Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

70. Masz rację, mamo

Upewnijcie się, że przeczytaliście poprzedni rozdział, bo znów dodaję dwa pod rząd.

Co myślicie na temat tej kłótni L&H?

Komentujcie, bo tęsknię za tym.

Tymczasem wracam do nauki, ew. 😛

Kiedy byłem pewien, że Louis pojechał do moich rodziców, stałem w kuchni, patrząc na smutnego psiaka, który leżał przy moich stopach, przesuwając nosem po mojej łydce.
Odetchnąłem, nalewając mu wody do miski i ruszyłem w stronę swojej sypialni. Kiedy tylko się tam znalazłem, od razu poczułem zapach Louisa, który był tak intensywny, że unosił się wszędzie.
Panował tu ogromny bałagan, szafa była otwarta, wypadały z z niej ubrania, łóżko nie było pościelone, a na środku pokoju leżała zabawka Poppy'ego.

Korzystając z tego, że byłem w domu całkowicie sam, położyłem się na łóżku w sypialni i zacząłem płakać. Nie były to jednak tylko i wyłącznie łzy złości, ale także małego smutku; czułem się po prostu okropnie zawiedziony zachowaniem chłopaka. Zignorowałem resztki tuszu, który spływał razem ze łzami po moich policzkach. Nie byłem do końca pewny, dlaczego właściwie płaczę, ale po prostu... wzruszyłem się pod chwilą słabości. Pomyślałem, że mogę do kogoś zadzwonić po jakiekolwiek pocieszenie. Zwykle wykonałbym telefon do Gemmy, jednak nie chciałem jej przeszkadzać, teraz kiedy ma Tommy'ego. Lottie ma we wtorki nocne zmiany w szpitalu, Niall jest pewnie z Zaynem... Przeglądałem przez chwilę listę kontaktów, a po krótkim zawahaniu się przy jednym z nich, ostatecznie wybrałem odpowiedni numer i czekałem aż mama Louisa ode mnie odbierze.

Minął pierwszy sygnał, następnie drugi i trzeci. Co ja sobie myślę, dzwoniąc do niej? Zapewne spędza czas z rodziną, czy swoim facetem. Jednak, gdy miałem nacisnąć czerwoną słuchawkę, usłyszałem jej przyjemny głos, który... przypomniał mi ten Louisa.

– Dobry wieczór, aniołku

Pociągnąłem nosem, a następnie praktycznie wyszeptałem do komorki: – Cześć... Możesz rozmawiać?

– Kochanie, co się stało? Oczywiście, że mogę z tobą porozmawiać. Zawsze znajdę czas na nocne rozmowy z moim ulubionym Harrym!

– Ja i Louis pokłóciliśmy się, bo... bo on jest tak potwornie zazdrosny! – załkałem. – I nie rozumie, że jego zachowanie jest absurdalne!

– Powiedz mi dokładnie i spokojnie, co się stało, Harry – nakazała Johannah, a ja westchnąłem i zacząłem jej opowiadać dosłownie wszystko.

– Dobrze, przepraszam Jay, już się ogarniam – zipnąłem żałośnie, patrząc w sufit. – Powtarzam Louisowi non stop jak bardzo go kocham. Przecież tylko o-on się liczy! Ale od pewnego czasu jest tak bipolarny, jak jasna cholera! Dzisiaj najpierw kupił mi kwiaty, ale później poszliśmy na spotkanie z moim znajomym i był jak tykająca bomba! Jeszcze wczoraj rozmawialiśmy o jego zazdrości i wtedy uwierzył, że nikt nie będzie dla mnie tak ważny. Nie wiem co się z nim dzieje, ma jakieś głupie wahania nastroju.

– On z tego co widzę, skarbie, ma bardzo niską samoocenę – westchnęła kobieta po wysłuchaniu moich jęków. – Louis dużo przeżył i już zawsze w jego głowie będą jakieś lęki. Może jego zachowanie nie jest zależne od niego. Zapewne bardzo się boi, że zwyczajnie spodoba ci się ktoś inny. Nie dlatego, żeby cię zranić tylko po prostu ma wrażenie, że znajdzie się ktoś lepszy.

– Co mam zrobić żeby tak nie myślał? Próbowałem tylu rzeczy. Od początku naszego związku staram się, by jego smaoocena wzrosła. Co mam jeszcze zrobić? – spytałem, zakrywając swoje oczy dłonią. – Jego zazdrość działa bardzo źle na nasz związek.

– Musi to w końcu przemyśleć i zrozumieć, że powinien się ogarnąć – tłumaczyła. – Bardzo cię proszę abyś mu nie odpuszczał, Harry. Każdy jest bardziej skłonny do pojęcia pewnych rzeczy, gdy jest w konflikcie z kimś, kogo kocha.

– Co jeśli on tego nie zrozumie? Ile mam dać mu czasu? – zadawałem pytania. – To dla mnie nie jest komfortowe. To tak jakby w ogóle nie wierzył w moją miłość, jaką go darzę. Przecież nie jesteśmy już jakąś tam parą, jesteśmy rodziną.

– Polecam ci, kochanie, abyś dzisiaj z nim bardzo poważnie o tym porozmawial. Tylko... rozmawiał – podkreśliła to dobitnie. Zaśmiałem się przez to, w jaki sposób mówiła. Chyba właśnie tego potrzebowaliśmy - rozmowy.

– Najprawdopodobniej zbyt gwałtownie zareagowałem, kiedy zrobił scenę przy moim przyjacielu, ale nie potrafiłem inaczej – przytaknąłem lekko głową. – Chciałbym żeby również on zrozumiał swój błąd.

– Oczywiście, kochanie – odparła. – Myślę, że on bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że jego zazdrość nie jest zdrowa, ale... po prostu nie umie inaczej.

– Czyli t-to, co mam zrobić, to po prostu... dać mu czas? – spytalem.

– I porozmawiać – po tonie jej głosu mogłem domyśleć się, iż na jej twarzy widniał uśmiech. – Kochasz go, a on kocha ciebie i wierzę, że uda wam się to przetrwać.

– Masz rację, mamo – powiedziałem. Gdy zorientowałem się co tak naprawdę opuściło moje usta zdretwiałem. – To znaczy Jay, J-ja przepraszam! – powiedziałem zakrywając swoją twarz dłonią. – Głupio wyszło...

– Oh, skarbie, nie przepraszaj! – przerwała mi prędko. – To dla mnie prawdziwy zaszczyt, fakt, że nazwałeś mnie mamą. Przecież jesteśmy rodziną.

– N-naprawde? To w porządku? – spytałem trochę niepewnie, patrząc na swoje kolana. – Pomyślałem, że może być to dla ciebie trochę niezręczne, ale to zupełnie mimowolnie wyszło z moich ust.

– Jesteś dla mnie już prawie jak rodzina, skarbie – powiedziała bardzo ciepłym tonem, powodując, że uśmiechnąłem się szczerze.

– Dziękuję. To dla mnie dużo znaczy. Ja też cię traktuję jak rodzinę –  ocierając drobną łzę, westchnąłem. – Nie będę już ci dłużej zajmować czasu. Dobrej nocy mamo.

Kiedy i również ona się ze mną pożegnała oraz życzyła powodzenia w związku z zazdrością Louisa, rozłączyłem się. Westchnąłem ciężko blokując telefon i odkładając go na łóżko obok siebie. Czując czyiś wzrok na sobie, podniosłem głowę i zobaczyłem Louisa, gwałtownie łapiąc się za serce.

– Długo tak stoisz?

– Jakiś czas – wzruszył ramionami. – Przed chwilą dosłownie odłożyłem Rai do łóżeczka na górę, bo zasnęła w aucie. Nie chciałem jej budzić, śpi mocno. Nie mogłem nawet wyciągnąć misia z jej ramion, kiedy ją przebierałem.

– Idę się z nią zobaczyć – powiedziałem, szybko mijając chłopaka i ruszyłem do pokoiku dziewczynki, czując rozlewające się w sercu ciepło, gdy zauważyłem moją dziewczynkę, śpiącą w swoim łóżeczku. – Dobranoc, Raisin. Tatuś cię kocha – powiedziałem, głaszcząc jej policzek i przymknąłem duże drzwi do jej pokoiku. Po powrocie na dół, zastałem swojego chłopaka na kanapie, który wpatrywał się tępym wzrokiem w ścianę, wyraźnie nad czymś liberując. Postanowiłem dać mu czas na przemyślenia. Tym razem chciałem, by to on rozpoczął naszą rozmowę. W tym czasie podążyłem do kuchni robiąc dla nas kolację. Mój tyłek w dalszym ciągu mnie pobolewał, co jeszcze w przykry sposób przypominało mi o tym jak bez problemu oddałem się mu z mojej miłości, a on mimo to zachował się tak, jak się zachował.. Pokręciłem tylko głową, dotykając się po pośladku i chwilę później zabrałem się za robienie naleśników z bitą śmietaną i owocami. Gotowanie mnie odprężało i chciałem nawet pożyczyć od mojej mamy książkę kucharską. Na ten moment nie potrafiłem jeszcze piec zbyt wiele.

– Chcesz naleśniki? – zapytałem go w trakcie przyrządzenia ciasta, czekając na odpowiedz.

– C-co? – usłyszałem jego niewyraźny głos, więc powtórzyłem pytanie. – Tak, myślę, że jeśli robisz to chętnie zjem. – odparł.

Oho, próbuje się do mnie troszkę podlizać, pomyślałem, potem przygotowując patelnię do wyrzucenia na nią odpowiedniej masy. Skupiając się na swoich poczynaniach, wystawiłem lekko język na dolną wargę. Zmniejszając gaz, wyciągnąłem z lodówki pyszne owoce, na które powoli rozpoczynał się sezon. Oblizałem odruchowo usta, obracając łopatką pierwszy z przygotowywany przeze mnie naleśnik. Uśmiechnąłem się odruchowo do siebie, gdy naleśnik wyglądał z jednej strony naprawdę dobrze. Czynność powtórzyłem jeszcze kilka razy i postanowiłem do tego przypiec na patelni jabłuszka pokrojone w kosteczki. Spiąłem się lekko po wyczuciu obecności Louisa za swoimi plecami. Przyglądał mi się jedynie w ciszy, podczas gdy ja cały czas gotowałem.

– Mogę pomóc pokroić owoce? Albo zawijać naleśniki – spytał, patrząc w moje plecy.

– Możesz – pokiwałem głową, odsuwając przygotowany talerz bardziej na bok. – Tutaj będę kładł naleśniki, wiec je zawijaj. Tylko wymyj dłonie.

– Jasne – odparł, wówczas myjąc dokładnie ręce, które wytarł papierowym ręcznikiem. Przy tym włączył nasze małe radyjko, przez co w kuchni atmosfera nieco się rozluźniła w akompaniamencie popowej muzyki. Mimo tego, iż nadal byliśmy ze sobą pokłóceni, dzięki temu, że bardzo się kochaliśmy i żyliśmy ze sobą nie było to aż tak niezręczne jak mogłoby być w innych okolicznościach. Chłopak wyjął z szafeczki cukier puder oraz bitą śmietanę, którą wstrząsnął, by moment później wycisnąć ją dobro prosto do ust. Uśmiechnąłem się, obserwując to kątem oka. Robił to praktycznie zawsze, ilekroć wyjmował z lodówki bitą śmietanę. Wygląda wtedy prawie zupełnie jak małe dziecko.

Wycisnął trochę na przygotowane naleśniki, gdy wspólnie je przyrządzaliśmy, nakładając na ciasto bitą śmietanę. Potrząsał nią ponownie nachylając do ust, ale zdziwił się, kiedy z opakowania nic już nie chciało lecieć.

– O nie – mruknął jakby sam do siebie, naciskając syfon. Kiedy nic nie leciało postanowiłem mu pomóc naciskając go,  przez co buta śmietana wystrzeliła prosto w jego nos.

– Przepraszam, jejku! – pisnąłem, obejmując go mimowolnie. – Nie chciałem.

On jedynie zachichotał, ściągając śmietanę z nosa dłonią. – Należało mi się.

– Ale... – przerwałem na moment, a nim zdążyłem się zorientować sypnął cukrem pudrem w moją twarz.

– Teraz jesteśmy równi.

Zacząłem pluć, równocześnie z zaciśniętymi oczami, ścierają cukier z oczu.

– A to niby za co?!

– Po prostu miałem ochotę obsypać cię cukrem – powiedział, oblizując swoje palce i wytarł twarz papierem. – Słuchaj, Harry. Nawet nie wiem jak ci się mam wytłumaczyć. Nie wiem, dlaczego nie potrafię utrzymać mojej chorej zazdrości, ale zdaje sobie sprawę z tego, że to jest bardzo złe. Jak kurwa, naprawdę. Wiem, jakie błędy popełniłem i zdaję sobie sprawę z tego, że to nie wpływa dobrze na nasz związek. To jest po prostu tylko moja wina i coś, czego nie umiem powstrzymać mimo starań.

– W takim razie musisz się postarać bardziej Louis, bo ja nie mam najmniejszego zamiaru tolerować tego, jak traktujesz moich znajomych i mnie. – mruknąłem. – Nie wiem już co mam zrobić, abyś uwierzył w stu procentach, że cię kocham.

– Ja w to wierzę! Naprawdę, przysięgam. – powiedział, opierając dłonie na blacie. – Mimo to czasem po prostu... Nie wiem, nie wiem jak ci to wytłumaczyć, bo sam tego nie rozumiem. Po prostu wiem, że z kimś innym byłoby ci lepiej. Bez scen zazdrości, głupiego, czasem paskudnego charakteru. Zalewa mnie fala złości, gdy widzę cię z innymi facetami. Przysięgam, że teraz będę się starać jeszcze dwa razy bardziej.

– Mam nadzieje, że to, co mówisz jest prawdą, bo... – przetarlem swoje oczy. – to nie jest tyle co krępujące dla moich znajomych, ale też świadczy o tym, że mi nie ufasz...

– Bardzo ci ufam, kochanie. W stu dziesięciu procentach. – powiedział całkowicie szczerze. – Obiecuję, że na weselu Mitcha nie przyniosę ci... wstydu i będę zachowywać się dobrze. Tak, jak należy.

– Nie zatrzymuj swojej obietnicy tylko na Mitchu, Louis – mruknąłem. – Bo nie tylko o niego jesteś zazdrosny. Louis spuścił głowę na podłogę, widziałem jak przymyka swoje oczy.

– Rozumiem i postaram się. Bo chcę, żeby tobie było dobrze ze mną – zagryzł swoją wargę, skubiąc ją zębami.

Wtedy zobaczyłem coś, czego zupełnie się nie spodziewałem. Chciałem żeby Louis na mnie spojrzał, a wtedy uderzył we mnie jego łzawy, kruchy wzrok. Louis nie płakał, nigdy. Tylko wtedy, kiedy wspominał swoje dzieciństwo. Chciał znowu opuścić swoje spojrzenie. Garbił się i skubał swoją wargę. Spojrzałem na jego dłoń, która podrygiwała. Trzęsł się, co oznaczało, że emocje drgały w nim równie mocno, jak we mnie. Nie powienienen być egoistą, zapominając o tym, że Louis też jest wrażliwy pomimo twardej maski, którą się zakrywa.

Rozłożyłem swoje dłonie, czekając aż Louis w nie wpadnie, co stało się krótki moment później. Oparłem brodę na czubku jego jego wzdychając cicho. Przymknąłem oczy, kiedy poczułem zapach jego swetra, który gładziłem w miejscu jego łopatek, a on trzymał swoje dłonie w dole moich pleców i pocałował moją szyję, zanim całkowicie wtulił w nią swoją mokrą twarz. Wciąż nie wiedziałem skąd u niego tyle niepewności i nieufności do samego siebie. Nie wiedziałem, dlaczego uważa siebie samego za niewystarczalnego. I ja, czułem się bezsilny w tej sytuacji.

– Przepraszam – szepnął tak cicho, że ledwo go usłyszałem.

– Wiem. Wiem, nie płacz.

– Nie płacze – burknął, zaciskając palce na moich włosach. Mimowolnie zachichotałem, gdy przecząc samemu sobie, pociągnął nosem.

Po zjedzonym posiłku nadeszła kąpiel i codzienna, wieczorna rutyna. Uśpiliśmy Raisin po raz kolejny (obudziła się pod koniec naszej kolacji), oboje skierowalismy się do naszej sypialnia, by tam położyć się w łóżku. Kiedy już leżeliśmy na przeciwko siebie, promienie żółtego światła rzucała na nas tylko lampka, stojąca po mojej stronie. Oboje czuliśmy potrzebę gapienia się w swoje oczy i głaskania po dłoniach.

– Przepraszam, że tak potraktowane kwiaty od ciebie... – mruknąłem ze wstydem. – Głupio mi przez to.

– Jutro kupię ci nowe. Niebieskie – powiedział Louis, zbliżając się, żeby pocałować moje czoło bardzo delikatnie.

– Kocham cię – szepnąłem. – Myślę, że powininniśmy udać się się na jakieś małe wakacje. Tylko my we dwoje aby odpocząć od wszystkiego. Zbyt dużo się teraz dzieje w naszym życiu.

– Taka podróż poślubna, tylko bez ślubu? – Louis uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach pomimo ciemności widziałem iskry.

– Tak – skinąłem głową. – Moglibyśmy wyjechać na weekend do jakiegoś domku nad jeziorem... – zaproponowałem. – Zawsze o tym marzyłem.

– To naprawdę fajny pomysł. Zdala od rzeczywistości – westchnął cicho, bawiąc się pierścionkami na moich palcach. – Tylko ja... I ty.

– Pewnie mnie nawet z łóżka nie wypuścisz – pokazałem mu jezyk, wiedząc, że to, co mówiłem to prawda.

– Uwielbiasz spędzać ze mną czas w łóżku! – oburzył się, dotykając swoim językiem tego mojego.

– Może troszkę – droczyłem się szczypiąc go w ramię, z szerokim uśmieszkiem.

– Troszeczkę – Louis zaśmiał się w moje usta, patrząc w moje oczy. – Nie chcę, żebyś kochał się ze mną tylko po to, by mi coś udowodnić tak jak dziś. To było bardzo złe, a ja nie powinienem prowokować takich sytuacji. Oboje zachowaliśmy się głupio, ale to stało się głównie przeze mnie.

– Nie powinienem ci ulegać, więc wina leży po obu stronach. Nie zamęczaj się już tym.

Posłaliśmy sobie uśmiechy. Jego wzrok spadał coraz niżej, aż w końcu nasze powieki zamknęły się całkiem, a usta połączyły w bardzo delikatnym, obiecującym pocałunku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro