Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Akademia

Patrzył ma matkę jeszcze przez chwilę, aż w końcu kobieta cofnęła swoją dłoń.

- Nie powinieneś się zbierać? Masz dzisiaj zajęcia - przypomniała.

Nie ruszył się.

Mam tak po prostu odejść? Teraz, gdy w końcu cię zobaczyłem? Gdy zyskałem drugą szansę, by z tobą porozmawiać?

Nie ma mowy.

- Gdzie... Gdzie jest Itachi? - wydusił z siebie.

Kobieta zmarszczyła brwi, zauważając, że nazywa go inaczej, niż zwykle.

- Na misji, jak zwykle - w jej czarnych oczach pojawiło się coś na kształt dumy pomieszanej ze smutkiem. - Jest w końcu jednym z  ANBU.

Sasuke drgnął.

Niemal o tym zapomniałem. Itachi przysięgał obraniać wioskę, a potem się przeciw niej obrócił.

Ciekawe, kiedy zaczął planować masakrę klanu? Przed czy po wstąpieniu do ANBU?

- Hej, nie smuć się - odezwała się jego matka. - Nic mu nie będzie. Dobrze wiesz, jak bardzo twój brat jest potężny. Jest naszą dumą. A teraz już leć, bo naprawdę się spóźnisz.

Dumą... Wielką mi dumą. Ty jeszcze nic nie wiesz, mamo. Ta twoja "duma" bezlitośnie odbierze ci życie i wyrżnie cały klan w jedną noc!

Sasuke zrozumiał jednak jedno: musiał iść, inaczej będzie to zbyt podejrzanym zachowaniem. Z żalem cofnął się do swojego pokoju, nie spuszczając wzroku z matki.

Jeśli to naprawdę jest przeszłość... Jeśli jakimś cudem jestem w przeszłości, mogę jeszcze wszystko zmienić!

Zabiję Itachiego, zanim on zniszczy moją rodzinę.

To postanowiwszy, chłopak ubrał się prędko i spakował najpotrzebiejsze mu rzeczy. Z pewną nostalgią założył swój stary, tak bardzo mały strój i schował bronie. Konoha jego dzieciństwa była bezpieczna, ale nigdy nie mógł być pewnien, czy coś się nie zmieni. W dodatku teraz w wiosce był on, przechadzając się jej ulicami, jakby miał do tego pełne prawo.

Muszę jednak uważać. Pomyślał, żegnając się z matką i wychodząc na ulice przeznaczone dla ich klanu. Wszystkie były nowe. Zerknął w bok, tam, gdzie niegdyś na jego oczach Itachi wbił kunaia w mur, gdy oskarżono go - słusznie, jak się okazało - o śmierć Shisui'ego, ich kuzyna. Najlepszego "przyjaciela" Itachiego.

Nie aby Itachi miał kiedykolwiek prawdziwych przyjaciół.

Mur był nienaruszony. Sasuke odetchnął z ulgą.

Shisui nadal żył.

Itachi nie posiadał Mangekyou Sharingana.

Nadal była nadzieja.

Ale i tak muszę uważać. Nie mogę nikomu pokazać, że posiadam Sharingana. Oraz muszę się zachowywać tak samo jak wtedy, gdy miałem siedem lat. Nie mogę być zbyt dobry, bo od razu się to rzuci w oczy.

Muszę się też zorientować, który jest dzień. Ile mam czasu.

Nawet, jeśli to jest iluzja, to i tak nie chcę niczego żałować.

---

Nie było ciężko odnaleźć swoją dawną klasę.  Gorszym zadaniem było nie wgapianie się w otoczenie. Niby w samej Konosze nie zmieniło się zbyt wiele, ledwo kilka sklepów jeszcze nie zostało otworzonych, a inne jeszcze nie zmieniły swojego wystroju, ale z drugiej strony... Z drugiej strony Konoha, w szczególności dzielnica Uchiha, była taka pełna życia. Mieszkańcy byli spokojni, nie martwiąc się o swoje bezpieczeństwo - wystarczył tylko mundur policyjny widziany z daleka, by przechodnie zaczynali uważać, byle tylko nie zrobić czegoś niewłaściwego.

Sama zaś Akademia... Cóż, ona jedna się nie zmieniła. Na swoje szczęście znalazł się w czasach jeszcze przed wyborem drużyn, dzięki czemu nie musiał się martwić o Kakashiego, który mógłby rozpoznać, że coś jest nie tak. Na swoje nieszczęście, został zauważony przez dziewczyny z klasy.

- Część, Sasuke-kun! - usłyszał dość krzykliwy głos. Rozejrzał się w irytacją i dostrzegł różowe włosy i lśniące oczy. Haruno Sakura, za dziecka jeszcze bardziej irytująca niż gdy była nastolatką.

A skoro ona tu jest, to...

- Sakura-chan, popatrz na mnie, dattebayo! - jeszcze bardziej krzykliwy głos przeszył powietrze. Jego właściciel, blondyn z twarzą naznaczoną bliznami przypominającymi wąsy lisa, właśnie zmierzał w ich stronę. Uzumaki Naruto, rywal oraz przyjaciel Sasuke. W sumie ich relacje były skomplikowane, a teraz wszystko komplikowało się jeszcze bardziej. Nikt z nich nie miał pojęcia, co ma się wydarzyć, nikt się nawet tego nie domyślał. Wszyscy żyli w swoich małych, ograniczonych światkach, nie przypuszczając, do jakiej tragedii ma dojść.

A on nie mógł nic im powiedzieć. Raz, że nie chciał, dwa, że były to dzieci, które tylko by go spowalniały.

Zjawiła się kłopotliwa kompania.

Sasuke wyminął młodsze wersje swoich znajomych i skierował się do miejsca na uboczu, które, jak pamiętał, zajmował.

- Sasuke-kun, przywitałbyś się chociaż! - Sakura podążyła za nim z nienadowoloną miną. Uchiha westchnął w duszy.

Dlaczego ona zawsze się musi mnie czepiać?

Jak mam uratować rodzinę i zabić Itachiego w takich warunkach?

- Witam - wymruczał Sasuke, a  dziewczynka uśmiechnęła się radośnie.

Coś czuję, że to nie będzie dobry dzień.

- Właśnie - Uchiha zatrzymał się i spojrzał na nią. - Który dziś mamy?

- Czyżbyś kompletnie strącił rozum? - Naruto spróbował się wtrącić w konwersację, podchodząc do nich.

Sasuke zignorował go i skupił się na różowowłosej, której policzki momentalnie przybrały kolor łudząco podobny do włosów. Dziewczynka z wyraźnym szczęściem odpowiedziała mu, rzucając wściekłe spojrzenia każdemu, kto tylko ośmielił się na nią zerknąć krzywo.

Uchiha skrzywił się lekko. Było gorzej, niż sądził, ale w sumie nie było aż tak źle. Miał dwa tygodnie, niecałe dwa tygodnie, by ocalić swoją rodzinę. A to oznaczało, że za jakiś tydzień jego kuzyn zginie. Pierwszy punkt na liście "Nie dopuśćmy do tego".

Choć w sumie, akurat w tej chwili najbardziej nie powinien nie dopuścić do tego, by ktokolwiek z klasy domyślił się prawdy o nim.

---

Sasuke wracał z Akademii powoli. Z jednej strony chciał zobaczyć rodziców. Z drugiej strony, obawiał się, że cały ten dzień będzie tylko iluzją i gdy wróci, jego dom ponownie będzie pusty. Albo gorzej - gdy tylko otworzy drzwi, zastanie swoich rodziców, martwych, a obok nich beznamiętną twarz brata.

Z tego też powodu osiągał się z powrotem, co wykorzystał Naruto, zabierając go ze sobą na jakieś bezsensowne zabawy. Oczywiście, od razu dołączyła się też Sakura, a wraz z nią Ino oraz reszta, z którą trzymali się, gdy byli dziećmi. Sasuke pamiętał, że gdy był młodszy, średnio lubił te ich zabawy - wolał męczyć brata lub podglądać jego treningi - ale i tak często na nie przestawał. Przynajmniej miał co robić i jakoś zabijał czas. Rzecz jasna robił to na swój sposób - spokojnie, z dystansem o oddaleniem. Średnio ufał ludziom spoza klanu.

A teraz? Teraz po prostu nie chciał wracać. Wolał spędzić choć kilka godzin, licząc, że nic się nie stanie.

W końcu dotarł do drzwi domu. Zerknął w bok. Mur nadal był cały. Otworzył drzwi i wymamrotał ciche "wróciłem". Ściągając buty, zauważył, że przed domem znajdują się nie dwie, a trzy pary butów.

Wrócił.

Zesztywniał, ale nakazał sobie spokój.

Musisz się zachowywać tak jak wcześniej, Sasuke. Tak jak mały ty. Nie pamiętasz? Byłeś żywym dzieckiem, które kochało i podziwiało Itachiego.

Musisz go oszukać, by zdobyć jego zaufanie, a później go zabić.

Odłożył buty na swoje miejsce i wszedł do środka. Z bijącym sercem otworzył drzwi do głównego pokoju - do tego, gdzie zawsze jedli razem obiad. Zacisnął usta. Jeśli jego rodzice już są martwi...

Stanął w progu, nie będąc się w stanie ruszyć. Znalazł się akurat w chwili, gdy jego matka nakładała obiad znajomemu mu nastolatkowi ze znakiem Uchiha na plecach. Chłopak odwrócił się, słysząc dźwięk przesuwanych drzwi.

- A, to ty, Młody - odezwał się z uśmiechem. Zawsze się w ten sposób uśmiechał. Na czole miał opaskę z godłem Konohy, a jego czarne oczy spoczęły na wchodzącym. Był nieco młodszy, niż Sasuke go zapamiętał, nieco bardziej roześmiany i pewny siebie, ale to bez wątpienia był on. Tylko jedna osoba tak na niego wolała i tylko jedna osoba mogłaby jak gdyby nigdy nic siedzieć w samym środku głównej rezydencji Uchiha, nie przejmując się niczym i nikim.

- Shisui...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro