Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Rozmowa w ciemnościach

Przez następny tydzień życie Sasuke uporządkowało się. Rankami jadał śniadanie z rodziną, obserwując, jak jako matka uśmiecha się do swojego mordercy; następnie przechadzał się dzielnicą pełną martwych ludzi; docierał do klasy nadpobudliwych dzieciaków; poznawał granice swojego małego, młodego ciała; wracał do domu, niepewny, czy zastanie wszystkich żywych; witał się z obiektem swej zemsty; zasypiał w tym samym domu, co on, trzymając blisko siebie sztylet i będąc gotowym poderwać się na każdy podejrzany dźwięk.

Zwracał też szczególną uwagę na działania swojego brata. Nie był pewny co do dokładnego dnia, a tym bardziej godziny Shisuiego. Sasuke pamiętał, że poinformowano ich o tym po południu, ale Shisui mógł równie dobrze zginąć dzień bądź dwa wcześniej.

Więc Sasuke czekał.

Na tamtą rozmowę, na tamtą noc, na zwiastun czegoś, co musiało nadejść.

---

Stojąc przed drzwiami do pokoju, w którym miał się spotkać z rodzicami, Itachi raz jeszcze powtórzył w myślach plan działania. W tym był dobry. Lubił tworzyć plany działania, na wypadek jakby coś miało nie zadziałać.

Jeden. Zwykły raport o tym, co dzieje się wiosce.

To była najłatwiejsza część zadania. Przekazywał te informacje od samego początku, tak jak jego ojciec chciał. Tak naprawdę po to został członkiem ANBU. To po to była jego obecność. Był narzędziem, mającym poprowadzić klan do zwycięstwa. Nie miał nic przeciwko temu - wiedział, że przecież taki los był mu pisany od narodzenia. Że gdyby to nie był on, to ta niewdzięczna rola spadłaby na barki Sasuke.

Ale nie mógł już dłużej tolerować, że zwycięstwo jego klanu będzie się równało ze śmiercią tylu niewinnych osób.

Dwa. Powiedzieć, że nie będzie mnie dzisiaj na spotkaniu.

Zapukał i już po chwili był w środku, przekazując wszystkie informacje, jakie mógł przekazać. Właściwie... Właściwie to zawsze mówił rodzicom wszystko, co chcieli wiedzieć. Jednego im tylko nie powiedział - o tym, że Hokage wie o planie ich klanu. Ale tego nie mógłby powiedzieć, prawda?

Ich plan - jego i Shisuiego - musiał się powieść. Rada Konohy jasno wyraziła swoje zdanie.

Itachi zmusił się, by skupić się na teraźniejszości. Uniósł głowę, patrząc na swoich rodziców.

- Obawiam się - zaczął, wiedząc, że im się to nie spodoba - że nie będę w stanie przybyć jutro na zebranie klanu.

Tak jak przypuszczał, przez chwilę rodzice pozostali cicho. Przygotował się mentalnie na to, co musiało przyjść - na krzyk, pytania i złość.

Czuł się takim złym synem. Tak bardzo chciałby być w stanie spełniać oczekiwania ojca. Tak bardzo chciałby móc cenić sobie klan nade wszystko inne. Tak bardzo chciałby być typowym Uchihą - zapatrzonym w siebie i przekonanym o swojej wyższości. Tak bardzo chciałby być godny zostania głową ich dumnego klanu. Tak bardzo chciałby być w stanie uwierzyć, że zamach przyniesie im chwałę.

Ale to było kłamstwo. Klan był ślepy.

I właśnie dlatego Itachi czuł, że prędzej czy później jego cenny klan zostanie wybity co do członka. ANBU nie oszczędzą nikogo, nawet dzieci czy ciężarnych kobiet. Klan został uznany zbyt dużym zagrożeniem.

Jednakże nie mógł odpuścić w takiej chwili.

Nie mógł się poddać, gdy jeszcze nic nie było stracone, gdy Shisui knuł coś na boku, uparcie chcąc wmieszać w to wszystko Sasuke.

Trzy. Przekonać matkę, by stanęła po mojej stronie.

Wiedział, co myśli o tym wszystkim Mikoto. Że gdyby tylko udało się ją przekonać, by odważyła się jawnie sprzeciwić ojcu...

Cztery. Nie dopuścić do zamachu.

Plan, składających się z czterech punktów, brzmiał  tak prosto. Cóż niby mogło pójść nie tak?

Wszystko, odpowiedział sobie ponuro w myślach chłopak.

---

To była spokojna noc - do chwili, gdy powietrze przeciął zdenerwowany głos.

- Jak to? Jak mam to rozumieć, że nie będziesz jutro na spotkaniu?!

Leżący w swoim pokoju Sasuke otworzył oczy. Tak jak przypuszczał, wokół panowała kompletna ciemność, a cały dom pogrążony w spokoju i ciszy. Dopiero po chwili dało się raz jeszcze usłyszeć podniesiony głos jego ojca.

- Nie znasz swojego miejsca!

Sasuke wyślizgnął się cicho z łóżka.

Zaczęło się.

Oto właśnie jego śliczny, spokojny sen zaczął zamieniać się w koszmar. Chłopak opuścił swój pokój jak najciszej, chcąc ukryć swoją obecność. Itachi i tak go wyczuje prędzej czy później, ale być może uda mu się usłyszeć coś, co jako dziecko mógłby przeoczyć.

Dom był prawie pusty, przez co kroki Sasuke zdawały się być głośniejsze niż zwykle.

- Mam jutro misję - głos jego brata był wyprany z emocji i dochodził z jednego z pokoi. Nie świeciło się światło, zupełnie jakby członkowie tego niecodziennego spotkania pragnęli za wszelką cenę utrzymać je w tajemnicy. Sasuke zatrzymał się przed drzwiami, zaciskając dłoń w pięść.

Misję? Akurat masz misję!

Jutro... Jutro planujesz pójść i zabić swego kuzyna, prawda?

Ale to dobrze się złożyło, że mam szansę ich usłyszeć. Przynajmniej wiem, że pewne rzeczy pozostały bez zmian. A to oznacza, że innym mogę zapobiec.

- Jaką misję? - Uchiha Fugaku zdawał się z trudem powstrzymywać furię.

- Nie mogę powiedzieć - Sasuke zatrzymał się przy ścianie. Nie odważył się podejść bliżej, by nie zostać zauważonym. Jego brat siedział naprzeciwko rodziców ze spuszczoną głową. - Jest ściśle tajna.

Po twarzy ich ojca przebiegł grymas.

- Itachi - odezwał się. - Jesteś jak naczynie łączące ośrodki wioski i klanu. Zdajesz sobie z tego sprawę, prawda?

- Tak.

- Lepiej więc weź to sobie głęboko do serca - rozkazał Fugaku - i przyjdź jutro na spotkanie.

Itachi milczał przez chwilę, po czym podniósł głowę.

Teraz mnie zawoła.

Tak się jednak nie stało.

- Wybacz mi, ojcze, ale nie mogę odpuścić sobie tej misji - odezwał się Itachi, wpatrując się w mężczyznę. - Jest zbyt ważna.

- Ważniejsza od spraw naszego klanu? - w głosie ich ojca czaiła się furia.

- Niekiedy istnieją rzeczy ważniejsze od klanu.

Czyli twoje cholerne możliwości i chore ambicje?

- Czy ty w ogóle sam siebie słyszysz, Itachi?! - uniósł głos Fugaku. - Przypominam ci, że to ty masz w przyszłości odziedziczyć po mnie tytuł głowy klanu. Jak chcesz władać Uchiha w chwili, gdy nie masz najmniejszego pojęcia, co dzieje się w rodzie? Jeśli myślisz sobie, że pozwolę ci tak po prostu opuszczać zebrania, to się grubo mylisz. Możesz i być sobie w ANBU, ale klan zawsze powinien stać przed wioską. Rozumiesz?

- Wiem, czego się ode mnie wymaga - powiedział Itachi, cały czas spokojnie i cicho. - I jako następca klanu jestem gotowy wziąć odpowiedzialność za jego czyny.

- Następca klanu - prychnął ich ojciec. - Jaki z ciebie następca klanu, skoro niektórzy nie widzieli cię na oczy od miesięcy? Czy ty masz choćby najmniejsze pojęcie, jak ważna jest twoja obecność teraz, w przeciągu kilku następnych dni? Właśnie w tej chwili cały klan musi się zjednoczyć, a ty chcesz go podzielić!

Itachi opuścił głowę.

- Zdaję sobie z tego sprawę - jego głos był niewiele głośniejszy od szeptu.

Mikoto chwyciła męża za ramię.

- Anata, myślę, że już wystarczy - odezwała się łagodnie. - Jeśli Itachi ma misję, nic nie możemy na to poradzić.

- To jego zadaniem jest zadbać o to, by te misje nie wypadały podczas zebrań! - wysyczał na to mężczyzna.

- Fugaku... - kobieta uścisnęła pocieszająco. Zaraz jednak w jej oczach pojawiła się stal, gdy zerknęła na najstarszego syna. - Itachi, ojciec ma rację. Wioska nigdy nie powinna być dla ciebie ważniejsza niż klan. Niech to będzie ostatni raz, gdy taka sytuacja się zdarza. Musisz zacząć uczęszczać na zebrania, zbyt wiele się ostatnio dzieje.

- Tak jest - odpowiedział jej syn.

Aż mnie krew zalewa, gdy słyszę te jego ohydne kłamstwa.

- Pomijając samo zebranie - zaczął Fugaku, nachylając się do syna - to możemy liczyć na twoją pomoc, prawda?

Pomoc? W czym niby?

- Mówiłem ci już, co o tym myślę, ojcze - niewiele mówiąca odpowiedź padła z ust chłopaka. - I nie wiem, czy taka decyzja nie jest zbyt pochopna.

- Zbyt pochopna? - Fugaku zerknął na niego z niedowierzaniem. - Myśleliśmy już nad tym od lat!

Mikoto raz jeszcze ścisnęła ramię męża, ale nie odezwała się.

- A więc mam rozumieć, że jesteś przeciwny?- spytała głowa klanu Uchiha.

Jego syn jedynie uciekł wzrokiem na bok.

- Tego nie powiedziałem. Jedynie wydaje mi się, że to może być błąd. Ojcze, gdybyś tylko dał mi trochę czasu, to...

Czasu?

Po co ci ten czas? To samo powiedziałeś tydzień temu Shisuiemu. Co aż tak bardzo cię przeraża, że wybijesz z tego powodu cały klan?

Tak... Oboje boją się czegoś, co ma nadejść - on i Shisui.

- Ja mam dać czas tobie? - Fugaku strzepnął dłoń żony. - Nie uważasz, że trochę za bardzo siebie przeceniasz? Dlaczego miałbym cię słuchać, gdy ty robisz wszystko, byle tylko uciec od swoich obowiązków? Gdy zapominasz o swojej własnej pozycji i o tym, kim jesteś? To nie ja powinienem cokolwiek dla ciebie robić. Nic ci nie jestem winien i nic nie zrobię w tej sprawie. Ja już dawno podjąłem decyzję i twoje słowa jej nie zmienią.

Itachi milczał przez chwilę, na tak długo, że zdawało się, że już nie odpowie.

- Sasuke. - Odezwał się nagle.

Rodzice zerknęli z zaskoczeniem na zasunięte drzwi. Stojący za nimi chłopak jedynie mocniej zacisnął pięści.

To dlatego tak łatwo przyszło mu wam pokonanie was, mamo, tato. Itachi zawsze był od nas inny. Zauważał więcej, niż reszta.

I dlatego też inni byli dla niego niczym.

- Jak skorzystasz z toalety, wróć od razu do siebie.

Sasuke otworzył szerzej drzwi, dając się zobaczyć rodzicom. Tak jak przypuszczał, jego ojciec od razu wstał, wyraźnie niezadowolony.

- Aha. - Mruknął Sasuke.

- Gdzie łazisz po nocy? - zganił go ojciec, ale chłopak nie przejął się tym. Uchiha Fugaku zawsze był szorstki dla swoich dzieci i był to jeden ze sposobów okazywania troski. - Marsz do łóżka!

Tym razem chłopak nie miał zamiaru popełnić swojego wcześniejszego błędu - tego z pierwszego świata, sprzed tylu lat - i odpuścić tak po prostu.

- O co chodzi z tą "pomocą"? - spytał.

- To nie twój interes, tylko nasz i twojego brata! - wywarczał Fugaku. - Idź spać, Sasuke!

- Skoro mówimy o naszym klanie, to najwyraźniej jest to mój interes - zauważył.

- To są sprawy dorosłych, dzieci nie powinny się tym przejmować - odezwała się łagodnie Mikoto, nie ruszając się z miejsca.

Widzisz, mamo, problem w tym, że ja już dawno przestałem być dzieckiem, które by cię słuchało. Moje dzieciństwo skończyło się wraz z twoją śmiercią.

Oczywiście, nie mógł jej tego powiedzieć.

- Nii-san nie jest ode mnie wiele starszy, a jemu wszystko mówicie - zauważył zimno Sasuke.

- Itachi to Itachi, już dawno nam udowodnił, że nie jest dzieckiem. Choć ostatnio mam inne wrażenie, sądząc po jego zachowaniu - dodał Fugaku, rzucając ostre spojrzenie synowi. - A teraz idź spać, Sasuke! Nie powinno cię tu być.

Jedno zerknięcie na wściekłą twarz ojca powiedziało mu wyraźnie, że nie uzyska żadnych odpowiedzi.

- Tak - Sasuke zamknął drzwi, czując na sobie baczny wzrok brata. Itachi patrzył na niego, zupełnie jakby był przeszkodą, której należy się pozbyć.

A więc się zaczyna, co?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro