Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[ dodatek ]

[zostałam zmuszona ;;]

     — O! Patrz bro, twoja rodzina! — Zadowolona z siebie dziewczyna wskazała na duży pojemnik, w którym było pełno pływających karpi w promocji na święta, które nadeszły szybciej niż jej ostatnie zamówienie, to już chyba sześć lat. Halo, halo! Panie listonoszu!

     — Cześć ciociu Aniu. — Ruda pomachała nad taflą wody dłonią, zerkając do środka. Po chwili jednak odwróciła się w stronę przyjaciółek z uśmiechem i klasnęła w dłonie. — Nie wygłupiajmy się, przeżyjmy te święta jak najprawdziwsi chrześcijanie! — Uniosła dłoń zaciśnięta w pięść ku sklepowemu sufitowi. Nie mogło obyć się bez spojrzeń innych klientów marketu, którzy najpewniej woleliby omijać tę trójkę wielkim łukiem. Ogromnym łukiem liczącym co najmniej 3 kilometry.

     — Przypominam, że jesteśmy ateistami — zauważyła najniższa nastolatka, nie będąc szczególnie zadowoloną z faktu towarzyszenia w wielkich zakupach, bez telefonu pełnego wiadomej treści. Został on podobno schowany pomiędzy stertą ubrań Kuroo i Bokuto do prania, a do tego nikt nie chciał się do tego zbliżać, nawet sami właściciele.

     — Więcej entuzjazmu. — Ruda pociągnęła ją za poliki, ledwo unikając śmiercionośnych szczęk, którymi żaden normalny człowiek nie chciał dostać. Wszyscy w tej rodzinie gryzą. — Brooo ona mnie gryzie-

     — Nie bić się dzieci. — Najstarsza z grupy ani myślała bronić kogokolwiek, chciała mieć pewność, że na ich stole pojawi się jedzenie. W końcu było ono najważniejszym punktem wieczoru. Oczywiście poza obowiązkowym punktem zaliczenia Kuroo pod jemiołą. To był priorytet.

---*---

     — Kuroo, zakładaj to. — Ruda wepchnęła mu w ręce worek, w którym znajdować miało się jego ubranie, z którego najwyraźniej zadowolony nie był, bo gdy tylko otworzył materiał, na jego twarzy wykwitło swego rodzaju niezadowolenie. — Bez marudzenia!

     Siedzący obok nich Bokuto śmiał się pod nosem, gdy tylko zajrzał przez ramię przyjacielowi, który niechętnie uniósł przed swoje oczy czerwony materiał. Polencjusz jednak ukróciła jego dobry humor, gdy i na jego kolana spadł pakunek.

     — A to dla ciebie. — Ciemnowłosa uśmiechnęła się szeroko, przybijając z kewiis piątkę i ruszyły do kuchni, w której siedziała ich bro. Tak, zakazały jej wyjadania potraw na wieczór i wchodzenia do salonu, by nie zepsuć niby niespodzianki, o której najprawdopodobniej już wiedziała. Ciężkie życie ich.

     — Wkopaliśmy się, bro — mruknął Kuroo, przykładając do ciała bluzkę. Perspektywa założenia tego stroju od razu mu się nie spodobała, ale gdyby tego nie zrobił, pewnie nie dostałby jedzenia albo zostałby wyrzucony na dwór w samych bokserkach z jakimś głupi napisem typu "zakaz wjazdu" czy też "bierz mnie kotku", widział też gdzieś z trąbą słonia.

     — Nie bro, wpierdoliliśmy się. Wpierdoliliśmy. — Sprostował Bokuto, naciągając na głowę zieloną czapkę. Za jakie grzechy?  

---*---

     — Kaasumi, patrz! — wykrzyknęły niższe dziewczyny, stawiając przyjaciółkę przed przebranym Kuroo. Wszyscy teraz pewnie wyobrazili go sobie jako Świętego Mikołaja, ha, błąd!

     Ciemnowłosy miał na sobie ciemne przylegające spodnie, tego samego koloru prześwitującą bluzkę i zarzuconą na barki czerwoną bluzę z uszami kota na kapturze, z tyłu widniał czytelny, zgrabny napis "Własność Kaasumi-chan". Tak. To był jej prezent.

     Bokuto podszedł do nich od boku w swetrze ze sową, który polubił praktycznie z marszu, a na głowie miał zieloną czapkę, na której końcu znajdowała się wypchana imitacja jemioły. Oczywiście pomachał im tym przed oczami, a im nie trzeba było dwa razy powtarzać.

     — Tym razem to będą wjeżdżające w siebie lokomotywy. — Kewiis spojrzała na pozostałą dwójkę i pociągnęła ich do stołu pełnego jedzenia.

     W tym czasie bluzę przejęła Kaasumi, będąc całkowicie z siebie dumną, całą kolację przesiedziała na kolanach Tetsurou.

     To była ich pierwsza wspólna kolacja. Całkiem udana, no może oprócz ucieczki z karpiem. I tym jak policja podbiła do nich, gdy zaczęli śpiewać, jak wymyślili sobie, że będą śpiewać kolędy, z których Japończycy nic nie zrozumieli. Może to i lepiej. Teraz czekać na następny rok.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro