Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.14.


Kto pierwszy powiedział, że to będzie wspaniały pomysł? Logan. To wszystko wina Logana.

— Cholera, Parker, czego nie rozumiesz?! — krzyknęłam do chłopaka, który po raz piąty nie potrafił wykonać manewru, który tłumaczę mu już od godziny. Godziny. — Przyspieszasz, zmieniasz bieg i wykręcasz kierownicę! Czego tu nie rozumiesz?

— Przecież tak robię! — odpowiedział Alex.

— Ale jakoś ci to nie wychodzi! Nie zrobiłeś ani razu poprawnie tej sztuczki — rzuciłam w jego stronę. — Pokazałam ci ją ze trzy razy i od godziny próbujesz to zrobić i nic. — Westchnęłam. — Dobra, koniec na dziś. Jedź do warsztatu. Pomożemy trochę Axe, a potem będziesz miał wolne.

Parker przejechał całą drogę nie odzywając się ani słowem.

W warsztacie Logan miał urwanie głowy. Kilka dni temu za miastem kilku chłopaków urządziło sobie wyścigi po pijaku i teraz każde z aut było do naprawy. Całe szczęście obyło się bez czyjejkolwiek śmierci, tylko kilka niewielkich ran i dwie złamane ręki. Chłopcy raczej dostali nauczkę i nie będą więcej próbować takiej jazdy. Dlatego starałam się wraz z Parkerem pomagać Loganowi, jak najczęściej tylko mogliśmy.

Alex zaparkował tuż przed wejściem do warsztatu. Wysiadłam z samochodu i weszłam do środka wielkiego warsztatu.

— Jak poszło? — zapytał Logan, który wymieniał właśnie lampę w niebieskim Nissanie.

— Nijak — odpowiedziałam zła, na co Axe zaśmiał się. — Co robić? — zapytałam.

— Wymień tylną lampę w czerwonym Fordzie Mustangu — odpowiedział Logan. — A ty młody, idź rozpakuj i poukładaj dostawę, która dzisiaj przyszła.

Złapałam za nowiusieńką lampę leżącą na stole i skierowałam się w stronę tego czterokołowego biedaka. Powinnam spuścić im łomot za uszkodzenie tych piękności.

— Bardzo źle mu idzie? — zapytał Axe, gdy Parker wraz z wózkiem z dostawą zniknął w sąsiednim pomieszczeniu.

— Stara się chłopak, ale ten trik mu nie wychodzi. Może ty byś spróbował go tego nauczyć? — zapytałam wychylając się zza auta, by spojrzeć na mężczyznę.

— Dobra, ale ty jutro siedzisz w warsztacie — odpowiedział Logan. — Od rana do wieczora! — dodał, po czym zaśmiał się.

No i co ja z nim mam?

Wymieniłam uszkodzoną lampę, a potem przeprowadziłam szczegółowy przegląd w tym Fordzie Mustangu. Zawsze robiliśmy go z Loganem, gdy naprawialiśmy samochody powypadkowe. Żadne z nas nie chciało być odpowiedzialnym za śmierć człowieka, którego auto wyszło z tego warsztatu.

Parkerowi pozwoliliśmy pójść od razu po tym, jak ułożył wszystko z tej dostawy. Miałam już dzisiaj go serdecznie dosyć, ale prócz tego manewru dzisiaj, to uczy się nawet nieźle. Z Loganem siedziałam w warsztacie do późnej nocy, a i tak wszystkiego nie zrobiliśmy. Plus tego wszystkiego był taki, że ci faceci dużo zapłacą za te naprawy.

Była trzecia w nocy, gdy powolnym, zmęczonym krokiem kierowałam się w stronę mojego mieszkania. Powietrze było chłodne. Bumblebee nie miał paliwa, bo po ostatniej jeździe zapomniałam zatankować, i tak Logan mi to wypominał, a ścigacz był w naprawie. Więc wyszło na to, że jestem chwilowo bez żadnego transportu. Opatuliłam się mocniej bluzą ukradzioną mojemu ulubionemu mechanikowi. Mijając sklep z alkoholem na rogu ulicy poczułam się nieswojo. W sensie czułam się obserwowana. Znacznie przyspieszyłam kroku i dyskretnie rozejrzałam się za potencjalnym zagrożeniem. Na pierwszy rzut oka nikogo nie zauważyłam. Jednak po odbiciu w szybie przystanku autobusowego dostrzegłam dwie postaci, mężczyzn wnioskując po posturze i sposobie chodu. Przeklinałam siebie w tej chwili, że nie wzięłam tego dnia broni. Teraz leżała ona sobie spokojnie w sejfie w moim mieszkaniu. Od razu wiedziałam, że ci mężczyźni należą do Hydry. Zapewne rozpoznali mnie z nagrań z kamer, gdy byłam w pobliżu magazynów, a także doskonale zdawali sobie sprawę, że współpracuję z Tarczą i Avengers.

Skierowałam się w stronę parku. Tam najłatwiej będzie rozwiązać ten... konflikt. Skryłam się za krzakami i obserwowałam dalszy rozwój wydarzeń. Minęła chwila zanim do parku weszli ci dwaj mężczyźni.

— Gdzie ona zniknęła? — usłyszałam.

— A ty co myślałeś? Że pójdzie nam tak łatwo? To wyszkolona zabójczyni. Siedzi pewnie gdzieś w krzakach i nas podsłuchuje albo poszła w cholerę — odpowiedział jeden z mężczyzn.

Nagle po parku weszło trzech kolejnych facetów. Wysłali na mnie tylko pięcioro ludzi? Przecież to niepoważne! W pięć minut ich się pozbędę.

— Asher — zawołał jeden z nowo przybyłych. — Gdzie ona jest?

— Zgubiliśmy ją po wejściu do parku — odpowiedział jeden z mężczyzn.

— Cholera — rzucił facet. — Góra nas zabije. To była idealna okazja do złapania tej cholery.

Nie wątpię. Nie wątpię.

— Co teraz, Brian? — zapytał Asher.

— Dwoje niech pójdzie sprawdzić mieszkanie i jedna obserwować Stark Tower, reszta do bazy — odparł Brian.

Kilka minut później nikogo już w parku nie było. Odetchnęłam z ulgą. Sięgnęłam do kieszeni po telefon. Musiałam powiadomić Fury'ego, że Hydra ma pod obserwacją wieżę. Agenci i cała reszta była zagrożona, mimo że była to tylko jedna osoba. Dostałam zawału, gdy nie wyczułam urządzenia w kieszeni. Nerwowo zaczęłam przeszukiwać pozostałe kieszenie. Wymacałam go w spodniach. Wybrałam numer Nicholasa, ale nie odbierał. Tak samo jak pozostali.

Szlag by ich wszystkich trafił. Człowiek ich potrzebuje, a oni zapewne śpią w najlepsze. Upewniłam się, że nikogo nie ma w pobliżu z Hydry i biegiem ruszyłam w stronę wieży próbując dodzwonić się do kogokolwiek. Byłam już kilkadziesiąt metrów od wejścia, gdy odebrał jaśnie pan miliarder,

— Czego ty znowu ode mnie chcesz? — zapytał Tony.

— Wieża jest w tej chwili obserwowana przez Hydrę — rzuciłam od razu.

— Przepraszam bardzo, ale co? — powiedział Stark.

— Wieża. Jest. W. Tej. Chwili. Obserwowana. Przez. Hydrę — powtórzyłam dosadnie.

Nagle usłyszałam wystrzał. Obróciłam się w momencie, gdy poczułam ból w klatce piersiowej i ciepło rozlewające się po ciele.

— Stark — powiedziałam do telefonu i upadłam.

— Sky! Sky! — krzyczał Tony. — Słyszysz mnie?!

Wszystko dookoła mnie zwolniło. Ból został zastąpiony spokojem. Wnet nad sobą zobaczyłam kogoś, kogo się nie spodziewałam. On był w parku? Dlaczego go nie rozpoznałam?

— Dmitriev — wykrztusiłam z siebie.

Radość. Stal. Siedemdziesiąt sześć. Zmrok.

Nie. Błagam nie.

— Przestań — wydusiłam próbując się podnieść, co skończyło się na tym, że znowu wylądowałam na betonie.

Ognisko. Cztery. Nienawistny. Powrót do ojczyzny. Siedem. Pociąg towarowy. — Spojrzał mi prosto w oczy przerywając. — Żołnierzu?

— Gotowa na rozkazy. — Powiedziałam beznamiętnie.

Chwilę potem zemdlałam. Nie potrafiłam. Te słowa i postrzał pogrążyły mnie całkowicie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro