Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

80. Samochód już czeka pod hotelem.

Ponieważ rozdział jest naprawdę długi, spodziewam się niemniej niż 50 komentarzy 😏



Powiedzenie, że czułem się zestresowany byłoby karygodnym niedomówieniem. Nie pamiętałem, abym kiedykolwiek w życiu stresował się czymś tak bardzo, jak właśnie swoim ślubem czy porodem Raisin. Nie mogłem spać przez pół nocy, nie byłem w stanie jeść i ledwo piłem zwykłą wodę. Moje ręce od jakiejś doby nie mogły być stabilne. Ciągle albo czułem mrowienie, albo palce stawały się się sztywne. Kiedy chciałem nas palce wskazujące założyć jakieś ładne pierścienie nie mogłem ich wcisnąć do samej nasady, ponieważ moje palce były spuchnięte. Przez to zacząłem martwić się, czy obrączka się zmieści w dniu ceremonii. Jeśli nie, to byłaby istna katastrofa.

Mój stres był wywołany głównie przez jedną rzecz.

Nie widziałem Louisa całe dwa dni, a jedyny kontakt mieliśmy przez telefon, jednak tylko raz napisał do mnie z pytaniem "Nie rozmyśliłeś się jeszcze?" używając przy tym wszystkich głupich możliwych emotek.

Brak jego obecności przy mnie zdecydowanie mi nie służył. Wolałbym, żeby teraz był tu ze mną, tulił mnie widząc moją zmartwioną postawę, pocałował w policzek i nastawił czajnik, by zrobić mi najlepszą herbatę z mlekiem. Chociaż tutaj wrzący się napój to chyba nieodpowiedni wybór. Przez to, jak nocami było ciepło na wyspie, nie mogłem spać. W dodatku nie byłem przyzwyczajony do noc spędzanych  w hotelowym pokoju - sam, bez Louisa, bez Raisin, masakra. Pocieszała mnie tylko myśl o tym, że ta dwójka znajduje się na opodal mnie, tylko kilka pokoi dalej.

Mogłem wytrzymać jeszcze te kilka godzin z myślą, że obojga są bezpieczni.

Ogólnie mój pokój hotelowy nie był czymś niesamowitym, wówczas było to tylko jedno małe pomieszczenie z miejscem do spania, toaletką i obszerną szafą, w której trzymałem bagaż i, dotychczas, mój garnitur. To w zupełności mi wystarczyło. Wraz z Louisem nie chcieliśmy przepłacać pieniędzy na hotel, w którym będziemy znajdywać się tylko żeby spać. A tani barek z jedzeniem znajdujący się na pierwszym piętrze budynku ułatwiał nam zadanie pod tytułem "nie wydawać zbyt wiele pieniędzy". Bo ich największa część została przeznaczona na wystrój sali weselnej. Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy z tego, ile kosztują najzwyklejsze serwetki i obrus na stół!

Lada moment dziewczyny miały się pojawić, aby "zrobić mnie na bóstwo", dlatego po zjedzeniu bardzo maleńkiego śniadania, postanowiłem ubrać się w swój przepiękny garnitur.
Nie wiem czy to obsesja, ale podczas tego wydawało mi się, że trochę przytyłem od ostatniej przymiarki.
To musiała być mylna panika, bo spodnie pasowały na mnie perfekcyjnie, tak samo jak koszula.

I rzeczywiście, teraz byłem jeszcze bardziej pewny tego, że te spodnie o kroju, którego wcześniej nie nosiłem, były idealnym wyborem. Opinały moje uda, ale na wysokości kolan były nieco luźniejsze i przy stopach rozkloszowane ukazywały czubki moich butów, zwykłych czarnych lakierków z niewysokim obcasem. Miały nawet małe tęcze przy sznurówkach! Zdecydowanie zadbałem o każdy detal i właśnie teraz, począwszy zastanawiać się nad ubiorem Louisa, trochę zatraciłem się w myślach.

Przejrzałem się w lustrze toaletkowym, dopinając koszulę. Na ten moment nie było sensu ubierać marynarki. Bezpiecznie położyłem ją na dużym, hotelowym łóżku, tak by się nie pogniotła.

Znowu stanąłem przy toaletce, nachylając się, by obejrzeć moją twarz ze wszystkich stron. Niby wcześniejszego dnia użyłem tych wszystkich upiększających maseczek i kremów nawilżających, ale wciąż wydawało mi się, że coś jest nie tak w miejscu bliskim zmarszczki wargowo-nosowej. Po przeżyciu chwilowego zawału, kiedy już myślałem, że na moim policzku pojawił się niechciany wyprysk, lecz na szczęście tylko mi się wydawało, usłyszałem dochodzące z dołu kroki trzech par stóp.

Już po chwili zobaczyłem w hotelowym pokoju Gemmę, Lottie i Fizzy z wielkimi walizkami przepełnionymi wszystkimi rzeczami, które miały stworzyć mnie jeszcze piękniejszym.

– Chryste, on jest cały blady. – Było pierwszą rzeczą, jaką usłyszałem od własnej siostry w ten wielki poranek.

– Ja wcale nie jestem zdziwiona – rzekła Felicite, przytulając mnie krótko. Przymknąłem powieki, wdychając zapach jej włosów, który mogłem określić jako coś z wielką ilością lakieru do włosów i czymś po prostu pachnącym jak Felecite.
To właśnie ona z całego rodzeństwa była tą najdelikatniejszą i najbardziej wrażliwą. Staliśmy się najlepszymi przyjaciółkami, to znaczy przyjaciółmi.

– Mam stresa – westchnąłem, odciągając ją od siebie na długość ramion. – Zróbcie coś, mam strasznego, cholera, stresa – powiedziałem szybko, odchodząc od przyszłej szwagierki i swoimi dłońmi mierzwiłem włosy.

– Boże, nie dotykaj w ogóle włosów, ani twarzy! – skarciła mnie Gemma. – Po tym jak już cię ogarniemy zrobisz się dużo bardziej pewny siebie, zobaczysz!

– Mam nadzieję, bo teraz czuję się jak jakiś bałagan, poważnie – przełknąłem ślinę, a Gemma zaczęła mnie już ciągnąc do toaletki, która stała w rogu pokoiku.

– Wiesz, to nie tak, że Louis spieprzy ci spod ołtarza czy coś – zaśmiała się Lottie wyjmując specjalną lampę, oraz lakiery hybrydowe z torby materiałowej, która wyglądała jak ta, którą mam do zakupów. – On cię kocha w kurwę, nie wyobrażasz sobie.

– To zabawne, ponieważ Louis jest tak samo zestresowany, jak ty, wiesz? – mruknęła młodsza siostra mojego narzeczonego, kiedy ja usiadłem na fotelu przed lustrem. I wygiąłem się lekko w tył na sprężystym fotelu, kiedy Gemma pytała mnie czym rano myłem twarz, a ja uświadomiłem ją, że przygotowałam całą pielęgnację pod makijaż.

– Nie wiem, nie widziałem go dwa dni bo pierdolony Horan i pierdolony Malik nas od siebie odseparowali – burknąłem, gładząc dłońmi materiał koszuli.

– Akurat zgadzam się z ich pomysłem, popieram go – Gemma wyciągała wszystkie kosmetyki na toaletkę. – Specjalnie na twój ślub kupiłam te bajery. A teraz zasłaniam lustro. Będzie bardziej efektywnie – rzekła, a zanim ja zdążyłem powiedzieć cokolwiek, lustro zakryte było czarnym kocem, który Gemma zgarnęła z łóżka.

– Która robi co w końcu? – spytałem, widząc wszystkie te "przyrządy" upiększające. Było ich coraz więcej na blacie stolika.

– Gemma makijaż, ja paznokcie, a Fizzy włosy. Ma już te wszystkie kwiatki przyszykowane – Lottie zaśmiała się, wyciągając moją dłoń w swoją stronę. – Widzę, że byłeś u kosmetyczki na pielęgnacji. Wystarczy nałożyć lakier – westchnęła z ulgą. – To ja sobie przysunę tu krzesło.

Rzeczywiście wzięła krzesełko, które było bardziej błękitnym ozdobnikiem pokoju, stojącym przy dużej okiennicy.

– Będę mieć akryle, czy po prostu pomalowane hybrydą moją naturalną długość paznokcie? – spytałem blondynkę.

– Hybryda. I będzie pięknie pasować do garnituru, ale również kwiatów – powiedziała, zaczynając pracować na mojej dłoni dziwnymi przyrządami. Mogłem obserwować jej cudowne upięcie włosów, które miały odświeżony blond kolor. Natomiast Fizzy spięła początkowo moje włosy, by Gemma mogła starannie nałożyć bazę pod makijaż na moją twarz.

– Masz jakieś szczególne wymagania, Harry? – spytała mnie najmłodsza z dziewczyn.

– Co do makijażu czy włosów? – spytałem z przymkniętymi powiekami i dłonią swobodnie ułożoną na podłokietniku.

– Co do włosów, kochaniutki – mruknęła Fel, a ja mogłem słyszeć, że uśmiecha się szeroko. Pokrótce powiedziałem jej, jaki efekt chciałbym mieć na głowie. Gemma zaczęła nakładać coś na moje powieki po kilku minutach. To było zupełnie dziwne, stresujące uczucie, ponieważ nie wiedziałem, co robi na moich oczach. Mogłem tylko zauważyć jasny, perłowy róż na moich paznokciach, który podobał mi się nieziemsko.

– Jesteś wprost idealny na upiększania cię – powiedziała Fizzy.

– Zgadzam się – podjęła temat Lottie. – W ogóle się nie rusza!

– Może dlatego, że jestem w całym ciele zdrętwiały – wytłumaczyłem im. – Kiedy już skończcie robić to wszystko, nie wiem, czy wstanę z tego fotela.

– Musisz – Gemma uderzyła mnie lekko w policzek beauty blenderem. – Musisz to zrobić dla tego przygłupa Twinklinsona.

– Jeśli ktoś w ich dwójce jest twinkiem to Harry! – zaprotestowała Lottie, podnosząc wzrok znad moich paznokci.

– Ja i tak zawsze będę myślała o swoim bracie jako o twinku – stała przy swoim. – Nie widzieliście jak wyglądał w liceum! Czerwone rurki, szelki, koszulka w paski, i nawet opalał się w solarium, chcąc afiszować się pieniędzmi z tej głupiej kwiaciarni.

– Właściwie to racja, a teraz zacznę modelować twoje włosy! – odparła Fizzy spryskując czymś moje loki. Ten płyn cudownie pachniał, tak malinowo i słodko! Po chwili w rozmieszczeniu usłyszeliśmy dźwięk suszarki i Fizzy zaczęła układać moje loki na suszarkę i szczotkę.

– Mam nadzieje, ze ten wianek będzie pasował ostatecznie do garnituru... – westchnąłem. – Przynajmniej w mojej głowie wyglądało to dobrze.

– Będzie pięknie, Harry, to możemy ci obiecać – powiedziała Gemma, pracując pędzelkiem na moim czole.

Dziewczyny zajmowały się mną jeszcze przez ponad pół godziny, najwięcej czasu zajęło to oczywiście Lottie, która skupiała się na moich paznokciach.

– Ten kolor jest rzeczywiście piękny – powiedziałem, gdy moje dłonie były gotowe. Paznokcie przepięknie mieniły się, a mój pierścionek zaręczynowy wyglądał jeszcze bardziej cudowny, jeśli to w ogóle było możliwe.

– A teraz nic nie mów, ponieważ nakładam błyszczyk na twoje wary obciągary – powiedziała Gemma.

Miałem oczywiście olbrzymią ochotę odpyskować jej, jednak postanowiłem siedzieć spokojnie w miejscu jako, iż błyszczyk był już ostatnią rzeczą, jaką pojawiła się na mojej twarzy.

– Ja tylko jeszcze muszę spryskać włosy lakierem i myślę, że moja praca jest również skończona – Fizzy sięgnęła po dwa spraye.

Po tym Gemma spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami. – Gotowy? – wyszczerzyła zęby w uśmiechu, gdy wówczas jak Felicite skończyła, podeszła do lustra, ściskając rąbki "zasłony" w postaci koca.

– Dajcie mi marynarkę, bym mógł zobaczyć całkowity efekt – powiedziałem z podekscytowaniem, ponieważ właśnie miałem zobaczyć swój cały wygląd!

Fizzy prędko przebiegła cały pokój i następnie pomogła w zakładaniu marynarki, której materiał dokładnie wygładziłem dłońmi.

– Wow, wyglądasz perfekcyjnie – skomentowała Gemma, a w jej oczach widziałem maleńkie łezki. Uśmiechnąłem się do niej, a w moich dłoniach wylądował cudowny bukiet. Przymknąłem powieki gdy usłyszałem "raz... dwa...trzy".

Otworzyłem je szeroko dla pewności, że nie umknie mi ani jeden, najmniejszy fragmencik i... zamurowało mnie.

– T-to... ja? – spytałem głupio, na co wszystkie dziewczyny zachichotały. Podszedłem bliżej dużego lustra. Wszystko było zupełnie perfekcyjne.

Wianek idealnie skomponował się z moimi ślicznie wymodelowanymi lokami, a jego kolory rzeczywiście pasowały do garnituru! Tak samo jak delikatny, lecz gustowny makijaż oraz kolor hybrydy jaki lśniły na moich paznokciach.

– Powiedz coś, cholera – mruknęła Lottie, śmiejąc się, gdy stanęła obok mnie. Złapała mnie za ramię, zauważając, że oddycham nierównomiernie.

– Jestem po prostu zajebiście piękny – powiedziałem, a dziewczyny zaśmiały się lakonicznie. – Czuję się... ładnie. Brakuje mi słów i nie chcę się rozryczeć!

– Naprawdę wyglądasz perfekcyjnie, Harry. Jestem pewna, że Louis padnie, nim w ogóle dojdziesz do kobierca – zapewniła Lottie.

– Jezu, tak bardzo wam dziękuję. Nie sądziłem, że to wszystko może być tak idealne – odparłem zgarniając wszystkie moje kobietki do uścisku. – I wy wyglądacie tak cudownie.

– Nawet jeśli tak serio jest, to Ty zdecydowanie promieniejesz najbardziej – uśmiechnęła się Lottie. – Boże, mina Louisa na twój widok to będzie coś wartego zapamiętania.

– Wszystko będzie nagrywane! – Fizzy rozweseliła się, wyciągając aparat fotograficzny. Zrobiłem zdjęcia z każdą z dziewczyn i w końcu spojrzałem na zegarek.

– Mój Boże, ceremonia jest za trochę ponad pół godziny, musimy jechać! – zawołałem.

– Spokojnie, Harry – uspokajała mnie Gemma – Wszystko jest? – spytała, na co pokiwałem energicznie głową.

– Jest cudnie, wyśmienicie, zajebiście! – wymieniałem z coraz to szerszym i bardziej nerwowym uśmiechem.

– Miałam na myśli to, czy masz wszystkie rzeczy, ale jeśli tak mówisz to nawet lepiej – zaśmiała się, patrząc na mnie z dumą i rozczuleniem. – A teraz chodźmy. Samochód już czeka pod hotelem.

– Kurwa, cofam to, jednak nie jest w ogóle fajnie – rzuciłem, chwytając się rozpaczliwie powietrza, które ściskałem w garści.

– Harreh, dasz radę. To twój ślub, to tylko Louis, czym się denerwujesz? – mówiła Fel, łapiąc za dłoń. Wiedziałem, że ma rację, wiedziałem to, ale to i tak było stresujące. Na giętkich nogach stanąłem, patrząc na moje piękne buty. Powoli ruszyłem do wyjścia.

– Boże, a co jeśli on w ostatniej chwili zmieni zdanie? – cały czas panicznie gdybałem gdy schodziliśmy na dół.

– Nie zmieni zdania, Jezu. On cię kocha, chce spędzić z tobą resztę życia!

– Mam ochotę cię teraz uderzyć, ale wyglądasz zbyt ślicznie – odparła Gemma, trzymając mnie za dłoń gdy wyszliśmy przed hotel i zobaczyłem prawdopodobnie najpiękniejsze auto w moim życiu.

– O mój Boże, mówiłem Lou, żeby nie wydawał majątku na samochód – jęknąłem, gdy dziewczyny wepchnęły mnie do auta wręcz siłą.

– Zrobimy tak, że wyjdziemy pierwsze, a ty wyjdziesz dopiero jak do samochodu podejdzie Robin, w porządku? – spytała mnie Gemma, kiedy wygodnie siedzieliśmy w pojeździe.

– Jasne – westchnąłem ciężko. Gemma powiedziała coś w stylu "nie spinaj gaci".

– Proszę, zejdźmy na inny temat – narzekała Fizzy. – Na przykład ja powiem, że jestem bardzo ciekawa reakcji Harry'ego na Louisa, ponieważ on też przeszedł małą zmianę, co nie Lotte?

– Oj tak! – uśmiechnęła się blondynka.

– Jaką zmianę? – moje oczy powiększyły znacznie swoje rozmiary.

– W końcu jakoś wygląda, jak porządny człowiek, a nie jakiś cep – zaśmiała się Gemma. Aha. Czyli teraz każdy mnie ignoruje, tak?

– Przefarbował włosy? Ściął je? Powiedzcie mi do cholery!

– Nie! Niedługo sam zobaczyć, więc zamknij się – bąknęła moja siostra. – Powiem ci tylko tyle, że zgodził się na delikatny róż, więc zabijcie mi brawa, ponieważ to było ciężkie!

Od razu zacząłem energicznie klaskać, ponieważ wow. Myślałem, że tylko ja potrafiłem go namówić do makijażu.

– Świetnie, zbliżamy się do celu! – pisnęła blondynka, uśmiechając się do mnie szeroko. Wszystkie dziewczyny miały przepiękne makijaże i suknie. Wszystko było takie perfekcyjne i nie mogłem w to uwierzyć.

Gdy tylko kątem oka ujrzałem salę na której miało odbyć się wesele, a następnie plaże, gdzie lada moment miała odbyć się ceremonia, złapałem odruchowo swoją siostrę za rękę.

– Spokojnie, Harry – szepnęła do mojego ucha, gdy zbliżaliśmy się do miejsca, w którym byli zapewne już wszyscy goście, oraz mój Louis. – Nie podnoś na niego wzroku dopóki nie staniesz już równo na nogach – odparła, kiedy samochód się zatrzymał. – Tata już tu idzie, więc my spadamy na swoje miejsca.

"Okej" wyszeptałam tak cicho, iż nie wiem, czy aby na pewno mnie usłyszały, już po chwili opuszczając pojazd i biegnąc w kierunku znajdujących się na samym przodzie krzeseł.

Przymknąłem swoje powieki, otwierając je dopiero wtedy gdy drzwi białej limuzyny otworzyły się i ujrzałem mojego ojczyma, który uśmiechał się do mnie dumnie.

– Spokojnie, synu – odezwał się, zapewne zauważając jak trzęsły się moje ręce, gdy nadstawiał mi swoje ramię. Świetnie wyglądasz, niczego się nie obawiaj.

– Łatwo ci mówić – zaśmiałem się, jednak mój śmiech wydawał się bardziej chłodny i suchy, a już na pewno nerwowy. W końcu podniosłem się, stając przed samochodem i trzymając swojego tatę, patrzyłem cały czas na niego i swoje buty. Kiedy samochód odjechał a my przeszliśmy kilka kroków, policzyłem pod nosem do dziesięciu, w końcu w przypływie odwagi podnosząc głowę do góry, od razu kierując swój wzrok przed siebie.

Ujrzałem wiele kwiatów, oczywiście tak, jak ja oraz Louis sobie zażyczyliśmy. Białe ławeczki rozciągały się, a przy nich stały najważniejsze osoby w moim życiu. Jednak to było drugoplanowym widokiem, gdyż mój wzrok od razu został skierowany na Louisa; w tym samym momencie powietrze uciekło z moich płuc.

Wyglądał wprost obłędnie w czarnym, idealnie dopasowanym do jego sylwetki garniturze, a jak się okazało, jego fryzura nie zmieniła się tak bardzo jak przypuszczałem. Grzywka pozostała taka sama, lecz boki były dokładnie wygolone, co pięknie podkreślało jego precyzyjnie ogoloną twarz.

Ujrzałem jak moja mama, trzymająca w ramionach Raisin na mój widok otarła łzę wierzchem dłoni. Posłałem jej delikatny uśmiech, przekazując tym, by nie płakała zbyt wiele.

– Pamiętaj, że jeśli cię tylko skrzywdzi.... – zaczął mój tata bardzo cichutkich szeptem na co przerwałem mu "nie zrobi tego", a on się uśmiechnął. Poprawiłem bukiet w mojej dłoni, kiedy już prawie byłem przy Louisie

Robin ujął moją dłoń w swoją i przekazał ją do tej Louisa, w symboliczny sposób "oddając" mu mnie. Po przesłaniu nam ostatniego uśmiechu wrócił na swoje miejsce, a ja nie mogłęm oderwać wzroku od Louisa. Podobnie zresztą jak on ode mnie.

W międzyczasie mój bukiecik powędrował w ręce Gemmy, która była moją świadkową. Nasze dłonie połączyły się całkowicie, a ja podziwiałem błękit w oczach Louisa, zupełnie zadziwiając się ich intensywnością jak w momencie gdy go poznałem.

Na ziemię przywrócił mnie dopiero głos urzędnika, który zaczął swoją wstępną, krótką przemowę, a ja odetchnąłem głęboko, przygryzając wnętrze policzka.

Moje serce tłukło w piersi niezwykle mocno i szybko, jakby chciało zwyczajnie wyrwać się z mojego ciała i wyskoczyć przez moje żebra. Przez chwilę spojrzałem również na Raisin, która wtulała się w babcię Anne. Była bardzo grzeczna.

– Wyglądasz przepięknie, jestem taki szczęśliwy – Louis powiedział mi bezgłośnie, aby nie przeszkadzać urzędnikowi, a ja w podzięce uśmiechnąłem się szeroko, odpowiadając tym samym.

Tego dnia poczułem się jak prawdziwa księżniczka, naprawdę, jakkolwiek to brzmi. Poczułem się jak postać z bajki, które ogląda moja córeczka.

Nawet nie wiem, kiedy zaczęliśmy powtarzać jakieś dziwne słowa.

– Jako, iż nasi przyszli małżonkowie odmówili wypowiedzenia przygotowanej przez urząd przysięgi, oddaje im teraz głos na opowiedzenie ich własnej – wreszcie powiedział mężczyzna, podając mikrofon Louisowi, który tuż przed tym wziął głęboki oddech.

– Zaczniesz? – spytałem Louisa, wiedząc, że nie jestem jeszcze gotowy na własne słowa, ponieważ czułem, że mój głos załamie się gdy wypowiem najmniejsze słowo.

Skinął delikatnie głową, zanim oczyścił gardło, co było słychać dzięki mikrofonowi.

– Cóż... – zaczął niepewnie. – Przez ostatni tydzień, albo nawet i dłużej potrafiłem siedzieć godzinami nad kartką papieru, wymyślając mnóstwo rzeczy, jakie mógłbym teraz powiedzieć, jednak za każdym razem brzmiało to dla mnie zbyt obscenicznie. Dlatego teraz postanowiłem, że pójdę na totalny żywioł, mówiąc wszystko prosto od serca, ponieważ myślę, że tak będzie najlepiej, zważając na okoliczności – przegryzł wargę, patrząc na mnie z nagłym zawstydzenie i odparł dużo ciszej: – Trzęsę się, przepraszam...

Uśmiechnąłem się lekko do mojego kochania, by dodać mu otuchy, kiedy wymawiał kolejne słowa swojej przysięgi, ściskając moją dłoń. Pogładziłem lekko jego dłonie swoimi palcami, żeby wiedział, że to tylko ja.

– Nie miałem łatwego dzieciństwa. Rzeczy jakich naoglądałem się, mając jedynie pięć, czy sześć lat, nie da się wyrazić słowami, dlatego chyba nikogo nie powinno dziwić to, jak wielkie problemy miałem w trakcie dorastania, ale również i w dorosłym życiu w kwestii zaufania ludziom. Bardzo ciężko było im mnie do siebie przekonać, ponieważ podejrzewałem, że każdy z nich mógł mieć wobec mnie fałszywe intencje.

Patrzyłem na mojego Louisa, przypominając sobie wszystkie jego opowieści i samego Troya, gdyż nie mógłbym po tym wszystkim nazwać go ojcem. Jednakże w oczach Louisa nie widziałem smutku, gdyż były one przesiąknięte największą miłością, którą darzył właśnie mnie. Przegoniłem czarne chmury znad swojej głowy i znów skupiłem się na dobrej części świata.

– Zrobiłem się na przestrzeni lat bardzo zdystansowany i wręcz zimny jeśli chodziło o jakiekolwiek bliższe kontakty z innymi. Nie chodzi o to, że bałem się zakocha,ć czy coś w tym stylu, bo mój Boże, marzyłem o tym zupełnie jak jakaś trzynastoletnia dziewczynka – zaśmiał się krótko. – Ja zwyczajnie obawiałem się, że nikt nie zdoła pokochać mnie lub, co najgorsze, zrozumieć, że nawet jeśli nie umiem prawidłowo, jak zwyczajny człowiek okazywać uczuć, mam je.

Przekręciłem delikatnie, nie znacznie głowę, słysząc, że Johannah cichuteńko wyciąga chusteczkę ze swej torebki.

– Aż w końcu uzgodniłem ze swoją najlepszą przyjaciółką, że powinienem ją w końcu odwiedzić. Możecie mi wierzyć, nie spodziewałbym się choćby za milion lat, że spotkam tam miłość swojego życia, która w dodatku okazała się jej bratem, a jeszcze później ojcem mojej córki.

Wydałem ze swoich ust ledwo słyszalny chichot, ściskając dłoń Louisa i pocierając jego palec na którym wciąż leżał pierścionek obietnicy, który założyłem mu ponad półtora roku temu.

– Na początku traktowałem go, jak można się domyśleć, jedynie jak młodszego brata swojej młodszej koleżanki, który był przy okazji bardzo urodziwy, więc miałem czym nacieszyć oczy – mruknął, a po usłyszeniu stłumionych śmiechów, kontynuował. – Sprawy nabrały trochę bardziej szalonego tempa, kiedy ten mały... no może nie tak mały, spryciarz zaczął mnie beznamiętnie podrywać, a ja mu na to pozwalałem.

– To tylko twoja wersja! – zaśmiałem się, ukazując swoje równe zęby. Tak właśnie miało być, nie chciałem by nasz ślub był przepełniony powagą i spięciem.

– Ja nawet nie tknąłem na ciebie palcem – prychnął, zwracając się do mnie. – Nie chciałem być narażony na twoją siostrę albo ojca.

– Niech ci będzie, że masz rację – powiedziałem, chociaż i tak wiedziałem swoje. Uśmiechnąłem się do niego ponownie na znak, by kontynuował.

– W końcu po upływie mniej, czy też bardziej przyjemnych zdarzeń, ostatecznie skończyliśmy jako para – powiedział dość wyniosłym tonem. – Nieważne jak bardzo go raniłem, a wiem, że było tak wiele razy z powodu moich chłodnych gestów, czy słów, nawet jeśli Harry nigdy się do tego nie przyzna, on mimo wszystko był niezwykle cierpliwy i uczył mnie. Uczył mnie jak prawidłowo należy kochać. A teraz już wiem wszystko na temat miłości i kocham we właściwy sposób.

Zamrugałem kilka razy  odganiając łzy, które zebrały się w moich oczach. Nie chciałem w końcu zmyć mojego pięknego makijażu, który wykonała moja siostra, ale właściwie użyła wodoodpornych kosmetyków, więc chyba nic się nie stanie jak trochę się wzruszę, czyż nie?

– Dobra, skoro już wszyscy poznali naszą jakże bajkową historyjkę, muszę niestety niektórych zapał ciut ugasić, ponieważ nie zawsze jest tak kolorowo – kontynuował. – Jak chyba w każdym normalnym i zdrowym związku zdarzają się kłótnie, które mogłyby podchodzić wręcz pod jakieś wojny przez to, jak oboje uparci jesteśmy. Lecz dzięki temu jak silna, rzadko na świecie spotykana miłość nas łączy, wiem, że nawet jeśli będziemy rzucać w siebie zastawą kuchenną i trzaskać drzwiami, to tylko kwestia czasu, zanim ponownie znajdziemy się w swoich objęciach będąc tak słodcy, żeby wszystkim otaczającym nas osobom zebrało się na wymioty.

– Odruchy wymiotne nieuniknione – mruknął Niall, na co wszyscy goście zaśmiali się, a ja usłyszałem również cichy śmiech naszej małej Rai, która i tak nie bardzo wiedziała, o co chodzi.

– Więc, już na sam koniec, pragnę powiedzieć coś, co może zabrzmieć z lekka dennie, za co z góry przepraszam, ale i ja i Harry, kochamy takie rzeczy – oczyścił swoje gardło, nim jego wzrok po raz kolejny skupił się tylko i wyłącznie na moich oszklonych przez łzy oczach. – Kiedyś było tak ciężko, iż myślałem, że dłużej nie dam rady tego znieść, jednak jedyne, czego już do końca życia potrzebuję to tylko budzenie się koło ciebie i przypominanie sobie o tym jak kiedyś zwykłem potykać się w ciemności, dopóki ty nie pojawiłeś się w moim życiu jako światło, które pomogło mi znaleźć drogę do wymarzonego domu. Domem, którym jest i już zawsze będzie Raisin i oczywiście ty, H.

– Jeszcze przyszła trójka małych Tomlinsonków! – mruknął Zayn, kiedy łza już prawie spłynęła z moich oczu. Wszyscy zaśmialiśmy się ponownie, a Louis uśmiechnął się do mnie promieniście. Mogłem podziwiać teraz każdą rysę jego twarzy.

Czułem jak w moim gardle wyrosła wielka gula. Jak miałem niby teraz do cholery ja powiedzieć swoją przemowę skoro groziło to niechybnym rozryczeniem się przy wszystkich?

Kiedy patrzyłem na Louisa trzymając jego dłonie w tych swoich i patrząc w te najpiękniejsze, błękitne tęczówki, nadszedł czas na moją wyczekiwaną przemowę.Pisałem ją całą noc, jednak teraz nawet nie próbowałem sobie przypomnieć słów, jakie zapisałem atramentem na kartce papieru. Patrząc w cudowne oczy Louisa mogłem mówić o naszej miłości naprawdę do końca mojego życia, ale musiałem ułożyć w końcu kilka, prostych zdań.

– Gdy poznałem cię, Louisie, zauroczyłeś mnie od pierwszego momentu, gdy tylko pojawiłeś się, stając przede mną i spoglądając tymi perfekcyjnymi oczyma właśnie na mnie. Twoje spojrzenie zawsze było dla mnie czymś zupełnie magicznym. Żadne słowa nie mogłyby opisać tego, jak bardzo jestem zakochany w tym kolorze twoich oczu – zacząłem całkiem ckliwie i cicho. –Już wtedy wiedziałem, że mogę oddać ci całe swoje serce tak szybko, jak tylko będziesz tego chciał, nie licząc się z konsekwencjami swoich czynów i decyzji. Przeżyliśmy ze sobą cudowne, prawdopodobnie jak dotąd najpiękniejsze,  dwa lata mojego życia. Spędziliśmy je otaczając się troską, siłą, ale, co najważniejsze, miłością.

– Cholera... – Louis poczuł się na pewno wzruszony, ale na szczęście jego przekleństwo było tak ciche, że tylko ja odgadnąłem to, co powiedział i uśmiechnąłem się.

– Sprawiasz, że codziennie mam ochotę, a nawet odczuwam silną wolę dziękowania ci za to za to, że pojawiłeś się w moim życiu, stawiając je do góry nogami, lecz jednocześnie układając po kolei każdy element po elemencie, by dotrzeć przez drogę, która nie zawsze usłana była różami do chwili, w której znajdujemy się teraz, tutaj. Mamy najśliczniejszy owoc naszej miłości, naszą piękną córeczkę, i rany, to najlepsza rzecz w życiu móc patrzeć każdego dnia na to, jak starasz się uchylić jej fragment nieba, pokazujesz jej nowe rzeczy i uczysz nowych słów. Jestem ogromnym szczęściarzem, który posiada najlepszą rodzinę, na jaką nawet nie zasługuje, bo przecież nie zrobiłem niczego magicznego dla świata, a on dla mnie jest taki godziwy! Teraz stoję przed tobą - na tym ślubnym kobiercu i mam świadomość tego, że lada moment będę nosił Twoje nazwisko z dumą, unosząc swoją pierś. Nie będę już zwykłym Harrym Stylesem, ale będę nazywać się Harry Tomlinson-Styles. Pamiętam jak powiedziałeś, że nie lubisz swojego nazwiska.

Przerwałem, śmiejąc się cierpko.

– Chciałbym, żebyś teraz wiedział, co ja o nim myślę, zanim będę już je nosił do końca swoich dni. Uważasz, że Twoje nazwisko przypomina ci złe rzeczy, kojarzy ci się ze złem. Natomiast pierwszą moją myślą, gdy słyszę, lub wymawiam słowo "Tomlinson" jest przede wszystkim siła i walka, a także niebieskie oczy, które posiada cała Twoja rodzina. To szalone! Tak swoją drogą odczuwam smutek, przez to, że ja ich nie mam, ale za to odziedziczyła je nasza córka, przez co jestem jeszcze bardziej szczęśliwy patrząc na nią, ponieważ przypomina mi tę siłę, jaką ma w sobie rodzina Tomlinsonów. Twoja silna rodzina, która nigdy, przenigdy się nie poddaje. Wy - Tomlinsonowie, macie w sobie coś tak cudownego, wielkiego, zawsze walczycie do końca, nigdy się nie poddajecie, a kiedy już któreś z was upadnie, zawsze się podnosi.Mam tylko nadzieję, że kiedy odziedziczę to nazwisko, zyskam tak wielką siłę, będąc jednym z członków rodu Tomlinsonów. Tylko tego potrzebuję. Kocham Cię. Nasza miłość jest dla mnie j-jak... d-dar od Bogów. Chcę złożyć ci obietnicę, iż będę dbał i pielęgnował ten piękny dar. Będę każdego dnia żył z Tobą w miłości, szczerości, zaufaniu oraz trosce. Razem z Tobą będę wychowywać nasze dzieci, dbał o naszego pupila oraz dom, a także będę starał się, by każdy nasz pocałunek sprawiał wrażenie pierwszego, a każde wyznanie miłości będzie tak szczere, jak wtedy, gdy pierwszy raz powiedziałem ci te dwa, ogromne słowa w moim domku na drzewie. Pozwól mi być swoim pierwszym... i ostatnim.

Kiedy skończyłem, moje oczy były całkowicie mokre, a łzy spływały po mych zimnych, bladych policzkach. Zaciskałem mocniej palce na tych Louisa, który również płakał. Widziałem jak ciężko jest mu uchronić wargi od drżenia, i znów przypominał mi małe dziecko, nie mogące pozbierać się przez ogrom szczęścia.

Płakała cała nasza rodzina, co do każdej osoby. Nawet mała, z pozoru nic nie rozumiejąca Raisin wtulała się w ramiona swojej babci ze szklistymi oczami.

Drżącą dłonią nałożyłem na serdeczny palec u lewej dłoni Louisa złotą obrączkę. Usłyszałem głos kierownika urzędu cywilnego, który wypowiedział słowa "możecie się pocałować". Już w następnym momencie po sali rozniosły się oklaski, gdy moje usta połączyły się z tymi Louisa. Zupełnie tak, jak złączyły się nasze dusze i serca, gdy tylko pierwszy raz spojrzałem w błękitne tęczówki Louisa, zupełnie przepadając.

Swoje ramiona trzymałem owinięte w okół szyi mojego drobnego skarba, jednak nasz boski pocałunek nie trwałe niestety tyle, ile bym chciał ze względu na to, że nadal nie podpisaliśmy urzędowych papierów.

– Kocham cię tak bardzo, nie wyobrażasz sobie – szepnął do mnie Louis, nadal trzymając moją talię, kiedy zdawało mi się, że wszyscy w tym samym momencie ocierali swoje łzy i wydmuchiwali nosy. Pocałowałem jeszcze raz jego słodkie usta, gdy w tle leciała nasza piosenka, a raczej jedna z nich. Urzędnik podał nam do podania formularze, które podpisaliśmy bez zbędnego tracenia czasu. Cały czas słyszałem pstrykania aparatów. Po wszystkim najpierw podbiegła do nas Raisin.

– Tatuś! – pisnęła, gdy wziąłem ją na ręce, od razu wyciągając rączki do mojego wianka. – Tatuś wygląda jak cięszniczka!

– Ty wyglądasz jak księżniczka Rai – uśmiechnąłem się do niej, odganiając ostatnie łzy. Rai wyciągnęła rączkę do Louisa, by i on nas przytulił. Staliśmy wszyscy trwając w uścisku, tak naturalnym i luźnym, że teraz nie mogłem uwierzyć w to, jaki zestresowany byłem jeszcze jakieś kilkanaście minut temu.

– Czy teraz będziemy razem już na zawsze? Tak naprawdę długo? – spytała cicho nasza córeczka, na co poczułem uścisk w moim serduszku. Tak bardzo kocham moją rodzinę.

– Oczywiście, kochanie – odpowiedział jej Louis, za co byłem mu niezmiernie wdzięczny, bo wiedziałem, że już niewiele dzieliło mnie od totalnego rozryczenia się. – Zawsze jest naprawdę, naprawdę długie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro