Rozdział XIII - Eren? Słyszysz mnie?
- Więc to już koniec? - zwróciła się nauczycielka do czarnowłosego dudziestojednolatka.
- Na to wygląda - odpowiedział zamykając torbę ze sprzętem. Właśnie skończyło się kolejne spotkanie na temat broni w liceum ogólnokształcącego - Ja również się uczę, a to, że udało mi się pogodzić tyle spraw na raz... Sam się dziwię - westchnął zakładając torbę na ramię Dzisiaj ostatni raz miał okazję pracować z uczniami klasy Erena.
- Mogę zapytać? Studiujesz, tak? - zapytała Hannah podczas gdy pierwsi uczniowie zaczęli opuszczać salę gimnastyczną.
- Psychologia, pierwszy rok - Levi założył ręce na piersi.
- Ambitnie - uśmiechnęła się lekko do chłopaka - Słyszałam, że chodziłeś do tej szkoły zanim ja zaczęłam uczyć i nie miałeś wzrokowego zachowania, nie wszyscy nauczyciele za Tobą przepadali - przechyliła lekko głowę w bok. Chłopaka lekko zdziwiła jej szczerość.
Ackermann uśmiechnął się kącikiem warg na samo wspomnienie tego co wyprawiali kiedyś z Farlanem, Isabel i Hange w liceum.
- Eren! - po sali rozniósł się przerażony głos Mikasy. Wszystkie pary oczu skierowały się właśnie w tamtym kierunku.
- Cholera - syknął Ackermann rzucając torbę na ziemię. Kilka sekund minęło zanim zrozumiał co się stało. Najpierw zobaczył nastolatkę klęczącą przy leżącym na ziemi Erenie. Później krew na jego ręce. Trochę przestraszony podbiegł do rodzeństwa.
- Odsun się - powiedział do przerażonej wręcz Mikasy poważnym tonem klęcząc przy chłopaku. Dziewczyna również miało trochę krwi na koszulce.
- Nie wiem... trzymał dłoń przy twarzy, zapytał czy mam chusteczki po czym poczułam jego ciężar na sobie... - powiedziała nie pytana. Odsunęła się, ale tylko odrobinę tak, by nie przeszkadzać Ackermanowi i nauczycielce.
Wokół nich zrobiło się małe widowisko z osób, które jeszcze zostały na sali.
- Eren? - zapytał klepiąc chłopaka lekko po policzku - Eren, słyszysz mnie? - powtórzył gest - Eren! - tym razem podniósł głos.
- Zadzwonię na pogotowie - powiedziała opanowana Hannah - Halo? - odezwała się po chwili - Chłopak zemdlał.... Liceum... tak, tak...
Levi dalej próbował jakoś obudzić chłopaka. Oddychał, ale był nieprzytomny.
- Levi? Będziesz w stanie zanieść go do wyjścia? - zapytała po chwili kobieta z telefonem przy uchu. Dostała w odpowiedzi skinięcie głowy. Levi podniósł chłopaka w stylu panny młodej i za nauczycielką ruszył do wyjścia.
Po dziesięciu minutach przyjechała karetka.
- Skarżył się na coś? - zapytał jeden z ratowników zamykając drzwi pojazdu.
- Na wf-ie gdy graliśmy w kosza zachwiał się i upadł. Mówił, że mu się w głowie zakręciło, ale po tym już nie wszedł na boisko - powiedział Jean stojący obok Leviego, Hannah i Mikasy. Karetka odjechała.
~~~~~
Krótki, ale jutro następny rozdział.
Dzięki!
~~~~~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro