#4
Przez cały wieczór siedziałem monotonnie przed ekranem z historią ludzi. Szkoda mi młodego, ciekawe czy on też zostanie ukarany przez ojca. Oparłem głowę o rękę wzdychając znudzony. Spojrzałem na zwierciadło aniołów, które było zakurzone.
- Gdzie jest Michael? - mruknąłem do siebie wracając na Ziemie w poszukiwaniu archanioła.
Zauważyłem młodego blondyna leżącego na ławce przykrywającego się poszarzałymi skrzydłami.
- No i co ty kurwa odpierdalasz? Co ty sobie niby myślisz? Mi każesz wracać do domu, a sam tego nie robisz! - zacząłem warczeć na niego zły.
- Nie mogę wrócić! - usiadł chowając skrzydła, rękoma się obejmując - skrzydła mi poszarzały - wyszeptał unikając mojego wzroku.
- To zrób coś dobrego, w czym problem? - fuknąłem krzyżując ręce na piersi.
- Próbowałem... - młodszy przyciągnął nogi do siebie kuląc się na ławce. Zabawny widok, na który się uśmiechnąłem
- Leżąc na ławce? Marne szanste, że za lenistwo wrócisz do Nieba - roześmiałem się rechocząc.
- Próbowałem uratować tego samobójce - usłyszałem ciche fuknięcie ze strony anioła - Z resztą, ważniejsze aby ojciec nie był aż tak zły na Ciebie - młodszy westchnął opierając głowe o kolana.
- Jest wkurwiony od wieków, pewnie nic się nie zmieniło od tych nerwów szybciej się zestarzeje - wzruszyłem ramionami rozbawiony - lepiej martw się o własną skórę. - między nami nastała chwila ciszy, który przerwał Michał.
- Skłamałem, próbowałem uwieść, dałem upust złości i agresji.... - blondasek zaczął wymieniać swoje grzechy. Nie spowiadaj mi się tutaj, nie jestem księdzem, cieszą mnie twoje grzechy - Dziwię się, że nie są jeszcze czarne. Jak twoje.
- Moje nie mają piór, nie mam tego przywileju - wzruszyłem ramionami - moje przewinienia w porównaniu co ty dziś zrobiłeś to pikuś, jeżeli poprawi Ci to humor - zaśmiałem się - zrób to co ludzie, gdy zgrzeszą. Może to coś da? - dlaczego ja tobie w ogóle pomagam? Wyciągnołem ręke, aby pogłaskać chłopaka, ale w odpowienim momencie ją cofnąłem i zacisnąłęm w pięść. Co ty odpierdalasz Lucyfer?
- Czemu ja to wszystko robię dla Ciebie? - Michael podniósł na mnie swój zmęczony wzrok.
- Dla mnie? - uniosłem jedną brew rozbawiony - robisz to dla swojego ojca Michaelu - mruknąłem odwracając się, aby iść przed siebie, straciłem ochotę na pogaduszki.
- Robię to dla Ciebie Samu... - ani waż się dokańczać skurwysienie - Lucyferze... Zrozum to w końcu!
Zatrzymałem się nadal stoją tyłem do niego - Ale po co? - zacisnąłem pięści chowając je do kieszeni.
- Nie mam pojęcia... Byłeś dla mnie ważny, byłeś moim starszym braciszkem za czasów, gdy byłeś archaniołem... nadal jesteś ważny dla mnie - usłyszałem kroki za moimi plecami. O czym on mówi... - Nie pamiętasz pewnie, co? - odwróciłem się do chłopaka, z którym teraz mnie dzielił mały odstęp, na jego twarzy widniał smutny uśmiech - Ojciec nie wyrzucił Cie przez Ewe, zacząłeś byś zazdrosny o ludzi, że mają własną wolę. Zapomniałeś co przyżekliśmy Bogu, potem... - zacisnął powieki. Potem co? - Nie ważne... Teraz nawet nie mogę Cię przytulić, dotknąć albo pogłaskać, jak kiedyś bracie - jego głos zaczął się łamać a ja stałem zszokowany.
- Teraz mogę robić co tylko zachce - uśmiechnąłem się smutno ukazując kły - idziesz do tego kościoła czy nie? - zmieniłem temat i ruszyłem przed siebie z mętlikiem w głowie.
- Nie możesz robić wszystkiego, nadal jesteś uzależniony od Boga - Michael szedł kawałek za mną trzymając mały dystans, aby mnie przypadkiem nie dotknąć. Co się dzieje, gdy go dotknę, odczuwa tylko ból?
- A teraz? Przez cały czas co robię? Robię co chcę. A jeżeli chcesz wrócić do domu, rusz dupe i idź do spowiedzi - mruknąłem, czując wzrok anioła na sobie.
Reszte drogi przeszliśmy w ciszy. Moja głowa była pełna myśli, dlaczego ja nawet tego nie kojarze... przecież ja nawet nie pamiętam jak dostałem się do Piekła. Nim się zorientowałem dotarliśmy do kościoła, a moje przemyślenia przerwał głos blondyna.
- Wejdziesz ze mną? - usłyszałem cichy piskliwy głos młodszego.
- Odmówię, nie chcę spłonąć - zaśmiałem się przypominając sobie przesądy ludzi - poczekam na Ciebie na zewnątrz - wyciągnąłem papierosa odpalając go. Michał przytaknął i zniknął w budynku.
Spojrzałem w niebo, które nadal przykrywała ciemność. Ulice już były kompletnie puste, od czasu do czasu było słychać przejeżdzające samochody. Noc była chłodna, mimo, że na niebie nie było ani jednej chmurki. Zaciągnąłem się papierosem odchylając głowę do tylu wypuszczając dym ze zamkniętymi oczami. Poczyłem delikane szarpniecię. Otworzyłem oczy patrząc na osobę, która zaczeła mnie cieągnąć. Był to Michael, a na jego twarzy malował się uśmiech szczęśliwego dziecka, który dostał prezent. Spojrzałem zdezorientowany na niższego, który ciągnął mnie w tylko jego znanym kierunku. Chłopak zaczął biec, więc zostałem zmuszony do tego samego.
Po dłuższej chwili biegu, Michał się przewrócił ciągnąc mnie za sobą, jego niewinny śmiech odbijał się echem w mojej głowie. Oboje zaczeliśmy staczać się z górki, może anioły wiedzą co to beztoska zabawa. Nim się zorientowałem wylądowaliśmy oboje w jakimś małym jeziorku.
- Jestem cały mokry - zaśmiał się Michael, jak małe dziecko pluskając wodą we mnie, na co mu oddałem, cichy chwilę temu park został zagłuszony naszymi śmiechami.
- Dlaczego mnie pociągnąłeś, myślałem,że anioły nie wiedzą co to zabawa - przyznałęm wstając z wody podając bezmyślnie chłopakowi rękę.
- Daj spokój nie możemy być wiecznie poważni i smutni! - blondyn spojrzał moją dłon, ale ją zignorował i siedział dalej we wodzie rozradowany.
- I takiego Cię wolę! - nagle miałem szybki przebłysk... jakby to już kiedyś się wydarzyło. Poczułem ponowne szarpnięcię tylko tym razem archanioł szarpną mnie do wody, do której ponownie wylądowałem - A to za co!? - oblałem młodszego, z udawaną złością na niego. Nawet niezauważyłem, że się uśmiecham, pierwszy raz od... nie pamiętnych czasów.
Michael przygryzł wargę, po czym oboje znleżliśmy się pod wodą. Po chwili się wynurzyłem a za mną chłopak. Rozawieni spojrzeliśmy na siebie, a z moich włosów zaczeła kapać woda. Poprawiłem włosy, ponownie związując je w małego koczka. Krótko włosy blondyn ponownie się zanurzył, a ja starałem się go nie dotknąć podczas dokuczania mu.
- I widzisz - wynurzył się młodszy siedząc we wodzie - nie taki zły z Ciebie diabeł jak Cię malują. Gdybyś był taki zły o okrutny, to byś mnie dotykał i ciągnął satysfakcję z mojego bólu. - Odwróciłem głowę przestając się uśmiechać - Skoro uważasz się za takiego łobuza, dlaczego mnie nie dotkniesz?
Poprawiłem nerwowo sygnety - Czy to ważne? - mruknąłem - Dlaczego tak szybko wyszedłeś z tego kościoła? - spytałem, zmieniając temat na moją korzyść.
- Nie zmieniaj tematu Lucyferze - sporzał chłopak w moje oczy przygryzając wargę. Oj lepiej tak nie rób chłopcze... Jego spojrzenie było tak niewinne, że aż zaczeło mnie denerwować.
- Jeżli chcesz być taki grzeczny, to lepiej jak odpowiesz, bo będziesz miał następny grzch - uśmiechnąłem się na myśl, że chłopak może ponownie zgrzeszyć. Wstałem z wody patrząc z góry na chłopaka, który spóścił wzrok. Uhh... tak ulegle wygląda...
- Nie poszedłem się spowiadać - mruknął cicho, ale na tyle głośno abym słyszał co powiedział.
- Dlaczego? - spojrzałęm na niego zaskoczony.
- Nie chciałem po prostu - mruknął. Zmarszczyłem czoło i wybuchłem śmiechem. Słucham? Anioł nie chce porozmawiać z Bogiem? - I czego się śmiejesz! - jęczy niezadowolony.
- Bo to jest zabawne - łapie się za brzuch ze śmiechu.
- Czemu niby? Nie widzę w tym nic zabawnego. - zmarszczył brwi
- Słyszysz siebie? Anioł, który nie chcę się spowiadać, aby wrócić do Nieba siedzieć u boku Boga. - wybuchłem ponownie śmiechem. Chłopak spojrzał na mnie spod łba. Poszedłęm na brzeg i usiadłem.
Po chwili dołączył do mnie anioł i zaczął mnie przytulać od tyłu uważając aby nie dotknąć mojej skóry. Chłopak się we mnie wtulił, a mi się zrobiło głupio, że nie mogę odwzajemnić gestu chłopaka.
- Nie jest Ci zimno? - spytałem czując, że młodszy się lekko trzęsie, a o tej godzinie, co prawda nie było za ciepło.
- Chciałbym Cię dotknąć... - szepnął anioł ignorując moje pytanie przejeżdżając po materiale mojej kurtki. Patrzyłem na jego poczyniania. Dłoń młodszego zaczęła się niebezpiecznie zbliżać do mojej.
- Nie, Michaelu - schowałem dłoń do kieszeni - Też chciałbym Cię dotknąć po tej twojej delikatnej skórze Michael'u.
- Dlaczego? Jesteś zły przecież, masz gdzieś jak kogoś boli - powiedział spokojnie trzymając swoją dłoń na moim udzie zrezygnowany.
- Sam powiedziałeś, że nie jest taki zły diabeł jak go malują, czy coś tam - cytuję go - do tego znamy się podobmo już sporo czasu.
- Nawet tego nie pamietasz, co Ci szkodzi? - młodszy zaczął sunąć swoją dłoń w stronę mojej kieszeni.
- Wystarczająco widziałem jak cierpisz - mruknąłem zgodnie z prawdą.
- Ostatni raz... Proszę Cię Lucyferze - jego dłoń a moją dłoń dzielił tylko materiał kieszeni. Nie chcę patrzeć jak znów cierpi...
- Podaj jeden dobry argument, abym się zgodził - westchnąłem zrezygnowany.
- Przyznałeś również, że chcesz mnie dotknąć Lucy - mruknął niezadowolony - Obydwoje tego chcemy przecież! - spojrzałem młodszemu w oczy, które były szklane.
- Nie twoim kosztem Michael - powiedziałem łagodniej niż sądziłem, że mi się uda.
- Co z Ciebie za diabeł? - chłopak mnie puścił lekko się kuląc.
-Jeden z najgorszych - mruknąłem odsuwając się. Nie chcę aby ktoś skończył jak ja, tymbardziej nie chcę abyś ty tam trafił, nie poradziłbyś sobie tam. Westchnąłem cicho na swoje myśli.
- Dlaczego się tak o mnie martwisz? - spojrzałęm na blondyna rozabwiony, jestem diabłem o nikogo ani o nic się nie martwię! Wzruszyłem ramionami ostatecznie.
- Chciałeś chyba do nieba - mruknąłem idąc w stronę wyjścia z parku.
- Ale Lucyferze...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro