Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#5

- Ale Lucyferze...

- Mów - zatrzymałem się na chwilę, aby chłopak mnie dogonił.

Michael podbiegł do mnie stając przedemną nie dając mi przejść. Blondyn spojrzał na mnie lekko zmieszany. O co Ci chodzi Michael'u? Poczułem nagle ciepło na moich ustach i delikatne dłonie anioła na mojej skórzanej kurtce. Nim zdąrzyłem zareagować, aby odsunąć anioła od siebie sam odszedł krok ode mnie. Młodszy był lekko zdyszany i miał lekko różowe policzki, które dodawały mu niewinności. Przeczesałęm nerwowo włosy zamykając oczy... Nie wolno mu... Nie wolno nam. Otworzyłem oczy a z ust anioła zaczeła ciec jakaś czarna maź. Młodszy zaczął ją wycierać ale ona nadal ciekła. Mimo wszystko na jego twarzy widniał uśmiech, musiało go to bardzo zaboleć. Stałem przerażony, ostatnim razem leciała mu lekko krew, nic po za tym... A teraz!? OJCZE CO TY ODPIERDALASZ!? 

- Michael co się dzieje? - spytałem zmartwiony.

- Nie wiem... - mruknął cicho ocierając twarz dłońmi - ale było warto - jego kącik ust lekko się uniósł.

- Kurwa, raczej nie było warto! - warknąłęm wściekły na niego. Ściągnąłem swoją kurtkę zakładając na niego aby go nie dotknąć. Wziąłem go na ręce i rowinąłem swoje bez piórne skrzydła.

- Przestań! - wrzasnął blondyn. Zignowowałem jego słowa i poleciałem do nieba, swoim kosztem i bólu. Po co to zrobił Michael? Aby się ukarać? Nie chce go kurwa karać! Spojrzałem lekko na chłopaka, który okropnie cierpiał - Chce zostać z tobą Lucuś - szepnął chłopak chcąc mnie dotknąć, ale na czas się odsunąłem lądując w niebie.

- GDZIE JEST TEN WASZ BÓG? - warknąłem na resztę aniołów, które się głupio patrzyły. Oh wow, nietypowy widok, król Piekieł w Niebie. Anioły zaczeły patrzeć na sobie. No o chujam zaraz! 

Nim zdąrzyłem wrzasnąć ponownie na archanioły Michael mnie odepchnął od siebie, zanim młodszy przekroczył bramę nieba obdarzył mnie spojrzeniem pełnym goryczy i złości. Tak się odwzajemniasz? Ja Ci pomagam, mimo, że mogłem mieć wyjebane kompletnie i zotawić Cię w tym parku abyś zdechł! Gdy Michael zniknął mi z wzroku, westchnąłem ciężko i zniknąłęm z Nieba wracając ''do domu".

*SZEŚĆ MIESIĘCY PÓŹNIEJ*

Wszystko wróciło do normalności... Michael siedzi w Niebie służąc Bogu, a ja... znów znajduje się w Piekle. Spojrzałem na ekran znudzony, bo nic się nie dzieje. Coraz więcej ludzi się nawraca. 

Wstałem z tronu ziewając przy czym rozciągając się. Zacząłem się przechadzać po Piekle. Codzienna codzienność, demony się zabawiały ludźmi grzesznymi, zajmowały się opętaniami, ale były coraz słabsze... coraz więcej ludzi stara się nie grzeszyć. A jakby wrócić na Ziemie? 

Po krótkim wewnętrznym monologu i nie zastanawiając się dłużej wróciłem tam, lecz tym razem nie przybrałem ludzkiej postury. Zostałem niezauważony kręcąc się po Ziemi wspominając momenty z Michaelem. Lucyfer uspokój się!!! Nie myśl o tym, jesteś demonem!

Rozciągnąłem palce z lekkim uśmiechem, wracamy na stare śmieci z dobrą zabawą. Ruszyłem przed siebie, lecz moja droga nie była długa ponieważ pojawił się mój skrzydlaty przyjaciel zastawiając mi dalszą drogę. Powtórka z rozrwki?

- I znów to przerabiamy? - westchnął zrezygnowany Michael.

- I co mam pewnie wrócić? - mruknąłem spoglądając na jego skrzydła - O! skrzydła są białe - prychnąłem lekceważąco.

- Nie do końca - młodszy pokazał mi miejsce z jednym czarnym piórem - Jedno zostało.

Czyli nie jesteś już taki niewinny. Uśmiechnąłem się wrednie z monologu.

- Jednak nie jest taki wszechmogący - zaśmiałem się mijając anioła - A raczej ty skłamałeś podczas spowiedzi. - ukradłem owoc z najbliższego stoiska.

- Nie kłamałem - młodszy spóścił głowę idąc za mną - Nie chciałem się spowiadać z tego... - spojrzałem na chłopaka udając, że nie wiem z czego. Powiedz to na głos. - No wiesz... - pokręciłem przecząco głową - no że Cię pocałowałem - schował twarz w dłonie zawstydzony. Jaki słodziak.

- Czyli spowiedź jest nie ważna, oboje o tym wiecie - mruknąłem znudzony tą całą gadką o ojcu - Coś jeszcze? Chciałbym się zabawić Michael'u. - mruknąłem do niego, lecz zamiast odpowiedzi zostałem znów ciągnięty gdzieś za nim. - Gdzie ty mnie znów ciągniesz? - mruknąłem niechętnie.

- Tam gdzie powinieneś aktualnie być

- Nuda - ziewnąłem, ale się nie wyrywam, bo to słodkie jak się stara. Spojrzałem na jego rękę idąc posłusznie za nim. Chłopaka rękaw lekko odsłanił bandaż. - Co Ci się stało Michasiu? - obracam jego rękę ukazując dużą część bandażu.

- Nie twój interes - jaki zadziorny - i tak Ci to jest obojętne. - mruknął zły. Jakby tak było nie pytałbym. 

- Mówisz, albo zostaje na Ziemi - zacząłem stawiać opór. Młodszy się zatrzymał patrząc mi w oczy wzdychając. Doskonale wiesz, że jestem uparty.

- Nosze je, aby się nie poparzyć - mruknąłem idąc nie chętnie - chyba logiczne, prawda? Noszę je by już nigdy więcej nie zrobić sobie krzywdy podczas dotykania Ciebie - blondyn westchnął smutno idąc przed siebie.

- Jak uroczo - fuknąłem rozbawiony.

- Wracaj do siebie - aniołek przewrócił oczami, stojąc przed bramami Piekła - nie mam ochoty Cię ponownie odprowadzać.

- Nie chcesz mnie już spotykać? - zrobiłem smutną minę, aby wzbudzić w nim poczucie winy. Spojrzałem na młodszego, który odwrócił wzrok ode mnie. - Tylko, że tu jest nudno Michaelu.

- Nie wiem, sprowadź sobie kogoś i się zabaw - mruknął obojętnie, lecz w jego głosie było słychać złość, którą zlekceważyłem.

- A co jeżeli chciałbym sobie, Ciebie sprowadzić? - mruknąłem uwodzicielsko przyciągając go do siebie w pasie trzymając go za ubrania.

- I znów mnie wystawisz i odsuniesz od siebie, co? - warknął a jego głos zaczął się załamywać będąc na granicy płaczu.

- Słucham kurwa? - warknąłem trzymając go mocniej w pasie - Ja Cię wystawiłem? Kurwa mać, chuj wie co się stało z tobą przez tyle miesięcy, a ty jeszcze pierdolisz takie głupoty! - warknąłem wściekły i znikąłem w czeluściach Piekła znęcając się nad grzesznikami, aby rozładował złość.

Po dłuższej zabawie, polegającej na sprawdzaniu wytrzymałości śmiertelników, udałem się w stronę czyśca przygnębiony. Spojrzałem na wielką budowlę siadając zwisając nogami w dół. Spojrzałem w dziurę czyśca podobną do czarnej dziury. Rozejrzałem się, miejąc nadzieję, że będę sam. Po drugiej stronie czyśćca stał Michael w ludzkiej formie rozmawiając z czyjąś duszą. Spojrzałem znudzony, gdy dusza opuściła czyściec.

- Nie nudzi Ci się ta praca? - murknąłem swoim niskim tonem głosu, który rozległ się echem po czyśćcu.

- Nie - odpowiedział krótko, chyba nie chce ze mną rozmawiać

- Czy wy macie w ogóle jakieś zabawy?  -uniosłem patrząc na anioła, który zaczął do mnie podchodzić powoli i niepewnie

- Oczywiście - nastała chwila ciszy, ponieważ anioł zaczął się zastanawiać - że tak

- Ah tak? Podaj przykład - mowiłem swoim niskim szatańskim tonem.

- Uczty, zabawy, tańce - wymawia pokolei, robiąc dłuższą przerwe przed każdą wymienioną "zabawą" - Twoja zabawa jest inna niż nasza - spojrzałem na niego z dołu urażony, mimo wszystko starałem się nie rozśmieszać.

- Co masz na myśli przez to?

- No... - młodszy wziął głęboki wdech bawiąc się palcami. Nie może ze mną rozmawiać? - Umiesz bawić się inaczej niż ludzkim cierpienem? - westchnął spokojnie.

Uśmiechnąłem się rozbawiony - Dobra masz rację. Nie mam na ten moment, bo mnie nudzą.

- My mamy sporo tych zabaw, bo potrafimy kochać Lucyferze... - Przewróciłem oczami, poczułem się lekko urażony... Poczułem dłoń aniołka na swoim ramieniu. Złapałem jego dłoń, aby mnie nie dotykał.

- Bądź, co bądź masz rację -  spóściłem wzrok wstając - Miłej pracy Michael'u - schowałem dłonie do kieszenie. Dlaczego tak bardzo mnie to ruszyło? Jestem szatanem, nie potrafiękocham, uwielbiam cierpienie, przecież.

- Smutny jesteś? - anioł uniusł brew tak samo zdziwiony jak on sam.

-  Jasne, bo szatan ma uczucia - mruknąłem sarkastycznie.

- Hej... Lucy, spokojnie - poczułem drobne rączki obejmujące mnie.

- Jestem spokojny - fuknąłem. Zero uczuć, bo znów będzie boleć Lucyferze, jak przez ostatnie pół roku. Michael zaczął głaskać mnie po głowie, na co zacisnąłem mocno powieki. Emocje...

- Nie mów mi, że masz uczulenie na bandaż Lucyferku - roześmiał się cicho aniołek, a jego śmiech i tak rozniósł się echem.

- Przeszkodziłem Ci w pracy zapewne, wracaj do Nieba Michaelu, bo znów będziesz się musiał spowiadać... - spojrzałem na niego przepraszająco. Odwróciłem się do niego tyłem sprawdzając czy ktoś nie trafił do piekła. Delikatne ręce anioła ponownie mnie objeły od tyłu a delikatne usta pocałowały materiał kurtki.

- Do zobaczenia Lucyferze... - szept anioła pozostał w mojej głowie mimo, że anioł zniknął. A ja poczułem ponowne ukłucie. Czy to jest kara od Boga? Ból się zasilał, więc położyłem się w piekle na łóżku wpatrując się w sufit. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro