Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44. Zmierzając na swoje miejsce

Itachi nie musiał długo czekać.

Ledwo zdążył wejść do domu, rzucić kilka słów pozdrowienia i się przebrać, już usłyszał pukanie do drzwi.

- Proszę - odezwał się, układając od niechcenia bronie, których używał podczas misji. Choć nie mówił tego głośno, był perfekcjonistą. Nie przepadał za chaosem, a tym bardziej za nieporządkiem. Nawet, jeśli to była broń, musiała być ona odpowiednio poukładana.

Tak jak się spodziewał, do pokoju zajrzała jego matka.

- Itachi.

Zerknął na kobietę kątem oka.

- Tak, matko?

Mikoto weszła do środka i zasunęła za sobą drzwi.

- Masz czas? - spytała, obrzucając pokój szybkim spojrzeniem. Tak, był pusty, więc mieli okazję, by porozmawiać, póki jeszcze jej młodszy syn nie wrócił do domu.

Itachi skinął w odpowiedzi głową.

Mikoto wahała się przez ułamek sekundy. Nie miała ochoty przeprowadzać z synem rozmów na takie tematy, ale musiała to zrobić. Itachi od urodzenia miał służyć klanowi i wiosce. Sasuke zaś był wolny, mógłby zostać kimkolwiek by nie zapragnął. Mikoto rozumiała to, choć niegdyś próbowała z tym walczyć. Co jednak mogła zdziałać przeciw swemu ostremu i przywódczemu mężowi? Fugaku chciał wszak jak najlepiej dla klanu.

- Dowiedziałeś się czegoś nowego? - spytała ostatecznie. 

Itachi odezwał się po dłuższej chwili, gdy już myślała, że jej nie odpowie:

- Starszyzna w Konosze jest podzielona, jeśli chodzi o sprawę naszego klanu. Hokage-sama jest zwolennikiem rozmów pokojowych, byle powstrzymać zamach. Z kolei Danzou-sama uważa, że jedynym sposobem na uciszenie Uchiha jest ich całkowita eliminacja.

- Trzeci nic o tym nie wspominał - wyszeptała kobieta. 

- To oczywiste. Ja sam zostałem dopuszczony do tych informacji tylko dlatego, że Konoha pragnie wykorzystać mnie jako szpiega w klanie - kłamstwo opuściło usta Itachiego swobodnie. Nienawidził okłamywać innych, ale potrzebował zaufania matki, by być na bieżąco z sytuacją. Kobieta musiała wierzyć, że sercem oddany był klanowi. Zapewnie za te kilka miesięcy, gdy wróci jego ojciec - o ile tylko wcześniej nie dojdzie do jakiegoś głupiego ruchu, który wszystko zepsuje - prawda wyjdzie na jaw. Wtedy Itachi będzie się musiał zmierzyć z gniewem rodziców. Nie zdziwiłby się, gdyby uznali to za zdradę i pozbawili pozycji. Ale tym będzie się martwił dopiero później.

Mikoto zacisnęła dłoń w pięść.

- Jak z ojcem? - jej głos wyzbyty był wszelkich emocji. Na tą krótką chwilę przestała być jego matką, która zawsze się łagodnie uśmiechała, a weszła w rolę przywódczyni klanu, on zaś był jednym z jej podwładnych.

- Wróci. 

Mikoto rozluźniła dłoń, a z jej płuc wydostało się powietrze, zupełnie jakby uwolniła się o ciężaru, który długo dźwigała, a z którego nie zdawała sobie sprawy. 

- To dobrze. Masz mi zameldować, jeśli cokolwiek się zmieni - nakazała. - Szczególnie, jeśli to będzie związane z Danzou. Muszę wiedzieć, co planuje, inaczej...

Nie skończyła, ale też nie musiała. Itachi wiedział, co chciała powiedzieć. Ciężko byłoby nie wiedzieć.

- Zrozumiałem.

Zadowolona odpowiedzią kobieta kiwnęła głową.

- Nie wolno ci niczego przede mną ukrywać. Niczego. Ani jednej rzeczy, rozumiesz? Sytuacja jest zbyt delikatna, by móc sobie pozwolić na relaks.

Wiedział to doskonale, nic więc nie odpowiedział. Ale jej odpowiedź nie była potrzebna.  Mikoto zrobiła krok do przodu, chcąc jeszcze zapytać syna o inną kwestię. 

Czy ty też to widziałeś, Itachi? Tę wizję, ten dziwny sen? 

Po sekundzie doszła do wniosku, że chyba nie chce znać odpowiedzi na te pytania. Nie, Itachi nie mógłby stać od samego początku po stronie wioski, prawda? Nie byłby w stanie wybić całego klanu z powodu czyjegoś rozkazu...prawda?

Kobieta zmieniła lekko temat, porzucając te roztrząsania:

- A tak nawiasem rzecz biorąc, co tam ostatnio u Izumi?

- Matko! - Itachi popatrzył na nią z czymś, co mogło przypominać... Niepewność? Podirytowanie?

Z ust Uchihy Mikoto wyrwał się cichutki śmiech. Chyba właśnie znalazła sposób, jak dokuczać pierworodnemu.

---

Kilka godzin później, gdy niebo zaczynało zabarwiać się rozmaitymi kolorami, przed drzewami wejściówki rezydencji klanu Uchiha zatrzymały się dwie postacie. Wyższa z nich spojrzała z niepewności na niższą, która w odpowiedzi rzuciła jej ponaglające spojrzenie.

- Może jednak powinnam zawrócić? - zastanowiła się na głos Uchiha Izumi.

Stojący obok niej Sasuke jedynie prychnął. Miał dziewczynę za bardziej pewną siebie, z tego, co ją widział i co obserwował, gdy rozmawiała z nim, czy z jego bratem.

- Rób, co wolisz - powiedział ostatecznie, sam przekraczając granicę domu. Jeśli dziewczyna woli zachowywać się jak tchórz, proszę, droga wolna. On nie miał ochoty obracać się w takim towarzystwie. Izumi nie była jakoś szczególnie irytująca, ale jej niezdecydowanie było tragiczne.

Wyższa dziewczyna drgnęła.

- Idę, idę! - zawołała, podąrzając za chłopcem. Jej wrok przeleciał otoczenie uważnie. Dotąd nigdy nie dopuszczano jej do siedziby klanu. Po prostu nie było powodu.

Sama rezydencja nie była zbyt wielka, ale z całą pewnością odpowiednie wrażenie sprawiał rozległy ogród, w którym znajdował się dom. Budynek był przytulnie wygladający, ale coś w jego drzwiach wejściowych sprawiało ponure wrażenie, jakby goście nie byli tam mile widziani. Izumi wiedziała, że to tylko jej wyobraźnia, ale nie mogła się powstrzymać przed takimi myślami.

Sasuke wymruczał coś pod nosem, czego dziewczyna nie dosłyszała. I chyba nie miała zamiaru, wnioskując po jego tonie.

- Sasuke - zaczęła, doganiając dziecko.

- Co? - rzucił na odczep się.

Nie przejęła się tym. Zdąrzyła już się domyśleć, że chłopiec ma zły dzień.

- Wiesz, że nie musiałeś po mnie specjalnie przychodzić do sklepu?

- Czy wyglądam ci na idiotę? - w jego spojrzeniu pojawiło się politowanie.

- Nie, ale mogłam sama trafić do twojego domu.

- Biorąc pod uwagę, jak długo gapiłaś się w drzwi, zupełnie jakby miały zaraz wybuchnąć i cię zabić, to wątpię. - Głos Sasuke był zimny, zdystansowany.

Gdzie się podział tamten Sasuke, który chciał mnie wołać siostrą? Zastanowiła się przelotnie Izumi. Gdy tylko skończyła pracę, od razu natknęła się na Sasuke, który wziął sobie za punkt honoru zaprowadzić ją do swojego domu. Robił to jednak w tak specyficzny sposób, że dziewczyna zastanawiała się, czy nie zrobiła czegoś przypadkiem, co wywołałoby jego złość.

- Nie patrzyłam się na drzwi, jakby miały wybuchnąć, bo drzwi nie wybuchają - zauważyła Izumi.

- Proszę, jednak potrafisz rozumnie myśleć.

To zabolało. Izumi uśmiechnęła się nieszczerze.

- Uczę się od najlepszych.

- Czyli od kogo? Ode mnie?

Od odpowiedzi wyratował Izumi fakt, że w tej samej chwili drzwi wejściowe budynku, do którego nieuchronnie się zbliżali, otworzyły się i wyłonił się zza nich nikt inny, jak Uchiha Mikoto. Kobieta od razu uśmiechnęła się na widok dwójki krewnych.

- Sasuke - odezwała się kobieta.

- Cześć, mamo - na twarzy niższego Uchihy momentalnie pojawiła się łagodność. Jego matka zawsze sprawiała, że czuł się spokojniejszy.

I dlatego właśnie tak było mi ciężko, gdy została zamordowana.

Od razu odrzucił od siebie te myśli. Nie mógł wyrzucił z pamięci jej nieruchomego ciał i lodowatych oczu jej zabójcy, ale to się zdarzyło w innym świecie, w innej rzeczywistości. W tym świecie Uchiha Mikoto żyła i czuła się dobrze.

- Mikoto-sama - Izumi ukłoniła się z szacunkiem.

- Witaj, Izumi - kobieta ledwo na nią spojrzała i skupiła się na synu: - Gdzie byłeś, Sasuke? - w jej głosie pobrzmiała nagana.

Sasuke momentalnie przybrał iście anielski wyraz twarzy.

- Byłem z Izumi-nee.

Mikoto odrzuciła nastolatkę podejrzliwym spojrzeniem. Lubiła tę przyjazną dziewczynę, ale opieka nad ośmioletnim chłopcem to nie przelewki. Sasuke może i był na tyle duży, by o siebie zadbać - szkoląc się na shinobi zmagał się z wieloma rożnymi sytuacjami - ale i tak miał tylko siedem lat. Mikoto pragnęła go chronić, póki była w stanie.

Zaraz jednak kobieta przypomniała sobie, dlaczego wychodziła z domu. Nie miała czasu na rozmowy! Musiała jeszcze odwiedzić siostrę oraz paru przedstawicieli swojego klanu. Tak samo musiała wymusić na niektórych, by zaczęli na siebie uważać. Od pewnego czasu miała złe przeczucia. Czasami odwracała się, pewna, że ktoś ją obserwuje, ale nikogo nie dostrzegała. Początkowo myślała, że robi się przewrażliwiona, ale to się powtarzało zbyt często, by mogło być tylko przypadkiem.  

- Pilnuj go. I lepiej zostańcie w rezydencji - nakazała Izumi Mikoto, po czym zwróciła się do syna: - Mogę dziś późno wrócić. Nie czekaj na mnie, tylko idź grzecznie spać, dobrze?

Czy jej się zdawało, czy Sasuke przewrócił ostentacyjnie oczami?

- Jasne, jasne...

---

Palce dłoni uderzały w stół w rytmicznym tempie, ale ich właściciel zdawał się w ogóle nie zauważać, że wykonuje ten ruch. Jego oczy wpatrzone były w siedząca po przeciwnej stronie pokoju na łóżku postać, która z kolei wpatrywała się w gości.

- Więc? - odezwał się Sasuke po chwili, gdy nie mógł już znieść dłużej tego czekania. - Co takiego ważnego masz nam do powiedzenia i czemu ona tutaj jest?

Izumi wchodziła właśnie do pokoju, trzymając tacę z kubkami z gorącymi herbatami.

- Ona tu jest, bo ją o to proszono - odpowiedziała dziewczyna, z nieco większą niż to było potrzebną siłą stawiając kubki na stole.

- Niepotrzebnie moim zdaniem.

- A kto mnie tutaj niemal zaciągnął? - nastolatka uniosła brew. Co się działo z Sasuke ostatnio? Cały czas miewał huśtawki nastrojów, której to przyczyny Uchiha nie mogła pojąć.

Ten parsknął.

- To jest zupełnie inna sprawa.

- Moim zdaniem to jest to samo - odparła, przenosząc się w inny kąt pokoju. Nie chciała siedzieć przy niewielkim stole, nie czułaby się też dobrze siedząc na łóżku, przesunęła więc do siebie jedno z wolnych krzeseł i dopiero na nim się lekko rozluźniła.

Itachi odchrząknął lekko, zwracając na siebie ich uwagę.

- Może ja wam odpowiem na to pytanie? - zapytał z minimalną ironią w tych słowach.

- Proszę, skoro jesteś taki chętny - Sasuke zmrużył oczy, patrząc na niego oczekująco. Komuś tu należały się wyjaśnienia i tym kimś był właśnie on.

Itachi spuścił wzrok na swoje palce, a następnie przeniósł go na młodszego brata.

- Sasuke, na samym początku chciałbym, byś powiedział Izumi to samo, co mnie.

Jedna sekunda, druga...

Krzesło upadło z łoskotem na podłogę, gdy Sasuke wstał gwałtownie.

- Co? - uniosł głos. - Nie ma mowy!

Izumi popatrzyła na niego z zainteresowaniem. Co takiego miał jej do przekazania?

- Nie ma najmniejszego powodu, by ona o tym wiedziała!

- Właśnie, że jest - przerwał mu Itachi. - I ty dobrze o tym wiesz.

Najniższy w tym otoczeniu Uchiha nie był w stanie zachować spokoju w takiej sytuacji. Niby czemu miałby się odkrywać przed kolejną osobą? Wiedza była wszystkim, co posiadał. Jego ciało nie było przystosowane do używania bardziej zaawansowanych technik, a jego Sharingan wariował, raz działając, a raz nie. Wiedza z przeżytych lat jednak pozostała i zdawał sobie sprawę z tego, że w niej kryła się jego przewaga nad innymi.

Już i tak wystarczająco złym faktem był o to, że Itachi się domyślił. Gdyby mieli w to szaleństwo wciągnąć jeszcze Izumi... Sasuke nie był pewnien, czy może jej ufać.

- Jak mówię nie, to to znaczy nie! - wysyczał podróżnik w czasie. - Nic jej nie powiem.

- To ułatwi jeszcze spraw - próbował go przekonać brat. - Aby się nic nie potoczyło tak, jak w twoim świecie, musimy współpracować. Oraz musimy sobie zaufać wzajemnie. A to oznacza żadnych kłamstw.

Żadnych kłamstw.

Nie sądzisz, że to zakrwawa na ironię, że te słowa wypowiadasz właśnie ty, nii-san?

Spojrzenie jedynej dziewczyny w pokoju stało się jeszcze bardziej zagubione. Uniosła dłoń do góry.

- Nie żeby coś, ale się zgubiłam - przyznała.

Została zignorowana. Bracia mierzyli się spojrzeniami, niemo zmuszając drugiego do ustąpienia.

Nie mam zamiaru jej czegokolwiek mówić! Oczy Sasuke zabłysnęły złością.

Ale powiesz. Dziwne, tak niecodzienne, radosne ogniki zatańczyły w oczach jego brata.

A może nie? Oczy Sasuke spojrzały na niego z uporem.

A może tak? Itachi zdawał się być pewien wygranej.

W końcu, po kilku minutach absolutnej ciszy, Sasuke skapitulował. Westchnął, podniósł krzesło, usiadł na nim i sięgnął po kubek z herbatą, która zdążyła już ostygnąć.

- Niech ci będzie - powiedział zrezygnowany. - Powiem jej. Ale za to ty masz być ze mną szczery. Mam do ciebie kilka pytań.

Jego brat skinął w milczeniu głową. Izumi nachyliła się do nich, a następnie wstała, zamierzając pójść po herbatę. Teraz była już strasznie ciekawa, cóż to takiego ukrywa młodszy z rodzeństwa.

- Nie jestem Uchiha Sasuke - zaczął spokojnie chłopak. - Czy raczej, nie jestem Uchiha Sasuke, którego wcześniej znaliście. Przybywam z przyszłości oddalonej o jakieś dziewięć lat od chwili obecnej.

Dziewczyna zamrugała oczami. Raz. Drugi.

Zamrugała raz jeszcze, czekając, by któryś z nich się roześmiał.

- Ten żart nie jest śmieszny ani zabawny - powiedziała po chwili.

- To nie jest żart. 

Spojrzała w stronę poważnego Sasuke, a następnie na jego brata.

- Wierzysz w coś takiego, Itachi-kun?

Nastolatek skinął głową.

- Zauważyłem zmiany w zachowaniu Sasuke jakiś czas temu. Oraz posiadał wiedzę, której nie mógł posiadać. To dość logiczne wytłumaczenie.

Izumi poczuła, że musi usiąść. I to natychmiast. Opadła na krzesło i spytała:

- Coś takiego jest w ogóle możliwe?

- Ja tu jestem, więc najwyraźniej tak - teraz była w stanie usłyszeć te zimne, dorosłe tony w głosie Sasuke. Tak nie przemawiało dziecko. To nie był ten wiecznie szczęśliwy chłopiec, którego poznała. Nie, to był ktoś inny, ktoś równocześnie jej obcy i znajomy.

Nabrała głębszego oddechu. Stoili sobie z niej żarty? Ale przecież oboje wyglądali na tak przekonanych...

- Jak niby się tu dostałeś? - spytała niepewnie. Nie podobał jej się ten żart. Nie była naiwną dziewczynką, którą można było sobie manipulować do woli.

Sasuke wzruszył jedynie ramionami.

- Znalazłem zwój należący najprawdopodobniej do Orochimaru - skrzywił się, wymawiając to imię. Przeklęty wąż nadal żył w tym czasie. W sumie... Sasuke mógłby go wykorzystać do swoich celów, gdyby chciał. O ile tylko miałby jakieś cele, oczywiście. - Musiałem go jakoś przypadkowo aktywować. A potem znalazłem się tutaj, znowu mając osiem lat.

Izumi pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Ja wierzę Sasuke - odezwał się Itachi, przesyłając jej krótki, pocieszycielski uśmiech. - Ale jeśli ty w to nie wierzysz, to to nie będzie miało teraz większego znaczenia.

Sasuke sapnął z oburzeniem. To po co on jej to w ogóle mówił?

- Ważne jest to, co się stało w świecie Sasuke. W jego pierwotnej linii czasowej.

Izumi przeniosła na niego wzrok.

- To znaczy?

- Doszło do zdarzenia, które nazwano później Masakrą Klanu Uchiha - odpowiedział za brata Sasuke. Jego ton stał się bardziej napastliwy, ostrzejszy. Nie lubił mówić o tym zdarzeniu, a tym bardziej nie miał ochoty na rozprawianie o tym, gdy cel jego zemsty patrzył na niego z drugiego końca pokoju. - Byłem jedynym ocalałym.

Izumi zamarła.

To brzmiało jak nieśmieszny żart. I to już kolejny z rzędu. 

Tylko czemu Sasuke zdawał się nie żartować?

- W moim świecie... - kontynuował chłopak - w pierwszej linii czasowej to wydarzyło się kilka dni temu. Musiałem myśleć o tym, by powstrzymać to wydarzenie, aktywując zwój. Z takim nastawieniem tu przybyłem, ale ostatecznie niewiele mogłem zdziałać.

- Kto...? - wydusiła z siebie dziewczyna. - Kto mógłby zrobić coś tak strasznego...? I dlaczego...?

Cisza, która zapadła po tym pytaniu, nie wskazywała na nic dobrego.

- Konoha wie o planowanym zamachu naszego klanu - odezwał się Itachi, nie patrząc na nią. To nie on dokonał masakry, ale jego inne wcielenie. Jednakże różniło ich jedynie kilka dni, kilka innych decyzji. Tak łatwo byłoby zatrzeć granice między nimi, między nim a tym, kim mógłby się stać.

Izumi raz jeszcze pokręciła głową.

- Przecież to jest trzymane w sekrecie i...!

- Konoha wie o tym, ponieważ ja i Shisui uznaliśmy, że starszyzna musi być świadoma szalonego planu naszego klanu - przerwał jej Itachi. - Przez ostatni rok razem współpracowaliśmy, próbując powstrzymać zamach. Zamierzaliśmy przekonać ojca za pomocą Kotoamatsukimi. Nie udało się. 

Uchiha popatrzył po zgromadzonych w pokojach krewnych, którzy byli najcenniejszymi osobami w jego życiu. Wiedział, jak wielką głupotą było przywiązywanie się do innych w brutalnym świecie shinobi, ale nie mógł nic na to poradzić. Zanim się zorientował, ta dwójka stała się dla niego cenniejsza od jego własnego życia.

- I to dlatego w świecie Sasuke doszło do masakry? - wyszeptała Izumi. To było chore. Chore.

Itachi kiwnął głową. 

- Ale... Sasuke-kun, czy wszystko tutaj jest takie same? - dziewczyna nachyliła się do chłopca. - Czy tutaj też... no wiesz, zginiemy?

- Nie - odparł prędko Uchiha. - Kilka rzeczy jest innych. Jak już mówiłem, u mnie masakra już się dokonała. Dzięki reakcji matki udało się to powstrzymać... ale nadal wszystko może się wydarzyć. 

- Konoha myśli nad wysłaniem ANBU, jeśli klan dalej będzie dążył do buntu - włączył się Itachi. - Chcą się pozbyć klanu. Całego, nie oszczędzając kobiet czy dzieci, które nic o tym nie wiedzą. 

 - W takim razie, dlaczego Sasuke przeżył? Tam, w tamtym świecie? - zastanowiła się na głos Izumi. - Skoro mówisz, że nie oszczędzą dzieci? 

Cisza. Nieprzyjemna, gęsta, zalegająca cisza. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie.

Coś było bardzo, ale to bardzo nie tak.

Spokojne, czarne oczy Itachiego spoczęły na niej z uwagą, gdy ten powiedział cicho, niewiele głośniej od szeptu:

- Izumi, osobą, która wymordowała cały nasz klan, byłem ja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro