raw ocean
(Shori: Moi drodzy, witajcie w najpierwszejszym jikooku, jaki napisałyśmy razem z unnie (Rehteaa). Wiem, minęło dużo czasu od ostatniej aktywności, ale prace idą powoli do przodu >,< Tymczasem, mam nadzieję, że ten one-shot się wam spodoba!)
Woda. Niezbędna do życia, rodząca na świat ssaki, gady, płazy, rośliny. Dumnie pręży się wraz z powietrzem na podium najbardziej ważnych, najbardziej pożądanych i najbardziej wpływowych, a przy tym oba pozostają najbardziej cichymi, niedocenionymi i najmniej szanowanymi bohaterami. Pojawienie się tej dwójki zwiastuje urodzaj i życie. Budzi nadzieję, tworzy ekosystem, ludzi, aglomeracje miejskie, państwa, kontynenty oraz świat. Ich obecność gwarantuje sukces pierwszego, głośnego płaczu na piersi matki, ugotowane ziemniaki czy rybki w akwarium.
Chociaż człowiek bezbłędnie poznał wszystkie spolaryzowane wiązania H-O, ustalił że jest silnie polarna, a nawet poznał kąty wiązań wodorowych między cząsteczkami tlenu, a wodru, woda raczej nigdy nie zostanie okrzyknięta okiełznaną w swoich własnych oczach. Możecie się starać. Homo sappiens mydlili sobie oczy, uważając się za właścicieli rzek, jezior, mórz, oceanów. Wygłaszali jakieś bzdury o heksagonalnych układach krystograficznych wody, promując artykuły na cały świat. Krzyczeli bzdury o oczyszczaniu wody słonej, by była zdatna do picia. Ludzie głosili głębokie oburzenie o pływającym plastiku, który sami wrzucili daleko za brzeg.
– Kłamliwe, plugawe istoty. – wycharczał mieszkaniec morza żółtego, wypluwając z ust kawałek korka od butelki, gdy wynurzył głowę spod tafli.
Znajdował się po środku niczego. Odwrócił głowę w prawo i widział wodę. Obrócił głowę w lewo i nadal widział wodę. Pływał także w wodzie z zaplątaną na nadgarstku torbą plastikową. Zmoczona i wystawiona ku słońcu błyszczała jak najpiękniejsze perły, które nie mają już szans powstać przez cały ten syf. Nikt nie chciał mieć w domu syfu, a on nie miał wyboru. Woda istniała, ale wszystko w niej umierało. Poza Jiminem, który nadał sobie taką nazwę, czy tam imię, bo żaden ludzki język nie umiałby się tak poskładać, by wymówić płynnie sylaby jego języka.
Dzień zapowiadał się na ładny, zwłaszcza, że czuł już tyle różnych drgań od różnych pływających łajb. Słyszał podekscytowanie innych współmieszkańców wód. Będzie co robić.
Oblizując słone od naturalnej soli wargi. Zastanawiał się, co począć w obecnej sytuacji. Nie był na tyle głodny, by polować, więc na tę chwilę postanowił wrócić do swojej jaskini. Była doskonale ukryta w skałach wznoszącego się stromo klifu. Wpełzł po stromej nawierzchni, przez wąski korytarzyk aż dotarł do centrum swojego leża. Jego ostre, ciemnoszare łuski wydawały niemiły, drapiący dźwięk w kontakcie z chropowatym kamieniem, ale nie sprawiało mu to żadnego bólu. Łuski same były twarde jak skała i ostre jak brzytwa.
W leżu każdej syreny znajdowała się masa zgromadzonych przez nich "skarbów". Były one jak sroki, zbierały wszystko, co ładne i błyszczące. Lubiły także nosić na sobie niektóre swoje zdobycze. Sadowiąc się w niewielkim jeziorku (bardziej będącym głębszą kałużą), zaczął wodzić wzrokiem, po swojej kolekcji. Najbardziej dumny był ze stosu kolorowych kamieni szlachetnych, które znalazł we wraku zatopionego statku.
Jednakże jedna rzecz nie pasowała do wszystkich tych cudeniek. Był to strzępek ciemnego materiału. Wciąż dobrze pamiętał skąd go ma, nie była to zbyt odległa w czasie historia. Mimowolnie do jego głowy zaczęły napływać wspomnienia o właścicielu owego skrawka.
„Fale oceanu były spokojne tamtego dnia. Odgarnął do tyłu mokre włosy w kolorze głębokiej czerwoni. Nie był to w żadnym wypadku kolor naturalny dla istot ludzkich, ale wśród jego pobratymców nie zdarzał się wcale tak rzadko. Zanurkował z powrotem wśród ciemnych wód oceanu, żeby zbliżyć się do centrum odczuwanych wibracji. Tak, z pewnością była to jakaś łódź, niespełna kilometr od miejsca, w którym się znajdował. Nie wyglądała na dużą, ale w żaden sposób ta świadomość nie zahamowała wystrzału adrenaliny w jego żyłach.
Jak zawsze podczas polowania.
Czuł, że inne morskie stworzenia takie, jak on, również zmierzają ku obietnicy przekąski, ale na razie nie zwrócił na to uwagi, zbyt skupiony na tropieniu dochodzących do niego sygnałów. I oto wkrótce jego oczom ukazał się dół niewielkiej łódki. Skądś już kojarzył ten kolor wyblakłego błękitu. Będąc nadal dobre dwadzieścia metrów od celu, wynurzył ostrożnie głowę ponad taflę wzburzonych tego dnia fal.
Jego oczom ukazał się znajomy widok. Znał chłopca, który krzątał się po łodzi bardzo dobrze. Stanowił obiekt jego obserwacji od jakiegoś czasu. Był dość wysoki jak na człowieka, miał rozwichrzone, ciemnobrązowe włosy i wyjątkowo łagodną twarz, jak na mężczyznę. Syren do tej pory nigdy nie widywał go na łodzi sam, zawsze towarzyszył mu starszy osobnik, najprawdopodobniej jego rodzic. Jiminowi zawsze ciężko było zrozumieć, skąd brało się przywiązanie ludzi do ich rodzicieli. Syreny całe życie wychowywały się same. Po złożeniu zapłodnionej ikry, zostawiały ją samej sobie.
Przyglądał się znad powierzchni spienionej wody, silnym ramionom chłopaka, który pracował, zarzucając sieci do wody. Jimin nie miał pojęcia, dlaczego akurat ten człowiek tak przykuł jego uwagę, ostatecznie nie wyróżniał się niczym specjalnym, a Jimin gardził gatunkiem ludzkim, ale z jakiegoś powodu ten cieszył jego oko."
Syrena westchnęła, przymykając oczy.
Nie było to normalne dla jego gatunku, żeby snuć marzenia, ale nie mógł się powstrzymać. Mimowolnie wyobraził sobie, jak mogłoby wyglądać ich pierwsze spotkanie i pierwsza rozmowa twarzą w twarz. Jego serce zabiło nieco szybciej na tę myśl.
"Podpłynął blisko łódki, bliżej niż kiedykolwiek się odważył, by nie zostać zauważonym. Przywiała go jednak ciekawość oraz chęć bliższego przyjrzenia się mężczyźnie. Zastanawiał się, czy jest już w pełni dojrzały. Wyglądał nadal na bardzo młodego, lecz zapach, który wydzielał trafiał prosto do czułych nozdrzy Jimina, razem z odpowiednimi feromonami. Tak, ten człowiek był już dojrzały płciowo, a to jeszcze bardziej podsyciło zainteresowanie syreny. Podpłynął pod sam kadłub łajby, wciąż kryjąc głowę blisko powierzchni wody. Doskonale zdawał sobie sprawę, że kolor jego włosów odcina się na tle oceanu.
Człowiek jednak nie zauważał go. Zajęty był pracą. Chciał zdążyć przed zmierzchem, była zima, szybko się ściemniało. Silnymi ramionami wyciągał z wody sieć, prezentując wytatuowane przedramiona dzięki podwiniętym rękawom. Spracowane dłonie, widoczne żyły z wysiłku całkowicie nie pasowały do dużych, czekoladowych oczu i chłopięcej twarzy. Ścięcie włosów w ogóle nie pomagało, jego twarz wydawała się jeszcze bardziej okrągła i dziecinna.
Przecież to człowiek, myślał Jimin. Nie jest mu zimno? Zazwyczaj widywał ich przykrytych warstwami materiału tak mocno, że widział tylko oczy. A on miał na sobie tylko jakieś cienkie ubrania. Skupił wzrok na dwóch nogach rybaka, obserwując jak te płynnie się poruszają i współpracują z reszta ciała. Fajnie było na nie patrzeć, ale chyba nigdy nie chciałby ich mieć. Nie raz miał już okazje widzieć ludzi w wodzie i to jak ich kończyny są słabe, łamliwe, nieprzystosowane do pływania. Zero z nimi zabawy, najlepiej obserwować ich na lądzie, są wtedy najbardziej kuszący. Kuszący jak młodzieniec na łajbie, którego uwagę czerwonowłosy postanowił zdobyć wydmuchiwaniem powietrza ze skrzeli, tworząc przy tym bulgotanie wody. Chłopak dziś był sam, to idealna okazja, żeby w końcu go poznać.
Wyglądało jednak na to, że ten specyficzny dźwięk, które wydały skrzela Jimina zdały się na nic, tonąc w szumie fal, bo człowiek nawet nie odwrócił głowy, zajęty wiązaniem czegoś. Lekko sfrustrowana syrena zamiast delikatnych gestów zdecydowała się na wejście z hukiem.
Zanurkował z powrotem pod wodę, po czym znalazł się dokładnie pod kadłubem łodzi. Wystarczyło jedno uderzenie ogonem, żeby łajba zachwiała się niebezpiecznie. Usłyszał stłumiony krzyk chłopaka z powierzchni. Szybko wypłynął z powrotem, obserwując jak chłopak trzyma się kurczowo drewnianej konstrukcji z przerażeniem wymalowanym w oczach.
To był odpowiedni czas, żeby się ujawnić.
Przyczaił się przy lewej burcie łupiny, po czym ostrożnie wychynął zza jej krawędzi. Jego mokre, czerwone włosy zdążył roztrzepać już wiatr, a bystre, jadowicie zielone oczy wpatrywały się w człowieka intensywnie. Przyglądał się jak młodzieniec zamiera na widok syreny z szeroko otwartymi oczami.
Rybak stał w bezruchu, w pierwszych chwilach myśląc, że ma do czynienia z topielcem. Nigdy nie widział martwej osoby, a co dopiero kogoś kto się utopił. Skóra czerwonowłosego była sina, wargi wręcz fioletowe. Jedynie oczy były jasne i pełne życia.
— Tato, czemu cię tu nie ma? — spytał na głos , coraz bardziej panikując.
Topielec mrugał oczami! Zapowietrzył się tak bardzo, potknął o swoje własne nogi, gdy cofał się i zaczął krzyczeć."
Jimin nagle zmarszczył brwi. Nie, nie tak chciał sobie wyobrażać pierwszą rozmowę z chłopakiem. Był przecież syreną, był piękny i powinien wywołać zasłużony zachwyt. Wygodniej ułożył się w ciepłym jeziorku, jego łuskowaty ogon oparł się o niewielki stosik złotych monet, które przez lata zdążył nazbierać. Zamknął oczy, żeby lepiej się skupić.
"Jimin wychynął zza burty łodzi, uważnie przyglądając się odwzajemniającemu jego spojrzenie młodzieńcowi. Oczy szatyna były szeroko otwarte, gdy wpatrywał się w niego zszokowany. Ludzie nie wiedzieli o istnieniu jego gatunku... cóż, kiedyś wiedzieli, ale gdy syreny postanowiły być bardziej dyskretne, ludzkość zaczęła uważać je za zwykłe bajki. Było to poniekąd wygodne. Nie musieli się przejmować jakimkolwiek zagrożeniem z ich strony (Jimin nie wierzył, że takowe istniało, ale nie chciał kłócić się ze starszymi od niego). Dlatego też teraz, tak jawnym pokazaniem się człowiekowi, łamał wszystkie niepisane zasady.
Chłopak nie wyglądał na takiego, który zaraz miałby rzucić się ze strachu do morza. W istocie, siedział i gapił się na Jimina oczarowany, wciąż z siecią rybacką w dłoniach. Był to kolejny wynalazek, za który czerwonowłosy nienawidził ludzkości. Nie zliczy nawet, ile razy zaplątał się w to cholerstwo. Dobrze, że jego łuski były ostre, łatwo przecinały sieci, lecz nie zmienia to faktu, że parę ładnych minut musiał się zawsze pomęczyć.
Młody rybak jeszcze chwile wpatrywał się w istotę przed sobą, w odmętach próbując dopasować twarz syreny do czegoś co mógłby znać. Pełne usta, nieco sine od chłodu odgarnięte zgrabnym ruchem do tyłu czerwone włosy. Od dziecka mama opowiadała mu bajki do snu o tych mistycznych, wodnych stworzeniach. Pamiętał tez bajkę z Disneya o Arielce, która tak jak osobnik przed nim, posiadała piękny, rubinowy odcień włosów.
— Wow, czy... czy jesteś syreną? — spytał. Nie do końca kontrolował siebie, tak bardzo oczarowany był urodą zielonookiej piękności.
Jimin mocniej podparł się na rękach tak, żeby lepiej opierać się na burcie. Łuski jego ogona skrobały w bok stateczku nieprzyjemnie, on sam jednak uśmiechnął się do człowieka. Nie był przyzwyczajony do tego gestu, nie był naturalny dla jego gatunku, ale wiedział ze swoich obserwacji, że w ten sposób okazywało się przyjazne zamiary.
— Jestem tym, czym wy nazywacie syrenami. A ty jesteś...? — Nie dokończył, wciąż mając nadzieję poznać imię młodzieńca, chociaż już je znał. Słyszał nieraz jak jego ojciec woła na niego po imieniu, gdy pracowali razem na łodzi.
— Ja jestem... człowiekiem? — powiedział młody rybak, wciąż patrząc na piękną twarz i ramiona syreny przed nim. Czy on błyszczał jakimś brokatem, czy to łuski?
Jimin natomiast patrzył na człowieka, całkowicie zbity z tropu. Nagle zapomniał o tych wszystkich heksanach czy wiązaniach jonowych o jakich piszą ludzie w artykułach, kiedy miał przed sobą tak... niewinnego i naiwnego człowieka. Ciężko też mu było zareagować w jakiś sposób, bo nie do końca wiedział jak mimika współpracuje z odczuciami (a nie czuł zbyt wiele zaawansowanych emocji, poza tymi, które pozwalają mu przetrwać).
— Jak wołają na ciebie ludzie? — zadał jeszcze raz pytanie melodyjnym głosem.
Młodzieniec w końcu zaskoczył, podnosząc aż ramiona i rozchylając na sekundę usta, gdy zrozumiał sens poprzednich słów syreny. Jego dłoń w zakłopotaniu odgarnęła prostą grzywkę z czoła, zostawiając niektóre kosmyki wilgotne.
— Nazywam się J-jungkook. Znajomi m-mówią do mnie Kook albo JK. — zająknął się kilkukrotnie w tym zdaniu, ale czerwonowłosemu wydało się to urocze tak bardzo jak malutkie rybki Gobiidae. A niewiele rzeczy dla Jimina było tak urocze, jak te rybki.
— Jestem Jimin. — przedstawiła się syrena, wpełzając nieco głębiej do łodzi. Był przechylony przez burtę jak worek kartofli, ale nawet w tej pozie wydawał się eterycznie piękny i elegancki. — Co robisz? — spytał ciekawsko, lustrując zielonymi oczami sieci o niewielkich otworach. Oczywiście, domyślał się, co człowiek robi, lecz uznał za o wiele ciekawsze usłyszenie tego wprost z jego ust.
Chłopak otwierał i zamykał wargi, wyraźnie zapowietrzony, gdy patrzył na sieć w jednej swojej dłoni. Szukał odpowiedzi na to pytanie. Przecież mu nie powie, że łowi ryby, chociaż syrena na pewno się tego domyśliła.
— A ty co tu robisz? — zaatakował dziecinnie, chowając plecionkę za siebie, by całkowicie zniknęła z widoku morskiego gościa.
— Obserwuję cię — odpowiedział po prostu czerwonowłosy, przyglądając się twarzy chłopca wciąż z tą samą intensywnością.
Syreny nie miały w zwyczaju kłamać, a tym bardziej się zawstydzać. Jimin nie sądził, że kiedykolwiek zdoła zrozumieć choć połowę ludzkich uczuć, były zbyt skomplikowane, silne i problematyczne. Zupełnie nieprzydatne takiemu stworzeniu jak on.
— I zauważyłeś coś... Jimin? — spytał ostrożnie, przesuwając wzrokiem po nagich ramionach, dostrzegając na nich pojedyncze, błyszczące łuski w małych skupiskach.
Jungkook nie wiedział jak wielkie szczęście go dziś spotkało. Miał przed sobą największy skarb ciemnego, zimnego oceanu. Postać, która chociaż trochę ubarwiała ciemne, zabrudzone dno perfekcyjnym wyglądem, niecodziennym kolorem oczu i włosów. Gdyby tylko rozumiał, że tą sytuację mógłby porównać do wygranej grubych pieniędzy w Lotto. Syrena jednak nie mogła o nic winić młodzieńca, który zapomniał jak używać nóg. Siedział dalej na pokładzie i patrzył w syrenę jak obrazek. Wyjątkowo cichy osobnik. Z ojcem wydawał się głośniejszy.
— Uznałem, że jesteś interesujący — odparł Jimin, przyglądając się uważnie całej sylwetce chłopaka.
Szatyn był naprawdę dobrze zbudowany, miał dość szeroką pierś, odznaczające się na ramionach mięśnie i wydatne uda, na których opinał się materiał ubrania. Jednocześnie przy tej rosłej budowie, talia Jungkooka była zaskakująco wąska, co dodawało mu subtelnej nuty.
Idealnie wyważony, pomyślała zachwycona syrena.
Nie miał pojęcia, czemu tak imponował mu człowiek. Widział w swoim życiu wiele innych syren, wszystkie były oszałamiająco piękne, tak samo jak on sam, ale nigdy żadna nie przykuła mocniej jego uwagi. Gdy jego gatunek miał gody, często krył się w swojej jaskini, by nie dopadli go natrętni adoratorzy. Nie było oczywiście tak, że miał cokolwiek przeciwko prokreacji. Nie mógł mieć, ten instynkt był tak samo pierwotny i niezwyciężony jak instynkt drapieżnika, ale Jimin, kierowany bzdurnymi ideałami, wciąż szukał tego idealnego partnera, który dostąpi zaszczytu zapłodnienia jego ikry. Może i nie zamierzał wychowywać swoich dzieci, jak czynili to ludzie, ale nie mógł pozwolić, by nie były perfekcyjnie piękne.
— C-czy jutro też tu będziesz? Musze wracać, ściemnia się, ale mogę przypłynąć z samego rana — szepnął Jungkook."
Jimin był świadomy tego, że prawdopodobnie żaden człowiek tak po prostu by nie odpłynął zostawiając go w spokoju. Kilkakrotnie został przyłapany przez żeglarzy, którzy już nigdy nie wrócili na ląd. Chciał marzyć, że Jungkook okazałby się inny i nie traktował go jak okaz godny zabrania do zoo. Ludzie, nieważne jak bardzo kreowali się na inteligentnych oraz odpowiedzialnych, w oczach syreny na zawsze pozostaną mizernymi, łamliwymi parszywcami.
Przeczesał dłonią czerwone, szorstkawe włosy, spoglądając na ogon okraszony szarymi łuskami. Teraz, gdy siedział w ciemnej jaskini nie błyszczały w ogóle. Potrzebowały ciepłych promieni słonecznych by przypominać ułożone obok siebie perły. Skoro miałby zachwycić rybaka jeszcze bardziej, musiałby się wystroić.
Od razu nabrał ochoty na powiększenie swojej kolekcji skarbów, dlatego wygramolił się z jaskini, po czym wsunął gładko do wody. Wystarczyło płynąć kawałek podwodnym korytarzem, żeby wydostać się na pełen ocean. Miał miejsce doskonałe na takie okazje, jak ta. Wraki statków skrywały wciąż wiele skarbów, do których Jimin zamierzał się dorwać. Najbliższy znajdował się jakieś dwadzieścia minut na wschód od jego jaskini. Był to jednak jedynie niewielki jacht, który zatonął prawdopodobnie przez głupotę kierujących nim ludzi.
Zapuścił się dalej aż jego oczom nie ukazał się pożądany widok. Głęboko na dnie, leżały szczątki olbrzymiego statku pasażerskiego. Syrena była w nim już wcześniej, ale nie przeszukała wtedy dokładnie wszystkich zakamarków. Teraz była na to odpowiednia pora. Skierował się do pokrytej otoczakami burty statku, który leżał żałośnie na boku, zapomniany i zaniedbany. A tyle jeszcze cudów w sobie krył...
Czerwonowłosy zwiedzał żmudnie najpierw pomieszczenia pracownicze, potem sterownię i dopiero na końcu trafił na kajuty pasażerów. Znalazł kilka pięknych rzeczy, między innymi pozłacany grzebień z jakimś pięknym, różowym kwiatem, pierścień z ogromnym, zielonym kamieniem oraz podobny, lecz z malutką perełką w oczku. Jednak dopiero w jednym z ostatnich pokoi odnalazł prawdziwy skarb. Wpłynął ostrożnie przez uchylone drzwi, które ciężko się przesuwały przez rdzę na zawiasach, i pierwszym, co przykuło jego uwagę, było wielkie lustro w złotej ramie, zaczepione na jednej ze ścian.
Zachwycony, szybko ustawił się naprzeciw niego, podziwiając siebie w pełnej krasie. Nigdy nie miał do tego okazji, widywał jedynie swoje drgające odbicie na tafli jeziorka w jego jaskini. To było coś zupełnie innego. Mógł patrzeć na siebie bez przeszkód i zachwycać się perfekcją swoich rysów oraz nieskazitelnością lśniących, ostrych łusek.
Przeglądając się w ten sposób, coś za nim przyciągnęło jego wzrok. Jakiś błysk. Odwrócił głowę, widząc drewniane pudełko, wysadzane pięknymi, kolorowymi kamieniami, które mieniły się w nikłym świetle wpadającym przez dziury w ścianach. Podpłynął, zafascynowany biorąc pudełko w dłonie, po czym potrząsnął nim. Coś zagrzechotało, a więc nie było puste...
Otworzenie szkatułki niestety nie należało do najprostszych, była starannie zamknięta na kluczyk. Po takim czasie w wodzie już dawno drewno powinno zgnić, ale ona trzymała się wyjątkowo dobrze. Gdy potrząsnął ją nieco mocniej, niespodziewanie kilka ozdobnych kamieni odpadło. Patrzył za nimi, jak te wolno zmierzają na podziurawione dno pokładu, jak te wszystkie statki wokół oraz bezbronne ciała ludzi. Znalezienie kluczyka w miejscu, gdzie powoli wkraczała fauna i flora oceanu ani przez chwile nie wydała się Jiminowi czymś sensownym, dlatego od samego początku założył, że otworzy ją w swojej jaskini.
Razem ze swoimi mniejszymi zdobyczami pognał do „domu", zostawić je. Nie mógł przepuścić okazji, dlatego wrócił też po ogromną, pozłacaną ramę z lustrem. Przeniesienie jej do swojej skrytki nie należało do najprostszych, zwłaszcza iż drewno wyraźnie naruszone było czasem. Nim dotarł do groty, niebo było tak samo ciemne jak głębiny oceanu. Na szczęście nie miał problemów z widocznością w ciemnościach. Potrafił też widzieć w ultrafiolecie gdy tego potrzebował.
Ostrożnie ułożył lustro na skałach, rozglądając się, gdzie mogłoby najbardziej pasować. Nie do końca rozumiał, jakim cudem zwierciadło przetrwało samo zatopienie wycieczkowca oraz cały ten czas, gdy było na dnie. Gdy tylko je zobaczył wiedział, że musi je ze sobą zabrać. Złoty odcień aż tak bardzo nie zzieleniał, uratował je w samą porę.
Finalnie zdecydował przesunąć stertę rzeczy, którą ułożył z pierdół ludzi, którzy co jakiś czas topią się w oceanie. Mimo braku nóżki podtrzymującej w pionie masywną ramę lustra, oparte o skałę wyglądało na stabilne. Niestety, było teraz ciemno i nie mógł ocenić, czy aby na pewno nie stoi krzywo. Nie mógł doczekać się poranka, wyobrażał już sobie jak przyodziewa drobną biżuterie. Postanowił poczekać także z otworzeniem szkatułki licząc, że w środku znajdzie coś na szyję. Nie liczył na to, że delikatne i cienkie łańcuszki wygrały z czasem, wodą i wszystkimi innymi czynnikami. Miał drobną nadzieję na ozdoby z kamieni albo może nawet perełek? Uwielbiał perełki, często i gęsto sam wyciągał je z małży i kitrał u siebie w jaskini.
Ukontentowany, ułożył się wygodnie w jeziorku i przymknął oczy, oddając się kolejnym marzeniom, a następnie snu.
„Gdy następnego dnia młodzieniec przypłynął w to samo miejsce, Jimin już na niego czekał. Pierwsze co rzucało się w oczy to gruby i ciężki naszyjnik z pereł na jego szyi oraz przepiękny uśmiech w całości utworzony z radości na widok Jungkooka. Słońce jeszcze nawet do końca nie wzeszło, ale czerwonowłosy błyszczał, lśnił, mienił się. Syrena wiedziała, że w oczach człowieka wygląda zjawiskowo. Ciemne oczy wpatrzone wprost w niego nie dawały mu żadnych złudzeń, że jest inaczej.
— Och, wyglądasz... — Jungkookowi zabrakło języka w gębie. Nigdy nie widział tak pięknej istoty w swoim niezbyt długim życiu... Zwłaszcza to, jak jego skóra oraz włosy mieniły się w świetle wschodzącego słońca było niewymownie piękne.
Chłopiec gapił się więc na syrenę, chłonąc każdy najmniejszy szczegół jej aparycji. Chyba nigdy nie przestanie odczuwać wrażenia, jakie wywierało na nim to cudowne stworzenie. Zastanawiał się też czasami, czemu Jimin ujawnił się właśnie jemu, zwykłemu synowi rybaka. Wczorajszego wieczoru napomknął coś o syrenach, ale jego ojciec był niepodważalnego zdania, że syreny to groźne potwory mordujące żeglarzy. Miało się to nijak do postaci, którą widział przed sobą.
— Wyglądam cudownie? — podpowiedział Jungkookowi, ponownie posyłając mu piękny uśmiech.
Sam rybak postarał się, jeśli chodzi o ubiór. Zazwyczaj widział go w brudnych, poplamionych kurtkach, jakiś ciemnych spodniach i długich gumiakach. Na głowie miał byle jaką czapkę, tylko żeby zasłaniała uszy, czasami jakąś maskę. A teraz włosy ułożone miał w loczki, jakby dopiero co zrobił sobie trwałą. Ciemna koszula z rozpiętym guzikiem przy szyi i włożona do równie ciemnych spodni, które opinały jego uda. Och, czy człowiek chciał zaprosić go na randkę? Nie miałby wyboru, musiałby się wtedy zgodzić!
— T-tak... — wydukał młodzieniec.
Zrobił kilka ostrożnych kroków w kierunku Jimina i przyklęknął tuż przed nim. Pierwszy raz widział jego twarz z tak bliska i nie mógł nie zauważyć, jak jasna i gładka jest jego skóra oraz jak pełne są jego wargi. Idealne do całowania...
Jungkook szybko pokręcił głową, żeby odgonić te myśli. Postanowił skupić się na rozmowie z piękną syreną, nie chciał zrobić nic głupiego.
— Ro-rozmawiałeś kiedykolwiek z innymi ludźmi?
— Tak, rozmawiałem. Ale nie robię tego za często, dlatego brakuje mi towarzystwa. — odparł czerwonowłosy zdumiewająco pewny siebie, zerkając na ciemnowłosego.
Odgarnął wilgotną grzywkę za ucho pokazując się młodzieńcowi od strony najlepszego profilu twarzy. Zamierzał kusić go i flirtować aż osiągnie swój cel. Jungkookie musiał zostać jego, był perfekcyjnym kandydatem do zapłodnienia ikry, którą już za jakiś czas będzie składał. Z ich dwójki powstałaby na pewno piękna syrena. A najbardziej chciał, by ich potomek odziedziczył te cudowne, duże oczy, w które teraz się wpatrywał.
Jungkook zamrugał nieprzytomnie, bo gest czerwonowłosego dosłownie zahipnotyzował go na parę chwil. Nigdy nie spotkał osoby, która tak mocno by na niego działała. Sama aura syreny była niesamowicie kusząca, zachęcała do podejścia bliżej, tak samo jak głos – wysoki i słodki jak miód.
— D-dlaczego to akurat... ze mną chcesz rozmawiać? — spytał niezbyt wyraźnie, wciąż mając problem z poprawnym układaniem zdań.
Jimin wyciągnął dłoń przed siebie, gestem nakazując by zbliżył się jeszcze bardziej, a gdy młody rybak to uczynił, dotknął ozdobionymi w sygnety palcami, policzka chłopaka. Nie przestawał patrzeć mu w oczy, widząc w nich tyle emocji, których jako syrena nie potrafił nazwać.
— Sam nie wiem dlaczego, obserwowałem cię i postanowiłem się pokazać, gdy byłeś sam, bez drugiego człowieka — powiedział szeptem, na który mógł sobie pozwolić dzięki temu, że Jungkook był tak blisko. Czuł jego oddech na swojej twarzy. — Chce pokazać ci mój świat.
Chłopiec przygryzł wargę, czując jak soczysty rumieniec wkrada się na jego policzki. Dłoń syreny była lodowata, przez co wzdłuż jego kręgosłupa przeszły ciarki. Oczarowany bliskością, mimowolnie nachylił się bardziej ku twarzy Jimina. Nawet jego zapach nie był odpychający, choć przecież mieszkał w oceanie. Jungkook nie wiedział oczywiście, że właśnie w ten sposób syreny zostały stworzone – by przyciągać ludzi każdą możliwą drogą. Nawet kiedy ich nosy się zetknęły, czekoladowe oczy rybaka nie stały się bardziej przytomne, syrena miała nad nim całkowitą władzę.
Czerwonowłosy uniósł obie swoje ręce, obejmując za szyję młodzieńca. Myślał o tym tak długi czas, że teraz gdy złączył ich wargi przez ciało syreny przebiegło tysiące drobnych igiełek, nazywanych przez ludzi dreszczami. Kształty ich ust zgrywały się ze sobą perfekcyjnie. Usta młodszego były delikatne, nawilżone, wiedziały co robić. Jeon nie całował się w końcu pierwszy raz, Jimin już widział jak robi to z drugim człowiekiem, ale na razie odpędził te myśl na bok, skupiając się na tym, że miał go tu teraz, tylko dla siebie. Niedługo potem syrena skorzystała z okazji i bez większego wysiłku Jungkook wylądował razem z nim w wodzie.
W ciemnowłosym jakby aktywował się jakiś szatan, zaczął wściekle wierzgać nogami i rękami, ale Jimin szybko wciągnął go pod powierzchnię. Bańki powietrza agresywnie opuszczały usta rybaka, ale jedna z nich, bardzo duża objęła całą powierzchnię jego głowy, dzięki czemu człowiek znów mógł oddychać.
— Spokojnie, przy mnie jesteś bezpieczny. Nic ci nie będzie — próbował przemówić chłopcu do rozumu, ale ten nadal się szamotał i chciał wypłynąć na powierzchnię.
Dopiero po kilku chwilach Jungkook zorientował się, że rzeczywiście oddycha i przestał się szarpać. Z zszokowanym wyrazem twarzy dotykał delikatnie opuszkami palców powierzchnię ogromnej bańki, zapewniającej mu tlen. Spojrzał wielkimi oczami na czerwonowłosego, który dryfował w wodzie przed nim.
Człowiek nie mógł za to nie wykorzystać chwili, by podziwiać, jak syrena porusza się w wodzie. Gładkie, zwinne ruchy w połączeniu z czerwonymi włosami, układającymi się wokół jej głowy jak krwista aureola. Była to bez wątpienia najpiękniejsza istota, jaką Jungkook w życiu widział.
Syrena wyciągnęła dłoń w stronę towarzysza, cierpliwie czekając, aż ten zdecyduje się ją chwycić. Próbował wzbudzić zaufanie mężczyzny, nie chciał mu przecież zrobić krzywdy. Chciał mu pokazać nie tylko rafy koralowe oraz statki ale także destrukcyjny wpływ ludzi na ocean. Całe wysypiska śmieci, martwych zwierząt. Uświadomienie go pewnie i tak nie miałoby zbyt dużego znaczeni, bo co może jeden osobnik? Nic.
Objął swoją drobną dłonią tą spracowaną, pociętą siatką dłoń Jungkooka, ciągnąc go za sobą. Jednocześnie opowiadał mu o mijającym otoczeniu, tak jakby pokazywał mu cudowne, podwodne miasto. W rzeczy samej, miał swoje ulubione miejsca tak, jak inni mieszkańcy wód. Pokazał mu miejsca występowań najpiękniejszych rybek. Teraz wyglądały przyzwoicie, przykryte zielonymi glonami, ale jeszcze kilka lat temu świeże odpady jedynie psuły widok. Teraz zostały pokryte przez różne żyjątka, piasek oceaniczny i inne śmieci. Historia ciągle się powtarzała, ale na szczęście ta część jego świata zdołała wyjść obronną ręką z sytuacji.
— Tutaj najczęściej spotykam się z innymi syrenami. Nie ma tu żadnego wraku statku ani skał, dlatego możemy się obserwować. Ciężko kogoś zaskoczyć i zaatakować. — wyjaśnił.
Myśleliście, że to tutaj rozgrywa się romansowanie tego kawałka oceanu? Nic bardziej mylnego. To była doskonała przestrzeń do walk o terytoria.
Jungkook przełknął ślinę i spojrzał na płynącego nieco z przodu Jimina, który go prowadził. Szary ogon falował miarowo, wprawiając całe ciało syreny w ruch. Dopiero teraz chłopiec dostrzegł że na szyi, niemal tuż za uszami czerwonowłosego znajdują się szparki, które z całą pewnością były skrzelami, bo falowały co chwilę, wciągając wodę do środka. Rybak nie mógł wyjść z podziwu jak takie wspaniałe stworzenie mogło istnieć naprawdę. Od dziecka wypływał na morze, ale nigdy nawet nie marzył, że mity o syrenach mogą okazać się prawdziwe.
W jego brzuchu wirowały dziwne motylki, kiedy tylko patrzył na Jimina oraz podziwiał pokazywane mu cuda oceanu wielkimi oczami. Nie płynęli nigdy na tyle głęboko, żeby nie mógł nic zobaczyć w ciemności, ani żeby ciśnienie nie rozwaliło mu głowy.
— Duże jest takich... jak ty? — spytał nieśmiało, spoglądając teraz na dłoń, którą zaciskał wokół mniejszej należącej do syreny.
— Mój gatunek nie jest już taki liczny. Nie ma ich dużo w pobliżu, to mój teren. — wyjaśnił, będąc niezmiernie zadowolonym z tego.
Niestety, był to raczej chwilowy stan, z całą pewnością już niedługo jakiś niechciany gość będzie chciał zgarnąć jego terytorium. Na szczęście był młodym, zwinnym i silnym samcem, łatwo nie da sobie z rąk wyciągnąć swojego kawałka oceanu. Byłby już skończony w oczach innych, a nie potrzebował łatki słabeusza. Tak długo jak żył, żadna obca łuska nie zagrzeje tutaj miejsca.
Jungkook mimowolnie zaczął się zastanawiać, jak wyglądają inne syreny. Czy są podobne do Jimina, czy całkowicie różne? Czy wszystkie są takie piękne czy może Jimin jest pięknością nawet wśród swojego gatunku? Właściwie nie byłby zaskoczony, gdyby tak w istocie było.
Syrenka dalej opowiadała mu o wszystkim co mijali i Jeon dopiero po dłuższym czasie zauważył, że robi się coraz ciemniej i ciemniej. Musiało już zmierzchać, stracił zupełnie poczucie czasu.
— Um, Jimin, robi się późno... Powinienem już wracać... — zauważył nieśmiało chłopiec, spoglądając na twarz istoty, której szczegóły niknęły powoli w mroku.
Czerwonowłosy obejrzał się za siebie, by spojrzeć na twarz młodzieńca. Był taki młody i przystojny. Jego rysy twarzy jeszcze do końca się nie wyostrzyły, a duże, orzechowe oczy odznaczały się na całej buzi. Podczas całej ich wyprawy trzymał jego dłoń w silnym uścisku, by go nie zgubić.
— Ale ty już nigdzie nie wracasz, Jungkookie — odpowiedział mu, uśmiechając się delikatnie."
Zaiste. Gdyby ich podroż po odmętach oceanu wyglądała właśnie w ten sposób, syrena byłaby przeszczęśliwa. Ludzie niestety są bardzo mało odporni na wodę, szczególnie na tą słoną.
Westchnąwszy głęboko do swoich nocnych, przemiłych i nierealistycznych marzeń, ruszył się z jeziorka i wpełzł z powrotem do tunelu, żeby wypłynąć na otwarty ocean. Chwilę później, podążał już wzdłuż linii brzegowej, patrolując rutynowo swoje terytorium. Robił to od trzech do siedmiu razy wciągu doby. Nie pozwoliłby, żeby jego cenny kawałek oceanu ktoś sobie przywłaszczył.
Kiedy skończył rutynowy obchód podczas gdy rozpoczął się już kolejny dzień, postanowił wyczołgać się na jedną z wielu wielkich, przybrzeżnych skał niedaleko plaży. Była to dzika plaża, linia brzegu była wąska, dlatego nikt nie przychodził tu w celach rekreacyjnych. Jimin pozwolił, by promienie słońca grzały jego wilgotną skórę... ale potem poprzez szum fal przebił się dźwięk, którego się nie spodziewał.
Kroki na piaszczystym podłożu.
Syrena skryła się bardziej za skałą i wyjrzała zza niego, żeby zobaczyć, kogo przywiało do tego opuszczonego miejsca.
Brudnym, trochę kamienistym brzegiem szedł jakiś mężczyzna. Ubrany od stóp do głów w ciemne ubrania, głowę okrywał czapką z daszkiem. Czerwonowłosy zmrużył oczy, skupiając w pełni uwagę na przybyszu, który zakłócał mu spokój. Nieuważnie przesunął ręką po skale, a kilka kamieni sturlało się do wody z cichym pluskiem. To jednak nie rozproszyło morskiej istoty, która gorączkowo przeszukiwała zakamarki pamięci. Ta twarz, kojarzył ją. Niezbyt wysoki, chudy jak patyk, ze świńskimi oczkami. Nie mógł się pomylić.
To ten człowiek, który całował Jungkooka.
„Ciężko było nie pamiętać tego dnia u wybrzeży Busan. Był chyba jednym z najcieplejszych tego lata. Było tak gorąco, iż Jimin tuż pod taflą wody czuł, że woda jest cieplejsza niż zwykle. Nieczęsto sobie na to pozwalał, ale tym razem położył się na chłodnej tafli, dryfując. Pozwalał słońcu muskać swoją skórę i suszyć część łusek. Było już blisko południa, ale nie działo się dziś nic specjalnego. Żaden nieproszony gość nie naruszył jego terenu, żadna sieć nie porwała mu ławicy ryb, ani nie pojawiły się nowe śmieci.
Zdawało się, że ludzie także chyba mieli jakiś czas wypoczynku. Prawie nic nie pływało w pobliżu, nawet jego rybak. Ten słodki młodzieniec, za którym uganiał się już taki kawał czasu. Na samą myśl jego pulchne wargi próbowały się uśmiechnąć. Wciąż ćwiczył, by wypaść przed nim jak najlepiej. Chciał nie tylko porazić go swoim głosem, ale także aparycją i atrakcyjnością.
W pewnym momencie jego relaks przerwał dźwięk głosów niesionych przez wiatr. Podekscytowany, natychmiast na nowo zanurkował, mając nadzieję, że to młody rybak razem z tym starym, z którym zawsze wypływał. Jimin uwielbiał na niego patrzeć choćby z daleka...
Podpłynął więc bliżej brzegu i schował się w kępie długich wodorostów, których wierzchołki dryfowały na powierzchni. Wynurzył delikatnie głowę tylko tak, żeby widzieć co się dzieje na plaży.
W jednej chwili poczuł się tak, jakby krew w jego żyłach zagotowała się.
Rzeczywiście, po piasku przechadzała się para ludzi, a jedną z nich był jego przystojny, młody rybak, ale drugim z nich nie był wcale stary rybak... nie, był z nim bardzo szczupły, odziany w czerń mężczyzna. Z tej odległości syrenie ciężko było stwierdzić w jakim może być wieku. To, co jednak najbardziej przykuło uwagę to fakt, że młody rybak trzymał mężczyznę za rękę...
Powstrzymując rosnący wewnątrz trzewi syk, zanurzył się z powrotem, żeby móc podążać za tą dwójką. Zauważył, że weszli na niewielki, własnoręcznie zbudowany pomost. Wciąż o czymś rozmawiali, ale pod wodą ich słowa brzmiały jak stłumiony bełkot. Jimin podpłynął pod pomost, a potem, wspierając się na jednej z zzieleniałych belek, podciągnął się nieco, żeby zerknąć, co ludzie teraz robią.
W doskonałym momencie, bo właśnie jego młody rybak pochylił się, żeby złączyć swoje wargi z wargami mężczyzny w czułym pocałunku. Jimin poczuł, jak zęby w jego ustach zaostrzają się, a serce bije mocno i szybko ze wściekłości. W tej jednej chwili zapłonął do nieznajomego przybysza najczystszą formą nienawiści, jakiej syrenom nie zdarzało się doświadczać."
Krew w syrenie zawrzała tak mocno, jak wtedy. Pamiętał, jak długo przeżywał, że jego człowiek daje się dotykać komuś obcemu. Niestety, nie miał wtedy czasu zająć się tą sprawą. Na jego wodach pojawiły się obce syreny, których musiał się pozbyć, a potem był długo osłabiony. Zdążył w tym czasie zapomnieć, bo już nigdy więcej tego nie widział.
Teraz na nowo agresja wybuchała w nim tak mocno, że zapragnął pozbyć się tego mężczyzny. Jego duży ogon donośnie chlupnął w wodzie, a on sam odpłynął trochę dalej. Jego kły raniły pulchne wargi, gdy wściekle mlaskał. Och, wiedział że nie wygląda teraz apetycznie, ale nie to było jego celem.
Mimo przerażającego wyglądu, zwężonych, prawie kocich, ostro zielonych źrenic, głos który wydobył się z jego gardła przypominał perfekcyjną śpiewaczkę, o wysokim tonie, bez żadnego fałszu.
Mężczyzna na plaży zatrzymał się natychmiast, kiedy usłyszał przeważający nad szumem fal śpiew. Odwrócił gwałtownie głowę w kierunku dźwięku i w tej samej chwili poczuł, jak jego ciało samo z siebie zaczyna iść ku źródłu piosenki. Tak właśnie działały syrenie pieśni – wabiły, kusiły, nie pozwalały uciec.
Ofiara ocknęła się dopiero, kiedy weszła do wody aż po pas. Jej umysł gorączkowo nakazywał ucieczkę, ale ciało brnęło coraz głębiej w nieprzeniknioną toń. Słońce chowało się już za horyzontem, przez co wzburzone bałwany wyglądały na czarno-granatowe i bardzo nieprzyjazne.
I wtedy mężczyzna poczuł jak coś chwyta go mocno za kostkę. W następnej chwili był już w przerażającej, morskiej toni.
*
Kiedy następny raz odzyskał przytomność był w jakimś bardzo ciemnym i mokrym miejscu. Miał wrażenie, że leży na wilgotnych kamieniach. Otworzył oczy, ale niewiele to dało, bo wokół panowały egipskie ciemności. Powoli podniósł się do pozycji siedzącej. Rozglądał się coraz bardziej panicznie, oszołomienie ustępowało paraliżującemu strachowi.
W następnej chwili usłyszał przerażający odgłos – zgrzytliwe, złowieszcze szuranie, jakby ktoś przesuwał czymś twardym po mokrych skałach. Jego serce niemal zamarło mu w piersi.
Jimin przez cały czas obserwował osobnika, wymyślając dla niego różne tortury. Zaczynając od zwykłego głodzenia, a kończąc na wyrwaniu palca po palcu i zjadaniu ich na oczach wykrwawiającej się ofiary.
Chciał, żeby ten cierpiał, tak jak on, gdy jego człowiek przestał być czystą kartką bez żadnej skazy. Przesunął się po kamieniach w jego stron, a część ogona zanurzyła się w jeziorku. Zasyczał, oznajmiając mu, że nie jest tu sam.
— K-kto tu jest? — zająknął się mężczyzna, jego naturalnie niski, chrapliwy głos był teraz piskliwy z przerażenia. Cofnął się, chcąc uciec jak najdalej od źródła groźnego syku, ale wpadł plecami na mokrą, chropowatą, kamienną ścianę. Wcisnął się w nią najbardziej jak mógł, cały dygotał z zimna i strachu.
Do uszu mężczyzny dobiegło głośne warczenie, z głębi gardła, które rozniosło się echem po skromnej grocie. Jimin musiał się koniecznie uspokoić, jego kły na nowo się pokazały, a dziąsła swędziały. Całym sobą pragnął rozerwać go na strzępy i zadać tyle bólu, ile tylko mógł.
Wiedział jak zabijać, żeby bolało jak najdłużej. W końcu robił to odkąd tylko pamiętał.
— Jeszcze się pytasz? Kim jesteś? — wycharczał, a jego głos w ogóle nie przypominał tego pięknego śpiewu, co wcześniej. Ale człowiek był zbyt skołowany i wystraszony, żeby w ogóle to ze sobą połączyć.
Mężczyzna zamarł, wszystkie jego mięśnie napięte do tego stopnia, jakby miały lada chwila pęknąć. Słowa utknęły mu na języku. Nie miał pojęcia z kim rozmawia, gdzie jest i czy to wszystko nie jest jakimś przerażającym koszmarem. Właściwie bardzo by chciał, żeby był to tylko koszmar.
Gapił się w ciemność, ale nieważne jak bardzo by się nie wysilał, jego marny, ludzki zmysł wzroku nie potrafił nic wychwycić w gęstym mroku.
Syrena zsunęła się do wody z głośnym pluskiem, nie przejmując się piskiem, jaki wydał z siebie człowiek. Nie przejął się też faktem, że zaczął się wyrywać i próbować łapać czegokolwiek, gdy Jimin złapał go za kostkę i zaczął ciągnąć w stronę podwodnego wyjścia z jaskini.
Yoongi, bo tak nazywał się mężczyzna, nie przejmował się bólem, chociaż połamał sobie część paznokci i rozciął skórę na dłoniach, gdy chwytał desperacko odstające kamienie.
— Dotykałeś mojego człowieka — warknął drapieżnik, wbijając mocno pazury w łydkę człowieka.
Mężczyzna krzyknął z bólu i strachu, próbując wyszarpnąć nogę ze szponów stworzenia, ale tylko bardziej rozcharatał swoją skórę. Nawet nie wiedział kiedy w jego oczach pojawiły się łzy paniki.
— N-nie! Zostaw mnie! Nie mam pojęcia o czym mówisz! — krzyczał, próbując chwycić się czegoś, żeby ten popapraniec nie wciągnął go do wody, ale pod dłońmi czuł tylko wilgotne skały, na których jego skóra niemiłosiernie się ślizgała.
— Nie udawaj! — wrzasnęła syrena, już prawie wciągając go do lodowatej wody oceanu. — Jungkooka na pewno tak szybko nie zapomniałeś, ty ścierwo!
Mózg Yoongiego nie zdążył nawet przetworzyć, że ten świr mówi coś o Jungkooku, kiedy poczuł, jak pazury wbijają się w jego brzuch, a potem przejeżdżają po nim powoli, z łatwością płatając skórę, jakby była papierem.
Tej nocy małe, skalne legowisko syreny wypełniały krzyki torturowanej ofiary.
*
Następnego ranka Jimin wysunął się z groty na swój kolejny patrol. Był całą noc tak zajęty, że nie patrolował granic swojego terytorium ani razu. Głód zaczynał mu powoli doskwierać, ale za nic nie przełknąłby choć kawałka tej szumowiny, która śmiała dotykać jego Jungkooka. Wszystko, co zostało z mężczyzny wyrzucił do oceanu, bardzo zadowolony z wizji, że szczątki kochanka młodego rybaka zostaną zjedzone przez jakieś denne stworzenia. Cóż za żałosna śmierć.
Nie mógł jednak się okłamywać, że smak krwi w ustach go rozochocił. Może mu się poszczęści i napotka jakąś samotną łódkę z równie samotnym człowiekiem w środku.
Mimowolnie westchnął, wspominając koniec jego historii z Jungkookiem. Tak, Jungkook smakował wyśmienicie, tak dobrze jak Jimin sobie wyobrażał w najśmielszych snach. Pamiętał jak dziś, kiedy podpłynął do jego łodzi, skusił śpiewem do podejścia bliżej i wpadnięcia do wody. A potem, czując pyszny zapach młodzieńca, nie potrafił się pohamować. Czasami żałował, że ostatecznie tak to się wszystko skończyło, ale żałość, tak jak uczucie zgorzknienia czy winy szybko odeszły w niepamięć. Jimin nie był istotą, która odczuwa takie rzeczy.
Ostatecznie, swojej natury nie można obejść, ani wyprzeć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro