81. To jeden z najlepszych dni mojego życia
To jest ostatni rozdział przed epilogiem. Ostatnio było 70 komentarzy, dacie radę to pobić?
– Za nas! – zawołał Louis, później stukając swoim kieliszkiem o ten mój. Wypiliśmy nasz szampan za pomocą trzech, solidnych łyków po tym, gdy odeszliśmy w kierunku samochodu, żeby dostać się na wesele. Ludzie wokół nas piszczeli, płakali i śmiali się, i to wszystko ze szczęścia i wzruszenia. Zaganiali nas w swoje ramiona, a później pojawił się Zayn z butelką alkoholu i Niall z dwoma kieliszkami. Do cholery, skąd to wszystko nagle znalazło się w ich łapach?
Usłyszałem ponowne okrzyki i oklaski kiedy oddaliśmy kieliszki w ręce Nialla, a w międzyczasie Zayn polewał szampana wszystkim. W tle muzykę stanowił delikatny wietrzyk i szum oceanu, który delikatnie się poruszał.
Przekręciłem się twarzą w stronę Louisa, wypuszczając ukradkowo powietrze przez nos w jego wygolony bok.
– Zanim przejedziemy do środka hotelu, gdzie czeka już sala weselna i obiad – zaczęła moja piękna sisotra... – chciałabym, żebyśmy wszyscy złożyli naszej parze młodej najserdeczniejsze życzenia. Właściwie myślę, że wszyscy chcielibyśmy życzyć im najzwyczajnie wieczności, trwałości i niekończącej się troski oraz miłości – powiedziała, trzymając kieliszek który uniosła do góry. Spojrzałem na nią z niedowierzaniem, ponieważ po jej policzkach naprawdę ciekły łzy. – Całujcie się, całujcie się... – zaczęła cicho, coraz głośniej podwyższając ton swojego głosu.
– Spadaj! – krzyknąłem, co łudząco też przypominało pisk, rumieniąc się coraz mocniej, gdy dołączyła się do niej reszta gości.
– Nie mamy wyboru, co? – spytał Louis z takim samym oburzeniem. – Zakryjcie chociaż oczka Raisin – zginał się ze śmiechu, cały czas obejmując mnie w talii.
Wtedy do akcji wkroczyła moja mama, która prędko wzięła na ręce Tai, a gdy było już pewne, że ma zasłonięte oczka, Louis żarłocznie wpił się w moje wargi.
Chyliłem kąciki ust ku górze przez pocałunek, oddając z ogromną przyjemność pieszczotę, zasłaniając nasze twarze moim przepięknym bukietem, gdy moje ciało delikatnie przechyliło się do tyłu, a wzdłuż mych kręgów przebiegł przyjemny dreszcz. Oderwaliśmy się od siebie z dłońmi na swoich karkach, szczerząc jak głupcy.
– Nie liczy się, bo byliście zasłonięci! – wykłócał się Horan, w czym moja siostra mu zawtórowała. Ja korzystając z tego, że Raisin cały czas miała zakryte oczka, pokazałem im środkowy palec.
– To było zamierzone, Irlandczyku – Louis grymasił, a po upływie chwili otworzył on dla mnie drzwi, bym wsiadł jako pierwszy do pojazdu, co uczyniłem.
Gdy tylko odcięliśmy się od panującego gwaru, za pomocą zamknięcia się w aucie, mimowolnie westchnąłem głośno.
– To zabrzmiało desperacko – zachichotał Louis, trzymając moje udo. Jego palce powoli głaskały jasny materiał, gdy spoglądał na mnie z ogromem miłości. – Już się nie uwolnisz, co?
– Nie wierzę w to, co się właśnie wydarzyło, i że naprawdę nie zbankrutowaliśmy robiąc ślub na wyspie... – wymamrotałem, spoglądając na swoją prawą dłoń gdzie widniała moja piękna obrączka.
– Widziałeś wygrawerowany napis, kochanie? – spytał mnie trzymając moją dłoń w swoich małych rączkach.
– Tak – pokiwałem głową, przegryzając przy tym wargę. – Przecież uzgadnialiśmy, że ma być "Zapisani w gwiazdach" i jest...
– Tak, jest... – Lou uśmiechnął się przyciągając moją dłoń do swoich ust i ucałował miejsce gdzie leżała moja obrączka, a następnie palec na który przełożyłem pierścionek zaręczynowy. – Mój mężu.
– W końcu mam na nazwisko Tomlinson – uśmiechnąłem się czule. – Piękniej już nie mogłem się nazywać.
– Teraz nie będę mógł ci się odgryzać twoim starym nazwiskiem – szatyn zachichotał.
– Boże Lou, naprawdę jesteśmy małżeństwem i... możemy oficjalnie i formalnie mieć wspólne konto bankowe, dom, i mogę zyskiwać informacje o tobie, jeśli coś stałoby się i wylądowałbyś w szpitalu. I... i to, że mogę nazywać cię swoim mężem jest piękne. Ale, Jezu, nie mogę przestać się ekscytować tymi małymi rzeczami.
– Ja też, Harry, Boże, tylko... nie umiem tego uzewnętrzniać, myślę że wszystko spłynie ze mnie, gdy emocje trochę nas opuszczą, bo jak dotąd jestem w niebywałym szoku. Wyglądasz tak cudownie, nie mogę się na ciebie napatrzeć. Jak królewna.
– Normalnie przeszkadzałoby mi używanie określeń rodzaju żeńskiego, ale jakoś teraz... brzmią one idealnie – wyszczerzyłem się.
– Cieszę się, że w końcu mogę nazwać cię królewną i nie zostanę okrzyczany! – klepnąłem go za to delikatnie po ramieniu, przejeżdżając palcami po jego grzywce.
– O co chodzi z tą nową fryzurą? – zagadnąłem, głaszcząc kciukiem jego lewy, wygolony bok.
– Podoba ci się? Fizzy stwierdziła, że nie mogę wyglądać jak bezdomny na ślubie – Louis przewrócił oczami, spoglądając w górę na swoją oklapniętą grzywkę. – Chciałem się... odświeżyć.
– Wyglądasz niesamowicie gorąco – powiedziałem całkowicie szczerze i ujrzałem na jego twarzy samozachwyt. – Nawet jakbyś ogolił się na łyso, byłbyś najseksowniejszy na świecie.
– Bleh! Nigdy nie będę łysy! – skrzywił się, oblizując swoją wargę. Uśmiechnąłem się do niego, cmokając go w nosek, kiedy dojechaliśmy na miejsce.
Ostatni raz pocałowaliśmy się krótko przed wyjściem na zewnątrz, od razu otoczeni przez większość naszych gości chcących złożyć nam życzenia.
Uśmiechnąłem się, kiedy Niall, jako pierwszy, podszedł do mnie z tym swoim typowym, cwanym uśmieszkiem. Przytuliłem go krótko, następnie komplementując, że wygląda całkiem dostojnie w tym swoim garniturze. Wepchnąłem mu swój bukiet do rąk mówiąc by go nie zniszczył gdy będę przyjmować życzenia od innych.
Na samym końcu podszedł do mnie Liam... z kobietą.
Sophia?
– Oh... – z początku tylko tyle byłem z siebie wymówić. – My się jeszcze nie znamy. Harry – wyciągnąłem do niej rękę, kątem oka spoglądając na nerwowego Payne'a.
– Sophia, bardzo miło mi cię poznać – powiedziała uśmiechając się do mnie promieniście, gdy uścisnęła moją dłoń. – Teddy, spokojnie – zachichotała, biorąc swojego synka na ręce. – Nie wiem za bardzo co powiedzieć, jestem beznadziejna w życzeniach.
– I tak nasłuchamy się ich jeszcze milion, a najważniejsze było to, co powiedziała Gemma – Louis machnął ręką, tuż przed przyciągnięciem kobiety do uścisku.
– Wyglądacie naprawdę pięknie. Życzymy wam bardzo dużo szczęścia, prawda kochanie? – spytała Liama, na co ten przytaknął ochoczo. Wyglądał na bardzo szczęśliwego.
Posłaliśmy sobie z szatynem porozumiewawcze spojrzenia, gdy następnie przytuliliśmy się do synka pary.
– Mogę do Raisin? – spytał mały Edward, po tym jak wręczył nam jakiś tajemniczy, mały upominek. Zaśmiałem się razem z Louisem. Nasze dzieciaki dogadywały się naprawdę wyśmienicie.
– Pewnie. Biegnij – pogłaskałem go po plecach, widząc jak chłopiec już po chwili pobiegł do stojącej przy swojej babci dziewczynki.
Raisin rozweseliła się na jego widok, łapiąc go za rączkę, gdy Sophia i Liam nadal stali przed nami.
– Nigdy w życiu nie byłem na tak... romantycznym ślubie. Przysięgam – powiedział z podnieceniem nasz starszy przyjaciel, Payno.
– Jesteśmy bardzo romantyczni, co nie Loueh? – zachichotałem, trzymając mojego skarba za dłoń. – Cieszę się, że to wszystko tak wyszło, tak jak sobie wymarzyliśmy.
– Normalnie nie płaczę na ślubach – mówiła Sophia. – Ale na tym, oprócz mnie, nawet Liam uronił trochę łez!
– Wydawało ci się... – mruknął.
– Słyszałam to pociągnięcie nosem, nie wymigasz się – mrużyła na niego oczy, a on zrobił to samo, w końcu zbliżając się na tyle, że dotknęli się nosami. Uśmiechnąłem się do Louisa znacząco.
– Dobra, spadajcie już – nagle, jakby znikąd, pojawił się Zayn, który odepchnął Payne'a na bok. – Teraz moja kolej, łzawi frajerzy.
– Nie bądź bezczelny, ciapku – zaśmiał się Louis, na co Zayn posłał mu spojrzenie mówiące "serio?" i "znowu?".
Później zostały nam złożone życzenia przez całą resztę naszych przyjaciół, rodziców, rodzeństwo, oraz ciut dalsza rodzinę i wszędzie naokoło nas walały się prezenty.
– Zgłodniałem ze stresu – przyznał Louis, prowadząc mnie na salę, gdzie rozłożone były już stoły, a na nich piękne obrusy, talerze oraz cudowne kwiaty.
– To jest najlepsza część każdego wesela – ożywiłem się. – Jak byłem młodszy zawsze czekałem tylko na to aż będę mógł się najeść na takich imprezach.
– Tak? Moje pierwsze wesele to było to Michella – zaśmiał się cierpko, odsuwając dla mnie krzesło.
– Ja byłem przed tym Mitcha może na dwóch, ale na każdym priorytetem było dla mnie to samo – zaśmiałem się dźwięcznie, siadając. Musiałem upewnić się trzy razy, czy garnitur nigdzie się nie zagiął i wygląda wciąż świetnie. – Szkoda, że go tu dzisiaj nie ma. Pieprzony bogacz jest na pieprzonej wycieczce.
– Ze swoją pieprzoną małżonką.
– Dosłownie Lou, o mój Boże!
– Ich podróż poślubna miała trwać miesiąc, a już chyba ponad pół roku krążą po świecie.
– Mają okropnie dużo pieniędzy – wzruszyłem ramionami.
– Rai, idziesz do mnie na kolana? – spytał Louis, widząc jak nasza córka podąża na salę ze swoim przyjacielem u boku. Spojrzała na niego, układając z ust dzióbek.
– Nie. Cę iść do wujka Liama i cioci So-phie – wytłumaczyła, a ja zaśmiałem się na to, jak rozdzieliła imię kobiety. Właściwie nie wiedziałem, co teraz jest miedzy nimi. Czy są w związku, czy są zaręczeni? Nie miałem pojęcia.
– To leć – owinąłem jeden z jej loczków na palec wskazujący, a ona lekko pokracznymi ruchami pobiegła do odpowiedniego stolika.
Widziałem, jak szatynka ucieszyła się, kiedy Rai do niej podbiegła, bez skrupułów siadając na jej szczupłych kolanach. Musiała bardzo ją polubić.
– O mój Boże, żarcie – jęknął Louis na widok kelnerów, którzy zaczęli roznosić po całej sali pierwsze danie jakim była zupa.
– Pyszności! – zawołałem wesoło, zagryzając wargę.
Kiedy tylko małe miski zostały postawione przed nami, ja i Louis od razu złapaliśmy za sztućce i zabraliśmy się za jedzenie. Widzieliśmy, że prawie wszyscy zerkają na nas z rozbawieniem, ale my naprawdę zgłodnieliśmy.
– To był dobry wybór – powiedziałem, kończąc swój cały posiłek. – Wiesz, chyba muszę poprawić swój błyszczyk – odparłem dotykając palcem swoich ust.
– Po co? – zdziwił się szatyn. – Przecież i tak co chwilę będę cię całował, plus będziesz robił sobie przerwy na picie i jedzenie.
– W sumie fakt – zachichotałem. – Chciałem po prostu żeby moje usta wyglądały ślicznie i nie spierzchły.
– One są najcudowniejsze na świecie, nawet gdy są wysuszone od zimna – zapewnił mnie.
Spojrzałem na niego z rozczuleniem, wzdychając. Poczułem, że w moim żołądku rozlewa się ciepło, tak samo, jak na policzkach. Nachyliłem się do Louisa, a on pocałował moje wargi.
W tym momencie usłyszeliśmy jak Niall zawołał: – Gorzko! – powodując, że od razu się od siebie odsunęliśmy. Spojrzałem na niego głupio, ale koniec końców wycałowałem żuchwę Louisa, który wyginał się, śmiejąc w akompaniamencie pstrykania aparatów.
***
Stres nie odszedł "na zawsze" tak, jakbyśmy tego pragnęli. Czułem, że dłonie Louisa znowu zmarzły, kiedy musieliśmy przed wszystkimi zatańczyć nasz taniec, ponieważ na sali balowej rozbrzmiały już pierwsze dźwięki pieśni.
– Chyba powinniśmy się jednak przygotować do, chociażby, pierwszego tańca – zaśmiałem się cichutko, z niemałym spięciem, gdy zostaliśmy pchnięci na sam środek parkietu. Tańczyliśmy do piosenki "You're still the one". A raczej staraliśmy się, żeby to wyglądało jak taniec. Po prostu otulaliśmy się swoimi ramionami, tkwiąc w przyjemnej pozycji, umożliwiającej nam swobodne poruszanie się i rozmowę. Co chwilę przybliżaliśmy do siebie swoje policzki, by otrzeć je o siebie w potrzebie dodatkowej bliskości.
– Niby po co? - wzruszył ramionami, starając się nie nadepnąć na moje stopy. – Jak dla mnie najlepsze jest pójście na żywioł. Musimy się tylko przytulać.
– Czuję się, jakbym miał lada moment stracić równowagę. Nie chcę się przewrócić – spojrzałem na swoje nogi, jeszcze bliżej stawając przy moim mężu. Trzymałem dłońmi jego kark, głaszcząc delikatnie skórę chłopaka. Ciągle szeptałem w zagięciu szyi, koniuszkiem nosa wysyłając dreszcze przebiegające przez wszystkie kręgi mężczyzny. Uśmiechałem się filuternie, sprawdzając opuszkami palców strukturę gęsiej skórki na karku. Odchyliłem się, by z błogim uśmiechem zerknąć na twarz szatyna.
– Ty się przewrócić? – parsknął. – To ja mam dwie lewe nogi i ledwo co dotrzymuję ci kroku.
– Oboje jesteśmy beznadziejni w tańcu – podsumowałem miękko, z przymkniętymi powiekami powoli opierając głowę na ramieniu Louisa, uważając przy tym, by nie pognieść kwiatów leżących w moich włosach. I tak po pierwszym tańcu chciałem zdjąć ozdobę z głowy. – Tak długo jak mnie trzymasz, nie upadnę.
– Nie bądź tego taki pewny – odpowiedział mi żartobliwym tonem, mimo wszytko ciągle pocierając dłońmi dół moich pleców.
– Masz problem, ponieważ jestem tego pewny – chichot ucichł z pomiędzy moich warg, a żeby to ukryć, cmoknąłem go pod gładką żuchwą. Już dawno zapomniałem, że wokół jest ktokolwiek, ponieważ przy Louisie odchodził cały świat.
– Myślisz, że skoro jesteśmy dziś na tym poziomie, że całujemy się przy innych, mogę cię złapać za tyłek? – zapytał, za co ja trzepnąłem go w ramię. Wybałuszyłem oczy z głośnym śmiechem odrzucając głowę w tył.
– Nie, Louis, nie możesz – sapnąłem, odchylając się by mieć na zasięgu jego wzroku całą jego twarz. – Niedługo skończy się piosenka.
– Ja to nie mogę się już doczekać końca wesela – puścił mi oczko. Przewróciłem oczami.
– Zostaliśmy małżeństwem, a ty nadal tylko o jednym.
– Kocham cię – Louis wzruszył ramionami. – Czy teraz jestem idealnym, romantycznym, słodkim, ale też męskim, przede wszystkim męskim, mężem?
– Byłeś nim jeszcze przed podpisaniem tego cholernego papierku – odparłem cicho i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź zassałem jego dolną wargę, dokładnie na sam koniec piosenki.
– Oni są tacy słodcy! – usłyszeliśmy odgłosy zebranych gości i dopiero wtedy jakby zszedłem na ziemię, przypominając sobie, że przez cały czas nie byliśmy w pomieszczeniu sami. Po chwili zaczęła się zabawa, a ja chciałem porozmawiać z Niallem.
– Masz – mruknąłem, podając siedzącemu przy stoliku blondynowi kieliszek ze słodkim drinkiem. Wiedziałem, że jest bardziej skory do szczerych rozmów, gdy jest pod wpływem.
– Dzięki – powiedział radośnie, pomimo, iż naprawdę dobrze grał to jednak był Niall, a ja byłem Harrym, rozumiałem go, wiedziałem, gdy jego gesty nie były w stu procentach szczerze i prawdziwe. – Jak się bawisz na swoim ślubie, mężusiu?
Spojrzałem na blondyna, dostrzegając błyszczący na jego twarzy uśmiech. Patrzył na mnie z pewnego rodzaju dumą i wzruszeniem, ale też smutkiem.
– To jeden z najlepszych dni mojego życia, ale coś nie pozwala mi ciszyć się tym tak, jakbym tego chciał – postanowiłem porozmawiać z nim bardzo delikatnie. – Co jest nie tak z tobą i Zaynem, skarbie?
Niall zaśmiał się cierpko z drobnym rozczuleniem, owijając mocniej palce wokół eleganckiego kieliszka i upił łyk trunku.
– Nie potrafię udawać, że czuję się przy nim w stu procentach w porządku i naturalnie po tym, co powiedział mi rano – burknął niewyraźnie, od razu się rumieniąc.
– O nie, czyli pokłóciliście się w dzień ślubu swoich przyjaciół? – nie dowierzałem w ich głupotę. Westchnąłem. – Nialler...
– To nie była kłótnia! – bronił się, kładąc dłoń na mojej piersi. – To tylko konstruktywna wymiana zdań!
– Mhm. Więc jak?
Westchnął z rezygnacą.
– Powiedziałem dzisiaj Zaynowi, że wygląda naprawdę dobrze w garniturze, który kupił, dosłownie powiedziałem "kocham cię w tym garniturze", a on zrobił tę swoją beznadziejną minę, wydął wargę i powiedział mi, że "moja koszula idealnie podkreśla mój pulchny, słodki brzuszek!" Rozumiesz? Dosłownie zaśmiał się przez to, że wyglądam w tej głupiej koszuli jak ty, gdy byłeś w ciąży!
– Rany Boskie, Niall...
– Nie, to nie jest fajne, Hazz, i nie mów mi, że jestem przewrażliwiony. Chcę swoje ładne ciało z powrotem wtedy, gdy byłem szczupły.
Wyłupiłem delikatnie oczy, bo to oznaczało, że Niall pieprzony James Horan właśnie przyznał się, że ma kompleksy, ten Niall!
– Więc dobitnie przekazałem mu, że nie podoba mi się to, że mi to wypomniał, a on stwierdził, że przesadzam i podobam mu się bardziej odkąd te kilka kilogramów weszło w moją dupę – fuknął. – Czemu kiedy ty narzekałeś na swoje ciało, każdy głaskał cię po głowię, a kiedy ja to zrobię "wyolbrzymiam" problem?
Od razu objąłem swojego przyjaciela w talii, całując go w policzek.
– Może Zayn nie wziął tego na poważnie. Porozmawiaj z nim o tym przy najbliższej okazji. Na pewno pocieszy cię, kiedy przedstawisz mu fakty. Ale pamiętaj Niall, jesteś pięknym chłopakiem, niezależnie od tego, czy coś ci wystaje mniej czy bardziej. A Zayn kocha twoje ciało tak, czy siak.
– Jesteś chujowym przyjacielem, bo zamiast cieszyć się swoim ślubem, ty zwracasz uwagę na moje gówno – Niall wyzwał mnie, ale i tak widziałem, że się uśmiecha. – Kocham Zayna, naprawdę, ale on musi wiedzieć, żeby brać mnie na poważnie, kiedy tego potrzebuję.
– Musicie ćwiczyć komunikowanie się, wiesz? Ja i Louis też mieliśmy ten problem, ale wspólny dom już na początkach naszego związku ułatwił nam sytuację. Nieważne jak bardzo się kłóciliśmy, nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy stanąć przed sobą i porozmawiać.
– Chyba chciałbym zamieszkać z Zaynem, wiesz? – mruknął onieśmielony poważną rozmową.– Wiem, że on chciałby żebym się do niego wprowadził, bo i tak ciągle tam przesiaduję, ale nie zaproponuje mi tego, bo gdy zrobił to pół roku temu zraniłem go i boi się mojej ponownej odmowy.
– Teraz to ty mu to zaproponuj. Niech wie, że chcesz się w to angażować równie mocno.
– Tak strasznie cieszę się, że cię mam, Harry – Niall zupełnie nagle uczepił się mnie jak miś koala. – Nie wyobrażasz sobie.
– Wiem, że mnie kochasz – zachichotałem. – Ja ciebie też.
– A kiedy tort? – zmienił temat, odsuwając się. – Mam w dupie moje kompleksy, chcę tort.
– Ktoś tu coś wspomniał o torcie? – zerwałem się nagle, kiedy pomiędzy nami wcisnął się mulat, od razu zaczynając ssać kark Nialla w chaotyczny, niechlujny sposób, żeby sprawić, by blondyn się roześmiał. Pokręciłem czule głową, w tym samym czasie będąc obściskiwanym od tyłu przez Louisa.
– Obserwowaliśmy was z daleka. Wszystko w porządku? – szepnął.
– Tak. Tylko ta dwójka idiotów musi ze sobą porozmawiać – puściłem oczko Niallowi. Zayn wyraźnie się zdezorientował, ale później znowu się odezwałem. – Najpierw tort!
Kiedy Niall i Zayn zniknęli w jakiś cichy kąt porozmawiać, my zamieniliśmy z obsługą hotelową kilka słów, dając im znak, że to czas na słodkości. Kilku mężczyzn wystylizowanych w eleganckie stroje, przyniosło małe talerzyki ze sztućcami i naszego głównego bohatera.
Kiedy chwyciłem za nóż zerknąłem na tort, a później ulokowałem wzrok na gościach. Wśród nich zobaczyłem obejmujących się Nialla i Zayna, których usta zdecydowanie były opuchnięte, a oczy skrzące od szczęścia. Niall posłał mi drobny uśmiech.
– Nie mogę. Ręce mi drżą! – zawołałem bunczunnie do Louisa.
– Mi też drżą ręce! – powiedział z cieniem rozbawienia na twarzy. Po chwili poczułem mniejszą dłoń na tej swojej i uśmiechnąłem się pod nosem gdy zaczęliśmy wspólnie kroić tort.
Ludzie, którzy nas okrążyli, zaczęli głośno klaskać, a ktoś nawet dwa razy gwizdnął.
Zaśmiałem się, podsuwając pod kawałek talerz i położyłem na nim spory kawał tortu. – Najpierw spróbujcie! – zawołała mama Louisa, którą obejmował jej partner. Uśmiechnąłem się, nabijając na widelczyk trochę ciasta z masą i zbliżyłem go do ust szatyna.
Gdy on delikatnie zmrużył oczy i otworzył usta, ja wykorzystałem to jak bezbronny był i wsmarowałem lukier w jego nos ze śmiechem
– Harry! – zawołał z oburzeniem, dotykając swojego nosa. – Boże, będę smarkał kremem – powiedział, wycierając się chusteczką, gdy wszyscy wkoło zaczęli się śmiać.
– Nie odpuszczę ci tego, gówniarzu – mruknął, z zaciśniętymi zębami i po nabraniu na swoją łyżeczkę odrębne tortu, wcisnął on ciasto w mój policzek.
Wciągnąłem gwałtownie powietrze do płuc rozchylając swoje wargi. Wszyscy zaśmialiśmy się gdy zanim coś powiedziałem to Gemma krzyknęła "mój makijaż!". Spojrzałem na Louisa wrogo wycierając swoją twarz.
– Po prostu zjedzmy ten tort – westchnąłem ponownie, nabierając ciasto na widelec. – Dalej, samolocik leci. Bruuum – kierowałem swój widelczyk w stronę warg Louisa. – Lądowanie!
– Mam rocznikowo dwadzieścia cztery lata, myślę, że sam dam radę zjeść i... – nie dokończył ponieważ zgrabnie wcisnąłem łyżkę między jego wargi.
– Dawaj za mamusie. No widzisz, jak ładnie ci to idzie? – spytałem, uśmiechając się gdy Louis przeżuwał ciasto.
– Zemszczę się w nocy poślubnej – wymamrotał z pełną buzią, lecz usłyszeli go goście, którzy zaczęli się śmiać.
– Nie każdy musi znać wasze plany, oszczędź mi życie – jęknęła Lottie, krzywiąc się i przewróciła oczami, na co ja – cały czerwony – wypuściłem z ust kaskadę śmiechu, sprowadzając wszystko do żartu.
Tylko ja wiem, co Louis potrafi robić w łóżku, gdy jest rozwścieczony. Nie mogłem się tego doczekać, zwłaszcza gdy ukradkiem uścisnął wnętrze mojego uda, dając mi znać, że jest zniecierpliwiony tak samo, jak ja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro