six / neon brother
if you open my chest see that two hearts are beating
fallen out of sync
~*~
(przepraszam za zwłokę. mam nadzieję, że nowy rozdział, na który czekaliście tak długo, rozweseli wam trochę wizję poniedziałku i początku nowego tygodnia.)
Nie trzeba być wyjątkowo wybitnym obserwatorem aby stwierdzić, że Calum i Luke spotkali się ponownie.
I ponownie.
Balansowali oni gdzieś na granicy przyjaźni przeplatanej z bliższą sympatią, która nie omieszkała się ruszyć w żadną konkretną stronę.
Obaj mężczyźni nie wiedzieli właściwie, czego oczekują od siebie nawzajem. Krążyli wokół tego wszystkiego niczym w błędnym kole, które zapętlało się w ten fatalny sposób i nie doprowadzało ich do żadnego sprecyzowanego celu.
Teraz właśnie, pili kolejną już lampkę szwedzkiego wina, które było kołem napędowym każdej ich rozmowy, a na dobrą sprawę – nie rozmawiali dużo.
Z dnia na dzień zamieniali ze sobą coraz mniej słów, a alkohol był jedynym ich wspólnym przyjacielem. Ciężko było przyznać im na głos, że między tą dwójką nie ma żadnej wiążącej chemii. Dla Luke'a było to stwierdzeniem jednak wyjątkowo zbawiennym, dla Caluma wręcz przeciwnie. Brunet polubił aurę otaczającą młodego Hemmingsa i nie chciał rozstawać się z nią zbyt prędko, choć podświadomie wiedział, że nic głębszego z tego nie wyjdzie.
- Bardzo miło spędza mi się z tobą czas – stwierdził wreszcie, a blondyn tylko kiwnął głową.
- Mogę powiedzieć to samo. Uwierzysz, że to już nasze trzecie spotkanie?
- Wolałbym zacząć nazywać rzeczy po imieniu. - Calum zarumienił się wściekle i oczyścił gardło, zanim kontynuował. - Możemy zacząć mówić o tym jak o randce, takie uciekanie przed faktami jest trochę szczeniackie.
Luke spojrzał na niego z przymrużonymi oczami. Oczywiście, że nie chciał chadzać z brunetem na „randki". Nie leżało to w jego zwyczaju, nie był w związku od wieków, a jeżeli teraz miałoby ulec to zmianie, na jego celowniku partnera na pewno nie byłoby Caluma.
- Tak, oczywiście – mruknął bardziej sam do siebie niż do swojego rozmówcy. - Uważam jednak, że małe kroki są tutaj priorytetem, nie warto spieszyć się z niczym.
- Och. - Calum splótł jego palce razem i spuścił głowę w dół. - Jasne, rozumiem.
Cisza, w której trwali, nie była komfortowa. Przytłaczała ich myśli i sparaliżowała kolana. Błądziła pomiędzy głowami obu mężczyzn i mąciła w nich, rozwlekała uczucia i rozdrabniała je na części pierwsze.
Calum odetchnął z ulgą, gdy jego telefon zabrzęczał kilkukrotnie, bo inaczej milczenie rozerwałoby go od środka.
- Tak? - szepnął do słuchawki, gdy imię Michaela wyświetliło się na ekranie.
- Czy mógłbym przyjechać do ciebie na chwilę?
Brunet zawahał się na moment. - Dlaczego?
- Pokłóciłem się z Mer. Naprawdę... - Oczyścił gardło. - Naprawdę nie chcę być teraz w domu.
Mężczyzna zasłonił głośnik dużą dłonią, zanim zwrócił się w stronę Luke'a.
- Czy miałbyś coś przeciwko temu, żeby Michael przyszedł do nas na chwilę? To mój przyjaciel, nie mogę zostawić go samego w obliczu problemów. Zresztą, atmosfera tutaj i tak już umarła. - Ostatnią wypowiedź wymruczał niemalże niesłyszalnie, dla blondyna brzmiało to bardziej jak jadowity syk, niż kilka wypowiedzianych słów. Przytaknął niemo.
Calum zamienił jeszcze kilka niezobowiązujących słów z czerwonowłosym, którym Luke nie przysłuchiwał się zbytnio. Skupiał się on raczej na przyspieszonym biciu swojego serca, które nabrało tempa z chwilą, gdy usta bruneta wypuściły to jedno, charakterystyczne imię na światło dzienne.
Michael zaraz będzie w tym domu.
Przejdzie przez ten próg.
Stanie twarzą w twarz z blondynem, być może nawet zamienią ze sobą kilka słów.
Ten wieczór nie mógłby skończyć się lepiej.
Mentalność Luke'a w ciągu ułamka sekundy zmieniła swój obieg i przeobraziła się w tą towarzyszącą rozemocjonowanej nastolatce, która całą uwagę przeznacza swojej młodocianej miłości. Myśli o niej gdy je, gdy myje zęby, gdy leży w łóżku. Blondyn nigdy nie nazwałby się mentalną nastolatką, ma w sobie zbyt dużo dumy, aby to zrobić. Bez wątpienia jednak zachowywał się jak jedna z nich i znał powód tego niechcianego nastawienia.
Powód ten przekroczy zaraz futrynę dębowych drzwi i rozświetli mętlik w głowie Luke'a, który spowodował Calum.
Powód ten po prostu tu będzie, to wystarczy.
~*~
- Michael, proszę, musisz się uspokoić. - Calum poklepał przyjaciela po plecach, gdy ten próbował wydusić z siebie kolejne słowa.
- Myślę, że... - Załkał cicho w poduszkę, zanim kontynuował. - Że to koniec. Nie wiem, jak do niej dotrzeć. Nie wiem w ogóle, czy darzę ją jakimkolwiek uczuciem, którym darzyłem ją wcześniej. Ale, Calum, ja nie mogę jej zostawić. Mamy dziecko, które potrzebuje kochających się rodziców. To niesprawiedliwe. - Przewrócił się na drugi bok, a brunet westchnął cicho, wciąż pocierając jego łopatkę. - To tak kurewsko niesprawiedliwe!
Luke przyglądał się wszystkiemu z progu sypialni i starał się rozłożyć to na czynniki pierwsze. Widok płaczącego Michaela łamał mu serce, ale nie mógł nic na to poradzić. Nie był dla niego nikim bliskim, żeby po prostu podejść do niego, przyciągnąć do swojej klatki piersiowej i szeptać do ucha czerwonowłosego, że będzie lepiej. Musiał dać temu czas i przeczekać chwilową burzę, która malała z momentu na moment.
Michael stopniowo wracał do normalności, wykorzystał wszystkie przyniesione przez Caluma chusteczki i dopijał drugi już kubek herbaty z miodem.
Brunet wstał z podłogi i zerknął jeszcze za siebie, zanim ruszył w stronę Luke'a. Był zły na Michaela. Nieważne, jak egoistycznie i samolubnie zabrzmi to stwierdzenie - był po prostu zły. Clifford po raz kolejny wtargnął ze swoimi butami w jego życie i rozkopał kolejną dziurę, przerywając tym samym kolejny epizod w życiu Caluma. Mężczyzna snuł różne wyobrażenia tego wieczoru z wykluczeniem Michaela. Może gdyby nie jego obecność, on i Luke połączyliby swoje wargi w pierwszym, zagmatwanym pocałunku, może ruszyliby o krok dalej w ich nieokreślonej relacji. Niestety, nic z tego nie miało miejsca i jedyną osobą, jaką obwiniał Hood, był właśnie jego najlepszy przyjaciel. Stwierdzenie, że nienawidził go w tym momencie z całego serca byłoby może trochę zbyt wyolbrzymione, ale jednak jak najbardziej na miejscu.
- Chyba nie chcę, żeby Michael spał dziś w moim mieszkaniu – szepnął wprost do ucha Luke'a, a ten wzdrygnął się delikatnie. - Nie odbierz tego źle, jest dla mnie jak brat, ale sam nie mam najlepszego okresu.
Blondyn przytaknął niemo. Koniuszki jego palców zadygotały na uczucie specyficznego ciepła, które uderzyło w niego wraz z wizją Michaela spędzającego noc w jego mieszkaniu.
Luke oczyścił gardło i unormował ton, zanim przemówił. - Myślę, że Michael może dziś przenocować u mnie.
- - - - - - - -
hejka, dzieciaczki
dawno nie ucinaliśmy sobie takich pogawędek, bo, cóż, dawno też tutaj do was nie zaglądałam, więc opowiedzcie mi trochę o waszym życiu. jak tam szkoła? macie się dobrze? jesteście mili dla ludzi, a oni są mili dla was? mam nadzieję, bo zasłużyliście na to jak nikt inny.
przepraszam za tak długi okres bez znaku życia, ale mam aktualnie tak zagmatwany plan dnia, że chwilami zapominam nawet o tym, jak mam na imię.
rozdział jest krótszy i słabszy, mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań.
ogólnie z rozdziałami w dalszym ciągu będzie słabo, bo od końca września do właściwie końca października będę w rozjazdach i wątpię nawet, że znajdę moment aby spokojnie zjeść, a nie myśleć o napisaniu czegoś, co da się normalnie czytać.
ale wiecie, zawsze lepiej smakuje to, na co czeka się najdłużej. ;-)
okej, trzymajcie się i nie zapomnijcie o mnie, kocham was bardzo
(i mówcie o błędach i literówkach, proszę, w was cała nadzieja :-(!)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro