20. Wszystko jest w porządku
Uchiha Sasuke obudził się z bólem głowy oraz z poczuciem irytacji. Jęknął, pomasował bolące miejsce i rozejrzał się wokół. Znajdował się w swoim domu, w pustym pokoju, a obok nie było nikogo. Zmrużył oczy, nie rozumiejąc, czemu przebywa sam.
Wspomnienia całego dnia wróciły jednej chwili i spowodowały, że się skrzywił.
Shisui.
Ten mały, wstrętny manipulator z samobójczymi skłonnościami już drugi raz go obezwładnił. Jak on to robił, tak swoją drogą?
Nie. Uświadomił sobie Sasuke.
To nie na niego powinienem być teraz zły, tylko na samego siebie. Jak długo jeszcze mam zamiar się usprawiedliwiać tym, że jestem w ciele ośmioletniego dziecka i nie mam takich samych umiejętności, jakie miałem?
Muszę z tym skończyć.
Sasuke opuścił nogi z kanapy, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Proszę. Miał za swoje.
Był nieostrożny, a teraz jedyne, co mógł zrobić, to czekać, aż Itachi wróci oraz zadawać mu pytania, na które i tak Sasuke nie dostanie odpowiedzi.
---
Itachi nie spieszył się z powrotem.
Sasuke był w stanie to zauważyć, choćby po mijających minutach. Zebranie klanu także musiało się przedłużyć, bowiem normalnie by tyle nie trwało... Prawda?
Nikomu się nie spieszyło do powrotu. Dom był pusty.
A to znaczyło, że Sasuke miał dość spore pole do manewru.
Nie miało sensu iść szukać brata lub kuzyna - w jasny sposób dali mu do zrozumienia, że jego osoba nie jest pożądana.
Ale mógł zrobić inne rzeczy, takie, przy których wykonaniu przeszkadzała mu obecność rodziny. I tym czymś było nic innego, jak przeszukanie uważnie domu. Chciał wiedzieć, co ukrywali przed nim inni oraz czym była misja jego brata.
Oczywiście, Sasuke mógł równie dobrze nic nie znaleźć. Mógł się mylić i tak naprawdę nic się nie działo, a on działał z przewrażliwieniem. Tak czy siak, miał już dosyć tkwienia w ciemności.
Sasuke zatrzymał się przed drzwiami do pokoju brata. Jako dziecko spędzał tam niewiele czasu, wyganiany przez innych. Przesunął drzwi, porównując teraźniejszość ze wspomnieniami.
Pokój nic się nie zmienił. Cały czas był taki sam - łóżko zostało perfekcyjnie pościelone, na regałach leżały książki ułożone w porządku alfabetycznym, a niewielka szafa była zamknięta, a nie straszyła wyrzuceniem całej swej zawartości, jak to u niektórych bywało. Na biurku położonych było kilka zeszytów, każdy z nich w tej samej szarej oprawie, a niedaleko leżało pióro do pisania. Pod ścianą znajdowała się kolekcja perfekcyjnie naostrzonych sztyletów, na widok której Sasuke od razu parsknął.
Chłopak podszedł do komody znajdującej się tuż obok łóżka i bez namysłu otworzył pierwszą szufladę. Znalazł tam tylko jedną książkę, której tytułu nie skojarzył wraz z włożoną w nią zakładką oraz mały notesik, który przykuł jego uwagę. Wyciągnął go i przyjrzał mu się uważnie.
To nie był notes, jak pierwotnie pomyślał, tylko kieszonkowy kalendarz. Zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć, czy jego brat z niego kiedykolwiek korzystał. Odpowiedź zyskał, gdy tylko otworzył kalendarzyk na losowej stronie. Był on pełen zapisków. Zazwyczaj skupiały się one na miejscu i godzinie, gdzie Itachi miał się zjawić, ale pojawiały się też bardziej osobiste notatki. Dużym wykrzyknikiem zaznaczone były urodziny Shisuiego, tuż przy których napisanych zostało kilka propozycji na prezent. Tak samo skrupulatnie zostały zapisane wszystkie wydarzenia związane z Sasuke - jego egzaminy bądź wycieczki szkolne.
- Stalker - wymruczał Sasuke, przekartkowując kalendarz i zbliżając się do obecnej daty. - Nie możesz tego zapamiętać bez zapisywania?
Mimo tych słów, jakaś jego część rozumiała potrzebę zapisywania najważniejszych rzeczy przez brata. Zapiski często się na siebie nakładały, a na dany dzień nie raz przypadało co dziesięć bądź więcej spraw do załatwienia. Oczywiście, ktoś tak cudowny jak Itachi musiał mieć sporo do roboty, czyż nie? I pewnie dlatego tak łatwo przyszło mu porzucić całą odpowiedzialność.
Sasuke drgnął, dostrzegając dzisiejszą datę. W odróżnieniu do pozostałych dni, przy tym wśród innych zapisków znajdowało się też coś więcej - mały "x" tuż przy rogu prostokąta z datą.
- A więc jednak sobie coś zaplanował - wymruczał Sasuke, zerkając z ciekawością na dalsze dni. Niemal spodziewał się zastać je puste, jako że Itachi już miał zamiar opuścić Konohę.
Tak jednak nie było. Ani jeden z dni nie został specjalnie zaznaczony. Ba, niektóre terminy (jak choćby przypomnienie o otwarciu nowego sklepu z dango) wykraczały datę masakry o tygodnie. Dalej znajdowała się informacja o imieninach ich matki, urodzinach Sasuke (ta także zaznaczona wykrzyknikiem), a przy nich (już!) wypisane były propozycje potencjalnych prezentów. Sasuke wbrew sobie uniósł kąciki ust w górę, gdy przeczytał, co Itachi chciał mu kupić. Kunai wykonany ze specjalnego metalu, który można było dostać tylko na zamówienie. Jako dziecko swego czasu marzył o tym, i jego brat musiał o tym wiedzieć. Bez wątpienia ośmioletni Sasuke byłby wniebowzięty, gdyby coś takiego dostał.
Sasuke zatrzasnął kalendarz z irytacją. To wszystko wyglądało... Wyglądało, jakby Itachi nie miał zamiaru opuszczać Konohy. Jakby naprawdę wiązał z nią swoją przyszłość.
- Głupoty - skomentował, zabierając się za przeszukiwanie reszty pokoju. Tym razem jednak nie znalazł nic ciekawego, ani jednego zwoju z wypisaną misją (cóż, jeśli była ściśle tajna, to raczej Itachi nie trzymałby jej w pokoju), ani listów z zachętą wstąpienia do Akatsuki (Sasuke nie miał pojęcia, jak ta organizacja rekrutowała członków. Urządzała konkurs, kto zabije więcej niewinnych?), ani choćby zdjęć ich rodziny z dziurami po rzuconym sztyletem w ich głowy. Pokój wyglądał tak normalnie, jak mógł wyglądać. Ba, nawet na szafce stało oprawione zdjęcie ich rodziny. Stali tam we czwórkę, uśmiechając się. Sasuke tak rzadko widział uśmiechy na twarzach swoich najbliższych. Pamiętał, kiedy zrobione zostało to zdjęcie - to były czterdzieste urodziny Mikoto i mąż zapragnął sprawić jej przyjemność. Stali przed wielkim tortem, Mikoto i Fugaku obejmowali się ramionami, a Sasuke siedział na plecach brata - tuż przed zrobieniem zdjęcia niefortunnie skręcił sobie kostkę. Itachi chciał, by chłopak był z nimi na zdjęciu i uparł się, że go potrzyma.
Zauważywszy, że nic ciekawego już nie znajdzie, Sasuke raz jeszcze ogarnął wzrokiem pokój i po stwierdzeniu, że wszystko jest na swoim miejscu, zasunął za sobą drzwi, kierując się do drugiego punktu w jego planie.
Gabinet jego ojca. On bez wątpienia coś planował. Trzebaby być ślepym, by tego nie zauważyć. Być może zaręczyny?
Sasuke parsknął pod nosem. Tak, to by pasowało pod jego brata. Jaki inny mógłby być powód, dla którego chciał coś opóźnić? Pewnie miał jakąś kochankę, a rodzice chcieli, by się ożenił z inną kobietą. Jemu się to nie spodobało, więc wybił cały klan. Proste? Proste.
Sasuke zamarł tuż przed drzwiami do gabinetu, słysząc znajome głosy.
Rodzice wrócili.
Przeklął w myślach i zmienił prędko kierunek ruchu. Przybrał na twarz fałszywy uśmiech i ruszył do holu, gotowy przywitać dorosłych.
- ...prawdę, mógłbyś być czasami mniej agresywny! - to bez wątpienia był głos jego matki. - Przecież propozycja Hokage-sama wcale nie jest taka zła! A ty od razu musisz nastawiać klan przeciwko niemu!
- Nie będzie mi żaden staruch mówił, co ma robić mój klan! - warknął Fugaku, otwierając drzwi wejściowe. - A ty daj mi spokój, kobieto! Drzesz się na mnie bez powodu!
Sasuke zwolnił, zastanawiając się, czy naprawdę ma ochotę słuchać takiej kłótni.
- Bez powodu? Po raz pierwszy mamy szansę dojść do porozumienia, a ty musisz wszystko psuć! Nawet Itachi sądzi, że to dobry pomysł!
- To, co myśli Itachi, nie ma najmniejszego znaczenia! - wraz z tymi słowami oboje zaczęli ściągać ubrania wyjściowe, nie patrząc na siebie. Sasuke zatrzymał się tuż za rogiem, tak, że go jeszcze nie zauważyli.
- Oczywiście, bo wielki Fugaku-sama zawsze musi mieć rację! - niemal wykrzyczała kobieta. - Do cholery, Fugaku, co ci się nie podoba w tym planie? Gdyby nie twoje widzi-mi-się, już dawno byśmy doszli do porozumienia! Czego ci jeszcze brakuje?
Plan, porozumienie... A więc jednak Itachi się żeni? Nieśmieszny żart przeszedł przez głowę podróżnika w czasie.
- Brakuje mi tego, że nikt w tej podrzędnej wiosce nie bierze mnie poważnie! - oznajmił z siłą Fugaku. - Nawet mój własny syn ma coś przeciwko mnie!
- Itachi próbuje przemówić ci do rozumu!
- On? - parsknął z kpiną. - Nie żartuj. Ktoś z tak słaby mentalnie jak on nie powinien zostawać shinobi. Chciałem dać mu szansę. Chciałem go wychować na dumę naszego klanu. A teraz? Teraz, gdy tylko mamy okazję zyskać chwałę, to on wymięka!
- Na dumę klanu? - powtórzyła po nim kobieta. - Chyba raczej na broń! Nie podoba ci się, że zaczyna sam myśleć, czyż nie? Że może mu zależeć na innych! Że nie chce widzieć więcej bezsensownego rozlewu krwi?
- Nie dostrzegasz sedna problemu, kobieto! - Fugaku jeszcze bardziej podniósł głos. - Zdecyduj się w końcu, co ci się naprawdę nie podoba: to, że odrzuciłem propozycję tego starca czy to, w jaki sposób wychowuję dzieci!
- To ty jesteś ślepy, do cholery, Fugaku! - teraz i ona warczała. - To była najlepsza propozycja, jaką mogliśmy dostać! Czas na decyzję mamy do jutra! Musimy się na to zgodzić!
- Nie będę chodził na żadne układy z tymi, którzy prędzej zaufają nuke-nin niż nam! Ja już zdecydowałem i twoje błagania i skomlenia nic już nie zmienią!
- Zdecydowałeś? Chyba raczej do cna oszalałeś! Jak możesz tak po prostu odrzucić to wszystko?!
- Kobieto, nie próbuj mi wmawiać, że dopiero teraz się obudziłaś - prychnął. - To się działo już od lat, przed twoimi oczami. Przez tyle lat milczałaś, by nagle przypomnieć sobie, że jednak kochasz tą przeklętą wioskę? Nie rozśmieszaj mnie! - powiedziawszy to, ruszył w głąb rezydencji. Gdy zobaczył Sasuke, rzucił mu ostre spojrzenie, ale nic nie powiedział.
- Gdzie ty idziesz? - krzyknęła za nim Mikoto.
- Do gabinetu. Już z rzeźbami prędzej się dogadam niż z tobą!
Mężczyzna zasunął za sobą drzwi z trzaskiem, pozostawiając żonę w holu. Mikoto wymruczała pod nosem przekleństwo, a dopiero później zauważyła syna, opierającego się o ścianę.
- Co się dzieje?- spytał Sasuke. To zdecydowanie nie wyglądało na zwykłą kłótnię. Coś działo się w klanie, coś niedobrego. Coś, co miało doprowadzić w przeciągu tygodnia do masakry. Tak, ta data nie była przypadkowa.
Klan szykował się do walki. Tylko z kim?
Sasuke nie pamiętał, by w jego świecie doszło do jakiejś wojny. Być może plany zostały wycofane z powodu masakry. Być może klan nie dogadywał się z wioską. Być może mieli jakieś drobne sprzeczki. Drobne - lub większe.
Klan dostał jakąś propozycję. Ojciec ją odrzucił. Czy to coś zmieniało? Czy to było dobrze, czy też źle? Kto miał rację - Mikoto czy Fugaku?
Kobieta zamiast odpowiedzieć jedynie podeszła do chłopaka i potarmosiła jego głowę.
- Nic - złagodniała w ułamku sekundy. - Jak wróci Itachi, powiedz mu, że muszę z nim koniecznie porozmawiać. Jesteś głodny?
Sasuke westchnął.
Jak on nienawidził tego, jak jego rodzina uwielbiała udawać, że wszystko jest w porządku, gdy wyraźnie nie było.
----
Rezydencja Uchiha była cicha, gdy samotny chłopak zatrzymał się przed drzwiami wejściowymi. Nie dziwił się temu - przecież było już tak późno. W myślach przeklinał to opóźnienie, ale nic nie mógł na to poradzić.
Było w tej ciszy coś, co go przerażało.
Nie czuł się na sile, by podejść do młodszego brata i raz jeszcze upewnić się, jak się czuje. Wiedział, że Sasuke nie przyjmie teraz dobrze jego obecności. Nad tamtym klifem pokazał to ostentacyjnie. Obwiniał go o próbę samobójczą kuzyna i żadne słowa nie mogły tego zmienić.
Itachi wiedział, że powinien być przy bracie. Że powinien go wspierać. Na litość, Sasuke miał tylko osiem lat! Nie powinien czegoś takiego widzieć! Nie powinien dorastać w strachu i przemocy.
Ale Itachi nie był w stanie tego zrobić.
Być może się bał - tamtych czerwonych oczy wypełnionych nienawiścią. Oraz tamtych słów.
"On będzie chciał się nas wszystkich pozbyć. I użyje do tego ciebie, Itachi."
Czy Shisui miał rację? Czy Danzou-sama chciałby się pozbyć ich klanu? Czy naprawdę nie dało się powstrzymać masakry klanu? Czy to on miał tego dokonać?
Itachi nie miał pojęcia. Został wychowany jako shinobi, jako narzędzie służące do obrony swej wioski. Miał wykonywać rozkazy oraz milczeć, gdy tego wymagano. Miał pokonywać wrogów Konohy... Co jednak, gdy tymi wrogami miała się wkrótce stać jego rodzina? Czy jego własną rodzina chciała wrzucić ich w nową, brutalną wojnę?
Jeszcze nigdy wcześniej nie chciałby być stanie poradzić się swojego kuzyna. Ale Shisuiego już nie było. Opuścił Konohę z misją o najwyższej tajności. Było tak wiele spraw, które wymagały długotrwałej nieobecności. A któż byłby lepszy do ich załatwienia niż shinobi, który nie mógł pojawić się w wiosce, przynajmniej dopóki Danzou żył?
Nie to jednak martwiło siedzącego w ciszy chłopaka, ale Sasuke. Tydzień wcześniej... Tydzień wcześniej z taką pewnością przewidział śmierć Shisuiego oraz masakrę klanu.
Zupełnie jakby ostrzeżenie kuzyna miało się spełnić.
Czy byłbym w stanie to zrobić? Przemknęło Itachiemu przez myśl. Spojrzał na swoją dłoń, która już tak wiele żyć odebrała. Czy naprawdę Konoha mogłaby mi zlecić to zadanie?
Po raz kolejny tego dnia poczuł się nieswojo.
Nic nie poszło tak, jak miało być.
Shisui musiał uciekać. Zamach nadal był w toku. Być może Danzou-sama wkrótce rozkaże wybić cały klan. Sasuke go nienawidził. Shisui opuścił wioskę. Tak po prostu. Raz był, a potem... Potem już go nie było. I już nie wróci przez długi, długi czas.
Jeszcze nigdy wcześnie Itachi nie czuł się tak samotnie.
Potrząsnął głową, odganiając od siebie te myśli. Co się stało, to się nie odstanie.
Wszedł do rezydencji, ściągając szybko ubranie i buty. Wszyscy już zasnęli? Ale nie, zaraz zobaczył światło w gabinecie ojca. Fugaku zawsze przebywał tam, gdy był podenerwowany. Czyżby zebranie klanu poszło w złym kierunku?
Nie wahając się zbyt długo, zastukał do drzwi. Prowadzona ostrym tonem cicha rozmowa urwała się nagle i szybko.
- Wejść. - rozległ się głos jego ojca.
Chłopak przesunął drzwi, ale nie wszedł do środka. Tak jak przypuszczał, jego ojciec siedział na swoim ulubionym fotelu, a matka stała naprzeciwko niego, nachylona, wyraźnie mu coś tłumacząc.
- Itachi. - Uchiha Fugaku spojrzał na niego z dezaprobatą.
Nastolatek skinął głową, starając się nie napiąć. Nie rozmawiał z ojcem od zeszłego wieczora i wiedział, że mężczyzna nie jest w dobrym humorze. Ich relacje zawsze były napięte - ojciec często przebywał poza domem, tak samo jak i on, i choć teoretycznie dużo ze sobą rozmawiali, tak naprawdę poruszali tylko tematy oficjalne - sprawy klanu i misji. Nigdy nie potrafili rozmawiać ze sobą szczerze. Itachi miał zdolności, był następcą klanu - Fugaku wymagał więc od niego odpowiedniego zachowania i wyników.
I dopóki Itachi spełniał jego wymagania, dopóty mogli udawać, że wszystko jest dobrze.
- Ojcze. - Skinął głową spokojnie.
Mikoto spojrzała to jednego, to drugiego, ale nie odezwała się.
- Miałeś misję - głowa klanu Uchiha uniosła jedną brew.
- Owszem.
- Misję - powtórzył Fugaku. Oj, to nie był dobry znak. Głos mężczyzny był zbyt spokojny, zbyt opanowany.
Itachi raz jeszcze skinął głową.
- Przykro mi, że się nie wyrobiłem z czasem, by zdążyć na zebranie klanu.
- Przykro ci - prychnął starszy Uchiha. - Mi też przykro. Wszystkim jest przykro. Ale i tak niektórzy chociaż się starają wypełniać swoje obowiązki. Widzę, że nawet jednej misji nie jesteś w stanie wykonać bez zranienia się. Jak bardzo to poważne?
Itachi powstrzymał chęć uniesienia dłoni ku twarzy. Wcześniej zasłonił oko grzywką, by bandaż nie rzucał się w oczy, ale ojciec i tak musiał to zauważyć.
- Za parę dni się zagoi. To drobiazg.
Itachi opuścił głowę, nie mając zamiaru nic więcej mówić, gdy mężczyzna wstał i wyminął go, zmierzając zapewnie do sypialni.
- Zawiodłem się na tobie, Itachi - następne słowa ojca były suche i szczere.
I to była prawda.
Ale to jeszcze nie był koniec. Uniósł dłoń i położył ją na ramieniu swojej matki, gdy ta miała zamiar podążyć za swoim mężem, który już zniknął w głębi rezydencji.
- Tak? - oczy kobiety były ufne, ale równocześnie pełne smutku. - Skarbie, mam mało czasu. Hokage-sama dał nam pewną propozycję... Bardzo dobrą moim zdaniem - westchnęła. - Ojciec odmówił. Chciałam się dowiedzieć, dlaczego.
Itachi odczekał chwilę, aż ojciec znajdzie się poza zasięgiem słuchu, po czym nachylił się do matki i wyszeptał:
- Shisui nie żyje.
Zamarła. Wszystko, co chciała powiedzieć, nagle przestało mieć jakiekolwiek znaczenie.
- Jak to? - spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Popełnił samobójstwo - skłamał Itachi, nienawidząc się za słowa, które wypowiadał. Ale musiał jej to przekazać. Nikt, nawet ciotka Reina, nie mógł wiedzieć, że Shisui żyje. - Podczas wspólnej z misji stracił swoje oko. Przeciwnik wiedział, że jesteśmy z klanu Uchiha i celował w nasze oczy. Był sprytniejszy, niż myśleliśmy. Zaskoczył nas. Shisui... Miał już wcześniej problemy. Nie zgadzał się z planem klanu. To wydarzenie przesądziło sprawę.
Cisza. Mikoto zaczęła oddychać trochę głośniej, jeszcze nie do końca wierząc w te słowa.
- Kiedy? - jej głos był taki cichy i słaby.
- Dziś wieczorem.
Niedowierzanie przerodziło się w przerażenie i ból.
- Widziałem to - wyszeptał Itachi. Nie chciał się do tego przyznawać, nie chciał przykuwać niepotrzebnej uwagi, nie chciał, by zaczęły się kłopotliwe pytania. Ale musiał to powiedzieć, Mikoto musiała o tym wiedzieć.
Bo tylko ona mogła uleczyć Sasuke.
Cisza. Kobieta pokręciła głową ze łzami w oczach.
- Sasuke też.
Mikoto zamarła, a następnie cofnęła się o krok w tył.
- Nie. - Wyrwało się jej.
Itachi uciekł wzrokiem od tych jej pełnych trwogi oczu.
- Przepraszam - tylko tyle mógł jej zaoferować. - Chyba... Chyba powinnaś do niego pójść.
Mikoto pokręciła głową w niemym zaprzeczeniu, ale prędko wyminęła syna. Nie udała się jednak w stronę pokoju Sasuke, ale wpadła do toalety, z której po chwili można było usłyszeć ciche łkanie.
Itachi oparł się z ciężkim sercem o ścianę.
Był koszmarnym bratem, jeszcze gorszym synem i okropnym przyjacielem.
Ale nade wszystko był kłamcą i dobrze o tym wiedział.
---
Noc ogarnęła ziemię, a cicha rezydencja Uchiha ponownie zapadła w ciszę, gdy Sasuke wrócił do swojego pokoju po kolacji. Jego ojciec zamknął się w gabinecie i nie wychodził z niego, Mikoto także zdawała się nie mieć ochoty próbować się do niego dostać.
Sasuke, ze znudzeniem czytający jakieś stare, ckliwe romansidło, które znalazł porzucone w jednym z pokoi, westchnął, patrząc na zegarek. Ile czasu może zająć komuś wydostanie kuzyna z Konohy? Co ten Itachi wyrabiał?
Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi, które następnie przesunęły się.
- Jesteś tu, Sasuke? - spytała szeptem Mikoto, wchodząc do środka i zasuwając za sobą drzwi. Kobieta podeszła do syna, a jej wargi rozciągnęły się w uśmiechu, gdy zobaczyła tytuł książki. - Czytasz taką staroć? Nie wiedziałam, że lubisz takie rzeczy.
Sasuke zamknął książkę i spojrzał na matkę.
- To nie tak, że lubię. Po prostu chciałem czymś zająć umysł.
- Rozumiem - kobieta przykucnęła przy nim i położyła dłonie na jego kolanach. - Jeśli będziesz chciał, pożyczę ci coś innego.
Młodszy Uchiha od razu pokręcił głową.
- Nie, dziękuję - odpowiedział sucho.
Mikoto uśmiechnęła się.
- Oj tam, ja tam lubię te książki. To mój ulubiony autor.
Zaraz jednak spoważniała.
- Itachi wrócił. - oznajmiła. - I powiedział mi, co się stało - zaczęła, zmieniając pozycję. Usiadła obok syna na łóżku, a jej czarne oczy wpatrywały się w niego z troską i niepokojem.
Sasuke w ciszy odłożył książkę na bok i podniósł wzrok na matkę. Jak wiele Itachi jej powiedział? I co jej powiedział? Że Shisui żyje czy że nie?
Młodszy Uchiha otworzył usta, by coś powiedzieć, ale ostatecznie nie zdążył, bowiem ciepłe i łagodne ramiona matki oplotły go, gdy kobieta przytuliła syna, ściskając go mocno, jakby mógł jej w każdej chwili uciec.
- Wszystko będzie dobrze - wyszeptała. - Nie martw się, Sasuke.
Chłopak zesztywniał, w pierwszej chwili nie wiedząc, co powinien zrobić, jak zareagować. Nie był przyzwyczajony do takiego okazywania uczuć, tak samo jak nie był przyzwyczajony do dotyku innych. Oczywiście, w walce kontakt był nieunikniony, ale lata już minęły, odkąd sam pozwalał sobie na jakieś głębsze uczucia w stosunku do innych. Ze wszystkich sił starał się je zagrzebać jak najgłębiej, jak był w stanie, byle tylko skupić się na zemście.
- Przykro mi, że musiałeś być tego świadkiem - głos jego matki był przesiąknięty smutkiem. - Ale teraz już wszystko będzie w porządku.
Nic nie będzie w porządku.
- Wiem.
Ramiona matki zacisnęły się jeszcze mocniej. Sasuke niepewnie pozwolił sobie rozluźnić, odpocząć.
Po kilku minutach ciszy Mikoto cofnęła się odrobinę do tyłu, patrząc uważnie na twarz syna. Dopiero teraz Sasuke zauważył, że jej oczy były lekko zaczerwienione, zupełnie jakby jakiś czas wcześniej płakała.
Shisui jest jej siostrzeńcem, uświadomił sobie nagle. Synem jej siostry, którego znała od maleńkości. A ona teraz myśli, że on nie żyje.
Czy powinienem jej mówić o Shisuim? Z jednej strony, żal mi jej, ale z drugim... Sam Shisui nie chciał, by nikt wiedział.
- Jeśli - odezwała się kobieta, a jej głos był dziwnie głośny w ciszy, która zapadła - jeśli zdarzyłoby się, że udało ci się odblokować Sharingana, miałabym do ciebie prośbę, Sasuke.
- Tak? - zmrużył oczy. O co chodziło?
- Sharingan jest potęgą, ale może też przynieść wielki smutek - powiedziała Mikoto, a jej dłoń lekko zadrżała. - W naszym klanie Sharingan jest wszystkim, stanowi podstawę do uznania czyjejś siły. Zapewnie ci się wydaje, że dzięki niemu będziesz uznawany za dorosłego wśród innych, ale... - zawiesiła głos, a gdy się ponownie odezwała, w jej oczach zalśniło zdecydowanie. - Sasuke, wolałabym, gdybyś nie mówił ojcu o tym, że go posiadasz. Odczekaj chwilę, miesiąc, dwa.
- Przecież Itachi odblokował Sharingana w wieku ośmiu lat! - zaprotestował. Znowu jego genialny, zawsze najlepszy straszy brat mógł mieć wszystko, czego on nie miał.
- Itachi odblokował Sharingana w tak młodym wieku, ponieważ widział śmierć swojego przyjaciela, z którym wykonywał razem misje - przerwała mu kobieta. - I właśnie przez to został wmieszany w wiele spraw, które nie są zbyt przyjemne. Sasuke, ty masz czas. Możesz decydować o swoim życiu i nikt z klanu lub spoza niego nie powie ci, co musisz robić. Nauczę cię korzystać z Sharingana, a gdy to opanujesz, będziesz mógł się pochwalić ojcu. Nie sądzisz, że lepiej, by zobaczył, jak ładnie nim władasz? - uśmiechnęła się przekornie. - Zrobimy mu małą niespodziankę.
Niespodziewanie kobieta uderzyła go delikatnie w czoło, powtarzając gest brata.
- Więc niczym się nie martw, Sasuke. Możesz mi zaufać. Wszystko będzie już dobrze.
Ale w jej oczach czaił się cień, który nie pozwolił chłopakowi uwierzyć w te słowa.
Nic nie było w porządku, i to już od długiego czasu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro