8
Stiles uwielbiał Boże Narodzenie. Może spędzał je samotnie w Hogwarcie lub domu, ponieważ jego tata pracował, ale i tak je lubił. Nie miał mu tego za złe, rozumiał go. Teraz był z nim Scott i zapowiadały się najlepsze święta w jego życiu.
Pokój Wspólny był tylko dla niego. Wszyscy Krukoni wyjechali, ale nie czuł się z tego powodu smutny. Scott mówił, że u niego są tylko dwie dziewczyny, więc spokojnie mógł pójść do McCalla na noc.
W Gryffindorze i Slytherinie też nie było zbyt dużo osób. Jedynie dwóch Gryfonów i trzech Ślizgonów. Nauczycieli również była garstka, więc wszyscy siedzieli przy jednym stole. Stiles zaspał, więc jak najszybciej mógł pobiegł w stronę Wielkiej Sali, gdzie już wszyscy czekali. Profesor McGonagall uśmiechnęła się do niego.
- Stiles, mój drogi chłopcze, czekaliśmy na ciebie - powiedziała jowialnie nauczycielka.
Stilinski spłonął rumieńcem.
- Przepraszam, ale...
- Nic nie szkodzi. - Dyrektor machnął ręką i wstał, natomiast Stiles usiadł obok Scotta, który również się do niego uśmiechał. Hagrid wyglądał na nieco zmieszanego, a Snape obojętnie rozglądał się po sali. - Cieszę się, że spotkaliśmy się w tym gronie - zrobił krótką przerwę, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. - Z całego serca chciałbym wam życzyć wytrwałości, odwagi na krętych ścieżkach, na której znajdziecie wiele przeszkód, ale pamiętajcie, że odnajdziecie drogę, jeżeli tylko będziecie podążali za światłem miłości. Święta to taki czas, w którym nie ważne są już nasze błędy, tylko chęć przemiany. Należy docenić wszystko, co mamy teraz, ponieważ bardzo łatwo możemy to stracić.
Wszyscy zebrani zaczęli oklaskiwać dyrektora, który z uśmiechem usiadł. Stiles odniósł wrażenie, że ostatnie zdanie skierowane było do Scotta i Hagrida z nieznanych mu przyczyn. Nie wiedział dlaczego, ale obydwoje spłonęli rumieńcem.
Nauczyciele wraz z uczniami zaczęli jeść. Stilesowi, nie wiedzieć czemu przypomniały się ostatnie święta.
- Stiles, rozchmurz się. Są święta - powiedział Dumbledore, uśmiechając się do niego życzliwie. Stilinski westchnął cicho, nic nie mówiąc. Wciąż był sam i mimo tego, że był tutaj z garstką miłych osób, czuł się samotnie, ponieważ jedynie nauczyciele go nie ignorowali. Chcieli go jakoś rozweselić, jednak cały czas smutek ściskał jego serduszko.
- Dyrektor ma rację - mruknęła profesor McGonagall. Stiles chciał przewrócił oczami, nie lubił być w centrum zainteresowania. - Nie jesteś tutaj sam.
Stilinski zamknął oczy, czując, że zaraz nie wytrzyma.
Wstał od stołu, mrucząc, że źle się czuł i przeprosił cicho. Szybko wyszedł, by nikt nie zobaczył jego łez. Nienawidził takich świąt.
- Przepraszam, co mówiłeś? - zapytał Stiles, uśmiechając się do Scotta.
- Mówiłem, że spodobała mi się przemowa dyrektora.
- Tak, tak. To było... prawdziwe.
McCall spłonął rumieńcem i zaczął szybciej jeść, by nie musieć nic mówić.
- Bardzo lubię Boże Narodzenie - powiedział Stiles, uśmiechając się do swojego chłopaka. Odwrócił się delikatnie w jego stronę, kiedy Scott położył dłoń na jego kolanie. - Jeszcze nie spędzałem ich z kimś - wyznał, a McCall poczuł ukłucie w sercu.
- To jest... Jest mi przykro - mruknął, czując się odrobinę niezręcznie.
- Nic nie szkodzi. - Krukon wzruszył ramionami i położył dłoń na dłoni Scotta.
Po dłuższej chwili Puchon powiedział
- Przyjdź do mnie około dziewiętnastej.
Stiles kiwnął głową. Poczuł chęć przytulenia się do swojego chłopaka, jednak wiedział, że będą mieć na to czas i teraz byłoby to nie stosowne,
- Kocham cię - mruknął brunet cicho, by nikt nie usłyszał.
- Ja ciebie też - odpowiedział szatyn.
- Będzie was to kosztować utratą dziesięciu punktów - warknął Snape, który przysłuchiwał się ich rozmowie.
- Severusie - zaczął Albus, przerywając rozmowę z profesor Sinistrą. - Nie wiem czym cię chłopcy zdenerwowali, ale odbieranie punktów w święta nie jest zbyt miłym gestem.
Mistrz Eliksirów prychnął i odwrócił się.
Stiles i Scott zgodnie zaśmiali się tak, by tym razem profesor nie usłyszał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro