Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

56. Załatwiłem nam pokój z dźwiękoszczelnymi ścianami

Właśnie przeszliśmy przez kontrolę, będąc na lotnisku. Szczerze mówiąc trochę obawiałem się lotu z małą Raisin, ale obawy odeszły, gdy pomimo całego panującego tłoku i gwaru, pucołowata dziewczynka spała w moich ramionach i nie zanosiło się na to, by przez najbliższy czas uchyliła swoje powieki. Zainwestowaliśmy razem z Louisem w takie materiałowe nosidełko, które owijałem w okół swojej talii i brzucha. Mogłem mieć Rai ciągle przy swojej klatce piersiowej.

– Jestem ciekawy jak będzie wyglądała podróż samolotem z miesięcznym dzieckiem, serio – zaśmiał się Niall, ciągnąc za sobą walizkę.

– Ona ma dwa miesiące. Dwa miesiące i półtora tygodnia – poprawiłem go, głaszcząc główkę Raisin okrytą mięciutką czapeczką.

– Wielka mi różnica – przewrócił oczami, kierując się przodem w stronę wejścia do samolotu.

Zayn szedł za nim, nerwowo marudząc.

– Nigdy nie leciałem samolotem...

– Ja też nie, bo byłem biedny w chuj i jakoś nie sram w gacie, wiec wyluzuj! – odpowiedział mu Louis. Zaśmiałem się, nasłuchując ich konwersacji. Widziałem, że Tomlinson w mniejszym stopniu, (ale jednak) również obawiał się lotu. Tylko, że on nigdy się do tego nie przyzna.

– Na początku będzie chciało się wam rzygać – poinformował ich Horan.

– Proszę używać kulturalniejszego słownictwa przy mojej córce! – oburzyłem się.

– Przecież ona nic z tego nie rozumie – Zayn zaśmiał się, gdy wsiedliśmy do samolotu. Miła Pani skierowała nas od razu na dział przeznaczony dla rodzin z małymi dziećmi i osobami starszymi.

– Rozumie! – kłóciłem się. – Jest bardzo mądra! Mądrzejsza od was wszystkich.

W końcu zajęliśmy miejsca w jednym z przedziałów, gdzie rozsiadliśmy się na fotelach. Niall rzucił się na miejsce przy oknie zupełnie tak, jak za każdym razem.

– Potrzymać cię za rękę? – zaczepiłem Louisa z odrobiną kpiny. Uścisnąłem jego dłoń, drugą wciąż drapiąc plecki Raisin. – Spójrz, Rai nawet się nie obudziła.

– Ma skubana mocny sen – uśmiechnął się prześmiewczo, całując mnie krótko w usta. – To nie może być takie straszne, co nie, kotku?

– Już wolę się rozbić, niż tego słuchać – usłyszałem mamrot, gdzieś naprzeciw nas. Spojrzałem prosto i trochę w lewo, dostrzegając starszą kobietę. Wiecie czego naprawdę nie znosiłem? Od małego mama uczyła mnie i moją siostrę szacunku do starszych ludzi, byłem naprawdę dobrze wychowany pod tym względem. Zawsze starałem się ustępować im miejsce w kolejce, w metrze, czy czasem pomóc jakiejś staruszce nieść zakupy. Ale czy to oznacza, że starsi nie powinni posiadać szacunku dla młodego społeczeństwa? Wszyscy powinni się traktować z życzliwością, coś za coś.

– Zawsze jest też możliwość wyskoczenia przez okno! – Louis nawet nie spojrzał się w tamtą stronę; za to usłyszeliśmy obok siebie śmiech Nialla. Ja nie byłem rozbawiony, choć wiedziałem, że mój chłopak tylko trochę sobie żartował, będąc odpornym na homofobiczne, zbereźności szowinistycznych świń. Starałem się być opanowanym i nie odpowiadać na takie zaczepki. Westchnąłem, trzymając pampers Raisin. Miałem nadzieję, że nie narobi nic w samolocie, bo przebieranie jej w tych lotniczych toaletach nie byłoby ciekawym doświadczeniem. Są sterylne, ale świadomość tego, ile dzieci już tam robiło kupę, trochę mnie przerażała.

– Lou... – spojrzałem wymownie na Tomlinsona. – Nie warto zaczynać zbędne dyskusje. Z resztą nie chcę denerwować Rai i wolałbym, by przespała cały lot – zwróciłem się do niego uważnie. W jednej sekundzie zauważyłem zmianę w jego tęczówkach.

– Ależ ja nic nie robię – odparł cicho, z towarzyszącym sceptyźmie w jego głosie. Podniósł lekko swój głos, dodając: – Nie moja wina, że lecą z nami pasażerowie, którzy zapomnieli spakować mózg i resztki kultury.

– Louis, do cholery – zbeształem go, klepiąc plecki Raisin. Poczułem swoje kolebiące serce. Zdenerwowałem się. – Samolot jeszcze nie ruszył, więc mogą nas stąd wyrzucić!

– Jestem grzeczny – wzruszył chytrze ramionami. – Prawda, Zuzu? – zagadnął Malika.

– Kiedy wylecimy? – ten spytał nerwowo, ruszając swoją nogą. Uspokoił ją dopiero, gdy Niall ułożył rękę na jego udzie, wręcz hamując ruchy naciskiem dłoni.

– Banda zboczeńców – znów usłyszałem głos starszej kobiety.

–To jeszcze tacy zaściankowi ludzie nie wymarli? – odezwał się specjalnie głośniej Horan, na co nawet i Louis skulił się, aby nie zwracać na siebie uwagi.

– Kto im dał dziecko? – siwawa kobieta prychnęła, nachylając się do swojej koleżanki. Poprawiła ekstrawagancki, miętowy kapelusz. Wyglądała jak królowa Elżbieta, może chciała się do niej upodobnić, by robić wrażenie kogoś z wyższej szlachty.

Co jej po tym swoim pieprzonym berecie, jeśli nie potrafi zamknąć śmierdzącej, pustej gęby?

– Ja pierdolę – jęknąłem sam do siebie, kładąc głowę na ramieniu Louisa.

– Stara, pomarszczona torba – szepnął przez zaciśnięte zęby.

– Dobrze, że lot będzie trwał pewnie tylko jakieś pół godziny – westchnąłem.

– Nikt jej już nie chce, bo jest pomarszczona i śmierdzi, więc przypieprza się do tych, którzy mają lepiej od niej – powiedział Niall, jakby od niechcenia. Widziałem po ruchach ust Zayna, że mamrotał do niego coś w stylu "uspokój się".

Ja jedynie przymknąłem oczy, nachylając się do Raisin, by zatopić nos w jej małej główce. Tamta baba znów coś mamrotała. Nie chciała być nawet ani trochę dyskretna, nie kryjąc tego, że obgaduje nasze osoby. Poczułem jak Louis unosi ramię do góry i zmarszczyłem brwi. Podeszła do nas stuardessa.

– Przepraszam najmocniej, jednak w naszym kierunku posyłane są naprawdę niemiłe słowa – zaczął uprzejmie, zwracając się do młodej dziewczyny. Patrzył przy tym na staruszkę. – Nie chciałbym, by mój partner i nasza córka się denerwowali.

– Oh, rozwiąże ten problem jak najszybciej mogę. Przepraszam państwa – dziewczyna wyraźnie się zakłopotała, zerkając w stronę matrioszki.

– To nie pani wina, ależ skąd – Louis pokręcił głową. – Chcielibyśmy tylko spędzić spokojny lot.

Gdy stuwardessa odeszła, obserwowałem jak przemawia do staruszki. Kobieta uniosła się, zmieniając swoje miejsce zdala od nas. Posłałem Louisowi szczery uśmiech, całując jego ogolony polik.

– Normalnie miałbym wyjebane – szepnął – ale każdy tutaj powinien wiedzieć, że nie ręczę za swoje czyni, jeśli chcąc wejść na moje ambicje, posłuży się obrazą mojej rodziny.

– Dziękuję – obserwowałem go wielkimi oczami. Rai zaczęła się wiercić.

Klepałem ją po plecach, nucąc piosenkę przy uszku zasłoniętym różową czapeczką. Wzdrygnąłem się po odczuciu na swoim ramieniu mocnego uścisku dłoni Louisa, który spiął się w momencie, w którym zaczęliśmy lecieć coraz wyżej. Postanowiłem wtulić się w niego mocniej, by dodać mu otuchy, całując przy tym jego wargi.

– Nie denerwuj się, zaraz już będzie spokojnie – szepnąłem mu na ucho.

– Mhm.. – mruknął. – To po prostu takie dziwne uczucie...

– Wiem, ja też się bałem jak pierwszy raz leciałem, ale zobaczysz, że pokochasz to tak szybko, jak zobaczysz chmury – przekonywałem go.

– Już jest w porządku – Louis zachichotał, łącząc nasze palce na własnym kolanie. Uśmiechnął się delikatnie, obserwujących Zayna, który dosłownie siedział uczepiony do ciała blondyna.

– Zayn, nie uduś go! – zaśmiałem się, gdy ręka Nialla zaczęła być prawie fioletowa. Blondyn uśmiechnął się tylko do mnie, głaszcząc policzek mulata i poprawił okulary na jego nosie, które miał tego dnia na sobie.

– Ale z nas słodkie pary, co nie? – wyszczerzyłem się do Tomlinsona. Louis zaśmiał się, cmokając czubek naszego nosa, gdy już dryfowaliśmy po niebie przez otaczające nas białe, wielkie chmury.

– Zobacz – wskazałem ruchem głowy na okno, przy którym siedziałem, abym mógł popatrzeć. Louis lekko wychylił się za mnie, by spojrzeć na niewielkie okienko, a następnie z podziwem oglądał piękne, rozciągające się widoki i skomentował je z niewielkim "Wow... Jesteśmy wysoko".

– Naciesz się tym widokiem, bo za jakieś pół godziny będziemy lądować. – poprawił wygodniej Raisin w moich ramionach.

– Przykro mi, że musicie spać w jakimś nędznym pokoju holetowym, ale sam wiesz, Harry, mój dom rodzinny nie należy do zbyt dużych– powiedział Niall.

– Nie szkodzi, Nialler, naprawdę – machnąłem ręką, puszczając przy tym oczko Louisowi.

– W końcu urodziny Louisa będą świętować tylko we dwójkę, co? – Zayn zaśmiał się. – To znaczy chodziło mi o noc, bo wieczorem będzie kolacja.

– Nie interesujcie się – pokazałem mulatowi język ze śmiechem. Gdy Louis oglądał chmury, Zayn wskazał na swój nadgarstek i uniósł pytający kciuk w górę, ja od razu kiwnąłem lekko głową, by przekazać, że z tatuażem jest wszystko w porządku.

– Goi się – wymknęło mi się.

– Co się goi? – Louis odwrócił się do mnie, marszcząc brwi.

– Mówiłem o pępku Raisin. Niall pytał – poklepałem go po czole. Niall parsknął śmiechem, ale szybko zakrył dłoń ustami i zdusił swój paniczny rechot.

– Okej- uhm – Louis zmarszczyłem nos. – Pępowina odpadła jej dwa tygodnie po urodzeniu? – zamrugał.

– Bo smarowaliśmy kremami. Właśnie o to pytał Niall.

– Właśnie tak – wturował Zayn.

Reszta podróży minęła nam bez wysłuchiwania jakichś wrednych, homofobicznych komentarzy i już piętnaście minut przed lądowaniem obudziła się moja córeczka. Widziałem, że gdy otworzyła oczka była wystraszona dziwnym otoczeniem, więc aby ją uspokoić pokazałem jej Louisa, który od razu uśmiechnął się szeroko, mówiąc do dziewczynki i nazywając ją "śpiącą królewną". Ona od razu wyciągnęła do niego rączkę, próbując się przy tym uśmiechnąć. A jeszcze chwilę przed tym wydawało mi się, że będzie płakać...

– Widzisz? Tata tu jest – zaśmiał się, przybliżając do dziewczynki tak, by Raisin mogła złapał jego policzek, a on ucałował jej nos.

– A mną się nie interesuje z tego, co widzę – parsknąłem, obserwując jak dziewczynka wyciąga dłonie do Louisa, aby pójść do niego na ręce.

– Ty jej się znudziłeś – wytknął język w moją stronę, ale kiedy naburmuszyłem się, skradł z moich ust gniewne westchnięcie.

– Uważaj na słowa, Tomlinson, bo pomimo mojej obietnicy nie ujrzysz mojej dupy jutro – syknąłem, podając mu Rai.

– Przybrałaś chyba troszkę na wadze, co księżniczko?

Dlaczego mnie nigdy nie nazwał księżniczką?

– Bo pije trzy butelki mleka dziennie – zauważyłem dumnie.

Louis uśmiechnął się do mnie, łapiąc Rai jedną dłonią pod pośladkiem, a drugą umieścił na jej główce.

– Jak ja dawno nie byłem w Irlandii... – westchnąłem, opierając swoją głowę na ramieniu chłopaka.

– Dwa lata temu na wakacjach byłeś ostatnim razem, to nie tak dawno – szepnął Horan, patrząc na mnie.

– A ja tam nigdy nie byłem w Irlandii, więc ja i Louis wygraliśmy – zaśmiał się Zayn. Zachichotałem, gdy mała dziewczynka w ramionach Louisa patrzyła na niego jak w obrazek.

– Jak byłem mały, to mama zawsze powtarzała Gemmie, że jedynym facetem w życiu, który cię nie zrani jest twój tata i brat – uśmiechnąłem się.

– Patrz... U Gemmy się to sprawdziło, bo trafia na samych dupków, którzy ją ranią, a braciszka ma cudnego – powiedział Louis, spoglądając na mój uśmiech.

– Mężczyźni życia Raisin, to będą jej tatusiowie – stwierdziłem.

– I wujkowie! – wykrzyknął Niall.

– I wujkowie – dodałem, posyłając małe spojrzenie przyjacielowi, nim znów wróciłem wzrokiem do Louisa i nim zdążyłem się mu przyjrzeć, chłopak zamknął przestrzeń między nami, całując moje wargi krótko, ale intensywnie.

– Jak się ktoś znowu odezwie, to chyba wyjdę z siebie i stanę obok – szepnąłem w jego usta. Ku mojemu zdziwieniu nie usłyszałem żadnego komentarza, więc z uśmiechem pocałowałem usta Louisa jeszcze raz.

– Już jutro koniec celibatu – przypomniał mi na ucho.

– Wiem. Szykuj się... Czuję twoje podekscytowanie.

Zachichotałem w jego usta, przypominając sobie o ślicznym stroju, który kupiłem specjalnie dla Louisa. Zresztą, wszystkie moje seksowne gadżety były dla niego, ale to zdecydowanie kupowałem z myślą o urodzinach.

W końcu samolot wylądował na lotnisku. Louis ponownie bardzo mocno trzymał mnie przy tym za rękę. Gdy wyszliśmy z samolotu od razu zaciągnąłem się zapachem Irlandii, przymykając przy tym oczy.

– Jestem w domu! – krzyknął Horan, kładąc się na ziemi.

– Wstawaj, kretynie, wiochę robisz. – parsknąłem.

– Kochanie, ten asfalt czysty nie jest... – mruknął Zayn, wyciągając dłonie do Nialla, jednak ten je pochwycił i pociągnął w stronę ziemi tak, że również Zayn zderzył się z chodnikiem. Niall niekontrolowanie zaczął się scenicznie śmiać. – Co ci jest?

– Co za wieśniaki – jęknął Louis, stając nad nimi. – Ogarnijcie się!

– Musisz podać mi rękę, bym mógł wstać – wymruczał Niall, wyciągając dłoń do Tomlinsona. Od razu pokręciłem głową, trzymając w ramionach Raisin.

Ostatecznie ja pomogłem wstać tym idiotom, a gdy otrzepali oni swoje ciuchy, ruszyliśmy złapać taksówkę.

***

– Mój synek! – tymi słowami przywitała nas mama Nialla, zaraz po otworzeniu drzwi. Od razu zgarnęła blondyna w objęcia.

Uświadomiłem sobie, jak wielką miłością darze Irlandię. Zwłaszcza Mullingar! To miasteczko od zawsze miało w sobie coś wyjątkowego. Tyle tu zieleni i miłych ludzi. Oczywiście nie było tu hotelu i to był jedyny minus. Musieliśmy taksówką dotrzeć do sąsiadującego miasta, by mieć swój nocleg. Nie chciało mi się nawet teraz myśleć o tłuczeniu się taksówką. Przecież jeszcze czekał nas cały dzień i cały wieczór. Po co się teraz o to martwić?

– Chodźcie, kochani! – zawołała. Od zawsze myślałem, że Niall jest podobny do ojca, ale jednak ten uśmiech miał zdecydowanie po mamie. Maura była niską blondynką. Była ucieleśnieniem ciepła. Zachowywała się jakby cały czas skrzący płomień, albo jakieś słoneczko tliło się w jej klatce piersiowej. Nigdy nie widziałem jej smutnej.

Raisin zaczęła cicho pojękiwać, dlatego ja i Louis domyśleliśmy się, że zapewne ma mokrą pieluszkę lub jest głodna. Najpierw przywitaliśmy się z kobietą w całkiem wylewny sposób.

– Mamo, Harry'ego już dobrze znasz... W jego rękach jest Raisin, a to Louis, jego chłopak. – Niall wskazał na nas, a ja widziałem jak w oczach jego mamy mienią się iskry gdy patrzyła na Rai.

– To jest wasza córeczka? – zapiszczała. Z automatu ja i Louis dumnie pokiwaliśmy głowami. Dziewczynka zaczęła się wiercić.

– Miło mi panią poznać – powiedział Louis, uśmiechając się do mamy Nialla. Uścisnął jej dłoń i pocałował wierzch. Ona się rozpromieniła.

To niesamowite, że tego samego triku użył na mojej własnej mamie i cóż, u niej zadziałało. W tej sytuacji nie mogło być inaczej. Co jest w tym moim Louisie tak wyjątkowego, że wszystkie kobiety go kochają?

– Możesz mówić mi ciociu! – ucałowała jego policzek.

– Mogłaby pani- to znaczy mogłabyś nas, ciociu, skierować do miejsca, gdzie możemy przewinąć Rai?

– Zróbcie to gdzie chcecie! Nawet na kanapie w salonie, maleńka się nie może denerwować! – przesunęła się, abyśmy mogli wejść do środka. W tym czasie przewijania Raisin, ukradkiem podsłuchiwałam ciekawy, jak Niall przedstawia Zayna swojej mamie, która nawet nigdy nie mogła domyśleć się, że jej syn może być biseksualny.

– Chyba jest zdziwiona – szepnął do mnie Louis, kiedy położył już dziewczynkę na kanapie.

– Nie spodziewałam się tego, ale odkąd pamiętam akceptowała mnie, więc jego też na pewno zaakceptuje...

Słyszałem głos mamy Nialla, miałem nadzieję, że zareaguje dobrze.

– Uwierz mi, mamusiu, ja sam w to nie mogę uwierzyć – zaśmiał się lakonicznie blondyn. – Ale według Zayna człowiek zakochuje się w sercu, a nie w płci, więc... może coś w tym jest?

– Zapewne! Bardzo miło mi się poznać Zayn, jesteś ślicznym chłopcem. Niall, dobrze wybrałeś – cała trójka wybuchnęła śmiechem. Mogłem domyśleć się, że mama Nialla bierze mulata w swe objęcia. W międzyczasie Louis przewinął naszą córkę, która zaraz po wyczuciu suchej pieluchy, uspokoiła się, wpatrując jedynie w obcy dla niej sufit.

– Ale musi mieć dzisiaj mętlik w głowie – sapnąłem, patrząc na dziewczynkę. Cały czas znajdowaliśmy się w innym miejscu, a ja miałem tylko nadzieję, że będzie spokojna i nie będzie tęskniła zbytnio za domem. Wziąłem nawet parę jej misiów, by czuła coś znajomego przy sobie.

– To zawsze wielkie wydarzenie dla tak małego dziecka. Ale nie wygląda na zdenerwowaną, tylko... jest ciekawska. – Louis podwijając lekko jej śpioszki, odsłonił okrągły brzuszek, który zaczął łaskotać.

– Po kim jest taka grzeczna? – jęknąłem.

– Nie mam pojęcia. Chociaż... nasze obie mamy są zawsze stonowane, nie uważasz? Może to właśnie to, może ma coś z babci, jednej, czy drugiej?

– Masz rację. To jej pierwsze święta swoją drogą – uśmiechnąłem się ciepło.

Szatyn połaskotał jej szyję, a ona zgięła ją w tamtym miejscu.

Louis był takim wspaniałym ojcem, pomyślałem, gdy pocałował jej maleńki pępek.

– Pokażcie mi tę piękną istotkę! - usłyszeliśmy podekscytowany głos mamy Nialla. Zachichotałem, biorąc swoją córeczkę w ramiona, a Maura patrzyła na dziewczynkę z wielkim uśmiechem, zakrywając swoje usta, by stłumić pisk.

– Czy mogę ją wziąć na ręce? – zapytała, a ja oczywiście pokiwałem głową, przekazując jej Rai. – Jaka malutka... – spojrzała na dziewczynkę z uśmiechem. Raisin wpatrywała się na nowo poznaną kobietę z zaciekawieniem. – A jakie ma duże, niebieskie oczęta!

– Po Louisie – uśmiechnąłem się ciepło.

– Kolor, bo na pewno ich rozmiar jest po tobie – zwrócił się do mnie.

– Oboje macie piękne oczy, skarby... – Maura chyba nie mogła uwierzyć, że to jest naprawdę nasza córeczka. Przekręciła głowę, by spojrzeć jeszcze raz na Rai. – Na pewno jest głodna. Może zagotuje wodę na herbatki dla was i przy okazji na jej mleczko, które jak się domyślam je?

– Tak, tak – pokiwałem głową. - Ja nie karmię niestety piersią, więc trzeba jej dawać takie w proszku – zaśmiałem się, krzywiąc.

– To by było dziwne, gdybyś miał cycki – Niall zachichotał, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami. Posłałem mu nieme "twoja mama wie?" gdy Maura zniknęła.

Kamień z mojego serca wręcz spadł z wielkim hukiem, ponieważ cto oznaczało tylko to, że Maura akceptuję tę... rzecz, co niezwykle mnie ucieszyło. Na drodze poznałem już wiele ludzi, którzy naprawdę dobrze przyjęli moja przypadłość, jednak zjawili się i ci przeciwni "dobrej" reakcji na to, jaki jestem. Patrząc na malutką Raisin w ogóle się nie przejmuje negatywnym odbiorem mojej osoby przez społeczeństwo, jednak zależy mi na tych ważnych osobach w moim życiu, a Maura jest dla mnie jak rodzina, podobnie jak moi rodzice dla Nialla.

– Niektórzy faceci na moim miejscu mogą karmić piersią. Wtedy muszą wytworzyć się właściwe gruczoły, a u mnie tego nie ma – obscenicznie złapałem swoją klatkę piersiową. – Ale to lepiej, musiałbym nosić takie śmieszne wkładki.

– Ona jest absolutnie rozbrajająca! – praktycznie zapiszczała kobieta, przykładając dziewczynkę bliżej swojej piersi. Raisin wyglądała na dosyć zdezorientowaną i cały czas zerkała na mnie lub Louisa, aby upewnić się, iż na pewno znajdujemy się w pobliżu.

– Cały Louis, czyż nie? – zaśmiałem się, gdy szatyn wyjął z torby buteleczkę Raisin, którą od razu mi podał. Posłał mi przy tym ciepły uśmiech, przez który za dosłownie każdym razem moje kolana uginały się i kostki stawały się miękkie.

– Chyba mnie nie lubi – mruknęła Maura, a kiedy już chciałem jej odpowiedzieć, zauważyłem jak Rai wyciąga do mnie rączki, wyglądając na nieco zakłopotaną. Pokręciłem z uśmiechem głową, od razu zgarniając ją w swoje ramiona.

– Po prostu jeszcze cię nie zna, daj jej jeden dzień i na pewno już nie będzie chciała opuszczać Twoich ramion – zapewniłem, całkiem będąc szczerym ze swoimi słowami. Spojrzałem na dziewczynkę, która złapała rączką mojej koszuli.

– Oh, Niall był jej zdecydowanym przeciwieństwem – zaśmiała się serdecznie, spoglądając przy tym na swojego syna. – Był bardzo sprzedajnym dzieckiem i mógł iść na ręce do każdego.

– Naprawdę? No proszę! – zaświergotałem,  odwracając się do blondyna, który stał w obięciach Malika, opierając plecy o jego klatkę piersiową. Zayn położył czubek brody w jego włosach, a ja pokręciłem głową z rozbawieniem, powoli wkładając butelkę z mlekiem do usteczek Rai.

Ona od razu zassała się na gumowej końcówce, pijąc jak zawsze łapczywie swoje mleczko, wpatrując przy tym we mnie dużymi oczami. Usiadłem na kanapie w salonie, aby było mi wygodniej.

Miejsce obok mnie zajął Louis, który swoje ramię owinął wokół mojej tali, patrząc na Raisin, która wystawiła do niego łapkę. Szatyn uśmiechnął się delikatnie, dając jej swojego palca, którego zacisnęła w rączce, a ja ułożyłem swoją głowę na ramieniu chłopaka, patrząc na tą maleńką gwiazdeczkę w mych ramionach.

***

– Poczekaj – mruknął do mnie pokrótce Louis, zanim pozostawił mnie razem z Raisin przy walizkach, sam podchodząc do recepcji hotelowej. – Dobry wieczór – przywitał się z troszkę starszą osobą niego kobietą. – Chciałbym wynająć trzyosobowy pokój.

– Dwie osoby dorosłe z dzieckiem, jak mam przyjemność zauważyć? – spytała blondynka, ubrana w czerwony strój hotelowy. Louis pokiwał głową, następnie otrzymując klucz do pokoiku oraz wpłacił pieniądze za trzy noce.

Po tym jak chłopak podziękował, wrócił do mnie w zawieszonym na palcu wskazującym kluczem. – Pokój numer dwadzieścia osiem. Skieruj się na górę, windą, lub schodami, a ja wniose nasze walizki.

Kiwnąłem głową z niewielkim uśmieszkiem na twarzy, ruszając z Raisin i szukając w długim korytarzu naszego pokoju. W końcu gdy stanąłem przed dużymi drzwiami z numerkiem dwadzieścia osiem, włożyłem klucz przekręcając go w drzwiach, które po chwili otworzyły się, a ja ujrzałem duże łóżko małżeńskie.

– Chyba ta kobieta wyczuła, że jesteśmy parą – uśmiechnąłem się do Louisa, który ciężko dysząc wszedł do pokoju, gdy ja usiadłem na miękkim materacu.

– Wiesz, wcale nie tak trudno się domyślić po dwójce facetów z dzieckiem – zaśmiał się opadając na materac obok mnie. – Przypomnij mi, co ty tam do cholery spakowałeś? – fuknął.

No jak to co? Prezenty!

– Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz – pokazałem mu język, układając Raisin na pościelonym łóżku. Szatyn spojrzał na mnie z uniesione brwiami, zanim nagle wskoczył na mnie, uważając, abym przy upadaniu nie uderzył dziewczynki.

– Co ty do cholery robisz? – oburzyłem się, jednak zdradzał mnie gigantyczny uśmiech, który wkradł się na moją twarz. Jednakże musiałem być silny, a Louis musiał wytrwać do jutrzejszej nocy, jeśli chciał tego, o czym myślę.

– Inicjuje grę wstępną – odparł jak gdyby nigdy nic, sięgając ręką do moich nadgarstków, przez co moje serce prawie zatrzymało, nim go powstrzymałem. Nie mógł zobaczyć pierdolonego plastra, nie teraz, gdy byliśmy już tak blisko...

– Louis, nie. Masz mnie puścić – powiedziałem stanowczo, pomimo iż w moich spodniach zrobiło się cholernie ciasno, a mój oddech zaczął uciekać piekielnie szybko z moich płuc. Szatyn już dawno nie był w stosunku do mnie taki zaborczy.

– Dobra, już, już! – zaśmiał się, schodząc z mojego ciała, na materac. – Zdenerwowałeś się jakbym miał cię co najmniej zgwałcić – przewróciłem oczami, kładąc dłoń na brzuszku Raisin. – Przecież nigdy nie zrobiłbym nic bez twojej zgody.

– Mówiłem, że musisz wytrzymać do swoich urodzin. Czego nie zrozumiałeś, Lou? – patrzyłem na niego, dotykając jego policzka. Za każdym razem miałem wrażenie, iż skaleczę się przez te szczyty kości jarzmowych. To głupie.

– Może miałeś rację, może jestem erotomanem – zamruczał szczypiąc moje udo. Zgromiłem go wymownym spojrzeniem.

– Przyznałeś się w końcu! – burknąłem, przytulając bardziej Rai.

– To wszystko przez ciebie, tak na mnie działasz – wyznał, spoglądając ukradkiem na moją twarz. – Wystarczy, że tylko dotknę cię, a czując jak twoja skóra prawie paruje pod moim dotykiem mam ochotę... Ah! – jęknął, jakby co najmniej dostał kulkę w brzuch.

– Zamknij się – syknąłem przez zaciśnięte zęby, dłonią prędko poprawiając swoje krocze. – Myślisz, że nie widzę co robisz? – oczywistym było, iż chłopak chciał podniecić mnie tą zbereźną gadką i cholera, nie mogłem mu ulec, musiałem wytrzymać.

Louis westchnął, kładąc twarz w poduszkach, przez co jego głos był stłumiony.

– Załatwiłem nam pokój z dźwiękoszczelnymi ścianami – wyznał, a ja mogłem domyślić się, że szczerzy się jak idiota, pomimo iż go nie widziałem.

– To super. Nikt nie będzie słyszał jak cię morduje!

– Bez takich mi tu, Styles! – dał mi pstryczka w nos. – Nie baw się w "Lśnienie".

– Ja nawet nie wiem o co chodzi w tym filmie – parsknąłem. Szatyn spojrzał na mnie w końcu, miał lekko zarumienione policzki.

– O to, że facet pracując w nieczynnym hotelu, dostał psychozy i próbował zabić żonę i dziecko siekierą. Super, nie?

Patrzyłem na Louisa z grymasem na twarzy, rozszerzając delikatnie oczy. Nienawidziłem nawet słuchać takich strasznych histori. Położyłem się całkiem na łóżku obok Raisin, cmokając jej skroń.

– Jakbym spróbował choćby zbliżyć się ze złymi zamiarami do Rai, coś czuję, że źle bym na tym skończył – zachichotałem, mając na myśli Louisa broniącego za wszelką cenę swojej córki.

– Dlaczego w ogóle myślimy o takich głupotach?! – szatyn zaśmiał się leżąc po drugiej stronie dziecka. Ciszę  odziwo przerwała... sama Raisin, która wydawała z siebie niezrozumiałe słowo, a raczej wypuściła z ust mruknięcie,  używając swojego własnego języka.

Oboje gwałtownie poruszyliśmy się na łóżku, wlepiając swe spojrzenia w dziewczynkę. Po raz pierwszy słyszeliśmy jak gaworzyła, a gdy zauważyła, że patrzymy na nią zdziwieni, uśmiechnęła się delikatnie.

Zachichotałem począwszy wycałowanie całej bladej buzi dziewczynki, zaczynając zostawiać pocałunki na jej policzkach, a kończąc na samych powiekach. Poczułem rodzicielską dumę.

– Już zaczęła nas podsłuchiwać i zorientowała się, że skoro my ze sobą rozmawiamy, to ona też chce – powiedział szeroko uśmiechnięty Tomlinson. Głaskał on czule nóżkę Rai.

Uśmiechnąłem się, patrząc na swojego chłopaka i zbliżyłem się do niego, a on nie czekając zbędnych momentów złączył nasze wargi w delikatny sposób, jakby motyl muskał moje usta. Poruszyłem lekko wargami, słysząc ciche mlasknięcie.

Kiedy poczułem jak Louis próbuje pogłębić pocałunek, uderzyłem go siarczyście w bok, na co on zaśmiał się w moje wargi, przywracając się do porządku.

– Musisz się kontrolować – zaśmiałem się, opierając o siebie nasze czoła. Pocałowałem jego policzek z leniwym uśmiechem. – Najlepiej wykąpmy się i połóżmy. – gdy zauważyłem, że Louis ma już się odezwać przerwałem mu – Ty myjesz się osobno, ja osobno. – zaznaczyłem przewracając oczyma.

– Może najpierw umyjmy Raisin i pomóżmy ją, żebyśmy mieli już spokój – mruknął chłopak, wstając z łóżka i podnosząc naszą córkę z materaca.

– Masz rację, jak zwykle.

– O kurwa – zatrzymał się nagle. – Czuję jak robi kupę – zerwał się, by jednak położyć Raisin na łóżko. Kiedy zacząłem się śmiać, nie mogłem przestać. Naszą córka właśnie robiła coś nieprzyjemnego w swoja pieluszkę! Ryczałem śmiechem przez dramatyczny wyraz twarzy szatyna. Musieliśmy spoważnieć tak szybko, jak tylko się zaśmialiśmy przez okropny płacz dziecka. Wołała nas, unosząc swoje ciałko do góry.

– Ty czy ja? – zapytałem szybko.

– Ja przebierałem ją dwa razy u cioci Maury! Nie wrobisz mnie. Szybko, ona płacze – machnął dłonią.

Poleciałem do torby, która stała przy drzwiach. Wzięliśmy specjalny bagaż z rzeczami tylko dla niemowlaka. Krzywiłem się, czując coraz intensywniejszy zapach kupy. Jęczałem wstrzymując powietrze przy przebieraniu jej, podczas gdy Louis spokojnie pluskał się pod prysznicem.

Chciałem być na jego miejscu, ale staraliśmy się dzielić obowiązkami po równo. Raisin szybko się uspokoiła, ale chyba się na mnie obraziła, ponieważ odwracała ode mnie swoją twarz. Może po prostu szukała swojego taty?

Westchnąłem, rozmyślając o jutrzejszym dniu. Musiałem przecież wszystko rozplanować wręcz idealnie, by Louis pokochał święta, jak i urodziny.

No to co przeczuwacie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro