Rozdział 13
Hejka Kochani!
W dniu dzisiejszym gościem naszego programu jest *aplauz* @MattieKun, który rzucił naprawdę nie bagatelne wyzwanie. Ma być na:
1. bardzo wesoło
2. słowa kluczowe to: okulary, poduszka, przytulas, żółty, teletubiś
O cholera! Teletubiś?! No pojechałeś chłopie po całości, szczególnie, że nie znam tej bajki i jakoś nie kwapie się aby ją poznać ale postaram się coś wymyślić *przeciera oczy*
Weno! Dodaj mi skrzydeł abym sprostała takim wymaganiom!
Szczególnie, że trzynastka z reguły nie jest dla mnie zbyt szczęśliwa...
- To powiesz w końcu o co w tym wszystkim chodzi? - ciszę przerwał Sasuke.
Siedzieli już dobre dwadzieścia minut nie zamieniwszy ani jednego słowa.
- Nie pakuj się w to Uchiha, dobrze ci radzę. - Naruto zerknął na niego z ukosa.
- Pozwól, że sam będę o tym decydował - oparł głowę o ścianę.
- A ja myślałem, że robią to za ciebie inni - prychnął.
- Co to niby miało znaczyć? - wysyczał mrużąc oczy.
- No wiesz - Naruto wzruszył ramionami - Myślałem, że paniczyk jak ty, z bogatej rodzinki, miał wszystko podane na srebrnej tacy, a jego służba wszystko za niego załatwiała. A tak przy okazji, to czy twój ojczulek wie, że wolisz chłopców? - zmrużył oczy i wpatrywał się w niego.
- Tak, Uchiha - dodał po chwili - Doskonale wiem kim jesteś - dodał z satysfakcja widząc złość w ciemnych oczach.
A w Sasuke aż się zagotowało. Ten cholerny chłoptaś cały czas udawał?! Od kiedy wiedział? A może grał od samego początku? Kurwa! Jak ten młotek wyprowadzał go z równowagi.
Nikt, nigdy w całym jego dotychczasowym życiu nie wkurwiał i pociągnął go zarazem, jak siedzący obok niego Naruto. Nie mógł się zdecydować czego bardziej teraz pragnął. Walnąć go tak, aby nakrył się nogami, czy pocałować tak, aby stracił dech.
- Może powiniem do niego zadzwonić? Wówczas ja będę miał spokój. Co ty na to Uchiha? - uśmiechnął się złośliwie akcentując jego nazwisko.
Naruto nie mógł się opanować. Ten dupek uaktywniał w nim to co starał się w sobie zwalczyć. Wkurzanie ludzi było tą częścią osobowości, którą za wszelką cenę chciał w sobie zwalczyć. To właśnie przez to miał problemy, które ciągną się za nim jak przysłowiowy "smród po gaciach", dopadając go jak zawsze w najmniej odpowiednim momencie. Gdyby nie to, ten irytujący go dupek nie siedział by tu teraz a on nie byłby mu nic winien. A tak wisi mu już dwie przysługi.
Dla Sasuke też było tego za wiele. Poderwał się gwałtownie, złapał go za koszulkę i podniósł do góry.
- Ty... - wysyczał wpatrując się w niego z furią.
- Pokaż co potrafisz - prowokował go jeszcze bardziej, z kpiącym uśmiechem.
Naruto chciał się z nim bić. Oj bardzo chciał. Miał wrażenie, że to jedyna droga do tego aby się uspokoić. Odpłacić mu za plażę, za pobudkę, za to co działo się u niego w domu a nawet za zdradę Kuramy. Za wszystko!
Pierwszy cios rozciął jego wargę, jednak nadal stał o własnych siłach.
- Tylko na tyle cię stać Uchiha - kpił dalej wycierając krew wierchem dłoni.
Uwielbiał to! Cholera, uwielbiał drażnić się z przeciwnikiem. Tylko w walce był taki. Tylko kiedy miał godnego przeciwnika. A Sasuke wyglądał na takiego. Znowu poczuł ten sam przypływ energii, zupełnie jak wtedy...
- I co, to już wszystko? - z rozciętego łuku brwiowego leciała mu krew.
Co chwilę przecierał twarz aby coś widzieć. Jednak to niewiele pomagało. Stali na tyłach szkoły, otoczeni przez tłum gapiów. To już nie pierwsza ich walka ale ta miała być ostatnia. Naruto jutro miał się przeprowadzić do innego miasta, do chrzestnego który przygarnął go po śmierci Kushiny. Ojca nigdy nie poznał i Jirayia był jego jedyną rodziną. Z jednej strony cieszył się na ten wyjazd, jednak nie mógł zostawić tej sprawy nie załatwionej.
Obito zawsze go wkurzał i prowokował. Był największym zawadiaką w całej szkole i nie odpuszczał żadnemu szczeniakowi. Wraz ze swoją zgrają terroryzował wszystkich i właśnie to najbardziej niepokoiło Naruto. Tylko on się mu stawiał. Nie tylko w obronie własnej, ale w obronie wszystkich. Nie mógł spokojnie przyglądać się krzywdzie jaką wyrządzał słabszym. I choć sam sięgał mu zaledwie do ramienia i jak na swoje piętnaście lat był jednym z najniższych to nigdy nie brakowało mu odwagi. Jedynie choroba przeszkadzała mu w czynnym uprawianiu sportu. A zawsze chciał być taki jak chrzestny.
Kolejny cios trafił prosto w szczękę, rozcinając mu dolną wargę, ale Naruto nawet się nie podparł, nadal stojąc na równych nogach. Bawił się, perfidnie się bawił. Oblizał językiem spływającą krew i znowu się uśmiechnął.
- Coś słabo ci dzisiaj idzie Obito - wypluł ślinę zmieszaną ze szkarłatem. - Wiem, że stać cię na więcej!
Spojrzał na łkającego pierwszoklasistę, który zebrał bęcki. Nie mógł się pozbierać. Siedział z podkulonymi nogami i beczał. Jego żółtą koszulkę znaczyły ślady krwi z rozwalonego nosa, a w rączce ściskał połamane okulary. Tego Naruto nie mógł tak zostawić i wyzwał go na pojedynek. Ostatni pojedynek. Jeśli wygra Obito miał nie ruszać już żadnego dzieciaka z tej szkoły. Nigdy! Jeśli złamie tą umowę, Naruto go znajdzie. Jednak jeśli przegra, miał oddać się Obito i jego chłopakom. Dlatego nie mógł przegrać! Za żadne skarby! I choć do tej pory wyniki ich potyczek były wyrównane tym razem musi wygrać! O dotrzymanie umowy nie musiał się martwić. Obito może i był draniem, ale honorowym draniem. Wyprostował się i prowokacyjnie kiwnął na niego palcem.
Naruto sam trochę dziwił się swojej postawie. Zawsze to on pierwszy rzucał się na przeciwnika okładając go gdzie popadnie, nie zważając czy ma jakieś szanse czy nie i w większości przypadków to właśnie on obrywał. Jednak tym razem było inaczej. On czuł się inaczej, i nie wiedział czy to dlatego, że przegrana nie wchodziła w grę, czy dlatego, że tak naprawdę zawsze marzył aby tak właśnie zabawić się z przeciwnikiem, na wzór Jiraiyji którego podziwiał ponad wszystko, czy może dlatego, że chciał tak wyładować swoją żałobę po utracie matki, która zginęła pobita na śmierć kiedy wracała z pracy, a sprawców nie odnaleziono. A może wszystkiego po trochu. Nie zależnie co to było wiedział jedno. W tym momencie nie był już sobą. To tak jakby go coś owładnęło. Jakaś siła, której do tej pory istnienia się tylko domyślał.
Patrzył na już nie tak pewnego siebie przeciwnika. Chłopaki z jego paczki dopingowali go, ale już wiedział, że niedługo to wszystko się skończy. Kolejne uderzenie również nie przyniosło żadnego efektu.
- Dobra, teraz moja kolej - mruknął i zamachnął się.
Cios był potężny. Obito zachwiał się i gdyby nie jeden z jego kumpli, zapewne wylądowałby na ziemi. Ze złamanego nosa lała się krew, jednak Naruto nie dał mu się pozbierać wymierzając kolejną serię. Nie miał okazji jeszcze uczyć się boksu jednak zdawało się, że ma go we krwi.
Nie minęło pięć minut jak zmasakrowany Obito leżał na ziemi. W tym momencie pozostali jego kolesie dopadli w krzykiem Naruto. Jednak on tego się spodziewał. Choć sam Obito był honorowy to o jego kumplach można było powiedzieć wszystko, tylko nie to. I choć było ich dwóch, choć Naruto dostał nie jeden potężny cios w końcu cała trójka była na ziemi. Podszedł do ledwo przytomnego Obito złapał za przód koszulki i podniósł nieznacznie.
- Pamiętaj, jeśli się dowiem, że ruszyłeś jakiegokolwiek dzieciaka z tej szkoły - syczał mu prosto w twarz - To tu wrócę i tym razem nie będzie już co zbierać!
Obito jedynie skinął głową, że owszem wszystko rozumie. Naruto puścił go i podszedł do obitego małolata. Pozostali stali w niemym oszołomieniu.
- Nic ci nie jest dzieciaku? - spytał wyciągając do niego rękę.
Ten przyjął ją i wstał powoli.
- Nie, wszystko w porządku - wyjąkał przez łzy.
- Jak cię zwą?
- Teletubiś - wymamrotał nie spuszczając z niego wzroku.
- Że jak? Co to za przedziwne imię - zdziwił się nie na żarty.
- To przezwisko - uśmiechnął się, po czym przytulił się mocno do Naruto.
Był drobny i niewysoki sięgał mu zaledwie do szyi.
- To już nie ma lepszych przezwisk? - próbował się zaśmiać jednak przez obrażenia musiało wyglądać to dość groteskowo.
- Mi pasuje - chłopak również się uśmiechnął.
- Dobra, dobra. Puść mnie już. Nie jestem twoją poduszką - odsunął go od siebie na wyciągnięcie ramion. - Chodź, idziemy do pielęgniarki musi cię obejrzeć.
Obaj spojrzeli na zbierających się z ziemi trzech starszych chłopaków. Naruto wymienił z Obito ostatnie spojrzenia które jasno mówiły co o sobie myślą.
- No, chodź Uchiha, zatańczymy - wyszeptał do siebie i ruszył w jego kierunku.
************************
Wybacz mi @MattieKun nie wyszło bardzo wesoło *patrzy w podłogę* jakiś agresor mi się dziś włączył.
A następny rozdział należy do @playlist_white_fox
To do napisania Kochani:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro