66. Zacząłem panikować, przepraszam
Wchodźcie na mój profil i czytajcie Bitch In Amsterdam!
A w czerwcu/lipcu dostaniecie dwie nowe książki, obie L!tops, ale zupełnie różniące się od siebie!
– Jezu Chryste, Niall! – pisnąłem po otrzymaniu sms-a informującego mnie, iż mój chłopak skończył pracować. – Lou napisał!
Minęło trochę czasu.
Razem z moim przyjacielem śmialiśmy się w najlepsze, rozmawiając o dosłownie wszystkim.
Niall opowiadał mi o tym, co dzieje się w szkole, mówił o maturze, opowiadał o nauczycielach i, tak, zatęskniłem za tym.
Kiedyś pewnie jeszcze zdarzy się sytuacja, w których wspomnę te słowa i napluje sobie za nie w twarz, mniej, lub bardziej dosłownie.
Teraz to nie było ważne.
Louis napisał do mnie z informacją.
To była pora na rozpoczęcie naszej małej zabawy!
Później okaże się, czy nie będę tego żałować.
– No to lecimy! – zawołał blondyn. – Musimy zdążyć odwieść Raisin, w dodatku zrobić to tak ekspresowo żeby zdążyć, zanim Louis odjedzie.
– Spokojnie, zawsze rozmawia z Zaynem jeszcze jakieś pół godziny. Muszę ubrać Raisin.
Gdy dziewczynka jak i my byliśmy już odpowiednio ubrani do wyjścia, prędko wzięliśmy do auta Nialla, wiedząc, że czas nas nagli i musieliśmy jeszcze rozebrać się gdy wrócimy do domu, aby Tomlinson niczego nie podejrzewał. W końcu po upływie kilkunastu minut, podrzuciliśmy Raisin mojej mamie, która niezmiernie się ucieszyła. Dałem jej całą torbę potrzebnych rzeczy i chwilę później kierowaliśmy się już w stronę salonu.
– Zabiję się chyba jeśli się spóźnimy – jęknąłem męczeńsko. – A nie mogę mu pozwolić, by jechał na to spotkanie sam jak palec!
– Spokojnie, już prawie jesteśmy. Tylko pytanie gdzie ja mam stanąć żeby nie spostrzegł auta – powiedział Niall, kierując.
– Za salonem – poradziłem mu. – On nas nie zobaczy, ale za to my będziemy widzieli jak będzie odjeżdżac.
– Jezu, Styles. Jesteś taką przebiegłą żmiją – Niall roześmiał się, wjeżdżając powoli za salon, kiedy znaleźliśmy się w końcu na miejscu.
– Musiałem się dobrze przygotować. W końcu nie śledzę byle kogo tylko swojego chłopaka! – uśmiechnąłem się, dokładnie z Niallem nasluchujac dźwięków z dworu.
– Idzie – szepnął Niall, pomimo iż byliśmy w aucie, więc nikt nie usłyszałby jego słów, nawet jakby powiedział je normalnym tonem. Rzeczywiście widziałem otwierające się drzwi, z których wyszedł mój chłopak.
– Odpal silnik dopiero jak odjedzie – wymamrotałem, wyciągając swoją komórkę, aby wystukać dla niepoznaki wiadomość do chłopaka.
Trzymam kciuki xxx :)
Widziałem jak chłopak, otwierając samochód wyjmuję telefon z kieszeni swoich spodni i szybko coś odpisuję.
Od: Lou
Właśnie jadę do Doncaster. Zupełnie tak, jakbyś mnie widział x
Przygryzłem dolną wargę, już czując jak wyrzuty sumienia zaczynają zżerać mnie od środka. Jednak musiałem to zrobić, za bardzo martwiłem się o swoją miłość.
– Poczekaj... – mruknąłem, widząc, że Niall sięga ręką do tkwiących w stacyjce kluczyków. – Teraz, jedź – powiedziałem, po odczekaniu kilku sekund. Niall przekręcił kluczyk i usłyszeliśmy charakterystyczny warkot silnika, kiedy wyjechaliśmy, doganiając Louisa, jednak tak, by nas nie widział.
– Utrzymuj niezbyt szybkie tempo – poleciłem blondynowi. – Tak, żebyśmy go nie zgubili, ale też, aby nie zorientował się, że ktoś go śledzi.
Blondyn kiwnął głową, jadąc powoli.
– Kurwa, przyśpieszył – zdenerwował się, marszcząc brwi. Uspokoiłem go szybko i jechaliśmy dalej. – Ile jedzie się do Doncaster?
– Z pół godziny jak na tempo Louisa w momencie, kiedy jest tak zdenerwowany – odparłem. – Ale nie wiem, czy on planuje się z nim spotkać bardziej na początku, czy końcu miasta, więc nie wiem dokładnie – westchnąłem.
– Harry, wyluzuj stringi. Zaczynasz gubić się w swoich słowach!
– Po prostu strasznie się denerwuję – żułem nerwowo swoją wargę. – Nie mam pojęcia jak może przebiec to spotkanie i w dodatku nie podoba mi się to, że muszę okłamywać Louisa.
– Tak, to akurat nie jest w porządku.
Spojrzałem na niego wzrokiem w stylu "dzięki, ale nie pomagasz", na co on tylko wzruszył ramionami. Mało co odzywaliśmy się do siebie w trakcie tej jazdy, zbyt skupieni na utrzymywaniu odpowiedniej odległości między autem Horana, a tym Tomlinsona. W końcu jednak dotarliśmy do Doncaster, gdzie chłopak skręcił w zupełnie inną stronę niż miał we względnym zwyczaju robić, gdy jechaliśmy w odwiedziny do jego mamy.
– Cholera, nie znam tej okolicy – zmartwiłem się, kiedy wjechaliśmy w mały lasek. Wokół były tylko drzewa, krzewy i inne rośliny. Był mrok; przez korony drzew nie padały żadne promienie światła i nie było tu ani jednej latarni. Czułem się nieswojo, rozglądając przez szyby samochodu. To dziwne, że Louis pojechał na spotkanie z ojcem w takie miejsce. Nie wiedziałem co było na końcu lasu.
– Ja tym bardziej... – szepnął Horan, mocno wykręcając szyję aby dojrzeć auto szatyna w ciemności. Nie mógł przecież włączyć reflektorów...
Przeraziłem się, kiedy wówczas grające radio, teraz samo się wyłączyło.
– Tu są jakieś... ławki. To jest park, z tego co mi się wydaję – spostrzegłem. – Ale jeśli Troye będzie na niego czekał na którejś z tych ławeczek, to co zrobimy? Wyjdziemy z auta?
– Możemy zrobić tak jak w filmach i książkach. Schować się w krzakach – zaproponował pewnie.
– Samochód się chyba zatrzymał. Niall, co robimy? – zacząłem panikować.
– Wychodzimy – zadecydował, zatrzymując auto dużo dalej niż tam gdzie, zaparkował Louis.
– Ale w takim razie musimy przejść kawał lasu, żeby w ogóle słyszeć ich rozmowę – powiedziałem, krzywiąc się. Nie podobało mi sięgając to, co robiliśmy.
– Mogę złapać cię za rękę? – zapytał kiedy już wyszliśmy na dwór. Posłałem mu pytające spojrzenie. – B-boje się ciemności... – szepnął.
– Chodź – złapałem jego mniejszą dłoń i weszliśmy pomiędzy drzewa. Ten plan był idiotyczny! Źle wszystko rozplanowaliśmy, w ogóle, dlaczego nie zostałem w domu? Musiałem kombinować, jak zwykle. – Zaczynam tego żałować... – przyznałem bardzo cicho, gdy przedzieralismy się przez drzewa, patrząc na coraz bardziej przybliżającą się sylwetkę Louisa oświetloną blaskiem latarni.
– Słyszałeś to? Coś poruszyło się w krzakach – szepnął do mnie Niall, przylegając do mojego boku. Westchnąłem, wypuszczając z ust drżące powietrze.
– To pewnie ojciec Lou. Spokojnie, Nialler, nic nas nie zeżre – zaśmiałem się bez cienia humoru.
– Uh, schowamy się tam. Będziemy wszystko słyszeć i nas nie zauważą – kucneliśmy za dużym drzewem, obserwując Louisa z odległości kilku metrów. Chłopak dreptał niespokojnie w małym kółeczku, rozglądając się za osobą, której wyczekiwał. W końcu nadszedł ten moment, w którym z ciemności wyłonił się zaskakująco wysoki i dosyć postawny mężczyzna, a Louis widząc go, znacznie się zgarbił. Jakby miał to we krwi.
Zakryłem swoje usta dłonią, by nie wydać z siebie żadnego odgłosu, ponieważ widząc mężczyznę, tego mężczyznę, który wyrządził tyle zła, znęcał się i bił swoją rodzinę wielokrotnie, tego mężczyznę przez którego cierpiał mój Louis... Chciało mi się płakać.
Uświadomiłem sobie, jak wielką potęgę ma w sobie mój Lou.
Szatyn prędko przywołał się do porządku i wyprostował, aby spojrzeć w oczy swojemu ojcu, człowiekowi, który nie zasłużył choćby w najmniejszym stopniu na to, by być nazywanym "tatą". Odruchowo ściskałem swoje kciuki. Przełknąłem ślinę, obserwując rozwój akcji. W jednej chwili stałem się totalnym bałaganem, widząc dwóch facetów stojących na przeciwko siebie. Moje ciało zostało sparaliżowane, gdy starszy mężczyzna w końcu się odezwał, jako pierwszy z nich.
– Witaj, synu.
– Nawet mi nie przypominaj, że mam z tobą coś wspólnego – splunął. Dosłownie splunął. Tuż pod nogi zdziwionego mężczyzny.
Troye odsunął się o krok od szatyna, utrzymując dystans między nimi. Zaśmiał się łagodnie. – Widzę, że wyrosłeś na odważnego chłopaka. Z taką miną nie jest ci do twarzy Louis. Jestem twoim ojcem.
– Ojcem? – młodszy prychnął. – Ty nazywasz się moim ojcem?! Już od dawna straciłeś to miano, Troye. Straciłeś możliwość nazwania się ojcem, gdy pierwszy raz wybiłeś mi zęba, kiedy zamachnąłem się, a ja leciałem do tyłu, bijąc głową o kredens, do kurwy. Straciłeś miano ojca, gdy na moich oczach chlałeś do nieprzytomności, gdy na moich oczach byłeś bliski zmuszania matki do rzeczy, których nigdy nie chciałaby robić z tobą w takim stanie. Ty naprawdę śmiesz nazywać mnie swoim synem! Masz zajebisty tupet. Ale wiesz co? Dla mnie jesteś tylko zwykłym śmieciem i nie rozumiem, poco wkraczasz znów do mojego życia! Jesteś potworem, a nie człowiekiem.
Nie zorientowałem się, iż przez cały ten czas dumnie się uśmiechałem, dopóki szczęka nie zaczęła mnie dosłownie boleć. Ujrzałem kątem oka, że Niall również się uśmiechał.
– Nie pozwalasz sobie na zbyt wiele, Louis?
– Słucham? – chłopak zaśmiał się ironicznie. – Czy ty siebie w ogóle słyszysz?!
– Tak, słyszę doskonale. Nie masz szacunku do starszych?
– Do starszych? Oczywiście, że mam. Nie mam szacunku do ciebie, więc skończ pierdolić i bawić się w jakieś szopki. Chcę wracać do swojej rodziny.
– Nie jesteś już odrobinę zbyt stary aby nadal mieszkać z mamusią? – zadrwił sobie z niego, a po ironicznym półuśmieszku chłopaka, wiedziałem doskonale, co nadchodzi.
– Nie mieszkam z mamą – pokręciłem głową. – Mieszkam ze swoją córką oraz swoim mężem.
– O czymś nie wiem? – szepnął Niall bardzo cicho do mojego ucha, tak że tylko ja mogłem usłyszeć jego słowa. Zarumieniłem się lekko ignorując go i przyłożyłem wskazujący palec do ust na znak, by był cicho. Troye wygląda na, oczywiście, zszokowanego, dlatego Louis uśmiechnął się jeszcze szerzej w swej satysfakcji.
– Co? Zaniemówiłeś? – cmoknął. – Przykro ci przez to, że próbowałeś zniszczyć mi życie, a ja mimo to wyszedłem na ludzi i jestem zakochanym, inteligentnym i zaradnym mężem oraz ojcem?
– Mam wnuczkę?
– Wnuczkę? Kpisz sobie ze mnie?! – Louis wybuchnął, krzycząc głośno. – Gdy moja córka spyta mnie co stało się z jej dziadkiem – zrobił cudzysłów palcami w powietrzu – powiem, że kiedy byłem małym dzieckiem spalił się na stosie!
– Naprawdę nie pojmuję tego dlaczego w twoim głosie jest taki jad Louis. Chciałem się z tobą spotkać, aby cię przeprosić i zapomnieć o wszystkim, a ty nawet nie próbujesz mi wybaczyć-
– Zapomnieć? Wybaczyć? – prychnął prześmiewczo. – Jesteś taki żałosny, kurwa mać!
– Dlaczego nie dasz mi-
– A dlaczego ty nie dałeś mi szansy na ucieczkę, gdy tłukłeś moim ciałem o schody?!
– Masz zamiar teraz przez cały czas mi to wypominać? – przewrócił oczami, a ja czułem jak podnosi mi się ciśnienie.
– Tak, mam! – wrzasnął szatyn, przez co wzdrygnął się nawet Troye. – Bo byłeś, tak jak już mówiłem, kurwa, potworem! Ludzkim uosobieniem diabła! Wszystkie blizny jakie mam są od ciebie, mój kochany tatusiu.
W drwiacy sposób wymówił ostatnie dwa słowa.
– To przeszłość. Zostaw to za sobą, myślałem że wszyscy zapomnieliście.
– Zapomnieć? Zostawić za sobą? Jak?! Każdego dnia miałem w nocy koszmary. Bałem się zasypiać, bo myślałem, że wejdziesz do mojego pokoju lada moment! Tak było nawet po tym jak zniknąłeś i po tym, jak uciekłem z domu! W mojej dziecięcej głowie stworzył się dzięki tobie lęk - trauma, która będzie ciągnęła się za mną do końca życia. Byłeś chujowym ojcem, mężem i jesteś także chujową istotą małoludzką.
Cały mój kark pokrywały dreszcze. Siła z jaką chłopak wykrzykiwał każde kolejne słowo była taka... potężna. Zauważyłem, że Troye sam nie wie, co powiedzieć. Nie miał nic na swoje usprawiedliwienie.
– Ja zwycza...
– Nie przerywaj mi nawet! – machnął dłonią. – Nawet po tylu latach, gdy jestem, myślę, że całkiem mało bojaźliwym facetem, na sam widok twojej mordy, odruchowo się wzdrygnąłem. Tak, jakbym cofnął się w czasie i znowu był tym małym, bezbronnym chłopcem, który nie ma szans się bronić! Teraz w końcu, rozumiesz co narobiłeś, czy jesteś rzeczywiście aż tak głupi?
– Wiem, Louis.
– Więc zajebiście! Mam ci wręczyć order wzorowego ojca, czy możesz już wypierdalać?
– Louis, ja naprawdę... – Troye znów zaczął mówić jednak nie na długo.
– Nie, nie, nie, staruszku – uniósł swój palec wskazujący do góry, aby w ten sposób go uciszyć. – Bardzo grzecznie proszę, abyś zniknął z mojego życia, a konkretniej to spierdalał w podskokach, podczas gdy ja mam zamiar być najlepszym ojcem, jakim tylko potrafię być i dać mojej córce cały świat. Nieba bym jej przechylił, ale cóż... – prychnął pogardliwie – nie wszyscy są do tego zdolni.
Wręcz wgryzłem się w swoją dłoń, by utrzymać między moimi ustami okrzyk dumy. Louis tak świetnie poradził sobie na "spotkaniu" ze swoim tatą. To niesamowite.
– Chciałbym również, żebyś nigdy nie usiłował odezwać się do moich sióstr, czy mojej mamy, b....– Louis nie zdążył dokończyć swojej wypowiedzi, natomiast to nie głos Troy'a mu w tym przeszkodził. Mój naprawdę głośny dzwonek informujący o przyjściu na mój telefon nowej wiadomości (w tym wypadku był to sms od mamy) dało się usłyszeć z odległości kilku metrów. Niall spojrzał na mnie spanikowany, kiedy Louis i jego ojciec (bynajmniej nie z wyboru) spojrzeli w stronę krzaka, za którym ukrywałem się ze swoim przyjacielem.
– Harry? – usłyszałem głos Louisa, byłem skończony. Zostało mi tylko ujawnienie się i błaganie go o to, by się na mnie nie gniewał. Przełknąłem ciężko ślinę, pokazując ruchem ręki Horanowi aby wracał do swojego domu. Nie chciałem żeby Louis jeszcze pogniewał się na niego. Ostatecznie ze wzrokiem wbitym w ośnieżone podłoże, ukazałem się w świetle- właściwie w praktycznym braku światła.
– Louis, bo ja ci wszystko wyjaśnię! – zarzekłem się, podchodząc do swojego chłopaka i podnosząc na niego swój wzrok. Nawet nie przejmowałem się jego ojcem.
– Ah, więc po to ci była informacja kiedy kończę pracę... – powiedział, kiwając głową. Widziałem po jego chłodnym spojrzeniu jak bardzo przejebane miałem.
– Ja po prostu tak bardzo... martwiłem się o ciebie. Nie wiedziałem gdzie do końca jedziesz, nie wiedziałem czy jesteś bezpieczny. Nie mogłem tak sobie siedzieć i bawić się z Rai, kiedy ty pojechałeś nie wiadomo gdzie. To nie tak, że ci nie ufam, ale ja... musiałem tu być – widziałem, że nieznacznie przekonałem Louisa, więc chciałem wysilić się bardziej, kontynuując. – Ja po prostu nie mogłem przewidzieć co może się stać, jak potoczy się ta rozmowa i- jeśli coś by się stało nigdy bym sobie tego nie wybaczył... – szepnąłem.
– Chryste, mam wrażenie jakbym oglądał jakąś telenowelę – Troye parsknął śmiechem. Miałem ochotę mu przyłożyć, bo nie miał prawa komentować naszej wymiany zdań.
– Oh? Jeszcze tu jesteś? Możesz sobie teraz popatrzeć jak wygląda prawdziwa miłość – spoglądałem na Louisa, kiedy nagle przyciągnął mnie za talię do siebie, z tak wielką siłą, że nasze klatki piersiowe się ze sobą złączyły, a już chwilę później usta Louisa przywarły do tych moich. Postanowiłem swoją prawą dłoń położyć na jego policzku, by ojciec Louisa zobaczył mój piękny pierścionek. Louis niespodziewanie wsunął język do moich ust, na co westchnąłem z zaskoczeniem, ale zassałem jego wargi, łapiąc rąbek jego kurtki. Uchyliłem jedno oko, aby ujrzeć jak mężczyzna przygląda się z nami wielkim grymasem obrzydzenia.
– Jestem tolerancyjny jak mogę póki nie widzę pewnych rzeczy...
Louis pokazał Troy'owi środkowy palec, kładąc dłonie na moje pośladki, przez co jęknąłem, reagując tak za dosłownie każdym razem. Gdy otworzyliśmy oczy, ojciec Louisa już był w dalekiej drodze, idąc w przeciwnym kierunku.
– Przegoniliśmy go! – uśmiechałem się szeroko, ale mina mi od razu zrzedła, gdy na twarzy Louisa zauważyłem to jak bardzo wściekły był w dalszym ciągu. Gorycz czaiła się w każdej jego zmarszczce.
– Co ty tu, do cholery, robisz o tej porze? – spytał poważnie, patrząc na mnie ze ściągniętymi brwiami.
– Przecież już ci tłumaczyłem, misiu – odparłem spokojnie. – Nie mogłem siedzieć bezczynnie w domu, kiedy ty byłeś tutaj... z nim.
– I ściągnąłeś ze sobą Nialla? – westchnął z niedowierzeniem, przeczesując swoje włosy dłonią.
– A ty skąd to niby wiesz? – ściągnąłem brwi.
– Domyśliłem się – wzruszył ramionami. – Sam przecież byś tu nie przyjechał. Nie masz prawa jazdy, a Zayn, kiedy przyszedł do salonu poinformował mnie o wizycie Horana w naszym domu. Sam wysłałeś mi jego zdjęcie, ty głupku.
– No tak... – mruknąłem, zgadzając się z nim. – Ale... gdybym to ja miał spotkać się z moim świętej pamięci ojcem, czy chciałbyś żebym jechał do niego sam? Martwiłbyś się o mnie! Nie tylko ty masz do tego prawo, Loubear.
– Ale Ty... – urwał, myśląc nad tym co dokładnie powiedzieć. – Ty jesteś taki delikatny, H i naprawdę nie chciałem, żebyś tego słuchał.
– Jezu, Louis! Jestem z ciebie taki dumny, gdy mówiłeś to wszystko! – pisnąłem, a w moich oczach stanęły świeczki. – Tak świetnie sobie poradziłeś!
Rzuciłem się mu na szyję, praktycznie się na nim uwieszając. – Byłeś taki dzielny! Ja nigdy nie znalazłbym w sobie tyle odwagi!
– Nadal jestem na ciebie zły. – prychnął, chociaż jego dłonie trzymające moje lędźwie insynuowały coś przeciwnego.
– Mam to gdzieś, muszę cię teraz mocno przytulić – powiedziałem, wtulając się w pachnącą bluzę i ramoneskę Louisa. Nie przeszkadzało mi to, że stoimy gdzieś w środku lasu, bo kogo to obchodzi?
– Masz lodowate policzki, Harry – ostrzegł mnie, gdy wciskałem swój prawy profil w jego szyję. Mógł mieć w sumie rację, w końcu dłuższy czas już trwałem w miejscu na mrozie.
– Przecież jesteś na mnie obrażony – zachichotałem i dodatkowo zacząłem głaskać swoim zimnym policzkiem jego żuchwę.
– To nie znaczy, że mam się o ciebie nie troszczyć – odparł, a ja mogłem poczuć jak jedna z jego rąk wślizguje się pod moje kolana i chłopak uniósł mnie do góry.
– Ah! Lou! – krzyknąłem, owijając nogi w okół pasa chłopaka. – Co ty wyprawiasz? – roześmiałem się.
– Zanoszę cię do auta, a gdy już wrócimy do domu, skopię ci tyłek! – obiecał, kierując się ze mną w jego ramionach w stronę nieopodal zaparkowanego samochodu.
– Musimy jechać po Raisin! O, właśnie! Wiadomość od mamy – przypomniałem sobie, kiedy wsiedliśmy do samochodu. Niall już dawno pojechał. Louis postawił mnie przed samym pojazdem. Zagłębiłem dłoń w kieszeń swoich spodni, przesuwając palcem po chłodnym wyświetlaczu. W międzyczasie wsiadłem do samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi. Poczułem gdzieś w moich nogach powiew ciepła, gdy Lou uruchomił ogrzewanie.
Kiedy odczytałem wiadomość od mojej rodzicielki, mój uśmiech natychmiast zniknął. – Mój Boże... – sapnąłem. – Mama pisze, że Rai dostała strasznej wysypki na rączkach! – chłopak spojrzał na mnie z niemałym strachem w oczach.
– Oh... okej, nie panikujmy, tylko jedźmy – zadecydował, zapinając pas. Ruszyliśmy z niemałym piskiem opon w stronę mojego domu rodzinnego. Nie pocieszył mnie zanadto, co sam musiał dostrzec patrząc na mimikę mojej twarzy. – Takie rzeczy się dzieją, Harry.
– Może to przez to tyle płakała? Może wcale nie bolał jej brzuszek? Ale przecież zauważyłbym, że ma pieprzone kropki na rekach! – wyrzuciłem ręce do góry w akcie frustracji.
– Hazza, nie panikuj. Niemowlaki często mają wysypki, to nie jest groźne – powiedział. Przyłapałem się na tym, że rzeczywiście zacząłem panikować.
– Po prostu... było słychać, że coś ją bardzo bolało, bo płakała w taki inny sposób – mruknąłem, z wydętą wargą. – I ja nie wiedziałem nawet co jej jest...
– Mamy cały koszyczek przeróżnych maści, kremów i żelów. Poradzimy sobie z wysypką Raisin. Może to od tego nowego proszku do prania?
– No ale dla niej używamy tego specjalnego płynu.
– Może jakaś rzecz przez przypadek została wyprana z naszymi ubraniami. Kotku, takie rzeczy się zdarzają. To mogło się stać, kiedy robiliśmy duże pranie.
Chwilę się nad tym zastanowiłem, czy kupno proszku do prania jako tako pokrywało się z płaczem dziewczynki, i cholera, Louis miał rację. Jej nocne rewolucje zaczęły się mniej więcej po pierwszym praniu jej piżamki!
– Pewnie masz rację. Zacząłem panikować, przepraszam, przepraszam – powiedziałem. – W takim razie czy kropelki na kolkę, której nie miała nie zaszkodziły małej?
– Najprędzej pomogły – uśmiechnął się. – Możemy być przynajmniej pewni, że w najbliższym czasie raczej nie będzie miała problemów z brzuszkiem.
– Ani z wydalaniem, wiesz – zaśmiałem się melodyjnie, spoglądając na Louisa, który wzrok cały czas skierowany miał na ulicy.
– Pojedziemy przez skróty. Znam tu takie jedne – odparł, a ja tylko kiwnąłem głową. Nie zauważyłem kiedy już prawie byliśmy na miejscu.
– Ja i Niall czuliśmy się dosłownie jak w jakimś filmie szpiegowskim, gdy za tobą jechaliśmy – przyznałem ze śmiechem, opinając swój pas.
– Pogadamy o tym w domu, mój agencie – Louis zadrwił, wychodząc z auta, co uczyniłem chwilę później za nim. Zapukałem w duże drzwi, następnie wchodząc do mojego starego domu. Po wejściu do salonu zobaczyłem rozebraną do pampersa moją córeczkę i babcię, która nad nią czuwała.
– Zrobiłam okłady z rumianku i nałożyłam trochę cynku na największe bąble. Najwięcej wysypki dostała na rączkach i szyi, tylko troszkę na brzuszku – poinformowała nas mama, podchodząc do nas i pocałowała mój policzek, a chwilę później Louisa.
– Dziękuję mamusiu – uśmiechnąłem się wdzięcznie, kucajac do lekko poirygowanej Raisin, której musiały wyraźnie przeszkadzać rękawiczki na rączkach, aby nie mogła włożyć ich do buzi. – Cześć, maluszku – powiedziałem, całując jej okrągłe, duże policzki.
– Kąpiele w rumianku zniwelują jej wysypkę, a po dwóch tygodniach już nie będzie po niej żadnego śladu. To taki domowy, naturalny sposób – poleciła nam Anne. Mała zaczęła się wiercić coraz bardziej, pokazując swoje poirytowanie poprzez głośniejsze i dużo bardziej pretensjonalne gaworzenie.
– No przepraszam cię, kochanie, ale musisz wytrzymać – uśmiechnąłem się, biorąc ją na ręce.
– Zostaniecie na kolacji, czy wracacie do siebie? – spytała Anne szeroko się do nas uśmiechając.
– Możemy zostać – zdecydowałem pośpiesznie, jednak od razu spojrzałem na Louisa, aby upewnić się czy on również tego chce. – Chyba oboje nie mamy planów na wieczór.
– Nie wydaje mi się – pokręcił głową. – Oczywiście, jestem za – zbliżył się do mnie i Rai, by wycałować plecki dziewczynki; zaczęła się chichrać na dobre. Odetchnąłem z ulgą. Co za dzień!
Jak teraz o tym myślę, to sytuacja, w której się znalazłem z Niallem była naprawdę szalona, ale nic bym nie zmienił.
Widziałem, że Louisowi zaimponowało to, jak bardzo się o jego troszczę.
Teraz tylko trzeba zaopiekować się Raisin i wyprać wszystkie ubrania w szarym mydle. Tak dla pewności, że już nic nie będzie jej zagrażać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro