Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45. Być może tym razem będziemy szczęśliwi

Izumi przez chwilę milczała. Chcąc nie chcąc, uwierzyła w słowa obu braci, ale...

- ...Dlaczego? - wyszeptała. - Dlaczego ty?

Dlaczego Itachi miałby chcieć ich wszystkich zabić? Dlaczego to on miałby być tym, który to wszystko zniszczy?

To nie tak miała wyglądać przyszłość.

Itachi ruszył się i podszedł do niej. Jego poważna, spokojna twarz zwróciła się w jej kierunku, gdy przykucnął przy niej i dodał:

- Izumi, nie mam powodu, by kłamać. Jestem shinobim, a zadaniem shinobi jest czuwanie nad wioską z cienia. Niekiedy trzeba poświęcić jednostki, by uratować ogół. Dobrze wiesz o tym, że nie możemy pozwolić sobie na wybuchnięcie buntu.

Pokręciła głową w niemym sprzeciwie.

Sasuke tymczasem przyglądał się zachowaniu tej dwójki z lekkim zażenowaniem. Widać było gołym okiem, że między nimi jest coś więcej, niż tylko przyjaźń, ale ani jedno, ani drugie zdawało się tego nie dostrzegać.

- Dostałem już rozkazy, Izumi - Itachi położył jej delikatnie dłoń na ramieniu. Dziewczyna wzdrygnęła się pod jego dotykiem, ale nie zaprotestowała. - Danzou-sama nazwał to "wyborem", ale to nie jest wybór. Decyzja o pozbyciu się naszego klanu została już dawno podjęta. Czy zrobię to ja, czy też kto inny...

Nastolatka zamknęła oczy. Nie chciała o tym słuchać. Sasuke, przybywający z przyszłości, Itachi, niszczący ich wszystkich... To było zbyt wiele.

- Izumi, nade wszystko nie można dopuścić do wojny. Już jedną widziałem i wierz mi, nie chcę już nigdy więcej czuć takiej atmosfery apatii, rozpaczy i nienawiści. Wojna jest najgorszym, co może spotkać człowieka i potrafi zniszczyć takiego.

Sasuke zmarszczył brwi, słysząc te słowa. O jakiej wojnie...

Ah tak. Trzecia wojna shinobi. Tylko czy Itachi nie był zbyt młody, by w niej walczyć?

- Ojciec zabrał mnie na pole bitwy pod sam koniec wojny - wyjaśnił Itachi, jakby domyślając się, o czym mogą myśleć. - Nawet nie potrafię zliczyć, ile osób wtedy umarło. I to z powodu jakiejś idei, czyiś pragnień. Nie możemy dopuścić, by ta tragedia się powtórzyła.

To wyjaśniało wiele. Sasuke opuścił głowę. Jego brat zabrzmiał, jakby był jakiś cholernym pacyfistą!

- W świecie, z którego przybył Sasuke, zapewne byłabyś już martwa - kolejne słowa chłopaka zabrzmiały okrutnie zimno i chłodno.

Otworzyła oczy, spodziewając się równie chłodnych i lodowatych oczu. Tak się jednak nie stało. Itachi patrzył na nią z jakimś uczuciem, którego nie mogła nazwać.

I to wystarczyło, by wszystkie wątpliwości, jakie kiedykolwiek miała, zniknęły.

"Nie mam już pojęcia, co powinienem zrobić" - powiedział jej tamtej nocy, gdy znalazła go klęczącego w opuszczonej świątyni. 

"Nic nie będzie dobrze" - powiedział. "Nie mam już pojęcia, co jest dobre, a co złe. Cokolwiek wybiorę, sprawi to tylko, że stanę się jeszcze gorszą osobą, niż jestem".

Wtedy nie rozumiała jego słów. Nie miała pojęcia, o jakiej decyzji mówi, z czym się zmaga. Mogła się tylko domyślać i udzielać mu cichego wsparcia. Mogła jedynie obserwować go i liczyć na jego pomoc, jak to robiła przez lata.

- Ale przyszłość się zmieniła, prawda? - wyszeptała, patrząc w te czarne, niewzburzone oczy. - Sam powiedziałeś, że to się wydarzyło w świecie Sasuke.

Itachi skinął głową, ścisnął jej ramię i wstał.

Dziewczyna nabrała oddechu.

- W takim razie... - zaczęła, po czym sama wstała. Zmierzyła chłopaka ostrym spojrzeniem, jego spokojną, opanowaną postawę.

Nawet nie próbował się bronić przed policzkiem, który mu wymierzyła.

- Jesteś idiotą - wysyczała Izumi. - Jesteś cholernym idiotą, skoro chciałeś mnie zabić! Nas wszystkich!

Była wściekła. Na niego, że mógł choćby brać taką opcję pod uwagę. Na innego niego, że tego dokonał. Oraz że nic jej nie powiedział. Że ostatecznie była dla niego mniej ważna od wioski.

- Idiota! - powtórzyła, uderzając go pięściami w brzuch. Nie miała pojęcia, dlaczego to robi. Straciła panowanie nad jakąś częścią siebie. - Przeklęty, cholerny idiota z ciebie jest!

Zorientowała się, że zaczyna płakać dopiero wtedy, gdy jej ciałem wstrząsnął krótki, urywany spazm.

Ponieważ znała Itachiego na tyle, by wiedzieć, że był w stanie ją zabić, gdyby tylko takie były rozkazy.

Itachi uśmiechnął się kącikiem ust, a jego dłonie opadły na jej plecy, delikatnie gładząc je.

- Masz rację - wyszeptał. - Przepraszam, Izumi.

Pokręciła głową w ciszy. Nie chciała jego przeprosin. Nie chciała przeprosin za coś, czego nie zrobił. Jeśli kogoś zabił, to to nie była ona, ale jakąś inna Izumi z alternatywnego świata. Myśleć nad czymś a coś zrobić to dwie zupełnie inne rzeczy.

- Głupek - oznajmiła dziewczyna, wyrywając się z objęć chłopaka. - Głupek.

Zarzuciła włosami, zamknęła oczy, a gdy je już ponownie otworzyła, zniknęła z nich słabość oraz zwątpienie.

Teraz taka rzecz nie miała już znaczenia.

Itachi spojrzał na swojego młodszego brata, który wciąż im się przypatrywał.

- Co rozumiesz przez "wybór", Itachi? - spytał ostro chłopak, korzystając z faktu, że w końcu uwaga została na niego skierowana. Bez przesady, ile można było ględzić o tej samej rzeczy? Jeśli chcieli porozmawiać tylko we dwoje, mogli to zrobić bez niego. Sasuke nie był im potrzebny, a on sam nie miał ochoty brać udziału w miłosnych podchodach. Już i tak miał wystarczająco wiele fanek w klasie.

Jego brat powrócił na swoje wcześniejsze miejsce i usiadł ze skrzyżowanymi nogami na łóżku.

- Kiedy stało się jasne, że Shisui "nie podołał" swojej misji - zaczął, krzywiąc się lekko i dając jasno do zrozumienia, co sądzi o takim ujęciu tej sprawy - Danzou-sama dał mi wybór: albo dołączę do zamachu i zginę wraz z resztą rodziny, albo sam zmasakruję nasz klan, oszczędzając jedynie Sasuke.

Słysząc te słowa, najniższy z Uchihów wzdrygnął się gwałtownie. Wiedział już, że chodziło o powstrzymanie przewrotu, ale nigdy by nawet nie podejrzewał, że sam był jednym z powodów, dla których Itachi miałby to zrobić. Dotąd przypuszczał, że miał się w przyszłości przysłużyć bratu do wymiany oczu i dlatego został oszczędzony. Dotąd cały czas jakaś jego część chciała nazywać Itachiego złem wcielonym, kryminalistą, socjopatą i bezdusznym mordercą.

- Nie wiedziałem - wyszeptał, wstrząśnięty. Co on robił, przez te dziewięć długich lat? Kogo ścigał?

Przez ten cały czas, przez te lata moim jedynym pragnieniem było zabicie osoby, która poświeciła dla mnie wszystko. Rodzinę, przyjaciół, przyszłość, honor i ukochaną.

Przez ten cały czas chciałem zabić kogoś, kto nigdy nie istniał. Pieczołowicie tkaną iluzję, miraż, fatamorganę.

- Miałeś nie wiedzieć - powiedział Itachi - a przynajmniej ja bym nie chciał, byś o tym wiedział. Nie wiem, czy były jeszcze jakieś inne motywy, które by kierowały mną w twoim świecie. Mogę jedynie przypuszczać, że chciałbym ukryć przed tobą całą prawdę dopóki by się dało.

Sasuke nachylił się do brata.

- Nigdy nie zależało ci na moich oczach?

Tym razem to Itachi zamrugał oczami ze zdziwieniem.

- Po co by mi były twoje oczy?

- Aby uchronić się przed skutkami używania Mangekyou?

- A, mówisz o ślepocie? - zrozumiał chłopak. - Nie powinna mi grozić przez następne kilkanaście lat, szczególnie jeśli nie będę nadużywał Sharingana. Przypadki ślepoty się trafiały, ale głównie w czasach wojny. Mangekyou to osobny przypadek, ale aby utracić wzrok, także trzebaby korzystać z niego bez zdrowego rozsądku.

Wiecznie czerwone oczy brata pojawiły się w pamięci Sasuke. Tak, to miało sens. To wstąpieniu do Akatsuki Itachi nigdy nie pokazał mu się bez aktywowanego Sharingana. Nic dziwnego, że pod koniec był prawie ślepy.

- A Akatsuki? - dopytał się dalej Uchiha.

Itachi zmarszczył brwi. Nazwa zabrzmiała znajomo. Tak, to była ta organizacja, z którą powiązany był samozwańczy Madara. Do której miał wstąpić.

- Rozumiem, że w twoim świecie byłem jej członkiem? - wolał się upewnić.

Sasuke skinął głową.

- Co to za organizacja? - wtrąciła się Izumi.

- W dużym skrócie to grupa złych ludzi, którzy chcą złapać wszystkie ogoniaste bestie i zniszczyć świat - odpowiedział Sasuke.

- Czemu Itachi-kun miałby należeć do takiej organizacji?

- Nie wiem - młodszy Uchiha wzruszył ramionami. - Liczyłem, że on sam mi to powie.

Spojrzenia obojga skierowały się na ANBU, który odpowiedział im zamyślonym spojrzeniem.

- Mogę się tylko domyślać swoich powodów - zaczął - ale stawiam, że gdybym ja wypełnił wolę Konohy... 

Zamyślił się, a gdy po chwili się odezwał, jego słowy były ostrożne, wyważone:

- W takim razie mamy taką sytuację: wypełniam wolę Konohy, masakrując klan Uchiha. Oszczędzam jedynie Sasuke, ale przez to nie mogę już wrócić do swojego dawnego życia, a tym bardziej do wioski. Przecież cały haczyk w tej sprawie tkwi w tym, by nikt się nie dowiedział, co planował nasz klan. Muszę więc uciekać, ale jestem poszukiwany i ściągany. Moja twarz widnieje w księdze Bingo. I wtedy dostaję - a może nawet i wcześniej? -  propozycję wstąpienia do organizacji zrzeszających potężnych wojowników. Dzięki temu mogę powstrzymać ich przed ewentualnym atakiem na Konohę, a gdyby się zbytnio rozpanoszyli, być może nawet i ich zniszczyć. Ponadto chcę być uznawany za mordercę bez serca, chcę, by nikt nie doszukiwał się drugiego dna w masakrze jego klanu. Najgorzej byłoby z przekonaniem Sasuke, ale najwyraźniej jakoś zdołałem sobie z tym poradzić. Czas upływa, a kłamstwa powoli stają się rzeczywistością...  Tak bym to widział.  Jak to było u ciebie, Sasuke?

- Wiem tyle, że nasze spotkania po latach do najprzyjemniejszych nie należały - odparł chłopak. - Szczerze powiedziawszy, jeszcze dwa tygodnie temu moim jedynym marzeniem było zabicie pewnej osoby oraz odnowa klanu. Itachi, dałeś mi wiele powodów, bym cię nienawidził.

Izumi wstała gwałtownie.

- To, że tak się potoczyło w twoim świecie, nie znaczy, że tak samo tutaj będzie! - wykrzyknęła. - Sam powiedziałeś, że przyszłość się zmieniła! U ciebie doszło do masakry, a u nas nie! Itachi-kun nie jest niczemu winny!

Sasuke skrzywił się.

- W świecie, z którego przybyłem, ojciec nigdy nie został wysłany na żadną misję. Po prostu kilka dni po śmierci Shisuiego moje całe życie diabli wzięli, moja cała rodzina została zamordowana przez mojego starszego brata tylko z powodu jego chorych ambicji. Wprost przyznał mi się, że tylko udawał osobę, którą podziwiałem i że to wszystko była gra, mająca przetestować moje umiejętności. Stwierdził, że jestem głupi i słaby i tylko dlatego mnie oszczędzi, a następnie opuścił wioskę. Gdy go spotkałem po latach, próbował porwać mojego przyjaciela, złamał mi rękę, torturował mnie mentalnie, pokazując mi raz za razem tamtą noc, gdy zamordował moich rodziców, a następnie wmawiał mi, że wciąż za mało we mnie nienawiści i że jestem zbyt słaby. Gdy po kolejnych paru latach się spotkaliśmy, oznajmił mi wprost, że jedynym powodem, dla których mnie oszczędził, były moje oczy. Próbował mnie zabić za pomocą Amaterasu oraz zachowywał się jak kompletny szaleniec, do samej śmierci pożądając moich oczu i nie dając się w końcu, do cholery, zabić! Masz choćby pojęcie, jak wiele przeszedłem, byle być w stanie go zranić?

Urwał. Jego oczy ciskały gromy w zamarłą w bezruchu dziewczynę.

- A potem, gdy już w końcu po tylu latach moja zemsta się dopełniła, obudziłem się w nieznanym mi miejscu z członkiem tej samej organizacji, do której należał mój przeklęty brat. Zaczął mi coś bredzić o tym, że nic nie wiedziałem o Itachim oraz że ten zastawił na niego pułapkę nawet po śmierci. A potem uruchomiłem tamten zwój i raz jeszcze znalazłem się w przeszłości, a mój martwy brat wciąż żył! Mało tego, cały czas obstawiał przede mną szopkę, że jest miły, łagodny i że mu na mnie zależy!

Z twarzy Izumi zniknęły teraz wszystkie kolory.

- Więc nie pieprz mi teraz, że Itachi jest niewinny, bo w moim świecie z całą pewnością nie był!

- Sasuke, język - zganił go dotąd milczący brat.

- Jestem od was starszy, więc mnie teraz nie poprawiaj! - wywarczał jedynie w odpowiedzi chłopak. - Przypominam, mam siedemnaście lat!

Izumi popatrzyła na niego ze zdumieniem.

- Naprawdę? Myślałam, że jesteś gdzieś w naszym wieku.

We wzroku Sasuke pojawiła się złość.

- W porównaniu ze mną oboje jesteście jeszcze dzieciakami, które nie znają świata - parsknął.

Izumi sapnęła z oburzeniem.

- Może i masz te swoje szesnaście lat, ale to nie sprawia, że my jesteśmy dziećmi! - zaprotestowała.

- Siedemnaście - poprawił ją Sasuke. - I tak, to sprawia, że mogę was pouczać.

Oczy dziewczyny niespodziewanie zabłysły czerwienią. Nienawidziła, gdy ktoś traktował ją z góry.

- Mówisz?

- Mówię.

- Pokłócicie się później, dobrze? - przerwał im Itachi, rozbawiony zachowaniem nastolatki. Ta Izumi, zawsze miła, uprzejma i łagodna, nagle zamieniła się w zupełnie inną osobę. - Mam wam jeszcze coś ważnego do powiedzenia.

Po chwili udało mu się przykuć z powrotem uwagę dwójki krewnych.

- Chodzi o Danzou-sama i jego plany - nie owijał w bawełnę. - To on jest największym zwolennikiem pozbycia się całego klanu.

Sasuke zmrużył podejrzliwie oczy.

- Coś planuje - to nie było pytanie, bardziej stwierdzenie faktu.

- Owszem. - Przenikliwe spojrzenie brata spoczęły na chłopaku. - Jak sądzisz, jaki jest prawdziwy cel nagłego wyjazdu ojca?

- Nie byłby chyba na tyle głupi, by zlecić jego zabójstwo - parsknął Sasuke. - Gdyby klan się o tym dowiedział, bez dwóch zdań doszłoby do zamachu.

Kąciki ust Itachiego drgnęły. Nie powinien się śmiać z takich poważnych słów, ale jego młodszy - teoretycznie starszy - brat po prostu opisał sytuację, z którą musiał się mierzyć jeszcze tydzień wcześniej.

- Najwyraźniej jest - powiedział Itachi, ważąc słowa. Mogli sobie dyskutować o takich sprawach, ale to nie było proste. Nie chciał ukrywać niczego przez Izumi i Sasuke - teraz kłamstwa tylko mógłby pogorszyć sytuację - ale równocześnie nie chciał też, by widzieli go jako bezmyślnego zabójcę. - Zostałem wysłany z misją wyeliminowania go i...

Uniosł dłoń, widząc wstrząśnięte spojrzenie Izumi oraz wściekłość, która pojawiła się na twarzy Sasuke.

- Do niczego nie doszło, nie martwcie się - zaznaczył od razu. - To był pomysł matki, tak w ogóle. Miałem spróbować go przekonać, by zaprzestał spisków. Mamy trzy miesiące, dopóki nie wróci.

Dwójka Uchiha odetchnęła z ulgą.

- Ten staruch jest szalony - skomentował Sasuke.

- Na swoje sposoby chce ocalić wioskę - odparł jedynie Itachi. - I dlatego właśnie przypuszczam, że za jakiś czas może spróbować coś zrobić pod nosem Hokage-sama.

- Szaleniec - raz jeszcze powtórzył podróżnik w czasie. Potarł czoło z irytacją. - O czym jeszcze mi nie powiedziałeś, Itachi?

Chłopak zastanowił się.

- Z ważniejszych spraw to chyba tyle.

- Chyba?

- Na pewno - Itachi nie wydawał jednak się być przekonany, gdy to mówił.

Sasuke westchnął ciężko. Szykowała się długa i męcząca rozmowa.

----

Zegar wskazywał dwudziestą trzecią, gdy Izumi przypomniała sobie, że nie mieszka w tym domu i powinna wracać. Dziewczyna poderwała się nagle, blednąc gwałtownie. Jej siostra będzie wściekła, i to bardzo, ale to bardzo.

Mieli dużo spraw do omówienia, więc w pewnym momencie stracili poczucie czasu. Omówili najważniejsze wydarzenia z pierwszej linii czasowej, które Sasuke niechętnie odkrył. Oczywiście, chłopak nie powiedział im wszystkiego - ani nie miał ochoty, ani nie miał takiego zamiaru - ale to, co im zdradził, wystarczyło, by zrozumieli, że przyszłość już się zmieniła, czy tego chcieli, czy nie. Musieli więc teraz dopilnować, by podążyła w odpowiednim kierunku.

Izumi narzuciła na siebie lekki płaszcz, a następnie spojrzała na obu braci.

- To ja będę już szła - oznajmiła.

Sasuke rzucił ostre spojrzenie bratu.

Na co czekasz? Zdawał się pytać.

Itachi uśmiechnął się lekko i podszedł do dziewczyny.

- Jest późno, odprowadzę cię - zaproponował. Zerknął na brata. Na tym ci tak zależało?

Sasuke wywrócił oczami. Dziecinne przekomarzanki.

- Nie musisz, dam sobie radę - Izumi machnęła ręką. - Mieszkam niedaleko, nic mi się nie stanie, a Sasuke...

- Przecież się nie zabiję, będąc sam w domu - parsknął chłopak. - Dziesięć lat przeżyłem bez opieki, jeden dzień mi nie zaszkodzi.

Nie powiedział nic więcej, tylko odwrócił się i zniknął w głębi domu. Naprawdę, czy on musiał robić za swata? Ta dwójka była tak bardzo beznadziejna, jeśli chodziło o szczerość między sobą.

Przyszłość naprawdę się zmienia, przeszło mu przez myśl, być może tym razem nii-san będzie mógł być szczęśliwy. Być może ja będę mógł być szczęśliwy.

---

Nie mówili zbyt wiele. Po prostu szli obok siebie, w ciszy, ciesząc się własnym towarzystwem. Izumi zerkała co jakiś czas na milczącego chłopaka. Przyszłość, o której opowiedział im Sasuke, świat, w którym żył chłopak, był taki smutny, taki okrutny. Nikt nie zasługiwał na taki los.

Dziewczyna zadrżała, przypominając siebie słowa Itachiego. W świecie Sasuke była byś już martwa. To było jak koszmar senny, zostać zabitym przez osobę, którą się kochało i którą się podziwiało. Izumi poczuła nagły ból w piersi, gdy tylko o tym pomyślała. Współczuła tamtej jej, która nigdy nie miała szansy zaznać radości czy doświadczyć dłuższego życia. Która ostatecznie była dla Itachiego mniej ważna od wioski.

Ale tym razem będzie inaczej. Zadbam o to, by nie musiał podejmować takiej decyzji... A nawet, gdyby musiał, to chcę, by wiedział, że zawsze będę po jego stronie.

Zatrzymała się, zorientowawszy, iż właśnie dotarli do jej domu.

- Izumi? - oczy Itachiego wpatrywały się w nią uważnie.

- Itachi-kun - zaczęła. Odwróciła wzrok od chłopaka. - To był długi wieczór. Wiele się dowiedziałam. Nigdy nie spodziewałam się czegoś tak nieprawdopodobnego.

Twarz nastolatka pozostała spokojna.

- W świecie shinobi czasami zdarzają się nieprawdopodobne sytuacje.

- Wiem. - Opatuliła się mocniej płaszczem. Zrobiło się już zimniej, ale nie chciała jeszcze wchodzić do swojego domu. Raz, że chciała porozmawiać z chłopakiem, dwa, że siostra zapewnie na nią czekała. I na pewno nie była w dobrym humorze.

Izumi podniosła wzrok, patrząc na stojącego przed nią Uchihę. Wydawał się być starszym, niż był, często też się tak zachowywał. Ale tym razem mogła zobaczyć prawdziwego Itachiego: tego, który uratował ją podczas ataku Kyuubiego; tego, z którym podzieliła się dango. Tak samo jak w tamtych sytuacjach, i teraz nie ukrywał swoich uczuć czy emocji, jak zdarzało mu się w towarzystwie rodziców czy obcych.

Dziewczyna podeszła krok w przód i odezwała się cicho:

- Jeśli chodzi o to, co powiedział Sasuke, to nie zamartwiaj się. Jeszcze nic nie zostało zdecydowane. Każdy z nas kształtuje własną przyszłość, a my możemy ją zmienić. Wszystko już się zmieniło.

- Wiem - równie cicho odpowiedział chłopak, patrząc na nią uważnie. W mroku nocy jej postać zdawała się być jednym z wielu cieni, ale było w niej coś, co mogło zafascynować, zniewolić. - Nie mam zamiaru pozwolić ci umrzeć, Izumi.

Uśmiechnęła się łagodnie.

- A ja tobie.

Dzieliła ich odległość jednego kroku, tylko jednego, a zarazem aż jednego. To już nie pierwszy raz patrzyli na siebie z takiej odległości, nie próbując jej zmniejszyć.

- Nie powiem nikomu o tym, co usłyszałam - obiecała dziewczyna po chwili.

- Wiem - powtórzył Itachi.

I rzeczywiście wiedział.

To on ruszył się po chwili. Zbliżył się do dziewczyny, a następnie zatrzymał się tuż obok niej, nie patrząc na nią. Położył jej jednak dłoń na ramieniu, a ona nie uczyniła ani jednego ruchu, by ją zdjąć. Coś między nimi zaczynało się rodzić już od dłuższego czasu, coś silniejszego niż przyjaźń, póki co jeszcze nie do końca stałego i pewnego. Oboje zdawali sobie z tego sprawę, oboje też rozumieli, że jeszcze muszą dać sobie trochę czasu, by to uczucie zdążyło się uformować i rozkwitnąć. A gdy ten czas minie, skończą się podchody, milczenie i unikanie prawdy.

- Dziękuję, Izumi - wyszeptał Itachi, zanim cofnął rękę i zrobił krok w tył, wyraźnie mając zamiar skierować się w stronę własnego domu. Izumi nie miała zamiaru czekać czy odprowadzać wzrokiem jego sylwetki niknącej w ciemnościach. Jedynie na jej ustach krył się delikatny uśmiech, gdy odwróciła się, by go pożegnać.

Nie, to ja ci dziękuję, Itachi-kun, pomyślała. Że mi zaufałeś i nic nie próbowałeś ukryć. Że mogłam wszystko zrozumieć.

Uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy dostrzegła coś, co mogłaby z łatwością przeoczyć, gdyby nie fakt, iż zwrócona była dokładnie w tamtą stronę.

- Itachi-kun - odezwała się, unosząc dłoń i wskazując palcem na ciemne, czarne niebo za chłopakiem, które przez kilka sekund rozbłysnęło czerwienią. - To co ma być?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro