68. Mam dobre wspomnienia związane z tym zdjęciem
Ból głowy jaki we mnie trafił zaraz po przebudzeniu był taki silny, że po otworzeniu oczu znowu je zamknąłem, jęcząc przy tym mimowolnie. Swoimi dłońmi zakryłem całą twarz sapając z pragnienia. Kiedy opuszkami moich palców przetarłemoczy, zobaczyłem na swojej dłoni czarny tusz do rzęs, co było dla mnie wielkim zdziwieniem, ponieważ zawsze zmywałem makijaż, podczas mojej wieczornej rutyny. Ignorując to, wtuliłem się w plecy mojego Louisa, który leżał odwrócony do mnie tyłem. Był, ciepła, umięśniony i-
Był taki malutki, gdy go łyżeczkowałem!
Splątałem nasze nogi ze sobą i przycisnąłem dłoń do jego brzucha, mając nadzieję, że tak poczuję się lepiej.
Mimo upływającego czasu mój ból nie przechodził, jednak ja uparcie zaciskałem mocno swoje powieki, czekając na sen lub ewentualnie na to aż Tomlinson zbudzi się i dotrzyma mi towarzystwa. Przycisnąłem policzek do jego ramienia, zaciągając się lekko zapachem gładkiej skóry, którą wówczas bardzo delikatnie pocałowałem.
Miałem ochotę zachichotać, kiedy Lou zaczął się nieco wiercić i pomrukiwać.
Uścisnął mój nadgarstek, który trzymałem pod jego pępkiem, co musiało oznaczało, że powoli się wybudzał, więc jeszcze mocniej go przytuliłem z leniwym uśmiechem obserwując jak mlaska ustami.
– Umieram... – wymamrotałem, po chwili, gdy doszedłem do wniosku, że już raczej mógł mnie dokładnie usłyszeć.
– Nie obchodzi mnie to – szepnął, spychając mnie ze swojego ciała. Przykrył się niemal cały pościelą, tylko kosmyki włosów wystawały z białego materiału. Udawał, że śpi, a ja nawet nie mogłem okryć się pościelą, ponieważ nie zostawił mi nawet jej skrawka.
– Louis, co ty? – zmarszczyłem czoło, nie rozumiejąc jego zachowania. – Dlaczego taki niemiły jesteś już od rana?
– Daj mi się na ciebie w spokoju pogniewać – odparł ze stłumionym w materiale głosem. Powoli zacząłem przypominać sobie wszystko z wczorajszego wieczoru. Zakryłem odruchowo ręką swoje usta, gdy zdałem sobie sprawę z tego, jak okropnie zachowałem się przed snem w stosunku do chłopaka.
– Lou, przepraszam...
– Mam przez ciebie przetarcie na łokciu! – powiedział z oburzeniem, powoli odkrywając się spod pościeli. Mrużył na mnie oczy, co w połączeniu z poszczępionymi włosami i podpuchniętą od snu twarzą mogło być absolutnie konieczne, ale ze względu na okoliczności mogłem tylko pogłaskać go po policzku i przeprosić.
– Przepraszam, ja byłem podpity! – tłumaczyłem się się z dłonią na swojej pulsującej skroni. – Nie wiedziałem co robię i mówię!
– Zachowałeś się strasznie dziecinnie, wiesz Harry? – wyszedł spod kołdry siadając i rzucił ją na moje uda. – Jak się nie umie pić, to się nie pije.
– Przepraszam – powiedziałem dużo ciszej. – Uwierz mi, że żałuję. Nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć, naprawdę.
– Możesz podmuchać i pocałować – zachichotał wyciągając do mnie swoją rękę. Od razu podniosłem się (prawie tracąc równowagę) aby według jego życzenia podmuchać przetarty łokieć, który potem pocałowałem. Nie podobała mi się rana na łokciu Louisa. Przysiągłem, że już nigdy nawet nie powącham wódki, nawet jeśli Niall skakałby wokół mnie.
Nie zauważyłem kiedy dosłownie wtuliłem policzek w ramię Louisa i jeszcze kilka razy wycałowałem jego łokieć.
– Szczypie – zaśmiał się, patrząc na mnie łagodnie.
– Czemu nie chciałeś się ze mną kochać, gdy byłem pijany? Przecież ty byłeś trzeźwy.
– Ja byłem, ale ty nie. Nie byłeś świadomy tego, co robisz. To nie byłoby dla mnie w porządku – pokręcił głową, mówiąc lakonicznie.
– Przecież nic by się nie stało.
– Harry, to po prostu nie jest dobre, zrozum to. Czy kiedy ja byłem pijany ty chciałeś się ze mną kochać? – Louis westchnął, patrząc tym razem w biały sufit.
– Nie chciałem. Śmierdziałeś trawą i tequilą – zachichotałem, poważniejąc. – Ale chyba masz rację... – westchnąłem. – Powinniśmy oboje być tego w pełni świadomi.
– W końcu to zrozumiałeś – przewrócił oczami obscenicznie, następnie przecierając dłonią powieki.
– Już mnie znowu kochasz? – zamrugałem słodziutko, skradając mu całusa.
– Nigdy nie przestałem i nie przestanę – wyznał, po chwili uśmiechając się do mnie szeroko, gdy spojrzał w moje oczy. – Nigdy, wiesz? Nawet tak nie myśl.
– No to nie bądź na mnie zły – mruknąłem. – Już rozumiem swój błąd i więcej tego nie powtórzę.
– No to przykro mi, H, ale nadal jestem zły – wzruszył ramionami. Westchnąłem, wypychając dolną wargę i dosłownie położyłem się na Louisie, przytulając go i obcałowując całą jego twarz.
– Wiesz co? Tak w sumie, teraz myślę o tym, co mówią nasi znajomi i to trochę dziwne, że jeszcze nie jesteśmy małżeństwem – zmarszczyłem brwi. – Bo tak się zachowujemy, każdego dnia!
Louis na dłuższą chwilę zamilkł, a po sposobie w jaki patrzył się w górę, wywnioskowałem, że nad czymś się zastanawiał. – Sam nie wiem, Harry... Myślę, że to jeszcze ciut za wcześnie.
– Wiem, skarbie. Tak tylko o tym pomyślałem – powiedziałem, wtulając się w jego klatkę piersiową. Czułem, że to jeszcze nie ten czas, lecz mimo to, gdyby tu i teraz Louis poprosiłby mnie o rękę zgodziłbym się bez wahania. – Zrobisz mi śniadanie? – poprosiłem uprzejmie.
– Gdybyś nie miał kaca, powiedziałabym, że nie, ale sytuacja tego ode mnie wymaga – narzekał, rozciągając swoje ramiona i nogi.
– Kocham cię! Jesteś najcudowniejszy na świecie! – zacząłem mu się podlizywać i sam ruszyłem do pokoiku Rai, wcześniej kradnąc całą kołdrę. Owinięty niczym naleśnik, wygramoliłem się z łóżka.
– Wiem – burknął. – Lepszego byś sobie nie znalazł! – usłyszałem jeszcze, gdy brałem na ręce siedzącą i całkiem rozbudzoną pewnie już od jakiegoś czasu dziewczynkę.
***
– Pomoc ci w czymś? – zawołałem do Louisa, siedząc razem z Raisin na kocyku. Był właśnie w trakcie składania malutkiej zjeżdżalni dla naszej córki. Mimo, że Rai jeszcze nie miała możliwości korzystania z tych wszystkich rzeczy, chciałem żeby zjeżdżalnia i inne atrakcje stały już na ogrodzie. Było tu tak pusto, a ja sam, jak byłem małym chłopcem marzyłem o swoim własnym placu zabaw.
Chciałem żeby Rai miała to, na co mi rodzice nie pozwalali w dzieciństwie. Kiedyś, jako mały chłopiec, nie rozumiałem tego, ilekroć odmawiali mi zakup jakiś wymyślnych zabawek, ale teraz wiem, że pieniądze nie rosną na drzewie.
Na nas wciąż zarabiał tylko Louis, ale nie narzekał. Nie jeden mógłby pozazdrościć mu sumy, jaką każdego dnia przynosi do domu po ciężkim dniu pracy.
Ja musiałem sprawować się teraz w roli "matki", ale ostatnio zarobiłem trochę poprzez sprzedaż większej części ubrać, które kurzyły się w mojej szafie, kilku par praktycznie nie używanych butów i gitary.
Tylko tak mogłem nam pomóc finansowo.
– Daję sobie radę. Powoli widzę w tym ręce i nogi – zaśmiał się Louis skręcając plastikową, żółtą zjeżdżalnie. Ja w tym czasie bawiłem się z dziewczynką, czytając jej książkę o księżniczkach, którą dostała od cioci Gemmy. Raisin ją kochała. Krzyczała i piszczała widząc moją durną siostrzyczkę.
– Może spróbujesz pochodzić trochę dla tatusia, co? – uśmiechnąłem się do niej po skończeniu kolejnego rozdziału.
– Usia? – dziewczynka zaśmiała się, pacając swoją małą rączką mój policzek. Spineczka w jej loczkach osunęła się, przez co musiałem ją poprawić, a Rai tego dnia niekoniecznie emanowała cierpliwością. Zwykle uwielbiała kiedy ją czesałem, a tego dnia grymasiła. Wciąż nie miała jeszcze na tyle długich włosków by je związać.
– Chodź, mała – wstałem z kojca i złapałem ja za rączki, pomagając stanąć na nóżkach. – I teraz kroczek zrób, hop... – uśmiechnąłem się, lekko na nią napierając aż ruszyła nogą.
– Tata! – zawołała, widząc Louisa i jakby chciała się pochwalić, że umie już chodzić ze mną za rączki uniosła swój różowy pantofelek do góry, jednak szybko zachwiała się i upadła na pośladki. Ból został zamortyzowany przez gruby pampers.
– Następnym razem się uda, kochanie! – zapewnił ją roześmiany chłopak. Mała zacisnęła z determinacją swoje wąskie usteczka, łapiąc się moich nogawek aby wstać. Byłem z niej cholernie dumny, zdecydowanie miała w swojej krwi ogrom determinacji. Pomyślałem, że ma to po Louisie, który w końcu nigdy się nie poddaje! Kiedy wstała, spojrzała na mnie i znów wystawiła do mnie rączki. Złapałem ją, jednak tylko i wyłącznie asekuracyjnie. Chciałem aby sama próbowała przejść swoje pierwsze kroki. Dziewczynka delikatnie wystawiła swoją lewą nóżkę, by chwilę później zrobić kolejny kroczek. Spojrzałem w stronę Louisa, który jak się okazało wszystko nagrywał; to spowodowało kolejne kaskady mojego śmiechu
– Sama – wysepleniła, mając na myśli to, żebym ją puścił. Była niezwykle inteligentną istotą. Patrzyliśmy na nią z wyczekiwaniem, gdy przez dłuższą chwilę stała w miejscu, jakby bojąc się iść dalej. Kiedy uniosła swoją nóżkę, ponownie upadła na trawę, głośno chichocząc i mówiąc "bęc". Zawsze powtarzaliśmy to słowo, kiedy zaliczała wywrotkę, aż sama się tego nauczyła. Zaśmiałem się, podnosząc ją wysoko do góry, trzymając dłonie pod jej pachami, mówiąc, że uda jej się następnym razem. Znów zaczęła raczkować po ogrodzie, wołając Poppy'ego, który od razu do niej podbiegł, machając ogonkiem. Ja postanowiłem podejść do Louisa.
– Jest niesamowicie mądra jak na jej wiek – powiedziałem mu dokładnie tak jak sam myślałem. On pokiwał od razu głową.
– W końcu to moje geny – parsknął, wywracając oczami i zaśmiał się głośno, co również uczyniłem zaraz po nim. Uśmiechnąłem się szeroko, patrząc na stojącą przed nami zjeżdżalnię.
– Nie mogę się doczekać aż będzie się już bawiła na swoim własnym, malutkim placu zabaw... – westchnąłem z rozmarzeniem.
– Mamy już huśtawki i tę zjeżdżalnię. Żeby złożyć domek, będę musiał zadzwonić jutro po Zayna – powiedział Louis, przytulając mnie od boku. – Już widzę jak biegasz tutaj z Raisin, kiedy już naprawdę nauczy się tu brykać – odparł, całując moją skroń.
– Potem pewnie też ze swoim rodzeństwem... – mruknąłem odrobinę ciszej, zerkając ponownie w stronę córeczki. – Wyjmuj telefon – powiedziałem dużo ciszej, widząc jak Poppy odpiegł kawałek od dziewczynki, kładąc się na pleckach do góry brzuszkiem. Raisin, jako iż chciała do niego podejść, powoli podnosiła się na swoich nóżkach bez żadnej pomocy. On w błyskawicznym tempie jak to on, wziął do ręki komórkę po czym włączył nagrywanie w aparacie i delikatnie przybliżył obraz na Raisin.
– Dalej maleńka, uda ci się – szeptałem, gdy Raisin podniosła nóżkę i.... nie przewróciła się, postawiła ją na trawie, zaraz później podnosząc prawą. Zrobiła dwa maleńkie kroki. Zrobiła to!
Miałem ochotę pisnąć, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałem aby jej nie spłoszyć. Zwłaszcza widząc jak zrobiła kolejny, trzeci kroczek.W końcu kiedy była już blisko pieska, usiadła obok niego na trawie, głaszcząc go po brzuszku i krzycząc "Poppy!".
Ja i Louis prawie natychmiast podbiegliśmy do niej, krzycząc w euforii. Rai patrzyła się na nas zmieszana, zapewne nie rozumiejąc o co nam chodzi.
– Raisin! Udało ci się, kochanie! – krzyknął Louis, podnosząc od razu dziewczynkę, przez co zaśmiała się mrugając swoimi dużymi oczkami. – Kocham cię, kocham cię, kocham cię!
Ułożył ze swych warg dzióbek a ona, tak jak zdołaliśmy ją tego nauczyć wychyliła się do niego, aby go króciutko cmoknąć.
– Udało ci się, księżniczko – mruknąłem do niej, całując jej duże, różowe policzki, rozmieszczając mokre pocałunki po całej, małej twarzyczce.
– Tata jest z ciebie taki dumny! – Louis pocałował wierzch jej obu rączek. – Wiedziałem, że jesteś dużą i silną dziewczynką!
– Ciekawe czy dzisiaj pokażesz to babci Anne, co? – spytałem, przytulając mocno ją i Louisa. Dostaliśmy zaproszenie na obiad i co najciekawsze, Gemma chce kogoś przyprowadzić.
– O kurwa no tak, obiad – powiedział jakby nagle wystraszony Louis. – Ja nie wiem co mam na siebie włożyć! - spanikował.
– Misiu, Raisin będzie niedługo powtarzać każde twoje słowo, mówiłem żeby nie przeklinał – powiedziałem z powagą, spoglądając na jego zamyśloną twarz. – Ja myślałem nad tą Twoją białą flanelową koszulą. Wyglądasz w niej bosko i widać ci przez nią tatuaże.
– Ja nie idę na podryw, tylko do twoich rodziców, przyjaciółki i jej, zapewne, faceta – spojrzał na mnie śmiechem.
– No i ona jest idealna na tę okazję! – broniłem swojego zdania, kładąc dłoń na bicepsie Louisa.
– Boże, jaki ty jesteś uparty – przewrócił czule oczami – W takim razie, jakie do tego założyć spodnie?
– Te granatowe rurki, to oczywiste! Granat i biel bardzo pięknie się ze sobą komponują – powiedziałem, pewny swoich słów. – Lepiej powiedz mi, co ja mam ubrać, nie mam nic fajnego!
– Podkolanówki – odparł z szerokim uśmiechem. Dałem mu kuksańca w ramię.
– W życiu! Na pewno nie przy moim ojczymie!
– To może ubierzesz ten biały t-shirt z granatowymi wzorkami. Będziesz do mnie pasował! – wręcz pisnął. – Do tego.... – znów się zamyślił marszcząc brwi i żując swoją dolną wargę – te dżinsowe spodenki, tak.
– Wyglądam obok ciebie zawsze jak typowy twink i w dodatku jeszcze chcesz żebym bardziej to podkreślał swoim ubiorem – parsknąłem, jednak w duchu zgadzając się z jego wyborem.
– Lubię gdy wyglądasz jak twink, to do ciebie pasuje bardziej niż wszystko, mały – powiedział, poprawiając sobie dziewczynkę na ramieniu. Ta wychyliła się trochę pokazując paluszkiem na zieloną trawę, na której rosły stokrotki, więc schyliłem się by jej jedną zerwać i włożyłem kwiatuszka do jej rączki. Trzymała go mocno między swoimi paluszami, dokładnie oglądając zanim spróbowała włożyć go sobie do buźki. Louis jednak szybko ją powstrzymał.
– Raisin to jest be! Możesz przyłożyć kwiatuszka do swojego noska i zobaczyć jak ładnie pachnie. Spójrz – odparł, demonstrując jej jak zaciąga się zapachem stokrotki przy tym wydając zabawne odgłosy. – Ahhh... Piękna, cóż, stokrotka!
Oddał jej kwiatek, a ona starając się skopiować jego ruchy przyłożyła płatki do noska, jednak zaledwie po jednym zaciągnięciu się głośno kichneła. Była z początku zdezorientowana tym, co się stało, ale finalnie głośno zachichotała, przykładając kwiatuszek mi do nosa. Zaciągnąłem się i udawałem głośne kichnięcie przez co roześmiała się gromko.
– Musimy pokazać jej dmuchawce w lato – stwierdził szatyn. – Zawsze kochałem je zdmuchiwać jak byłem jeszcze dzieckiem.
– Oczywiście, a teraz ja zrobię makijaż, a ty przygotujesz siebie i Raisin. Wiesz, że mi doprowadzanie siebie do perfekcji zajmuje stosunkowo dłużej – powiedziałem, lekko gładząc skórę Louisa pod materiałem jego ciemnej koszulki.
– Zawsze jesteś perfekcyjny, głupku – mruknął, podrzucając sobie dziewczynkę na rękach i skierował się z nią do domu.
– Chciałbym – mruknąłem cicho z rozbawieniem, gdy zamknąłem za nami drzwi tarasowe.
Po tym gdy cała nasza trójka była już gotowa do wyjścia, upewniliśmy się, że Poppy ma pełną miskę jedzenia oraz miskę wody i następnie wyszliśmy na zewnątrz. Louis prowadził wózek, gdzie siedziała mała Rai i patrzyła na nas dużymi oczami. Gdy nauczyła się siedzieć, musieliśmy wymienić fotelik w wózku na starsze dzieci, by było jej po prostu wygodniej. Ściskała w dłoniach swojego ukochanego pluszowego misia, którego kupiliśmy jej jeszcze gdy byłem w ciąży. Szedłem blisko szatyna z ręką zawiniętą na jego ramieniu.
– Boję się – przyznałem z krótkim westchnięciem, mając na myśli oczywiście nową sympatię mojej siostry. Co prawda są już ze sobą całkiem długo porównując ich związek do poprzednich relacji Gemmy, jednakże i tak odczuwałem lęk. – Co jeśli to jakiś kolejny.... – chciałem powiedzieć brzydkie słowo, ale przecież Raisin słuchała i na nas patrzyła. W dodatku wyglądała jak istny aniołek. Louis zebrał jej loczki i spiął przy skroni różowymi spineczkami. Wyglądała przepięknie w różowej, tiulowej sukience.
– Spokojnie – chłopak uśmiechnął się do mnie. – Nie wiem dlaczego, ale mam naprawdę dobre przeczucia co do niego – zapewnił. – Wszystko ostatecznie wyjdzie w praniu.
– Hau! – krzyknęła Raisin, wskazując rączką na mijającego nas w oddali kundelka. Była taka urocza i na tym etapie coraz bardziej przypominała mnie, jednak każdy ostatecznie mówił że jest naszą "mieszanką". – Poppy?
– To nie jest Poppy, skarbie – nachyliłem się nad wózkiem mówiąc do niej. – To jest inny piesek. Jest bardzo biedny.
Louis zauważył mój smutek, kiedy posyłałem mętny uśmiech psiakowi. Połaskotał moje plecy.
– Ja to najchętniej bym te wszystkie przybłędy zabrał do domu – wyznałem patrząc ze smutkiem na chudziutkiego psa.
– Ja mam ochotę wykupić mu teraz całą karmę ze sklepu. Wyobraź sobie, że tak mógłby wyglądać Poppy, gdyby nie wylądował w naszym domu – odparł Louis. – W końcu był psem bezdomnego.
Piesek przebiegł na drugą stronę ulicy, później idąc w stronę dalej znajdujących się domów. Westchnąłem, z powrotem patrząc na Raisin. Dziewczynka uśmiechnęła się lekko do starszego kundla, machając mu na pożegnanie.
– A jak mnie nie polubi? – westchnąłem ciężko mając oczywiście na myśli chłopak Gemmy. – Co jeśli uzna mnie za dziwadło?
– Wtedy dam mu w twarz i napluje w oczy, ale Jezu, Harry. Obiecuję ci, że tak nie będzie. Zaufaj mi, w porządku? – spytał, gdy przylgnąłem do jego boku jak miś koala.
– Ufam ci, ale nie mogę wiedzieć czy on będzie w porządku. Dobrze wiesz, że ci ufam – dodałem, wyciągając palec do swojej córki, który ścisnęła.
– Tuś! – zawołała, robiąc z ust dziubek.
Szybko zacząłem ją poprawiać. – Ta-tuś, skarbie. Jak ta-ta, to prawie to samo – powiedziałem jej, patrząc na córeczkę, gdy zbliżaliśmy się do bramy mojego domu rodzinnego.
– Hej, przypomniało mi się jak niosłeś mnie tu na plecach, dzień po tym, jak ze sobą spaliśmy. Dowiedziałeś się o mojej przypadłości – powiedziałem do Louis.
– To był ciekawy dzień... zwłaszcza dla mnie – uśmiechnął się półgębkiem. – Tego dnia też powiedziałeś mi po raz pierwszy, że mnie kochasz.
– To prawda – przytaknąłem, mimowolnie uśmiechając się pod nosem. – Chciałem, żebyś po prostu... wiedział, ile dla mnie wtedy zaznaczyłeś.
– Pomimo tego, że byliśmy ze sobą krótko, ja już wiedziałem, że przepadłem.
– To dziwne jak określasz to "przepadnieciem" – zaśmiał się. – Zupełnie tak jakbym cię wbrew twej woli porwał czy coś.
– Bo tak było! Mimo tego, że z początku bardziej mnie od siebie odsuwałeś to mnie i tak do ciebie ciągnęło. Zakochanie przyszło wbrew mojej woli, to znaczy chciałem tego, ale nie miałem na to wpływu. Przepadłem.
– Dlaczego kiedy mówisz o takich rzeczach mam wrażenie, że rozmawiam z poeta? – uśmiechnął się, całując mnie w skroń.
– Bo pisze piosenki.
– Tak, to pewnie to. Też bym chciał umieć opisywać w słowach to, co czuję i jak mocne to jest – powiedział Louis, gdy ja otworzyłem bramę.
– Pewnego dnia się w końcu w pełni tego nauczysz – obiecałem mu, podchodząc na taras, na który szatni wniósł wózek. – Tyle już dla mnie robisz...
Raisin, gdy zorientowała się gdzie jest zaczęła piszczeć, wychylając się do przodu.
– Idziemy do babci, Raisin. Cieszyć się? – zagruchałem do niej, już po chwili widząc moich rodziców. – Mama! – zawołałem obejmując ją mocno, czując w trakcie naszego uścisku jak całuje mnie w policzek. Za chwilę tez przywitałem się z Robinem.
– Witaj, synu – powiedział mój ojczym. Gdy rodzice powitali Louisa, wręcz ukradli naszą córeczkę z wózka. Ujrzałem, że w naszym kierunku zmierza Gemma i jej facet.
Odruchowo z nerwów, złapałem szatyna za rękę, równocześnie uśmiechając się do tej dwójki. Moja siostra szła wyprostowana, wyraźnie dumna z tego, kto przy niej był. Chłopak był wysokim brunetem i jego sylwetka wyglądała na sportową, ale nie był przesadnie napakowany. Nawet miał delikatny zarost i uśmiechał się do nas szeroko, podążając w naszą stronę z małym pakunkiem. Po szybkim przywitaniu się przeze mnie i Louisa z Gemmą, ona postanowiła przedstawić nam swą partię słowami:
– H, Lou, to jest mój chłopak - Tommy. Tommy, mój brat - Harry oraz jego chłopak i tym samym mój najlepszy przyjaciel - Louis.
– Bardzo miło mi was poznać – brunet z ciemnymi oczami uśmiechnął się jeszcze szerzej, ukazując swoje naprawdę ładne, równe i białe zęby. Wystawił do mnie swoją dłoń, którą ująłem i czynność powtórzył z Louisem. – Gdy dowiedziałem się, że macie córeczkę musiałem jej coś kupić, więc to dla Raisin. Gemma opowiadała mi dużo o niej – powiedział, wręczając mi różową, niewielką torbę.
– Oh... – wyrwało mi się, zanim wziąłem niepewnie od niego pakunek. – Dziękujemy – wymamrotałem, patrząc porozumiewawczo kątem oka na Louisa.
– Tata! – usłyszałem wołanie naszej gwiazdeczki, która wtulała się w swoją babcię, przy tym chichocząc wesoło. Moja mama i Raisin zdecydowana były najlepszymi kumpelami na dzielni. Szatyn uśmiechnął się do niej, a następnie podszedł, wyciągając w jej stronę różową torebeczkę, na którą patrzyła się jak zaczarowana.
– To dla ciebie od nowego wujka – powiedział.
– Ka? – spytała Rai, patrząc na Louisa ze zdezorientowaniem. – Tata – powiedziała, wyciągając rączki do Louisa, więc chłopak wziął ją, by poznać dziewczynkę z nowym członkiem rodziny. Tommy zapowiadał się być naprawdę fajnym facetem.
– Hej, mała – wziął jej rączkę w dłoń i delikatnie potrząsnął. Ona przez chwilę niepewnie się na niego patrzyła, zanim jej twarzyczkę rozświetlił piękny uśmiech. Wyciągnęła ramiona, tym razem do niego aby wziął ją na ręce co Gemma i ja skomentowaliśmy przeciągłym "ow". Chłopak przez chwilę był zadziwiony tym, że dziewczynka tak szybko się do niego przekonała, ale gdy tylko widział błysk w jej błękitnych oczkach, włożył dłonie pod jej pachy i wziął ją w swe ramiona. Widziałem, że nie ma najmniejszego problemu z trzymaniem jej.
– Ale jesteś przytulaśna – skomentował z promienistym uśmiechem.
– No, a ja muszę powiedzieć, że patrząc na Gemmę z facetem i dzieckiem ładnie wygląda, chociaż raz – parsknął Louis, wytykając język do brunetki. Dziewczyna pokazała mu język, rumieniąc się przy tym delikatnie.
– Zobacz co to za prezent! – powiedziałem do córki, gdy w końcu wzięła do ręki torebkę.
– Tata... – mruknęła Raisin, od kiedy nauczyła się mówić to słowo, powtarzała je cały czas. W końcu w niezbyt zgrabny sposób włożyła całą swoją twarz do torebki.
– Kochanie, nie tak – Louis zaśmiał się, pomagając jej ze swoim prezentem. W końcu uniósł w górę piękną, kolorową książeczkę. Uśmiechnąłem się, widząc wielkie szczęście na twarzy swojej córeczki. Kochała ona wszystkie książeczki (zwłaszcza te, których nie wolno jej było dotykać i musiałem je przed nią chować). Rai przycisnęła różową okładkę do swojej piersi.
– Baja! – mruknęła uśmiechając się do mnie. Wturowałem jej w tym, obiecując, że przeczytam jej ją na dobranoc.
– Ukochaj wujka – powiedziałem jej, a ona upuściła książeczkę, którą w porę złapałem po to, aby objąć krótko szyję Tommy'ego. Usłyszałem jak Gemma klaszcze krótko w dłonie.
– Siadajmy do stołu! – zaświergotała, więc tak też wszyscy zrobiliśmy.
Raisin została posadzona w specjalnym, plastikowym krzesełku dla dzieci. Gdy zauważyłem, że dla dziewczynki mama przyrządziła zwykłą zupkę, już oczami wyobraźni widziałem to, jak wszystko będzie od tego jedzenia upaćkane na pomarańczowo. Siedziałem jak zwykle obok Louisa, natomiast po jego prawej stronie zasiadł Tommy nie opuszczając przy tym boku swojej dziewczyny. Nadal nie dowierzałem w to że Gemma jest w związku z nor-mal-nym facetem, to niesłychane!
– Mamusiu, co nam przyrządziłaś pysznego do jedzenia? – zagadnąłem ją, gdy postawiła przed Raisin miseczkę z jej obiadkiem.
– Cóż, upiekłam indyka. Mam nadzieję, że nie będzie zbyt suchy, bo to mój drugi raz – powiedziała Anne, gdy już wszyscy mieliśmy przed sobą talerze. – Za pierwszym razem gdy Robin spróbował mojego indyka powiedział: "Był pyszny, ale skarbie... Nie gotuj go więcej, proszę" – zaśmiała się imitując niski głos swojego męża.
– O, to dokładnie jak Harry ilekroć ja gotuje – powiedział ze śmiechem Louis, a ja trzepnąłem go dłonią w udo. – No co? Przecież wszyscy wiedzą jak beznadziejnym kucharzem jestem!
– Nie jest tragicznie, ale ja po prostu dbam o to, żebyś nie otruł mnie, czy Raisin – powiedziałem spokojnie z małym uśmieszkiem na twarz, robiąc dziubek z ust. Zdziwiłem się gdy zamiast otrzymania buziaka, chłopak uderzył mnie delikatnie w policzek, przez co Gemma parsknęła śmiechem.
– Okej, już cię nie kocham – burknąłem, począwszy jeść.
– Mówisz mi to kilka razy w ciągu tygodnia. Już się przyzwyczaiłem, że i tak zawsze ostatecznie przychodzisz się pomiziać – odparł, krojąc mięso.
– Nie przy jedzeniu, ludzie – mruknęła Gemma, wkładając w usta indyka. – Mięso jest pyszne, mamo – powiedziała, posyłając uśmiech kobiecie.
– A ty nie miałeś być wegetarianinem, Harry? – zagadnął mnie Robin.
– Już prawie nie jem nic mięsnego – odparłem mu. – Tylko raz na jakiś czas sobie pozwalam, żeby stopniowo coraz bardziej je odrzucać.
– „Prawie" to słowo klucz – sarknął Louis, delikatnie kopiąc mnie w kostkę pod stołem.
– Zamknij się. I tak się nikt z twoim zdaniem nie liczy – mruknąłem uszczypliwie. To zabawne, że zawsze wśród innych ludzi wyglądaliśmy jakbyśmy się kłócili. Cała moja rodzina uśmiechała się głupkowato dobrze wiedząc, że żartuję. Tommy jednak wyglądał na zdezorientowanego. Louis zachichotał cmokając mnie w skroń, a ja zacząłem karmić naszą dziewczynkę, początkowo zabawiając ją słówkami "teraz zjedz za tatusia".
Wsłuchiwałem się przez pierwszy kwadrans obiadu wywiadu jaki moi rodzice przeprowadzali z Tommym. Starałem się wyłapać w jego mowie wszelakie, niepokojące elementy, jednakże... nic takiego nie znalazłem!Po tym zauważyłem, że nawet Louis złapał naprawdę dobry kontakt z chłopakiem, co właściwie naprawdę mnie ucieszyło. Rozmawiali i śmiali się, a Louis opowiadał chłopakowi naszą historię w wielkim skrócie opowiadając jak się poznaliśmy i zakochaliśmy w sobie.
– Zaraz... – mruknął zdziwiony Tommy. – Czyli Raisin jest biologicznie... wasza? – kawałek jedzenia prawie stanął mi w gardle nie wiedząc jakiej reakcji mogłem się po nim spodziewać. Spuściłem delikatnie głowę, wstając z miejsca by odnieść do zlewu pustą miseczkę Raisin.
– Tak – słyszałem w głosie Tomlinsona nieufność. – Harry jest interseksualny, a więc jest to możliwe – wytłumaczył. Wróciłem do stołu, przegryzając dolną wargę i wplotłem dłoń we włosy Rai, chwaląc ją tym, że zjadła cały posiłek. Wyciągnąłem z torby, zawieszonej na oparciu krzesła mokre chusteczki, żeby wytrzeć jej twarzyczkę.
– O, słyszałem o tym – odezwał się ponownie Tommy. – Spoko sprawa, gdy jest się homoseksualistą i marzy się o własnym dziecku.
Spojrzałem na niego dosyć zaskoczony, przysuwając się bliżej stołu, a Louis położył dłoń na moim udzie, czule je masując w powolnym tempie.
– Tak, to jest naprawdę cudowne. Chcemy mieć dużą rodzinę. – odparł, spoglądając na Raisin.
– No właśnie, nie myślicie jeszcze nad braciszkiem dla rodzyneczki? – spytała Gemma, upijając łyk soku.
– Raisin dopiero próbuje mówić – mruknąłem speszony. – Wolelibyśmy aby była starsza i bardziej świadoma.
– I zaradna – dodał Louis.
– Wliczcie w to dziewięć miesięcy ciąży. Kiedy dziecko by się urodziło Rai miałaby już... Siedemnaście miesięcy! – Gemma szybko obliczyła wszystko na palcach.
– Nie mógłbym jej nawet podnosić w trakcie ciąży. Ona teraz potrzebuje mnie w stu procentach – przekonywałem.
– Wow, pamiętasz jeszcze matematykę. Brawo! – Louis zaklaskał jej ironicznie, zdecydowanie denerwując się szybciej niż ja. – Może ty lepiej powiedz nam, kiedy twoje dziecko, Gems.
Gemma natychmiast zrobiła wielkie oczy i nabrała dużo soku do buzi przełykając go głośno. – Jestem młoda i piękna, nigdzie mi nie spieszno – powiedziała pewna siebie.
– Z tym drugim to bym polemizował... – mruknął pod nosem szatyn, cudem unikając ciosu w tył głowy od brunetki.
– Lepiej wy mi powiedzcie – zagaiła Anne – kiedy w końcu będę dla Louisa teściową? – spytała z cwanym uśmieszkiem.
– Już jesteś, mamo! – odparł jej z nerwowym uśmiechem. Ja cichutko przeżuwałem ostatni kęs swojego posiłku.
– Ale ja chcę wasz ślub! – Anne udała wielkie oburzenie. W jej oczach widziałem wielkie iskry. Nawet Robin stwierdził, że to właściwy czas.
– Co wy tak bardzo chcecie, abym pozbył się nazwiska? – prychnąłem żartobliwie. – Przynoszę wam wstyd i chcecie, żebym w końcu nazywał się Tomlinson?
– Jak ty to ładnie wymawiasz, skarbie... – Gemma rozmarzyła się. – Powiedz mi, proszę obiecaj, że będę mogła pomagać ci w przygotowaniach!
– Gemma, ale my nie jesteśmy zaręczeni – Louis chciał ją uświadomić, tłumacząc jej to delikatnie. Do wszystkich chyba nie docierało to, że nie planujemy ani ślubu, ani drugiego dziecka.
– Więc czas to zmienić! – oznajmiła. – Beznadziejny z ciebie facet, wiesz? Już dawno Harold powinien paradować z jakimś brylantem na palcu i wszystkim go pokazywać!
– Przecież mam już jeden pierścionek od Louisa, spójrz – pokazałem jej swoją dłoń, na której miałem swój niebieski pierścień obietnicy. – Nie rozumiem dlaczego wszyscy się tak nas uczepili... – westchnąłem.
– Ponieważ jesteście ze sobą półtorej roku i macie dziecko!
– Chryste, gadasz jak Niall, Gemma. – jęknąłem.
– Niektórzy ludzie są ze sobą nawet kilka lat i nie przeszkadza im to, że nie mają ślubu – powiedział chłopak.
– Właśnie! To nie wy bierzecie ślub, więc wytrzymacie – wzruszyłem ramionami. Raisin zaczęła wiercić się w swoim krzesełku, więc mama zaproponowała, iż możemy przenieść stół na taras. Kiedy Louis i Tommy zajęli się przenoszeniem stołu, ja już biegałem z Raisin po ogródku.
– No, H. To teraz powiedz jak to u was jest z tym ślubem – powiedziała cicho Gemma, podchodząc do mnie od tyłu.
– A co ma niby być? – wzruszyłem ramionami. – Nic w tej chwili nie planujemy, przecież mówiłem.
– Ale... Chciałbyś, wiesz, być panem Tomlinson? – zaśmiała się łapiąc Raisin za rączki i zaczęliśmy spacerować po ogrodzie.
– Oczywiście, że tak – odpowiedziałem prawie automatycznie. – To obecnie moje najwieksze marzenie.
– Więc jaki macie problem? Niech Louis przed tobą uklęknie na jedno kolano i wypowie te słowa w stylu "Harry, tak bardzo cię kocham. Zostań moim mężem!" – Gemma zachichotała.
– No to niech mi się oświadczy. – prychnąłem. – Mam go zmusić? A może jeszcze lepiej! Wyznaczyć dokładną datę i okoliczności?
– Wiesz co? Jak mówił o tym ślubie to widziałam w jego oczach taki błysk... Jakby on również tego chciał, serio, nie wiem o co chodzi – zaśmiała się, puszczając jedną dłoń Rai.
– Może coś planuje – zaśmiałem się, jednak po wypowiedzeniu tych słów na głos, zdałem sobie sprawę, że cholera, to brzmi logicznie. Gemma tylko wzruszyła ramionami, kiedy zawróciliśmy pomalutku. – Dzisiaj postawiła pierwsze kroki samodzielnie – powiedziałem dumnie, mając na myśli oczywiście Raisin, która pomalutku kroczył między nami.
– Tak szybko? – zdziwiła się, ale też równocześnie była podekscytowana. – Błagam, powiedz, że wszystko nagrywaliscie.
– Tak! Oczywiście! – powiedziałem od razu energicznie – Louis ma wszystko na swoim telefonie. To był wielki moment!
– Musicie mi potem pokazać – oznajmiła, łapiąc mnie pod rękę. – Em... co sadzisz o Tommym? – widziałem, że obawiała się mojej odpowiedzi. Uśmiechnąłem się szeroko, ponieważ wiedziałem, że Gemma szukała dobrej chwili by mnie o to wypytać. Inaczej by do mnie nie podeszła. Zaśmiałem sięz kręcąc delikatnie głową na boki.
– Wiesz... Na pewno jest o tysiące razy lepszy niżeli twoi wszyscy byli zebrani w kupę – powiedziałem od razu. – Myślę, że Raisin go kupiła, Louis tak samo, jak widzisz – powiedziałem obserwując jak mój chłopak rozmawia o czymś z Tommym. – Pozostaje mi tylko pogratulować ci że w końcu znalazłaś kogoś dobrego dla siebie, kto zasługuje na twoje dobre serce. Mam nadzieję, że to wypali i wam się uda, bo naprawdę masz dużą wartość, Gems. Nie rozumiem dlaczego zawsze trafiłaś na samych dupków, ale tak. Gratulacje!
Wyszczerzyła się do mnie szeroko, kątem oka zerkając na swojego chłopaka, automatycznie promieniejąc się jeszcze bardziej.
– Pogadam potem z Louisem i zmuszę go do oświadczyn z tobą.
– Jezu, G. Koniec tego tematu, proszę. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego tak się tego uczepiliście. To za wcześnie, naprawdę. Tak samo jak te głupie tematy o drugim dziecku. Nie planujemy dzieci, okej? – próbowałem jej przemówić do rozumu.
– Raisin też nie planowaliście.
Uderzyłem ją w ramię.
– Po prostu widzę, że oboje tego bardzo chcecie, braciszku – odparła beznamiętnie. – I nie kłam, że tak nie jest.
– Więc daj Louisowi czas na to, żeby...
– No, Hejcia! Na co Gemma ma mi dać czas? – spytał Louis, podbiegajac do mnie i biorąc Raisin na ręce, gdy ta zaczęła go nawoływać z uśmiechem na twarzy.
– Na to, żebyś się umył, smierdzielu – w momencie, w którym zacząłem panikować, Gemma się odezwała.
– Jestem umyty i pachnący –uśmiechnął się szeroko. Brunetka przewróciła oczami i ruszyła do swojego chłopaka. Westchnąłem głęboko łapiąc się za serce, gdy Tommy uśmiechnął się do niej, cmokając ją w policzek.
– Pamiętasz, gdy byliśmy na początku związku i to było jeszcze takie... niezręczne całować się przy rodzicach? – zagaiłem. – Teraz to ich wręcz denerwujemy swoją bliskością.
– Wiesz, że kiedyś w końcu przyjdzie chwila, gdy będziemy już starzy i przestaniemy być tacy... namiętnie?
– Oczywiście, że nie? Nigdy nie przestanę taki być w stosunku do ciebie. Może będę starym dziadem, ale będę codziennie cię całować i zapewniać, że cię kocham, Loubear – powiedziałem zupełnie szczerze.
– Jak będę już chodził o lasce i będę cały pomarszczony, to stwierdzisz inaczej – mówił uparcie. Cały czas trzymał Raisin. Jednym ramieniem objąłem plecy Louisa, a drugim córeczkę.
– Nie. Obiecuję, że nie zmienię swojego zdania jeśli po takim czasie ty nadal będziesz mnie kochał – powiedziałem, spoglądając w jego błękitne oczy. Widziałem również, że Rai robi się bardziej śpiąca, ponieważ wtuliła się w szyję Louisa, co oznaczało, że niedługo musimy ją położyć na drzemkę.
– Kocham cię i zawsze będę – stanął delikatnie na palcach by mnie pocałować, a ja wyszczerzyłem się z tego powodu.
Usłyszałem jak mój tata i mama na nas gwiżdżą. Pokręciłem głową niedowierzając w to, jak głupi byli. Posłałem im uśmiech i demonstracyjnie otarłem kciukiem kącik warg Louisa.
– Oczka ci się kleją, młoda – chłopak zwrócił się do córki. – Położyć cię chyba trzeba, co?
– Ta-ta – powiedziała sennie, spoglądając na Louisa. – Tuś! – odparła energicznie, wskazując na mnie palcem.
– Tak, moja mała gwiazdeczko. Ale teraz położymy cię do wózka, dobrze?
Louis poszedł z nią na górę do mojego starego pokoju, a ja postanowiłem zostać na dole ze swoją rodzinką.
– Czemu tak na mnie patrzycie? – spytałem, gdy dosłownie wszystkie pary oczu zwróciły się w moją stronę. Zastanawiałem się czy mam coś na twarzy.
– Przyznaj się, że to ty chcesz oświadczyć się Louisowi – walnęła prosto z mostu mama.
– Że c-co?! – moje oczy prawie wyskoczyły z orbit.
– No właśnie próbuje im przemówić, że to tobie Louis ma się oświadczyć, a nie na odwrót! – broniła się Gemma.
– A skąd wiecie czy to właśnie Louis nie oczekuje od Harry'ego oświadczyn? – odezwał się Robin, broniąc swojej tezy.
– Bo to tak, jakbyś ty oczekiwał oświadczyn od mamy – zaśmiała się moja siostra a ja tam po prostu stałem zarumieniony.
– Przypominam wam, że posiadam jaja, nie jestem babą, wiec nie jestem mamą! – prychnąłem zbulwersowany doprowadzając do śmiechu Tommy'ego.
– A ja nie jestem Harrym, ludzie – Robin wybuchł gromkim śmiechem, poprawiając okulary u nasady swojego nosa. – A w związku homoseksualnym nie ma żadnego przywileju, że pasywna strona ma oczekiwać oświadczyn. Źle mówię? W każdym razie...
– Nie – uciąłem. – Dajcie mi coś powiedzieć – fuknąłem. – Jeśli ja i Louis mówimy, że nie bierzemy ślubu, to nie róbcie jakiś spisków! Mamy się dobrze, kochamy się, więc dlaczego tak w to wnikacie? Ślubu. Nie. Będzie. Nie teraz.
– To zabrzmiało groźnie – przyznała ze śmiechem mama. – Po prostu jesteśmy ciekawi, synku. Nie denerwuj się.
– A może ty jesteś w ciąży? – spytała Gemma, unosząc brwi.
– Tak, pewnie – powiedziałem sarkastycznie. – Bliźniaki, już kopią, chcesz dotknąć? – spytałem wypinając lekko swój brzuch i poklepując go patrzyłem na reakcje Gemmy. – Naprawdę, kocham was z całego serca, ale pozwólcie wszystkiemu potoczyć się samoistnie – kontynuowałem.
Westchnąłem, siadając na krześle obok Tommy'ego. – Mam nadzieję, że wiesz z czym liczysz się wkraczając do tej rodziny – powiedziałem, poprawiając się wygodnie na krześle. On zaśmiał się krótko.
– Gemma użyła prawie takich samych słów, gdy tu przyjechałem.
– No wiesz. Louisa nikt nie ostrzegł, więc teraz sam widzisz – zaśmiałem się, szczerząc do chłopaka.
– Niestety nie miał wyjścia kiedy cię już zapłodnił – mruknął Robin. Widziałem, że nadal źle wspomina okres z początku mojej ciąży.
– Boże, tato – przewróciłem oczami w tym samym czasie, kiedy na taras wszedł Louis pytając czy coś go ominęło.
– Przyjacielu, Harry właśnie mówił, że jest w ciąży! – pisnęła Gemma. Była świetną aktorką. Mentalnie przybiłem sobie otwartą dłonią w czoło. – Czemu nie powiedziałeś, że będziesz tatą bliźniaków? Gratulację!
Louis przez chwilę patrzył na mnie wyraźnie przerażony, jednak gdy zobaczył moją minę natychmiast pojął, że to żart.
– Ale, kurwa, śmiesznie, Gemma.
– Prawie poczułam, jak sikasz w gacie – Gemma zwijała się ze śmiechu.
– Bliźniaki to fajna sprawa – mruknął Tommy. – Mam dwóch braci bliźniaków.
– Ja mam siostry bliźniaczki – uśmiechnął się Louis, siadając na połowie mojego krzesła. – Ile Twoi bracia mają lat?
– Mają po sześć lat i są strasznie rozbrykani.
– Moje siostry mają trzynaście, więc uwierz mi, że sześcioletni chłopcy to nic przy dorastających dziewczynkach.
– Harry, pamiętasz, że Louis miał mi pokazać nagranie jak Rai chodzi? – spytała mnie Gemma. Pokiwałem głową sięgając do tylnej kieszeni spodni Louisa, skąd wyciągnąłem jego telefon.
– Kochanie, tak przy twoich rodzicach? – poruszył zabawnie brwiami, a ja po prostu nie mogłem nie przewrócić oczami.
– Chciałbyś, zboczeńcu – prychnąłem, klepiąc go mocno w udo z wysokości. – Nadal masz moje zdjęcie na tapecie? – zdziwiłem się, że Louis jeszcze go nie zmienił. Na wyświetlaczu widniało moje zdjęcie z czasu początków naszego związku. To był dzień, w którym mój brzuszek bardzo bolał. Był spuchnięty przez ciągłe wymioty. Leżałem wgnieciony w łóżko, przysłaniając swój tors odziany w biały t-shirt książką. Zdjęcie było zrobione ze śmiesznej perspektywy. Moje loki były rozrzucone po poduszce. Były dużo krótsze niż teraz.
– Mam dobre wspomnienia związane z tym zdjęciem.
Uśmiechnąłem się do swojego partnera.
– I dlaczego masz ustawioną blokadę, Louisie Tomlinson?
– Żeby Zayn, który lubi grzebać mi w telefonie nie znalazł twoich nagich zdjęć – zakrztusiłem się powietrzem słysząc to.
– Ja nie chciałam o tym wiedzieć! – pisnęła Gemma.
– Louis chce po prostu mnie zawstydzić, nie ma żadnych zdjęć – powiedziałem, na co szatyn wzruszył ramionami. Moi rodzice patrzyli na nas gigantycznymi oczami, na co miałem ochotę zachichotać. Wszystko brali na poważnie.
Mocno się zarumieniłem, a moja rodzina była jeszcze bardziej zażenowana.
– Więc jakie jest hasło? – spytałem, patrząc na wyświetlacz, ma którym pisało, iż pin ma mniej niż dziesięć znaków czy liter.
– Data dwudziesty ósmy października. – odparł. Ja spojrzałem na niego rozczulony zdając sobie sprawę z tego, iż jest to dzień, w którym urodziła się Raisin. Uśmiechnąłem się szeroko, wklikując wszystkie liczby, a kiedy telefon został odblokowany zobaczyłem znowu siebie, tym razem trzymającą w rękach Raisin.
– Wiesz, że masz obsesję na naszym punkcie? – uniosłem wysoko brew.
– Nie uważam, że to coś złego – wzruszył ramionami, sięgając po szklankę, do której chciał nalać sok.
Szybko wchodząc w galerię zobaczyłem ostatnio nagrany filmik i otworzyłem go, podając telefon Gemmie. Od razu do jej ramienia przylgnęła reszta rodziny, nawet Tommy. Oglądali z zafascynowaniem pierwsze kroczki naszej córeczki. Kiedy zobaczyli jak Rai stawia nóżkę obok nóżki wszyscy nagle zaczęli piszczeć i ją chwalić, a ja poczułem dłoń na swoim kolanie, więc uśmiechnąłem się do Louisa delikatnie łącząc nasze palce. Później na nagraniu było widać jeszcze jak biorę Raisin na ręce i obkręcam ją w powietrzu kilka razy.
– Bardzo szybko zaczęła w ogóle próbować chodzić – uznał Tommy.
– Ona wszystkiego uczy się dziwnie szybko – zgodził się z nim Louis. – Wiele jej rówieśników dopiero składa sylaby, a ona już dobrze radzi sobie z kilkoma słowami.
– Harry nauczył się wcześnie chodzić, pamiętam to! – powiedziała Gemma, patrząc na mnie. – Był taki maleńki, a już biegał po ogródku. To wyglądało śmiesznie.
– Gemma... – starałem się jej przerwać.
– I dlatego ma takie pajęcze nogi – powiedział szatyn. – Ja podobno bardzo późno zacząłem chodzić, więc są tego efekty.
– Bo tobie poszło w ten tłusty zad – Gemma wzruszyła ramionami, oddając Louisowi telefon. Chłopak od razu fuknął, a cała reszta się zaśmiała.
– To są same mięśnie. Chciałabyś taki zad – odpyskował dziewczynie, chowając smartphone'a. – Poza tym, Harry ma teraz lepszy tyłek dzięki temu, że ćwiczy – wzruszył ramionami.
– A co? Sprawdzasz codziennie metrem obwód tyłka mojego brata? – spytała z cwanym uśmieszkiem wtulając się w swojego chłopaka.
– Sprawdzam to w inny sposób – zapewnił ją z szelmowskim uśmiechem. Ja uderzyłem z otwartej dłoni w twarz nie wierząc w jego głupotę. Na szczęście mama i tata dawno zniknęli gdzieś w kuchni, szykując napoje dla nas.
– Louis, mógłbyś kontrolować trochę swoje zbereźne teksty przy moich rodzicach? – spytałem szepcząc do niego spokojnie, gdy Gemma i Tommy zaczęli ze sobą flirtować.
– A co? Myślisz, że nie nie wiedzą, że uprawiamy seks? – parsknął. – I to często?
– Nie musisz tego tak... pokazywać. To nie jest dla mnie komfortowe przy mamie i tacie – próbowałem mu to delikatnie wytłumaczyć.
– Nie pomyślałem – zmieszał się. – W porządku. Przepraszam – uśmiechnął się ciepło, całując mnie w czoło. Westchnąłem z ulgą.
– Dziękuję – powiedziałem, przymykając oczy, a gdy je otworzyłem lekko odwzajemniłem jego gest. – Pójdę zobaczyć, jak u Raisin. Śpi już chwilkę – oznajmiłem, wstając
– Na pewno śpi jej się cudownie – powiedział. – Założę się, że czuje się dobrze przez to, że to był kiedyś twój pokoi.
– Nadal jest mój! – udałem oburzenie śmiejąc się i ruszyłem w głąb domu, by upewnić się, czy jest tak, jak mówił Louis. Czy to złe, że już po trzydziestu minutach z kawałkiem martwiłem się o nią? Po cichutku, na palcach zajrzałem do pokoju. Raisin leżała na pleckach, przykryta jej różowym kocykiem. Jej loczki leżały spokojnie na poduszce, a usteczka były rozchylone. Uśmiechnąłem się mimowolnie, widząc moją stokrotkę taką spokojną. Mogłem w ten sposób obserwować ją przez następne godziny i patrzeć na jej piękne, długie rzęsy i różowe policzki. Podszedłem bliżej żeby tylko poprawić na jej ciele kocyk i zaświecić małą lampkę na biurku, ponieważ słońce zaczęło zachodzić i robiło się ciemniej. Chwilę jeszcze rozglądałem się po swoim starym pokoju. Tyle wspomnieć się z nim wiąże. Tyle chwil z Louisem, które wspominam. Nie zauważyłem gdy moje oczy stały się wilgotne, ponieważ to wszystko tak nagle mnie uderzyło z gigantyczną siłą. Pocałowałem Raisin w czoło i po wyszeptaniu jeszcze cichutkiego "kocham cię" wyszedłem z pokoju i wróciłem na dół do całej reszty. Tam już czekali rodzice, którzy zawzięcie rozmawiali o czymś z Tommym. Widziałem, że ich polubili, co cieszył Gemmę, ale również mnie. Usiadłem na swoim miejscu i upiłem łyk soku. Przykleiłem się znowu do boku szatyna, nasłuchując histori opowiadanej przez mamę o zabłąkanym kocie w szpitalu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro