Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

Po kilku minutach szybkiego biegu wbiegłem do domu. Zdjąłem buty i wszedłem do sypialni. Na łóżku zobaczyłem moją omegę i dzieci. Leżał w formie wilka i się do nich przytulał. Uśmiechnąłem się też zmieniając się w wilka i położyłem się obok niego. Przepraszam Blasty...
Obudziłem się chyba po kilku godzinach, dzieci ani Katsu nie było. Przemieniłem się w człowieka. Powoli wstałem i przecierając oczy poszedłem do salonu. Omega stał przy kojcu, w którym leżeli chłopcy.

-Hej, Katsu.- Przytuliłem go, lecz ten mnie odepchnął.

-gdzie ty kurwa byłeś?! Wczoraj było zaćmienie! Miałeś ze mną być! Przygotowałem kolację a ty kurwa szlajałeś się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim!- Podrapałem się po karku.

-Byłem u rodziców...

-kurwa niełaska było mówić, że wrócisz później!? Kurwa ty poszedłeś do deku! Kurwa jacy rodzice!?

-Chodźmy na kanapę-złapałem go za rękę. Nie chce Cię okłamywać Katsu...ale ta zdrada musi zostać sekretem

-gadaj!

-Byłem u rodziców. Poszedłem do Izuku po telefon, chwile porozmawialiśmy, a potem zadzwoniła mama bym zajął się siostrą. Poszedłem do nich... Ale zapomniałem telefonu od Izuku...

-Przecież właśnie po niego poszedłeś idioto!

-Byłem w toalecie, spieszyłem się i o nim zapomniałem. Chwilę przed tym, jak wróciłem to znów poszedłem do Izuku. Spotkałem jeszcze Shoto. Pogadaliśmy i wróciłem. Przepraszam.

-Kurwa, niech ci będzie... Ale wczoraj było zaćmienie-spojrzał na mnie dziwnie i już wiedziałem o co mu chodzi. -musisz mi to wynagrodzić. -zbliżył się, usiadł mi na kolanach i zarzucił ręce na moją szyję.

-K-Katsu, a dzieci?

-Dadzą sobie Radę-pocałował mnie, a ja lekko go oddałem.

-Co się dzieje? -odsunął się i spojrzał na mnie.

-nic, wszystko po staremu.

-Więc zajmij się mną idioto-Polizał mnie po szyi a mnie przeszedł dreszcz. Lekko odsunąłem go od siebie-Co jest kurwa?! Co ty odpierdalasz?! -krzyknął wstając. Nie mogłem się z nim przespać po tym co się stało. Czułem się strasznie dziwnie i chyba zżerało mnie poczucie winy. -Dobra kurwa! Wiesz co... Idę do starych.

-Ale Katsu...

-zabieram dzieci. Wkurwiłeś mnie! Masz czas na uspokojenie się! -krzyczał wyciągając chłopców z kojca.

-Katsu...

-Znikasz na noc, nic nie mówisz, a teraz odpierdalasz coś takiego?! Co się kurwa stało?! Okłamujesz mnie tak?! Znalazłeś lepszą omegę!? bez dzieci?

-i stwierdzasz to po tym, że nie mam ochoty na seks? Zdarzyło mi się to pierwszy raz, od kiedy ze sobą jesteśmy! Co z tobą kurwa?!-Lekko wybuchłem zestresowany. Blondyn w międzyczasie zdążył ubrać chłopców i włożyć ich do wózka.

-Morda! Nie wiem, kiedy wrócę! Może zostawię telefon co?! albo pójdę gdzieś na noc, a dzieci zostawię u starej!?

-Uspokój się, przepraszam. Nie wiem o co mi chodzi...

-Kurwa... Dobra. Sorry, niech ci będzie. Zadzwonię, gdy wyjdę z domu starych... -wyszedł i zamknął drzwi.

-Ja pierdole.....! -krzyknąłem, gdy byłem pewny, że nie usłyszy i zacząłem cicho szlochać zasłaniając twarz rękoma i siadając zrezygnowany na kanapie.

Po jakimś czasie zrozumiałem, że przez te wszystkie emocje zasnąłem. Przetarłem oczy i zobaczyłem na zegarek.

-Blasty?-krzyknąłem, lecz byłem sam-spałem coś około.... dwie godziny jeszcze nie wrócił?- Niby nie jest za późno, ale jednak Martwiłem się o swoją rodzinę. Wziąłem telefon, lecz od razu włączała się sekretarka. Przełknąłem ślinę. Co z nimi.. Katsu nigdy nie wyłączył telefonu. Obiecał, że zadzwoni. Wykręciłem numer do jego rodziców. Po trzech sygnałach odebrała jego mama

-mogę Katsu?!-krzyknąłem nie panując nad emocjami

-Bachora tu nie ma

-jak to!? Przecież powiedział, że idzie do was

- wyszedł jakąś godzinę temu

-co?! gdzie poszedł?

-co się tak wydzierasz?

-pokłóciliśmy się....on poszedł do was...i...powiedział, że zadzwoni jak będzie wracać

-..spokojnie może poszedł na spacer-mówiła spokojnie- jest jeszcze wcześnie nie musisz się martwić

-a..-nagle telefon  się rozładował.  Westchnąłem patrząc na lekko rozbitą szybkę. Poszedłem go podłączyć do ładowarki. Odczekałem chwile i znów go włączyłem. Podszedłem do okna i popatrzyłem czy baku razem z dziećmi już nie wraca. Ponownie wziąłem telefon do ręki, wybrałem numer omegi i, gdy miałem nacisnąć na słuchawkę dostałem od kogoś połączenie. Dzwonił Katsuki.

-Czego?

-Miałeś zadzwonić, gdy wyjdziesz od rodziców- mówiłem lekko przestraszony-gdzie jesteś, wszystko dobrze?

-Ta, otwórz drzwi.

-Co? -chyba nie zrozumiałem

-Otwórz drzwi idioto!

Rzuciłem telefon na łóżko i po biegłem do drzwi. Otworzyłem je a za nimi stał Baku. W rękach trzymał z cztery reklamówki a ramieniem wciąż trzymał telefon przy uchu. Z wściekłością patrzył mi w oczy. Wziąłem od niego reklamówki a on wprowadził wózek z dziećmi do domu.-zakupy? Czemu nie powiedziałeś, że idziesz?-odłożyłem reklamówki na stół w kuchni.

-to moje zakupy ty będziesz zdychać z głodu!-warknął rozbierając marudne dzieci. Chyba pora drzemki. Nie tylko dla nich. Podszedłem do nich i pomogłem mu

-Kochanie...

-spadaj to moje dzieci!-warknął

-przestań...

-co mam przestać

- denerwować się

-jestem spokojny

-właśnie widzę-położyłem ręce na jego biodrach. Pocałowałem go w policzek-uspokój się i rozbierz chłopców, a potem chodź do sypialni- mruknąłem mu do ucha.

-Spierdalaj, nie mam ochoty na żadne jebane czułości! Najlepiej zejdź mi z oczu! -rzucił kurtki chłopców ze złością na kanapę.

-dlaczego się tak denerwujesz... -teraz zrobiło mi się przykro.

-bo mnie irytujesz-warknął. Usiadłem na kanapie. Omega poszedł zająć się dziećmi. Westchnąłem. Po kilku minutach wyszedł z ich pokoju zamykając cicho drzwi.

-śpią?-wstałem zostawiając telefon

-Tak-mruknął podchodząc do zakupów

-pomogę Ci-podbiegłem odkładając produkty na odpowiednie półki-ta...wczorajsza kolacja aktualna?

-Nie mam ochoty- powiedział cicho i smutno.

-Skarbie, co się dzieje...? -odłożyłem na blat mleko, które przed chwilą wyciągnąłem z torby i podszedłem do niego. Złapałem go za rękę, a on się do mnie przytulił. Po chwili odsunął się i usiadł na krześle

-ja...-jego głos się lekko załamał, spojrzał na mnie ze złością strachem i bólem-....nienawidzę cię! 

///


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro