Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

nine / tapety

  Pomoże wstać
Pozwoli biec
Niczego już
Nie boi się
Zawiąże buty
Pstryknie w nos
Nie puści z rąk
 


~*~


Luke obserwował tykający zegar, wiszący na ścianie w jego kuchni. Wskazówki przesuwały się do przodu, ruszały dalej. Mężczyzna natomiast dalej stał w miejscu.

Ashton wyszedł z łazienki z ręcznikiem przewieszonym w pasie i mokrymi włosami. Stanął na wprost przyjaciela i zlustrował go wzrokiem, kiwając głową.

- Dalej nie robisz nic ze swoim życiem.

- Dzięki, właśnie to chciałem usłyszeć. - Blondyn przetarł twarz spierzchniętymi opuszkami palców. - Właściwie, to samo mogę powiedzieć o tobie.

- Przypomnę ci tylko, że jestem samotnym ojcem z kilkuletnią córką.

- Och, faktycznie. Zapomniałem o tym – szepnął sarkastycznie, ale Ashton wciąż był w stanie usłyszeć każde jego słowo.

- Są rzeczy, które zrozumiesz po trzydziestce, stary.

- Gościu... - Luke odbił się od ściany i zdjął swój wzrok z zegara. - Jesteś ode mnie starszy o trzy lata, nie zachowuj się jak zgorzkniały staruch.

- Właśnie użyłeś słowa „staruch" i oczekujesz, że będę traktował cię jak dojrzałego faceta?

- Będę używał takich słów, jakich zechcę. - Hemmings wydął dolną wargę, lubił zachowywać się jak dziecko.

- Cóż, jeżeli to uczyni cię szczęśliwym.

Irwin uśmiechnął się w stronę chłopaka, co ten niemrawo odwzajemnił. Prawda jednak była trochę inna, czego oboje byli świadomi. Luke od dawna nie był szczęśliwy.

~*~


- Michael, nie możemy tkwić w tym, w czym wciąż tkwimy. - Meredith opadła na kanapę i odetchnęła ciężko.

Po raz kolejny wycierała łzy z kącików oczu, kołnierz jej koszuli był mokry i czarny od rozpuszczonego tuszu do rzęs.

- Więc przestańmy. - Wzruszył ramionami.

- Mówisz o tym, jakby to było najprostsze na świecie.

- Ponieważ jest. Po prostu kochasz dramatyzować.

Kobieta pokiwała głową z dezaprobatą i podciągnęła się na łokciach do góry.

- Myślę, że musimy dać sobie czas – szepnęła nagle, a mężczyzna uniósł opuszczoną głowę. Ich spojrzenia spotkały się.

- Co sugerujesz?

- Przemyślałam wszystko. - Ponownie stanęła na równe nogi. - Tak będzie najlepiej, a Tyler...

- Co sugerujesz? - przerwał jej, ponawiając pytanie.

- Spędzę kilka nocy u matki, z Tylerem. Może tydzień. To nic osobistego.

- Zostawiasz mnie samemu sobie?

Prychęła. - Tak, jak ty zostawiałeś mnie.

I wtedy klamka zapadła.

~*~


Ashton spoliczkował się mentalnie w twarz. Nie jest głupi, mógł od razu przemyśleć konsekwencje przystania na propozycję Luke'a. Logicznym było, że gdy Calum zadzwonił do blondyna i zaprosił go do siebie, nie chciał widzieć tam też Irwina z dzieckiem.

To z inicjatywy Luke'a siedzieli oni teraz w trójkę (czwórkę, pamiętajmy, Mia nienawidziła pozostawać niezauważona) przy jednym stole i milczeli, patrząc na siebie nawzajem.

To przytłaczało Ashtona. Miał świadomość tego, że właśnie psuje randkę swojego przyjaciela. Życie było tak niesprawiedliwe, myślał. Dlaczego Calum wolał kogoś, kto nic do niego nie czuje? Dlaczego nie mógł spojrzeć na Irwina tak, jak patrzył na Luke'a? Tak było za każdym razem, Ashton zawsze pozostawał w cieniu.

Dlatego wyszedł z mieszkania Caluma i wrócił do domu. Sam.

~*~


- Nie odzywasz się do mnie od momentu, kiedy wyszedłeś z domu Caluma – Luke zakwilił nad Ashtonem, kolejny raz tego ranka. Miniona noc była dla nich niema. Luke spędził ją z brunetem, wymieniając się pocałunkami i pijąc wino, a Ashton płacząc na zapyziałej kanapie. - Co cię ugryzło?

- Nic mi nie jest, daj spokój.

- Przecież widzę – odpowiedział z wyrzutem. - Powiedz mi, proszę. Co się stało?

- Co się stało? Co się stało, Luke? - Twarz Ashtona nabrała kolorów, a on sam stał się jakby pięć razy większy. Blondyn poczuł się przerażony. - Jestem samotny, to się stało.

- Nie rozumiem.

- Oczywiście, że nie rozumiesz. Wykorzystujesz Caluma i skupiasz całą uwagę na sobie, a ja żyję obok. Wiem, nie jestem centrum wszechświata, ale, do cholery... Nigdy nic mi nie wychodziło. Wiesz, że potrzebuję trochę ciepła, a bez ogródek zabierasz mi jedyne jego źródło.

- Ashton, ja... - Luke zająknął się, ale przyjaciel wszedł mu w słowo.

- Nie. Zranisz go, wiesz o tym. Mówiłem ci. Zranisz go i zostawisz otoczonego tym całym uczuciowym gównem, w jakim siedzę teraz ja.

- Nie jesteś jedynym, który jest nieszczęśliwy.

- Jasne, że nie jestem. Ale to, że raz podwinęła ci się noga, nie oznacza, że masz prawo zagarniać dla siebie wszystko, co najlepsze. Słuchaj... - Złapał go za ramiona. - Straciłem żonę, nie mam grosza przy duszy ani pracy. Sam wychowuję dziecko. Sam wychowuję siebie. Daj mi choć raz poczuć się tym ważnym, zejdź z piedestału.

Luke milczał przez dłuższą chwilę.

- Nie chcę tego robić – odezwał się w końcu.

- Lubisz to robić, prawda? Lubisz szukać atencji. - Ashton wypuścił go z uścisku swoich dłoni i odsunął się krok do tyłu. - No idź, spóźnisz się do pracy. Calum już tam na ciebie czeka, nie może doczekać się zobaczenia faceta, który go kręci.

Blondyn spuścił wzrok i wciągnął kurtkę na ramiona. Ashton miał rację.

Ale Luke lubił wygodę. Lubił uwagę, współczucie i troskę, jaką dawali mu zmartwieni o jego stan ludzie. Z jednej strony nienawidził niefartu, jaki ciągnął się na jego życiowym balaście, z drugiej jednak dzięki temu zyskiwał korzyści.

- Jesteś takim chujem, Luke – miodowowłosy skwitował jeszcze, ale blondyn nie odwrócił się już w jego stronę. Jedynie wiązanka przekleństw opuściła jego usta, zanim opuścił mieszkanie.

- Tato? Zaraz musimy iść do szkoły! - Mia podskoczyła dwukrotnie przed swoim ojcem, a ten spojrzał na nią rozczulająco. Przez ten cały amok, w jaki wprowadziła go ta sytuacja, nie zauważył nawet, kiedy córka znalazła się u jego nóg.

- Wiesz co... - Ukucnął przed nią tak, że znajdowali się na równej wysokości. - Nie wiem jak ty, ale ja nie mam ochoty wychodzić dziś z domu. Może odpuścimy sobie szkołę na jeden dzień, co?

Dziewczynka pisnęła między podskokami radości, miała bardzo wysoki głos. Ashton pokładał w niej duże ambicje, zawsze chciał, żeby jego dziecko poszło za marzeniami tatusia i zostało muzykiem.

- Co będziemy robić podczas naszego „leniuchowego dnia"? - Irwin wziął blondynkę pod pachy i podniósł do góry, a ta zamyśliła się na chwilę.

- Chciałabym pomalować ci twarz, tatku. Będziesz śliczny.

Ashton usadowił córkę na blacie stołu i westchnął zrezygnowany, posyłając jej blady uśmiech.

- Wolałbym nie.

- Ale mama by się zgodziła! - Jego latorośl założyła ręce na klatkę piersiową, a on sam przetarł twarz dłońmi. Nienawidził, kiedy wspominała o matce.

- Dobrze – przytaknął. - Poczekaj tutaj, zaraz przyniosę potrzebny ekwipunek. - Pstryknął ją w nos na odchodne i zniknął w odmęcie ciemności korytarza.

Tam być może, hipotetycznie, uronił jedną łzę bezradności. Kochał swoją córkę nade wszystko, ale on też chciał poczuć się kochany.  


- - - - - - - - - - -

to jest takie chaotyczne, beznadzieja. łapiecie się w ogóle w rozwoju akcji? bo ja nie.

jestem w trakcie przywracania moich prac na profil, na dniach powinny być z powrotem.

co u was? piszcie mi tutaj wszystko, jestem ciekawa. mam nadzieję, że w życiu układa wam się jak najlepiej, kocham was bardzo.

(ps: mam ochotę popisać, jeżeli wena dopisze mi tak jak chęć, dziś/jutro pojawi się kolejny rozdział)

(psps: dzisiaj urodziny ma jedna z najważniejszych osób w moim życiu, bez której nie byłabym tą osobą, którą teraz jestem. wiele jej zawdzięczam i za wiele ją cenię. kocham cię kaśka, jestem niesamowitą szczęściarą, że mam cię w swoim życiu. nie zmieniaj się i bądź szczęśliwa, wszystkiego najlepszego. teraz śpiewamy 'sto lat')

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro