Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Powinności

"Przyrodę ogarnia jesień i jesiennie robi się we mnie i wokół mnie."

Johann Wolfgang Goethe, Cierpienia młodego Wertera

W moim pokoju unosił się aromat zapalonej świeczki o zapachu jabłek z cynamonem, a kinkiety z motywem drzew nadawały przytulny, lekko tajemniczy nastrój. Mój azyl i moja idylla.
Zacisnęłam rękę na miękkim, bordowym kocu i podciągnęłam go wyżej, zakrywając brzuch. Nie zauważyłam, że książka zsunęła mi się z ud. Spadła z głuchym stukiem na podłogę tuż pod stopami mojej matki, świecąc tytułem z daleka.

— Tylko siedzisz z nosem w tych książkach — fuknęła kobieta z irytacją, podnosząc przedmiot z ziemi. Obserwowałam w pełnym napięcia milczeniu, jak z grymasem obrzydzenia na twarzy rzuciła osiemnastowieczną powieść na łóżko, po czym sama usiadła na nim ciężko, roztaczając wokół siebie wytrawny zapach drogich perfum. — A więc... Co teraz zamierzasz robić? — zapytała poważnym tonem, świdrując mnie ostrym spojrzeniem ciemnych jak mahoń oczu.

— Teraz? Miałam czytać...

— Nie teraz... — prychnęła z irytacją. — Pytam ogólnie. Rok temu zdałaś maturę z bardzo dobrymi wynikami. Daliśmy ci ponad rok na poukładanie sobie problemów w głowie. Chodziłaś osiem miesięcy do psychologa — w tym momencie przerwała i westchnęła. — To chyba wystarczająco dużo czasu, by jak inni twoi koledzy ze szkoły i cała reszta normalnych ludzi w twoim wieku pójść na studia?     Oczywiście mam na myśli tych, którzy chcą coś w życiu osiągnąć — dodała głosem zaprawionym wyższością. Sama skończyła prawo i była jednym z najlepszych adwokatów w mieście. — No więc? Co planujesz? — rzuciła, podnosząc brwi do góry i unosząc jeden kącik ust w grymasie, który nie oznaczał niczego dobrego.

Jej ton z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej nerwowy i ostry. Nie cierpiałam tego. Tych wiecznych wyrzutów, oskarżeń, wciskania na siłę w ramy oczekiwań... Ale mimo wszystko matka miała rację, dostałam wystarczająco dużo czasu. Poza tym i tak przecież powinnam się dostosować, postarać się spełnić w jakimś, choćby niewielkim stopniu, oczekiwania jakie moi rodzice mieli wobec swojej młodszej latorośli. Bo tego, że nigdy nie będą w pełni ze mnie zadowoleni, byłam wręcz pewna. Nie mogłam przecież ich zadowolić, żyjąc w cieniu starszej, perfekcyjnej w każdym aspekcie siostry. Kinga skończyła studia, znalazła dobrą pracę, tak jak i wysoko postawionego narzeczonego. Idealny scenariusz. Mucha nie siada.

— Masz rację, mamo... Złożę papiery — powiedziałam cicho, przełykając ślinę. Już w chwili wypowiadania tych dwóch słów miałam wrażenie, jakbym wchodziła na szafot.

— Na co zamierzasz złożyć? — zapytała sucho.

— Jeszcze nie wiem...

Tak naprawdę wiedziałam, ale wolałam ukryć to za fasadą niezdecydowania. Postanowiłam trzymać rodziców w niepewności jak najdłużej, żeby ugrać choć kilka dni spokoju. To, że czekały mnie awantury z powodu mojego wyboru, również było pewne. Wolałam jednak narazić się na ich gniew, niż marnować najbliższych kilka lat na zgłębianie wiedzy o sprawach, które wcale mnie nie interesują.

— A co cię interesuje? Co byś chciała studiować? — zapytała, chociaż znała odpowiedź.

Rzuciłam jej krótkie spojrzenie i spuściłam wzrok na swoje palce. Dobrze wiedziała, w czym czułam się najlepiej. Od dziecka marzyłam o tym, by zostać cukiernikiem. Jednak mama sukcesywnie wybijała mi ten niedorzeczny pomysł z głowy. Po kilku sekundach ciężkiej ciszy wzruszyłam ramionami, próbując się przez to wymigać od odpowiedzi.

— To się wreszcie zdecyduj, bo  rekrutacja uzupełniająca już się rozpoczęła. Nie ma czasu do stracenia. Nie wiem, czemu nie zrobiłaś tego na wakacjach. Zawsze wszystko musisz odkładać do ostatniej chwili — warknęła ze złością. — I nawet nie wspomnij przy mnie o tym durnym pomyśle z cukiernictwem. Skąd ty w ogóle wytrzasnęłaś taki pomysł? — warknęła piskliwie.

Przerwała na chwilę, dysząc ciężko. W końcu machnęła ręką i ciągnęła swoją połajankę dalej.

— Sylwia od Brzezińskich też miała przerwę. Podobno w Warszawie jej nie wyszło na matematyce. Nie tylko ty masz rok w plecy. Może zadzwoń do niej... Przecież się lubiłyście.

— Ale ja wcale nie chcę wyjeżdżać z Łodzi — odparłam, patrząc pustym wzrokiem w ścianę. 

— Dziecko... Tyle razy ci mówiłam, to miasto wymiera, nie ma przyszłości. My i tak szykujemy się na przeprowadzkę, tylko tata załatwi sprawy z firmą, znajdzie coś w Warszawie, potem sprzedamy mieszkanie i kupimy nowe pod stolicą. Nie lepiej, żebyś od razu tam zaczęła, a my dołączymy za rok lub dwa? Byłoby idealnie.

— Nie chcę wyjeżdżać — powtórzyłam niczym mantrę, czując jak uda i ramiona zaciskają mi się boleśnie na samą myśl o takiej możliwości. Nowe, nieznane miasto. Nowi, nieznani ludzie. Koszmar.

Matka westchnęła i nieporadnie poklepała mnie po skostniałej z niepokoju dłoni.

— A rozmawiałaś z Kingą? Może poszłabyś w jej ślady... Stomatologia to przyszłościowy kierunek... Siostra mogłaby ci pomóc na początku, pokazać co i jak. Zawsze to przetarte szlaki.

— Nie będę ludziom grzebać w zębach! — obruszyłam się, mimowolnie wzdrygając na samą myśl o tak bliskim kontakcie z obcymi ludźmi.

— Przesadzasz... Jak zwykle zresztą. Naprawdę nie wiem, co się z tobą dzieje i po kim ty jesteś taka... — przymknęła oczy i zacisnęła usta, urywając w połowie zdania.

Nie musiała kończyć. Wiedziałam, co zamierzała powiedzieć. To samo, co przez ostatnich kilka lat.

Niezaradna. Nieśmiała. Zamknięta. Bez ambicji. Rozczarowująca.

Przestań być taka wycofana.

Otwórz się na ludzi. Nie możesz być taka aspołeczna.

Nie masz powodu, by być taka wstydliwa i nieśmiała. Spójrz na swoje koleżanki.

Wzięłabyś przykład z siostry.

Uśmiechnij się, czemu wiecznie chodzisz taka spięta?

Wyszłabyś do ludzi, poznała kogoś, a nie tylko siedzisz w czterech ścianach albo po parku plątasz się bez celu godzinami.

— Mamo, przecież wiesz, że mam problem...

— Aj tam, taki problem — machnęła ręką. — Każdy się boi, każdy się stresuje. Tylko trzeba to przełamać, przestać się użalać nad sobą. Myślisz, że ja się nie stresowałam, kiedy byłam w twoim wieku? To jest normalne. Nie rób z tego nie wiadomo jak wielkiej sprawy, bo cię to przerośnie i zupełnie zdziwaczejesz — rzuciła gorzko, ale zaraz nieco się zreflektowała, bo pogładziła mnie po moich kruczoczarnych kosmykach.

Miałam identyczne włosy jak mama, tylko dłuższe i bardziej falowane. W ogóle z wyglądu byłam do niej niesamowicie podobna, i może to był między innymi powód rozgoryczenia tym, że nie wdałam się zupełnie w jej charakter. Wymarzyła sobie swoją kopię, a dostała felerny egzemplarz. Wiedziałam, że za każdym razem, gdy na mnie patrzy, czuje rozczarowanie. Było prawie namacalne i permanentne. Nigdy mnie za nic nie chwaliła, tylko krytykowała i porównywała do starszej siostry. 

— Zobaczysz, będzie dobrze — dodała, jakby te słowa mogły osłodzić gorycz poprzednich.

Pokiwałam jednak głową i wlepiłam wzrok w sufit, usiłując ze wszystkich sił się nie rozpłakać. Dopiero gdy matka wyszła, pozwoliłam gorącym łzom spłynąć po twarzy.

Moje ciało spięło się, kiedy macki strachu owinęły się wokoło, wtłaczając truciznę, która wyniszczała mnie od środka.

Niepokój. Lęk. Strach. Ucieczka. Przerażenie. Panika.

Taka była kolejność. Nie mogłam dopuścić do ostatecznego ataku. Wciągnęłam głęboki oddech, próbując się uspokoić, zapomnieć o tym wszystkim, co napawało mnie przerażeniem.

Zanim odnalazłam zaznaczoną zakładką stronę i zanurzyłam się w swojej bezpiecznej kryjówce, z ciemnego kąta pokoju zamrugały do mnie światełka laptopa. Odsunęłam ten moment na jutro. A jutro odłożę go na następny dzień. Dopóki matka nie przyjdzie i nie zapyta kolejny raz. I wtedy będę musiała się przełamać i w końcu to zrobić.

Zalogować się do systemu. Wypełnić formularz. Wklepać jakieś dane. Wgrać, o zgrozo, swoje zdjęcie, więc wcześniej iść do fotografa. Dokonać ostatecznego wyboru. Potwierdzić opłatą rekrutacyjną.  Zalogować się do życia. I czekać jak na ścięcie.

✧ ✧ ✧ ✧ ✧ ✧ ✧ ✧ ✧ ✧ ✧ ✧ ✧ ✧

— No i jak tam, Mela? Matka mówiła, że zdecydowałaś się jednak pójść na studia — zagadnął ojciec przy porannej kawie.

Przełknęłam łyżkę cynamonowej owsianki z jabłkami i odsunęłam miseczkę, chociaż zostało jeszcze trochę. Owsianka ugrzęzła mi w ściśniętym gardle. Odchrząknęłam i nabrałam powietrza, szykując się do wyjawienia prawdy. Przed ojcem tak łatwo się nie wymigam. Jeśli będzie chciał, wyciśnie ze mnie nazwę kierunku.

— Tak... Ale rozważam jeszcze, na co się zapisać...

— A z czego wybierasz? Rozumiem, że masz kilka opcji do wyboru? — zapytał pod nosem, przeglądając jakieś kserokopie.

Wiedziałam. Będzie cisnął.

— Cóż...

— No mów, bo nie mam za wiele czasu. Zaraz lecę do pracy — poganiał mnie, i jakby dla podkreślenia efektu wypił do dna swoją kawę.

— Myślałam o polonistyce...

Tata zakrztusił się, a kropelki kawy wylądowały na lśniącym blacie stołu i kartkach, które trzymał w dłoni.

— Coś ty powiedziała? Chyba sobie żartujesz — wycharczał z purpurową twarzą i oczami przekrwionymi tak, że wyglądał, jakby się popłakał.

— Nie żartuję...

— I niby myślisz, że ja będę płacił za tak bezwartościowe studia?! — krzyknął, po czym rąbnął pięścią w stół. — Pięknoduch się znalazł, filozofka od siedmiu boleści. I co po takim kierunku będziesz robić, co?!

Milczałam, zaciskając zęby i z zakłopotaniem miętoląc ręce między kolanami. Spodziewałam się wściekłości i zawczasu starałam nawet przygotować psychicznie na kolejne kazanie. Mimo to oczy zapiekły mnie od łez, które już po chwili przysłoniły mi widok. Ojciec rzucił filiżankę do zlewu tak gwałtownie, że roztrzaskała się w drobny mak. Podskoczyłam na krześle, kiedy głośno zaklął i wyszedł. Po chwili usłyszałam, że trzasnął drzwiami. Z ulgą przyjęłam odgłos wycofującego samochodu z podjazdu. Przynajmniej kilka godzin spokoju... Albo i nie...

— Czy ja się nie przesłyszałam?

Do kuchni stukając obcasami wtargnęła matka, pospiesznie poprawiając perfekcyjnie ułożone włosy i szarą marynarkę, która idealnie korespondowała z nowoczesnymi spodniami w kant.

— Coś ty w końcu wymyśliła? Filologię polską? Oszalałaś?

— Mamo...

— Zostawiłam ci wolną rękę, licząc na twój rozsądek... Widocznie się przeliczyłam! To już lepiej na jakiś język obcy, a nie polski! Co ja powiem koleżankom? Że córka chce być guwernantką z dziewiętnastego wieku?! Coś ty sobie myślała?

— Po prostu... Lubię literaturę polską... Lubię czytać... Stwierdziłam, że...

— Weź już się nawet nie tłumacz. Nie rozumiesz, że w życiu nie chodzi tylko o to, żeby robić to, co się lubi? Czasem trzeba zacisnąć zęby i...

— ...i zostać prawnikiem chociaż szczerze się tego nienawidzi, a potem całe życie wyżywać się na innych za swój nietrafiony wybór? — weszłam jej w słowo. Chyba przegięłam, bo matka aż skrzywiła się z wściekłości. 

— Jak śmiesz? Jak w ogóle śmiesz mnie oceniać? — syknęła drżącym głosem. — Co ty osiągnęłaś, co? Co ty w ogóle wiesz o życiu? Wiesz co... — urwała na moment, lustrując moją żałosną, skuloną przy stole sylwetkę.

— A idź sobie na te durne studia. Przynajmniej nie będę musiała tyle się na ciebie patrzeć. Ale jak kiedyś nie będziesz mogła znaleźć pracy, to nie przychodź do mnie i nie żal się na swój godzien pożałowania los absolwentki studiów o papierze toaletowym — prychnęła, poprawiając rękaw marynarki.

— Nie mam zamiaru — burknęłam pod nosem.

— No i świetnie.

Wstałam od stołu i ruszyłam w stronę schodów, czując ogromny ciężar, który przygniatał mnie do ziemi, jakbym na barkach niosła stukilowy głaz.

— Przynosisz mi tylko wstyd... — Usłyszałam ciche słowa za plecami. Nie odezwałam się. Nie atakowałam. Nie broniłam. Po prostu kolejny raz założyłam na siebie ochronny pancerz z obojętności. Tak będzie lepiej, myślałam, stawiając krok na pierwszym schodku. Nie przejmować się, powtarzałam sobie, prąc do przodu. I tak do niczego innego się nie nadaję, westchnęłam w duchu, przekraczając próg swojego pokoju. To nic... To minie... Odblokowałam komputer, odświeżyłam stronę i spojrzałam na ekran. Zielona ramka z napisem "zakwalifikowana" zakłuła mnie w oczy. A więc stało się. Muszę teraz iść za ciosem, złożyć papiery, żyć wbrew wszystkiemu i wszystkim. Wbrew sobie i zgodnie ze sobą.

Zatrzasnęłam wieko laptopa, czując jedynie gorycz i strach. A przecież powinnam się cieszyć. Wiele rzeczy powinnam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro