10. Nóż w ciemności
Noc była ciemna i spokojna. Mieszkańcy rezydencji położonej na skraju wioski już dawno powinni pójść spać, nabierając energię na następny dzień. Noc ma jednak to do siebie, że gdy ktoś śpi, ktoś inny czuwa, nie powinno więc być dziwnym, iż jedna osoba w tej rezydencji przemierzała w absolutnym milczeniu zaciemnione korytarze znajomego budynku, ściskając w dłoni sztylet.
Uszy nasłuchiwały jakiegokolwiek odgłosu, znaku, że ktoś się zorientował, że ktoś inny nie śpi. Oczy zerkały przed siebie ze skupieniem oraz powagą, tak niepasującą do dziecięcej twarzy. Dłoń odsunęła drzwi prowadzące do jednego z pokoi, starając się zrobić to jak najciszej. Bez ani jednego słowa chłopiec wkroczył do środka, uważając, by nie nastąpić na skrzypiącą deskę bądź by w żaden inny sposób nie obudzić śpiącego właściciela pokoju. Zatrzymał się przy nim i zmierzył spojrzeniem spokojną twarz niczego się nie spodziewającego nieco starszego od niego nastolatka.
W absolutnej ciszy dłoń ze sztyletem uniosła się do ciosu.
To wszystko zakończy. Wystarczy, że nie narobię hałasu, a rankiem udam święte zdziwienie oraz przerażenie.
Nikt nie będzie wszak podejrzewać młodszego brata o morderstwo starszego, czyż nie?
Dłoń opadła w dół szybko, bez wahania, z lodowatą satysfakcją.
Cios nigdy nie osiągnął celu. Śpiący otworzył nagle oczy, które zalśniły czerwienią w ciemności. W geście obronnym uniósł dłoń do góry, w ostatnim momencie ściskając nadgarstek napastnika, powtrzymując cios. Po ułamku sekundy zdezorientowania nastolatek poruszył się ponownie, kopnięciem zrzucając z siebie nachyloną nad nim postać, sam zaś zerwał się momentalnie. Dłonie zaczęły układać się w znajome gesty, by uruchomić technikę, gdy rozpoznał swojego niedoszłego mordercę, który, pchnięty siłą kopnięcia, znajdował się teraz po przeciwnej stronie pokoju, przyciskając do siebie sztylet.
- Sasuke? - rozpoznał brata Itachi, zamierając.
Cholera. Zorientował się.
No to wpadłem.
- Co ty wyrabiasz? - w głosie ANBU zabrzmiało zaniepokojenie, tak szczere, że niemal prawdziwe.
W takim razie jest jeszcze inny sposób...
Sasuke jęknął z premedytacją, kuląc się, jakby uderzenie zabolało go mocniej, niż w rzeczywistości. Wzbudzić litość oraz współczucie. Sprawić, by przeciwnik uwierzył, że jesteś słaby i bezbronny.
- Sasuke? - Itachi porzucił postawę walki i podbiegł do brata. - Nic ci nie jest?
W odpowiedzi niższy z nich jedynie raz jeszcze jęknął, schylając głowę, by nie zdradził go wyraz twarzy. Może i przebywał w dziecięcym ciele, może i nie miał takiej samej siły fizycznej, ale nadal był w stanie na swój sposób walczyć.
- Ja... - zaczął. - Śniło mi się, że zniknąłeś, nii-san. Chciałem się upewnić, że nadal tu jesteś. Nie chciałem...
Nie dokończył.
- Wybacz mi, Sasuke - Itachi przykucnął przy nim, dezaktywując Sharingana. - Byłem przekonany, że ktoś chce mnie zabić. Wszystko w porządku? Nie chciałem cię uderzyć.
Uchiha zerknął kątem oka na starszego brata. Musiałby być głupcem, by się nabrać na tą szopkę.
- O czym ty myślałeś, tak się zakradając do mnie w nocy? - spytał Itachi z dezaprobatą. - A gdybym cię nie rozpoznał?
Nastolatek zmierzył go uważnie spojrzeniem, zupełnie jakby naprawdę martwił się tym, czy go przypadkiem nie zranił. Dotknął go niepewnie ręką, a Sasuke jedynie dzięki mocnej kontroli nad sobą nie rzucił się na brata.
Skoro próba zabicia go we śnie odpada, będzie trzeba zrobić to w inny sposób. Mógłbym go teraz zaatakować, ale gdyby to się nie udało, straciłbym całe zaufanie, które do mnie ma.
Skoro mam jeszcze dwa tygodnie, to znaczy, że będę musiał je wykorzystać, jak tylko się da.
Zimne ostrze sztyletu przypomniało mu, by nad sobą panował. Dwa tygodnie... Tylko, a zarazem aż dwa tygodnie, które mogą wszystko zmienić. Muszą wszystko zmienić. Jeśli teraz rzuci się na brata bezsensownie, to tylko zmarnuje tą jedyną szansę, jaką cudem uzyskał.
Raz jeszcze zerknął na brata. W ciemnościach ciężko było dostrzec coś więcej niż ich kontury, Itachi nie używał też Sharingana. Nie spodziewał się ataku, nie od młodszego brata. Czy następna próba miała szansę powodzenia?
- Sasuke, to przez ten sen? Albo przez tą rozmowę, którą posłuchałeś? - odezwał się ponownie Itachi, gdy Uchiha milczał zbyt długo. - Jeśli tak, to niczym się nie martw. Nic się nie dzieje i nic się nie wydarzy. Shisui lubi przesadzać. Znasz go, za parę dni przyjdzie tutaj oraz wyśmieje nas, że uwierzyliśmy w jego głupie zabawy.
- To nie brzmiało jak zabawa - wymamrotał Sasuke.
- Ale to była - oznajmił z naciskiem Itachi. - Shisui się nudzi, ma zbyt wiele czasu wolnego.
- Przecież...
- Sasuke - przerwał mu brat, nieco ostrzej, niż wymagała tego sytuacja. - Nie przesadzaj. Nic się nie dzieje.
- A do czego chcieliście wykorzystać mamę? - nie poddawał sie chłopak.
Z ust Itachiego wyrwało się ciche westchnienie.
- Shisui się zakochał - powiedział - i liczył, że z pomocą matki uda mu się wywrzeć większe wrażenie na dziewczynie.
To przecież nie brzmiało jak rozmowa o miłości.
- A dlaczego ojciec...
- To osoba spoza klanu. Ojciec raczej nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że Shisui umawia się z kimś, kto nie jest Uchihą.
Itachi popatrzył na niego uważnie.
- Sasuke, nie masz wrażenia, że przesadzasz? Mówiłem ci, nic się nie dzieje.
Starszy z braci wstał i wyprostował się.
- A teraz idź spać, Sasuke. Jeszcze zostaniesz przyłapany na łażeniu po nocy i wpadniesz w jeszcze większe tarapaty - polecił Itachi - oraz daj mi się wyspać. Po ostatniej misji nie miałem zbyt wiele czasu, by odpocząć, bo od razu znalazł mnie Shisui i nie dał mi nawet minuty dla siebie - zaśmiał się, ale ten śmiech zabrzmiał złowrogo w uszach jego brata.
Sasuke także wstał, pilnując się, by schować sztylet za plecami, tak, by Itachi go nie zauważył. Zacisnął dłoń na broni.
Jeszcze nie teraz, powiedział sam sobie, jeszcze nie teraz. Ale już wkrótce.
- Przepraszam - wymamrotał, tak bardzo nienawidząc tego słowa. W ciemności ciężko było mu zobaczyć, jaki ma wyraz twarzy jego brat, ale był sobie w stanie to wyobrazić. Pogardliwy bądź pełen arogancji... Sasuke nawet nie chciał o tym myśleć.
- Idź już - ponaglił go tamten.
- Tak, tak... - skrzywił się z niechęcią podróżnik w czasie.i opuścił pokój.
Raz jeszcze znalazł się wśród plątaniny opuszczonych korytarzy. Dobrze, że wciąż pamiętał, który pokój jest gdzie. Nie mieszkał w tym domu od tamtej nocy. Nie byłby w stanie mieszkać.
Przemierzając zacieniony korytarz i wracając do siebie, raz jeszcze powtórzył swoje priorytety.
Musiał skończyć być tak impulsywny. W ten sposób tylko wzbudzał podejrzenia i sam sobie ograniczał możliwości ruchu.
Musiał zadbać o to, by Shisui przeżył. Przy okazji Itachi nie dostanie Mangekyou, a więc nie dojdzie do masakry.
Oraz musiał się dowiedzieć, co ukrywają domownicy.
Tylko super, że nikt jakoś nie chce mi tego powiedzieć.
Parsknął z irytacją.
Życie było o wiele mniej skomplikowane, gdy żył w swoich czasach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro