✰𝑹𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂𝒍 5✰
Szłam za nim, wyliczając w myślach rzeczy, które mnie w nim niepokoją. Cała ta sytuacja mnie niepokoiła, ale postanowiłam wierzyć, że może jakoś uda mi się znaleźć jakiegoś normalnego człowieka. Dam radę.
Momentalnie zrobiło się całkowicie ciemno. Na horyzoncie brakowało mi lekko różowego nieba, wskazującego, że niedaleko znajduje się miasto, którego światło sięga samego nieba. Musiałam jednak przyznać, że brak tego zjawiska również był piękny. Przede wszystkim naturalny. Gdy spoglądałam w niebo, widziałam dużo więcej gwiazd. Nawet na promie niebo przysłaniały chmury i dym z łodzi. Tutaj niebo było całkowicie bezchmurne, a ciepły powiew wiatru przynosił za sobą delikatny czerwony pył.
— Tu jest pięknie — odezwałam się.
Australia odwrócił się do mnie i pomimo mroku, dostrzegłam, że patrzy się za mnie.
— Rzadko widać tak wiele gwiazd — odpowiedział ciepło. — Ale nie zapominaj, że nie jesteśmy tu sami.
Odwróciłam się, myśląc, że coś za nami jest. Niczego nie zauważyłam. Szłam dalej, czując jak wysoka trawa muska moje gołe łydki.
Po chwili zatrzymaliśmy się przy całkiem sporej przyczepie z drewnianym i stałym przedsionkiem, wzmocnionym dodatkowym stropem i deskami przy ścianach. Przyczepa nie miała kół, ani nawet przyczepu na hak. Działała zdecydowanie bardziej jako budynek niż obiekt do transportu.
Australia otworzył bramkę w przedsionku, chociaż chwilę się z nią męczył. Raczej przez to, że była dość stara i zepsuta.
Weszłam do środka drewnianej konstrukcji. Znajdowało się tu mnóstwo różnych przedmiotów, poukładanych niechlujnie przy ścianach. Wąska deska surfingowa stała oparta o swój miecz przy ścianie przyczepy. Tuż obok niej stał wykrywacz metalu, a pod nim kilka misek i kartonowych pudeł. Pod drugą ścianą stała mała lodówka i kilka półek. Obok stało drewniane krzesło, ale zajęte przez stertę ubrań. Na ścianie wisiała deska z gwoździami, z których to też zwisały noże różnych wielkości i ostrzy. Prowizoryczna podłoga wykonana z grubego dywanu, przez który przechodził rdzawy piach, leżała tylko na połowie przedsionka.
— Trochę mam bałagan — powiedział Australia, kopiąc pudła bardziej na bok, żeby było przejście. — Jak znajdziesz jakieś martwe zwierzę pod pudłami to mi powiedz, bo dawno go nie widziałem.
Aha, pomyślałam i wzdrygnęłam się.
— A co to za zwierzę?
— Puszyste i urocze — odpowiedział mężczyzna i wyciągnął z jednego pudła zardzewiały klucz. Otrzepał go z piachu i wyglądał już na nie co mniej zardzewiałego. Australia otworzył nim drzwi do przyczepy i dopiero, kiedy zasłonił wszystkie rolety, zapalił światło. — Zapraszam. Wejdź.
Stanęłam w wejściu, (które znajdowało się przy prawej stronie przyczepy, w zasadzie przy samej ścianie) i otrzepałam swoje buty. Nie byłam pewna, czy mogę tak beztrosko wejść i zachowywać się jak u siebie. Albo traktuje mnie jak starą znajomą, albo chce mnie traktować jak znajomą, bo wygląda na dość samotnego. Nie było tego po nim samym widać.
Ostrożnie weszłam do środka i przyglądałam się jak Australia ogarnia wnętrze, wrzucając wszystkie wolno leżące rzeczy do szafki przy suficie. Był on stosunkowo wysoko, ale i tak trzeba było lekko schylać głowę, a i tak byłam niższa od mężczyzny.
— Nienawidzę tego miejsca — mruknął do siebie pod nosem, zastanawiając się co zrobić z małą śrubką, która wypadła niewiadomo skąd. W końcu otworzył okno i wyrzucił ją na zewnątrz. — Najwyżej potem na nią nadepnę.
Rozejrzałam się po przyczepie. Znajdowało się tu w zasadzie tylko jedno wąskie łóżko, mała kuchenka z wąskim blatem i półki, zajęte przez kilka ubrań i mnóstwo niezbędnych do przetrwania sprzętów.
— Mieszkasz tu sam, prawda? — spytałam, patrząc jakie wąskie jest przejście z jednego końca przyczepy do drugiego. Trzeba mieć wąskie biodra, żeby przejść, a Australia najwyraźniej nie miał z tym problemu. Spojrzał na mnie chyląc głowę.
— Tak, jesteś drugą osobą, która postawiła tu swoją nogę — odpowiedział, a ja wyczułam w jego głosie lekki gniew. — I jakimś milionowym stworzeniem, który się tutaj znalazł.
— A dlaczego? — spojrzałam mu w oczy. Żal mi się go zrobiło.
— Bo lubię jak robaczki mi się krzątają pod nogami — rzucił sarkastycznie.
— Miałam na myśli, dlaczego mieszkasz tu sam.
— Bo... — odwrócił wzrok. — A tak jakoś wyszło. Ojciec mnie tu zostawił ileś lat temu i... i jestem tu.
— To przykre.
— Zastanawiam się, czy w ogóle mnie pamięta — wzruszył ramionami, jakby naprawdę go to nie obchodziło. Usiadł na swoim łózku. — Brakuje mi tylko Nowej Zelandii...
Zastanowiłam się chwilę, po czym usiadłam obok niego i odwróciłam wzrok. Czułam się tu bardzo dziwnie, ale jeszcze dziwniejsze było to, że dobrze mi było przy nim.
Nawet o tym nie myśl, [T/I], skarciłam samą siebie. Masz swój cel i z samego rana zabierasz się do jego realizacji. Nie marnuj czasu na siedzenie przy zupełnie obcym facecie, który sprowadził cię na czerwone pustkowie.
Z drugiej strony... czy on jest już taki całkowicie obcy?
____________________________________
749 słów
Powiedzcie, czy takie rozdziały wam odpowiadają, czy mają być dłuższe?
Nie jestem dobry w opisy, ale myślę, że wasze główki wytrzymają z tym jakoś <3
|
| ~ Spirit_Silver5
|
|
|
√
⭐
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro