67. Leci samolocik!
Teraz będzie coraz więcej przeskoków w czasie...
Mimo, iż biegałem codziennie od jakichś trzech miesięcy, nadal nie potrafiłem się przyzwyczaić do tego jak zawsze pod koniec miałem już ochotę wykaszleć swoje płuca, a na widok swojego domu, prawie płakałem ze szczęścia. Będąc na podwórku, zatrzymałem się i opierając o ogrodzenie oddychałem ciężko. Podreptałem powolnym krokiem, czując jak leje się ze mnie pot, tam gdzie najbardziej mnie bolało. Dosłownie wszystko mnie bolało!
Uśmiechnąłem się rozczulony, widząc jak mała próbowała dosyć pokracznie raczkować aby uciec od Louisa, który cały czas wołał: – Powiedz "tata"!
– Louis, daj jej już spokój – zaśmiałem się, podchodząc do chłopaka, by pocałować go w policzek. Nie obyło się bez komentarza "jesteś spocony, Harold!", Ale nie przejąłem się tym, przewracając oczyma. Dziewczynka poczęła bawić się z Poppym. Psiak przybiegł do niej z gumową, czerwoną piłeczką. Raisin sięgnęła po zabawkę i chciała ją sobie włożyć do ust.
– Jezu, nie! – Tomlinson szybko wyrwał jej to z ręki i rzucił obok siebie. – To jest be, Rai-Tai. To zabawka pieska, nie gryzaczek – wytłumaczył, patrzącej się na niego w zdziwieniu córce.
– Bu! – krzyknęła zadowolona, wyciągając ręce do Louisa.
– Lepiej powiedz tata, no dalej! Raisin, dla mnie, dla taty! Powiedz: ta-ta! – Louis dalej próbował, patrząc w wielkie oczka dziewczynki, gdy trzymał ją w swoich ramionach. Zaśmiałem się, kiedy ona nawet nie próbując mówić cokolwiek, ścisnęła jego nos w swojej małej dłoni, na co szatyn się skrzywił. – Tata się na ciebie obraża, Rai – fuknął szatyn, zostawiając dziecko na trawie i szedł w moim kierunku. Nagle zatrzymał się, kiedy dziewczynka zaczęła się śmiać, wołając "ta-ta"!
– O mój Boże, słyszałeś to?! – pisnąłem, podskakując w miejscu. Chłopak zrobił to samo, również wydając z siebie zachwycony okrzyk a Raisin, nawet jeśli nie rozumiała co się dzieje, zaczęła się głośno śmiać.
– Moja dziewczynka! – zawołał szatyn łapiąc małą pod pachami i uniósł ją kilka razy do góry, przez co Rai śmiała się głośniej wyraźnie mówiąc "tata" choć przez jej seplenienie "t" przypominało trochę "ć". Mimo to, podszedłem, a raczej podbiegłem do mojej rodziny zszokowany i dumny. Pocałowałem kilka razy czoło dziewczynki, mając ochotę dosłownie krzyczeć ze szczęścia, które mnie tak niesamowicie rozsadzało.
– Wiedziałem, że jej się uda! – powiedział Louis wyraźnie szczęśliwy, przytulając dziewczynkę mocniej, głaszcząc jej czekoladowe loczki. Jeden z nich zaczął spadać na środek jej czoła, więc musieliśmy zacząć kupować spinki do włosów i podpinać kręconą grzywkę.
– Ma długie włosy jak na dziewięciomiesięczne dziecko, prawda? – zagadnąłem, obejmując szatyna ramieniem.
– Nawet bardzo, mam wrażenie, że jeszcze na Twoich urodzinach miała ich mniej o połowę, a kiedy to było?
– Ona tak szybko rośnie... – westchnąłem, czując nagle wszechogarniający mnie smutek i nie mogło to umknąć szatynowi.
– Hej, to bardzo dobrze, że tak prędko nabiera sił!
– Ale dopiero była rodzynką w moim brzuszku, a teraz sam spójrz – mruknąłem. – Nie chcę, żeby rosła – przyznałem. – Bo potem się wyprowadzi i nas zostawi – wydąłem dolną wargę.
– Kochanie, nie myśl dwadzieścia lat w górę – Louis obiął mnie ramieniem. – Spójrz, weź prysznic, przebierz się w swoje normalne ciuchy i może zaprosimy chłopaków na wieczór? Rozpalimy sobie grilla? Totalny luz i chill out.
Rozpromieniłem się, słysząc to. – A nie jest jeszcze na to za zimno? – pojawiły się pierwsze moje wątpliwości. – Noce nadal są dosyć chłodne.
– Myślę, że damy radę. Napiszę do Zayna, żeby przyszli z żarciem. Wieczorem może będziemy oglądać gwiazdy? – zaproponował Louis, poprawiając Rai na swoim ramieniu.
– Kocham cię – wyznałem z leniwym uśmiechem, całując go przelotnie w skroń.
– A ja ciebie, H... Bardziej niż cokolwiek innego – jedna z jego dłoni spoczęła na moim pośladku.
– Przestań obmacywać mnie przy Raisin, to niezręczne gdy ona tu jest i patrzy – wytknąłem język.
– Wow, ale masz tyłeczek fajny, skarbie. Lubię dotykać go wtedy, gdy jest napięty po ćwiczeniach – totalnie zignorował to, o czym mówiłem, jeszcze mocniej ściskając mój pośladek. – Ubierz jakieś obcisłe spodnie – bardziej rozkazał niż poprosił.
– Ćwiczyło się – zachichotałem i gdybym stał tam jeszcze o chwilę dłużej, pewnie zacząłbym oddychać ciężej, więc postanowiłem odwrócić się na pięcie i ruszyć w stronę łazienki.
– Skarbie, powinieneś dzisiaj ubrać swoje pończochy w końcu! – usłyszałem jego wołanie. Zarumieniłem się krwiście, przypominając sobie, że rzeczywiście obiecałem mu to, gdy tylko zrobi się cieplej.
– To są podkolanówki, frajerze! – zawołałem, ruszając do sypialni, by wziąć z niej ubrania.
– To prawie to samo, gołąbku! – słyszałem w jego głosie śmiech, gdy przeszukiwałem szafę, aby znaleźć odpowiedni na dzisiejszy dzień strój. Dochodziła dopiero dwunasta, miałem tyle czasu!
– Wcale nie! – krzyknąłem i ruszyłem do łazienki, by wziąć prysznic i opłukać się z potu i brudu. Gorąca woda tak przyjemnie rozgrzała moje spięte po wysiłku fizycznym mięśnie, że nawet nie zorientowałem się kiedy minęło już dobre kilkanaście minut i drzwi do łazienki otworzyły się, gdy ja nadal stałem pod strumieniem wody.
– Louis? – spytałem głupio, bowiem kto inny mógłby wejść do łazienki gdy biorę prysznic? Jednak przez wodę w oczach nie widziałem zupełnie nic.
– Tak, to ja – pisnąłem z zaskoczenia, gdy nagle zasłonka prysznicowa rozsunęła się i zobaczyłem go, przecierając palcami oczy. – Myślałem już, że się utopiłeś.
– Mam się dobrze, jeśli o to się martwileś – zaśmiałem się, sięgając po ręcznik, by przetrzeć moje oczy.
– Mogę dołączyć? – poruszył zabawnie brwiami, próbując uszczypnąć mnie w biodro, ale w ostatniej chwili zdążyłem się odsunąć.
– Co z Raisin? – spytałem, rumienieniąc się delikatnie.
– Śpi po zjedzeniu całego słoiku pomideł – odparł, ściągając swoją koszulkę. – Tak długo się kąpałeś, że zdążyłem ją położyć.
– Więc chodź – zachęciłem go z chichotem, ponownie włączając strumień wody i wychyliłem swoją twarz tak, by krople na nią padały. Nawet nie ukrywałem tego jak obserwuje chłopaka, kiedy pozbywał się kolejnych części swojej garderoby zanim wszedł obok mnie pod prysznic zsuwając za sobą zasłonkę.
– Jak ciepło... – uśmiechnął się, ustawiając się w tej samej pozycji, co ja.
– Teraz zdecydowanie bardziej – zaśmiałem się, stając do niego tyłem, aby wziąć do ręki szampon i wycisnąć sobie trochę na rękę. Louis odgarniając swoje całkiem mokre włosy w kierunku tyłu jego głowy, przymknął oczy, a ja mogłem obserwować jak jego mięśnie się napinają. Nie mogąc się już dłużej powstrzymywać, nachyliłem się aby pocałować jego o obojczyk. Chłopak czując to, natychmiast spojrzał na mnie, uśmiechając się delikatnie.
Wplątał palce w moje włosy, gdy tworzyłem swoimi ustami ścieżkę po jego tatuażu. Podniosłem na niego wzrok, wmasowując żel w barki chłopaka, by się odprężył. Przymknąłem powieki przez przyjemne uczucie dłoni. Opuszki palców Louisa, w przyjemny sposób masowały skórę mojej głowy, podczas gdy ja namydlałem jego ciało.
– Tak dobrze – przymyknął oczy z przyjemności. Byłem zadowolony z siebie: tylko moim zwykłym dotykiem sprawiałem mu niesamowitą przyjemność. Pocałowałem go w okolicy mostka, zjeżdżając swymi ustami coraz niżej, jednak utrzymywałem przy tym powolny rytm, co jakiś czas zerkając w górę, aby zobaczyć minę chłopaka.
– Hazza, to miał być zwykły prysznic, a ja zaraz się na ciebie rzucę – zaśmiał się, kładąc dłonie na moich bokach. Puściłem mu oczko, prostując się.
– To nie moja wina, że jesteś niewyżyty seksualnie. Ja chciałem być tylko czuły – pokazałem mu język z kokieteryjnym uśmiechem.
– Przyssałeś się do mnie, skarbie – Louis zaśmiał się przyciągając mnie bliżej siebie, przez co nasze męskości się o siebie otarły.
– A co? Nie podoba ci się? – wiedząc, że chłopak nie da rady odpowiedzieć mi czymś przeczącym, zagryzłem wargę.
– Kocham to – przyznał, zjeżdżając dłońmi coraz niżej. – Boże, Harry. Jesteś tylko mój – powiedział władczym tonem całując mój policzek łapczywie.
– Co byś zrobił gdybym dzisiaj na przykład usiadł, tak czysto hipotetycznie... – zamrugałem uroczo – obok Zayna i mówił jak przystojnie wygląda – uwielbiałem jak chłopak był zazdrosny o swojego przyjaciela, dlatego od czasu do czasu go tak drażniłem.
– Niall by się tobą od razu zajął. Zły przykład, ale kombinuj dalej – zjechał dłońmi na moje kości biodrowe
– Zayn ostatnio powiedział mi, że mam bardzo ładne nogi – powiedziałem zgodnie z prawdą, powstrzymując śmiech, gdy w oczach Tomlinsona przez sekundę ujrzałem chęć mordu.
– No i co? Niall powiedział, że ja mam lepszy tyłek niż Beyonce – wytknął mi język.
– Akurat Ameryki nie odkrył – prychnąłem. Widziałem, że Louisowi nie spodobało się to, że nie byłem nawet odrobinę zazdrosny. Jesteśmy popieprzoną parą.
– Super – Louis wzruszył ramionami, na co ja odpowiedziałem tym samym. Jednak po chwili już oboje zjadaliśmy swoje twarze nie oszczędzając języków i śliny.
– Przestań próbować przejąć nade mną dominację – wymamrotał w moje usta, gdy już po raz kolejny chciałem go przechylić w tył, jednak on szybko przejął pałeczkę z powrotem.
– Uh, jesteś okropny.
– Wiem, kochasz mnie – przytulił mnie do siebie, wkładając język do moich ust. Wykonałem zgrabny pocałunek uciskając wystające kości policzkowe po bokach jego twarzy.
– Oczywiście.
***
– Siemka, siemka! – zawołał Niall po wejściu na nasz ogród razem z Zaynem który trzymał reklamówkę z jedzeniem i alkoholem.
– Cześć! – pomachałem im, z usadowioną na moich kolanach Raisin. Louis jedynie wymamrotał jakieś niewyraźne powitanie, cały czas kląć pod nosem przez to, że nie potrafił uporać się z grillem.
– Pomóc? – spytał Zayn, odkładając rzeczy na stół. – O jeju! Raisin! Jaka ty jesteś wielka! Chodź do wujka Zuzu.
– Powiedziała dzisiaj "tata"! – poinformowałem ich z wielką dumą, a Louis słysząc to również wyprostował się nagle.
– Ciacia? – zawołała dziewczynka, ale zmarszczyła swoje brewki, gdy zorientowała się, że powiedziała coś nie tak.
– Prawie ci się udało, cukierku – zaśmiałem się, czochrając jej rzadkie loczki.
– Ciacia – włożyła paluszek do ust, obserwując Zayna i wytarła dłoń w jego kołnierz. Pacnąłem się w czoło, wycierając mokrą dłoń w chusteczkę nawilżającą, których było pełno w całym domu.
– Wybacz. Zęby jej rosną.
– Nic się nie stało. Jej ślina nie robi na mnie wrażenia – zachichotał Zayn.
– Ale ona ma epickie włosy – podniecił się blondyn. – Dokładnie takie jak Twoje, H!
– Trochę bardziej gęste i mięciutkie – musiałem sprecyzować. Chciałem swoje własne włosy przyciąć. Sięgały mi już spokojnie prawie do ramienia.
– Puchacz – Niall pokazał mi język, ciągnąc za moje loki.
– Louis, mogę przyciąć włosy?
– Nie.
Ledwo zdążyłem dokończyć zdanie, nim odpowiedział twardo. Prychnąłem. – Ciągle wpadają mi do oczu.
– Więc je wiąż gumką, stokrotko.
– To zrób mi warkoczyki! – poprosiłem.
– Ale najpierw rozłóżcie ten głupi grill. Ja przygotuje jedzenie – zaproponował Niall. Louis patrzył na mnie z politowaniem podrzucając zapalniczkę do góry.
– Kotek, nie chcę mi się robić ci pieprzonych warkoczyków – jęknął marudnie.
– Mówiłeś, że będziesz mi robił warkoczyki. Zapuszczam je specjalnie, żebyś mógł zrobić mi fryzurę?
– zamrugałem słodko, podając Raisin Niallowi, a sam wyjąłem produkty z reklamówki i postanowiłem zrobić sałatkę oraz przygotować ziemniaczki, które mogliśmy upiec.
– Zrobię ci, obiecuję – przysiągł. – Ale teraz na nic nie mam ochoty z wyjątkiem snu – przyznał, ziewając.
– Złożone! – oznajmił Zayn. Nie dość, że grill był złożony, to jeszcze go rozpalił.
– Chłopak perfekcyjny! – westchnąłem marzycielsko, podając mu butelkę piwa otwartą zębami.
– Mówiłeś chyba o mnie, kochanie – Louis uniósł brwi, siadając obok mnie, a ja zaśmiałem się lakonicznie, łącznie z Niallem przez jego minę.
– Skoro nie umiesz złożyć grilla, nie jesteś perfekcyjny.
– Wciąż jestem idealny dla ciebie.
– Oczywiście – odparłem, kierując się do kuchni. Wróciłem z nożem i kilkoma miskami. – Pomóż kroić mi warzywa, proszę – podałem mu ostrze. Szatyn pokiwał głową, biorąc ode mnie nożyk, a następnie zaczął kroić jedną z marchewek. W tym czasie Niall rozmawiał z Rai.
– Powiedz "wujek"!
– Niall, ona nie składa wyrazów, które mają więcej niż dwie litery – uświadomił go Louis, krojąc pomidora na ćwiartki. Zaśmiałem się, kiedyś Raisin zaczęła robić "muuu". No tak, ostatnio Louis uczył ją jakie odgłosy wydają zwierzęta. Polubiła krówki.
– Ni, nie narzekaj, że nie potrafi powiedzieć "wujek" – zagaił Zayn. – Właśnie zaczęła udawać krowę, a to tak jakby twoja niedaleka rodzina.
– Ja jestem byczkiem – Niall roześmiał się, unosząc małą Rai do góry. Zaproponowałem mu żeby wziął z lodówki słoiczek z jabłuszkami, by mógł nakarmić moją córeczkę. Gdy już wrócił i posadził dziewczynkę na moich kolanach, uklęknął tuż obok aby ją nakarmić, jednak ona pisnęła na widok łyżeczki i wytrąciła mu ją z dłoni.
– Musisz zabawić ją tymi rzeczami o samolocikach – powiedział Louis, mieszając składniki razem.
– Boże... – sapnął blondyn podnosząc łyżeczkę i wytarł ją. Nabrał kolejną, niewielką ilość jedzenia na łyżeczkę, którą skierował w stronę Raisin. – A co to? – uśmiechnął się szeroko. – Leci samolocik! – zaczął udawać warkot silnika rozbawiając tym nas wszystkich. Raisin patrzyła na niego dużymi oczami, śmiejąc się, a kiedy w końcu się uspokoiła otwierając buźkę, wtedy Niall włożył plastikową łyżeczkę do jej usteczek.
– To brzmiało jak wściekły dzik, a nie samolot – zaśmiałem się, w czym wszyscy mi wturowali.
– Shit, jaki glut – wzdrygnął się Horan. – W życiu bym tego nie zjadł.
– Nikt ci nie każe – cmoknął Louis. – Takie pyszności są zarezerwowane tylko dla mojej księżniczki.
– Naszej i podaj mi chusteczki – poprawiłem go i wyciągnąłem do niego dłoń. Louis podał mi rzecz, o jaką poprosiłem specjalne dla dzieci bym mógł wycierać buźkę Rai. Jak to zwykle bywa przy karmieniu dzieci, co chwilę na bródce Rai zostawały małe ilości jedzenia, które regularnie wycierałem.
– Ponacinać to tak? – spytał Louis przecinając jedną kiełbaske. Nie znałem się na tym, ale Zayn powiedział że jest okej, więc tak też Louis zrobił z wszystkimi kawałkami miesa.
– Z, wstaw mi karkówkę też – poprosił blondyn, a Malik od razu go posłuchał wstawiając na grill także duży kawałek osobnego mięsa dla swojego chłopaka.
– Może przynieś wózek kochanie to Raisin będzie się bujac aż zaśnie – powiedziałem do Louisa, posyłając mu jeden z moich uroczych uśmiechów. Chłopak pokiwał głową, nachylając się, by pocałować moje czoło.
Gdy Raisin leżała już w wózku najedzona, ja woziłem ją w nim swoją nogą równocześnie, zajadajac się idealnie przypieczoną kiełbaską.
– Podasz mi sos? – poprosił Niall więc podałem mu butelkę z ostrym sosem, a sam spojrzałem do wózka, gdzie dziewczynka właśnie zasnęła.
– Myślisz, że powinienem zanieść ją na górę? – spytałem Louisa.
– Jeszcze nie jest chłodno, wiec nie musisz – odparł z pełną buzią.
– Boże, najpierw przełykaj. To ohydne! – zaśmiałem się popijając posiłek i nałożyłem sobie więcej sałatki z mojego przepisu, którą wszyscy pochwalili.
– Już wiadomo, kto w tym domu gotuje – skomentował Niall, nabijając sałatę na sztuciec.
– Oh, nie, Louis też sobie wspaniale radzi! – zdobyłem się na pochwałę skierowaną do swojego ukochanego. – Robi świetną pizzę. Mi kompletnie nie wychodzi ciasto na pizzę, więc tylko kroję warzywa.
– Dziękuję, Harry – szatyn mrugnął do mnie.
– Zrobisz mi jeszcze dzisiaj warkoczyki? Proszę!
– Ja pieprze – przewrócił oczami, odkładając swój talerz obok.
– Wiem, że ty – odpyskowałem mu. Przewrócił oczami.
– Siadaj na trawie, między moimi nogami. – rozkazał a ja zrobiłem to w błyskawicznym wręcz tempie.
– Mam dwie gumki – powiedziałem unosząc nadgarstek do góry. – Niall, możesz mi polać? – spytałem, gdy Louis zaczął mnie czesać.
– Myślałem, że już nigdy nie poprosisz – chłopak potarł dłonie, wyciągając z torby alkohol, który za chwilę nalał nie tylko mi, ale i całej reszcie łącznie z sobą.
– Ja nie chcę pić wiele.
– Ja w ogóle – oświadczył Louis. – Jeśli Harry jest taki chętny dzisiaj, to ja muszę czuwać nad rodziną – powiedział, na co się uśmiechnąłem. Delikatnie zaczął pleść w moich włosach dwa dobierane warkoczyki, byłem ciekawy jak będę wyglądać.
– Skąd wiesz jak plecie się warkocze? - spytał go Horan, siadając na kolanach Zayna.
– Mam cztery młodsze siostry, Ni – zaśmiał się. – Dziwne by było gdybym właśnie nie umiał.
– Ale to ci wychodzi tak równo i w ogóle – zachwycił się, podając mi do ręki kieliszek i szklankę z oranżadą.
– Lottie kiedyś non-stop chodziła w warkoczykach, wiec nabrałem przy niej wprawy – wytłumaczył, niechcący lekko pociągając jeden z moich kosmyków, przez co wzdrygnąłem się nieznacznie. – O Boże, przepraszam, przepraszam!
– Jezu, Louis – jęknąłem. – Wiesz jak to na mnie działa – zaśmiałem się, wypijajac kieliszek ohydnego alkoholu i szybko przepiłem to napojem.
– Harold, czy ty masz fetysz ciągnięcia za włosy? – westchnął dramatycznie Niall.
– Lepiej spytaj jakiego on nie ma fetyszu.
Chciałem odpyskować Zaynowi, ale właściwie może trochę miał rację. Mam wiele fetyszy.
– Ja słyszałem o takim fetyszu, gdy kogoś podnieca jedzenie ludzkiego mięsa – powiedział Louis, a ja wzdrygnąłem się z obrzydzeniem.
– To straszne! – pisnąłem, przymykając oczy z krótkim westchnięciem i wyciągnąłem swoje nogi, które jak dotąd miałem złożone. Uśmiechnąłem się, patrząc na moje szare podkolanówki, które podkreślały moje szczupłe nogi.
– Ah, kurwa, nie mogę uwierzyć w to jak dobrze wyglądasz w podkolanówkach – jęknął buńczucznie Horan. – Ja wyglądałaby pewnie obleśnie.
– Może nie tak źle. Do twoich włosów by pasowały takie różowe! – powiedziałem całkowicie szczerze. W tym momencie Louis poprosił mnie o gumeczki, więc podałem mu je i czekałem aż fryzura będzie gotowa.
– Zrób mi zdjęcie! – poprosiłem blondyna dając mu swoją komórkę.
– Wyglądasz... słodko – uśmiechnął sie po chwili namysłu mulat. Niall pstryknął mi fotkę, na której uśmiechnąłem się szeroko i podał mi telefon, bym mógł zobaczyć jak wyglądam. Chwilę później wyświetliło mi się moje zdjęcie i aż pisnąłem przez to jak ślicznie to wyglądało!
– Kocham cię! – zaświergotałem, wskakując wręcz na kolana szatyna, o mało nie sprawiając, że się wywrócił do tyłu. – Jest pięknie, bardzo mi się podoba – powiedziałem łapiąc jego policzki i całujac krótko jego cudowne usta. – A tobie?
– Zawsze mogło być lepiej – odpowiedział jak zwykle na maksa samokrytycznie. Machnąłem na niego ręką.
– W ogóle się nie doceniasz!
Wtuliłem się w mojego chłopaka, siedząc na jego kolanach.
– Znowu idzie do ciebie, Harry – powiedział Zayn, nalewajac wódkę do kieliszka. Szybko wypiłem następnego shota, już czując jak alkohol zaczyna przyjemnie rozchodzic się w moich żyłach.
– Teraz możecie mnie ominąć.
– Cipa – Niall pstryknął palcami.
– Nie cipa, tylko mam dziecko, które może potrzebować mojej trzeźwej uwagi w każdej chwili.
– No, to kiedy ślub? – Zayn spojrzał na nas z cwanym uśmieszkiem, gdy tak siedziałem na kolanach mojego chłopaka, a on trzymał mój bok. Zapowietrzyłem się słysząc to, a szatyn zaczął nerwowo kaszleć. Nasza reakcja musiała niesamowicie rozbawić Nialla oraz Zayna, ponieważ oboje wybuchli śmiechem.
– Skąd takie pytania? – spytałem, bawiąc się skrawkiem czarnej bluzy chłopaka. Zagryzłem swoją wargę, żując ją między moimi jedynkami.
– Jesteście ze sobą już ponad rok, kochacie się w chuj mocno, mieszkacie razem, macie dziecko... – wymieniał blondyn. – To chyba logiczne.
– R-raisin jest jeszcze mała – stwierdził Louis, masując dłonią moje biodro okryte ciemnymi spodenkami.
– No i co z tego? – Malik wzruszył ramionami. – Czekacie aż będzie nastolatką, czy jak?
– Malik, skończ pierdolić – Louis przewrócił oczami poprawiając sobie mnie na kolanach. – Weźmiemy ślub, gdy będziemy chcieli. No i zajebiście.
– A ty będziesz miał sukienkę czy garnitur? – zapytał Niall. Nie doszukałem się o dziwo w jego wypowiedzi śmiechu, a jedynie zwyczajnego zainteresowania.
– Sukienkę? Serio, Niall, nie jestem kobietą – zaśmiałem się, pijąc oranżadę. Usłyszałem obok siebie westchnięcie Louisa.
– Wyglądałbyś ślicznie w sukience... – pokręciłem z niedowierzaniem głową, przez to na jak wręcz załamanego on brzmiał.
– Ale... Sam nie wiem. Nigdy nie miałem na sobie sukienki. To zbyt skąpe. Wciąż mam penisa między nogami, nie chcę żeby jakoś fruwał – mruknąłem, wzruszając ramionami i wtulając się w klatkę piersiową szatyna.
– To, co powiedziałeś było takie głupie – Niall rechotał, kręcąc tlenionym łbem na boku
– Chciałbym biały garnitur, najlepiej wykończony pięknymi detalami. Do tego bukiet cudownych kwiatów i we włosach, tak, chciałbym kwiaty we włosach...
– To jest nawet jeszcze lepszy pomysł! – zgodził się szatyn. – Ty i kwiaty to połączenie idealne!
– Dlatego chciałbym je na ślubie. Duuużo kwiatów! – powiedziałem z zachwytem. – Ten dzień musi być wyjątkowy i piękny, Jezu, przecież to jest ślub!
– Będzie najcudowniej. Gwarantuje ci to – biecał, gładząc mój zarumieniony przez alkohol policzki buziakiem.
– To... Kiedy ten ślub?! – krzyknął Niall, patrząc na nas ze świeczkami w oczach. Jego głos był już delikatnie pijany. – Zayn, a może my weźmiemy ślub? – zaśmiał się. Mulat wyraźnie się zaczerwienił.
– Nie gadaj głupot, Ni... – zachichotał nerwowo. – Jesteśmy ze sobą bardzo krótko...
– Chuj z tym, jeśli dajesz mi codziennie jeść – Niall roześmiał się, całując Mulata w nos, przez co Zayn zrobił głupią minę i oboje się roześmiali, a ja patrzyłem na to wszystko z głupim uśmieszkiem.
– Jesteście przesłodcy! – pisnąłem. – Oczywiście nie tak słodyczy jak my, ale wiadomo – ostatnie słowo wypowiedziałem z niewielkim trudem ponieważ alkohol już zaczął uderzać mi do głowy po czwartym kieliszku.
– Oczywiście, Larry ponad wszystko i... cokolwiek – blondyn roześmiał się nalewając sobie alkoholu.
– Dziwnie się czuje jak tak na nas mówicie – przyznał Tomlinson.
– W takim razie, kochanie, my powinniśmy ich nazywać Ziall!
Louis powiedział coś w stylu "mhm, ale nie pij już więcej", uciszając mnie i zaciskając palce na moim boku.
– Raisin sobie śpi spokojnie mimo, że drzemy nad nią gęby – zauważyłem. – Też chciałbym mieć tak mocny sen...
– Oj, masz! – powiedział mój chłopak, kiedy ja już nawet nie krzywiłem się przy piciu ostatniego shota.
– Mówiłem coś, Harry – upomniał mnie, zabierając mi kieliszek. – Koniec picia na dziś, bo jutro będziesz umierał z bólu głowy.
– Masz stuprocentową rację. Chłopcy, taka ilość alkoholu jest już niezdrowa – jęknąłem. Zayn i Niall ostatni raz stuknęli się kieliszkami upijając je do dna i zamknęli butelkę.
– I tak czuję, że to były o dwa kieliszki za dużo – przyznałem. – Brzuszek mnie będzie bolał.
– Wypiłeś jakieś sześć, nie przesadzaj – Niall przewrócił oczami.
– Harry zrzędzi kiedy wypije choćby krople trunku, a wasze tempo jest za szybkie na jego żołądek.
Spojrzałem na Louisa, kręcąc głową.
– Jestem cudowny w każdej postaci – powiedziałem, podciągając swoją podkolanówkę i począłem machać nogami. Niall prawie usypiał przyklejony do ramienia Zayna.
– Ten już zgonuje? Mięczak. Czy mogę go zabić?
– Chciałbym się jeszcze napić. Wy nie umiecie pić.
– Nie byłem do końca pewny czy Louis zwracał się do Zayna czy też do niebios. Może do obu?
– Żołądek mnie zaczyna boleć – oznajmiłem, spoglądając na Louisa. Pokręciłem się na jego udzie, spoglądając do Raisin. – Uh, chyba naprawdę przesadziłem. Przepraszam, mam słabą głowę. Przytuuul!
– To się nazywa bipolarność, moi drodzy! – szatyn przewrócił oczami, jednak rzecz jasna szybko mnie objął i zaczął gładzić mój brzuch.
– To się nazywa być pijanym. Niall padł, muszę zawieść jego zwłoki do domu – Zayn popijał soo. – Następnym razem przyniosę tylko browary – zaśmiał się, unosząc Nialla, który nagle się przebudził.
– Porywają mnie! – wrzasnął. –Dwońcie po gliny!
– Zamknij się, kurwa, Horan – syknął Louis.
– Raisin śpi – ułożyłem palec wskazujący na swoich wargach.
– A tam płynie Titanic na kółkach! – powiedział Niall, wskazując krzak na końcu ogrodu.
– I to ja mam słabą głowę! – zaśmiałem się w klatkę piersiową Louisa.
– Idziemy do mnie – mruknął Zayn, poprawiając sobie blondyna na rękach. – Pożegnaj się – polecił tak, jakby zwracał się do małego dziecka.
– Pa, Jack, Rose! – odparł Niall, machając do nas ręką. – Chodźmy mój majtku, idziemy do domu – pociągnął Zayna za dłoń, gdy stanął przy nim.
– Lou? – szepnąłem, gdy dwójka naszych przyjaciół była już dostatecznie daleko.
– Tak?
– Mogę ci obciągnąć?
– Jesteś podpity i nie wiesz co gadasz, kotku. – powiedział szatyn, przytulając mnie cały czas.
– Wiem co mówię – oburzyłem się, sięgając ręką do jego koszulki. – Obiecałeś mi seks na dworze.
– Tak, kiedy będzie ciepło. A teraz jest wieczór, prawie noc. Jest ciemno, kochanie.
– Znasz moje ciało na pamięć – wzruszyłem ramionami. – Nie musisz mnie widzieć.
– Harry, nie. Nie będziesz nic robić, gdy nie jesteś tego w stu procentach świadomy. Nawet jeśli to jest zwykłe obciąganie! A w tym wózki śpi nasze dziecko – wskazał na wózek. – Ocknij się, idź do łóżka i poszukaj czegoś przyjemnego w telewizji. Ja przyniosę ci herbatkę, bo pewnie zaraz będziesz wymiotować – odciągnął moje ręce od jego siebie.
– Rzeczywiście jest mi niedobrze – skrzywiłem się. – To wszystko przez twój intensywny zapach.
– Więc połóż się w łóżku, proszę.
– Podoba mi się! – zachichotałem, podskakując na jego kolanach. Louis zupełnie się nie spodziewał tego gwałtownego ruchu. Pisnąłem łapiąc się go mocno, kiedy zaczęliśmy lecieć w dół razem z krzesłem. Upadliśmy na trawę, a Louis jęknął głośno. Zaśmiałem się głośno leżąc na Louisie. On sapnął, mierząc mnie groźnym wzrokiem, ale nie zdążył nic powiedzieć, ponieważ z chichotem uciekłem do domu.
Mam przejebane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro