Randka, intruzi i festiwal czekolady
-Aomine!
Krzyk Akashi'ego rozniósł się po całym placu. Zrobił krok do przodu lecz zaraz padł kolanami na wyłożoną kostką brukową ziemię. Niebieska wata cukrowa, którą kupił zaledwie pięć minut temu, wyleciała mu w rąk i uderzyła w chodnik, zbierając przy tym cały brud i bakterie.
Ledwo zobaczył znikającą za niskim murkiem stopę swojego chłopaka, a w jego oczach pojawiły się łzy, które płynęły po jego policzkach, tworząc mokre strumyki. Całą pozostawioną energię zaczął wyładowywać uderzając ręką o podłoże.
-A-o-mi-ne- wyszeptał pod nosem, krztusząc się ze śmiechu.
Akashi złapał się za bolący brzuch i podniósł głowę, by zobaczyć wracającego w pole widzenia Daiki'ego. Chłopak wyszedł z fontanny, a czekolada zaczęła z niego spływać, brudząc wszystko naokoło niego. Wyglądał jak zjadliwa figurka z czekolady, tylko w rozmiarach XXL.
-Nie śmiej się, czerwona pszczoło- wycedził przez zęby.
Uniósł ręce na boki i zaczął nimi wachlować w górę i w dół, by pozbyć się jak największej ilości płynnej masy z ubrań. Wizja klejenia się, brudzenia wszystkiego naokoło i robienia za kolejną czekoladową atrakcję niezbyt go cieszyła.
-Przepraszam ale...- wypowiedź Akashi'ego przerwał kolejny wybuch śmiechu.
-Prawie się utopiłem!- krzyknął Aomine, uderzając nogą o ziemię. Dopiero w tamtym momencie zorientował się, że tak zazwyczaj robiła Momoi, więc rozluźnił się i najlepiej jak mógł starł płynną słodycz z twarzy.
-W czekoladzie!
Akashi czuł jakby płuca miały mu zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. Przez łzy spowodowane śmiechem nie widział zbyt wiele, ale odsunął się od Daiki'ego, gdy ten chciał mu pomóc wstać.
-Trzeba będzie zgłosić to jakiemuś pracownikowi.
-Ale są też plusy tej sytuacji. Zobacz jaki jestem teraz słodki.
-Przychodzenie na festiwal czekolady z tobą było złym pomysłem- powiedział Seijūrō, zgarniając palcem trochę czekolady z twarzy Aomine.
-Kto mnie do tej fontanny wepchnął?! I po co stawiają ogromną fontannę z czekoladą na środku placu?
Akashi zostawił to bez komentarza i odszedł, by chociaż udawać, że nie miał z tym kretynem nic wspólnego, czasami słodkim i mega gorącym, ale nadal kretynem.
-Chyba musimy w tej sytuacji wrócić do domu- mruknął pod nosem, poprawiając włosy.
-Nie! Powiedziałeś, że nigdy nie byłeś na festynie czekolady, a ja obiecałem, że cię na taki zabiorę. Poważnie mamy się stąd zawijać tylko dlatego, że wpadłem do fontanny z czekoladą?
-Wyglądasz jak cukierek, Daiki.
-Zostajemy i kropka.
-Ale nie myśl, że będę cię trzymał za rękę.
-Ej! To nie sprawiedliwe!- krzyknął, wycierając w pośpiechu ręce o koszulkę, która też była brudna i niewiele mu to dało.
Ludzie przechodzący obok, ale i też ci idący w znacznej odległości, przyglądali się Aomine, który od stóp do głowy pokryty był powoli twardniejącą czekoladą. Włosy opadły mu całkowicie na głowę i nie sterczały jakby nieczesane całymi dniami.
-Wracamy do domu, natychmiast- powiedział nagle Akashi stanowczym tonem.
-C-co? Dlaczego?
-Jesteś w czekoladzie, a to zwraca uwagę ludzi. Nie lubię, gdy ktoś się na ciebie długo patrzy.
-Czy ty jesteś o mnie zazdrosny?- spytał nieśmiało Daiki, odwracając lekko wzrok w drugą stronę.
-Zazdrosny? Nie mam o co być zazdrosny. To co jest moje, moim pozostanie.
-Twoje zachowanie mówi coś innego.- Aomine, mimo wcześniejszego sprzeciwu ze strony Seijūrō, złapał go za rękę i splótł ich palce.
Drugi chłopak, mimo nieprzyjemnego uczucia gęstej czekolady między palcami, nie odtrącił tej dłoni. Przysunął się bardziej do niego, jednak na taką odległość by nie ubrudzić rękawa bluzy.
-Co powiesz na to?- spytał Aomine, wskazując na znajdującą się z ich prawej strony atrakcje.
Akashi przyjrzał się uważnie dość sporemu budynkowi piętrowemu, który stał na uboczu. Nad rozsuwanymi drzwiami widniał neonowy napis Laser tag center.
-Nigdy nie byłem w takim miejscu. Co to?
-To trochę jak paintball ale w budynku. Często chodziłem tu z Kise, fajna zabawa. Dostajesz taki jakby laserowy pistolet i coś takiego na pierś, do czego strzelasz. Dołączasz do drużyny i musisz strzelać do przeciwników o innym kolorze niż twój. Chodzisz po takim labiryncie. Jeżeli zostaniesz trafiony, odpadasz. Drużyna, w której utrzyma się chociaż jedna osoba, wygrywa. Mnie zastrzelono tylko raz- pochwalił się dumnie.
-Brzmi ciekawie. Możemy iść.
Akashi ruszył za Aomine do wejścia. Daiki chwilę rozmawiał z jakimś człowiekiem za ladą, który wydawał się iście zaskoczony, że gada do niego ludzka czekolada, a potem złapał Seijūrō za rękę i zaprowadził do innego pomieszczenia.
Jak na zrządzenie losu nie mieli możliwości bycia w tej samej drużynie, więc Aomine dołączył do niebieskich, a Akashi do czerwonych. Następnie rozstali się, by przejść na wyznaczone pozycje. Hala była rozmieszczona na dwóch piętrach, kąty ścian tworzących labirynt świeciły na fioletowy kolor, by w ciemności nie uderzyć w twardy materiał. W drużynie Seijūrō były jeszcze dwie dziewczyny i jeden chłopak, który wydawał się dziwnie podobny do Mayuzumi'ego.
Z głośnika rozpoczęło się odliczanie, a gdy usłyszał słowo start, ruszył przed siebie, starając nie dać się wyeliminować przez drużynę przeciwną.
-Akashi!- usłyszał krzyk Aomine, który wyraźnie chciał zmierzyć się właśnie z nim.
Wychylił głowę zza ściany i nie widząc pobłyskującego niebieskiego koloru, przebiegł do następnego zakrętu. Schował się za dwoma skrzyniami i odczekał chwilę, aż niedaleki odgłos kroków podejdzie bliżej. Kolor był czerwony, więc wyszedł z ukrycia.
Gra trwała jeszcze kilkanaście minut. Akashi zdążył w tym czasie wyłączyć z gry dwóch przeciwników, a o mały włos sam nie zostałby zestrzelony przez przerażoną dziewczynę z jego drużyny.
Na końcu został już tylko on i Aomine, kryjący się gdzieś niedaleko niego. Akashi oparł się plecami o ścianę i wstrzymał oddech, słysząc na metalowych schodach czyjeś kroki. Gdy dźwięk ucichł, ruszył w tamtym kierunku z wciągniętym przed siebie pistoletem.
Aomine zatrzymał się i odwrócił. Niewielkie czerwone światełko świeciło za rogiem ściany. Daiki cichym krokiem ruszył we wcześniej objętym kierunku, lecz skręcił w lewo, by zajść Akashi'ego od tyłu. Przeskoczył dzielącą ich skrzynie i popchnął Seijūrō na ziemię. Chłopak upadł, a pistolet wypadł mu z rąk.
-Wygrałem- powiedział Aomine, celując w pierś Akashi'ego.
Czerwone światło na jego piersi ciutke osłabło, by potem zgasnąć.
-Wygrywa drużyna niebieskich- usłyszeli głos z głośnika.
Aomine pomógł wstać swojemu chłopakowi, który nie wydawał się zbyt zadowolony z przegranej, jednak przyjął ją w bardzo męski sposób, pogratulował mu zwycięstwa, a gdy był pewny, że nikt ich nie widział, pocałował go w usta.
Kiedy wyszli z budynku na ciele Daiki'ego było mniej czekolady niż wcześniej. Akashi jeszcze jakoś czas marudził z powodu przegranej, lecz po chwili podszedł do budki z lodami i wręczył jednego swojemu chłopakowi.
-Aominecchi! Akashicchi!- dobiegł ich dobrze znany głos. Z resztą nawet jakby go nie znali, to tylko jedna osoba dodawała końcówki cchi do nazwisk.
-Oj, Kise, co tu robisz?
-Przyszedłem z Kurokocchim na festyn ale gdy poszedłem kupić coś do jedzonka, zniknął mi z oczu. Widzieliście go może?
-Teraz żeś palnął suchara.
-Racja, nieudany żart. Em, Aominecchi? Dlaczego jesteś w czeko...
-Stul się.
Daiki odwrócił wzrok i nadymał zabawnie policzki. Kise przekręcił głowę w bok i uśmiechnął się szeroko, co było u niego bardzo charakterystycznym nawykiem.
-Wyglądasz niemniej słodko- zaśmiał się i wyprostował. Następnie pochylił do przodu, lecz w przeciwieństwie do wszystkich spotkań z Aomine w ostatnim czasie, tym razem nie rzucił się na niego. Nie łatwo wyczyścić czekoladę z białej koszuli, którą z jakiegoś powodu założył właśnie dzisiaj.
-Ryōta- odezwał się Akashi, otwierając szeroko oczy.
-Żartowałem, Akashicchi.- zaczął machać rękami na wysokości twarzy, w razie ataku chcąc się ochronić.
Seijūrō nie wziął tego za zwykły żart, lecz nie chcąc kolejny raz być obiektem zainteresowania ludzi chodzących dookoła, darował sobie kłótnie. W towarzystwie Kise jego zazdrość sięgała zenitu, gdyż pomimo zerwania, on i Aomine nadal utrzymywali przyjacielskie stosunki.
-Kise-kun, miałeś czekać na mnie przy karuzeli.- nagle odezwał się głos Kuroko.- Witajcie, Akashi-kun, Aomine-kun.
-Oj, Tetsu.
-Kurokocchi! Gdzieś ty był?
-Kiedy szedłeś, mówiłem, że idę do toalety. Jestem teraz na ciebie zły, Kise-kun.- pomimo swoich słów, Tetsuya nie wyglądał na kogoś zirytowanego, a tym bardziej złego. Jego twarz tak jak zwykle wyrażała powagę.
-Na-naprawdę?- spytał Kise zdezorientowany, lecz po chwili w jego oczach pojawiły się łzy, a on sam wydał się na całe gardło.- Przepraszam, Kurokocchi! Nie chciałem żebyś był na mnie zły! Nie słyszałem cię. Przepraszam! Kurokocchi! Wybaczysz mi? Nadal jesteś na mnie zły?
-Nie drzyj się, pacanie- jeknął ze złością Aomine, uderzając Kise w tył głowy. Czekolada ubrudziła kołnierz koszuli i włosy Ryōty. -Ojć, sorki.
-Aominecchi!
-Dlaczego jesteś cały w czekoladzie, Aomine-kun?
-Nie ważne- mruknął po nosem i spojrzał na Kise, płaczącego nad włosami.
-I jak ja teraz wyglądam z tym na tyle głowy?
-Czekaj.
Daiki podszedł do Kise i położył rękę na jego włosach, by po chwili rozsmarować na nich resztę czekolady.
-Teraz już nie masz jej tylko na tyle.
-Aominecchi!- krzyknął Kise. Tym razem nie był smutny albo po prostu zły ale autentycznie wściekły, czego prawie nikt z Pokolenia Cudów nigdy nie widział.
Kuroko stanął za Ryōtą i zginając kolana, pozbawił chłopaka równowagi, przez co o mało nie upadł na ziemię. Utrzymał się jednak i gdy znów się wyprostował, obejrzał się na Tetsuye.
-Proszę, Kise-kun, bądź ciszej.
***
-Murasakibary się tu spodziewałem, ale ciebie, Midorima?- odezwał się Akashi, gdy stojąc przy stoisku z czekoladowym popcornem, spotkali dwójkę koszykarzy.
Midorima, o dziwo, nie trzymał w rekach żadnego szczęśliwego przedmiotu, ale za to słodycze trzymane przez Atsushi'ego zasłaniały go i jego fioletową fryzurę.
Cukierki i batony praktycznie wypadły mu z rąk, a kieszenie były zapełnione pustymi papierkami, których nie zdążył wyrzucić. Twarz w okolicach ust miał całą w czekoladzie.
-Dzisiejszym szczęśliwym przedmiotem dla raka jest towarzystwo skorpiona. Takao chciał iść na ten festiwal, więc musiałem przyjść tutaj z nim, nanodayo.
-Ja zghunilem Mulo-cina- powiedział, co pewnie oznaczało, że w tłumie ludzi i hektolitrach czekolady zgubił Himuro.- Cemu Mine-cin jes w cekoladie?- wyseplenił.
-Kiedy wreszcie przestaniecie zadawać to głupie pytanie?! Już trzeci raz je słyszę!- krzyknął zdenerwowany Aomine, rozkładając ręce.
-Nie mów z pełnymi ustami, nanodayo- powiedział Shintarō, poprawiając okulary na nosie.- Ja za to nie spodziewałem się was.- wskazał na Akashi'ego i Kise.
-Życie zaskakuje, Midorimacchi. O, właśnie, o północy mają być puszczane fajerwerki, zostaniecie z nami?- Kise przytulił się do Kuroko, który leniwym ruchem odsunął się od niego.
-Aj, Kise, ja o tej porze śpię.
-W sumie może być ciekawie. Poza tym możemy w każdej chwili iść na trawnik i będziesz mógł się przespać- zgodził się Akashi.
-Myślę, że Kise-kun będzie wystarczająco głośny tuż przed fajerwerkami by cię obudzić, Aomine-kun.
-Aj, Kurokocchi, to było nie miłe.
-Więc mamy sporo czasu- podsumował Akashi, opierając się o Aomine.
-Możemy iść na karuzele! I diabelski młyn! I kolejkę górską! Widziałem też dom strachów! I gabinet luster ale to jest durne.
-Tetsu, twój chłopak się coś nakręcił.
-Ch-chłopak?- Kise przerwał swój wywód z rumieńcem na twarzy.
-Tak, Kise-kun, chłopak.
Przez późniejsze dziesięć minut Kise stał nienaturalnie cicho, trzymając Kuroko za rękę.
***
Po odnalezieniu Himuro i Takao, i kolejnym pytaniu "Czemu Aomine jest cały w czekoladzie?", zaczęli wspólnie zwiedzać atrakcje wesołego miasteczka, które na okazję festynu zostały ulepszone o źródła czekolady. Poza krótkimi rozmowami o Kagami'ego, zachwytami Kise i komentarzami Takao, praktycznie cały czas byli cicho.
W dzień festiwalu wesołe miasteczko było otwarte aż do pokazu fajerwerków, więc nawet grubo po jedenastej w nocy, nadal było wokół nich wielu ludzi. Po kilku godzinach chodzenia, bawienia się i jedzenia, postanowili odpocząć na kawałku wolnej przestrzeni na zielonym trawniku. Usiedli pod drzewem i przyglądali się wschodowi księżyca.
Obsługa wesołego miasteczka włączyła klimatyczne światełka przy różnych atrakcjach i przy drodze, by ciemność nie objęła całego terenu.
Aomine usiadł obok Akashi'ego i po kryjomu złapał go za rękę. W przeciwieństwie do znacznej większości ich przyjaciół, oni nie umieli okazywać swoich uczuć publicznie. Nawet Seijūrō gdzieś w głębi bał się, że jego starzy współzawodnicy nie zaakceptują ich związku.
Kise, kilka minut przez rozpoczęciem się pokazu fajerwerków podniósł się z ziemi, i zerwawszy kilka kwiatków, zaczął pleść z nich wianek. Gdy skończył, założył go na głowę i uśmiechnął się do reszty.
-Jak wyglądam?
-Jak debil z kwiatkami na głowie- odpowiedział zwięźle Aomine. -Mogli by się lizać gdzieś indziej- mruknął, widząc niedaleko całującą się parę.
-Dlaczego zawsze ci wszystko przeszkadza? Nawet coś takiego. Nie czujesz w ogóle romantyzmu? Powiedział byś choć raz coś w tym stylu, Aominecchi.
-Tak więc ekhem.- Aomine wstał, palce lewej ręki oparł o klatkę piersiową, a prawą dłoń skierował w stronę Kise.- Gdy cię pierwszy raz ujrzałem, bardzo srogo zapłakałem. Wygląd niczym rdzawa beka, a uroda wciąż ucieka. Bardzo szybko dorastałeś, lecz się w czasie zatrzymałeś. Umysł ciągle noworodka, skaczesz, płaczesz i tak co dnia. Włosy żółte, zęby białe, oczy troszkę tak zgrzybia...
-Aominecchi! To było niemiłe!- krzyknął nagle zdenerwowany Kise,
-I tak wyszło mi nieźle jak na improwizację. Poza tym ja nie umiem w romantyzm, powinieneś to wiedzieć lepiej niż ktokolwiek.
-Kurokocchi? Też uważasz, że jestem brzydki?
-Każdy ma prawo co swojego zdania, Kise-ku. Ale nie uważam, że jestem brzydki. Jesteś piękny- powiedział z uśmiechem Kuroko i zaczął głaskać Ryōtę po włosach.
Kise uśmiechnął się równie szeroko i położył głowę na kolanach Tetsuyi, pozwalając sobie na chwilę błogostanu.
-A gdybym ja poprosił cię o coś romantycznego?
Aomine odwrócił się do Akashi'ego. Przez chwilę się wahał i starał znaleźć jakiś sensowny rym, układając sobie wszystko w głowie. W końcu skierował na niego swoją prawą rękę i zadarł do góry głowę.
-Oczy twe jak gwiazd tysiące, w których wiem, że kiedyś zbłądze. Czerwień włosów, głos anielski, każdy ruch twój kusicielski. Usta pyszne jak maliny z najodleglejszej, boskiej krainy. Ty uśmiechasz się tak ładnie, że przy tobie słońce bladnie. Ty nad światem mym królujesz, światłem w nocy pobłyskujesz. Ręką władczą, delikatną, na złe kłamstwa niepodatną. W sercu moim ciągle gościsz, ty i powód mej miłości.
Kiedy skończył mówić zegar wybił północ, a w powietrze wzbiło się setki fajerwerków. Niebo rozbłysło się wielokolorowymi światłami, które tworzyły przeróżne kształty i opadały z powrotem na ziemię. Chłopcy przez dłuższą chwilę patrzyli na widowisko, lecz Akashi oderwał od niego wzrok i przekręcił głowę na Aomine.
-Daiki- odezwał się.
-Tak?
Seijūrō zbliżył się do Aomine i przyciągnął go do siebie za bluzkę. Jego usta najpierw smakowały czekoladą, lecz potem poczuł delikatny aromat wanilii. Aomine przyłożył rękę do policzka chłopaka i odwzajemnił pocałunek.
-Chwila, czyli wy... Co?!- wydarł się Ryōta, upuszczając z wrażenia wianek na ziemię.
-Kise-kun, bądź ciszej- odezwał się Tetsuya, zakrywając chłopakowi usta ręką.
-Wiedziałeś, Kurokocchi?- tym razem szepnął, odsuwając twarz od ręki chłopaka.
-Nie.
-A ty, Midorimacchi?
-Wyglądam ci na jasnowidza, nanodayo?
-Lepiej będzie jeżeli pozwolimy im zostać sam na sam- odezwał się pierwszy raz od dawna Murasakibara, tym razem nie mając w ustach żadnego słodkiego barona czy innego cukierka.
Po tych słowach cała zbędna w tej chwili ekipa odeszła od całującej się pary, pozwalając im zająć się sobą.
-Poszli- zauważył Daiki, gdy po kilku minutach odsunął się od Seijūrō.
-W końcu. Chciałem ten dzień spędzić z tobą.
-Festiwal trwa do końca tygodnia. Mamy jeszcze trzy dni przed sobą.- Daiki uśmiechnął się i pozwolił drugiemu na składanie drobnych pocałunków na jego szyi.
-Tak. Ale nadal mam plany co do tego dnia.
-Jakie?
-Chodźmy. Dowiesz się u mnie. W sypialni.
~$$$~
Taką balladę odstrzeliłam, że sama się dziwię ile romantyzmu z siebie wykrzesałam. Mój dwuroczny zapas romantyzmu poświęciłam dla tego one-shota.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro