19. Chwila spokoju
Sasuke w milczeniu obserwował, jak jego starszy brat łaja kuzyna, korzystając z faktu, iż Shisui nie mógł mu uciec - Itachi ze skupieniem oglądał jego zranioną twarz i nie pozwalał stojącemu kawałek dalej dziecku zobaczyć kuzyna.
- Spanikowałeś, idioto - odezwał się Itachi - było to też przy okazji jedno z bardziej łagodnych określeń, którymi uraczył przyjaciela w ciągu ostatnich kilku minut.
Shisui skrzywił się.
- Dobra, może i spanikowałem. Ale co teraz niby mamy zrobić?
- Mnie pytasz? - Itachi uniósł jedną brew.
- To ty się za mną rzuciłeś, nie ja - zauważył tamten.
- Bo to ty naiwnie rzuciłeś się z klifu. Zauważyłeś chociaż, że cały czas miałeś swoje oko i że gdyby twoje ciało zostało znalezione, to on by je znalazł?
Na usta Sasuke cisnęło się pytanie, które zadawał sobie już od pewnego czasu: "kto?", ale wciąż milczał. Pozwolił sobie po prostu obserwować sytuację.
Być może... Być może w jego świecie, w pierwszej linii czasowej, Itachi nigdy nie zabił ich kuzyna. Być może Shisui faktycznie popełnił samobójstwo - na jego oczach, dzięki czemu Itachi zyskał Mangekyou. A później, pozbawiony przeszkody w postaci potężnego Uchihy, był w stanie wreszcie się ruszyć, spełnić swoje marzenia i zniszczyć klan, pozbyć się wszystkich niepotrzebnych mu więzi.
To, że to nie Itachi był winny śmierci ich kuzyna, nic nie zmieniało.
Bowiem teraz Uchiha zyskał Mangekyou - a więc dzień masakry był bliski.
- Dobra, dobra, jestem panikantem! - przyznał ich kuzyn. - Ale miałem swoje powody. Dobrze wiesz, że w tym stanie nie mogę wrócić do wioski. W ogóle nie mogę wrócić do wioski.
To sprawiło, że Sasuke podszedł trochę bliżej. Itachi odsunął się od kuzyna, prezentując solidnie zawiązaną opaskę w miejscu utraconego oka, która miała sprawiać, ze patrzenie na chłopaka nie wywoływałoby odruchów wymiotnych. Pusty, upiorny oczodół nie był widokiem, który każdemu by się spodobał.
- Dlaczego? - pytanie Sasuke zwróciło na niego uwagę dwójki przyjaciół. - Dlaczego nie możesz wrócić?
Shisui zafrasował się lekko.
- Pamiętasz tą misję, o którą nas pytałeś tydzień temu? - niespodziewanie to Itachi się odezwał.
Sasuke skinął głową. Jak mógłby nie pamiętać?
- Ta, o której nie chcieliście mi nic powiedzieć.
- To właśnie ona. Mieliśmy zrobić coś ważnego, ale nie udało się.
- I dlaczego niby Shisui chciał się przez to zabić? - nie dowiedział podróżnik w czasie.
Jego kuzyn podszedł do niego, przyklęknął i położył mu dłonie na ranieniach.
- Słuchaj, Młody - w jego głosie pobrzmiały poważniejsze tony. - Nie mogę powiedzieć ci wszystkiego. Nie wolno mi. Ale jedno musisz zrozumieć. Pewna osoba chciała moich oczu, przekonana, że dadzą jej siłę. Ta osoba nadal jest w pobliżu, więc jeśli wrócę do Konohy, ponownie będzie chciała mnie zaatakować. To właśnie dlatego nie mogę wrócić. Spanikowałem, przestałem myśleć logicznie. Chciałem to wszystko zakończyć w najprostszy ze sposobów. Przepraszam.
A więc jednak.
To ktoś inny go zaatakował, to ktoś inny za tym stał.
- Więc co chcesz zrobić? - Sasuke zignorował postać "tej osoby", domyślając się po tych słowach, że kuzyn i tak mu nic nie powie.
- Ja...
- Powiemy wszystkim, że Shisui nie żyje - przerwał im Itachi. Najstarszy z tego towarzystwa Uchiha w zamyśleniu niemal głową.
- Tak, to może się udać. Dzięki temu ta osoba nie będzie mnie ścigać.
Zaraz jednak Shisui zmarszczył brwi z niepokojem.
- Ale co z wioską? Nie mogę jej tak po prostu opuścić. Jeśli ktokolwiek dowie się, że żyję, zostanę uznany za zbiega. A wtedy...
A więc zamierzał opuścić wioskę. Sasuke rzucił mu zirytowane spojrzenie. Shisui sam chciał się usunąć ze sceny, dając pole do popisu młodszemu kuzynowi.
- Powiem Hokage-sama o twojej... Sytuacji - zaoferował Itachi. - Sądzę, że wszystko zrozumie. Byłby w stanie wysłać cię z tajną misją gdzieś daleko. A gdy wszystko tu się uspokoi...
- ...dziwnym trafem okaże się, że jednak przeżyłem - dokończył z uśmiechem Shisui. - Genialne. Dlaczego o tym wcześniej nie pomyślałem?
Spojrzenie, które rzucił mu trzynastolatek sprawiło, że chłopak przestał chcieć znaczy odpowiedź na to pytanie.
- Młody - Shisui odwrócił się w jego stronę.
- Co? - młodszy Uchiha odwzajemnił badawczy wzrok kuzyna.
- Będziesz w stanie dochować tajemnicy? Mam na myśli, że...
Podróżnik w czasie kiwnął w odpowiedzi głową.
- Rozumiem. Jeśli ktoś się dowie, to poleci twoja głowa. Poza tym...
- Poza tym...? - zaciekawił się tamten.
- Wciąż mam areszt domowy - przypomniał chłopak. - Ojciec by się wściekł, jakby się dowiedział, że tu jestem.
Shisui zaśmiał się.
- Młody, jednak ty jesteś najlepszym Uchihą, jakiego znam w całym swoim życiu! Bez urazy, Ita, ale to prawda. Jakim cudem wymknąłeś się Fugaku-sama?
Sasuke wzruszył ramionami. Z całą pewnością nie miał zamiaru chwalić się klonem.
- Tak jakoś wyszło.
- Tak jakoś wyszło! - powtórzył z niedowierzaniem chłopak. - Oh, Fugaku-sama będzie wściekły, i to bardzo. Zdecydowanie nie możesz mu tego powiedzieć.
Niższy z nich rzucił wyższemu spojrzenie pełne politowania.
- Wiem o tym. I dlatego będę milczeć. Nie musicie mnie o to nawet prosić.
Jednooki chłopak pokiwał z zadowoleniem głową.
- Cudownie. To prostu genialnie. Ita, mamy mało czasu. Musimy się wyrobić ze wszystkim zanim Fugaku-sama i Mikoto-sama wrócą do rezydencji. Byłbyś w stanie skoczyć po jakieś bandaże czy coś w tym stylu? Nie mogę wejść do Konohy, by nie zostać rozpoznanym, a nie chcę stracić i drugiego oka.
Odziany w strój ANBU chłopak zawahał się.
- Sasuke, dopilnujesz go, by znowu nie zrobił czegoś głupiego?
Uchiha w odpowiedzi jedynie pochylił głowę o kilka milimetrów, postanawiając ograniczyć kontakt z bratem do niezbędnego minimum.
- Będę zaraz. Czekajcie tu - przekazał przyszły zabójca klanu, nim zniknął w ciszy.
Pozostali oboje - Shisui i Sasuke, jeden tuż po próbie samobójczej, drugi zabójstwa. Starszy z nich rozejrzał się wokół, po czym machnął zachęcająco w stronę pobliskich drzew. Wymamrotał kilka słów o tym, że jest zmęczony i że chciałby sobie wygodnie usiąść, ale Sasuke od razu zrozumiał prawdziwe intencje tego gestu: Shisui obawiał się, że są zbyt na widoku, że "ta osoba" wciąż może ich dopaść.
- No. - Odezwał się ranny kuzyn, opierając się o pień drzewa i wzdychając ciężko. - I skończyliśmy we dwoje.
Sasuke nie kłopotał się odpowiedzią na tak nieskomplikowaną wypowiedź.
- Powiedz mi, Młody... - zabrał ponownie głos jego kuzyn, jakby zastanawiając się nad czymś - skąd wiedziałeś, że tu będziemy?
Wzruszenie ramion.
- Przeczucie.
- Zwykłe przeczucie nie zaprowadziłoby cię tutaj i nie kazałoby ci ryzykować gniewu Fugaku-sama.
Oj, nie czepiaj się, Shisui.
- Wczoraj... - zaczął Sasuke - Posłuchałem rozmowę Itachiego i naszych rodziców. Wspominał coś o tajnej misji. Wy też coś o tym mówiliście, więc się zaciekawiłem.
Shisui zmarszczył brwi.
- Chcesz mi powiedzieć, że śledziłeś Itę cały dzień i ten się nie zorientował?
Uchiha odwrócił wzrok.
- Kontrolowałem swoja czakrę. Poza tym, Itachi się nie spodziewał, że będę za nim podążał. Tak tu wylądowałem.
- Proszę, proszę. Jestem z ciebie dumny, mój ty mały geniuszu! - Shisui spróbował się zaśmiać, ale nagły przypływ bólu sprawił, że tylko się skrzywił. - Niech ten Ita już się pojawi z jakimiś tabletkami przeciwbólowymi czy coś - wymamrotał. Ponownie spojrzał na Sasuke. - Młody, powiedziałeś mu naprawdę nieprzyjemną rzecz. Powinieneś go przepr--
- Przeprosić? - przerwał mu tamten. - Wiem. Ale tego nie zrobię.
- Dlaczego?
- Powiem ci, jeśli ty mi powiesz, kto cię zaatakował.
- Oj, Młody... - Shisui westchnął. - Nie mogę ci odpowiedzieć na to pytanie.
- Dlaczego niby? Brak ci pomysłów, w które bym mógł uwierzyć?
- To nie tak, Młody - Shisui patrzył na niego przenikliwie, zbyt przenikliwie. - W tej grze dzieje się dużo więcej, niż ci się zdaje.
W tej "grze"?
- Czyli sądzisz, że jestem pionkiem w grze, którym możesz sobie dowolnie manipulować. - podsumował Sasuke.
Coś na kształt uśmiechu przetoczyło się przez twarz jego kuzyna, ale to nie był szczęśliwy uśmiech.
- To raczej ja jestem pionkiem, niż graczem - odparł.
Ta dziwna odpowiedź spowodowała, że Sasuke już nic nie rozumiał.
- A więc kto niby jest graczem? I o co toczy się gra?
- Graczem... - zastanowił się niedoszły samobójca - tego też nie mogę ci powiedzieć. Ale gra toczy się o dużą stawkę. Ta misja... Ta, którą właśnie zawaliłem, jest naprawdę bardzo ważna.
Shisui zamyślił się przez chwilę, nim dodał:
- Posłuchaj, nie mogę ci zbyt dużo powiedzieć. Teraz... - zawahał się, jakby szukając odpowiednich słów. - Tak czy siak, mogę dać ci pewną radę.
- Radę? - powtórzył Sasuke.
- Radę - kiwnął głową Shisui. - Musisz być szczególnie uważny. Przyglądać się zachowaniom osób w twoim pobliżu. Szczególnie Mikoto-sama i Fugaku-sama.
Sasuke zmarszczył brwi.
- Co planuje mój ojciec? - spytał, nieco ostrzej niż zamierzał.
Shisui uśmiechnął się lekko.
- To właśnie jest to, co powinieneś sam odkryć. Ale uwierz mi, jeśli się tego dowiesz, to jestem przekonany, że zrozumiesz, co próbowaliśmy tutaj potrzymać. Oraz jakie mogą być tego skutki.
Sasuke zacisnął usta ze złością.
- A może powinienem wiedzieć, o co tu chodzi? Skoro jestem Uchihą, skoro to jest jakaś rzecz, przez którą mój kuzyn chciał zginąć?
Shisui zamilkł, jakby na poważnie zastanawiał się nad jego słowami.
- Młody... - po tym jednym słowie Sasuke zrozumiał, że ten nie potraktuje go na poważnie. - Są pewne rzeczy, o którym nam, jako shinobi, nie wolno powiedzieć. Nie mogę ci powiedzieć, jaki był cel naszej misji. Po prostu nie mogę. Jeszcze nie. Wierz mi, chciałbym ci powiedzieć, sądzę, że powinieneś wiedzieć... Ale sam widzisz, jak się to wszystko skończyło. Mówiłem ci, że obiecałem coś Icie. Nie ma mowy, bym ci powiedział to teraz, nie w takich okolicznościach.
- Kiedyś też zostanę shinobi - nie poddawał się Sasuke. - A wtedy co? Wtedy też będziecie mnie trzymać w ciemności?
- To nie tak, Młody - westchnął jego kuzyn. - Powiem ci coś. Czasami jedyną rzeczą, która może nas ochronić, jest niewiedza. Już i tak wiesz zbyt wiele. Nie powinieneś być w ogóle świadomy, że zostałem zaatakowany.
Potarł skronie, jakby głowa nagle zaczęła go boleć.
- To nie jak miało być - wymamrotał. - Byłem zbyt pewny siebie. Popełniłem błąd za błędem. To nie tak miało być. Wszystko miało się skończyć w zupełnie inny sposób.
Uniósł wzrok na kuzyna.
- Raz jeszcze cię przepraszam, Młody - powiedział, tym razem głośniej. - Chciałem zawołać tutaj tylko Itę. Ale uwierz mi, działaliśmy zgodnie z wolą Konohy. Ja i Ita nigdy, ale to przenigdy jej nie zdradzimy. Nawet, jeśli mielibyśmy przez to oddać życie.
Był taki przekonany, że mówi prawdę, aż Sasuke miał ochotę się zaśmiać.
Ponieważ w swoim rozumowaniu Shisui całkowicie przeoczył możliwość, że jego kuzyn może być jego wrogiem. Za nigdy nie był lojalny wiosce.
Nawet, jeśli Shisui zdawał się chcieć mu coś przekazać... jak mógłby się tego dowiedzieć, gdy reszta świata starała się trzymać go od tego z daleka?
---
Nie musieli zbyt długo czekać, by Itachi pojawił się przed nimi, unosząc na powitanie rękę z jakimś kawałkiem materiału.
- Nie spieszyło ci się - odezwał się Shisui, na pół oskarżycielsko, na pół żartobliwie.
Kuzyn zignorował jego słowa, przyklękając przy nim i raz jeszcze oglądając jego twarz. Szybkim ruchem otworzył małą, podręczną paczuszkę, którą ze sobą przywiózł i ściągnął prowizoryczny opatrunek na oku ich kuzyna, uprzednio uprzedzając Sasuke, by ten lepiej przez chwilę nie patrzył. Chłopak skorzystał z jego rady - nie dlatego, że obrzydzały go takie rany (przecież jego życie było ciągłą walką, a już jako dziecko widział tak wiele martwych ciał, że nie byłby w stanie tego zapomnieć) - ale po prostu dlatego, że musiał zadbać o swoje przykrycie. Ośmioletni Sasuke nie wpatrywałby się w kuzyna. Nie, on byłby przerażony - i przede wszystkim ufałby, że Itachi zajmie się wszystkim.
- I skończone - oznajmił Itachi, cofając się trochę. - Choć i tak lepiej będzie, jeśli udasz się z tym do jakiegoś medyka.
Shisui skinął głową.
- Wiem.
Ale jego wzrok jasno wskazywał na coś innego: nie miał zamiaru udawać się do lekarza.
- Dobra - najstarszy z kuzynów zaklaskał w ręce, chcąc zmusić ich do działania. - Musimy się zająć resztą. Był ktoś u was w domu?
Itachi pokręcił głową.
- Cudownie. Odprowadzisz Młodego, a potem...
- Jak to, "odprowadzi mnie"? - wtrącił się podróżnik w czasie. Niby wiedział, że oboje myśleli o nim jak o dziecku, ale teraz... W tej sytuacji, w której się znajdował, potrzebował jakiś informacji.
- To był długi dzień. Dla nas i pewnie też dla ciebie - Shisui nie zauważył problemu we własnych słowach. - Jak sam mówiłeś, masz areszt domowy. Musisz jak najszybciej wrócić, by nikt się nie zorientował. Potem Ita uda się do Hokage-sama i...
- Nie "ja się udam", ale "my się udamy" - tym razem to starszy z braci się wtrącił. Uśmiechnął się lekko i rzucił kuzynowi owy materiał, który trzymał w ręku i z którym tu przybył. Shisui zmarszczył brwi, rozkładając go.
Chłopak uniósł spojrzenie na przyjaciela.
- Naprawdę? - spytał. - Mam to założyć?
Itachi w milczeniu kiwnął głową.
Shisui przez chwilę wpatrywał się w podany mu długi płaszcz, po czym westchnął. Wstał, zarzucił na siebie odzież, chowając twarz pod kapturem.
- I jak? - odezwał się, okręcając się wokół, jakby przymierzał strój w sklepie. - Jak wyglądam? Ktoś mnie rozpozna?
- Może być - mruknął Sasuke, unikając spojrzenia brata. Itachi przez ten cały czas go ignorował. Nie odezwał się nawet jednym słowem do niego. Aż tak ciężko było coś z siebie wydusić czy po prostu tak go irytował fakt, że Sasuke znalazł się tutaj, powstrzymując Shisuiego przed śmiercią? Może i to Itachi rzucił się za kuzynem, ale Sasuke nie miał złudzeń: nastolatek zrobił to tylko po to, by wciąż podtrzymać maskę dobrego brata, który troszczy się o swoje rodzeństwo.
A gdy ją w końcu zrzuci, będzie już za późno.
Co gorsza, Shisui zamierzał mu na to pozwolić, a Sasuke nie mógł zaprotestować, nie wyjawiając prawdy o sobie. To było zupełnie tak, jakby znajdowali się w labiryncie, z którego nie było wyjścia. Zupełnie jakby trybiki maszyny rozpaczy zaczęły już działać i nie dało się ich powstrzymać.
"Skoro ja zostałem zaatakowany, to na mnie się nie skończy"
To było oczywiste. Chodziło o masakrę klanu. Czyżby Shisui był świadomy tego, że Itachi miał...
Nie. To nie tak.
Jest jeszcze jedna osoba, która dokonała masakry.
Uchiha Madara.
Gdyby Shisui został przez niego zaatakowany, nie wiedząc, że Itachi z nim współpracuje, mógłby chcieć ostrzec "przyjaciela".
"On będzie chciał się nas wszystkich pozbyć."
Tak, tu musi chodzić o Madarę.
Kłopot polegał na tym, że ostatnie słowa nie pasowały do reszty.
"I użyje do tego ciebie, Itachi, bo zna twoje możliwości i lojalność oraz wie, na czym ci najbardziej zależy."
Lojalność? Lojalność komu? Skoro Itachi współpracował z Madarą, miałby by być mu lojalny? Tylko skoro Shisui chciał przestrzec go przed Madarą, to czemu teraz zauważył, że Itachi jest mu lojalny?
To się nie trzymało całości. Nie miało sensu. A to oznaczało, że Sasuke coś przeoczył. Coś bardzo ważnego.
Nic już nie miało sensu.
Podróżnik w czasie nieubłaganie dochodził do jednego wniosku: im więcej wiedział, tym mniej rozumiał.
To zaś go irytowało bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.
- Zostaniesz tu, dobra, Młody? - zbyt radosny głos kuzyna przerwał jego rozmyślania. Sasuke uniósł lekko głowę, by tylko ujrzeć, iż znajdowali się tuż przed rezydencją. Nawet się nie zorientował, gdy do niej dotarli - droga zeszła im szybciej, niżby się spodziewał. Wokół nich nie było nikogo - nic dziwnego, wszyscy byli na zebraniu klanu. Panująca cisza i pustka zdawała się być wręcz nienaturalna. Nawet kilka rzeźb w ogrodzie nie dały rady jej zapełnić, jedynie potęgowały bijącą od otoczenia samotność.
Zatrzymali się we trójkę, mając doskonały widok na drzwi wejściowe, ani jeden z nich jednakże nie wykonał choćby kroku, by wejść do środka.
Sasuke zamrugał oczami.
- Co?
Shisui uśmiechnął się - Sasuke mógł to zobaczyć nawet spod założonego kaptura.
- Jak już mówiliśmy, mamy parę rzeczy do załatwienia. Ja i Ita.
- Pójdę z wami - zaoferował od razu chłopak. Nie było mowy, by pozwolił im pójść we dwoje. Niby kierowali się do Hokage, ale z drugiej strony to wciąż był Uchiha Itachi, niebezpieczny szaleniec.
Shisui pokręcił głową.
- Wybacz, Młody, ale nie ma mowy.
- Nic nikomu nie powiem. Po prostu pójdę i będę wam towarzyszyć - spróbował go przekonać Sasuke. Nienawidził kogokolwiek przekonywać. Na litość, był członkiem dumnego klanu, a Uchiha nie prosi. Uchiha wymaga.
- Nie. - Głos jego kuzyna jasno dawał do zrozumienia, że to nie podlega dyskusji. - Wrócisz do domu, Młody. Ita odpowie na wszystkie twoje pytania, jak opowiemy o wszystkim Hokage-sama.
- Ale...
- Sasuke. - Już tylko po tym jednym słowie można było stwierdzić, że Shisui nie żartuje. - Zrozum. Nie powinno cię w ogóle tam dzisiaj być. Nie powinniśmy cię w cokolwiek wplątywać. Misje wyższej rangi shinobi... Nie zawsze są przyjemne. Nie zawsze też kończą się dobrze. A o niektórych po prostu nie wolno nam mówić.
Powtarzał się - nie powiedział nic, czego by już wcześniej nie powiedział.
- Wróć do domu, Sasuke i czekaj na powrót brata - Shisui spojrzał na niego, a jego jedyne oko zabłysnęło ostrzegawczą czerwienią. - Nic się dzisiaj złego nie stanie.
Kuzyn przyklęknął przy nim - to wciąż Sasuke rozśmieszało i irytowało równocześnie, jaki niski się stał - i położył mu dłoń na ramieniu.
- Zaufaj nam, Sasuke. Proszę.
Uchiha już miał pokręcić głową - nie mógł im zaufać, nie w takiej sprawie - ale w tej samej chwili dłoń kuzyna zmieniła swoje położenie, uderzając w jeden z czulszych punktów na jego ciele i powodując, że kolana ugięły się pod chłopakiem.
Uchiha przeklął swoją nieostrożność, upadając na ziemię. Twarz kuzyna zamazała mu się przed oczyma.
- Wybacz, Młody - wyszeptał Shisui tuż zanim wszystko zalała ciemność. - Ale naprawdę nie możesz nam teraz przeszkadzać.
---
Gdy tylko położyli nieprzytomnego chłopca na kanapie i przykryli go kocem, by nie zmarzł, Shisui raz jeszcze sprawdził, czy kuzynowi nic się nie stało.
- Żyje - oznajmił swojemu milczącemu towarzyszowi, który przyglądał się jego akcjom z beznamiętną miną, stojąc tuż przy drzwiach, jakby pilnując, by nikt ich nie zobaczył.
Starszy z kuzynów wyprostował się. Uniósł dłoń, powstrzymując pytania, które - wiedział - musiały paść.
- To był najszybszy sposób - zaczął się bronić.
Czarne oczy spoczęły na nim, ale młodszy chłopak nie odezwał się.
- Musimy porozmawiać - zmienił temat Shisui, opatulając się mocniej płaszczem. - I to zanim jeszcze pójdziemy do Hokage-sama.
Odpowiedziało mu lekkie skinięcie głowy, po czym kuzyn ponaglił go ręką, przypominając, jak niewiele mają czasu. Shisui uśmiechnął się lekko, choć wcale nie miał powodów do radości, podążając za nastolatkiem, który już był na zewnątrz, obserwując bacznie otoczenie.
Uchiha Shisui zatrzymał się w drzwiach i spojrzał przez ramię na małą, zwiniętą sylwetkę leżącego na kanapie chłopca. Jego jedyne oko zdawało się chłonąć całą postać dziecka, gdy wyszeptał cicho:
- Żegnaj, Sasuke.
Drzwi zamknęły się niemal bezgłośnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro