Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Prezydent (Charlie)

Ubrany w garnitur wszedłem z rezydencji o umówionej godzinie. Limuzyna już czekała. Wziąłem standardowo moją torbę. 

Z limuzyny wysiadł człowiek w średnim wieku o jasnej karnacji skóry. Nawet bardzo jasnej karnacji. Był ubrany w garnitur.

-Witam panie Prezydencie! Jestem Marjusz i zostałem wyznaczony, aby dowieść pana na miejsce spotkania z alfą.-powiedział szofer kłaniając się

-Dobrze Marjuszu. Ruszajmy.-rzekłem tym samym kończąc rozmowę.

Szofer podszedł do mnie, aby wziąć bagaż. Gdy mu go podałem jego dłoń przez przypadek otarła się o moją. Był niesamowicie zimny. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jego oczy. Były czarne. Bardzo czarne, z przebłyskami czerwieni. Niezwykłe oczy. Nigdy takich nie widziałem. Zdziwił mnie również fakt, że jedziemy bez obstawy policji. Nie protestowałem. Po prostu wsiadłem do limuzyny i skupiłem się na swoich myślach. Trzy lata temu alfa tłumaczył mi jak rozpoznać i pokonać wampira, lecz to było dawno i nic prawie nie pamiętam. Muszę dzisiaj o tym z alfą porozmawiać. Coś czuję, że wampiry za niedługo zaatakują. Może już knują jakiś plan? Nie mam pojęcia. Mój wewnętrzny monolog przerwao chżąknięcie kierowcy. 

-Panie prezydencie, stoimy tu już pięć minut, a spotkanie zaraz się zacznie. Jeśli pan chce zdążyć musi pan już ruszać.

-Dowidzenia-odpowiedziałem lekko zażenowany. 

Wyszedłem z pojazdu i spojrzałem na budynek. Wyglądał on tak:

Jak dla mnie za ciemno i... straszno? Tak... to chyba właściwe słowo. Ten budynek wyglądał raczej jak willa wampira,ale jak to ktoś w starożytnej grecji powiedział: της γεύση δεν συζητείται, czyli po polsku: o gustach się nie dyskutuje. Wszedłem do budynku i tam zostałem poprowadzony do gabinetu, przez człowieka który patrzył na mnie z zimnym wyrazemntwarzy i z łakomstwem?!?! w oczach.

Gdy znalazłem się już w gabineciemoim oczom ukazało się ustawione na środku pokoju biórko z ciemnego drewna. Figurowała na nim (biurku) biała jak śnieg bodajrze ludzka czaszka. Przy ścianach piętrzyły się regały uginające się pod ciężarem książek. Okno zakryte było grubymi hebanowymi zasłonami. (Dla nieogarów hebanowy jest bardzo podobny do czarnego) ściany gabinetu pomalowane były ciemnoszarą farbą. Całość sprawiała mroczne wrażenie. Lecz siedzący za biurkiem jegomość był najbardziej przerażający. Miał króczoczarne włosy bez ani jednego pasemka siwizny. Jego wyraz twarzy był straszny w sumie jak on sam. Oczy patrzyły na wszystko i wszystkich z widoczną pogardą. W jego obecności miałeś ochotę spóścić wzrok w dół i ani na chwilę nie spojrzeć mu w oczy. W ogóle w pokoju czuć było gęstą atmoswerę. Miało się ochotę z niego wyjść i nigdy nie wracać. Poczułem się całkowicie zdominowany. Aby przerwać krempującą dla mnie ciszę odezwałem się.

-Chciałeś mnie widzieć alfo.-powiedziałem drżącym głoerm. Był całkowicie inny w wyglądzie niż go zapamiętałam.

-Achh... wy ludzie jesteście tacy głupi. Myślałem, że się zoriętujesz, ale NIE!! Wpadłeś prosto w moje sidła.-Jego głos był niewobrażalnie głęboki. Gdyby nie był taki mroczny byłby przyjemny dla ucha.

-Co to wszystko ma znaczyć? Jak to w sidła? Alfo...

-Nie jestem alfą głupcze! Jestem Karen! Wielki wódz wampirów!-rzekł wypinając dumnie pierś. Ja miałem się ochotę zkulić. Jak mogłem się dać tak łatwo nabrać?! Teraz przypomniałem sobie wszystko...

Początek retrospekcji

-Pamiętaj prezydencie to co teraz powiem jest niewyobrażalnie ważne. Nie możesz tego zapomnieć.-rzekł alfa

-Co jest takie ważne?-spytał zaciekawiony Charlie

-Powiem ci jak rozpoznać i pokonać wampira. Zaczynajmy... Charakterystyczną cechą wampirów jest niezwykle nizka temperatura ciała, blada karnacja, super siła i szybkość, no i oczywiście kły. Tak jak pazury są one podstawową bronią każdego z nich.

-A jak je zabić?-spytał prezydent

-To dobre pytanie. Teoretycznie wystarczy przebić im serce kołkiem lub w srebrnym sztyletem. Teoretycznie. Są takie szybkie, że zanim człowiek do nich podejdzie one mogą chociażby złamać go w pół. To odpada. My, w sensie wilkołaki walczymy z nimi pod postacią wilka. A wam, ludziom zostaje atak z zaskoczenia. 

Koniec retrospekcji

-Co teraz ze mną będzie?- Spytałem

-Za niedługo się dowiesz.-powiedział tajemniczo-Straże! Do lochu z nim.

Potem poczułem tylko mocne uderzenie w tył głowy i świadomość odpłynęła...

Anastazja

Dziesięć godzin później

Mój ojciec gdzieś wyjechał, nie ma go już kilka godzin. Zaczynam się martwić. Nagle do mojego wbiega Cedrik chwyta mnie za ramię, raczy tekstem: później ci wytłumaczę, i zostaję wciągnięta do wozu, który rusza z piskiem opon. Z wrażeń zemdlałam...

Cedrik

około godzinę wcześniej

Razem z tatą uznaliśmy, że pora zaproscić prezydenta na spodkanie. Na początku był plan, aby zadzwonić z telefonu mojego ojca, ale nigdzie nie mogliśmy go znaleźć. Szukaliśmy w całym domu, aż w końcu postanowiliśmy odstawić poszukiwania i zadzwonić z mojego telefonu. 

Rozmowa chat on

(A-Alfa,KW-Król Wampirów)

A-Dziędobry panie prezydencie.

KW-Wybacz alfo, ale prezydent jest niedostępny i już nigdy nie będzie!!! MUCHACHACHACHA!!!

A-Z kim rozmawiam?

KW-Och moja droga psinka nie rozumie, że rozmawia z Karenem? Potężnym władcą wampirów? Smutek, może psinka chce pogonić swój ogonek?! Z chęcią to zobaczę.

A-Co zrobiłeś z prezydentem pijawko!

KW-Nic specjalnego... na razie śpi sobie w lochu prawie bez krwi w organizmie... Jego krew była bardzo słodka... Może porwę jego córkę? Pewnie ma krew słodszą niż tatuś? W dodatku pewnie ucieszy się ze spotrania z rodzicielem. Myślę, że i ty alfo też się za niedługo z nim spotkaż. To do zobaczenia!!!

Rozłączył się.

Rozmowa chat off

Patrzyliśmy po sobie otempiali. Do piero po chwili dotarła do nas powaga sytuacji. Pierwszy ocknął się ojciec.

-Synu... Jedź po Anastazję i to szybko! Zanim ją dopadnie!

Wypadłem z pokoju i przez całą drogę do auta biegłem. Wziąłem swoje ulubione srebrne porhse i pojechałem pod biały dom. Zauważyłem, zbliżające się do jej domu wampiry. Gdy mnie zobaczyły zaczęły syczeć. Aż się we mnie zagotowało. Zatrzymałem auto i wysiadłem z niego. Przemieniłem się w wilka i zabijałem wszyskie wampiry na mojej drodze. Nieraz sam oberwałem, ale nie obchoziło mnie to. Teraz Anastazja była najważniejsza. Ja zacząłem biec w wilkołaczym tępie i po chwili trzymałem moją ukochaną w ramionach

~Nareszcie ją przytuliłeś już myślałem, że nigdy tego nie zrobisz~odezwał się mój wewnętrzny wilk~popraw ją, jest jej niewygodnie, czuję to. Ty nigdy nic nie robisz dobrze. Chyba zaraz przejme kontrole i sam się wszystkim zajmę...

~Weź się zamknij futrzaku muszę uciekać, nie zagaduj mnie ty przeklęta kupo futra~warknąłem zły do dostałem pazurami po brzuchu.

Już się nie odezwał. Właśnie opuszczaliśmy dom mojego skarba, gdy ona cały czas mierzyła mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem. Wymamrotałem do niej coś w stylu: porozmawiamy o tym później.

 Migiem dotarłem do mojego auta i ruszyłem do domu...

Po skończonej trasie byłem pewny, że fotoradar pstryknął mi kilka fotek i że złamałem wszystkie przepisy ruch drogowego. Wysiadłem już spokojnie z auta i zauważyłem, że moja księżniczka zemdlała. Cóż... wyjaśnienia będą musiały poczekać.

***

Hej hej!! Witajcie na tym arcydługim rozdziale! Ma on ponad tysiąc sto słów!! Jest taki długi, że narazie mam dość tej książki więc wyjątkowo (jednorazowo) zwiększam próg. 

Teraz dziesiąć gwiazdek=rozdział.

 Po takim wysiłku muszę odpocząć. Smutno mi bo nikt nie wziął udziału w konkursie, mam wrażenie, że macie mnie w nosie, ale trudno sie mówi i psze się dalej! ;)

Dobra już kończę bo jestem zmęczona pa!

Magda;D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro