Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

73. Przepraszam za to, co się stało.

Dzisiaj tylko jeden🤗

– H, pamiętasz może jak jakiś rok temu, jeszcze gdy byłeś w ciąży zaproponowałem ci wrzucenie twoich piosenek do internetu? – następnego dnia, Louis zapytał mnie z uśmiechem. Cieszyliśmy się wolną niedzielą, słuchając radiowej muzyki. Piłowałem swoje paznokcie, szukając inspiracji na Pinterest. Już od dawna marzyłem o pomalowaniu swoich paznokci i w końcu postanowiłem się na to zdecydować, tylko nie byłem pewien co do koloru lakieru, jaki chciałem kupić.
Najbardziej podobał mi się biały, który pasował do legginsów jakie właśnie na sobie miałem.

– Tak nagle sobie o tym przypomniałeś? – ściągnąłem lekko brwi, przyklejony do jego boku na kanapie. Louis popijał kawę, sms-ując z Zaynem, a Raisin bawiła się na dywanie, głównie skupiona na oglądaniu Smerfów.

– Słuchałem sobie muzyki na youtube siedząc na kiblu i  nagle włączył mi się Justin Bieber, a on przecież był w taki sposób odkryty, wiec samoistnie to przyszło – wytłumaczył.

– Mogłeś pominąć część historii z kiblem.

Głaskałem bok chłopaka, odkładając pilnik i telefon, palce trzymając pod jego koszulką, natomiast mała Rai, tkwiła na dywaniku w dobrej odległości od telewizora, by nie popsuć sobie młodych oczech. Leżała na swoim brzuszku i ssała smoczek, bawiąc się plastikową ciężarówką, zupełnie ignorując swoich tatków. Opierałem głowę na ramieniu Louisa, po chwili całując go delikatnie po karku.

– Ale ja nie chcę być sławny jak on, Louis. Nie chcę być w ogóle sławny, to mnie nie kręci.

– Przecież jak napisze do ciebie menadżer Sony nie musisz od razu podpisywać kontraktu. Zrób to dla zabawy!

– Ale ja nie wiem, czy dla mnie takie śpiewanie będzie stanowiło rozrywkę – przyznałem, patrząc w oczy mojego chłopaka. – Wcześniej śpiewałem tylko dla siebie lub dla ciebie i nie uważam, że jestem wybitny w tym wszystkim.

– A więc spróbuj i sam się przekonasz – uśmiechnął się ciepło. – Możemy pojechać dzisiaj do studia, tam nagrasz jedną ze swoich piosenek i później zobaczysz, czy ci się to podoba.

Chwilę zastanawiałem się nad jego słowami, patrząc w telewizor, gdzie akurat Smerfetka zbierała kwiatki na pięknej polanie.

– Jaką piosenkę chciałbyś usłyszeć w wersji studyjnej? – spytałem, unosząc głowę.

– "Sweet Creature", zdecydowanie – rzekł bez cienia zawahania. – To jedna z moich ulubionych.

Spojrzałem w jasne tęczówki, zgadzając się z Louisem skinięciem głowy. Patrzyliśmy się na siebie, jak w jakimś zupełnym transie i przez sam fakt, że mój chłopak nie zdejmował ze mnie wzroku, poczułem, że moje policzki robią się ciepłe. Sięgnąłem dłonią, by opuszkami palców poczuć moją gorącą skórę. Natychmiast się speszyłem, odwracając wzrok, myśląc o tym, jak mój Louis na mnie działa. To niesłychane, że moje ciało nadal tak na niego reaguje. Ciało oraz serce, ponieważ mam wrażenie, że słyszę jego szybkie bicie, zamiast tylko czuć.

Usłyszałem głupi śmieszek tuż przy swoim uchu.

– A więc jedziemy? – zagadnął, kładąc głowę na moim ramieniu i zerkając ukradkiem na teraz już siedzącą na podłodze Raisin. Kiedy znów odwróciłem się w kierunku Louisa, nasze nosy w siebie uderzyły, przez co roześmialiśmy się patrząc na swoje usta, nim je złączyliśmy w uczuciowym i bardzo miłym pocałunku, a ja znów czułem pieprzone motylki w brzuchu, jakbym miał piętnaście lat.

– No nie wiem, po wczorajszej nocy wciąż boli mnie, sam wiesz.

– Mogłeś powiedzieć rano, jakoś bym temu zaradzić – zaśmiał się, znowu łącząc nasze usta.

– Tata, tatuś! – usłyszeliśmy wołanie naszej rodzyneczki. Odkleiłem się od ust Louisa z mlasknięciem, gdy starszy położył dłoń na moim brzuszku. Poczułem się przyłapany na gorącym uczynku. Z uśmiechem spojrzałem na zaciekawioną twarzyczkę Raisin.

– Pewnie się zastanawia, czemu zjadamy swoje twarze – szatyn wyciągnął zachęcająco rękę do dziewczynki, aby do nas podeszła.

– Huh? – mruknęła, podnosząc się o własnych siłach i wyrzuciła z ręki swoją zabawkę, żeby ująć dłoń Louisa, która w porównaniu do jej malutkiej, pucowatej rączki była wielka.

– A co ty co myślisz o tym, żeby tatuś został gwiazdą youtube? – zapytał ją roześmiany Louis. Raisin niezgrabnie starała się wdrapać na kanapę między nami. W końcu jej się udało, gdy pociągnąłem ją za jej pupę. Miała na sobie tylko skarpeteczki, pampers i różową koszuleczkę.

– Tuś? – spytała, wskazując na mnie paluszkiem, który po chwili wzięła do swoich usteczek. Patrzyła na Louisa marszcząc swoje brewki jakby chciała zrozumieć, co ten stary pryk do niej znowóż mówi. – Tatuś! – wykrzyczała entuzjastycznie wyciągając do mnie rączki. Louis spojrzał na mnie dumnie, gdy poderwał się z kanapy.

Klasnął w dłonie.

– To oznaczało tak, jedziemy do studia.

***

– Boże, a jak pomylę tekst lub cokolwiek innego? – panikowalem gdy dzwiękowiec podał mi do rąk słuchawki. Stałem przed mikrofonem zamknięty w dźwiękoszczelnym pokoju. – Nie chcę się zbłaźnić.

– Kochanie, ty się nigdy nie mylisz. To twoje teksty, twoja melodia, robisz to dla zabawy. Będę stał po drugiej stronie szyby i po prostu śpiewaj tak, jakbym tylko ja tu był, dobrze? – spytał Louis, kiedy zakładałem słuchawki. – Po prostu... zaśpiewaj dla mnie. Tak jak zawsze to robisz.

Ostatni raz spojrzałem na niego oraz na będącą na jego rękach dziewczynkę, nim wreszcie skupiłem się na początkowej melodii "Sweet Creature". Zrobiłem tak, jak mówił i wyobraziłem sobie, że wcale nie ma jakiegoś obcego mi faceta, siedzącego przy urządzeniu naprzeciw mnie, ponieważ skupiałem się tylko na niebieskich tęczówkach i tym, żeby zaśpiewać jak najlepiej dla Louisa. W każde słowo wkładałem dokładnie tyle samo uczuć, jak wtedy gdy śpiewałem mu to po raz pierwszy, ponieważ według mnie: co z tego czy masz ładny głos, jeśli nie ma w nim emocji.

Więc prowadziłem słowa, wytwarzając przyjemną melodię, którą zawsze usypiałem Louisa, gdy budził się mówiąc, że miał zły sen.

Śpiewałem dokładnie tak, żeby przekazać to, jaki wspaniały jest i że- i że jest jedynym człowiekiem, który skradł mi moje serce i duszę. W trakcie wyśpiewanego ostatniego "you bring me home", spojrzałem na niego po raz pierwszy od momentu rozpoczęcia się piosenki i przygryzłem wargę widząc, że jego warga nikle zadrżała. Raisin mocno przytulała się do jego klatki piersiowej, patrząc na swojego tatę lekko z dołu, później znów spojrzała na mnie swoimi wielkimi, niebieskimi oczyma. Mrugałem kilka razy szybciej, a kiedy dziewczynka znów zwróciła się do szatyna zmarszczyła delikatnie brewki, dotykając palcem jego powieki, przez co Louis zaśmiał się, przytulając ją mocno. Pomachałem do niej ściągając słuchawki.

Tego samego dnia kupiłem lakier do paznokci o nazwie "baby blue", cokolwiek to znaczy. Byłem w naprawdę dobrym humorze po tym jak przyjemnie spędziliśmy ten dzień. Po nagrywkach udaliśmy się do sklepu spożywczego i, zaraz później, kosmetycznego.

Podczas szykowania kanapek dla mojego cudownego mężczyzny, nuciłem pod nosem swoją nową piosenkę, nad którą pracowałem. Szczerze mówiąc po nagrywaniu nie odczuwałem niczego magicznego, naprawdę, całkowicie szczerze. Jakby mi się to naprawdę podobało, to chyba odczuwałbym to w taki przyjemny sposób i tak dalej, ale dla mnie nie było to coś, czego bym pragnął. Ten cały profesjonalizm w studiu był dla mnie przytłaczający i uświadomiłem sobie, że chcę śpiewać tylko dla siebie i moich bliskich, a nie dla nagrań. Oczywiście jak wszystko zostanie obrobione to dodamy razem z Louisem nagranie na stronę internetową, ale póki co, miałem kilka gorących pomysłów na piosenki i chciałem je zrealizować.

Gdy kanapki były gotowe, położyłem je wszystkie na talerzyk i skierowałem się na górę do naszej sypialni, gdzie wiedziałem, że siedzi Lou. Właściwie to nie siedzi, a ćwiczy. Tak przynajmniej myślałem, bo jeszcze pół godziny temu robił zaparcie pompki.

(Tak w ogóle powiadomił mnie, że chciałby zacząć ćwiczyć boks, tylko jeszcze nie wie jak pogodzi swój czas z pracą i domem.)

Chciałem zjeść naszą wspólną kolację właśnie tam, a kiedy zobaczyłem, iż Raisin bawi się nakarmiona, na dywaniku w swoim pokoju, nic już mnie nie powstrzymało i zacząłem kroczyć do sypialni, wówczas upewniając się, że drzwi do pokoju małej są szeroko otwarte, a Poppy czuwa przy dziecku. Jakkolwiek to brzmi, ufałem naszemu psiakowi. Był dzielnym przyjacielem Rai.

Bardzo się zdziwiłem, gdy po wejściu do środka sypialni, Louis zamknął gwałtownie laptopa, który leżał na jego kolanach.

– C-co ty robisz? – uniosłem brwi, kładąc talerz z kanapkami na kredensie. Zmarszczyłem brwi, stawając nad moim chłopakiem, który patrzył na mnie wręcz przerażonym wzrokiem, jakby był przyłapany na morderstwie. – O nie, powiedz mi, że nie oglądałeś właśnie porno – jęknąłem. – Nie wystarczam ci, huh? No, powiedz.

– Nie oglądałem porno – zaprzeczył. – Wiem jak to wygląda, ale to nie tak jak myślisz, naprawdę.

– Nie? – uniosłem brwi. – Więc, co przede mną ukrywasz? Jesteś dziwny, Louis – skrzywiłem się nieznacznie, siadając na łóżku obok swojego chłopaka, który w dalszym ciągu trzymał kurczowo laptopa. Położyłem talerz na szafce nocnej, chichocząc. – Wiesz, że i tak mogę przejrzeć historię?

– Nie, jeśli ją wyczyszczę – odparł pewnym siebie głosem, który jednak nieznacznie drżał. Co on do cholery kombinował?

– Daj mi laptop, jeśli nie chcesz mi powiedzieć, co robiłeś, i dlaczego się tak zachowujesz – powiedziałem, przysuwając do niego swoją dłoń. – Chyba, że mi powiesz.

– Nie, i nie – położył laptopa pod sobą i usiadł na nim, cały czas koncentrując na mnie zestresowane spojrzenie.

– Kochanie, czy ty próbujesz coś przede mną ukryć? – spytałem z irytacją, jednak wewnętrznie zmartwiłem się, ponieważ w naszym związku nigdy nie było tajemnic, zawsze cenimy sobie szczerość, a teraz Louis zachowywał się dziwnie.

– Tak – powiedział krótko, przełykając ciężko ślinę. – Ale to nie jest coś, o co powinieneś się martwić, zaufaj mi, Harry.

– Mam ci zaufać i się nie martwić? – Mój głos był niski i zachrypnięty, więc przełknąłem cicho ślinę, patrząc na Louisa. – Jak mam się nie martwić, skoro ukrywasz coś przede mną i nawet się z tym nie kryjesz? Pokaż mi!

– Obiecuję, że się dowiesz, ale potem – mówił, cały czas przytrzymując laptopa za sobą.

– Dlaczego nie teraz? – spytałem. Cera chłopaka stała się mlecznobiała, on naprawdę pobladł. Musiałem wiedzieć co przede mną ukrywa, skoro zestresował się do tego stopnia.

– Bo to jest niespodzianka – wyjawił z małym, tajemniczym uśmieszkiem. Jeśli myslal, że mnie w ten sposób przekona, grubo się mylił.

– Spadaj, frajerze – przewróciłem oczyma, jednym, sprytnym ruchem swoimi rękami biorąc nogi Tomlinsona i przesunąłem je, odkrywając laptopa, którego sprawnie podchwyciłem.

– Kurwa mać, H! – złapał drugą stronę laptopa, którego próbował mi wyrwać. – Dlaczego jesteś taki uparty?

– Dlaczego TY jesteś taki uparty! Zostaw! – ciągnąc sprzęt w swoim kierunku, obserwowałem jak moje knyknie bledną. Nie rozumiałem dlaczego Louis zrobił tajemnice z... tego czegoś, skoro uważa, że to nie jest złe. Chyba mogę to zobaczyć, czyż nie?

– Harry, to jest niespodzianka, ale fajna niespodzianka i nie chcę, żebyś sobie ją zepsuł! – tłumaczył, a żądza zwycięstwa powoli przechylała się na jego stronę, gdy czułem jak zaczynam tracić siłę w rękach

– Nie lubię niespodzianek! – powiedziałem (właściwie po części zgodnie z prawdą, nie przepadałem za nimi), lecz żaden z nas nie przewidział, że laptop upadnie z naszych dłoni robiąc salto w powietrzu i lądując na podłodze.

– CO TY, KURWA, ZROBIŁEŚ?

– Co JA zrobiłem?! – wrzasnął. – Mówiłem Ci, żebyś do chuja zostawił ten laptop, także gratulacje!

– To przez ciebie upadł, ty... Uh! Teraz nie ma co zbierać z podłogi, jest rozwalony, no ja pierdole! – wrzasnąłem. – Dostałem go na szesnastkę! Działał perfekcyjnie przez lata! Zgorzkniały chuj – warczałem, pod wpływem emocji.

– Chciałem ci wybrać ładny pierścionek zaręczynowy, ty głupi kutasie! – krzyknął głośno, ciągnąc się za włosy.

– ALE TY... – nawet nie mogłem wyobrazić sobie, jak moja twarz zmieniła natychmiast kolor i emocje przedstawione na niej. Natychmiast moje brwi poluzowały się, a usta wykrzywiły w literkę "o", kiedy Louis mamrocząc cię jeszcze, wyszedł z pokoju by wrócić z workiem na śmieci, do którego wpakował mój laptop. Automatycznie dopadły mnie okropne wyrzuty sumienia. Krzyczałem na niego i zepsułem komputer, bo myślałem, że miał przede mną jakąś brzydką tajemnicę, a tymczasem on... wybierał dla mnie pierścionek. Wybierał dla mnie, kurwa, pierścionek bo chciał... Chciał sprawić mi przyjemność? Chciał mi się oświadczyć? Ja pierdole, Louis planował oświadczyny, chciał naprawdę uklęknąć przede mną i- i... Nie zauważyłem, że moje oczy są wilgotne, dopiero słysząc dźwięki zbieranego szkła, to mnie jakoś wybudziło z transu.

– P-przepraszam... – zacząłem, jednak Louis mi przerwał.

– Dobra, już daruj sobie, Harry – machnąłem na mnie ręką, wiążąc supel na worku.

– Jak zwykle wyobrażałem sobie wszystkie złe rzeczy, naprawdę nie chciałem rozwalić laptopa! – broniłem się, wycierając swoje oczy piąstkami.

– Po prostu przyznajmniej udawajmy, że nic się nie wydarzyło. I ty, nic nie wiesz. Nic! – krzyknął kolejny raz.

Nagle usłyszałem płacz naszej Raisin. Zapewne słyszała nasze krzyki i się przestraszyła. Rozchyliłem swoje wargi, patrząc na Louisa, wtem oboje zerwaliśmy się na równe nogi wyparowują do pokoiku Rai, która siedziała na kocyku dławiąc się płaczem. Widząc nas wciąż krzywiła twarz, zakrywając usteczka piąstkami.

– Raisin... – wyrwało mi się po tym krótkie przekleństwo, kiedy podszedłem do dziewczynki biorąc ją na ręce i uspokajając. Kręciłem ją w prawo i w lewo. Louis schował twarz w dłoniach ze zrezygnowaniem wracając do naszej sypialni. Kiedy udało mi się uspokoić Raisin, przytuliłem ją do siebie.

– Baja – wymamrotała, szczypiąc mnie w policzek. Roześmiałem się, udając, że zjadam jej dłoń.

– Może zrobię ci jeszcze herbatkę. Będziesz pić herbatkę?

Raisin uczepiła się mnie, mamrocząc "ta".

Najpierw postanowiłem wrócić do Louisa i przełamać lody.

Położyłem Raisin na łóżku obok niego.

– Lou...

– Nie, Harold. Wiesz co? Nawet się niczym nie przejmuj. Po prostu tego wszystkiego nie było – szepnął, patrząc na laptopa.

Przez pierwsze dziesięć sekund tylko na zmianę otwierałem i zamykałem usta, ostatecznie decydując się nie odzywać. Louis miał rację. Ta sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca.

– Zjedzmy kanapki – powiedziałem, podchodząc do zapomnianego talerza.

– Tak, kanapki – Louis zajął miejsce na łóżku, gdy w tym samym momencie, kiedy miałem już wgryźć się w kolację Raisin pociągnęła mnie za włosy.

– Hej, nie wolno ciągnąć tatusia za włosy!

– Baja, baja, baja!

– Dobrze, dostaniesz bajkę. Za chwilę, okej? I nie wolno ciągnąć tatusia za włosy. To mnie bardzo bolało. Musisz pogłaskać.

– Kocham cię? – bardziej spytała, niżeli odpowiadając. Nie umiała wymówić jeszcze wielu słów, na pewno nie rozumiała co oznacza "kocham cię" ale nauczyła się, że mówimy je wtedy, kiedy się przytulamy, czy w inny sposób to okazujemy. Położyła dłoń w moich włosach, gdy się do niej nachyliłem. Przejechała kilka razy dłonią po moich lokach, badając ich strukturę. Uśmiechnąłem się, zastanawiając co zrobić. Finalnie sięgnąłem po telefon. Louis zbierał laptopa do worka na śmieci, ówcześnie wyciągając z niego wnętrzności.

– Co byś chciała obejrzeć? – zapytałem, wyczekując aż odpowie mi jakimś półsłówkiem.

– Peppa! – pisnęła z uśmiechem. Łzy zasychały na jej policzkach, kiedy otarłem jej twarz dłońmi.

– Ok, więc "Świnka Peppa".

Wszyscy usłyszeliśmy charakterystyczną melodię z piosenki początkowej bajki. Dziewczynka ssała swój smoczek, wtulając się w moje ramię i oglądała uważnie bajeczkę, skupiając się na bohaterach i co jakiś czas mrucząc coś pod nosem lub próbując dotykać telefonu. Uśmiechnąłem się do siebie, przeczesując jej włoski i pocałowałem czółko dziewczynki, wiedząc, że nie potrwa to długo, nim zaśnie. Louis po upływie jednego odcinka przyszedł do mnie, zapewne ciekawy tego, co się dzieję. Spojrzał na naszą dwójkę z uśmiechem.

– Ojciec Peppy jest jakiś upośledzony – powiedziałem mu.

– Raisin chyba nie przeszkadza – mruknął, patrząc na dziewczynkę, kiedy rysowałem w jej sterczących we wszystkie strony włoskach serduszka. Spojrzałem na dziewczynkę, która ostatecznie zasnęła spokojnie i głęboko.

– Byłbym zaniepokojony gdyby narzekała. Na jedno jej skinięnie dostała jedzenie, picie, smoczek i bajkę.

– I tatusia, który nie przestaje jej pieścić – Louis spojrzał na mnie, przekręcając lekko głowę, a nim zdążyłem zauważyć zrobił mi i Rai zdjęcie, nawet nie wyłączając dźwięku. Uśmiechnąłem się do niego, postanawiając, że czas najwyższy zanieść śpiącą królewnę do łóżeczka.

– Dobre kanapki? – zapytałem go szeptem, gdy wziąłem dziewczynkę na rękę, przed tym wyłączając bajkę.

– Jak zawsze, H. Pyszne – powiedział szczerze, więc chociaż trochę odetchnąłem z ulgą, wstając z Raisin w moich ramionach. Włożyłem ją spokojnie do łóżeczka i przykryłem jej delikatne ciałko kocykiem. Potem wróciłem do sypialni, gdzie zastałem siedzącego na telefonie szatyna. Odwróciłem się do niego, ściągając moją koszulkę i ruszyłem do łazienki, by wyrzucić ją do kosza na pranie, razem ze spodniami. Wcześniej po prysznicu zmieniłem bieliznę, więc mogłem iść spać. Chciałem dokończyć czytanie mojej książki, gdyż została mi dosłownie końcówka. Wyłączyłem światło, zamiast tego zaświecając lampki nocne i postanowiłem dokończyć książkę w łóżku.

– Nie czytaj po ciemku.

– Jestem dorosły i na własną odpowiedzialność psuje sobie wzrok – odparłem, wzruszając ramionami.

– Więc, w porządku – powiedział szatyn z wyraźnym zrezygnowaniem w swoim głosie. Szybko odłożyłem książkę z westchnięciem.

– Przepraszam, ja, nie chciałem, żeby zabrzmiało to tak oschle, czasem- czasem jestem dupkiem dla ciebie – zaśmiałem się, choć był to antypatyczny śmiech.

– To nie szkodzi – uśmiechnął się łagodnie, gdy przytuliłem się do jego pleców.

– Nie, przepraszam – powtórzyłem, całując wylewnie jego ramię.

– Nie gniewam się, ale wiem, że narzekałbyś gdyby nagle twój wzrok padł.

– Znasz mnie lepiej niż ja siebie samego – zachichotałem. – Dawno nie byłeś małą łyżeczką, wiesz?

Widziałem jak Louis uśmiecha się pod nosem.

– Jeśli w ten sposób chcesz zobaczyć co robię na moim telefonie, to piszę z Zaynem – zaśmiał się, przystawiając mi pod oczy wyświetlacz, ale nawet nie spojrzałem na ekran, nie będąc w cale tego taki ciekawy.

– Nie chciałem nazwać cię, tak jak cię nazwałem, jakkolwiek cię nazwałem, bo właściwie nie pamiętam, ale było to złe – powiedziałem; właściwie moja wypowiedź nie miała sensu, ale wiedziałem, że on zrozumie.

– Ja nazwałem cię głupim kutasem, a ty mnie zgorzkniałym chujem. Jesteśmy kwita, skarbie – zaśmiał się, gdy objąłem go mocniej od tyłu w pasie.

– Lubię kutasy, więc to przezwisko nie jest tak do końca obraźliwe – łaskotałem go swoim świeżym, miętowym oddechem w kark. – Mógłbyś postarać się bardziej, Tomlinson.

– Mógłbym nazwać cię jeszcze gorzej, ale tego nie zrobię, bo cię kocham – zagruchał, całując wierzch mojej dłoni.

– Zdecydowanie jesteś czasem dla mnie za dobry – wtuliłem się w jego ramię, uspokajając całkowicie, chowając nos w jego koszulce która tak pięknie pachniała. Patrzyłem smutno przed siebie, kręcąc oczami po pokoju. Chłopak splótł ze sobą nasze palce i ułożył je na swoim brzuchu. – Przepraszam za to, co się stało.

– Ja również mogłem do tego wszystkiego podejść inaczej. Podpuściłem cię i sprowokowałem twoje zdenerwowanie.

– Wciąż - wybacz mi.

– Nie gniewam się.

Cmoknąłem przelotnie jego usta.

– Idziemy spać? – spytał.

– Tak, poproszę – przytaknąłem, podnosząc się, żeby wyłączyć lampkę po swojej stronie łóżka. Już po chwili w pokoju zapanowała kompletna ciemność.

– Dobranoc. Kocham cię – zamruczał cicho, jeszcze mocniej zaciskając swe palce na moich.

– Kocham cię bardziej. Czekam aż mi się oświadczysz – zachichotałem.

– Zamknij się, Harry – trącił moją stopę swoją własną. Zaśmiałem się, chowając dłoń w jego szyi.

Załączyłem nasze nogi pod pierzyną, przysuwając się najbliżej jak było to możliwe i przymknąłem swoje ciężkie powieki. To był dosyć męczący dzień, a ta "kłótnia" wykończyła mnie kompletnie. Zasnąłem z myślą o tym, że Louis planuje mi się oświadczyć. Nie mogłem być bardziej szczęśliwy, w końcu moje marzenie się spełni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro