9. Masz tak ładne usta, H
Wyjąłem z kieszeni komórkę, a po ujrzeniu na wyświetlaczu mojego zdjęcia sprzed paru miesięcy z Niallem, odebrałem. - Halo?
- Gdzie ty jesteś, Styles? Właśnie z Nickiem zjedliśmy już pół twojego tortu!
- Będę za kilka minut, wybaczcie - zaśmiałem się, oblizując wargę.
- Gemma mówiła, że poszedłeś sobie coś wydziarać, ale jej nie wierzę. - Po sposobie w jaki zaczął niewyraźnie wypowiadać niektóre spółgłoski, domyśliłem się, że mówił z pełnymi ustami.
- Noo, tak... Byłem z Louisem, w salonie - powiedziałem spokojnie, tłumacząc Niallowi brak mojej obecności.
- Oficjalnie skopiemy ci z Grimshitem dupę, jak już tu przyjedziesz - mruknął Horan i jestem pewny, że słyszałem w tle również głos Nicka.
- I tak wiem, że mnie uwielbiasz - zacmokałem do telefonu, słysząc śmiechy moich przyjaciół. - I wiem też, że bardzo tęskniłeś przez te cztery dni beze mnie, więc teraz też wytrzymasz jedną minutę.
Po kolejnej krótkiej wymianie zdań, rozłączyłem się, kątem oka dostrzegając skupionego na drodze Tomlinsona, który po chwili w końcu się odezwał. Cisza panującą między nami zaczęła mnie drażnić.
- Skoro spędzasz urodziny z przyjaciółmi, to ja pewnie będę tylko przeszkadzał, co? - spytał, stukając swoimi palcami o kierownicę, gdy prowadził jedną dłonią. Spojrzał na mnie przelotnie, a ja od razu pokręciłem głową, myśląc w tym samym momencie "nie, nie nie!"
- Oczywiście, że nie - powiedziałem, marszcząc brwi, lecz szybko zorientowałem się, jak to zabrzmiało. - To znaczy... Chodzi mi o to, że ja nawet nic nie planowałem. Posiedzimy przy jednym piwie i... Z resztą przyjaźnisz się z Gemmą.
- Ale jesteś spoko dzieciakiem - powiedział, gdy tylko ostatnie słowa wyszły z moich ust. - Osiemnaste urodziny ma się w końcu tylko raz, prawda? Poza tym... czuję się trochę zobowiązany do spędzania z tobą trochę tego dnia po trzech godzinach tylko we dwójkę.
- Zrobiłeś już tak wiele... to najlepszy prezent na osiemnastkę - przyznałem, patrząc przed siebie. - Ale nie mów tego Gemmie... Para skarpetek od niej była zdecydowanie nie do pobicia - odparłem sarkastycznie, będąc dumnym, że dzięki mnie Louis również się zaśmiał.
- Pamiętasz, jak pomyliłem twojego kumpla z twoim chłopakiem? · zapytał zupełnie nagle zmieniając temat naszej konwersacji, całkowicie zbijając mnie tym z tropu.
- Raczej po prostu byłeś przekonany, że jest moim chłopakiem.
- Ej, nie czepiaj się! - udał oburzenie.
- W każdym razie tak, to Nick... - powiedziałem zwyczajnie, spoglądając na niego z ogromem niepewności.
- I tak nie wierzę ci, że nikogo nie masz i na pewno mnie cały czas okłamujesz.
Ściągnąłem brwi, samemu nie będąc pewnym, czy powinienem był się zarumienić, zaśmiać, a może dopytać, dlaczego do cholery postanowił mi tak po prostu o tym powiedzieć.
- Dlaczego miałbym kłamać? Nick i Niall to moi jedyni przyjaciele... Nikt nie patrzy na takich lokowanych, chudych chłopaków jak ja - w końcu zaśmiałem się, przeczesując swoje włosy. Byłem zupełnie szczery, nigdy nikt nawet nie powiedział mi, że jestem atrakcyjny, co trochę mnie w pewnym sensie wprowadzało w smutek, ponieważ moi kumple zawsze posiadali powodzenie u obu płci, tylko Harry Styles nigdy nawet nie usłyszał słów "jesteś piękny, umówmy się", albo czegokolwiek. Mimo wszystko teraz nie czułem potrzeby zamartwiania się tym.
- Już nie bądź taki skromny, kłamco - mruknął z leniwym uśmiechem. - Twierdzę tak, ponieważ nie znam nikogo, kto by nie chciał za tobą latać. Gdybyśmy chodzili razem do szkoły, nie dawałbym ci żyć.
- Mówisz tak, żeby podwyższyć moją samoocenę? - zaśmiałem się, ukazując dołeczki w moich policzkach. Chłopak zmarszczył brwi.
- Czyli nie żartujesz? Naprawdę nikogo nie masz? - wyglądał na bardzo zbitego z tropu moją reakcją.
- Nie, masz moje słowo honoru, że jestem całkiem wolny - zachichotałem w figlarny sposób, nie wiedząc, dlaczego Louis tak bardzo naciska na ten temat.
- Ja pierdolę - zaklął pod nosem. Uniosłem do góry jedną brew, coraz bardziej zmieszany. - Czy naprawdę dzieci w tych czasach są tak głupie, czy ślepe?
- Czy możesz przestać traktować mnie jak dziecko?
Nie zorientowałem się, kiedy słowa opuściły moje usta. Nie wierzyłem też, że w końcu mu się postawiłem.
- I oh, dzięki za komplement - dodałem ironicznie, zagryzając wnętrze policzków.
- Oho, czyli ty tak sam jak twoja siostra lubisz od czasu do czasu nosem pokręcić przez jakąś pierdołę - parsknął, do reszty mnie już tym irytując. - Nie bierz sobie tak wszystkiego do serca, Harry - poklepał mnie lekko po ramieniu, nie odrywając wzroku od drogi.
- Nie biorę do serca twoich słów, Lewis - zapyskowałem, unosząc kącik ust do góry, specjalnie inaczej wymawiając jego imię.
- Czyli jednak umiesz pokazać pazury, uff już się bałem, że tylko przy mnie jesteś taki cichy.
Zacisnąłem dłonie w pięści, czując się coraz bardziej wyprowadzony z równowagi. Byłem naprawdę mocno zdezorientowany tym, jak Louis mógł z taką łatwością zmienić się z sympatycznego, ciepłego chłopaka w zbyt perwersyjnego frajera.
- Może nie jestem po prostu osobą, która dużo mówi, albo nie chce tracić czasu na rozmowę z takim dupkiem - powiedziałem całkiem szczerze, akurat, gdy wjechaliśmy na posesję mojej rodziny. - Gemma na pewno na ciebie czeka, by dać ci podwójny opieprz - zmieniając całkowicie temat spojrzałem na moją czekającą na dworze siostrę.
- Dam sobie radę. Zawsze daję - wyszczerzył się, nie zwracając uwagi na to, że zrobiło mi się przez niego przykro, parkując na podwórku. Uśmiechnąłem się, kiedy zauważyłem swoich przyjaciół na podjeździe. Odpiąłem szybko pas, a w momencie, kiedy wyszedłem już z auta Nick wystrzelił szampana, którego wówczas trzymał w dłoniach. Zaśmiałem się wesoło, niezbyt przyjemną wymianę zdań z Tomlinsonem spychając na tył swojej głowy.
- Sto lat, stara dupo! - Horan przyciągnął mnie do siebie i objął ramionami w mocnym uścisku. Wtuliłem się w niego, szczerząc mocno, kiedy duża, szklana butelka została podsunięta pod mój nos. Spojrzałem na Grimmy'ego, który uśmiechał się do mnie serdecznie.
- Ale tak teraz? Na dworze? - parsknąłem z niedowierzaniem, chwytając butelkę szampana w ręce. Dwójka chłopaków energicznie pokiwałą głowami. Zaśmiałem się, biorąc łyk gazowanego napoju o mało się przy tym nie oblewając. Chłopaki zaczęli wiwatować i jeszcze raz przytuliłem każdego z nich.
- No to dajcie mi teraz to, po co tylko tutaj przyszliście - zażartowałem, mając na myśli upominki dla mnie. Niall na każdym kroku chwalił się, że zbierał pieniądze na prezent dla mnie przez pół roku!
- O nie nie, mój drogi - przerwał mi Nick. - Najpierw pokaż nam swój tatuaż.
- Jest cały w folii.. zobaczysz go, jak wszystko się zagoi. Wiem, że chciałbyś mnie już widzieć nago, ale nie tym razem - powiedziałem do przyjaciela, kierując się w stronę domu.
Ignorując mamroczących z niezadowolenia przyjaciół, poszedłem razem z nimi do środka, dostrzegając potem, że Louis specjalnie odczekał aż to my pierwsi opuścimy podwórko, aby wejść dopiero po nas. Zachowywał się coraz dziwniej.
- Prezenty są w Twoim pokoju - oznajmił Niall, a ja czym prędzej truchtałem po schodkach, aby następnie stanąć przed swoimi dużymi, białymi drzwiami.
- Boję się - przyznałem, oczywiście w tym bardziej pozytywnym sensie, wahając się przed wejściem do pomieszczenia.
- Ruszaj się Harry, chcę już widzieć twoją reakcję - powiedział Niall. Nie wiedziałem z drugiej strony, dlaczego Nick tego wieczoru był taki cichy. Nie myśląc o niczym innym nacisnąłem na klamkę, wchodząc do ciemnego pokoju.
- O Boże... - wyrwało mi się na widok dwóch, niezdarnie owiniętych ozdobnym papierem paczek, z czego jedna była stosunkowo malutka, natomiast ta druga zajmowała większą część wolnego w pokoju kąta. - Czy to jest... Niall, kupiłeś mi keyboard! - zawiwatowałem, rzucając się ponownie na przyjaciela. Kiedyś zażartowałem, że mógłbym w domu więcej instrumentów, ale to było powiedziane w niemożliwej do spełnienia luźnej myśli. Nigdy nie pomyślałem, że coś takiego stanie w moim pokoju.
- Mówiłem ci wczoraj, że dostaniesz najlepszy prezent właśnie ode mnie, ale nie wierzyłeś, kudłaczu.
Zaśmiałem się, z grzeczności nie wspominając o tym, że najlepszy prezent jednak sprawił mi Louis. Podszedłem do pudełka, wiedząc co w nim znajdę, jednak w tym momencie zaciekawił mnie prezent od Nicholasa, więc chwyciłem w dłoń mniejsze, podłużne pudełko, owinięte kremową wstęgą. Podczas rozrywania kolorowego papieru, zerkałem także co jakiś czas na lekko zgarbionego w kącie pokoju bruneta. Wyglądało to tak, jakby nagle zaczął obawiać się, że prezent od niego mógłby mi się nie spodobać, dlatego też bez zbędnego zwlekania, otworzyłem małe pudełeczko. Zobaczyłem tam dwa bilety na koncert. Mój boże, to dwa bilety na koncert Evanescense, o którym mówiłem już od pół roku!
- O- cholera - nawet nie zauważyłem, że wypowiedziałem te słowa na głos, z szeroko otwartymi oczami zerkając raz po raz na bilety i na Grimshawa.
- Chyba jednak Nick wygrał, bo na mój prezent nie przekląłeś - Niall udał przekąs.
- Oba są cudowne, tylko po prostu nie wierzę, że mam takich niesamowitych przyjaciół - powiedziałem, dotykając trzy bilety. Wstałem w końcu z łóżka, cały czas dzierżąc je w jednej dłoni, aby następnie podejść do Nickolasa i mocno go przytulić.
- Dziękuję, Nicky! - przytulił mnie mocno, wplątując dłoń w moje loki i rozczochrał je trochę.
- No to teraz impreza! - powiedział entuzjastycznie, patrząc na mnie z wielkim uśmiechem i błyskiem w oku.
- To trochę śmieszne, że nasi rówieśnicy widzą imprezę jako upicie się do nieprzytomności i przygodny seks, podczas gdy my oglądamy filmy, pijemy piwo i jemy najgorsze syfy, jakie tylko można kupić w sklepie - zachichotałem schodząc razem z nimi do salonu.
- Cóż... Nie możemy odebrać ci twojej grzeczności, Styles - powiedział Niall, łapiąc mnie pod żebrem. I to pewnie dlatego Louis ma mnie za gówniarza, pomyślałem, wzdychając przy tym cicho. Zauważyliśmy siedzących na środku dywanu w salonie moją siostrę oraz jej przyjaciela, którzy przestali rozmawiać, kiedy tylko nas zobaczyli. Moi przyjaciele zajęli miejsce na kanapie, a ja poszedłem do kuchni, by wziąć z lodówki dwa czteropaki piwa.
- Styles, ruszaj swój zajebisty tyłek! - usłyszałem wołanie Horana.
- Chciałeś chyba powiedzieć płaski! - zarechotała Gemma i jestem pewny, że zaraz po tym przybiła sobie z moim głupim przyjacielem piątkę. Przewróciłem oczami, stawiając alkohol na stoliku do kawy i usiedłem, a raczej rozłożyłem się na kanapie, spychając z niej Horana.
- Ale ty jesteś niemiły! - Niall wydął dolną wargę, masując przy tym kolano, na które niefortunnie upadł.
- Od dzisiaj moim ulubionym przyjacielem jest Nick - pokazałem blondynowi środkowy palec, przytulając się demonstracyjnie do klatki piersiowej bruneta. Tam też ułożyłem swoją głowę, przymykając oczy, kiedy potarłem swoim policzkiem jego miękką bluzę.
Nick zachichotał, obejmując mnie ramieniem. - Już od dawna to ja jestem tym lepszym przyjacielem - powiedział z uśmiechem na twarzy, kiedy ja sięgnąłem po pilota zmieniając kanał. Widziałem jak Tomlinson poprawił się, zerkając przy tym na mnie. Zmarszczyłem czoło, gdy dostrzegłem w jego oczach mnóstwo negatywnych emocji, przez co zacząłem się zastanawiać, cóż ja niby takiego zrobiłem? To nie było dla mnie ważne, kiedy odsunąłem się od Nicka, sięgający po butelkę piwa i otwierając ją zębami.
- Jak ty to zrobiłeś?! - usłyszałem zdziwiony głos Gemmy, podczas gdy ona miała trudności z otwieraniem butelki zwykłym otwieraczem.
- Zdradzę ci sekret - mruknąłem niby od niechcenia, upijając łyk alkoholu. - Jesteś adoptowana.
Gemma spojrzała na mnie groźnie, po czym dostałem poduszką prosto w twarz.
W końcu natrafiłem na trwającego już od pół godziny American Pie, którego ja jak i moja siostra znaliśmy praktycznie na pamięć. Usadowiłem się wygodniej na sofie, skupiając swoją uwagę już całkowicie na fabule komedii.
- Popcorn się skończył - jęknęła Gemma, po upływie pół godziny podnosząc pustą miskę do góry.
- Mówisz to z takim żalem jakby ktoś ci go zjadł - mruknął Louis, przewracając oczami w swój sposób.
- Bo tak jest!
- To dziwne. Bo przez ostatnie piętnaście minut tylko ty mieliłaś tą gębusią - dokuczał jej. - Ja nawet nie lubię tego czegoś. Może jakby był karmelowy...
- Pójdziesz ze mną po ten popcorn, czy nie? - tym razem brunetka przewróciła oczami z frustracją, pstrykając dwoma palcami w czubek jego głowy, na co Louis oburzył się, ale po chwili wstał z podłogi, ruszając z moją siostrą do kuchni.
- To ja pójdę od razu z nimi i dopilnuję, żeby też dla nas dorobili - potwiedził Horan, podnosząc się, a następnie ruszając w kierunku, w którym przed chwilą poszła Gemma i Louis.
- Tylko nie zjedz przed powrotem połowy miski! - zawołałem za nim, uśmiechając się przy tym. Położyłem głowę wygodnie na oparciu kanapy, upijając łyk malinowego piwa, które było nadal w mojej lewej dłoni. Jednak zdziwiłem się, kiedy Grimshaw wziął butelkę z mojej ręki i postawił na stole.
- No wiesz? - udałem oburzenie. - W moje własne urodziny zabraniasz mi pić? - Chciałem dodać coś jeszcze, lecz urwałem widząc poważny wyraz twarzy bruneta. - Nick?
- Harry, ja... - zaczął, spoglądając gdzieś w bok. Widziałem, że się denerwuje, ale nie wiedziałem dlaczego. Żeby dodać mu otuchy złapałem jego dłoń.
- Hej, spokojnie - powiedziałem już dużo łagodniej, czując jak Grimshaw spiął się przez mój dotyk. - Jesteśmy teraz sami, mów śmiało.
- Bo ja.. Harry od dawna czuje do ciebie coś więcej. Wiem, że jestem beznadziejnym przyjacielem, nie powinienem na to pozwolić. Przepraszam.
- Chwila, chwila, wróć.
Czułem jak moje serce obijało się gwałtownie o moje żebra i miałem szczerą nadzieję, że się przesłyszałem. Położyłem dłonie na barkach chłopaka. - Cz-czujesz coś do mnie?
- Przepraszam, Harry... z dnia na dzień, Boże, to jest silniejsze - powiedział, muskając palcem moją szczękę. - Nie chciałem tego, próbowałem o tobie zapomnieć, chciałem żebyś był szczęśliwy, nawet z Louisem, ale on na ciebie nie zasługuje, nie widzisz tego? - oburzył się, szepcząc.
- N-Nick... - wymamrotałem, będąc zbyt szokowanym, aby jakkolwiek zareagować na dłoń Grimshawa, którą ułożył na moim policzku. - Błagam, nie mów, że to jeden z tych durnych żartów Nialla...
- Przepraszam, przepraszam... Muszę wyjechać, Harry. Poukładać kilka rzeczy, zapomnieć - zaśmiał się, a ja nie dowierzałem w jego słowa.
- Co? Jak to wyjechać? No to są jakieś żarty! - podniosłem głos, jednak szybko się opamiętałem, kiedy chłopak spojrzał na mnie ze smutkiem. - Nigdzie nie wyjeżdżasz. Nie zgadzam się, jesteś moim przyjacielem!
- Tak będzie lepiej... Przecież wiesz, że moi rodzice i tak chcieli się stąd wyprowadzić - tłumaczył Nick. - Jak mam być twoim przyjacielem w takiej sytuacji?
- Jak możesz mówić mi o czymś takim w moje urodziny?! - ponownie krzyknąłem, czując jak ponownie już dzisiaj w moich oczach zbierają się łzy, - Nie pozwolę ci nigdzie wyjechać, ty dupku.
Ruszyłem do kuchni, patrząc na Nialla, który siedział na blacie kuchennym. - A ty? - wskazałem na niego palcem. - Ty o wszystkim wiedziałeś, prawda?
- Ja pierdolę - Niall spojrzał na kroczącego za mną Nicka. - Serio, powiedziałeś mu? Teraz?
- Hm, czyli wiedziałeś - zaśmiałem się. Jednak śmiech nie był ani trochę szczery, ale za to bardzo, bardzo gorzki. Nie dodałem nic więcej, widząc opuszczoną głowę Nialla. Wybiegłem na schody, ruszając do swojego pokoju. W momencie, w którym wpadłem do pomieszczenia pierwsze łzy spływały po moich policzkach. Zachowywałem się jak małe dziecko, nie wierząc, że tak cudownie zapowiadający się dzień, miał tak tragiczny finał. Siadając na łóżku schowałem twarz w swoich dłoniach. Dlaczego Nick nie powiedział mi tego wcześniej i podjął decyzję sam? Przyciągnąłem nogi do klatki piersiowej, chlipiąc żałośnie. Miałem nadzieję, że on jak i zarówno Niall zdawali sobie sprawę z tego, jak popsuli mi urodziny i mieli z tego powodu właśnie ogromne wyrzuty sumienia. W dodatku teraz wszystko składało się w całość. Już wiem, dlaczego Niall był tak sceptycznie nastawiony to Louisa.
- Harry? - wzdrygnąłem się, słysząc zza zamkniętych drzwi głos osoby, którą zdecydowanie spodziewałem się usłyszeć jako ostatnią.
- Nie chcę z nikim rozmawiać, Louis... - pociągnąłem nosem.
- Nawet ze mną? - spytał.
- To zależy, czy znowu nie będziesz się zachowywał jak kompletny kutas - prychnąłem, mając całkowicie w poważaniu to, że mogłem go urazić. Usłyszałem westchnięcie Louisa, który chyba właśnie uświadomił sobie, że może wejść do mojego pokoju bez pukania. Przetarłem szybko świeże łzy ze swoich zaczerwienionych policzków, mimo że z całą pewnością Tomlinson i tak mógł dostrzec moje czerwone oczy. Siedziałem na łóżku ze wzrokiem wbitym w podłogę, gdy ten usiadł obok mnie.
- Wiem, że Gemma cię tu sprowadziła... nie musisz się litować nad jakimś dzieciakiem - odgryzłem się.
- Gemma nic mi nie powiedziała, bo jest teraz zbyt zajęta opieprzaniem twoich kumpli - odparł z wyraźną w głosie pogardą na ostatnie słowo.
- Więc, po co tu jesteś? - spytałem, obserwując go kątem oka. - Nie udawaj, że cię to interesuje. Nikt nie bierze pod uwagę mojego zdania.
- Przestań, H. Nie jestem tutaj tylko dlatego, że jest mi ciebie zwyczajnie szkoda, bo wyobraź sobie, że mam serce - prychnął, mając oczywiście na myśli moją uszczypliwość sprzed kilku chwil. - Ale też po prostu uważam, że to co zrobili twoi przyjaciele jest chujowe. Nie robi się takich rzeczy. Nikomu.
- Traktowałem go jak brata. Kocham go, a-ale jako przyjaciela - powiedziałem, pociągając cicho nosem. Choć nie wiedziałem, dlaczego mówię o tym Louisowi, ale nawet jeśli czasem zachowuje się jak zadufany w sobie idiotą, czułem, że jest do tego właściwą osobą. - Nie chcę go tracić, chcę by był moim przyjacielem, tak jak jeszcze wczoraj!
- Rozumiem... Ale spróbuj też postawić się w jego sytuacji, dobrze? - chłopak objął mnie ramieniem, dając mi znać, że mogę się do niego przytulić.
- Nie dawałem mu nigdy powodów, ż-żeby on.. - westchnąłem, powoli wtulając się w szyję Louisa i napawając się już drugi raz tego dnia jego zapachem.
- Żeby do kogoś coś poczuć nie potrzeba jakichkolwiek specjalnych ruchów ze strony tej drugiej osoby. Jesteś jeszcze młody i masz prawo nie rozumieć o czym mówię, ale... czasem wystarczy tylko samo przebywanie z tą osobą, wiesz? Możesz być usidlonym jedynie za sprawą głosu czy też dotyku tej osoby, a sam przyznasz, że dosyć często wasz kontakt trochę... przekraczał tę linię typowej przyjaźni - wsłuchiwałem się dokładnie w każde jego słowo, podczas gdy on głaskał mnie powoli wzdłuż pleców.
Nie odpowiedziałem zupełnie nic, analizując słowa Louisa i ciesząc się momentem naszej bliskości, kiedy delikatnie pocierał moje plecy, co naprawdę zaczęło mnie uspokajać.
- Już ok? - spytał, jedną ze swoich dłoni przenosząc w moje włosy, które począł delikatnie przeczesywać.
- T-tak... wyglądam jak gówno, a ty mi pomagasz - zaśmiałem się cicho i żałośnie odchyliłem lekko głowę.
- Nie wyglądasz jak gówno, Harry - zarumieniłem się, czując ciepły oddech szatyna tuż przy mojej twarzy. - Zawsze wyglądasz ślicznie.
- Mówisz tak, żebym już nie płakał? - zachichotałem, odgarniając ze swojego policzka włosy.
- Mówię tak, bo to prawda, H - spojrzałem na niego, na dłuższą chwilę wstrzymując oddech po zauważeniu jak blisko siebie znajdowały się nasze twarze. - Nie wiem, czemu tego nie widzisz, ale poniekąd mnie to smuci.
Patrzyłem w jego niebieskie tęczówki, nie dostrzegając w nich kpiny. Widziałem tam jedynie błysk szczerości i zrozumienia, widziałem tam coś jeszcze, lecz nie potrafiłem tego rozszyfrować. Chciałem dodać coś od siebie, jednak natychmiast zamknąłem buzię, kiedy Tomlinson położył swoją dłoń na moim policzku, nie odsuwając się ode mnie ani na milimetr. Błądziłem wzrokiem po jego twarzy, oglądając każdy najmniejszy detal, pieprzyk i mimiczną zmarszczkę. W tym momencie pragnąłem tylko, by ta chwila była wieczna.
- Masz wyjątkową urodę, zgrabną sylwetkę... Masz tak ładne usta, H... - naprawdę niewiele brakowało, abym zaczął się topić w jego objęciach, zwłaszcza, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że szatyn nie odrywał wzroku od moich warg. Również odważyłem się spojrzeć na jego wąskie, lecz pięknie usta, którym teraz mogłem przyglądać się z bliska. Byłem tylko ja i on, tylko to się liczyło, kiedy nie widziałem już nic, ponieważ Louis złączył nasze twarze w pocałunku. W moim podbrzuszu rozbudziła się chmara motyli, o których istnieniu nie zdawałem sobie wcześniej sprawy. Rzecz jasna od razu przymknąłem powieki, jednak byłem tak oniemiały tym, że chłopak, do którego już jakiegoś czasu wzdychałem naprawdę mnie całował, że przez chwilę kompletnie się nie ruszałem.
Dopiero, kiedy Louis musnął moje wargi, wykonując pierwszy ruch postanowiłem zrobić to samo, najlepiej jak tylko potrafiłem. To uczucie było niedopisania. Miałem wrażenie, że nasze usta pasowały do siebie idealnie. Wzdychałem, mocno obejmując kark Tomlinsona, podczas gdy on znacznie na mnie napierał, pochylając w ten sposób do tyłu. Jedna z jego dłoni powędrowała na moje udo, które przyciągnął do góry, usadawiając je na swoich kolanach. Dzięki temu byłem jeszcze bliżej niego, a w każdym miejscu, które chłopak dotykał opuszkami swoich palców, czułem swego rodzaju ciepło.
- Harry, wszystko w porządku? - usłyszałem głos mojej siostry w tym samym czasie, kiedy po pokoju rozniosło się pukanie do drzwi, na co nasze usta się rozłączyły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro