Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II

- Laura! O mój Boże, co ty tam robisz? - gwałtowna pobudka sprawiła, że zleciałam z gałęzi. W ostatniej chwili złapałam czubkami palców jakąś pomniejszą gałązkę i w miarę bezpiecznie opuściłam się na ziemię.

Gdy stanęłam przed osobą, która tak nagle wyrwała mnie z słodkiego snu okazało się, że jest to moja nauczycielka polskiego. Jako jedyna nie tępiła mnie za kiepską wymowę ( chociaż w sumie to chyba ona powinna robić to najzagorzalej ) i proponowała dodatkowe zajęcia, by uzupełnić braki.

Uśmiechnęłam się do niej lekko, skupiając całą swoją uwagę na jej kubku do kawy. Byle tylko nie myśleć o...

- Laura, co ty robiłaś na tym drzewie? - nauczycielka przycisnęła ręce do piersi - nie wchodź tam więcej, bo naprawdę kiedyś spadniesz.

- Na szczęście nic się nie stało, pani Klanek - było to jedyne nazwisko w tej szkole, które potrafiłam wymówić w miarę dobrze. Nie licząc swojego fikcyjnego.

- Jak to nic się nie stało? - jasnowłosa kobieta spojrzała na mnie znad okularów i zmarszczyła brwi - nie na co dzień, człowiek zasypia na drzewie, a potem z niego prawie spada, wyglądając jak duch. Chodź ze mną do szkoły, Anna odniosła twoje rzeczy. Zaparzę Ci herbatę i porozmawiamy.

Nie czekając na moją odpowiedź odwróciła się na wysokim obcasie i podreptała z powrotem w stronę szkoły. Chcąc, nie chcąc powlokłam się za nią. Pani Klanek była zdecydowanie moją ulubioną nauczycielką w całej Polsce. Bezpośrednia, ale troskliwa i miła. Jak babcia, która zamiast porcji ziemniaków wciska w ciebie zdania wielokrotnie złożone.

Gdy weszliśmy do pokoju nauczycielskiego, kobieta rozkazała mi usiąść na krześle i przy okazji wręczyła mi moje rzeczy. Posłałam jej krótki, wymuszony uśmiech, a ona tylko przyjrzała mi się dokładniej.

Po chwili moje rzeczy leżały gdzieś w kącie, ja sama siedziałam przy ogromnym stole trzymając lusterko, a pani Klanek rozczesywała moje granatowe, długie do ramion włosy. Na drewnianym, lakierowanym blacie stały dwa kubki z herbatą.

- No, a teraz Lauro - powiedziała oceniając swoje dzieło po skończonym szczotkowaniu. Usiadła naprzeciw mnie i upiła łyczek herbaty - kiedy już wyglądasz w miarę jak normalna licealistka, co się stało?

- Naprawdę nic się nie stało - odparłam również upijając łyk gorącego napoju. Wzięłam tak wielki haust, że mimowolnie sparzyłam sobie język.

- Jak to nic? - polonistka uniosła brwi, tak wysoko, że zniknęły pod jasną grzywką. Jej brązowe oczy skanowały uważnie moją twarz - widzę, że coś się stało. W porównaniu do tych wszystkich jełopów ja uważałam troszeczkę na zajęciach z psychologii. Możesz mi powiedzieć, Lauro. Naprawdę.

Nie wiem co to sprawiło. Może ciepły ton głosu nauczycielki, może jej ciepły kolor oczu, a może intonacja tak podobna do jego głosu.

- Jestem z Francji - powiedziałam, po czym zatkałam sobie ręką usta. Nie powinnam była tego w ogóle mówić! Miałam się odciąć. ODCIĄĆ.

Pani Klanek roześmiała się w odpowiedzi na moje słowa i pokiwała głową.

- Tak myślałam. Masz całkiem inny akcent, chociaż szczerze mówiąc obstawiałam Włochy. No cóż, pan Kartonowski będzie miał przypływ gotówki - powiedziała płynnie po francusku. Ja też przeszłam na swój ojczysty język. Mimo, że nie używałam go już ponad pół roku i język musiał się do niego znowu przyzwyczaić to i tak mówiło mi się lepiej niż po polsku.

- Założyła się pani?

- Tak. I niestety przegrałam.

- Skąd zna pani francuski? - zapytałam, czując się coraz lepiej w towarzystwie tej kobiety.

- Ja też jestem francuską - wyszczerzyła w uśmiechu swoje idealnie proste, białe zęby - ale miałyśmy mówić o tobie. Jakie jest twoje prawdziwe imię?

- Marinette - odparłam zdziwiona bystrością tej kobiety.

- Dupain - Cheng? - zapytała, a przez jej twarz przebiegł ledwo widoczny cień.

- Skąd pani wie?

- Strzelałam. W Paryżu jest świetna piekarnia i słyszałam, że mają córkę o tym imieniu.

Pokiwałam głową, po czym ponownie upiłam łyk herbaty. Tyma razem o wiele wolniej i ostrożniej.

- Dlaczego wyjechałaś praktycznie nie znając tutejszego języka? Dlaczego jesteś tutaj sama?

Sama wydedukowała prawdę o moich rodzicach. Bystra kobitka. Całkiem mnie rozbroiła.

- Znałam w Paryżu pewną osobę - zaczęłam powoli. Łzy na razie nie nadchodziły z czego bardzo się cieszyłam - nie mogłam już tam wytrzymać. Każde drzewo mi go przypominało, bo często się na nie razem wspinaliśmy, jego pusta ławka w szkole, każdy dach, bo co noc lądowaliśmy na innym i oglądaliśmy gwiazdy.

Przed oczami stanęło mi piękne, gwiaździste, paryskie niebo. Nie takie jak tutaj w Polsce.

Gdy znowu siedziałam w pokoju nauczycielskim, a nie na jednym z francuskich dachów, zauważyłam, że po moich policzkach spływają małe, słone kropelki. Nawet nie zorientowałam się, że zaczęły one wypływać spod zmęczonych powiek.

Nauczycielka pochyliła się i położyła mi dłoń na ramieniu. Nie zareagowałam. Nic nie czułam. Siedziałam zobojętniała nie przejmując się zmartwioną kobietą na przeciwko. W tym momencie mogłaby nawet wyjść - nie zauważyłabym. 

- Lau...Marinette - poprawiła się. Skierowałam na nią spojrzenie swoich fiołkowych oczu, a ona wzdrygnęła się na widok czającej się tam pustki - nie martw się. On tylko zaginął. Może jeszcze go zna...

- Zaginął? - wybuchnęłam histerycznym śmiechem. Podniosłam się z krzesła, nie potrafiąc przestać się śmiać. Po moich zaognionych policzkach spływały strumienie i wpadały do moich otwartych, wykrzywionych w szaleńczym śmiechu ust - ZAGINĄŁ!? ON NIE ŻYJE!

Upadłam na kolana, po chwili opadłam na łokcie. Schowałam twarz między barkami, opierając  czoło o chłodną podłogę.

- ON NIE ŻYJE!  - wykrzyczałam kolejny raz. Cała się trzęsłam pod wpływem słów, które wypadały z moich ust. Po raz pierwszy powiedziałam to głośno. Po raz pierwszy naprawdę w to uwierzyłam - on nie żyje - wyszeptałam, czując jak nieznośny ból przecina moją klatkę piersiową.

A potem ciemność.

Zostałam sama ze swoim bólem.

Zemdlałam.

-------------------------------------------------

DLA WSZYSTKICH, KTÓRZY ZACZĘLI PANIKOWAĆ
Pozory mylą. To wszystko może się jeszcze naprostować, więc radzę nie uciekać i czytać dalej.

Mam nadziej, że się podobało.

Do następnego

stingingrose

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro