Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36. Biuro Hokage

W biurze Trzeciego Hokage znajdowała się niecodzienna ilość osób. Sam Trzeci siedział spokojnie za swoim biurkiem, wspierany przez milczącą obecność swojego zaufanego doradcy, Shimury Danzou.

Wzrok obu mężczyzn spoczął na młodym chłopaku, który przyklęknął przed nimi z szacunkiem. Za nim zaś stała kobieta o podobnych do niego rysach twarzy, unosząc dumnie podbródek. W przeciwieństwie do syna nie przyszła do swoich przełożonych, ale po to, by rozmawiać jak równy z równym.

- Hokage-sama, Danzou-sama - odezwał się Uchiha Itachi.

Hiruzen machnięciem ręki nakazał pozostałym członkom ANBU opuścić gabinet. Skoro chłopak tutaj przyszedł, mogło  chodzić mu o tylko jedno: o misję, którą mu przydzielili. Trzeci był jej przeciwny całym sercem, ale czas uciekał im przez palce, a zamach mógł się zacząć lada dzień. Konoha musiała zadziałać przed nimi, nie zważając na koszty.

Tylko w takim razie, co tu robiła jego matka?

Chłopak wyprostował się, a następnie cofnął o krok, jasno dając do zrozumienia, że to nie on jest ważniejszym rozmówcą. Wzrok Hokage skierował się na dotąd milczącą kobietę. Nie miał najmniejszego pojęcia, o czym ona myśli. Jej udziału w ogóle nie było w planie.

Oczywiście, był świadomy szalonego planu, jaki przedłożył mu Shisui. Zgodził się na niego z wyraźną niechęcią, licząc, że a nóż się uda. Poprzedniego wieczoru dostał jednak jeden, krótki raport: "to nie wystarczy". Przesłanie było jasne: klan myślał w tym momencie tylko o buncie.

- Nazywam się Uchiha Mikoto - odezwała się kobieta, a w jej zwykle łagodnym głosie pojawił się lód. - Jestem żoną Uchihy Fugaku, będącego głową mojego klanu. W imieniu klanu Uchiha przyjmuję waszą propozycję.

Twarz Hokage drgnęła, gdy usłyszał te słowa. Starzec pozwolił sobie na chwilowe rozluźnienie. Jeśli dzięki tej kobiecie uda się powstrzymać zamach...

- Jak chcesz to niby zrobić? - ostry głos Danzou przeciął powietrze. - Jak sama powiedziałaś, jesteś tylko żoną. Nie masz prawa przemawiać w imieniu całego klanu.

Hiruzen zacisnął dłonie na blacie biurka. Oczywiście, przekonać klan Uchiha to jedno, a przekonać Danzou to drugie.

- Jestem tego świadoma - twarz kobiety przypominała beznamiętną maskę. Zaraz jednak na jej ustach pojawił się nieprzyjemny uśmieszek. - W przeciwieństwie do niektórych, potrafię myśleć, Shimura-san.

- I co niby chcesz zrobić, kobieto? - uniósł jedną brew tamten. - Sama chcesz wszystko zmienić? Widzę, że członkowie klanu Uchiha jak byli aroganccy, tak tacy pozostali. 

- Właśnie przez takie myślenie mój klan postanowił przejąć wioskę - odparła niemalże radośnie Mikoto. - Jesteście w stanie nas powstrzymać?

- Oczywiście, że jesteśmy - powiedział pewnym tonem Danzou. - Konoha nie ma litości dla zdrajców.

Kobieta westchnęła, nawijając na palec kosmyk włosów.

- Ależ ja nie chcę z wami walczyć, Shimura-san - zamrugała oczami, jakby z ogromnym zdziwieniem. - Przed chwilą właśnie powiedziałam, że przyjmuję waszą propozycję... Jeśli, rzecz jasna, była szczera.

- Była - tym razem zdecydował się odezwać Trzeci Hokage, nie mając zamiaru dopuścić Danzou do głosu. - O ile to możliwe, chcę rozwiązać całą tę sytuację bez uciekania się do środków siłowych.

- Proszę mnie nie próbować omamić takimi słodkimi słówkami, Hiruzen-dono - nim zdążył powiedzieć coś więcej, kobieta znowu dorwała się do głosu. - Jesteśmy shinobi. Zadaniem shinobi jest zabijać przeciwników, nie bacząc na wiek, płeć, czy pochodzenie. Nasz świat nie jest przyjaznym światem. Nie zawsze da się wszystko rozwiązać bezkrwawo.

Trzeci zacisnął usta. 

- W takim razie, co chcesz zrobić, Uchiha-san? - Danzou ze złośliwością w głosie założył ręce na piersi. Nie był zadowolony z jej pojawienia się. Ta dziwka zepsuła mu wszystkie plany, które miał!

- Ja? - powtórzyła po nim Mikoto, wyraźnie bawiąc się w najlepsze. - Ja chcę tylko uzyskać pewność, że żaden z was nie zrobi niczego głupiego. Zostawcie mi klan, wywiążcie się ze swoich obiecnic, a ja zadbam o to, by Konoha mogła nam ufać. Podaruję wam lojalność klanu.

- To nie zadziała! -  zaśmiał się na to Shimura. - Dopóki Uchiha Fugaku jest głową klanu, groźba zamachu wciąż będzie realna! On posiada Mangekyou Sharingana, prawda? Jest śmiertelnie niebezpieczny!

- Owszem, jest w jego posiadaniu - potwierdził Itachi, dotąd milczący i przyglądając się działaniom matki. Jeszcze nigdy jej takiej nie widział. Nie miał pojęcia, że w tym niewielkim ciela drzemie taka siła. On raczej nie odważyłby się odzywać takim tonem do Hokage.
 
- Słyszysz to, Hiruzen? - Danzou odwrócił się do Trzeciego. - Klan Uchiha nie porzuci raz podjętego zamiaru, dopóki jego lider to podsyca! Shisui już zawiódł! Nie da się powstrzymać zamachu i...!

Starzec urwał, a jego spojrzenie spoczęło na stojącym pod drzwiami chłopakiem i jego matce. Myśli mężczyzny zaczęły mieszać się ze sobą, gdy pewnien szalony, aczkolwiek mający szansę pomysł pojawił się w jego głowie.

- Danzou? - Trzeci Hokage zmarszczył brwi.

- Wyślemy Uchihę Fugaku jako naszego przedstawiciela do jednej z wiosek skłóconych z nami, zgodnie z propozycją jego żony. Może być nawet sojusznicza. Gdzie, to nie ma znaczenia. Ważne, by było daleko - zaczął Danzou.

Trzeci Hokage popatrzył na niego z nieprzeniknioną miną, ale pozwolił mu kontynuować.

- W ten sposób pokażemy, że szanujemy go za jego pracę jako szefa policji - ciągnął obandażowany starzec. - Pozwolimy mu zabrać swoich najlepszych ludzi. Jeśli zapragnie kogoś od nas, damy mu. Jednakże Uchiha Fugaku nigdy z tej misji nie wróci.

Usta Mikoto zacisnęły się, a ona sama lekko zbladła, ale pozwoliła mężczyźnie kontynuować.

- Czy taki pomysł ci odpowiada, Uchiha-san?

Kobieta zacisnęła dłoń w pięść. Tego się obawiała. Nie chciała skazywać męża na śmierć. W końcu to był mężczyzna, którego pokochała. Który ją wybrał, a którego ona wybrała. To był jej mąż, którego zawsze wspierała i który - jak sądziła - miał rację. Może i bywał czasami szorstki i arogancki, ale ona akceptowała te wszystkie jego cechy.

Ale czasy ich młodości już dawno minęły. Fugaku był w stanie myśleć tylko o jednym: o dumnie swojego klanu. Pozwalał, by jego dzieci dorastały w tym przesiąkniętym krwią świecie i miał zamiar wywołać kolejną wojnę.

Ona nie była od niego lepsza. Zbyt długo była tylko niemą obserwatorką. Być może gdyby wcześniej z nim porozmawiała, a nie tylko w milczeniu kiwała głową, wszystko byłoby teraz inne. Być może gdyby po prostu odważyła się powiedzieć swoje zdanie wcześniej, nie musiałaby tutaj stać.

- Mam dwa warunki - jej gardło było suche. - Po pierwsze, najpierw spróbujecie z nim porozmawiać.

- Jeśli jego żona nie jest w stanie go przekonać, to co my moglibyśmy zrobić? - zaśmiał się głośno Danzou.

- Nie możemy tak po prostu zamordować głowy klanu, a w dodatku szefa policji Konohy! - sprzeciwił się Hokage. - To cały czas jest nasz człowiek.

- Uchiha Fugaku jasno pokazał, że w jego klanie czają się tylko zdrajcy - odparował Danzou, lekko się rozluźniając. To nie było to, o czym marzył, ale gdy już pozbędą się głowy klanu, o wiele prościej będzie się zająć resztą tych przeklętych Uchiha. Ten klan zbyt długo panoszył się w wiosce.

Mikoto odchrząknęła, zwracając na siebie uwagę obu mężczyzn.

- Jak już mówiłam, mój mąż jest bardzo upartym człowiekiem - jej głos był cichy, ale stanowczy. - Wierzę jednak w jego rozsądek. Chcecie go wysłać poza Konohę, by dać mi wolną rękę - zróbcie to. Ale porozmawiajcie z nim. Dajcie mu choć jedną szansę, aby się opamiętał.

- Jak wiele jeszcze mamy dawać mu tych szans? - Danzou spojrzał na nią z politowaniem. - Konoha nie ugnie się przed jednym rebeliantem, nawet, jeśli miałby on poparcie reszty klanu.

- Proszę przestać traktować nasz klan, jakby był chorobą toczącą tę wioskę - oczy Mikoto zabłysły ostrzegawczą czerwienią. - Przyszłam tu, by porozmawiać i się dogadać, a nie, by usłyszeć oskarżenia i docinki. Chyba naprawdę nie rozumiesz, jak poważna jest sytuacja, Shimura-san.

Kobieta podeszła kilka kroków, zatrzymując się przed mężczyzną. Była od niego odrobinę niższa, ale to i tak nie przeszkodziło jej rzucić mu pogardliwego spojrzenia.

- Klan Uchiha planował zamach już od dawna - w jej głosie pobrzmiało ostrzeżenie. - Znamy swoją siłę i wiemy, jak wiele jesteśmy w stanie zrobić. Może i nie utrzymamy całej wioski, ale bez dwóch zdań jesteśmy w stanie obalić Radę Starszych Konohy. Mamy w swoich rękach całą siłę policyjną. Znamy wioskę lepiej, niż ktokolwiek inny. Możemy ukrywać się w niej miesiącami. Jesteśmy w stanie przejąć kontrolę nad Kyuubim. Kto nam się sprzeciwi, gdy opanujemy demona? Konoha spłynie krwią, a nawet, jeśli przegramy, to wioska nieprędko się podniesie. Jej upadek odbije się na całym Państwie Ognia. Być może nawet jakiś inny kraj się nami zainteresuje.

Złośliwy uśmiech wykwitł na jej ustach.

- Więc jeśli nie chcesz, by to was spotkało, przestaniesz się wywyższać, ty obrzydliwy staruchu i wysłuchasz tego, co mam ci do powiedzenia.

Powiedziawszy to, Mikoto niemalże teatralnie odrzuciła włosy do tyłu i wycofała się na swoje miejsce, z satysfakcją obserwując, jak policzki tamtego purpurowieją ze złości.

- Wystarczy tego - zmęczony, acz wciąż pełen siły głos Hokage wdarł się w to małe starcie. - Danzou, Mikoto-san ma rację. Nie możemy w tej chwili lekceważyć jej klanu. Mikoto-san, co proponujesz?

Oczy kobiety wróciły do jej normalnego, czarnego koloru.

- Zostawcie mi klan - powtórzyła, już sama nie miała pojęcia, który raz. - Potrzebuję tylko trochę czasu. Parę miesięcy. Wyślijcie mojego męża na tę misję.

- Zgadzasz się z tym, że może nigdy nie wrócić? - stare i mądre oczy Trzeciego spoczęły na kobiecie.

- Czasami trzeba zdecydować, co jest ważniejsze - odparła cicho. - Ja wybrałam swoje dzieci.

Uniosła wzrok, a ich oczy się spotkały.

- Chcę, by Itachi był przy tym obecny.

Na sekundę w gabinecie zapanowała cisza.

- Dlaczego, Mikoto-san? - spytał łagodnie Hokage.

- Ponieważ nie potrafię wam zaufać - odpowiedziała szczerze. - Skąd mam wiedzieć, że faktycznie spróbujecie porozmawiać z Fugaku? Skąd mam wiedzieć, że nie wymyślicie czegoś innego?

Hiruzen przymknął ze smutkiem oczy. Milczał przez chwilę, zastanawiając się nad propozycją kobiety. To był dobry pomysł, który mógł powstrzymać klan Uchiha. Ale na jak długo? Czy ktoś taki jak ona faktycznie był w stanie utrzymać klan w ryzach?

Być może lepiej i prościej byłoby wydać nakaz egzekucji całego klanu. Tak, w ten sposób wszystko by się skończyło. Przecież już przygotowania do masakry zostały ukończone.

A teraz pojawiła się Mikoto, próbując dać im inną opcję.

- Dobrze - niemalże wyszeptał Trzeci Hokage. - Przyjmuję twoje warunki, Mikoto-san.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro