Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#6

W łóżku przeleżałem dobrych pare godzin, mimo wszystko ból nie przechodził. Boli jeszcze bardziej, niż kiedy dostałem kulą. Wstałem i zrezygnowany pojawiłem się na Ziemi. Ból zaczął przechodzić, a ja poczułem się jak nowo narodzony. Od razu mi lepiej, rozciągnąłem się. Zacząłem kusić ludzi, ponieważ to mniej energi zabierało mi.

Spojrzałem na młodą dziewczynę idącą z przyjaciółką. Ojcu może to się może nie spodobać. Wyśmienicie! Wypowiedziałem krótką modlitwę, w której obie dziewczyny usiadły na ławce lekko zarumienione. Rudowłosa zaczeła rozmowę do swojej blondwłosej przyjaciółki. Stałem kawałek od nich, więc nie bardzo słyszałem co mogły mówić, ale moja modlitwa była skuteczna. Po nie dłuższej chwili dziewczyny zaczeły się całować. Spotkamy się w piekle moje słodkie dziewczynki.

Uśmiechnąłem się idąc w stronę jakiegoś zacisza, w którym mogłem zostać sam. Poprawiłem sygnety na palcach. Od razu mi lepiej. Po chwili poczułem znajomo anielską aure. Co on tu do kurwy nędzy robi? A może zabawmy się aniołeczku. Zacząłem wymawiać modlitwy, które miały skusić młodszego do mnie. Ale niestety na nic były moje starania. Zrezygnowany odchyliłem głowę do tyłu.

- Lucyferze... - usłyszałem ciche wołanie Michaela. Starałem się nie zwracać uwagi na to, ale jak to natura diabła, gdy ktoś go woła nie ma zmiłuj i przychodzi w miejsce wołania. Zauważyłem anioła, który sciągnął kaptur i spojrzał na mnie - Nie wiem czemu... Nagle zacząłem myśleć... o tobie... - młodszy zaczął się dukać - i o tym.... dlaczego miłość... do tej samej płci jest takim grzechem... i... uhh.... Ja... - odwrócił głowę, aby nie patrzeć na mnie. Nie zgadzam się na to, jak już zacząłeś musisz mi to dokończyć w twarz, żałuję, że nie mogę Cię dotknąć... - Ja...  Ciebie potrzebuje... potrzebuje być obok Ciebie...

- Aniołku, wiesz doskonale, że miłość nie jest grzechem. Za to grzechem jest stanie obok mnie. Nie chcę, abyś skończył jak ja... To nic miłego - spojrzałem mu w oczy.

- Ale... co ja mam zrobić jeżeli naprawdę... Cię lubię? - spóścił Michael głowę, a ja nie dowierzałem co właśnie usłyszałem. Nie, nie, nie. Nie możesz kurwa! Między nami nastała cisza, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność - Chyba to oznacza... że mnie nie pokochasz jak będę chciał być obok Ciebie za wszelką cenę? - chłopak szeptał swoją wypowiedź nadal ze spuszczoną głową

- Michael'u... Kto wie? Może Cię kochałem za czasów mojego anielskiego rozdziału w życiu? Może Cię pokochałem jako Lucyfer? - Poczułem ukłucie tak mocne jak w Piekle. Czy to przez to, że mówię wszystko zgodnie z prawdą i o swoich uczuciach? - A może jest we mnie demon kipiący nienawiścią do aniołów? 

- I tak nigdy byśmy nie mogli być razem Lucy... No chyba, że ja bym się zgorszył - młody, ty nawet o tym nie myśl NIE ma takiej opcji!

- Nie chcę, abyś się zgarszał, lubię Cię takiego jaki jesteś... - poczułem ponowne ukłucie, zignorowałem ogromny ból i naciągnąłem rękaw na dłoń, aby położyć na policzku anioła.

Młodszy spojrzał na mnie zszokowany i na chwilę zamknął oczy ciesząc się chwilą wtulając się w moją dłoń ostrożnie. Po krótszej chwili aniołek otworzył oczy patrząc na mnie, a po jego policzkach spłyneły łzy.

- Hej... ale nie płacz mały - szepnąłem do niego wycierając jego łzy.

- Jak mam nie płakać? - Michael pociągnął nosem.

- Proszę... - jęknąłem z bólu, ponieważ ból się nasilił i zgiąłem się automatycznie - Cię...

- Co Ci się dzieje...? - w jego głosie było słychać panike i zmarwienie. Przytrzymał mnie abym się nie przewrócił. Czy to serio jest kurwa twoja próba Bogu? 

- N...nic - mruknąłem kłamiąc, przez co udało mi się zmniejszyć ból - Wróć do siebie - rozkazałem mu.

- Lucyferze, nie zostawię Cię tak - młodszy złapał mnie pod ręke i pomógł mi usiąść na ławce.

- Nic mi nie jest - udało mi się wyprostować - jest okej, widzisz? - wstałem o własnych siłach.

- Mam iść? - spytał smutno anioł.

- Nie mogę Ci rozkazywać. - młodszy westchnął a mi przyszedł głupi pomysł do mojej genialnej głowy. Spróbujmy go obłąkać jeszcze raz, może w tedy był za daleko? Wypowiedziałem modlitwę pokryjomu składając ręce do modlitwy.

Spojrzałem na młodszego czy to działa, chłopak lekko przygryzł wargę po czym odwrócił głowę zarumieniony. Działa! Masz sprośne myśli aniołeczku? W tym momencie mógł usłyszeć moje myśli a ja jego. Muszę być ostrożny, pierwszy raz kusi anioła. Uśmiechnąłem się cwano i objąłem anioła w pasie uwodzicielsko. Spojrzałem mu w oczy, w tym momencie anioł był prawie cały mój. Walczył jeszcze sam ze sobą. Nie walcz aniołku, oddaj się chwili. 

- Nie oszalałeś Michael'ku. - odpowiedziałem mu na jego myśl, młodszy zarumienił się bardziej gdy przyciągnąłem go mocniej do siebie, a jego ręce z mojej klatki, zaczeły obejmować moją szyje. Żałuję, że nie mogę Cię kurwa pocałować.

- M... możesz - powiedział niepewnie patrząc w moje oczy omamiony.

- Zrobię Ci krzywdę... Nie chcę tego - powiedziałem do niego, a ból mnie nie dotyczył, ponieważ byłem w swojej aurze.

- Dotknij mnie... Pocałuj... Proszę bo oszaleje - chłopak zarumienił się bardziej.

- A jak Cię skrzywdzę? - przybliżam się do jego z chytrym uśmiechem, zacząłem szeptać mu w usta kolejne słowa - Co w tedy? 

- To nic... Pragnę Cię Lucyferze jak nigdy wcześniej - polizałem jego dolną wargę na sprawdzenie. Nic nie było młodszemu - Pocałuj mnie - rozkazał młodszy, więc lekko i krótko pocałowałem go w usta. - Tak bardzo boli... a strasznie uzależnia - młodszy powiedział pod nosem ledwo słyszalnie, dobrze, że mogę mu czytać w myślach.

Michael spojrzał na mnie pełen rządzy. Nie wytzrymam... Chłopak pocałował mnie namiętnie, a po jego policzku spłyneła łza. Chłopak objął moją szyję namiętniej, nie chcąc mnie puścić.

- Michael, starczy - wytarłęm jego łzy kurtką odsuwając się. Uśmiechnąłem się złośliwie wiedząc o czym myśli. Aż tak mam ponętne usta?

- Na dziś starczy tych pieszczot aniołku. Wracaj do siebie - potargałem go po włosach. Na co chłopak pokręcił przecząco głową.

- Chce wracać z Tobą. Mogę? - trzymałem nadal chłopaka pod wpływem modlitwy. Kusząco ale złośliwie.

- Odprowadzić Cię pod Niebo? - spyałem bawiąc się nim.

- Chce wrócić z Tobą. Do Ciebie. - mruknął niezadowolony chłopak.

- Daj mi chociaż jeden dobry argument. - włożyłem ręce do kieszeni.

- Chcę abyś mnie zerżnął... - powiedział cicho zawstydzony, a ja spojrzałem na niego zaskoczony - Zerżnij mnie tak mocno, abym przestał myśleć o miłości do Ciebie...

- Doskonale wiemy, że nie możemy - mruknąłem kusząco - Jutro tu się spotkamy tu o tej samej porze. Obiecuje. Powtórzymy to co dziś, jeżeli będziesz chciał. - w moim cieniu pojawiły się rogi, które zwiastowały same zło.

Młodszy spojrzał na mnie z błyskiem i nadzieją w oczach. Przytaknął i grzecznie wrócił do Nieba. Będzie jutro zabawnie. Westchnąłem zadowolony i wróciłem do Piekła kładąc się spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro