Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Uwierz mi na słowo

Komentarze - następny rozdział!

Uchyliłem ciężkie powieki, odklejając od siebie rzędy sklejonych rzęs. Poczułem rękę na swojej twarzy i ujrzałem przed sobą duże, podkreślone czarną kredką oczy. Ich piwny kolor sympatycznie połyskiwał. – Hazza... Jak się czujesz? – spytała Gemma, kiedy wybudziłem się i wow... nie czułem się jak kompletne gówno, tak, jak mógłbym przeczuwać więc jest naprawdę dobrze.

– Już nie umieram – rzuciłem mały żart, aż wzdrygając się po usłyszeniu, jak dziwacznie brzmiał mój głos. Był dwa razy niższy niż zazwyczaj i zdecydowanie bardziej ochrypły. Poza tym czułem, jak paliło mnie w gardle i nie mogłem oddychać przez nos.

– Właśnie widzę i słyszę, pij herbatę – powiedziała Gemma i rzeczywiście trzymała parujący kubek w lewej dłoni. Podniosłem się do pozycji siedzącej, łapiąc w rękę ciepły napój, który miał być moim ukojeniem.

– Dzięki – wychrypiałem, następnie kaszląc, co boleśnie odczuwałem w swojej klatce piersiowej. – Louis wykonał twoje zadanie śpiewająco. Stał nade mną niczym rodzona matka – parsknąłem, upijając łyk z przymkniętymi powiekami.

– Jakie zadanie? – Gemma zmieszała się, poprawiając loki, które opadały na moje czoło. Zmarszczyłem lekko swoje krzaczaste brwi, przykładając ciepły kubek do mojego policzka.

– No... przecież kazałaś mu mnie pilnować... – również się zdezorientowałem, zwłaszcza, kiedy wyraz jej twarzy nie zmienił się nawet odrobinę.W końcu Gemma zaśmiała się, kręcąc głową na boki.

– Myślę, że Louis po prostu się o ciebie zmartwił, a jego wielka duma nie pozwoliła mu się do tego przyznać.

– Co? – wybełkotałem, otwierając oczy. – Czyli, ty nie kazałaś mu ze mną siedzieć? – powątpiewałem.

– Nie, nie kazałam mu – uśmiechając się, zarechotała co wróżyło, że w jej głowie pojawiły się głupie myśli. – Odpoczywaj Harry, musisz wyzdrowieć na swoje urodziny! – Po tych słowach brunetka opuściła mój pokój. Odstawiłem herbatę na małym, nocnym stoliku i zacząłem tępo wpatrywać się w sufit. Więc, Louis przyszedł spojrzeć co u mnie z własnej woli? Przejmował się mną? Może po prostu zrobiło mu się mnie szkoda? Od nadmiaru myśli moja głowa zaczęła pulsować.

**

Niestety do czasu moich urodzin (ze względu na to, iż minęły tylko dwa dni) nie zdołałem wyzdrowieć w stu procentach, jednakże i tak w końcu nie obchodziłem ich zbyt hucznie, dlatego mała chrypka nie była jakąś ogromną stratą. Oczywiście z samego rana obudziła mnie moja mama z tortem w ręku, co było naprawdę urocze. Czasem chyba nie rozumiała, że mam już osiemnaście lat a nie dziesięć. Oczywiście zdmuchnąłem dwie, układające się w liczbę "18" świeczki, wcześniej wyobrażając sobie, aby ponownie, tak jak podczas pierwszego dnia mojej choroby móc odczuć cudowny dotyk dłoni Tomlinsona na swojej skórze. Później dostałem bardzo wylewne życzenia zarówno od rodziców, jak i siostry. Byłem umówiony z moimi przyjaciółmi dopiero na wieczór. Namówili mnie, abym zrobił małe przyjęcie tylko dla naszej trójki.
Zgodziłem się, wiedząc, że na pewno mi nie odpuszczą i czekałem, aż wybije w końcu ta nieszczęsna szesnasta. Zastanawiałem się siedząc z całą swoją rodzinką w salonie, dlaczego wszyscy młodzi ludzie tak niesamowicie wyczekiwali swoich osiemnastek. Nie czułem się jakoś specjalnie inaczej. Co z tego, że na papierku byłem pełnoletni, skoro do dorosłości mi jeszcze tak daleko?

Po chwili ciszy, przerwanej jedynie brzdękiem telewizora i rozmowy Gemmy z mamą, moje serce zatrzymało się, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Louis? A może chłopaki przyszli wcześniej? Czy to źle, że wolę tę pierwszą opcję? I o mało nie spaliłem się z powodu przepływającej całe moje ciało fali ciepła, po tym gdy brunetka otworzyła drzwi, a następnie usłyszałem jak entuzjastycznie wita swojego gościa słowami:

– O! Cześć Tommo!

Zagryzałem wargę, patrząc w telewizor i próbując chociaż dobrze udawać, że wcale moje serce nie zabiło dwa razy szybciej. Nie rozumiałem za dobrze, o czym mówił Louis, jednak reakcja Gemmy była z całą pewnością bardzo interesująca...

– Co?! Oszalałeś? Nie zgadzam się na to.

Usłyszałem jeszcze jakieś mamrotania, a później głośne kroki czterech nóg. Moja mama jako pierwsza odwróciła się w stronę Louisa, witając się z nim promienistym uśmiechem. Rodzice naprawdę darzyli go sympatią. Ja też odwróciłem się, przykuwając uwagę do bardzo ładnej dżinsowej kurtki, która idealnie leżała na barkach szatyna. Była trochę zbyt duża i świetnie komponowała się z przycisnymi, czarnymi spodniami. Włosy Louisa tego wieczoru były trochę bardziej postrzępione, co mogło być skutkiem mocniejszego porywu wiatru. Miał też odrobinę dłuższy zarost i to tylko podkreślało jego męskość. Nie uważałem, aby cokolwiek mogło mu ją odebrać.

– Hej, Harry – nie zdążyłem mu odpowiedzieć, ani nawet zwrócić uwagi na standardowe nazwanie mnie mianem "młodego", ze względu na to, co chłopak powiedział chwilę później. – Wspominałeś coś o tym, że chciałbyś zrobić sobie na osiemnastkę tatuaż, co nie?

Zmarszczyłem brwi, kiwając ostrożnie głową, potwierdzając tym samym jego słowa. Nie wiedziałem, czego mogę się po nim spodziewać. Louis cały czas mnie zaskakiwał.

– Miałbyś coś przeciwko pojechać teraz ze mną do studia po urodzinową dziarę? – uśmiechnął się szarmańsko, puszczając mi pod koniec swojej odpowiedzi oczko. Rodzice byli nie mniej zszokowani, niż ja.

– A-ale... – zacząłem się jąkać – tatuaż? – spytałem jak idiota. Louis chciałby zrobić dla mnie tatuaż?

– Tak – pokiwał głową, jakby zaproponowanie mi czegoś tak ogromnego było dla niego błahostką. – I nie musisz nic płacić. W końcu to prezent.

Spojrzałem na niego z rozchylonymi wargami, po czym skierowałem wzrok na mamę oczekując jej reakcji. Zamiast niej, usłyszałem głos Robina, dlatego też spojrzałem na niego.

– Harry, chyba mówiłem coś o tatuażach, prawda? – zmrużył na mnie oczy.

On chyba żartuje.

– Przecież ja go o to nie prosiłem! – odparłem z poirytowaniem, które we mnie rosło. – Jestem już pelnoletni i nie potrzebuje waszej zgody. Zrozumcie w końcu, że to moje ciało i ja sam o nim zadecyduje – dodałem pogardliwie, wstając ze swojego miejsca.

– Żebyś ty ani Gemma nie wspomnieli moich słów na stare lata! – machnął na mnie ręką, wiedząc, że i tak nic nie wskóra swoim kazaniem. Przewróciłem na niego oczami, z wysoko uniesionym do góry nosem, podchodząc do Tomlinsona.

– Możemy jechać? – spytałem, podnosząc jeden kącik ust do góry. Nadal trochę nie wierzyłem, że jedno z moich marzeń w końcu się spełni.

– Pewnie – poklepał mnie po ramieniu, wysyłając w ten sposób dreszcze wzdłuż całej mojej ręki. – Ubieraj buty, ja poczekam w samochodzie.

Kiwnąłem głową, zmierzając do przedpokoju, skąd wziąłem swoje czarne trampki, a na ramiona zarzuciłem kurtkę. Posłałem swojej rodzinie ostatnie, podekscytowane spojrzenie, nim wyszedłem z domu, kierując się w stronę czerwonego auta Louisa. Zobaczyłem opierającego się o maskę samochodu Tomlinsona, który wyglądał zbyt gorąco i zastanawiałem się, czy chowanie dłoni do kieszeni to jego nawyk. Posłałem mu uśmiech, a on zachęcająco kiwnął głową.

– Wsiadaj! – mruknął, następnie samemu otwierając drzwi od strony kierownicy, dlatego też zrobiłem to samo po drugiej stronie. Wsiadając, od razu poczułem całkiem przyjemny zapach nowości. Zapiąłem swój pas, patrząc przed siebie i próbując być spokojnym, co nigdy mi nie wychodziło.

– Wszystkiego najlepszego, tak w ogóle – powiedział po odpaleniu silnika. – Przepraszam, jestem beznadziejny w składaniu życzeń...

– Dziękuję, już nasłuchałem się ich wystarczająco – zaśmiałem się, spoglądając w szybę samochodu. Nadal byłem w szoku, przecież postawiłem się rodzicom chyba pierwszy raz w życiu i nie było mi wobec tego wcale wstyd. Skupiłem się na podekscytowaniu, które mi towarzyszyło w trakcie drogi.

– Pierwszy raz widzę, gdy tak szczerze się uśmiechasz.

Zamrugałem, przekręcając lekko głowę w jego kierunku.

– Jak się czujesz? – na szczęście nie musiałem odpowiadać na jego wcześniejsze stwierdzenie. – Nie wyglądasz już tak strasznie blado jak wtedy.

Nie pamiętałem, żeby kiedykolwiek wcześniej chłopak wykazywał takie zainteresowanie moim samopoczuciem.

– Jest już dużo lepiej. Miło, że pytasz. I-i jestem trochę podekscytowany. Dobra, bardzo... – zaśmiałem się, oblizując dolną wargę. Spojrzałem na Louisa, on również zachichotał.

– Co chciałbyś, żebym konkretnie ci wytatuował? – spytał. – Jeśli nie masz teraz pomysłu to spoko, najwyżej wybierzesz coś z katalogu, albo zrobimy nowy projekt.

Zamyśliłem się głęboko, nie musząc się zastanawiać nad odpowiedzią.

– Właściwie... Mam już w głowie coś od dawna, ale możesz się śmiać.. – powiedziałem nieśmiało, widząc, że kątem oka Louis na mnie spoglądał.

– No dalej, dalej – zachęcił – chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak głupie tatuaże nieraz wykonuję. Nie sądzę, żebyś przebił któryś z nich – dodał.

– Motyl – powiedziałem cicho, cały czas będąc niepewnym, czy szatyn nie pomyśli, że jestem zbyt wydelikatniały, dlatego dokładnie obserwowałem mimikę jego twarzy.

– Okej to... W twoim stylu – powiedział, co zdziwiło mnie nieco, a nawet bardziej. Myślałem raczej, że zacznie się śmiać. – Motyl... Delikatne, słodkie stworzenie, pasuje do ciebie. Gdzie go chcesz? – spytał, skręcając we właściwą uliczkę

– Em... – bąknąłem nadal będąc chwilowo zaskoczonym reakcją chłopaka. – Cóż. Na brzuchu.

– Okej, patrz.. to tutaj – powiedział, zatrzymując się pod niewielkim budynkiem. Zacząłem się trochę bać, ale był to jeden z tych przyjemnych lęków. – Nie denerwuj się – posłał mi kolejny, przyjemny uśmiech, który postarałem się odwzajemnić. – Jeśli tylko będziesz chciał przerwy, zrobimy ją – zapewnił.

– Chcę to zrobić – kiwnąłem głową, potwierdzając własne słowa. Po chwili wyszliśmy już z samochodu. Ruszyłem w stronę oświetlonych lampkami salonu tatuażu.

– Będziemy dzisiaj sami – poinformował mnie, kładąc na kilka, przecudownych chwil dłoń pomiędzy moimi łopatkami. – Akurat twoje urodziny wypadły w dzień małego ruchu. Nie będziesz musiał się stresować obcymi ludźmi.

Uśmiechnąłem się do niego, a on otworzył dla mnie drzwi, żebym wszedł do pomieszczenia jako pierwszy. Jako normalny, grzeczny człowiek powinienem mu podziękować, ale byłem tym faktem zbyt zaskoczony. Kiedy postawiłem nogę w salonie, wyglądało to dokładnie tak, jak mogłem sobie zawsze wyobrażać. Pomieszczenie urządzone było bardzo przytulnie, ale wyglądało też w tym samym momencie niezwykle profesjonalnie. Na ścianach wisiały, tak jak zdążyłem się domyśleć przykładowe malunki, jakie chłopak wykonuje na skórze swoich klientów.

– Wszystkie są twoje? – spytałem, przegryzając wargę.

– Na tym stanowisku tak. Po drugiej stronie są prace mojego kumpla – wskazał na drugą część pomieszczenia.

Bez zaprzeczeń oboje mają ogromny talent.

– A tutaj jest całe miejsce zbrodni – wskazał na fotel, na którym rozłożona była folia. – Jednak najpierw musimy pogadać o tym, jak dokladnie wyobrażasz sobie tatuaż, w jakim miejscu chcesz by był, jakiej wielkości, no i... inne rzeczy – odparł, ruszając w stronę małego stolika w rogu salonu, gdy zdjął swoją kurtkę, kładąc ją na wieszaku. Podążyłem za nim, kiedy zapalił nad biurkiem lampkę. Zauważyłem naprawdę wiele cudownych projektów. Możliwe że wymknęło mi się z ust ciche "wow".

– Ja... – bąknąłem, siadając na wolnym krześle, kiedy chłopak położył przed sobą czystką kartkę papieru i do ręki wziął ołówek. – Nie mam pojęcia jak opisać to słowami.

– Może pokaż to na swoim ciele. Zdejmij koszulkę i wszystko mi wytłumaczysz – odparł Louis. Byłem w szoku, jaki w tym wszystkim potrafi być profesjonalny. Przez pierwsze, kilka naprawdę niezręcznych sekund, poczułem się nawet więcej niż niezręcznie. Louis sam przecież kiedyś mówił, że powinienem odrobinę przytyć, a więc zaistniała w mojej głowie obawa, że mógłbym ujrzeć na jego twarzy niesmak po tym, gdy ujrzałby mnie bez koszulki. Szybko się jednak opamiętałem i w końcu zdjąłem ją przez głowę. Położyłem ją na krześle, zawieszając czarny materiał na oparciu. Przeczesałem swoje włosy, które zmierzwiły się lekko. Westchnąłem niezauważalnie, widząc jak Louis trzyma ołówek między palcami i patrzy na mój tors, jakby właśnie ujrzał w nim swoje płótna. Jego skoncentrowany wzrok w ogóle nie wskazywał na to, że obserwuje ludzkie ciało.

– Połóż się na fotelu, hm? – polecił mi, podsuwając swoje obrotowe krzesło na kółkach bliżej mnie. Spojrzał na mnie spod długich rzęs, więc postanowiłem odpowiedzieć mu o swoim wyobrażeniu.

– Chciałbym, żeby tatuaż był tutaj – wskazałem miejsce na środku klatki piersiowej pod moim sercem. – Musi być dosyć duży i-i skrzydła.. tak, rozłożone skrzydła – powiedziałem, zagryzając wargę.

– Nie jąkaj się tak, H, przecież cię nie ugryzę... chyba, że to jest to, co mogłoby cię uspokoić?

Kompletnie mnie zamurowało. I sam już nie wiem, czy powodem tego był skrót jakim raczyli mnie tylko i wyłącznie członkowie rodziny, oraz moi przyjaciele, czy też ta druga część zdania, którą wymruczał dużo ciszej niż resztę.

Louis zrobił głupią minę i spojrzał na mnie jakby nie mógł uwierzyć w to, że wziąłem te słowa nieironicznie.

– Postaram się – zachichotałem, wracając do tatuażu. – Chcę żeby był takiej wielkości, na pewno bez kolorów – wskazałem dokładnie obszar na swoim brzuchu

– Mhm... – chłopak zaczął kreślić na moim brzuchu kształt owada, układając sobie wizję w głowie i mam nadzieję, że dzięki temu nie dostrzegł jak wielkie mrowienie mnie przez to przechodziło. – Ma mieć na tych skrzydłach jakiś wzór konkretny?

– Etui mojego telefonu – przypomniałem sobie i szybko wyjąłem z kieszeni spodni swój telefon pokazując Louisowi. – Taki, jak tu, tylko bardziej realistyczny. Wiesz o co mi chodzi?

Przez dłuższą chwilę przyglądał się obrazkowi, a ja mogłem przysiądz, że widziałem przesuwające się za jego oczami, we wnętrzu czaszki tysiące kół zębatych. To niesamowite jak z wielką pasją traktował tatuowanie. Pokiwał głową, dostając refleksji, kiedy oddał mi telefon i zawzięcie szkicował. Bardzo mnie korciło aby zerknąć, jednak sam nienawidziłem, gdy ktoś zaglądał mi przez ramię, dlatego postanowiłem uszanować pracę chłopaka i cierpliwie czekałem na efekt końcowy, wygodniej układając się na fotelu. Już całkiem niedługo na moich kolanach wylądował dość duży zeszyt, a na nim najładniejszy tatuaż, jaki mogłem zobaczyć. Własnie taki, jaki chciałem - idealny. Uśmiechnąłem się patrząc na każdą linię postawioną przez Louisa na kartce papieru.

– Czy o to ci chodziło? – spytał. – Mogę zmienić cokolwiek zechcesz, oczywiście. W końcu to coś, co będziesz miał na sobie co końca życia. Nie krępuj się i jeśli coś ci nie koniecznie pasuję, zmienię to. Nawet najmniejszą pierdołę...

– Nie – przerwałem mu. – To jest idealne, Louis. – To jest lepsze, niż to wszystko, o co mi chodziło – dopowiedziałem, ukazując swoje zęby w szczerym uśuśmiechu (jednak w jego wykonaniu wyglądało to dużo piękniej).

– A więc super – klasnął w dłonie. – Poczekaj tu jeszcze momencik, ja wszystko przygotuję i zdezynfekuje dłonie, razem z twoim brzuchem – parsknął, targając na odchodne moją lokatą grzywkę. – Jak chcesz to puść sobie jakąś muzykę.

To naprawdę się dzieje, o mój Boże. Byłem pewny tego tatuażu odkąd skończyłem szesnasty rok mojego życia i to w końcu nadeszło!

Gdy ujrzałem Louisa, który przyniósł ze sobą cały potrzebny do zrobienia tatuażu sprzęt, poczułem ekscytującą gęsią skórkę na karku. Po położeniu wszystkiego na niewielkim stoliku, szatyn nałożył na dłonie gumowe rękawiczki. Wszystko działo się w akompaniamencie playlisty moich ulubionych utworów.

– The Fray? Coraz bardziej mnie zaskakujesz swoim gustem – uniósł brew, poruszając ustami do słów "don't let me go" z piosenki "never say never".

Posłałem mu uśmiech. Sprawiał, że czułem się coraz bardziej komfortowo.

– Wyglądam, jak jakiś psychiczny lekarz, co nie? – zaśmiał się. Oh, człowieku... Gdybyś ty wiedział jak ty gorąco wyglądasz.

– Nie, wcale – zaprzeczyłem, wzdrygając się i chichocząc równocześnie, gdy szatyn psiknął chłodnym płynem dezynfekującym skórę mojego brzucha, a następnie przetarł ją papierowym ręcznikiem.

– Właściwie to przez to, jak profesjonalny jesteś, czuję się dużo pewniej.

Louis uśmiechnął się do mnie, po chwili zbliżając kawałek papieru ze szkicem do mojego brzucha. Widziałem na jego twarzy ogromne skupienie.

– Wyluzuj się, mały – pacnął mnie lekko w brzuch, po tym kiedy rzeczywiście dosyć wyraźnie go napiąłem. Podał mi lusterko, żebym mógł zdecydować, czy tatuaż jest w dobrym miejscu. Chwilę później wziął do ręki mały przyrząd zakończony igłą. Czy to normalne, że nie myślałem w ogóle o tym, że zaraz to coś dotknie mojej skóry? Byłem zajęty analizowaniem każdego detalu twarzy szatyna. Westchnąłem głęboko, zaciskając dłonie w pięści, gdy urządzenie zaczęło dosyć głośno brzęczeć. W tym momencie, mimo wszystko, ale jednak, w końcu przypomniałem sobie, że przecież robienie tatuażu to nie głaskanie mieciutkim piórkiem, a dosłowne wkuwanie się igły pod skórę, dlatego też nie odrywałem wzroku od ręki Tomlinsona nawet na moment.

– To nie boli tak, jak każdy mówi. Zaufaj mi, powiedz słowo, a zatrzymam się, tak? – kiwnąłem głową. Pierwsze wkłucie było dosyć... dziwne?

– Okej? – spojrzał na mnie z dołu, powolutku przesuwając igłę wzdłuż linii szkicu.

– To coś, jak... wbijanie paznokci Gemmy w brzuch. Myślałem, że będzie gorzej, miałeś rację – przyznałem, jeszcze trochę niedowierzając w zaistniałą sytuację. – Teraz mi głupio, że robisz to za darmo...

– Przestań – skarcił mnie, jednak jego mimika nie zmieniała się ani trochę i w dalszym ciągu pozostawał skupiony. – Robię to nie tylko dla twojej przyjemności, ale też mi przynosi to satysfakcję, uwierz.

– Wierzę! – uśmiechnąłem się lekko, pomimo iż chłopak skupiony był na mojej skórze w dalszym ciągu nie odrywając wzroku od gładkiego torsu.  – Zrobienie takiego tatuażu zajmuje dużo czasu? – spytałem, chcąc za pomocą rozmowy odwrócić swoją uwagę od nieprzyjemnego uczuciam.

– A co, myślisz nad tym, kiedy będziesz mógł uciec?

Spojrzałem na Louisa z ukosu, wywracając oczami z infantylnym dramatyzmem.

– Najpierw zrobimy kontury, później cień... ten jest spory – mówił, a ja czerpałem przyjemność z nasłuchiwania miłego głosu – Trochę nam to zajmie, przykro mi – uśmiechnął się, choć jego wzrok nie zmieniał kierunku.

– To w porządku. – odparłem. Wiedząc, że milczenie przez najbliższe zapewne parę godzin byłoby okropnie niezręcznie, postanowiłem jakoś pociągnąć te rozmowę. – Kiedy zacząłeś interesować się tatuażami?

– Hmm.. –  przeciągnął, zamyślając się – Zawsze lubiłem rysować, później zacząłem projektować. Jednak jak już wiesz nie skończyłem liceum plastycznego. W wieku osiemnastu lat poznałem Zayna, który teraz jest moim najlepszym kumplem i właścicielem tego królestwa – mówił. – To on mnie wtedy wkręcił w ten świat.

– Masz ogromny talent – pochwaliłem go. Nawet jeśli doskonale zdawał sobie z tego sprawę, odczuwałem wielką potrzebę powiedzenia mu pochwały. – Ja nie mam jakichkolwiek zdolności plastycznych – parsknąłem. – Nie potrafiłbym zrobić nawet prostej linii.

Louis zaśmiał się, cały czas wycierając chusteczką nadmiar tuszu z mojego brzucha. – Wciąż masz zdolności muzyczne, których ja przykładowo nie posiadam za grosz. Muzyka również jest sztuką, jedynie inaczej wyrażaną – powiedział, a ja przez chwilę szczyciłem się tym, jak pięknie to podsumował i ubrał w słowa.

– Masz rację... ale, masz dosyć wyjątkowy głos, wiesz? Nawet jeśli twierdzisz, że nie potrafisz śpiewać, jestem naprawdę ciekaw, jak możesz brzmieć śpiewając jakąś powolną część ballady.

– Uwierz mi na słowo, że nie brzmie dobrze – uniósł wzrok, kiedy ja skupiłem się na obserwowaniu jego długich rzęs.

– Nie możesz być gorszy od Gemmy. – zachichotałem, dokładnie w tym samym momencie co szatyn, także domyśliłem się, że on również musiał ją słyszeć w podobnej sytuacji. – Nikt jej nie pobije.

– Masz w zupełności rację, dlatego zastanawia mnie, skąd u ciebie taki głos – powiedział entuzjastycznie, balansując tonem, przez co zachichotałem. – Chcesz zrobić przerwę? Kontur jest praktycznie gotowy.

– Poproszę – pokiwałem energicznie głową, czując jak skóra w tamtych miejscach znacznie pulsowala i piekła. Louis pozbył się swoich rękawiczek, wyrzucając je od razu do kosza.

– Herbaty? Kawy? – spytał, na co przytaknąłem z lekkim uśmiechem, będąc w nim zauroczonym jeszcze bardziej niż chociażby godzinę temu.

**

– Już kończysz? – spytałem z mocno zaciśniętymi na podłokietniku palcami. Cieniowanie okazało się dużo bardziej nieprzyjemne aniżeli robienie samych konturów, z racji tego, że moja skóra była mocno podrażniona. Musiałem naprawdę mocno się starać, aby spod moich powiek nie wypłynęła ani jedna łza.

– Jeszcze kilka ostatnich kropeczek.... I już – powiedział, wycierając dokładnie miejsce na którym pracował miękkim materiałem. Po chwili wyłączył maszynę, odkładając ją i podszedł, by podać mi dłoń.

Zamrugałem kilkukrotnie, pozbywając się z oczu niechcianej wilgoci, następnie biorąc go za nadal okrytą gumową rękawiczką dłoń. Podniosłem się z fotela, krzywiąc się delikatnie na to, jak skóra w górnej partii mojego brzucha szczypała. Po tym, Louis zasłonił mi oczy, przez co zdziwiłem się lecz gdy poinformował mnie, gdzie mam stawiać kroki, poczułem się odrobinę pewniej. W końcu stanęliśmy w jednym miejscu, a starszy chłopak policzył do trzech, następnego zdejmując dłonie z moich oczu. Przez kilka pierwszych sekund patrzyłem z rozkojarzeniem na swoje odbicie, dopiero później zauważając przepiękny tatuaż motyla. Skóra naokoło niego była mocno zaczerwieniona, ale w tamtym momencie praktycznie zapomniałem o bólu. Sam nawet nie zorientowałem się, kiedy na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech.

– To jest najlepszy tatuaż jaki mogłem sobie wyobrazić – zorientowałem się, że wypowiedziałem te słowa na głos, ale absolutnie nie żałowałem widząc uśmiech Louisa na jego twarzy.

– Nieźle się przy nim napociłem i czułbym się zawiedziony, gdyby było inaczej – odparł ze śmiechem.

– Dziękuję! – zawołałem i zanim zdążyłbym się powstrzymać, rzuciłem się na niego. Na szczęście jego reakcją był śmiech, kiedy położył dłonie na moich łopatkach, a ja przez chwilę mogłem czuć jego ładny zapach. Gdy schowałem twarz w jego szyi przypominając sobie o tatuażu, natychmiast puściłem Louisa z rumieńcami. Jeszcze raz spojrzałem na tatuaż w lustrzanym odbiciu, wyginając się na różne strony.

– Jesteś pewny, że nic za to nie chcesz? Naprawdę zaczynam czuć się tak, jakbym cię wykorzystywał...

– Nawet o tym nie myśl –  pokręcił głową. – Mówiłem już, traktuj to jako prezent, i tyle.

Pokiwałem głową, z rumieńcem patrząc na motyla, aż Louis mówiąc coś o zabezpieczeniu tatuażu wyrwał mnie z transu.

– Możesz poczuć chłód – oznajmił, nim przyłożył nadal odziane w lateksową rękawiczkę dwa palce do mojego brzucha, wcierając w moją skórę jakiś żel. Rzeczywiście poczułem, że jest zimny, ale jego chłód walczył z ciepłem bijącym ze skóry Louisa. – W porządku? – spytał mnie, a ja wtedy już wiedziałem, że specjalnie obniżył ton swojego głosu, kiedy jeździł po moim ciele bardzo powoli i delikatnie, schodząc w dół i w dół tam, gdzie tatuażu nie było.

Pokiwałem głową, skubiąc subtelnie swoją dolną wargę, gdy jego palce były już bardzo blisko paska moich czarnych rurek i w tym momencie zniżył się, by chuchnąć zimnym powietrzem na moją skórę. Od razu przeszły mnie dreszcze i ciarki, a chłopak dumny z tej reakcji mojego ciała, uśmiechnął się pod nosem.

Jeśli wcześniej wydawało mi się, że jestem w niebie, na chwilę poczułem się jakbym wstąpił do bardzo grzesznego miejsca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro