Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.11.2.


Adrenalina buzowała we mnie do samego końca, aż do przejechania linii mety. Wyprzedziłam Jacoba na drugim zakręcie, zgodnie z założeniami przed startem. Zatrzymałam się obok Logana, który czekał na mnie rozradowany. Wysiadłam, a ten od razu podniósł moją rękę do góry na znak zwycięstwa. Potem Alek przepchał się do nas i wręczył mi pieniądze.

— Mam nadzieję, że czegoś się nauczyłeś — krzyknęłam do Parkera. — Idź! Baw się! Wszystko, prócz narkotyków!

Alex pobiegł razem ze znajomymi do hangarów, w których już w najlepsze odbywała się impreza.

— Zostajesz, czy podwieźć cię do warsztatu? — zapytałam Logana przekrzykując tłum.

— Dawaj kasę, dobrze wiemy, że masz teraz lepsze rzeczy do roboty — odpowiedział Logan.

Wręczyłam mężczyźnie walizkę z pieniędzmi i podziękowałam mu. Wsiadłam z powrotem do samochodu, zatrąbiłam kilka razy, aby ludzie rozeszli się, po czym ruszyłam w stronę willi Angelo.

Zaparkowałam na podjeździe. Ludzie Smitha posłusznie otworzyli mi drzwi do rezydencji. Normalnie czuję się, jak królowa.

— Pan Smith zaraz zejdzie. Prosił, aby zaczekać w salonie — powiedział Matthias, był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Angelo.

Usiadłam w fotelu i westchnęłam.

— Podać coś? Kawę albo herbatę? — zapytał Matthias. — Czy coś mocniejszego?

— Kawa będzie w sam raz — odpowiedziałam. — Długo będę musiała na niego czekać? — zapytałam, gdy mężczyzna ruszył do kuchni.

— Ma spotkanie z Arthurem Holdenem. To może trochę potrwać — odpowiedział Matthias.

Hm, ciekawe. Czyżby zaczął najpierw od przejęcia sieci dostawców, zamiast od zajęcia terenów? Śmiałe posunięcie zważywszy na to, że tak naprawdę nie wiemy, co zostaniemy w głównym budynku Shawtza.

— W takim razie, zaparz sobie również kawy, posiedzisz sobie ze mną — rzuciłam rozsiadając się wygodniej.

— Tak jest — odparł mężczyzna.

Zdążyłam przegadać z Matthiasem półgodziny, zanim ten cholernik zechciał się zjawić.

— Wybacz, że musiałaś czekać. Nie sądziłem, że potrwa to tak długo — zapewnił Angelo.

— W co ty pogrywasz, Smith? — warknęłam. — Najpierw teren, potem dostawcy. Taki był układ.

— Holden sam do mnie przyszedł — wyznał mężczyzna. — Oni wiedzą, że za wszystkim stoisz ty, moja, droga Bianco.

No cóż... Strach to potężne narzędzie w każdym aspekcie życia.

— Przyszli sami, bo się boją — parsknęłam przecierając dłonią twarz.

Przecież to nie mogło pójść tak łatwo. Mi nigdy nic nie przychodziło z łatwością. Coś musi być na rzeczy. Choć... A może...

— No i co ja mam na to poradzić? Twoja sława jest tak zła, że ludzie są przerażeni na myśl, że możesz wpaść do nich z wizytą, Bianca — powiedział Angelo. — Pewnie miałaś nadzieję na małą wojenkę z dużą ilością krwi, ale wolę załatwić to polubownie. Lepiej mieć przyjaciół niż wrogów.

Zaśmiałam się. No tak, zapomniałam, że większość ludzi woli robić niektóre rzeczy bezkrwawo. Wstałam z fotela.

— Miło było — powiedziałam. — Prześlę ci numer konta, na które mają wpływać moje udziały.

Ruszyłam w stronę wyjścia.

— A, skontaktuj się z Peterem Moorem, obiecałam mu owocną współpracę z tobą — bąknęłam i wyszłam z budynku.

Z posesji Smitha odjechałam z piskiem opon do swojego mieszkania. Nienawidziłam, gdy ktoś załatwiał interesy bez mojej wiedzy, w których ja miałam swój udział. Po prostu nie cierpiałam takich ludzi. To pokazywało, że nie można mieć do nich żadnego zaufania i trzeba bardzo uważać w ich towarzystwie.

Zostawiłam samochód w garażu. Musi odpocząć przez jakiś czas od wyścigów. Ja muszę odpocząć. Zresztą kolejny tak duży wyścig dopiero za miesiąc. Weszłam do mieszkania i zamknęłam za sobą drzwi. Spoważniałam. Coś było nie tak. Ktoś był w mieszkaniu. Odbezpieczyłam broń i powoli stawiałam kroki w głąb mieszkania.

Westchnęłam, gdy zobaczyłam, kto siedzi na mojej kanapie. Dlaczego ten dupek jest jeszcze w tym mieście? Bez większego namysłu strzeliłam mu w ramię. Jakie to cudowne mieć w takich momentach tłumik.

— Miłe powitanie — syknął Dominic mimo bólu.

— A na co, cholera, liczyłeś? — zapytałam zabezpieczając broń. — Na tort i szampana?

— Nie — odpowiedział Craven — ale na pewno nie na postrzał.

Westchnęłam. Odłożyłam pistolet na komodę. Może byłam szalona, ale wiedziałam, że Dominic nic mi nie zrobi. Z łazienki z szafki wyjęłam apteczkę i wróciłam do chłopaka. Usiadłam na kanapie tuż przy nim. Założyłam rękawiczki i spojrzałam na niego.

— Co się tak gapisz? — zapytałam. — Dziecko jesteś, że nie potrafisz zdjąć ubrań?

Ściągnięcie koszuli zajęło mu aż pieprzone dwie minuty! I tak, nie zamierzałam mu dawać nic a nic, aby znieczulić mu ten ból. Zasłużył sobie gnojek jeden. Najpierw zdezynfekowałam ranę przy syku chłopaka, a potem wyjęłam kulę, która utkwiła mu w ramieniu.

— Masz, na pamiątkę i ku przestrodze — rzuciłam.

Potem ponownie wylałam na niego litry wody utlenionej i zszyłam ranę.

— Delikatna to ty nie jesteś — wtrącił Dominic.

Zaśmiałam się. Opatrzyłam wszystko dokładnie i odpadki wyrzuciłam do śmietnika w kuchni.

— Dlaczego to zrobiłaś? — zapytał zakładając koszulę.

— Co?

— Rozumiem, dlaczego mnie postrzeliłaś, ale nie rozumiem, dlaczego mnie opatrzyłaś — odparł Dominic.

Oparłam się o ścianę i skrzyżowałam ręce na klatce.

— Nie jestem takim potworem, za jakiego mnie wszyscy biorą — powiedziałam. — Mam ci w cholerę za złe Ethana, ale siedzisz na mojej kanapie, z której ciężko jest sprać krew.

— Zapewne już wiele razy to robiłaś — powiedział Dominic.

— Po co tu przylazłeś? — zapytałam puszczając mimo uszu jego uwagę.

— Zaczęliśmy rozmawiać o czymś przed wyścigiem — odpowiedział chłopak. — Poza tym, gratulacje.

— Co ty będziesz mieć z tego, że mi pomożesz?

— Życie — przyznał Dominic. — Powiedzmy, że w ostatnim czasie każdy życzy sobie mojej głowy. — Prychnęłam pod nosem. Wcale mnie to nie dziwi. — Dowiedziałem się, że Hydra zaczęła ponownie polować na ciebie i Zimowego Żołnierza. Pokonanie Hydry rozwiązałoby moje kłopoty.

— Popełniłeś błąd życia zadzierając z Hydrą — stwierdziłam. — Dlaczego miałabym ci pomóc? Informacje, które posiadasz mogę...

— I chcesz sama porwać się na całą organizację? Jesteś szalona, ale nie aż tak — wtrącił Craven podchodząc do mnie. — Będziesz potrzebować pomocy, Sky, i to nie tylko mojej, dobrze to wiesz. A jedyni, którzy zechcą ci pomóc to ja i Avengers — dodał. — Przemyśl to, co ci powiedziałem i zadzwoń. Zostawiłem numer na lodówce.

Dominic opuścił moje mieszkanie, a ja zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nie zabiłam go w chwili, gdy pojawił się koło hangarów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro