Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Ponieważ jesteś moim najlepszym przyjacielem

Wydawało się to być wiecznością, ale w rzeczywistości trwało to kilka sekund. Sasuke zerwał się na równe nogi, zmierzając do dwójki jego krewnych. Shisui uniósł dłoń do swojego pozostałego oka, wciąż się uśmiechając. Najwyraźniej nie widział - bądź nie chciał dojrzeć - sylwetki młodego Uchiha, zmierzającego w ich stronę.

- Nie ufa mi. Ma zamiar chronić wioskę na swój sposób, nie patyczkując się z doborem środków - odezwał się.

Sasuke zeskoczył z drzewa, ale tamci wciąż go nie widzieli. Dłoń Shisuiego dotknęła swojego oka.

- Podejrzewam, że przyjdzie również po lewe oko, więc dam ci je, by odebrać mu taką szansę.

Nie! To się nie może tak skończyć!

- Jesteś moim najlepszym przyjacielem i jedyną osobą, na którą mogę liczyć. Powierzam ci ochronę wioski i honoru klanu Uchiha.

Nagle Shisui zamarł. Jego dłoń, miast - tak jak sam oznajmił - wydłubać sobie oko, opadła bezwładnie wzdłuż jego brzucha.

A potem spojrzał na Sasuke, widząc go wyraźnie, a w jego jedynym ostałym się oku odbił się szok i przerażenie.

- Shisui...

Sasuke dopadł brata i kuzyna, który cofnął się o krok. Dłoń Itachiego opadła na ramię brata, nie pozwalając mu na ruszenie się dalej, zatrzymując go. Sasuke zerknął z niedowierzaniem na niego.

W co on sobie pogrywa?

Coś jest nie tak. Dlaczego Shisui chciał oddać mu swoje oko z własnej woli? Itachi nie miał jak zaatakować go Sharinganem! On nie ma takiej zdolności, jeszcze nie!

Shisui przechylił w jego stronę głowę.

- Wybacz mi, że musisz być tego świadkiem, Sasuke.

Cofnął się o jeszcze jeden krok. Uścisk na ramieniu Sasuke wzmógł się, zupełnie jakby... Zupełnie jakby Itachi chciał powstrzymać nie tyle brata, co samego siebie przed rzuceniem się z pomocą kuzynowi.

- Shisui, przestań! - krzyk wyrwał się z gardła Sasuke. To się nie mogło tak skończyć, nie teraz. - Co ty wyrabiasz?

- Wybaczcie mi, ale nie mam innego wyboru - odparł jedynie ich kuzyn, uśmiechając się, jakby to miało by im pogodzić się ze stratą. - Itachi, rozumiesz moją decyzję, prawda?

Dłoń zaciśnięta na ramieniu najniższego z chłopaków drgnęła.

- Shisui... - głos przyszłego zabójcy klanu był płaski. - Rozumiem to, ale Sasuke ma rację. To się nie musi w taki sposób kończyć. Jeszcze nic nie jest stracone.

Ale ich kuzyn jedynie pokręcił głową.

- Nie mogę wrócić do wioski, nie mogę też uciec. Już wam się na zbyt wiele nie przydam, a moja śmierć powinna wiele zmienić oraz pomóc ci odblokować Mangekyou. Przynajmniej do czegoś się wam przydam. Pozwól mi to zrobić, przyjacielu.

Co...?

O czym ty mówisz, Shisui? Kto cię zaatakował? Jeśli nie Itachi... To kto?

- Itachi, pamiętasz tamtą misję, sprzed lat? Tą, gdy spotkaliśmy ANBU? - ciągnął Shisui, niezrażony obecnością Sasuke.

- Tak, ale...

- Mówiłem ci już to wtedy - przerwał mu Shisui - tacy ludzie jak oni są tym, czym powinni być shinobi. Bezimienni wojownicy walczący w mroku, którzy walczą dla swojej wioski. Którzy gotowi są oddać dla niej swoje życie.

- Shisui... - Itachi postąpił jeden krok do przodu, niepewny, ale konkretny. - Każde życie ma wartość. Nie poświęcaj swojego tylko z takiego powodu.

Ty to mówisz? Ty, który tak lubujesz się w odbieraniu życiu innych?

- Mówiłem ci coś. Nie mogę wrócić do wioski. Jest już za późno, by wszystko powstrzymać. Wiedzieliśmy od samego początku, że to nie będzie łatwe zadanie, ale już zdecydowaliśmy. To nasz obowiązek, przed którym nie możemy uciec.

Coś jakby złość przemknęło przez twarz Itachiego. Chłopak zamrugał oczami, szybko, a Sasuke był w stanie dostrzec czerwień, która równie szybko jak się pojawiła, znikła. Ale... Coś było w niej nie tak, coś się w tym nie zgadzało. Równocześnie Shisui otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, po czym zamknął je prędko.  W jedynym ostałym oku chłopaka odbił się szok, czysty szok, zupełnie jakby zobaczył coś, czego Sasuke nie był w stanie zauważyć. W tej samej chwili ich kuzyn uniósł powoli dłoń do głowy.

- Ita... - wyszeptał cicho. Choć pozornie zwracał się do starszego z braci, ton głosu sugerował, że bardziej mówi do samego siebie i że nie oczekuje odpowiedzi. - Widziałeś to?

- Obowiązek? - Itachi zignorował pytanie i postanowił spróbować przemówić mu do rozsądku, póki miał szansę. -   Tylko dlatego, że ktoś zdecydował, że jego zachcianki są ważniejsze od innych, wszystko ma się skończyć?

Ale Shisui jedynie się zaśmiał, jego wzrok błądził gdzieś poza stojącymi przed nim braćmi. Opuścił dłoń, mrugając szybko i wracając do rozmowy.

- Sami wybraliśmy, że będziemy z tym walczyć. To nasza jedyna szansa, rozumiesz? Ja już nie mam przyszłości. Ale ty, Sasuke, nasz klan... Być może wam uda się wszystko naprawić, zrobić to, czego ja nie byłem w stanie.

O czym on znowu bredzi? Co ty chcesz powstrzymać, Shisui?

- Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczycie tak samolubną śmierć - zaśmiał się ich kuzyn. - Sasuke, jesteś przyszłością naszego klanu, więc musisz się trzymać i przykładać do nauki. Itachi, skończ już sam siebie okłamywać. Możesz być szczery z własnymi uczuciami, to nie jest takie trudne, jak ci się wydaje. Wiem, że następne dni będą dla was ciężkie, ale nie zapominajcie, że najważniejsze jest dobro wioski.

- Shisui, nie bądź głupi - zaczął Sasuke. - Konoha nie jest wcale najważniejsza!

Jego słowa zostały zignorowane.

- Skoro ja zostałem zaatakowany, to na mnie się nie skończy - uśmiech zniknął z twarzy ich kuzyna. - On będzie chciał się nas wszystkich pozbyć, tak, jak sobie zaplanował. I użyje do tego ciebie, Itachi, bo zna twoje możliwości i lojalność oraz wie, co jest dla ciebie najważniejsze. Nie pozwól mu się zniszczyć, cokolwiek by się nie stało. Postaraj się wykorzystać moją śmierć.

Jeszcze jeden krok w tył i Shisui już balansował na granicy klifu. Woda pod nimi była niemal niesłyszalna, tak wielka była odległość ich dzieląca. Utopił się - taka była przyczyna śmierci Shisuiego. Okropna śmierć, którą sam sobie wybrał - jeśli by wierzyć temu, co teraz Sasuke widział.

- Jeśli jesteś moim przyjacielem, nie powstrzymuj mnie, Itachi.

A potem ciało chłopaka upadło w dół, w stronę bezlitosnej wody.

Uścisk na ramieniu Sasuke w ułamku sekundy rozluźnił się, a dłoń, która dotąd go powstrzymywała, teraz użyła jego ciała, małego, ośmioletniego ciała, jak dźwigni, by zdobyć więcej szybkości i pędu.

Sasuke upadł na ziemię, odrzucony niespodziewanie. Jego umysł raz jeszcze zaczął przeklinać to niewyszkolone ciało.

Gdybym tylko miał znów siedemnaście lat, nie dałbym tak sobą pomiatać.

Uchiha zerwał się momentalnie - w samą chwilę, by dostrzec, jak jego brat rzuca się za kuzynem w przepaść.

Dziwne uczucie urosło w jego piersi, gdy dopadł skraju klifu i wychylił się, szukając jakiegokolwiek śladu życia bądź ruchu.

Cisza. Przeklęta, pochłaniająca wszystko cisza, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło. Jakby to wszystko - próba samobójstwa ich kuzyna; Itachi chcący go powstrzymać oraz ta dziwna rozmowa, którą stoczyli - było tylko wymysłem Sasuke.

Coś tu było tak cholernie nie tak.

To nie tak miał wyglądać ten wieczór.

Itachi miał zabić Shisuiego, utopić go bezlitośnie i zachowywać się jak potwór, którym przecież był. A zamiast tego... Zamiast tego skoczył za kuzynem.

Jakby naprawdę chciał go uratować.

Teraz zaś ich nigdzie nie było.

Sasuke nabrał powietrza do płuc, zmuszając swój umysł do myślenia. Ludzie nie znikali tak po prostu. A skoro klif był wysoki, Itachi i Shisui nie mogli spaść w tą krótką chwilę, która zajęła Sasuke na dotarcie do skraju lądu. Czyli...

Szelest za plecami chłopaka potwierdził jego przypuszczenia.

Odwrócił się z głośno bijącym sercem, jakąś częścią siebie bojąc się pozwolić sobie na nadzieję.

Byli tam oboje.

Klęczeli na ziemi, oddychając ciężko, Shisui oparty na Itachim, a jego twarz ponownie przykryła się czerwienią w miejscu, gdzie niegdyś było jego prawe oko.

Żyli.

Sasuke nie był w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczył. Żyli. Tak po prostu. Przeszłość się zmieniała i on był tego świadkiem. I choć ten świat ze wszystkich sił starał się doprowadzić do tragedii, z całą swoją mocą i złośliwością rzucał im kłody pod nogi, udało się.

- Idiota - odezwał się Itachi, a jego głos był lekko zachrypnięty. - Jesteś idiotą, Shisui.

Uniósł powoli rękę, po czym solidnie uderzył ich kuzyna w głowę. Shisui skrzywił się, ale nie zaprotestował.

- Twoja śmierć niczego nie rozwiąże, głupku! - zganił go młodszy Uchiha, wyglądając... Wyglądając jakby naprawdę się tym wszystkim przejmował. Pozwolił, by Shisui wyślizgnął się z jego ramion oraz opadł na ziemię, klęcząc i cały czas łapiąc oddech. Sam zaś odsunął się od niego, wpatrując się uważnie w kuzyna.

Shisui zacisnął dłonie.

- Dlaczego... Dlaczego mnie powstrzymałeś? - spytał cicho. - Przecież...

Itachi wstał powoli, a jego oczy zalśniły czerwienią.

Sasuke także wstał, stopniowo pokonując marazm, który go jeszcze przed chwilą ogarnął. Spokój. Musiał być spokojny. Inaczej nic mu się nie uda, inaczej wszystko będzie tak samo. Tym razem Sasuke miał okazję się lepiej przyjrzeć Sharinganowi jego brata. Podróżnik w czasie zamarł, czując się, jakby krew w jego żyłach zamieniała się w lód. Przez chwilę pragnął się myśleć, być pewnym, że jego wzrok się mylił.

Tak się nie stało. Świat nie był na tyle miły, by zmienić się na jego prośbę.

Itachi zyskał Mangekyou, co do tego Sasuke nie miał wątpliwości. Rozpoznałyby te przeklęte oczy na kilometr. Tylko dlaczego? Dlaczego teraz? Przecież Shisui żył. Przecież to nie działało w taki sposób. Przecież... Przecież Mangekyou można było tylko uzyskać przez morderstwo i...

"Porównywalnego, rozumiesz? Nie trzeba zabić przyjaciół, by zyskać tą przeklętą moc" słowa kuzyna sprzed tygodnia wróciły do Sasuke z podwójną mocą.

A więc to tak było za pierwszym razem. Itachi po prostu patrzył, jak Shisui się zabija i zdobył Mangekyou. Tak po prostu żerował na tych, którzy mieli go za przyjaciela.

- Nawet nie wiesz, co zrobiłeś, Ita - głos ich kuzyna był taki cichy, taki bliski załamania. - Sprowadzimy zniszczenie na Konohę i nasz klan. W tym tempie...

Nie zdołał dokończyć, bowiem dłonie starszego z braci chwyciły go brutalnie i zmusiły do wstania i poderwania się na równe nogi. Dziwna, tak bardzo nienaturalna dla stoickiego Uchihy wściekłość zagościła na twarzy Itachiego przez ułamek sekundy.

Policzek był wystarczająco głośny, by pojedynczy ptak poderwał się z pobliskiego drzewa.

Shisui uniósł dłoń do twarzy, patrząc na kuzyna, jakby to było jedno wielkie nieporozumienie .

- Idiota! - powtórzył Itachi, tym razem głośniej. - Dlaczego to zrobiłem? Jeszcze masz czelność pytać?!

Wszystkie słowa, jakie mógłby chcieć wypowiedzieć w tej chwili Sasuke, nagle przestały mieć znaczenie.

Cała ta sytuacja, próba samobójcza ich kuzyna - to wszystko był jakiś chory żart.

- Jesteś moim przyjacielem! - wycedził Itachi. - Przyjacielem, rozumiesz?! Nie pozwolę ci się zabić z tak durnego powodu!

Sasuke przełknął głośno ślinę, nie mając pojęcia, co powinien o tym wszystkim myśleć.

Coś tu stanowczo się nie zgadzało.

- To już nie są żarty - wymamrotał Shisui, nie patrząc na niego. - Skoro ja zawiodłem, to oni się ruszą. To już zostało zdecydowane. Nie mamy szans.

- Jeszcze nic nie zostało zdecydowane - przerwał mu Itachi. - Mamy jeszcze czas.

- Ile czasu? - parsknął tamten. - Tydzień? Dwa? A potem wszystko się skończy.

W tej chwili mózg Sasuke po prostu odmówił współpracy. To nie tak miało wyglądać. To nie tak powinno wyglądać. A w takim razie...

- Co wyście zrobili? - spytał, sprawiając, że Itachi puścił kuzyna.

Dwójka kuzynów spojrzała na niego z zaskoczeniem.

- Co wyście zrobili, że Shisui chciał wybrać śmierć? Aż tak bardzo zależy ci na Mangekyou Sharinganie, Itachi? - głos młodszego z braci był pełen złości.

Cisza.

- Odpowiedź mi, Itachi!

Po raz kolejny został zignorowany. Jego brat jedynie powoli pokręcił głową.

- Dlaczego... Dlaczego go chciałeś zabić?

Shisui poruszył się niespokojnie, ale Itachi uniósł dłoń, zabraniając mu się ruszać.

- Sasuke, posłuchaj, ja...

Nie dokończył, bowiem w dłoni niższego brata pojawił się sztylet, którego jeszcze nie tak dawno używał do ćwiczeń podczas zajęć. Rzucił się do przodu, celując w jakikolwiek z punktów witalnych.

Itachi cofnął się o krok, unikając z łatwością ciosu, widząc jego trajektorię.

- Co ty...?

Sasuke już się ruszał. Był szybszy, o wiele szybszy, niż jego brat mógłby się spodziewać, miał też przewagę w postaci zaskoczenia oraz tego, że Itachi nie chciał go skrzywdzić. Sasuke uśmiechnął się z satysfakcją, gdy sztylet przeciął materiał bluzki starszego brata.

Sasuke uśmiechnął się, że był w stanie zranić swojego brata.

Sasuke.

- Sasuke, opanuj się - Itachi wycofał się dalej, na bezpieczną odległość. Gestem dłoni zabronił kuzynowi się wtrącać. To był jego brat i jego problem. - Mówiłem ci, nie chciałem zabić Shisuiego.

- Jasne, jasne - wywarczał Sasuke, oddychając ciężko. - Tak samo jak nie wymordujesz całego naszego klanu.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, Sasuke - Itachi nie spuszczał z niego wzroku, oceniająco, badawczo. Po raz kolejny chłopiec stracił nad sobą kontrolę. Wydawałoby się, że tamten mały incydent sprzed tygodnia był jednorazowy, ale czyżby... Czyżby nienawiść Sasuke sięgała o wiele głębiej? Czy naprawdę jeden sen mógł go tak przestraszyć? - Nie jesteś sobą. Chodź, wrócimy do domu i...

- Nigdzie nie pójdę z takim oszustem i kłamcą jak ty, morderco - oznajmił jedynie niższy z nich. Przybrał pozycję do walki, gotów zaatakować w każdej chwili.

Itachi uniósł powoli dłonie.

- Sasuke, opanuj się - powtórzył. - Shisui nadal żyje.

- Istnieje wiele sposobów, by kogoś zmusić do samobójstwa - odparował Sasuke. - A ja nie potrafię już ci zaufać.

- Hej, Młody, lepiej posłuchaj brata - wtrącił się Shisui.

Itachi rzucił mu ostre spojrzenie. Kuzyn naprawdę w tej chwili im nie pomagał.

- On - Sasuke pogardliwym ruchem wskazał na Itachiego, a jego oczy zalśniły czerwienią - nie jest moim bratem.

Itachi zamarł.

Sharingan.

To był bez wątpienia Sharingan, choć Sasuke momentalnie spróbował go dezaktywować.

Sasuke aktywował Sharingana.

Ale to nie to było najgorsze. Najgorszego było jego spojrzenie - wzrok osoby całkowicie obcej Itachiemu, osoby, której ten nigdy nie znał. Byli jak nieznajomi - choć znali się z twarzy, nie wiedzieli o sobie nawzajem nic.

- Ita - głos jego kuzyna sprawił, że Itachi spojrzał w jego stronę.

- Tak? - nawet Sasuke zdawał się zamrzeć w bezruchu na tą krótką chwilę i zapomnieć o swoim gniewie.

Niespodziewanie Shisui uśmiechnął się i położył dłoń na niego ramieniu.

- Brawo, Ita - odezwał się, zdecydowanie nie mając zamiaru ponownie próbować się zabić. - Znalazłeś inny sposób, by to uzyskać.

Itachi zamrugał oczami, dezaktywując swojego Sharingana. Te słowa wystarczyły mu, by wszystko zrozumiał. Mangekyou. Jakimś cudem udało mu się odblokować Mangekyou, nie tracąc przy tym swojego najlepszego przyjaciela. Ale jak? Czy to był efekt tamtej dziwnej wizji, którą zobaczył przez ułamki sekund, tuż zanim kuzyn rzucił się z klifu, czy też może słów brata? Nie miał pojęcia. I chyba nawet nie chciał wiedzieć.

Gdy tylko zerknął w bok, na Sasuke, zrozumiał też coś innego.

Może i zatrzymał przy sobie przyjaciela, ale równocześnie utracił brata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro