Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Hejka Kochani!

Wybaczcie, że tyle musieliście czekać.

Czytając Wasze komentarze pod rozdziałami, wnioskuję, że jak na razie idzie całkiem nieźle. Co prawda technika mnie nie lubi, i mam wrażenie, że Ci którym dedykowany jest rozdział nie otrzymują powiadomienia. Heh nie wiem co robię źle, wybaczcie, dlatego zaczęłam pisać Wasz nr rozdziału w odpowiedzi na komentarz. To tak abyście chociaż orientacyjnie wiedzieli ile będziecie musieli czekać.

Uwierzcie, że staram się pisać jak najwięcej, jednak nie zawsze jest tak jakbyśmy chcieli. Dlatego nie bijcie proszę, a jeśli kogoś (uchowaj Boże) pominę wówczas się przypominajcie :) Jak już wspominałam technika mnie nie lubi i czasem nawet nie wszystkie powiadomienia otrzymuję.

Pod rozdziałem podam jaka jest aktualna kolejność.

A teraz już więcej nie przedłużając *werble*

w dzisiejszym odcinku ponownie gościmy @Sana_Aiden, która tym razem zażyczyła sobie:

1. Na wesoło

2. Słowa kluczowe: duch, pomysł, dżem, sad

HAHAHA no muszę przyznać ciekawa kombinacja, mam nadzieję, że nie polegnę na niej.

- Sasuke, do cholery otwórz! Wiem, że tam jesteś! - Itachi dobijał się do drzwi mieszkania młodszego brata.

Sasuke nie opuszczał go od dobrego tygodnia. Nie mógł pozwolić aby ktokolwiek zobaczył go w takim stanie. Do pracy wysłał zwolnienie, a przyzwyczajeni do jego nieobecności rodzice, również nie zadawali pytań. Jedynie Itachi miał już dość. Codziennie po pracy musiał przyjeżdżać, obładowany zakupami, gdyż brat nawet do sklepu nie zaglądał. 

- Czego się drzesz, przecież po to dałem ci klucze - mamrotał otwierając mu drzwi i wpuszczając go do środka.

- To sobie sam rób zakupy - wściekły Itachi wtoczył się do mieszkania, obładowany siatkami. 

Sasuke odprowadził go wzrokiem. Właśnie brał prysznic i stał teraz owinięty jedynie w biały ręcznik. Nic nie robiąc sobie z narzekań brata, wrócił do łazienki dokończyć przerwane czynności. Po niecałych dziesięciu minutach wkroczył do kuchni ubrany w ciemne spodnie od dresu i granatowy podkoszulek.

- Długo masz zamiar się jeszcze ukrywać? - Itachi spojrzał na niego znad kubka gorącej herbaty.

- Ja się nie ukrywam - burknął i zaczął rozpakowywać zakupy. 

- Ta jasne, że nie! - zakpił.

Sasuke miał ochotę rzucić w niego trzymanym słoikiem dżemu. Itachi miał rację i to go najbardziej wkurzało. Oczywiście, że się ukrywał. Nie mógł pozwolić sobie aby ktokolwiek zobaczył go z poharataną buźką. Sam miał już dosyć tych czterech ścian. Nie miał tu za bardzo co robić. Bo ile można oglądać telewizję czy czytać książki. Na portalach społecznościowych się nie udzielał, nie lubił gier, w ogóle nie miał żadnego hobby. No może nie licząc zaliczania kolejnych facetów, co teraz też nie wchodziło w rachubę. 

- Słuchaj, niedawno otworzyli koło nas klub bokserski - drwił Itachi - Może się zapisz, to jak znowu go spotkasz to przynajmniej mu oddasz.

Od momentu kiedy Sasuke opowiedział mu co się wydarzyło Itachi nie mógł sobie odmówić takich przytyków. Po raz pierwszy widział brata w takim stanie. Jeszcze nigdy Sasuke od nikogo nie oberwał. Oczywiście prócz niego. W dzieciństwie często się przepychali, choć ojciec tego nie pochwalał. Jednak chłopcy to chłopcy. 

- Itachi to głupi pomysł! - krzyknął Sasuke. - Złaź z tego drzewa!

- Zamiast stać i marudzić, lepiej patrz czy nie ma nikogo w pobliżu - odkrzyknął włażąc na kolejną gałąź.

Sasuke przestępował z nogi na nogę patrząc jak starszy brat wdrapuje się na jabłoń. Spędzali wakacje u jakiś krewnych. Rodzice jak zwykle gdzieś ich podrzucali aby sami mogli wyjechać nie kłopocząc się dwójką synów. 

Sasuke to nie przeszkadzało, najważniejsze aby był ze swoim ukochanym braciszkiem, bo z nikim się tak dobrze nie bawił. Miał już osiem lat i często wymyślali przeróżne zabawy, jednak to była przesada. Sad należał do jakiegoś  zwariowanego staruszka, który, jak mówili kuzyni, strzela do tych którzy próbują podkradać jego owoce. A trzeba przyznać, że jego jabłka były najlepsze na świecie. Słodkie, soczyste i takie kruche. Za każdym razem jak wbija się zęby w jego miąższ, po brodzie ściekał słodki sok. Dopiero w tym roku mieli okazje ich spróbować i chcieli więcej. Oczywiście mogli iść je kupić, ale to wydawało się zabawniejsze. Przecież zawsze mogą później zapłacić. 

- Itachi proszę cię, chodźmy stąd. Wcale mi się to nie podoba. - jęczał rozglądając się dookoła. 

Drzewa rosły w równych rzędach, nie za gęsto i nie za rzadko, jednak swobodnie, jeśli ktoś chciał, mógł się za nimi ukryć. 

- Marudzisz - jęknął Itachi sięgając po dorodne owoce - Łap!

Sasuke w ostatniej chwili złapał skraj swojej czarnej koszulki i naciągając ją złapał lecące jabłko. Zaraz za nim poleciało kolejne i kolejne. 

- Dobra to już ostatnie - krzyknął widząc, jak jego mały braciszek ugina się pod słodkim ciężarem. 

Sasuke patrzył jak ostatnie jabłko leci w dół, jednak źle obliczył odległość i owoc zamiast wylądować wśród swoich pobratymców, trafił centralnie w jego oko. Siła uderzenia była na tyle silna, że Sasuke zachwiał się i runął jak długi na miękką trawę, rozsypując wszystkie owoce. Itachi zeskoczył szybko z drzewa.

- Sas nic ci nie jest? - ukląkł koło niego.

- Nie, chyba nie - wyjąkał siadając. 

- Pokonany przez jabłko - Itachi zaczął się śmiać.

- To wcale nie jest śmieszne - burknął - Jak będę miał śliwę to powiem wszystkim, że mnie uderzyłeś. 

- Akurat ktoś ci uwierzy - puknął go w czoło - Chodź bo jak natkniemy się na tego staruszka, to nie tylko z podbitego oka będziemy się tłumaczyć. 

Kiedy zbierali owoce usłyszeli szelest. Spojrzeli po sobie i nie czekając co się wydarzy zerwali się do biegu. Lecieli ile mieli sił w nogach, ani razu nie oglądając się za siebie. Zatrzymali się dopiero za ogromnym drzewem rosnącym na posesji kuzynów. Ciężko oddychając patrzyli na swoje marne zdobycze. Z całego zbioru zostały  im trzy, poobijane, czerwone jabłka. Śmiejąc się w głos, czerwoni ze zmęczenia, zajadali się swoimi łupami.

Na ścieżce, pomiędzy drzewami stał młody, rudy lis, obserwując zaciekawiony, jak dwójka dziwnych istot szybko umyka, gubiąc po drodze czerwone owoce.

Itachi w ostatniej chwili uchylił się przed nadlatującym pomidorem. 

- Nadal nie możesz się zemścić za tamto jabłko - zaśmiał się w głos. 

Sasuke również się uśmiechnął, patrząc jak bogu ducha winny pomidor opada na ziemię, pozostawiwszy czerwony ślad na śnieżnobiałych płytkach.

- Debil... - wymruczał do siebie. 

- Sasuke, to do ciebie niepodobne. Odpuść sobie!

- Zemstę na tobie? Nigdy! - spojrzał z ukosa.

- Ja nie o tym ciołku jeden - zaśmiał się.

Fatum zemsty za podbite oko w dzieciństwie śmieszyło go od wielu lat. Jego słodki mały braciszek, nigdy jej nie dokona. Bardziej zastanawiało go, dlaczego nie może odpuścić tego chłopaka. Dobra, dostał od niego w szczękę, ale Itachi wyczuwał, że tak naprawdę nie o to w tym wszystkim chodziło. Znał brata, wiedział jaki jest. Pamiętał jego pierwsze kroki w nowej roli. Wiedział jak traktuje kochanków. Zawsze był zimny, opanowany, nieczuły, a teraz gotował się na samo wspomnienie tego chłopaka.

- Sas czy ty przypadkiem się nie zako...

- Zamilcz! - wrzasnął, a kolejny pomidor skończył swój żywot rozgnieciony na miazgę w jego zaciśniętej dłoni - Zamilcz. - powtórzył już nieco ciszej, jakby chciał uciszyć głos w swojej głowie. 

********************

Tak jak obiecałam podaję kolejność rozdziałów:

7  Yuki-chan_988912

8 NarutouzumakiOficjal

9 Animcia-chan

10 001michan

Do napisania Kochani. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro