57. To... pierścionek?
Czego byście chcieli życzyć dla naszego książkowego Louisa? 😏
**
Uchyliłem delikatnie powieki, dmuchając na opadający na moje oko kędziorek. Krótką chwilę zajęło mi zorientowanie się, gdzie ja właściwie się znajduję, dopóki nie dostrzegłem stojącego obok łóżka przenośnego, składanego kojca. Spała tam moja córeczka.
Rozejrzałem się po otoczeniu.
Przyjemna, niezbyt jaskrawa biel uderzyła moje oczy. Tylko zasłony miały kolor winnej zieleni, co tworzyło ze sobą ciekawy kontrast. Zorientowałem się, że jestem w hotelowym pokoju. Na mojej tali zaciskała się dłoń Louisa. Jego oddech szczypał mój kark, a jedna z nóg była przełożona przez moje biodro. Louis spał prawie na mnie uwieszony. Dawał mi ogromne ciepło, przez które czułem jak moje plecy oblepia struga potu.
Spał głęboko, więc mogłem spokojnie wydostać się z jego objęć. Aby to zrobić, ostrożnie uniosłem jego rękę, którą mnie obejmował i wyswobodziłem się z żelaznego uścisku, wstając z łóżka na równe nogi. Następnie wybrałem numer do recepcji, by poprosić obsługę hotelu o dostarczenie śniadania pod drzwi naszego pokoju. Ubrałem się w jedną z moich koszul, ale nie fatygowałem się w znalezieniu dolnej garderoby. I tak chciałem wziąć kąpiel, więc wydawało mi się to bez sensu.
Już po kilku minutach, słysząc ciche pukanie, zerwałem się, żeby otworzyć drzwi. Ujrzałem duży wózek na kółkach, na którym ułożona była taca z jedzeniem i dwoma świeżymi sokami z owoców. Talerze były ładnie ozdobione tak, jak sobie to wyobrażałem. Obok leżała karteczka z ręcznym napisem "Wesołych Świąt!". Wszystko tego dnia musiało wyglądać perfekcyjnie.
Po cichutku, aby nie zbudzić ani chłopaka ani córki, popchnąłem wózek wgłąb pokoju. Po zamknięciu drzwi wziąłem do ręki tackę. Położyłem ją na szafce nocnej po stronie Louisa, nim nachyliłem się nad jego odprężoną we śnie twarzą, którą zacząłem obdarowywać pocałunkami, aby delikatnie go w ten sposób obudzić.
Byłem naprawdę czuły, zaczynając całować jego skroń, kierując się w stronę jego prawego policzka, nosa, czoła i ust. On leżał na wznak i dopiero przy pocałunku w szyję, gdzie miał łaskotki, zaczął się poruszać i oddychać w trochę inny sposób. Przeciągnął swoje ramię ponad głowę, wkładając palce w rozrzucone po poduszce włosy. Wplątał palce w huragan jasnych kosmyków, drapiąc się w tył głowy.
– Mhhhh... – wydał z ciebie mamrot, gdy wycałowałem jego czoło, nie zostawiając żadnego, najmniejszego elementu twarzy szatyna bez pocałunku. Mój aniołek ma już dwadzieścia dwa lata! Miałem ochotę pisnąć, kiedy otworzył swoje oczy, patrząc na mnie sennie. Były tak intensywnie niebieskie, jak jeszcze chyba nigdy. Odcienie błękitu przeplatały się zamknięte w jego tęczówkach. Jednocześnie powieki wyglądały na zaróżowione i trochę napuchnięte. Wciąż wyglądał pięknie.
– Wszystkiego najlepszego, Loubear! – były to pierwsze słowa, jakimi go powitałem, szeroko się przy tym szczerząc, nim przytuliłem się do niego. Nie krzyczałem, ani nie wykonywałem energicznych ruchów. Chciałem, żeby spokojnie mógł się wybudzić.
– Wesołych świąt, Harry – powiedział chrapliwie, obejmując moją szyję, nadal w leżącej pozycji. Z leniwym uśmiechem odchyliłem się, by złączyć ze sobą nasze usta.
– Zamówiłem śniadanie – oznajmiłem, gdy tylko odsunąłem się od niego. Wziąłem do ręki tackę, którą następnie położyłem na kołdrze, kiedy szatyn podniósł się do siadu.
– Mmm... Kocham cię – wymruczał, przecierając dłonią swoje oczy. Zamrugał kilka razy, kiedy zbliżyłem truskawkę do jego ust. Zamówiłem nam całą miskę owoców, ale również tosty z masłem czosnkowym. Było naprawdę różnorodnie.
– A ja ciebie, bardzo – odparłem, siadając na łóżku blisko niego, samemu biorąc do ręki tost. Oparłem głowę na jego ramieniu, uśmiechając się przy tym filuternie. – Musimy się pospieszyć, nim Raisin nie da nam tak łatwo zjeść.
– Z czym pospieszyć? Ja bym jeszcze poospaał – marudził.
– Jest prawie dziewiąta, a Rai obudziła mnie tylko raz o szóstej, kiedy musiałem ją nakarmić. Zaraz wstanie z rykiem, gdy się zesiusia – pokręciłem głową. – Muszę się pospieszyć z życzeniami!
– Harry, nie mu-
– Chciałbym... – przerwałem mu, przytulając jego usta bułką – żebyś był cały czas zdrowy i pełen energii – zacząłem składać mu skromne życzenia – abyś nie przestawał się uśmiechać, ponieważ twój uśmiech jest najpiękniejszy na świecie. Chciałbym też, żebyś zawsze miał ten sam błysk w oku.
– Nie przypominaj mi, proszę, tylko jak stary już jestem... – jęknął.
Spojrzałem na niego prześmiewczo. – Masz dopiero dwadzieścia dwa lata. Nadal jesteś gówniarzem.
– Chciałbym mieć osiemnaście tak jak ty, w zasadzie niedługo dziewiętnaście, ale to i tak brzmi lepiej niż dwadzieścia dwa! – chłopak oburzył się, a ja posłałem mu tylko uśmiech, kontynuując.
– Chcę przede wszystkim, żebyś już zawsze był szczęśliwy i miał tym samym do mnie jeszcze więcej cierpliwości niż zazwyczaj – zaśmiałem się lakonicznie. – Szczerze? Nie wiem jak ty ze mną wytrzymujesz...
Chłopak spojrzał na mnie, przekręcając lekko głowę w bok. Uwielbiałem na niego patrzeć, gdy wyraz jego twarzy przepełniony był spokojem i miłością.
– Jesteś wszystkim, czego potrzebuję, H – wyznał.
– To nieładnie w stosunku do Raisin – trąciłem dłonią jego rękę, w trakcie wewnętrznego rozczulania się nad jego odpowiedzią – Nie możesz mnie stawiać na pierwszym miejscu.
– Jesteście na nim oboje – zapewnił, sięgając po pomarańczowy sok i napił się odrobinę, przysłaniając zaróżowioną skórę szklanką.
– Życzę ci, żebyś rozwijał się w tatuowaniu, ponieważ wiem, ile radości ci to sprawia. Chciałbym, żebyś robił to, co kochasz. Jesteś w tym najlepszy, a moje ciało zawsze może służyć jako twoje miejsce pracy – uśmiechnąłem się głupio, tak samo jak Louis, który nawet nie domyślał się, że na mojej ręce istnieje wizerunek gojącej się kotwicy.
– Mogę pracować też na nim w inny sposób, wiesz? – poruszył domyślnie biodrami, na co ja przewróciłem oczami.
– Poczekaj cierpliwie do wieczora. Zobaczysz, że będzie warto... – zapewniłem go z tajemniczym uśmiechem. – Przede wszystkim rób to, co sprawia ci przyjemność, Boże, Louis... nie patrz tak na mnie, bo nie mam teraz na myśli seksu – przewróciłem oczami.
On zaśmiał się, tłumiąc to swoją ręką, aby nie zbudzić Rai.
– Chyba nawet ja w czasie ciąży nie byłem tak seksualnie zdesperowany...
– Nie widziałeś siebie, kochanie. – zapewnił mnie, trzymając dłoń na moim kolanie i poklepując je kilka razy.
– Wtedy byłem taki nieznośny...– westchnąłem, przypominając sobie tamte dziewięć miesięcy. – Ciągle na zmianę ryczałem, obrażałem się, a potem chciałem seksu...
– Cóż, może było to trochę uciążliwe, ale rozumiałem, że sterują tobą hormony – powiedział, pocieszająco głaszcząc moją nogę.
– Wybiłeś mnie z rytmu! – oskarżyłem go, przypominając sobie o życzeniach. – Nie wiem, co ja miałem jeszcze... Ah, no tak. Chciałbym żebyś był wciąż ze mną, z nami, żebyś spędzał dużo czasu z córką, żebyś dał mi więcej dzieci i swoje nazwisko, kiedyś... – przegryzłem wargę. – Żebyś w obłokach marzeń o swojej przyszłości zawsze mnie widział. Nieważne, czy teraz, za kilka miesięcy czy lat. Chcę tam być.
– To się nie zmieni, skarbie. Jesteś taki cudowny! To było poruszające, dziękuję – wycisnął pocałunek na moim nosie i obu powiekach.
– Najchętniej nie wychodziłbym dzisiaj z hotelu – przyznałem z pełną buzią pokrojonych w kostkę owoców, kiedy siedzieliśmy tak już kilka minut. – W ogóle nie czuję klimatu świąt.
– Ja tak samo. Zobaczmy, czy przynajmniej spadło chociaż trochę śniegu – Louis wręcz wydał z siebie pomruk, machając swoimi włosami na boki. – Chyba muszę iść do fryzjera – zaśmiał się, podnosząc tyłek z łóżka.
– Wyglądasz świetnie! – powiedziałem, nie zgadzając się z nim.
– Jak bezdomny – kłócił się.
– Ale ty jesteś uparty, ugh! – odwróciłem się do niego tyłem.
– Harry, śnieg! – zawołał Louis po tym, jak odsunął rolety.
– Shh, Raisin śpi – warknąłem, niespokojnie spoglądając w stronę łóżeczka. Louis zorientował się, co zrobił i szybko zajrzał do niej.
– Wybacz, Rai. Nie chciałem.. – powiedział pomimo, iż dziewczynka nadal spokojnie spała, trzymając jedną z rączek pod swoją głową, na której pojawiało się coraz więcej ciemnych loczków, co bardzo cieszyło głównie Louisa, ale mnie również. – Ale ona piękna... – uśmiechnął się, wyciągając dłoń do jej pulchnego policzka. – Najpiękniejsza dziewczynka po najpiękniejszym tatusiu.
Takie słowa sprawiały, że stawałem się jeszcze bardziej ckliwy.
***
– Wesołych świąt! – zawołaliśmy od wejścia do domu mamy Nialla, chwilę później widząc truchtającego do nas blondyna ubranego w gruby sweter z nadrukiem pierniczka świątecznego. Staliśmy z torbami, w których znajdowały się prezenty, no i z nosidełkiem Rai.
– Nawzajem i sto lat dla ciebie, Tommo! – Niall praktycznie wskoczył na Louisa, witając się z nami. Wpakowałem w jego ramiona torby, by móc ściągnąć swój płaszcz i szal. Pod tym nawierzchnym okryciem oboje mieliśmy kolorowe, świąteczne swetry haftowane przez babcię Lou.
– Dzięki, elfie świąteczny – Louis uśmiechnął się szeroko do Horana, przytulając go, ówcześnie układając Raisin w moich rękach. Pocałowałem policzek Nialla, posyłając mu jeden z piękniejszych uśmiechów.
– Dobry humor? – uniósł brwi.
– Dzisiaj jest ważny dzień. Mój humor jest najlepszy!
Blondyn zaczął witać się z Rai, kiedy podaliśmy mu dziewczynkę. Ona sama wyciągała ramionka do wujka. Na tę okazję założyliśmy Raisin piękną, fioletową sukieneczkę, którą kupiłem jeszcze będąc w ciąży. Była tylko troszkę za duża, ale naprawdę nie mogłem się oprzeć.
– Zayn pomaga mamie w kuchni – poinformował nas Niall, nie odrywając spojrzenia od twarzy Rai.
– Więc twoja mama was zaakceptowała? – szeptałem.
– W stu procentach. A teraz zachowuje się, jakby co najmniej mogła adoptować Zayna – parsknął.
Zaraz po ściągnięciu butów udaliśmy się w celu powitania reszty domowników.
– Louis! – Zayn od razu zawołał, rzucając się szatynowi na szyję. – Żyj sto lat, kumplu – poklepał go po plecach. Lou oddał uścisk z rozciągającym się uśmiechem na twarzy. Jednocześnie był całkiem zawstydzony. Po złożeniu chłopakowi życzeń przez Maurę, wszyscy postanowiliśmy udać się do salonu i tam poczekać, aż upieką się będące w piekarniku ciastka. Siedząc na kanapie i obserwując rozwieszone po salonie kolorowe światełka, ani ja, ani tym bardziej Louis nie spodziewaliśmy się, że Niall i jego mama wejdą do salonu z małym torcikiem zdobionym przez dwie świeczki "22".
– O mój Boże – wyrwało się szatynowi, gdy odruchowo ja i Zayn wstaliśmy i zaczęliśmy we czwórkę śpiewać dla niego sto lat. On jedynie siedział na samej krawędzi sofy, patrząc na nasze poczynania z przygryzioną nerwowo dolną wargą.
– Niech żyje Louis! – zawołał mulat z gigantycznym uśmiechem na twarzy, zachęcając szatyna do zdmuchnięcia świeczek.
– Boobear! – zawołałem, całując policzek mojego ukochanego.
Tuż przed zrobieniem tego, wyraźnie się zawahał, zapewne myśląc nad swoim życiem, a gdy tylko uśmiechnął się mimowolnie, jakby do siebie, po chwili nad dwoma dwójkami pojawiła się mała chmura szarego dymu.
Po tym, jeszcze raz uwiesiłem się na szyi szatyna i całując bok jego twarzy, szepnąłem kolejne "wszystkiego najlepszego" używając do tego czułych przezwisk, którymi nazywałem Louisa.
Zaśmiałem się rozczulony widząc, że Raisin dotykała swoimi rączkami twarzy szatyna, mamrocząc coś niezrozumiałego. Większość osób (łącznie ze mną) zareagowała przeciągłym "owww".
– Ja też cię kocham, skarbie – zagruchał do niej Louis.
– Nie miałam wielkiego pola do popisu, zważywszy na to, że zostałam poinformowana o urodzinach Louisa dzisiaj rano – powiedziała wymownie Maura, wręczając każdemu po kawałku tortu.
– I tak jestem zadowolony i ani trochę się tego nie spodziewałem, tak więc bardzo dziękuję, ciociu – szatyn ukłonił się, potem nakładając na swoją łyżeczkę odrobinkę słodkiego wypieku.
Kiedy złapałem kontakt wzrokowy z Zaynem, ten wysłał mi znaczące spojrzenie, a ja posłałem mu nieme "nie", co oznaczało, że Louis jeszcze nie widział tatuażu.
Miłą chwilę przerwało nam popłakiwanie Rai.
– Jest śpiąca. Nie chciała się zdrzemnąć w drodze – westchnąłem, gdy Louis starał się uspokoić malutką.
– Może zaniesiecie ją do pokoiku obok? Jest tam stara kołyska Theo – Maura zaproponowała wesoło. Niall słysząc imię swojego bratanka od razu uniósł głowę do góry.
– Będzie tu dopiero wieczorem, spokojnie, synku – jego mama rozczuliła się, łącznie ze mną, widząc jak migoczący w oczach blondyna blask nieznacznie przygasł.
Sięgnąłem po leżącą obok mnie Raisin, w celu zaniesienia jej do pokoiku obok. Uśmiechnąłem się do mamy Nialla, a kiedy wróciłem do salonu ujrzałem Horana, który już czaił się na prezenty pod choinką.
– Kolacja będzie dopiero za dwie godziny – przypomniał mu rozbawiony jego zachowaniem Zayn.
– Zamknij się. Ty nigdy jako dziecko nie czuwałeś pod choinką w święta?
– Ale ty nie masz sześciu lat, Niall. Jesteś pełno-
– Nie kończ! – Niall wręcz zapłakał, zakrywając usta Zayna dłonią.
Chłopak blondyna spojrzał na niego prześmiewczo. Niall ignorując jego słowa, aż pisnął, wskazując na jeden z pięknie zapakowanych podarunków, na których widniał napis "dla Nialla".
– To dla mnie! – wręcz podskakiwal na podłodze.
– A kto by chciał ci cokolwiek dawać? – pokazałem mu jezyk, a Zayn i Louis zaśmiali się, cóż, w przeciwieństwie do naburmuszonego Horana.
– Święty Mikołaj! – zawołał, przez co zacząłem rozważać, czy ten Irlandczyk rzeczywiście nie ma kilku, a nie kilkunastu lat. Po domu zaczął unosić się piernikowy zapach, co oznaczało, że Maura wyjęła właśnie ciasteczka z piekarnika. Nagle mój telefon zaczął wydawać z siebie głośne dźwięki, a gdy wyjąłem go z kieszeni ujrzałem aż sześć wiadomości.
Spodziewałem się rzecz jasna sms-ów od swoich rodziców, czy też Gemmy, jednak nim zdecydowałem się kliknąć na którekolwiek z nich, moją uwagę przykuła wiadomość od... Nicka. Moje oczy prawie wyskoczyły z orbit, gdy sprawdziłem jej treść.
Muszę przyznać, że w pewnym sensie tęskniłem za Nickiem, ale wyłącznie za tym sprzed moich osiemnastu urodzin. Odkąd... zwierzył mi się i zniknął, coś złego się z nim stało i już nie wspominałem go ani trochę dobrze. Był moim przyjacielem przez ponad cztery lata. Tyle ze sobą przeżyliśmy... Mimo tego nie chciałem go już nigdy zobaczyć na własne oczy przez to, jak przyjął informacje o mojej ciąży i zarazem tym, że jestem interseksualny.
– Co jest, H? – usłyszałem tuż przy swoim uchu głos Tomlinsona, więc odruchowo schowałem komórkę w dłoniach, ekran chowając w swetrze, co rzecz jasna nie uszło jego uwadze. Ściągnął brwi, gdy oprócz tego powiedziałem:
– Nic.
Na twarz szatyna wstąpił grymas i widziałem jego podejrzliwe spojrzenie. Czułem na sobie również wzrok Nialla.
– Pokaż mi swój telefon – wyciągnął do mnie rękę, emanując delikatnością, ale również bardzo ostrożnym tonem.
– To naprawdę nic, Louis... – upierałem się, mimo, iż wiedziałem, że nie ma to zbyt dużego sensu.
– Daj mi go.
Z westchnieniem ułożyłem smartfona w jego dłoni. W tym samym momencie na stole pojawił się ogromny talerz z piernikami.
– Co do Świętego Mikołaja i wszystkie leprechauny świata?! – wzdrygnąłem się łącznie z Niallem i jego mamą. Tylko Zayn ani drgnął. – Dlaczego on do ciebie wypisuje?
– Nie wiem, nie mam kontaktu z Nickiem od pół roku – zapewniłem, kładąc dłoń na udzie Louisa. Widziałem jak szatyn klika coś na moim telefonie, a gdy mi go oddał, wiadomość była skasowana.
– Co mu napisałeś? – przewróciłem oczami, starając się rozmawiać z nim jak najspokojniej, nie chcąc wstrzynać kłótni w dniu jego urodzin. Zwłaszcza przy mamie Nialla.
– Nic, po prostu usunąłem tą wiadomość, uważając to za najdojrzalszy ruch – powiedział, patrząc mi w oczy. – On nie zasługuje na najmniejszą uwagę z waszej strony – spojrzał na Niall, mając również jego na myśli.
– Nie gadajmy o tym frajerze – prychnął Horan, podchodząc do nas. Położył rękę na moim barku. – Do mnie też wysłał dziś wiadomość i pogoniłem go. Po co to rozgrzebywać?
– Niall ma rację, niepotrzebnie się zdenerwowałem. – Lou westchnął, a gdy nikt nie skupiał na nas uwagi, szepnął do mojego ucha: – Użyłem wszystkich resztek swojej samokontroli, by nie napisać mu, żeby spierdalał.
Parsknąłem, dając mu pstryszką w tą głupią głowę.
W miarę upływu czasu, kiedy wszyscy rozmawialiśmy ze sobą na przeróżne tematy, co jakiś czas mimo protestów Maury pomagając jej w przygotowaniach, za oknem zaczynało coraz bardziej się ściemniać, a na stole pojawiało się coraz to więcej potraw. W końcu zdecydowaliśmy otworzyć prezenty. Gdy Maura zaproponowała rozpakowanie ich, pierwszy pod drzewkiem znalazł się Niall.
– Normalnie czuję się, jakby Raisin nie była wśród nas jedynym dzieckiem – patrzyłem z wyszczerzonymi zębami na przyjaciela.
Wszyscy usadowilisny się na dużym dywanie, siadając przed choinką.
– Ja czuję się, jakbym miała piątkę synów! – Maura zaśmiała się, głaszcząc ogolony (jak nigdy) policzek Zayna. Uśmiechnąłem się, widząc, że Zayn i mama Nialla świetnie się ze sobą dogadywali.
– To ode mnie – odezwał się mulat, gdy Niall złapał pierwszą paczkę z jego imieniem. Widziałem po minie Malika, że był naprawdę zdenerwowany...
Niall sięgnął po mały prezent, zagryzając dolną wargę. W końcu uniósł pierwszą rzecz z paczuszki i zobaczył, że jest to kupon miesięczny na darmowe jedzenie w Nandos.
– Wielbię cię! – wrzasnął, rzucając się mu na szyję. Ja i Louis zaśmialiśmy się zgodnie, natomiast Maura przyglądała się im z ciepłym uśmiechem.
– To nie wszystko, Nini – Zayn wtopił nos w szyję Horana i pocierał lekko jego plecy.
– O Boże, o Boże, o Boże... – powtarzał z podekscytowaniem, sięgając ręką do pudełka, a po wyjęciu dużo mniejszego pudełeczka, przyjrzał się temu uważnie, powoli uchylając wieko.
– To... naszyjnik? – patrzył uważnie na Zayna, który lekko pokiwał głową. Po chwili uniósł złoty łańcuszek zakończony małą koniczynką. – Zapnij mi, zapnij mi!
– Ale oni są uroczy – szepnąłem do swojego chłopaka na ucho, obserwując równocześnie jak mulat szybkimi i zgrabnymi ruchami zapiął łańcuszek z tyłu.
Louis przyznał mi rację skinięciem głowy, obserwując jak Niall wtula się w Zayna, całując lekko jego policzek.
Ode mnie mój najlepszy przyjaciel dostał bezprzewodowe słuchawki na bluetooth, z których bardzo się (na szczęście) ucieszył. Wiedziałem, że od dawna chciał je dostać.
– Ten jest dla Raisin – powiedziała Maura, która podawała nam kolejno wszystkie prezenty. Przyjąłem podarunek, powoli otwierając go, a tam ujrzałem naprawdę śliczną, maleńką sukieneczkę.
– Przepiękna, ciociu! – wraz z Louisem podziękowaliśmy jej i obiecałem sobie, że ubiorę jutro w to swoją córkę. Następnie przyszła pora na prezenty dla mnie, dlatego szybko wziąłem do ręki pierwsze lepsze pudełko z moim imieniem.
– To na pewno od Zayna i Nialla – wywnioskowałem po tym, jak prezent był zapakowany. Ozdobiony był czerwonym papierem wykończonym białymi gwiazdkami. To oznaczało, że ten zielono-niebieski podarunek dla mnie jest od Louisa.
Rozerwałem szybko opakowanie, jednak już po uchyleniu wieczka zamarłem, a moje policzki wpasowały się swoim kolorem do czerwonego papieru. – Jesteście niemożliwi... – mruknąłem.
– Pokaż! – zawołał Louis, ale ja od razu zamknąłem prezent, w którym ujrzałem kilka paczek prezerwatyw, dwie największe butelki nawilżacza oraz czerwone, włochate kajdanki.
– Spadaj – odepchnąłem go nogą, posyłając naszym wijącym się ze śmiechu przyjaciołom mordercze spojrzenia. – To mój prezent, nie twój!
– Może teraz niech Louis otworzy prezent od Harry'ego – zaproponowała Maura, unosząc różowe pudełeczko oznaczone karteczką. Posłałem jej wdzięczne spojrzenie, obserwując dłonie chłopaka, które zaczęły spokojnie rozpakowywać podarunek ode mnie. Widziałem w jego oczach migoczące iskierki.
– Chanel! Moje ulubione! – zawołał od razu, widząc starannie owinięte wstążką dwie buteleczki perfum. – Czy to nowe vansy? Takie jak chciałem, dziękuję! – od razu przytulił mnie mocno.
W trakcie odwzajemniania jego niedźwiedziego uścisku, uśmiechnąłem się, przykładając wargi do jego małżowiny, nim wyszeptałem: – To nie jest główny prezent, mam dla ciebie coś ważniejszego...
Louis zmarszczył brwi, w tej samej chwili zrywając się na płacz dziecka. Oboje spojrzeliśmy się po sobie, wstając na równe nogi i ruszyliśmy do naszej córeczki, która musiała przestraszyć się nowego miejsca i braku rodziców w pokoju, gdy się przebudziła. Wręcz tam potruchtałem wyprzedzając tym samym szatyna, zanim wziąłem dziewczynkę z małego łóżeczka i przytuliłem do swojej piersi. – Jestem tu już, skarbie. Shhh.... Może zrobiłaś siku?
Dziewczynka łkała w moje ramię, uspokajając się dopiero, gdy stale szeptałem do jej malutkiego uszka miłe słówka. To oznaczało, że po prostu się przestraszyła. Louis spojrzał na mnie z uśmiechem, podchodząc do naszej dwójki.
– To co to za specjalny i wyjątkowy prezent? – zagadnął, splatając ramiona na piersi. – Czyżby nowa bielizna?
– Lepiej – puściłem mu oczko.
– Tak się da? – otwierając szeroko błyszczące oczy, podskoczył z ekscytacji na piętach. Pomyślałem o tym, co czeka Louisa dzisiejszego wieczoru, zanim przytaknąłem. Jednak teraz musiałem pokazać mu tatuaż i naprawdę zacząłem się denerwować, ponieważ nie mogłem przewidzieć jego reakcji.
Podałem mu Raisin z niepewnym siebie uśmiechem. Czułem, że dziewczynka już nie zaśnie, a gdybym ją odłożył do łóżeczka, obraziłaby się.
– Pamiętasz jak zauważyłeś parę dni temu, że nagle zacząłem spać w długich rękawach? – spytałem. Chłopak pokiwał głową, marszcząc przy tym brwi. Teraz widocznie stał się skoncentrowany na moich słowach.
– Stwierdziłeś, że nie mogę widzieć twojego ciała do urodzin.
– Bo chciałem do tego czasu coś przed tobą ukryć... – przygryzłem dolną wargę, w końcu biorąc głęboki oddech i w przypływie odwagi podwijając rękaw i prezentując chłopakowi swoją kotwicę. Wyglądała już naprawdę ładnie bez opuchlizny.
Louis patrzył na moją dłoń bez konkretnego wyrazu twarzy; w końcu odłożył Raisin do łóżeczka, obserwując dokładnie mój nadgarstek.
– Tatuaż? – zdziwił się z małym uśmieszkiem. – Dlaczego kotwica?
– Ponieważ chciałem... – urwałem, szukając odpowiednich słów – chciałem dopasować się do twojej liny – wskazałem na jego tatuaż palcem. – Wtedy gdy trzymamy się za ręce, ta kotwica i lina łączą się i mam pewność, że... nie utonę.
Złaczyłem nasze palce razem. Długo wyobrażałem sobie ten widok, ale gdy w końcu miałem go naprawdę przed sobą, wyglądał lepiej niż w moich snach.
– To jest... – mruknął z wyraźnie ściśniętym gardłem – ...piękne, kochanie – zacieśnił uścisk swoich palców na tych moich, mrugajac szybko, aby ukryć swoje łzy.
– W ten sposób zawsze będziemy, wiesz, połączeni – uśmiechnąłem się do niego delikatnie, dotykający drugą dłonią jego policzka. Chłopak przyciągnął mnie do najmocniejszego uścisku, trzymając tak moje ciałem naprawdę przez długi moment, tkwiąc w ciszy.
– W sumie chciałbym mieć całą rękę w pasujących do ciebie tatuażach – przyznałem, głaszcząc kciukiem jego plecy, następnie składając na jego szyi mały całus.
– Tak bardzo nie zasługuję na was, Harry – usłyszałem słaby głos Louisa, który wypuścił oddech na mojej szyi.
– Zasługujesz, Lou – szepnąłem. – Zasługujesz tylko i wyłącznie na dobre rzeczy.
– Nigdy nie będę zasługiwać na ciebie i Raisin – trzymał przy swoim, ściskając mocniej mój sweter między palcami.
– Uparty jak zwykle – zachichotałem, odsuwając się lekko, aby móc pocałować go czule w skroń. – Mam nadzieję, że wieczorem też będziesz taki zdecydowany...
– Planujesz coś? – zaśmiał się, podwijając mój rękaw, by mógł w dalszym ciągu obserwować tatuaż. Pokiwałem tylko głową, złączając nasze usta w słodkim pocałunku.
– Będziesz zadowolony – obiecałem mu, obcesowo oblizując przy tym usta. Widziałem jak oczy Louisa nabrały bardziej wyrazistych kolorów. Złapał moje policzki, przykładając własne czoło do mojego. Uśmiechałem się głupio, gdy potarł końce naszych nosów, stojąc na palcach.
– Raisin zajmuje się sobą – skinął na dziewczynkę, która bawiła się materiałem pościeli z przymrużonymi oczkami. – Wracamy? – spytał, patrząc w moje oczy, gdy przegryzł wargę. Pocałowałen czubek jego małego noska, w skutek czego uroczo go zmarszczył. Zaśmialiśmy się, a ja pokiwałem głową.
– Tylko sprawdź najpierw, czy nic nie zrobiła. Dopiero jadła, ale rozumiesz.
– Dobra, ale szybko – nachylił się nad kołyską.
– Tak bardzo cię się już spieszy do tej niespodzianki? – przewróciłem oczami, lecz w głębi duszy sam czułem jak robi mi się goręcej.
– Jeszcze został prezent dla ciebie ode mnie samego.
Wszyscy rozpakowali już swoje prezenty i rzeczywiście został tam tylko ten od Louisa.
– Wolę go otworzyć w hotelu.
– Dobrze – pocałował moją skroń.
– No, Harry... Co ja widzę na twojej ręce? – zagaił Zayn z chytrym uśmieszkiem.
– Ty to zrobiłeś, prawda? – spytał go szatyn wdzięcznym tonem głosu. – Poznaję te linie i rozłożenie tuszu.
– No jasne! – uśmiechnął się. – Tylko ja robię takie arcydzieła!
– Ale jak, kiedy? Pokaż mi! – zawołał nic nie wiedzący Niall. Poderwał się ze stołu, by chwycić moją dłoń.
– Utrzymywałem to z Zaynem w sekrecie też przed tobą, bo zaraz wszystko byś wygadał – powiedziałem Niallowi, pokazując mu nadgarstek.
– Czyli mój chłopak do czegoś się przydał. No, no – obracając w swoich małych rączkach mój nadgarstek, palcem obrysował linie tatuażu, który był wciąż w okresie gojenia. Uśmiechnąłem się, a gdy zasiedliśmy do stołu, w salonie pojawił się Greg z Theo w rękach i swoją żoną, którą widziałem tylko raz, na ich ślubie.
Cała wigilijna kolacja minęła nam w bardzo przyjemnej atmosferze, jednak pod koniec widziałem jak Louis zaczął się niecierpliwić, dlatego postanowiłem grzecznie się pożegnać.
Nasz hotel był bardzo blisko domu Horanów, z tego powodu odmówiliśmy podwózki i rzuciliśmy krótkie życzenia świąteczne wszystkim zgromadzonym, kiedy zawijałem w okół swojej szyi długi, czarny szal.
Po opatuleniu także naszej córki, wyszliśmy na dwór, gdzie przytuliłem jej małe ciałko blisko swojego, aby nie zmarzła. W międzyczasie Louis objął mnie w pasie. Biedny musiał nieść torbę z wszystkimi otrzymanymi prezentami, przez co wewnętrznie mu współczułem, ale po jego mimice stwierdziłem, że nie jest to dla niego żadnym wysiłkiem. Gdyby tak było, powiedziałby.
– A więc podoba ci się mój tatuaż? – wyszczerzyłem się, zadając mu to głupie pytanie mimo, iż odpowiedź była jasna.
– Okiem tatuażysty powiem, że jest niezwykle świetnie zrobiony. A jako twój chłopak brak mi słów. Przede wszystkim podoba mi się to, że nie jest taki oczywisty i wręcz przeciwnie ma ogromne znaczenie dla naszej dwójki. Nie mógłbym mieć lepszego prezentu urodzinowego i w ogóle mam wrażenie, że to najlepsze urodziny, jak i święta w moim życiu. Absolutnie kocham to uczucie.
– Kocham cię – zagruchałem, delikatne przy tym szczekając zębami z zimna.
– Chodźmy zanim zmienisz się w bryłę lodu – parsknął, przyspieszając kroki.
Już kilka minut później znaleźliśmy się przed ogromnymi drzwiami hotelu. Po tym jak szatyn otworzył je dla mnie, wszedłem do środka razem z Raisin w moich ramionach. Skierowaliśmy się do naszego pokoju, przy tym po drodze napotykając miłą obsługę hotelu, która wręcz zawołała do nas "wesołych świąt!".
– Anglicy wychodzą przy nich na gburów – zwrócił się do mnie uśmiechnięty chłopak, po odłożenie prezentów na podłogę, blisko łóżka.
– Teraz przyznaj się, co ty otrzymałeś od Malika i Nialla – spytałem z chytrym uśmiechem po odłożeniu Rai do łóżeczka.
Louis przewrócił oczami, rozpinając swoją kurtkę. – Wibrator i knebel – zakrztusiłem się powietrzem, zwłaszcza po usłyszeniu drugiej rzeczy.
– O mój boże, a ja kupiłem im takie piękne pasujące do siebie sweterki i kosmetyki – na moją twarz wpęzł grymas.
– Ty nadal nie powiedziałeś mi, co ty dostałeś – podszedł do mnie leniwym krokiem, wyciągając dłonie do mojej tali.
– Coś, co zdecydowanie przyda mi się tej nocy – przymknąłem oczy, gdy Louis lekko nami bujał. Nuta żądzy już zakradała się w moich żyłach. – Może... najpierw przygotuje ci urodzinową kąpiel, a kiedy wrócisz będę już na ciebie czekał... – zaproponowałem kokieteryjnie.
– W takim razie ty wskakuj pod prysznic pierwszy, skarbie, bo śmierdzisz – prychnął. Z oburzeniem i trzepnąłem go w ramię. – Ja uśpię w tym czasie Rai.
Pokiwałem głową grzecznie, idąc w kierunku łazienki, wówczas zabierając ze sobą swój prezent, ponieważ wiedziałem, że Louis pod moją nieuwagę na pewno chciałby zajrzeć do środka. Z uśmiechem na twarzy obmyłem swoje ciało smarując się małą ilością przyjemenych olejków. Chciałem przygotować się dla Louisa, używając do tego zatyczki, którą włożyłem po rozciągnięciu się palcami. To będzie długa noc, wiedziałem to.
Po ubraniu po kąpieli swojej bielizny (która miałem nadzieję, że doprowadzi Tomlinson do szału) założyłem na siebie zwykły szlafrok, później chcąc zmienić go na inny.
– Wolne! – zawołałem, wychodząc z toalety. Louis wymijając mnie (wiedziałam, że nie zrobił tego przypadkowo) dotknął moich pleców w dole, przez co przeszły mnie ogromne face ciepła. Teraz tylko musiałem ubrać swoje kabaretki. Ogólny strój miał nawiązać do klimatu świąt. Na pierwszy rzut oka wyglądałem jakbym miał bardzo krótką czerwoną spódniczkę, jednak w rzeczywistości były to koronkowe majteczki z małym pomponikiem z tyłu i obszyciem dookoła. Powoli i uważnie wsunąłem na nogi czarne kabaretki uważając, aby przypadkiem nie porwać delikatnego materiału. Następnie założyłem dużo krótszy i bardziej prześwitujący szlafrok, który niedbale zawiązałem z przodu, w taki sposób kładąc się na łóżku. Sięgnąłem do "prezentu" od Nialla oraz Zayna, biorąc czerwoną czapkę świętego Mikołaja oraz pasujące kajdanki.
To było szalone.
Położyłem je na swoim brzuchu, bawiąc się nimi, kiedy drzwi toalety otworzyły się niemal na oścież. Uśmiechnąłem się zupełnie jak niewiniątko podziwiając chłopaka, który pojawił się w pokoju jedynie w samym ręczniku, a jego szczęka opadła w dół po ujrzeniu moich kabaretek. Otarłem swoją dolną wargę o górną w ten sposób rozsmarowując delikatnie burgundową pomadkę, którą nałożyłem na swoje usta wklepując ją na podpuchnięte wargi, by efekt był delikatny, jednak widoczny.
Widziałem niemały problem Louisa przez gruby ręcznik.
Naprawdę prędko dostał erekcji, choć znając mojego napalonego mięśniaka bawił się pod prysznicem.
– Widzisz coś, co ci się podoba? – spytałem, specjalnie jeszcze eksponując swoje nogi.
– O mój... Lucyferze. – Louis przełknął ślinę i jak się domyśliłem miał zupełny problem z ułożeniem dłuższego zdania, przez co poczułem się dumny, iż doprowadziłem go do takiego stanu. Wstałem z łóżka, oczywiście nie szczędząc sobie mocno wyzywających i kokieteryjnych ruchów, potem podchodząc bliżej niego. Nie odrywając spojrzenia moich tęczówek od tych jego, zacząłem powolutku, mozolnie pozbywać się z ramion swojego cienkiego szlafroku.
– Nie czekaj. Kładź się – wręcz rozkazałem, nachylając się do ucha Louisa, w tym samym momencie pociągając w dół ręcznik, który okrywał biodra chłopaka. Ledwo powstrzymywałem parsknięcie śmiechem, widząc to jak prędko wykonał on moje polecenie, jednak cały czas patrzył się jak ściągałem szlafrok.
Stałem do niego tyłem, powoli odsłaniając swoje ramiona. – Na początku naszego związku wspominałeś, że chciałbyś zobaczyć mnie w falbanie... – przypomniałem mu, zatrzymując ruchy swoich dłoni, kiedy szlafroczek sięgał mi do żeber.
– Harry, nie drocz się ze mną albo za chwile sam to z ciebie ściągnę – ostrzegł mnie, a ja zerknąłem na niego kątem oka, ostatecznie pozwalając swojemu szlafroczkowi opaść na podłogę. Usłyszałem jak Louis gwałtownie wciąga w swoje płuca powietrze, czując rozbierający wzrok na swoich pośladkach odzianych w falbankową, czerwoną "spódniczkę".
– Podoba ci się? – spytałem retorycznie. Odpowiedź "nie" nie miała prawa bytu. Droczenie się z chłopakiem mogło być moją nową, ulubioną grą. Rozpalanie go do maksimum jego możliwości tylko po to, by zobaczyć jak jego palce rąk drżą chcąc mnie dotknąć, mogło dać mi dużo zabawy. Od razu czułem się seksowniejszy i spełniony.
– Chodź do mnie – rozkazał, a ja będąc wręcz chwilowo przestraszonym jego władczym tonem, od razu podszedłem do niego. Chłopak, jako iż stanąłem przodem do niego, ponownie mnie odwrócił i zaczął ściskać moje pośladki w dłoniach, kiedy klęczałem na łóżku, z kolanami przy jego udach. Nie ruszałem się. Wolałem, aby sam odkrył, co mam w swojej pulsującej dziurce.
– Powiedz jak bardzo ci się podoba – począwszy oddychać bardziej spazmatycznie, czułem jak w pokoju zaczyna robić się naprawdę gorąco.
– Bardzo, bardzo... – rozchylając moje pośladki, spowodował, że koronka osunęła się lekko na bok, odsłaniając przed nim moją dziurkę. Zacząłem drżeć, będąc do niego praktycznie wypiętym. – Sprawiasz mi tak ogromną przyjemność, maluchu...
W końcu położyłem swoje dłonie na tych szatyna, ściągając jego ręce ze swoich pośladków i usiadłem na nim okrakiem, popychając go, by całe jego plecy leżały na poduszkach. Usiadłem trochę wyżej jego twardej męskości, sięgając po kajdanki i spojrzałem na Louisa z cwanym uśmiechem. Jego mina lekko zrzedła.
– C-co ty robisz? – spojrzał na mnie wielkimi oczami, gdy zakleszczyłem jeden z jego nadgarstków.
– Nie będziesz mógł mnie, ani siebie, dotykać. Chcę żebyś oszalał – wytłumaczyłem, złączając jego dłonie ze sobą za ramę łóżka; ograniczyłem jego ruchy do zera tak, aby jedynie mógł zginać łokcie.
– Kurwa, już się przestraszyłem, że to ja będę na dole – westchnął z wyraźną ulgą, gdy w międzyczasie nachyliłem się do jego szyi i zassałem tam skórę, równocześnie kręcąc biodrami na twardym członku szatyna.
– Zamknij się, bo cię zaknebluję, tatusiu – szepnąłem do jego ucha twardym i poważnym głosem, przegryzając małżowinę. Obkręciłem się do niego tyłem, ukazując piękną bieliznę na moim tyłku, której oczywiście nie mógł dotknąć. Uśmiechnąłem się do siebie, gdy szarpnął bezskutecznie jednym ze swoich nadgarstków. Zdjąłem swoje pośladki z erekcji zamiast tego, opuszczając się znacznie niżej. Patrząc na niego spod rzęs, polizałem jego całą długość, wzdychając przy tym z przyjemnością.
– Zrób to, H. No dalej, mały. Nie wytrzymam długo. – Louis zaczął zipać, błagając mnie o to, bym wziął go do ust.
– Lubisz wtedy na mnie patrzeć? – zamrugałem słodko, później zasysając się na jego główce, nieprzerwanie przy tym się w niego wpatrując.
– K-kocham to... kurwa – zaklął wypychając biodra do góry. Poruszałem swoją głową, niezbyt szybko, mocno zaciskając wargi na delikatnej skórze, pracując także językiem. Mruczałem przy tym cicho. Chłopak znowu szarpnął swoimi rękoma.
– H-harry. Chcę dotknąć twoich włosów, kurwa. Daj mi cię dotknąć.
Pokręciłem głową na nie, biorą w usta jeszcze więcej jego penisa, którego ssałem najlepiej jak byłem w stanie, z nadzieją, że wyglądało to wystarczająco obscenicznie.
– Harry, nie dam rady wytrzymać, jestem słaby – Louis jęknął gardłowo. – Zaraz dojdę, mój słodki.
– Mam cię już ujeżdżać, tatusiu? – spytałem, podnosząc się wyżej i lekko wykrzywiłem usta, po wyczuciu jak moja zatyczka przesunęła się. Wcisnąłem ją z powrotem opuszkiem palca wskazującego. Otarła się o moją prostatę, co wywołało jęk. Dla własnej przyjemności zacząłem pozbywać się bielizny.
– Tak, tak, tak – powtarzał w kółko, szukając tarcia. Otarł się o moje udo swoim ciężkim penisem.
Zsunąłem w morderczo dla niego ślimaczym tempie swoje majteczki oraz kabaretki i patrząc uważnie na jego wyraz twarzy, puściłem mu ukradkowe oczko podczas wysuwania z siebie zatyczki. Jęknąłem, gdy element wysunął się z mojego wejścia. Zamruczałem, kiedy czerwona główka mojego penisa obiła się o mój brzuch. Louis przez cały ten czas się oblizywał. Chryste, był naprawdę napalony.
– Chciałbyś mnie dotknąć, prawda, Lou? – drażniłem go, wspinając się na łóżku w jego kierunku.
– Bardzo, tak bardzo, mały. Kochanie, zdejmij mi te kajdanki. Błagam – skomlał, podciągając się wyżej. Patrzyłem na niego niewinnie.
– W paczce nie było kluczyka – pokręciłem przecząco głową.
– Przysięgam, że skopię ci ten seksowny tyłek, gdy już będę wolny – obiecał, wstrzymując oddech, kiedy usiadłem na nim okrakiem. Dyszałem cichutko, chwytając jego ociekającego kutasa w dłoń, aby nakierować jego główkę na moje wejście. Dałem mu tylko złudną nadzieję na to, że już będzie mógł mnie poczuć. Puściłem go, oczywiście sięgając po wcześniej przygotowaną prezerwatywę i nałożyłem ją na członka Louisa.
– Szybciej Harry, proszę. Jestem naprawdę zrujnowany – machając biodrami rysował ósemkę na miękkim materacu. Kiedy założyłem prezerwatywę aż do nasady kutasa chłopaka, zacząłem opuszczać się bardzo powoli na męskość swoim wejściem. Jęczałem coraz to głośniej, zaciskając siekacze na dolnej wardze, aby to powstrzymać. Zacząłem czuć rozpychanie, kiedy męskość Louisa w połowie była we mnie. W końcu robiliśmy to bez nawilżacza i bolało bardziej niż zazwyczaj, ale podekscytowanie niwelowało wszelki dyskomfort.
– T-tatusiu... – stęknąłem, patrząc na niego z przymrużonymi powiekami.
– Spokojnie, skarbie, nie spiesz się – wydyszał.
To było cudowne, jak nagle zmienił ton głosu, mówił kojąco z rozanieleniem, jak gdyby wcale mu się nie speszyło.
– Mmm-h – przeciągnąłem z jękiem, czując jak pół całej długości Louisa jest we mnie. Uniosłem się delikatnie do góry, by później ponownie opaść w dół coraz niżej. Zrobiłem to tylko raz, by zobaczyć, czy jest mi wygodnie, ale już za tym pierwszym ruchem penis otarł się o mój czuły punkt, przez co zadrżałem, chcąc szybko więcej.
– Oh Boże, tak, tak... – chłopak, poruszył nieznacznie swoimi biodrami, przez co ponownie jęknąłem. Nieograniczona fala ciepła wbijała się w moim brzuch. Żądza i pragnienie stały się nieznośne. – Tak dobrze cię czuć, Harry...
– Jesteś taki duży, Louis – sapnąłem, wsuwając się do końca i odchylając głowę do góry, zdjąłem z niej świąteczną czapkę, zagryzając materiał zębami.
– Kurwa, odsłoń mi swoją twarz, chcę cię widzieć. Twoje piękne usteczka – szarpnął rękoma, a ja prędko odrzuciłem czapkę do tyłu. Podparłem się dłońmi na jego brzuchu, wykonując coraz pełniejsze ruchy w górę i w dół, w przód i w tył. Moje wargi rochyliły się, gdy wbiłem paznokcie w skórę Louisa, przeciągając nimi w dół i zostawiając tam kilka czerwonych pręg. Utrzymywałem kontakt wzrokowy z Louisem, kiedy czułem jak główka jego penisa delikatnie pieści mój czuły punkt. Ruchy moich bioder zaczęły robić się coraz szybsze i mocniejsze, a ja z całej siły starałem się nie wydawać z siebie niepożądanych odgłosów, co widocznie nie podobało się chłopakowi.
– No dalej, Harry. R-Raisin ma mocny sen – warknął, pięści zaciskając w pałąk.
– Kurwa! – zaskomlałem, odchylając głowę do tyłu, gdy poczułem jak członek Louisa zaczął natrafiać na moją prostatę, dlatego począłem poruszać się już tylko pod tym kątem. Jęczałem dużo głośniej niż przed chwilą, drapiąc agresywnie brzuch szatyna. Oboje osiągnęliśmy szczyt w tym samym momencie, a aby przeciągnąć orgazm Louisa pruszałem się nadal na jego długości, zniżając się w dół, by przyssać usta do miejsca, gdzie widoczne były jego żebra. Chłopak stęknął całkiem głośno, tak mocno szarpiących kajdankami, iż jestem pewny, że na pewno na jego nadgarstkach będą widoczne czerwone siniaki. Opadłem bezwładnie na jego ciało, tym samym brudząc jego brzuch swoją spermą.
– Odepnij mnie teraz, H. Proszę – zabłagał, odchylając głowę do tyłu, gdy począłem zostawiać tam piękne malinki, z których byłem naprawdę dumny.
– Czekaj, nie dam rady – wbiłem palce między jego żebra, czując jak osowiały jestem. To nie przeszkodziło mi w zassaniu się na czerwonym sutku. Louis znowu stęknął, a jego gorący oddech owiał moje rozszarpane włosy. Po dokładnym obcałowaniu brodawki wyciągnąłem sutek z ust, ssąc liczbę wytatuowaną na jego piersi.
Teraz mogliśmy to powtórzyć i to on mógł mi pokazać swoją dominację.
***
– Jestem wykończony... – wyznał mi Louis, tuż po tym jak po raz już trzeci opadł obok mnie na poduszki. Oddychaliśmy ciężko, starając się uformować nasze oddechy.
– Więc... mogę być z siebie dumny? – spytałem, obserwując jak brzuch Louisa unosił się i opadał.
– Kurwa. Zdecydowanie – uśmiechnął się słabo. – Jeszcze nigdy nie robiliśmy tego parę razy pod rząd – przekręciłem się na bok, aby wtulić się w jego tors.
– Nie będę mógł się jutro podnieść – schowałem się w jego ciele; nie przeszkadzały nam nasze mokre, klejące się do siebie skóry, nawet po oczyszczeniu. Byliśmy spoceni, ale żadne z nas nie miało siły na ponowną kąpiel. – Będziesz mnie nosił na rękach? – spytałem, podnosząc na Louisa wzrok.
– No nie wiem – mruknął, drocząc się ze mną, na co prychnąłem.
– Pozwoliłem ci kochać się ze mną kilka razy do tego stopnia, że nie mogę się ruszyć i nie wiesz?!
– Dobrze, będę cie nosił na rękach – zaśmiał się, rozczesując palcami kilka moich loków. – Jest pierwsza w nocy. Kochaliśmy się cztery godziny – powiedział, zerkając na zegarek, stojący na szafce nocnej, który pokazywał dokladnie trzynaście minut po pierwszej.
– Cud, że jeszcze obsługa hotelowa nie przyszła nam zwrócić uwagi – zaśmiałem się, następnie składając na jego klatce piersiowej mały całus.
– Mówiłem, że te ściany są dźwiękoszczelne, kochanie – Louis znowu złapał władczo mój policzek, aby ponownie nakierować nasze twarze w swoim kierunku.
– Aż bolą mnie usta od tych ciągłych pocałunków – oznajmiłem, dotykając ich opuszkami palców. – A malinki mam chyba wszędzie.
– Ty... w dalszym ciągu nie widziałeś swojego prezentu.
– O mój Boże, faktycznie! – westchnąłem dramatycznie. –Wstawaj, pokaż mi – ponagliłem go, a on już moment później wyszedł spod kołdry. Obserwowałem jego nagie ciało, gdy chłopak szukał zielono-niebieskiego, niewielkiego upominku w torbie z wszystkimi prezentami. Po chwili piękny pakunek wylądował na moich kolanach, gdy jakimś cudem udało mi się podnieść do pozycji siedzącej, a Louis wsunął się obok mnie, odrzucając kołdrę praktycznie na podłogę.
– Denerwuję się – przyznał, uważnie wpatrując oczy w moją twarz. Ja jedynie posłałem mu pocieszające spojrzenie zanim uchyliłem wieczka pudełka i westchnąłem głośno na widok zawartości.
– To jest jakieś ubranie? – spytałem, kiedy zobaczyłem opakowany w folii materiał. Wydawało mi się że byla to koszulka do której przedarłem się po wypakowaniu ogromnej ilości słodyczy. Jednak zobaczyłem, że pod materiałem jest jeszcze jedna rzecz, a kiedy uniosłem koszulkę, zobaczyłem że było to drobne, ale naprawdę piękne pudełeczko. – To też naszyjnik jak ten, który dostał Niall? – pisnąłem, jednak chłopak szybko zaprzeczył.
– Oh... – ściągnałem brwi, uchylając wieczko. – To... pierścionek? – spytałem całkowicie głupio, przecież wyraźnie widziałem tam biżuterię.
Pokiwał głową, wychylając się do szafki, z której szuflady wyciągnął coś, co mnie zszokowało - dokładnie taki sam pierścionek, tylko, że jego miał zielony kryształ.
– Są dwa.. – poinformował. – Mój jest zielony, ponieważ jest oznaką ciebie, natomiast twój jest niebieski. Są pasujące do siebie i w ten sposób... chciałbym, żebyśmy złożyli sobie taką..
Zmarszczyłem lekko brwi nasłuchując jego słów.
– Obietnicę?
– Owszem, obietnicę – potwierdził, ujmując moją dłoń w swoją zanim kontynuował. – Coś na wzór przysiegi ślubnej. Jest to obietnica, że będziemy wobec siebie wierni, nie będzie między nami żadnej złej krwi i zawsze będziemy się szanować choćby nie wiem co. Ale przede wszystkim... – położył dłoń na moim policzku. – Jest to obietnica tego, że zawsze już będziemy się kochać.
Spojrzałem na Louisa, czując ucisk w swoim sercu przez to jak wiele miłośći się tam znajdowało. Zagryzłem swoją wargę mrugając kilka razy, by upewnić się, że nie śnie.
– Załóżmy je... chcę ci to obiecać – ująłem w dłoń zielony pierścień, który chciałem założyć na palec Louisa. Chłopak wyciągnął do mnie swoją rękę, a ja ledwo powstrzymałem łzy, kiedy wsunąłem go na jego palec serdeczny. Miałem wrażenie, jakby była to obrączka ślubna.
– Przyżekam ci, że nigdy nie rzestanę cię kochać, Louis. Od momentu, w którym tylko cię ujrzałem ty skradłeś moje serce. Wystarczył moment, gdy spojrzałeś na mnie, a ja ju wtedy mogłem ci się oddać. Spójrz... mamy piękną, najcudowniejszą na świecie córkę, niedługo minie nasz pierwszy, wspólnie przeżyty rok. Obiecuję, że każdego dnia będę powierzał ci tyle swojej miłości, na ile zasługujesz, ale w dalszym ciągu to będzie za mało.
– Kocham cię najbardziej na świecie, H – szepnął, tuż przed tym jak złączył nasze usta w krótkim, aczkolwiek czułym pocałunku. – No to teraz twój pierścionek – rzekł, a ja automatycznie wstawiłem swoją rękę.
– Boże, jest taki piękny... – wyszczerzyłem się jak idiota, gdy Louis sięgnął po niewielki pudełeczko i wyjał z niego pierścień.
– Żadne słowa jakich używają ludzie we wszystkich językach nie wyrażą tego jak bardzo cię kocham choćby w najmniejszym stopniu – wyznał, w momencie, w którym na moim palcu pojawił się stygnet. – Obiecuję ci, że tak już zostanie do pieprzonej wieczności. Obięcuję, że kiedyś w tym miejscu pojawi się prawdziwa obrączka.
– Zaraz będę ryczeć przez ciebie – zaśmiałem się, pociągając przy tym nosem. – Jeszcze rok temu moje życie było takie nudne i byłem przekonany, że jestem samowystarczalny i nie potrzeba mi do pełnego szczęścia kogoś jeszcze... Jak widać, myliłem się.
– Jeszcze rok temu moje życie było zupełnym bałaganem. Myślałem o tym, że nikt nie chciałby mnie na dłużej w swoim świecie. Byłem pewny, że nie będę dla nikogo dobry, odpwiedzialny. Ale gdy pierwszy raz dotknąłem twich ust, nie chciałem niczego innego, tylko pieścić je do końca nocy – wyznał.
– Żeby tylko usta – pokazałem mu jezyk, który on ku mojemu zdziwieniu przygryzł lekko, na co ja wzdrygnął się, odskakując na drugi koniec łóżka. Louis powalił mnie na łoże jednym ruchem, zawisając nade mną.
– To ty sprawiasz, że jestem silny. – powiedział. – Chcę spędzić z tobą wieczność, głupolu!
– No i świetnie, bo ja z tobą też – śmiałem się cały czas z tego jak tak poważne wyznania przemieniałem w żart. – Fajnie, że się rozumiemy, skarbie.
– Ostatnia runda? – spytał, przegryzając wargi i dotykając delikatnie opuszkiem palca mojej klatki piersiowej obrysowując skrzydła motyla. Roześmiałem się energicznie kiwając głową na tak. Nikt inny nie musi wiedzieć, że kochaliśmy się do blasku wschodzącego słońca, ponieważ Louis chce spędzić ze mną resztę swojego życia i tylko to się dla mnie liczyło w tym momencie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro