszystko — odpowiedziałam z pogardą na myśl o tych potworach. — Do zobaczenia. I dziękuję.
Odwróciłam się i zdecydowanym krokiem opuściłam warsztat mężczyzny. Z piskiem opon odjechałam spod niego w kierunku Dolnego Manhattanu. Jechałam do Angelo. Nie, nie byłam z nim umówiona i nie wiedziałam, czy zastanę go w jego domu, ale nie miałam innego pomysłu, gdzie mógłby teraz przebywać. Owszem mogłabym zadzwonić, gdyby moja komórka wciąż działała po spotkaniu z Makarovem. Jaśniej mówiąc, Dmitrivem Makarovem, który obecnie gryzie ziemię. Zatrzymałam się tuż obok mikrofonu dla samochodów.
— O co chodzi? — usłyszałam wydobywający się głos z głośniczka.
— Otwieraj Michael. Jeśli ten twój szef za dwie minuty nie będzie ze mną rozmawiał puszczę ten piękny dom z dymem, a jego samego będziesz mógł oglądać za kratami więziennymi — powiedziałam.
Nie miałam czasu na pogaduszki jak przy porannej kawie. Spieszyło mi się. Hydra musi w końcu poczuć jak to jest, gdy trzeba uciekać i oglądać się na każdym kroku. Brama otworzyła się, a ja wjechałam na posesję i zaparkowałam tuż przed wejściem. Drzwi otworzył mi jakiś ochroniarz, którego wcześniej tu nie widziałam.
— Szef czeka w gabinecie na górze. Trzecie drzwi po lewo — powiedział mężczyzna.
Sprawnie pokonałam schody i dostałam się na jedynie tutaj piętro, jeśli nie liczyć strychu. Nie bawiąc się w pukanie do drzwi bezceremonialnie weszłam do gabinetu. Za biurkiem siedział Angelo, a krzesło, które powinnam w tej chwili zajmować ja, było już zajęte przez Artura Sullivana. Nie powiem, zdziwiłam się na jego widok. Czyżby Smith zamierzał dogadać się z sąsiednim kartelem, którym zarządzał ten pierdolnięty na głowę irlandczyk? Ale to nie pokrzyżuje mi planów. Właściwie to bardzo dobrze się złożyło, że on tu jest. Mam i Angelo i Artura w garści. Pomogą mi albo skończą jak Hydra.
— Sullivan, nie spodziewałam się tu ciebie — oznajmiłam dostawiając sobie fotel, który stał pierwotnie w kącie.
— Mógłbym powiedzieć to samo o tobie — odpowiedział Artur.
— O co chodzi Sky? — zapytał Smith. — Jak widzisz jestem odrobinę zajęty.
— Zdążycie zawrzeć jeszcze nie jeden układ spod ciemnej gwiazdy — odpowiedziałam z irytacją. — A teraz obydwoje zrobicie coś dla mnie. Za darmo.
Gdy padły te słowa obydwoje mężczyźni zaśmiali się. Jak ja nienawidziłam, gdy ktoś nie doceniał mojej osoby. Angelo już dawno powiedziałam ile mogę. Można być ze mną albo przeciw mnie. Najlepiej wybrać pierwszą opcję dla własnego dobra.
— Skończyliście panowie? — zapytałam poważnie.
— Ja za darmo dla nikogo nic nie robię, szczególnie dla ciebie — rzucił Sullivan.
— Oj, zrobisz Artur, gwarantuję ci to — odpowiedziałam. — I tobie też — dodałam przenosząc wzrok na Angelo.
— Pytam ponownie. Czego chcesz, Sky? — zapytał Smith.
— Och, to nic wielkiego — powiedziałam, a w odpowiedzi usłyszałam prychnięcie Sullivana. Kontynuowałam: — Tylko pewnej wiedzy, która będzie wymagać odrobiny wysiłku.
— Powiedz — zaczął Artur — dlaczego miałbym to zrobić?
Tym razem to ja się zaśmiałam.
— Nie wiesz? — zapytałam. — Jesteście głowami dwóch z czterech największych karteli w Stanach Zjednoczonych, a pojęcia nie macie dlaczego jesteście na szczycie.
— Co to ma znaczyć? — zapytał Angelo.
— Co wiecie o swoich ojcach panowie? — zapytałam z cichym rozbawieniem wiedząc, co za chwilę się wydarzy.
— Do czego dążysz, Aida? — zapytał Artur.
— Twój ojciec, Sullivan, zginął w wybuchu domu, który został spowodowany przez nieszczelną instalację gazową. Twój, Smith, skoczył z mostu. Czy do rodzaju śmierci któregoś z ojców się mylę? — zapytałam.
Mężczyźni nie dali żadnego znaku potwierdzenia, ale nie potrzebowałam go. Każdy w świecie narkotykowym wiedział, jak zginęli Clancy Sullivan i Jacob Smith, założyciele dwóch z czterech największych karteli.
— Otóż takie powody znacie wy — mówiłam dalej. — Pewne osoby chciały, aby wszyscy tak myśleli. Wcale nie znaliście własnych ojców — powiedziałam ekscytując się każdą sekundą. — Sullivan senior i Smith senior należeli do Hydry. Tak, należeli do tej podłej organizacji. Oboje dostarczali narkotyki i broń jej. Nie sądziliście chyba, że zginęli przez takie błahe rzeczy, jak wybuch domu przez instalację, czy samobójstwo? To były egzekucje wykonane przez Hydrę, bo wasi ojcowie chcieli zerwać umowę między nimi a organizacją. Zaskoczeni?
Ich miny były nadzwyczaj cudowne. Byłam ponad nimi. Wiedziałam o ich rodzinie więcej niż oni sami, a to dawało mi pewne pole manewru.
— Więc zrobicie, co wam każę, a nie będziecie płacić za grzechy waszych ojców — oznajmiłam.
— Uważaj Sky. Nie pogrywaj sobie ze mną — powiedział Sullivan. — Nie miałem i nie mam zamiaru brać na siebie ciężaru grzechów mego ojca.
— Oj, Artur, Artur — zaczęłam wręcz niebezpiecznie kręcąc głową — zrobisz to. Właśnie kilka godzin temu wydałam wyrok na wszystkich, którzy są powiązani z Hydrą, nawet w najmniejszym stopniu. Dotyczy to też osób, które były tego nieświadome. Więc albo obydwoje będziecie robić to, co wam każę albo skończycie w grobach, które sami sobie wykopiecie.
— Jaką mamy mieć pewność, że po tym wszystkim nas nie zabijesz? — zapytał Artur.
— Ty nie masz żadnej pewności Sullivan. On ma — kiwnęłam głową w stronę Angelo. — Nie po to załatwiłam mu przywództwo w kartelu, aby teraz zabijać swojego człowieka. Ale jeśli sprawisz się dobrze, to możesz liczyć na moją pomoc.
— Czego potrzebujesz zatem? — zapytał Smith.
— Każdy z was uruchomi swoje kanały informacyjne i dowie się wszystkiego, co może o Hydrze, także informacje, których nie jesteście w stanie potwierdzić — odpowiedziałam. — Macie na to maksymalnie cztery dni. Do zobaczenia panowie.
Wstałam i opuściłam gabinet pozostawiając ich w kompletnym osłupieniu. Chyba dopiero teraz do nich dotarło, jaką dzierżę władzę. Choć przyznam, że nie sądziłam, że będzie aż tak fajnie patrzeć, jak Artur Sullivan we własnej osobie korzy się przede mną.
A teraz pora odwiedzić kancelarię Miltona i Hayesa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro